-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać13
Biblioteczka
2018-12-30
2019-06-15
Ostatnio nie miałam ani czasu, ani chęci na czytanie. Tworzenie ogrodu pochłonęło mnie całkowicie. Jednak moje myśli często krążyły wokół Liny i jej historii opisanej w książce "Szare śniegi Syberii" (choć to akurat bohaterka fikcyjna, ale podobne do jej losów dotyczyły setek tysięcy osób, tylko podczas II wojny światowej zginęło ponad 80 milionów). Rozmyślałam o tym co przeżywali ludzie, którzy w czasie wojny walczyli o siebie, ojczyznę i własną tożsamość. Doskonale pamiętam opowieści mojej babci o wydarzeniach z czasów wojny, o tym jak było źle - głód, chłód, niepewność, rozłąka z bliskimi, nieustanny lęk.
Coraz częściej prześladuje mnie myśl, że to wszystko poszło na marne, że ludzie niepotrzebnie ginęli broniąc swych zasad, tradycji, terytoriów, języka. Świat się wymieszał, rozciągnął, zmienił. Mam wrażenie, że ludzie coraz bardziej czują się obywatelami świata, a nie kraju, z którego pochodzą, że tak naprawdę nie jest dla nich ważne skąd pochodzą, bo dziś żyją tu, a za rok w zupełnie innym miejscu świata. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale myślę, że każdy powinien pamiętać o swoich korzeniach, historii i tradycjach.
Często wpadam w zadumę, ogarnia mnie żałość i smutek na myśl o tych wszystkich straconych duszach, o osieroconych dzieciach, opłakujących dzieci rodzicach, utraconych małżonkach, opuszczonych domach, przerwanej edukacji, niespełnionych marzeniach, utraconym życiu dosłownie i w przenośni (brak prawdziwego dzieciństwa, konieczność przedwczesnego dorastania, niemożność realizowania planów i "zwykłego" codziennego życia. Dlatego gdy zobaczyłam, jak moja uczennica czyta książkę o chłopcach, którzy uciekli z transportu do Rzeszy, wiedziałam, że muszę znaleźć dla niej czas i ją poznać.
Dwunastoletni Bronek wraz z rodziną trafia do niewoli. Podczas transportu do Rzeszy postanawia uciec. Gdy nadarza się okazja, wraz z nowo poznanym kolegą rozpoczyna tułaczkę, której finałem ma być powrót do domu. Prawdopodobnie gdyby nie Jurek Bronek nie poradziłby sobie w trudnych, dzikich warunkach. To towarzysz niedoli pomagał Bronkowi szukać jedzenia, przemieszczać się po (często trudnym) terenie, był dla niego mentalnym wsparciem i dodawał sił i nadziei na szczęśliwy powrót. Wędrówka trwała ponad trzy miesiące, chłopcy byli wychudzeni, wymęczeni, ze świerzbem, czyrakami i wszami. Niestety do domu wrócił tylko Bronek...
Niesamowite ile chłopcy przeżyli w drodze do domu. Który z dzisiejszych dwunastolatków dałby radę iść w takich ciężkich warunkach chociaż tydzień? Ja takiego nie znam :( Przykro mi, naprawdę :( Dla młodych ludzi patriotyzm kończy się chyba na kibicowaniu "naszym". Nie mówię, że wszyscy muszą znać każdy szczegół naszej historii, ale wypadałoby chociaż okazać szacunek symbolom narodowym, miejscach pamięci narodowej, czy wyrazić zainteresowanie i chęć poznania przeżyć bohaterów wojennych i "zwykłych" ludzi, których wojna bezpośrednio dotyczyła.
Ostatnio nie miałam ani czasu, ani chęci na czytanie. Tworzenie ogrodu pochłonęło mnie całkowicie. Jednak moje myśli często krążyły wokół Liny i jej historii opisanej w książce "Szare śniegi Syberii" (choć to akurat bohaterka fikcyjna, ale podobne do jej losów dotyczyły setek tysięcy osób, tylko podczas II wojny światowej zginęło ponad 80 milionów). Rozmyślałam o tym co...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-20
"W końcu każdy z nas każdego dnia dostaje do rąk maleńki okruszek dobra. Takie ziarenko. Dobrą drobnostkę. Dobrostkę, można by rzec. Wystarczy, że się ją zasadzi w swojej duszy i zacznie pielęgnować. Wtedy dostąpimy prawdziwego szczęścia - i my, i to miasto, i cały świat."*
Ile osób - tyle historii do opowiedzenia. Każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń, jedni mniejszy, drudzy większy, ale wszyscy odczuwamy jego "wagę". Przeżyte radości i smutki, sukcesy i porażki wpływają na naszą osobowość, nasz stosunek do życia i świata. Jednak... obojętnie co by się nie działo, warto wykrzesać z siebie okruchy dobra i ofiarowywać je innym każdego dnia. Te drobne gesty z naszej strony sprawią, że komuś będzie lepiej, łatwiej, radośniej, ale i my sami poczujemy się z tym dobrze i jednocześnie silniejsi, by stawić czoła jutru.
O czym zatem jest ta książka? O czynieniu dobra? Też! Jednak przede wszystkim jest to książka o nadziei.
