Anna

Profil użytkownika: Anna

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 2 lata temu
360
Przeczytanych
książek
362
Książek
w biblioteczce
259
Opinii
1 301
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

,,Dwór rusałek” nieznacznie różni się od poprzednich powieści Doroty Gąsiorowskiej tym, iż tym razem pisarka postanowiła wpleść w obyczajową fabułę nutę słowiańskości. W oparciu o ludowe wierzenia dotyczące rusałek, które zwabiają ludzi, aby potem móc ich utopić, autorka tworzy niezwykły klimat tajemniczości oraz grozy. Co prawda są to niezwykle subtelne nawiązania, które nie mają nic wspólnego z literaturą fantasy, to jednak aż do samego końca czytelnik nie jest w stanie stwierdzić, czy rusałki są jedynie wytworem wyobraźni Olgi i Loreny, czy też prawdziwymi istotami, które skryte na dnie jeziora czyhają na kolejną ofiarę.
Jednakże najbardziej urzekła mnie historia z 1904 roku, którą Olga poznała podczas zagłębiania się w dziennikach prababki Leszka. Opowieść o dwóch siostrach, to zaledwie fragment z czasów, w których na ziemiach polskich działy się różne ważne wydarzenia. Jednakże najważniejsze wydarzenia dotyczą wkraczającej w dorosłość Rosie, która stale odczuwa, że nie pasuje do świata, w którym żyje. Osiemnastolatka jest niezwykle ambitna i doskonale wyedukowana, ale nie czuje się na siłach, aby móc się spełniać w wymaganej przez społeczeństwo roli żony i matki. Rosie pragnie móc żyć zgodnie z własną wolą, być panią swego losu i nie być zależną od żadnego mężczyzny. To właśnie jej losy najbardziej mnie zaciekawiły i sprawiły, że dworek na Jesionce stał się dla mnie jeszcze bardziej urzekający.
Mimo, iż powieść ,,Dwór rusałek” czyta się z zainteresowaniem, to niestety nie mogłam w pełni cieszyć się jej pięknem, ponieważ nie byłam w stanie zrozumieć głównej bohaterki, a zwłaszcza jej zachowania oraz decyzji, które podejmowała pod wpływem impulsu, bez dokładnego przemyślenia. Zachowanie Olgi naprzemiennie mnie dziwiło i irytowało, gdyż wydawało się infantylne i zupełnie nie pasujące do wieku oraz przeżyć bohaterki. Olga ukazana na początku powieści będąca osobą myślącą zdroworozsądkowo wraz z przebiegiem fabuły zaczęła się zmieniać w rozkapryszoną nastolatkę, która najpierw robi, a potem myśli. Całkowicie samowystarczalna młoda kobieta, która twardo stąpała po ziemi, stała się dziewczyną, która aby móc w siebie uwierzyć potrzebuje wielu zapewnień ze strony rodziny i przyjaciół oraz ciągłego „niańczenia”. Szkoda, że w postaci Olgi dokonała się aż taka niekorzystna przemiana, ponieważ wydawała mi się ona zupełnie niepotrzebna, ale i nielogiczna. Nadal nie rozumiem, jak w ciągu niemalże jednej chwili bohaterka, z którą mogłabym się utożsamić, stała się aż irytująca. Jej dziwaczne, skrajnie niedojrzałe zachowanie sprawiało, że cała przyjemność z czytania ulatywała i stawała się nużącym obowiązkiem wynikającym z faktu, iż przecież muszę przeczytać tę powieść, aby móc napisać jej recenzję. Niezmiernie mi przykro, że nie mogłam poczuć z Olgą głębszej więzi.
Jednakże ten mankament w pełni rekompensuje mi piękny język, w jakim napisana jest powieść. Dorota Gąsiorowska ponownie udowodniła, że potrafi oczarować czytelnika. Podobnie jak malarz starannie wybiera farby i miesza je, aby móc uzyskać jak najpiękniejszy odcień koloru, który byłby w stanie odzwierciedlić jego emocje i uczucia, tak samo autorka dokładnie waży każde słowo i przenosi je na papier. W ten sposób powstał przepiękny obraz namalowany słowami, który sprawia, że czytelnik wcale nie musi zbytnio wysilać swojej wyobraźni, aby móc przenieść się do urokliwego Wilna, czy malowniczego Podlasia. Najbliższy memu sercu okazał się dworek na Jesionce, który urzekł mnie nie tylko specyficznym klimatem, ale i pięknem otaczającej go przyrody.

