rozwiń zwiń
lew_kanapowy

Profil użytkownika: lew_kanapowy

Gdańsk Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
166
Przeczytanych
książek
177
Książek
w biblioteczce
152
Opinii
897
Polubień
opinii
Gdańsk Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

O twórczości Dominiki Smoleń pisałam już tutaj nie raz i, jak wiecie, mam do niej pewną słabość i sporo sentymentu. Do tego stopnia, że „Gaming House” ukazała się pod moim patronatem. Zdecydowałam się na ten krok nie dlatego, że jest najlepszą książką autorki (za taką wciąż zdecydowanie uważam „Bieg do gwiazd”), ale dlatego, że jest najtrudniejsza do zrozumienia. Jeśli spodziewacie się po niej lekkiej komedii pełnej błyskotliwego humoru, na pewno będziecie rozczarowani. Jeśli nastawicie się na przyjemną, niezobowiązującą lekturę, na pewno będziecie rozczarowani. Bo w czytelniku, który ma już w miarę poukładane w głowie (nigdy nawet nie sądziłam, że kiedykolwiek pomyślę o sobie w taki sposób…) „Gaming House” budzi irytację, niechęć i zażenowanie. Częściej, niż uśmiech wzbudza chęć mocnego potrząśnięcia bohaterami i wysłania ich na trochę do roboty w kopalni. Albo do wojska. Ot tak, wychowawczo.

Tytułowy Gaming House to coś w stylu współczesnej hipisowskiej komuny – ośmioro jego mieszkańców spędza młodość na wałkonieniu się, alkoholizowaniu i uprawianiu stosunków seksualnych z przypadkowymi partnerami i sobą nawzajem. Tym, co różni ich od prawilnych dzieci-kwiatów, jest silne uzależnienie od gier komputerowych i wyjątkowo emocjonalne podejście do spraw błahych i, przynajmniej z punktu widzenia kosmosu, zupełnie nieznaczących – jak na przykład ranking w LOLu i stały dostęp do internetu. Sprawy te mają dla nich oczywiście znaczenie elementarne.

To wyjątkowo smutny obraz części pokolenia kompletnie nieprzystosowanego do prawdziwego życia, niezaradnego, rozchwianego emocjonalnie, pozbawionego wyższych zasad i wartości, nie robiącego planów, nie mającego ambicji, hedonistycznie skupionego na sobie i chwilowych przyjemnościach. Jeśli mieszkańcy GH mieliby sporządzić swój manifest, brzmiałby on zapewne „Seksu i internetu!”. A przy sporządzaniu go zdążyliby się pięć razy pokłócić, dwa razy urządzić orgię, poobrażać się na siebie i zrobić błąd ortograficzny. I trwałoby to dobry tydzień.

Nasuwa się zatem pytanie – po co męczyć się z tymi zakałami społeczeństwa jeszcze w książce, skoro jest tyle innych, mniej frustrujących pozycji? Odpowiem na to prosto – ta pozycja jest potrzebna. Bo tego rodzaju hikikomori (posługując się tak lubianymi przez bohaterów domu gier słówkami pochodzenia japońskiego) mnożą się coraz bardziej rosnąc pomału do rangi poważnego problemu społecznego. I do takiej młodzieży (i w sumie każdej innej też) nie ma się co zbliżać z umoralniającymi monologami. Co innego podsunąć im pozycję o klawym życiu fikcyjnych (mam taką nadzieję!) bohaterów, którzy „mają niezłe przypały”. I pozwolić im samym wyciągnąć wnioski. Bo ta wymarzona ucieczka od wyzwań dorosłości okraszonej prawdziwymi problemami okazuje się tak naprawdę strasznie żałosna. A wyśniona Arkadia jest tylko wydmuszką – strojną, ale pustą w środku.

Powieść dydaktyczno-moralizatorska na miarę epoki LOLa.

O twórczości Dominiki Smoleń pisałam już tutaj nie raz i, jak wiecie, mam do niej pewną słabość i sporo sentymentu. Do tego stopnia, że „Gaming House” ukazała się pod moim patronatem. Zdecydowałam się na ten krok nie dlatego, że jest najlepszą książką autorki (za taką wciąż zdecydowanie uważam „Bieg do gwiazd”), ale dlatego, że jest najtrudniejsza do zrozumienia. Jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Macie tak czasami, że idąc za prozą ulubionego autora sięgacie po gatunki, które nie leżą w sferze waszych zainteresowań? Robiłam w życiu kilka podejść do klimatów drugiej wojny światowej i zawsze raczej z miernym skutkiem. Aż do teraz. Bo z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „Gambit” to pierwsza powieść wojenna, która naprawdę mi się podobała. No, może poza „Kamieniami na szaniec”, ale to jednak trochę inny etap czytelniczego życia.