Mieszkańców krakowskiej kamienicy życie delikatnie mówiąc "nie rozpieszcza". Każdy z mieszkańców przeżywa rozterki sercowe, rozlicza się z błędów przeszłości i nie jest pewien co przyniesie przyszłość. Choć jest im naprawdę trudno to świąteczna aura w przededniu wigilii napawa ich nadzieją na odmianę losu. W tym czasie linia życia mieszkańców kamienicy i kilku innych osób przecinają się i łączą w jedną. Nieoczekiwanie tych kilka osób spotyka się przy wspólnym wigilijnym stole i to spotkanie pozwala odzyskać siły, uwierzyć, że będzie dobrze i daje nadzieję na rozwiązanie wszystkich problemów...
Celowo nie opisuję dokładnie książki, bo chcę byście sami poznali jej bohaterów, poczuli tę nadzieję w ich sercach i zrozumieli, że warto wierzyć, warto się starać, dawać sobie i innym szansę, a w problemach, które na nas spadają nie zapominać o drugim człowieku, który często jest tuż obok, a w biegu życia nie zauważamy go, nie zaglądamy w oczy, w których przecież odbijają się potrzeby, uczucia, myśli. Czyńmy dobro, nie wahajmy się rozsiewać "dobrostek" wokół i pamiętajmy o złotej prawdzie - dobro zawsze do nas wraca!
Znany nam z serii "Ogród Zuzanny" duet pisarski poradził sobie z zadaniem stworzenia historii, która podtrzymuje nas na duchu, daje wiarę i siłę, sprawia, że chcemy być jeszcze lepsi, ale też wierzymy, że i nas czekają lepsze chwile. Mnie ujęła zwłaszcza końcówka książki, a więc wspólna wieczerza, budujące rozmowy i wyjście na pasterkę, a tam... słowa kazania. No tak... mnie niewierzącej ujęły właśnie słowa księdza, które miały pomóc odnaleźć w wiernych to co w nich najlepsze i sprawić, by podzielili się tym z innymi.
"W końcu każdy z nas każdego dnia dostaje do rąk maleńki okruszek dobra. Takie ziarenko. Dobrą drobnostkę. Dobrostkę, można by rzec. Wystarczy, że się ją zasadzi w swojej duszy i zacznie pielęgnować. Wtedy dostąpimy prawdziwego szczęścia - i my, i to miasto, i cały świat."*
Ile osób - tyle historii do opowiedzenia. Każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń, jedni...
2018-11-28
Które z dzieci choć raz nie marzyło by zostać detektywem? Z dumą móc powiedzieć, że rozwiązało się śledztwo i wskazało winnego...
Julek i Mikołaj też o tym marzyli. Zauroczeni filmami o policjantach także chcieli przeżyć fascynujące przygody, poczuć dreszczyk emocji i satysfakcję z dobrze wykonanej pracy detektywistycznej. Logiczne myślenie, umiejętność kojarzenia faktów to wcale nie taka wielka sztuka i już można zostać detektywem. Zakładając biuro detektywistyczne Dziurka od klucza, chłopcy nawet nie przypuszczali, że tak szybko poradzą sobie z pierwszą zagadką, a wieści o ich sukcesie rozejdą się po okolicy i wkrótce pojawią się nowe sprawy do rozwiązania.
Dorosłym pewnie trudno uwierzyć, że dzieci mogą zostać detektywami, ale... jak widać jest to całkiem realne :) Jak wygląda takie śledztwo? Jak poradzili sobie mali bohaterowie? Najważniejsza jest sztuka dedukcji - wyłuszczenie z całości najważniejszych elementów, szukanie poszlak, łączenie szczątkowych informacji z dowodami i wynikami obserwacji. Jednak czy naprawdę jest to możliwe w wykonaniu małych chłopców? Koniecznie przeczytajcie, a dowiecie się jak chłopcy rozwiązali sześć niezwykłych spraw.
Bardzo podoba mi się sposób w jaki autorka przedstawiła poszczególne śledztwa. Są one realistyczne i logiczne. Analiza sytuacji i "głośne" dyskusje Julka i Mikołaja na temat poznanych faktów pozwalają młodym czytelnikom spróbować samodzielnie wpaść na właściwy trop. Czytelnicy dzięki temu mogą sprawdzić własne predyspozycje i umiejętności detektywistyczne.
Które z dzieci choć raz nie marzyło by zostać detektywem? Z dumą móc powiedzieć, że rozwiązało się śledztwo i wskazało winnego...
Julek i Mikołaj też o tym marzyli. Zauroczeni filmami o policjantach także chcieli przeżyć fascynujące przygody, poczuć dreszczyk emocji i satysfakcję z dobrze wykonanej pracy detektywistycznej. Logiczne myślenie, umiejętność kojarzenia...
2018-11-11
Dziś rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. W wielu miejscowościach Polski (i nie tylko) odbywały się liczne uroczystości, pochody, pikniki, koncerty i inne przedsięwzięcia związane z rocznicą. To radosne święto, bo dzięki bohaterstwu naszych przodków możemy żyć w wolnym kraju, pielęgnować narodowe tradycje, kulturę, mówić w ojczystym języku. Jestem dumna z tego, że jestem Polką i mieszkam w Polsce.