Zapraszam na mój blog: bookpathology.wordpress.com :-)

,,Dwór rusałek” nieznacznie różni się od poprzednich powieści Doroty Gąsiorowskiej tym, iż tym razem pisarka postanowiła wpleść w obyczajową fabułę nutę słowiańskości. W oparciu o ludowe wierzenia dotyczące rusałek, które zwabiają ludzi, aby potem móc ich utopić, autorka tworzy niezwykły klimat tajemniczości oraz grozy. Co prawda są to niezwykle subtelne nawiązania, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętacie skromną sprzątaczkę Mackenzie i zarozumiałego biznesmana Quintena? Tych dwoje ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów połączyła pewna umowa, ale po czasie zorientowali się, że dzieje się pomiędzy nimi coś więcej.
Debiutancka powieść Moniki Serafin stała się sensacją Wattpada oraz sukcesem wydawniczym, więc tylko kwestią czasu było pojawienie się drugiego tomu losów tej interesującej pary. Na początku września 2020 ukazała się zatem druga, a zarazem ostatnia część zatytułowana ,,Narzeczona na dłużej”, w której dowiemy się, co się z nimi działo po burzliwym rozstaniu, ale również będziemy świadkami pewnego interesującego epizodu z życia Mackenzie.
Jeśli tak jak ja polubiliście długowłosą i nieco zadziorną Mac oraz wcale nie tak surowego Quinna, to mam nadzieję, że ta książka również się Wam spodoba. Muszę Was jednak nieco przestrzec przed tym, że mimo całej sympatii dla tych bohaterów oraz autorki, to jednak kontynuacja wypada nieco gorzej na tle części pierwszej. Książka jest nie tylko krótsza w porównaniu z poprzednią, ale i nieco pozbawiona głębszych refleksji głównych bohaterów. Brakowało mi u Mackenzie tego rozbijania na czynniki pierwsze każdej sytuacji, w jakiej się znalazła, natomiast Quinten coraz częściej zachowywał się jak rozkapryszone dziecko, a nie dorosły mężczyzna. Chyba więcej oleju w głowie miała siostrzenica Mac niż on :-) Również nieco uboższy wydaje się tzw. drugi plan, tworzony przez pozostałe postacie, w tym również te epizodyczne. Niewiele mamy scen, w których można spotkać dziadków Quinna, czy rezolutną siostrzenicę Mac. Również obecność jej przyjaciółek z dawnej pracy zostaje zredukowana do jednej, mianowicie do Jules, którą czeka niemalże drastyczna zmiana w życiu osobistym.
Fabuła ,,Narzeczonej na dłużej” rozpoczyna się po upływie kilku tygodni od pamiętnego przyjęcia i burzliwego zerwania naszej ulubionej pary. Mac popadła w rozpacz i zdecydowała się na pracę, która w ogóle nie daje satysfakcji, ale przynajmniej przynosi stałe dochody. Po zamknięciu rozdziału o nazwie Quinten zdecydowała się na zmianę fryzury oraz jeszcze większe poświęcenie się wychowaniu podopiecznej, która po raz kolejny udowadnia, że jest znacznie mądrzejsza niż niejeden dorosły z jej otoczenia. Tymczasem Quinten na swój sposób radzi sobie z bólem rozstania – ponownie wikła się w romans ze swoją poprzednią dziewczyną. Jednakże ich relacja staje się coraz bardziej toksyczna, o czym Quinn zdaje sobie sprawę, gdy jest już za późno, a wydarzenia przybiorą nieoczekiwany obrót. Powrót do normalności, czyli do czasu sprzed rozstania, okazuje się niezwykle trudnym zadaniem, ale nieco zdziwiło mnie to, w jaki sposób autorka ponownie połączyła Quintena i Mac. Ich przypadkowe spotkanie zaowocowało ponownym związkiem, co dla mnie okazało się nieco zbyt szybkim przeskokiem. Myślałam, że nasi bohaterowie będą musieli poważnie się zastanowić, zanim do siebie wrócą, zwłaszcza zważywszy na to, co im się przydarzyło. Tego w ogóle się nie spodziewałam. Mac i Quinn po prostu wrócili do stanu sprzed rozstania w taki sposób, jakby zupełnie nic się nie stało! Nie ukrywam, że nieco się rozczarowałam takim obrotem wydarzeń, ale mimo tego kontynuowałam lekturę.
Kolejną sprawą, która mnie zadziwiła było poprowadzenie wątku dawnej kochanki Quintena, czyli supermodelki Lydii. Zamiast pewnej siebie kokietki można było zaobserwować jej przemianę w wyniszczoną psychicznie kobietę, która nie cofnie się przed niczym, żeby na siłę zatrzymać przy sobie Quintena. Jej postępowanie dosłownie uwłaczało postawie kobiety sukcesu, jakim emanowała do tej pory i powiem szczerze, że ubolewam nad taką degradacją tej postaci. W moim odczuciu stała się ona żałosna. Jej losy są również przestrogą dla kobiet, aby nigdy nie dały sobą pomiatać i nie wikłały się w związek oparty wyłącznie na seksie, bo zawsze wyjdą na tym gorzej niż mężczyźni.
Wspomnę również o wątku pewnego tajemniczego mężczyzny, który obserwował Mac i podążał za nią krok w krok. Początkowo taki epizod bardzo mi się podobał, ponieważ nadawał nieco spłyconej fabule nieco tajemniczości i dawał nadzieję na ciekawy rozwój sytuacji. Z racji tego, że uwielbiam kryminały, miałam nadzieję na interesujący epizod z prześladowcą w tle, jednakże moje nadzieje okazały się płonne, bowiem sposób zakończenia tego wątku zupełnie mnie nie usatysfakcjonował. Czyżby autorka nie miała pomysłu i dlatego zaproponowała takie rozwiązanie tego wątku? Nie ukrywam jednak, że problematyka ukazana za pomocą tego epizodu jest niezwykle ważna, ale może niekoniecznie pasował do niej sposób, w jaki została ona zaprezentowana w powieści.
Podsumowanie
Powieść ,,Narzeczona na dłużej” mogę polecić osobom, które czytały pierwszą część i są bardzo ciekawe tego, jak zakończą się miłosne potyczki Mac i Quintena. Czytając drugi tom ich miłosnej historii niejako trzeba się przygotować do tego, że jest to jedna z wielu powieści romansowych, więc jej zakończenia można się spodziewać. Co prawda droga do happy endu wiedzie przez kręte ścieżki i szereg komplikacji, to jednak czytelnik powinien poczuć się usatysfakcjonowany takim zakończeniem ich losów. Jednakże ja mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony cieszy mnie to, że po pokonaniu przeciwności dwoje zakochanych w sobie ludzi nareszcie odnalazło wspólne szczęście, jednakże patrząc na nieco rozwlekaną sprawę kochanki Quinna i tajemniczego prześladowcy Mac, to zakończenie ich perypetii zostało wprowadzone nieco za szybko i jakby bez spójnego przejścia. Ostatnie rozdziały to dosłownie gonitwa zdarzeń, która pozostawia czytelnika ze zdumieniem, że tak szybko doszło do zakończenia. Nie ukrywam, że oczekiwałam czegoś nieco innego.