W tym szczególnym dniu, chciałabym się z Wami podzielić refleksjami na temat niezwykłej pozycji dla dzieci, która w jasny, zrozumiały sposób prezentuje nasze dobra narodowe - postacie, osiągnięcia, zabytki i skarby przyrody, nasze piękno, historię i tradycje. Wybrane zagadnienia omówione są w zwięzły, konkretny sposób. Treść ciekawie ujęto, autorka nie przynudza - wręcz przeciwnie, wzbudza zainteresowanie dalszymi rozdziałami. Książkę można czytać ciągiem, lub wybierać poszczególne rozdziały.
Pozycja skierowana jest do dzieci, ale świetnie nadaje się do inicjowania rozmów o Polsce, Polakach, ważnych wydarzeniach i ciekawych dla rodziców i nauczycieli. To zbiór najważniejszych informacji o Polsce w pigułce. Dobrze się czyta, chce się wiedzieć więcej. Trafne ilustracje uzupełniają i jeszcze bardziej "ocieplają" teksty.
Bardzo ciekawa książka! Polecam dzieciom w wieku szkolnym, rodzicom i nauczycielom. Wszyscy mamy za co kochać Polskę!
Dziś rocznica 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. W wielu miejscowościach Polski (i nie tylko) odbywały się liczne uroczystości, pochody, pikniki, koncerty i inne przedsięwzięcia związane z rocznicą. To radosne święto, bo dzięki bohaterstwu naszych przodków możemy żyć w wolnym kraju, pielęgnować narodowe tradycje, kulturę, mówić w ojczystym języku. Jestem...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-28
Książki utrzymane w świątecznym klimacie są zwykle bardzo przyjemne, ciepłe, przypominają nam jak ważna jest w życiu rodzina, przyjaciele i dążenie do szczęścia (robienie czegoś dla siebie). Zwykle zaczynają się one dość smutno, ale magia świąt sprawia, że wszystko się zmienia, bo gdy zasiadamy przy wigilijnym stole razem z rodziną stajemy się silniejsi, mocniejsi, a czując wsparcie bliskich możemy góry przenosić.
W rodzinie Kreftów kobiety nie należą do szczególnie szczęśliwych (i to w kilku pokoleniach!) Są zabiegane, zagubione, często odczuwają pustkę/niedosyt/niezrozumienie, ciągle czegoś im brakuje. W swej bezsilności widzą tylko to co złe, a za swoje niepowodzenia/niedostatki obwiniają cały świat... tylko nie siebie, choć w kilku przypadkach powinny właśnie od siebie zacząć, doszukując się powodów swoich mniejszych czy większych nieszczęść.
W pierwszej części poznajemy wszystkie panie i panny Kreft, dowiadując się głównie tego na czym polega ich nieszczęście. Niestety przez pierwsze 200 stron zastanawiałam się o co im tak właściwie chodzi, bo głównie same są odpowiedzialne za to jak wygląda ich życie, a sprawiają wrażenie jakby szukały dziury w całym. Wyjątek stanowi nestorka rodu Róża (zresztą najpogodniejsza z kobiet!), która szansę na pełnię szczęścia i wyśnioną miłość straciła już we wczesnej młodości w wyniku rodzinnej przeprowadzki do innego miasta, a w późniejszym czasie w wyniku manipulacji rodziców. Jej wnuczka Basia przez wiele lat żyła w konflikcie z własnym ojcem, a z macochą i przyrodnią siostrą ich stosunki były wręcz wrogie. Sytuacja ta ciągle boli dziewczynę, niestety jest pamiętliwa, uparta i dumna, przez co przez wiele lat nie próbuje tego zmienić. Pozostałe bohaterki w moim odczuciu są bardzo niesprawiedliwe, momentami wyniosłe, niewdzięczne i zbyt wymagające od życia i innych, przez co same tak naprawdę blokują się na pełnię szczęścia.
Przez bardzo długi czas zastanawiałam się po co autorki napisały tę książkę, bo nie czułam tu za grosz świątecznej atmosfery. Bohaterki mnie irytowały (zwłaszcza Dagna i Rita) i miałam ochotę im przemówić do słuchu. Ich "problemy" były dla mnie wyssane z palca i wręcz byłam na nie zła, że tak źle traktują innych - pewnie przez to podobieństwo tak świetnie się dogadywały razem. Dagnę to najchętniej przełożyłabym przez kolano i wlała za to jak traktowała matkę, siostrę, a także za to jak wstydziła się swojej rodzinnej miejscowości.
Dopiero gdy sytuacja zaczęła się "klarować" i to wcale nie tak słodko i różowo, jak można by się spodziewać po takiej literaturze, zaczęłam patrzeć na powieść z innej strony. Być może się mylę, ale może autorki chciały trochę wstrząsnąć czytelniczkami? Może chciały byśmy się krytycznie przyjrzały swojemu życiu, relacji z bliskimi, oczekiwaniami i marzeniami, a także temu co tu i teraz. Może książka ukazała się już w październiku, żeby każda czytelniczka mogła zrobić na czas rachunek sumienia i spróbować zawalczyć o siebie, swoją rodzinę, bliskich, lepsze jutro. Może wszyscy powinniśmy się zastanowić, otworzyć szeroko oczy, rozejrzeć się wokół, spróbować coś zmienić, a nie czekać na świąteczny cud?!