Pamiętacie skromną sprzątaczkę Mackenzie i zarozumiałego biznesmana Quintena? Tych dwoje ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów połączyła pewna umowa, ale po czasie zorientowali się, że dzieje się pomiędzy nimi coś więcej.
Debiutancka powieść Moniki Serafin stała się sensacją Wattpada oraz sukcesem wydawniczym, więc tylko kwestią czasu było pojawienie się drugiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Moja siostra morduje seryjnie” wbrew pozorom nie jest kryminałem, lecz powieścią obyczajową ze zbrodnią w tle. Od samego początku czytelnik wie, kim jest morderczyni i dlaczego zabija swoich kolejnych chłopaków. Znany jest również przebieg zdarzeń oraz motywy kierujące Ayoolą. Powieść Oyinkan Braithwaite jest raczej błyskotliwie napisanym studium skomplikowanej relacji pomiędzy siostrami niż thrillerem, czy klasyczną powieścią detektywistyczną. Na kolejnych stronach powieści poznajemy dziwne relacje panujące w rodzinie kobiet. Ich matka zawsze staje w obronie młodszej córki, jakby to, że jest ona piękniejsza, gwarantowało jej całkowitą niewinność i niezdolność do zaopiekowania się samej sobą. Podobną postawę przyjmuje Korede, jednakże ona doskonale wie, że Ayoola nie jest żadnym aniołkiem, ani nieporadną dziewczyną, która potrzebuje ochrony i całodobowej uwagi. Wręcz przeciwnie, widzi w niej niemalże diablicę, sprawną manipulatorkę, która owija sobie wokół palca mężczyzn i wykorzystuje ich dla swoich celów. Zastanawiające jest natomiast to, że zdając sobie sprawę z przestępczej działalności siostry, Korede wciąż jej pomaga. Ich relacja wydaje się obserwatorowi pozbawiona logiki, a nawet patologiczna. Wszyscy wokół przesadnie „trzęsą” się nad Ayoolą, która sprawnie wykorzystuje ich nadopiekuńczość, aby otrzymywać drogie prezenty i być wyręczaną w każdej czynności. Jest ona typową Narcyzą, skupioną wyłącznie na sobie, która łaknie uwagi, komplementów i pochlebstw. Nie dziwi zatem fakt, iż z każdym popełnionym przez nią mordem cierpliwość i gotowość niesienia pomocy ze strony Korede coraz bardziej słabną. Starsza siostra coraz lepiej zaczyna dostrzegać mroczną stronę „maleńkiej siostrzyczki” oraz jej dziwne zachowanie, które nie pasuje do okoliczności, w których się znalazła.