Książki utrzymane w świątecznym klimacie są zwykle bardzo przyjemne, ciepłe, przypominają nam jak ważna jest w życiu rodzina, przyjaciele i dążenie do szczęścia (robienie czegoś dla siebie). Zwykle zaczynają się one dość smutno, ale magia świąt sprawia, że wszystko się zmienia, bo gdy zasiadamy przy wigilijnym stole razem z rodziną stajemy się silniejsi, mocniejsi, a czując...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-13
Często pytani o to, o czym marzymy, odpowiadamy, że o wygranej, dużych pieniądzach, egzotycznych wakacjach, szybkich samochodach itp. A przecież to tylko rzeczy materialne. Najważniejsze jest jednak to, czego kupić nie można - rodzina, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa, spokoju i stabilizacji. Niestety uświadamiamy sobie o tym dopiero wtedy, gdy to utracimy.
W Jaworowej Dolinie, dzielnicy pewnego amerykańskiego miasteczka, mieszka wiele rodzin, które na ogół nie łączą zbytnio zażyłe stosunki, choć będąca na emeryturze Zell dąży do tego by to zmienić. Niestety dopiero tragedia, która odbyła się na miejscowym basenie sprawiła, że ludzie zaczęli zauważać się nawzajem i poczuli potrzebę wspólnie przeżyć to wydarzenie. To właśnie głównie na basenie przeplatają się i łączą losy bohaterów. Tego lata nie tylko tragedia Cuttera zburzy spokój i zaleje falą niepokoju Jaworową Dolinę. Nie bez znaczenia będzie tu też powrót do rodzinnego domu Jencey, obecnie matki dwóch córek, co nieodwracalnie zmieni nie tylko jej życie.
Jak się okazuje, przed przeszłością nie można uciec, trzeba się z nią zmierzyć, zaakceptować, by móc spokojnie i w zgodzie z sobą żyć i budować szczęście. To co mnie w książce zaskoczyło, to mnogość tajemnic z przeszłości, kłamstw czy niedopowiedzeń, co z kolei uświadomiło mi, że wszyscy nosimy ze sobą jakiś bagaż - większy lub mniejszy - ale od tego jak wykorzystamy nasze doświadczenia, jak postąpimy i jakie priorytety ustalimy zależy nasze szczęście i przyszłość. Może więc warto od czasu do czasu zerknąć w przeszłość, przeanalizować minione wydarzenia, zastanowić się jakie konsekwencje mają albo mogłyby mieć one na nasze dotychczasowe życie i może powinno się coś zmienić? Odpuścić, wybaczyć, przyznać się, zaakceptować? Czasem jedna mała decyzja może być wielkim krokiem do szczęścia, oczywiście czasem zmierzenie się z przeszłością wiąże się z przyjęciem na siebie odpowiedzialności (za coś), ale przynosi ulgę i upragniony spokój. Zatem zatrzymajmy się na chwilę, zastanówmy nad życiem, przeszłością i przyszłością. Może moglibyśmy zmienić coś na lepsze?
Często pytani o to, o czym marzymy, odpowiadamy, że o wygranej, dużych pieniądzach, egzotycznych wakacjach, szybkich samochodach itp. A przecież to tylko rzeczy materialne. Najważniejsze jest jednak to, czego kupić nie można - rodzina, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa, spokoju i stabilizacji. Niestety uświadamiamy sobie o tym dopiero wtedy, gdy to utracimy.
W...
2018-08-03
Fenomen Remigiusza Mroza trwa... ludzie wciąż o nim mówią! Nawet jeśli ktoś nie zna książek jego autorstwa to i tak kojarzy jego postać, wie, że autor pisze z prędkością światła i wydaje rekordową ilość książek rocznie, które... ponoć są bardzo dobre! Czy tak jest w rzeczywistości ?
Kiedy na Giewoncie zostają znalezione zwłoki mężczyzny, sprawa jego morderstwa od razu wydaje się być inna niż wszystkie. Na pierwszy rzut oka widać, że na tej ofierze się nie skończy, bo zabójca zostawia "podpis", a to oznacza, że to dopiero początek. Na miejsce przybywa niezbyt lubiany komisarz Forst (mnie się cały czas kojarzył z Brudnym Harrym :p) i zaczyna śledztwo, które... niemal natychmiast jest mu odebrane. Ten jednak czuje, że nie może tej sprawy zostawić nierozwiązanej i wraz ze znaną dziennikarką Olgą Szrebską podejmuje się prywatnego śledztwa.
Ludzie! Ile tu się dzieje!!! Forst szukając sprawcy musi działać na arenie międzynarodowej, przy tym wplątuje się w niezłe polityczno-historyczne bagno, z którego wydaje się, że nie ma odwrotu. Odważny, pewny siebie i działający bez skrupułów Forst wraz z niezwykle błyskotliwą, energiczną i nie bojącą się ryzyka Szrebską podejmie się czegoś wydawałoby się niemożliwego. Niebezpieczeństwo, w jakim znaleźli się bohaterowie jest niewyobrażalne. Dociekając prawdy narażają się wielu ludziom. Akcja jest tak szybka i emocjonalna, że trudno oderwać się od książki. Nawet wtedy gdy poznajemy źródła historyczne "podpisu" mordercy to też chcemy więcej, zastanawiamy się jaki to może mieć związek ze sprawą i przede wszystkim kto za tym stoi.
Na początku książki byłam dla niej chyba zbyt surowa. Myślę, że przez to, że o autorze jest tak głośno, oczekiwałam czegoś absolutnie genialnego i... nie dostałam. Od razu zauważyłam, że sposób pisania, prowadzenia fabuły i tworzenia postaci jest wypadkową znanych mi seriali detektywistycznych, najlepszego kina akcji i kryminałów skandynawskich z twardym, odważnym i niemal niezniszczalnym bohaterem (coś jak Bruce Willis). Na początku mnie to drażniło, ale wątek zabójstwa mimo wszystko był coraz ciekawszy i chciałam wiedzieć jak się potoczy śledztwo, bo w to, że Forst znajdzie sprawcę nie wątpiłam nawet przez chwilę. Im dalej w las, tym bardziej doceniałam fakt, że nawet jeśli autor inspirował się różnymi źródłami to zrobił to w sposób bardzo udany, ciekawy i intrygujący. Bardzo ważny jest też tu wątek historyczny, który jest bardzo dopracowany i konsekwentnie odkrywany. Nie jest tylko dodatkiem, a spójną częścią dochodzenia. No i dałam się zaskoczyć! I to jak! Nawet nie mam tu na myśli rozwiązania zagadki (choć to też było zaskoczenie), ale zakończenie książki ... hmmm... wbija w fotel!
Czy książka mi się podobała? Tak, choć mam pewne zastrzeżenia. Nie jestem też szczególnie fanką kryminałów, a w szczególności kryminałów sensacyjnych, więc to, że książka zainteresowała mnie tak mocno, że trudno było mi się od niej oderwać, świadczy o tym, że jest naprawdę dobra!
Fenomen Remigiusza Mroza trwa... ludzie wciąż o nim mówią! Nawet jeśli ktoś nie zna książek jego autorstwa to i tak kojarzy jego postać, wie, że autor pisze z prędkością światła i wydaje rekordową ilość książek rocznie, które... ponoć są bardzo dobre! Czy tak jest w rzeczywistości ?
Kiedy na Giewoncie zostają znalezione zwłoki mężczyzny, sprawa jego morderstwa od razu...
2018-07-28
Jakże miło mi było wrócić do Starej Leśnej, móc przebywać ze wspaniałymi ludźmi, uczestniczyć w ich codzienności, razem z nimi śmiać się, martwić, przeżywać dobre i złe chwile. Bardzo im wszystkim kibicowałam (no może poza Kacprzycką), szczególnie tym, walczącym o miłość.
W drugiej części "Ogrodu Zuzanny" dzieje się tak wiele, że czytamy z zapartym tchem i nie możemy się oderwać od książki. Choć na początku mnogość postaci, które już przecież znałam, nieco mnie przytłaczała, to jednak gdy tylko nastąpiła rzecz zupełnie niespodziewana, zdarzenie, które wstrząsnęło całą społecznością Starej Leśnej to po prostu przepadłam! Można powiedzieć, że tym razem fabuła krąży wokół Wioletty, która przechodzi metamorfozę zarówno zewnętrzną i wewnętrzną i postanawia zawalczyć o miłość i szczęście. Równocześnie toczy się postępowanie w sprawie, w której jak na taką spokojną, niewielką mieścinę bardzo dużo osób ma coś do ukrycia...
Autorki poczyniły ogromny postęp! Pierwsza część serii była bardzo przyjemna, ciepła i piękna, ale druga wydaje się o wiele lepsza! Często jest tak, że zbyt duża ilość wątków sprawia, że powieść jest chaotyczna i niedomknięta. Tutaj autorki przedstawiły wszystkie wątki genialnie. Idealnie się ze sobą przeplatają, zazębiają. Wszystkie są na równi ważne i opisane w optymalny sposób, żaden nie został potraktowany po macoszemu. Poznajemy nie tylko teraźniejsze życie poszczególnych mieszkańców, ale i historie z ich przeszłości, które w większości przypadków mocno rzutują na to co tu i teraz. Autorki domknęły wszystkie sprawy, ale dały też nadzieję na kolejną część (części?) i czuję, że teraz bliżej poznamy Kazimierę i... Krystynę. Zaskoczyło mnie bardzo to, że książka, którą na wstępie zakwalifikowałam jako obyczajówkę okazała się bardzo dobrze skonstruowaną powieścią obyczajowo-sensacyjną, dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach. Zwroty akcji, tajemnice, odkrywanie kawałek po kawałku prawdy były fascynujące, a do tego prawdziwie bliskie czytelnikowi emocje, uczucia, obawy rodzące się w mieszkańcach Starej Leśnej.
Kto powiedział, że miłość jest łatwa? Że zawsze uderza jak grom z jasnego nieba i jest przyjemna jak morska bryza? Nie zawsze tak jest. To raczej rodzaj układu. Najpierw zwykle jest zauroczenie, w czasie którego widzimy wszystko w różowych barwach. Ale prawdziwa miłość ujawnia się później, w codziennych gestach, słowach, czy nawet wspólnym milczeniu. Bardzo trudno ocenić czy to co czujemy to właśnie miłość. Czy to jeszcze stan zauroczenia? A może strach przed samotnością? Środkiem do spełnienia innych marzeń - dom, dziecko? Nie spieszmy się z oceną i deklaracjami. Wszystko wyjdzie z czasem, ale jedno jest pewne. Nigdy się nie dowiemy, że to właśnie TA osoba jest nam przeznaczona, gdy nie damy miłości szansy. Dlatego proszę! Jesteś samotny? Nie patrz na metrykę! Po prostu odważ się kochać! Miłość przyjdzie na pewno!