Im bardziej obserwuje się Korede i wspomnienia, które powracają do niej przy okazji rozważań nad postępowaniem młodszej siostry, tym bardziej można dojść do wniosku, iż relacje pomiędzy siostrami ich matką są zaburzone, niemalże chore i oparte na psychologicznej grze. Kiedy na jaw wychodzą mroczne sekrety małżeńskie ich rodziców oraz oparte na całkowitej posłuszności relacje, odnosi się wrażenie, że siostry dorastały w rodzinie konserwatywnej podporządkowanej autorytarnym rządom mężczyzny, w której kobieta znaczyła niewiele, a jej rola ograniczała się do bycia ozdobą męża. Nigeryjska tradycja bardzo mocno związana z czasami kolonialnymi i silnie ugruntowaną pozycją społeczną

Muszę przyznać, że po raz pierwszy miałam do czynienia z powieścią nigeryjskiej autorki, więc nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać. Nie byłam pewna, czy uda mi się przejść przez barierę światopoglądową i kulturową, ale były to moje zbyt wygórowane obawy. Okazało się bowiem, że ta książka jest niezwykła z powodu sposobu, w jaki pisarka kreuje powieściowy świat widziany oczami Korede. Jej uwagi dotyczące opisywanych wydarzeń oraz relacji z siostrą są pełne sarkazmu, ironii oraz dystansu do siebie. Korede potrafi zainteresować odbiorcę tym, co ma do opowiedzenia z powodu tego, że nie owija w bawełnę – jasno i precyzyjnie mówi to, co myśli, jawnie piętnuje zachowanie siostry, ale mimo kolejnych ciosów otrzymywanych od niej, ich matki, czy otoczenia nadal jest osobą charakterną, ale o niskim poczuciu własnej wartości. Jej sposób opisu sytuacji i wspomnień oraz stosunku do „działalności” młodszej siostry wciąga odbiorcę już od pierwszej strony i sprawia, że rozdziały połyka się w całości. Jedynym minusem, do którego mogę się doczepić jest urwane zakończenie pozostawiające czytelnika z mnóstwem pytań i niedomówień oraz nadzieję na kontynuację losów Korede i Ayooli.

,,Moja siostra morduje seryjnie” wbrew pozorom nie jest kryminałem, lecz powieścią obyczajową ze zbrodnią w tle. Od samego początku czytelnik wie, kim jest morderczyni i dlaczego zabija swoich kolejnych chłopaków. Znany jest również przebieg zdarzeń oraz motywy kierujące Ayoolą. Powieść Oyinkan Braithwaite jest raczej błyskotliwie napisanym studium skomplikowanej relacji...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Anna K

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [3]

Amy Reed
Ocena książek:
6,6 / 10
3 książki
0 cykli
Pisze książki z:
4 fanów
Małgorzata Saramonowicz
Ocena książek:
6,8 / 10
5 książek
2 cykle
13 fanów
Katarzyna Puzyńska
Ocena książek:
7,0 / 10
25 książek
5 cykli
1717 fanów
Amy Reed Dziewczyny znikąd Zobacz więcej
Elmar Mord przy Chmielnej Zobacz więcej
Amy Reed Dziewczyny znikąd Zobacz więcej
Ben Kane Zapomniany Legion Zobacz więcej
Elmar Mord przy Chmielnej Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
360
książek
Średnio w roku
przeczytane
30
książek
Opinie były
pomocne
1 301
razy
W sumie
wystawione
355
ocen ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
2 079
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
33
minuty
W sumie
dodane
3
W sumie
dodane
6
książek [+ Dodaj]