Każda z przedstawionych tu postaci jest wyjątkowa na swój sposób, ma zespół cech właściwych tylko jej osobie i przez to czytelnik ma wrażenie, że osobiście zna wszystkich bohaterów. Jednych lubi bardziej, innych mniej, ale każdy jest tu ważny. Każdy ma za sobą jakąś przeszłość, doświadczenia, które bardzo wpłynęły na ich losy. Autorki przedstawiły swoich bohaterów w sposób bardzo prawdziwy. Nie sugerują kogo mamy lubić, a kogo nie, ale pokazują, że każdy z nas ma inne potrzeby, marzenia, pomysł na siebie, na przyszłość, bagaż przeżyć. Pokazują, że nasze życie nie zawsze zależne jest tylko od nas samych. Mimo wszystko powinniśmy patrzeć na innych holistycznie, nie przez pryzmat jednego zdarzenia, złej decyzji czy chociażby gburowatego usposobienia. Dajmy ludziom szansę, nie osądzajmy z góry. Zastanówmy się zanim kogoś zdefiniujemy. Oczywiście są wyjątki (także w tej powieści), ale dla czystego sumienia dajmy szansę... i innym, i sobie.
Gorąco polecam tę powieść wszystkim. Kobietom i mężczyznom, fanom powieści obyczajowych i tym, niekoniecznie w nich gustującym. Książkę wspaniale się czyta, nie ma nawet konieczności znajomości pierwszej części, bo autorki zadbały o to by je tutaj podsumować i to w sposób tak płynny, że osoby, które czytały część pierwszą nie mają wrażenia, że ciągle czytają to samo. Fenomenalna książka. Dziękuję bardzo autorkom, że piszą, że stworzyły takie miejsce jakim jest Stara Leśna i wachlarz tak różnych od siebie postaci. Jestem zachwycona!
P.S. Miałam dzisiaj zacząć swoją przygodę z Mrozem, ale nie wiem czy będę potrafiła od razu przestawić się na zupełnie inny klimat..
Jakże miło mi było wrócić do Starej Leśnej, móc przebywać ze wspaniałymi ludźmi, uczestniczyć w ich codzienności, razem z nimi śmiać się, martwić, przeżywać dobre i złe chwile. Bardzo im wszystkim kibicowałam (no może poza Kacprzycką), szczególnie tym, walczącym o miłość.
W drugiej części "Ogrodu Zuzanny" dzieje się tak wiele, że czytamy z zapartym tchem i nie możemy...
2018-07-18
Co za szczęście, że przypadki chodzą po ludziach :) Tak właśnie trafiła do mnie książka, która wcześniej (również przypadkiem) trafiła w ręce kogoś innego. Ja pewnie nigdy nie sięgnęłabym po nią ze względu na okładkę, która w żaden sposób nie przyciąga. Muszę sobie wreszcie wbić do głowy, że mam nie oceniać książek po okładce!
Adela to trzydziestoczteroletnia kobieta, która wraca do rodzinnego Wrocławia po dziesięcioletniej nieobecności. Po ostatnich wydarzeniach musi zacząć żyć od nowa i ma w związku z tym pewien plan - zrobić coś dobrego. Kobieta obwinia się o to co się stało i przez dobre uczynki chce zadośćuczynienia. W realizacji planu pomaga jej Daniel (który pojawił się w jej życiu przypadkiem i na dobre w nim zagościł) w sposób dosłowny i pośredni, przez to, że dzięki wtajemniczeniu w przeszłość swej ciotki Stefy, pozwala jej poznać i zrozumieć siebie. "Historia Adeli" to tak właściwie także historia Stefy, którą poznajemy dzięki zawziętości i dociekliwości Adeli.
Książka urzekła mnie od pierwszego rozdziału! Zaskoczyła sposobem narracji i zachwyciła bohaterami, których z miejsca polubiłam i kibicowałam w dalszych poczynaniach. To nie jest jakaś tam, schematyczna historia. To książka o miłości, samotności, oddaniu, odpowiedzialności, przebaczaniu, szukaniu siebie. Ach można by tak długo wymieniać, a i tak każdy czytelnik znajdzie to coś dodatkowego, coś co wyda się napisane specjalnie dla niego. Tu wszystko ma swoje miejsce, sens, barwę i wydźwięk. Sposób narracji przywodzi na myśli snucie opowieści, która łączy nowoczesność z tradycją, przeszłość z teraźniejszością, pokolenia młodszych i starszych, dzieci i ich rodziców. Delektowałam się każdą stroną, po kolejnych rozdziałach robiłam przerwy, by móc przemyśleć, przetrawić to co właśnie przeczytałam. Po lekturze powieści czułam się wyczerpana emocjonalnie, ale w pozytywnym tego znaczeniu.
Ta pozycja to prawdziwa uczta dla duszy i serca. Dawno nie czytałam tak "bogatej" książki. Warto też dodać, że wszędobylskie jazzowe nuty niemal docierają do naszych uszu z każdym przewróceniem kolejnej strony, a liczne nawiązania do tekstów literackich sprawiają, że koniecznie chce się je poznać. Jeśli podobnie jak ja, będziecie mieli ochotę sięgnąć po wymieniane tytuły to nie musicie trudzić się z oznaczaniem stron, na których o nich wspomniano, autorka na końcu książki przygotowała dla nas listę najlepszych utworów :)
P.S. Ciekawe kto jeszcze po przeczytaniu książki będzie marzył o takim miejscu jak Becky Sharp :)
Co za szczęście, że przypadki chodzą po ludziach :) Tak właśnie trafiła do mnie książka, która wcześniej (również przypadkiem) trafiła w ręce kogoś innego. Ja pewnie nigdy nie sięgnęłabym po nią ze względu na okładkę, która w żaden sposób nie przyciąga. Muszę sobie wreszcie wbić do głowy, że mam nie oceniać książek po okładce!
Adela to trzydziestoczteroletnia kobieta,...
2018-06-28
Kiedy Bella przeprowadza się do nowego (starego) domu, nawet nie sądzi, że jej życie stanie się takie "ciekawe". I pomyśleć, że wraz z rodziną miała na wsi odnaleźć spokój.
W momencie przeprowadzki na wieś Bella ma 8 lat, a jej brat 5. Dziewczynce nie bardzo podoba się ta zmiana, ale nie może nic na to poradzić. Sytuacja odmienia się, gdy Bella poznaje nową sąsiadkę Martę. Od tej pory dziewczynka nie może narzekać na nudę...
Dlaczego "kłopoty za rogiem"? Hmmm rzekłabym nawet "na każdym kroku"! Okazuje się, że Marta jest prawdziwą kopalnią pomysłów, szkoda tylko, że nie kończą się one zbyt dobrze. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wiele potrafi "zmalować" jedna ośmiolatka, a gdy do pomocy ma drugą, niczego nieświadomą rówieśniczkę to może naprawdę wiele się wydarzyć! Uff całe szczęście to nie ja jestem mamą Belli, bo nie wiem czy wytrzymałabym takie sąsiedztwo chociaż przez tydzień. To niemożliwe jak wiele może się wydarzyć w zaledwie kilka dni!
Z tej Marty to naprawdę niezłe ziółko. Dziewczynka ma chyba ADHD, bo zupełnie nie potrafi wytrzymać w jednym miejscu, poza tym wszystko ją rozprasza. Bez przerwy się rusza, staje na głowie i fika koziołki. Tryska pomysłami, od których dorosłym pewnie włos na głowie by się zjeżył, a przez swoją chaotyczność prowadzi do serii niefortunnych zdarzeń. Szkoda, że cała wina spada na Bellę. Pierwsza refleksja po lekturze książki? "Matko kochana jakie niegrzeczne dziecko! Całe szczęście nie mam takiego w świetlicy!". Jednak druga myśl była już zupełnie inna. To chyba dobrze, że dziecko jest takie kreatywne, wszechstronne, pełne energii, spontaniczne, ruchliwe. Że w ogóle ma chęci coś robić, a nie grać na komputerze lub oglądać telewizję. Owszem, jest przy tym kłopotliwe, niesforne i nieprzewidywalne, ale... nie jest przy tym złośliwe. Marta sama za siebie nie może, wcale nie chce robić złych rzeczy. Rozpiera ją energia, ma mnóstwo pomysłów, które koniecznie musi tu i teraz wykorzystać i nie myśli o konsekwencjach.
Dzieciom w młodszym wieku szkolnym przygody Belli, Marty i Sida na pewno się spodobają i dostarczą dużo śmiechu. Byle tylko nie brały przykładu z bohaterów... :)
Kiedy Bella przeprowadza się do nowego (starego) domu, nawet nie sądzi, że jej życie stanie się takie "ciekawe". I pomyśleć, że wraz z rodziną miała na wsi odnaleźć spokój.
W momencie przeprowadzki na wieś Bella ma 8 lat, a jej brat 5. Dziewczynce nie bardzo podoba się ta zmiana, ale nie może nic na to poradzić. Sytuacja odmienia się, gdy Bella poznaje nową sąsiadkę...
2018-06-17
Często marzymy o sławie, podróżach, bogactwie, niewyobrażalnych pieniądzach, ale w obliczu zagrożenia życia, to co wydawało nam się szczytem, jest jedynie miłym dodatkiem. Wcale nie tak ważnym w kontekście zdarzeń, w których się znaleźliśmy. Co więc ważne jest w życiu? Miłość, przyjaźń, rodzina? - a może wystarczy poczucie stabilizacji, spokoju i bezpieczeństwa? W tej materii jest to sprawa indywidualna. Jedno jest pewne - każdy ma prawo marzyć!
Klaudia, dziewczyna bardzo pokrzywdzona przez najbliższych, w dniu swoich osiemnastych urodzin postanawia uciec i zacząć żyć od nowa, z czystą kartą. Trafia do Białołęki, gdzie czeka na nią stara, rozpadająca się chatka ze stajnią i zarośniętym ogrodem. Tam poznaje Kamila, równie poharatanego przez życie, niewiele starszego chłopaka. Niemal od pierwszego spotkania ta dwójka bohaterów próbuje ruszyć do przodu, zostawiając za sobą przykre wspomnienia, złe doświadczenia i tragedie, których doznali. Czy im się uda? Czy będą mogli sobie zaufać, choć wcześniej zawiodło ich aż tyle osób, a zło ciągle czai się gdzieś obok?
Książkę czytałam dość długo, bo... Hmmm.... najpierw spodobały mi się wątki/losy Klaudii i Kamila, bo były niespotykane, a przynajmniej dla mnie takie tematy to nowość w literaturze. Niestety później powiało nudą, bo bohaterowie ciągle się na siebie obrażali i godzili. To było denerwujące i zniechęcające, więc wymyślałam różne inne zajęcia, które były przyjemniejsze od czytania. Jest to jednak książka pożyczona, więc wypadało ją skończyć, poza tym... ma zieloną okładkę i pasuje do wyzwania, więc zawzięłam się w sobie i dzisiaj doczytałam do końca. I??? Muszę przyznać, że Autorka bardzo mnie zaskoczyła! Choć "wyśpiewanie marzeń" było dla mnie mocno naciągane to... zakończenie mega mnie zaskoczyło! Właściwie to w finale nie mogłam się oderwać i czułam się jakbym czytała jakiś dobry kryminał, bo podobnie odczuwałam napięcie :) Swym zakończeniem książka sporo zyskała na ocenie i patrząc na nią, jako całość też oceniam ją lepiej niż w trakcie lektury. Właściwie, choć minęło kilka godzin od kiedy odłożyłam książkę, to ciągle jestem pod wrażeniem. Nie sądziłam, że przy tylu książkach, które czytałam, ktoś jest w stanie mnie tak bardzo zadziwić i zafundować tak ekscytujące zakończenie. Decyzja Klaudii mnie przeraziła i zaskoczyła. Nie sądziłam, iż wymierzona w bohaterów intryga może doprowadzić do tak dramatycznych skutków. Jestem pod wrażeniem! Mocny, niespodziewany finał opowieści całkowicie zmienia obraz całej książki i łagodzi wszystkie wcześniejsze negatywne myśli o powieści. Polecam!
P.S. Pomijając postać doktora Maszewskiego, to gdybym na swej drodze spotkała Darię, to bym jej nogi z d.... wiecie co! A czy ja dobrze pamiętam? Tymoteusz Stern był mężem Julii Stern z serii Kwiatowej?
Często marzymy o sławie, podróżach, bogactwie, niewyobrażalnych pieniądzach, ale w obliczu zagrożenia życia, to co wydawało nam się szczytem, jest jedynie miłym dodatkiem. Wcale nie tak ważnym w kontekście zdarzeń, w których się znaleźliśmy. Co więc ważne jest w życiu? Miłość, przyjaźń, rodzina? - a może wystarczy poczucie stabilizacji, spokoju i bezpieczeństwa? W tej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Seria "Kryminał pod psem" Marty Matyszczak to mój mały wyrzut sumienia :( Już dawno, dawno temu chciałam ją poznać. Specjalnie na wakacje kupiłam sobie trzy pierwsze tomy i co? Dopiero co skończyłam pierwszy...
Bohaterem serii jest Szymon Solański, były policjant, który w nowym miejscu zamieszkania chce zacząć nowe życie. Szyman zamierza otworzyć własną agencję detektywistyczną, ale zanim przyjmie pierwsze zlecenie chce rozwikłać zagadkę śmierci jego niedoszłej sąsiadki, znanej aktorki teatralnej Marianny Biel. Dla policji śmierć kobiety jest zwykłym nieszczęśliwym wypadkiem, ale Szymon ma inną teorię.
Podczas "śledztwa" poznajemy niezwykle ciekawych sąsiadów Szymona, mieszkańców kamienicy, do której ten właśnie się wprowadził. To niezwykle ciekawe osoby, a każda z nich zdaje się mieć coś za uszami. Solańskiemu pomaga dawna znajoma Róża Kwiatkowska i... uroczy trójnożny pies, przygarnięty ze schroniska.
Śledztwo wlecze się i wlecze, zdaje się, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. O ile Solańskiemu ten stan rzeczy zdaje się nie bardzo przeszkadzać, o tyle Gucio dwoi się i troi żeby pomóc. Właśnie dlatego Gucio stał się moim ulubionym bohaterem literackim :) Zdecydowanie najlepiej czytało mi się wątki, których narratorem był Gucio i sposób w jaki opisywał rzeczywistość.
Nawet jeśli w powieści momentami wiało nudą (no cóż w polskich realiach to mam wrażenie, że wszystkie sprawy kryminalne tak się dłużą) to książkę warto było przeczytać, by poznać Gucia, ale też przyjemnie było wrócić do Chorzowa, w którym mieszkałam kilka lat. Autorka w swojej książce "sprzedała" kilka smaczków dotyczących specyfiki miasta i jego mieszkańców, wplatając w treść także śląską gwarę, co dla mnie było szczególnie miłe.
Jeśli nie oczekujecie od książki galopującego śledztwa niczym w serialach CSI, jesteście otwarci na nowe perspektywy i lubicie się pośmiać przy lekturze to ta książka jest jak najbardziej dla was:)
Seria "Kryminał pod psem" Marty Matyszczak to mój mały wyrzut sumienia :( Już dawno, dawno temu chciałam ją poznać. Specjalnie na wakacje kupiłam sobie trzy pierwsze tomy i co? Dopiero co skończyłam pierwszy...
więcej Pokaż mimo toBohaterem serii jest Szymon Solański, były policjant, który w nowym miejscu zamieszkania chce zacząć nowe życie. Szyman zamierza otworzyć własną agencję...