Dwie poprzednie powieści Macieja Siembiedy polubiłam między innymi za jego głównego bohatera i początkowo było mi trochę żal, że kolejna książka nie należy do jednego z moich najulubieńszych cykli, ale jeśli już musze wymienić Jakuba Kanię na kogoś innego, to Wanda Kuryło jest idealnym pocieszeniem. Silna babeczka, snajperka, działaczka konspiracyjna, superszpieg – aż miło czytać, bo girl power zdaje się być jedną z myśli przewodnich tej powieści. I to w zupełnie naturalny, pozbawiony jakiejkolwiek nachalności sposób! Szczególnie, że to postać niepozbawiona wad, wątpliwości, popełniająca błędy, wychowana i żyjąca w tyglu kultur i narodowości. A do tego będąca na tropie bezcennego skarbu – tak innego od złota, dzieł sztuki i kosztowności, a jednocześnie jeszcze od nich cenniejszego, bo mogącego całkowicie odmienić losy wojny i, co za tym idzie, całego świata.

Ale wiecie co jest najbardziej niesamowite? Że poszukiwania owianego tajemnicą skarbu nie są tu wcale najbardziej emocjonujące i wbrew pozorom to nie one sprawiają, że książkę czyta się z zapartym tchem. To splątana i kompletnie nieprawdopodobna historia okołowojennych losów jej kilkorga bohaterów, nie pozwala czytelnikowi oderwać się od lektury. Ktoś kiedyś powiedział, że fantastyka musi mieć w sobie co nieco z realizmu, bo inaczej ludzie nie chcieliby jej czytać, a najbardziej zdumiewające historie to te pisane przez życie. Tak jest i w tym przypadku, bo zdumiewające przypadki braci Ostrowskich w książce to historia oparta na faktach. I poznana krok po kroku w równie niezwykły sposób, co mityczne poszukiwania skarbów.

Styl autora jak zwykle nie pozostawia najmniejszego marginesu na jakiekolwiek krytyczne uwagi, a umiejętność ukazywania potworności wojny bez uciekania się do naturalistycznych opisów po raz kolejny mnie zdumiewa.

Trochę powieść wojenna, trochę szpiegowska, trochę detektywistyczna. Z subtelną nutą romansu, muśnięta przesądnym podmuchem łemkowskiej powieruchy. Być może jest też troszkę przeklęta, co kiedy już się po nią sięgnie, to nie sposób odłożyć aż do ostatniej strony.

Macie tak czasami, że idąc za prozą ulubionego autora sięgacie po gatunki, które nie leżą w sferze waszych zainteresowań? Robiłam w życiu kilka podejść do klimatów drugiej wojny światowej i zawsze raczej z miernym skutkiem. Aż do teraz. Bo z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „Gambit” to pierwsza powieść wojenna, która naprawdę mi się podobała. No, może poza „Kamieniami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O tym, jak podziwiam Dominikę – pełną zapału młodziutką autorkę dążącą do wydania swoich książek pisałam już przy okazji recenzji „Ceny naszych pragnień”. Nic więc dziwnego, że nie mogłam doczekać się jej drugiej książki i kiedy tylko trafiła w moje ręce, od razu zabrałam się za czytanie. Po trzech stronach upchnęłam ją gdzieś na pokryte pajęczynami dno „stosu wstydu” odrzucona nadmiarem werterycznego emo patosu, który uderzył mnie prosto w twarz.

„Wegetowałam – nie znajdowałam na to innego określenia. To, co ciągnęło mnie do tego, by przekroczyć granicę, by udać się w bezkresną i nieopisaną otchłań – w ramiona samej śmierci – nigdy nie zniknie (…). Istniałam już tylko w mroku i nic mnie nie trzymało na tym świecie. Wierzyłam z całego serca, że to, co czeka mnie dalej i tak będzie lepsze od cierpienia i agonii, które spotkały mnie na ziemi”.

Jasne, zdawałam sobie sprawę, że to książka podejmująca trudne tematy – nieuleczalna choroba mocno utrudniająca życie zmieszana z ciężką depresją doprawioną szpitalem psychiatrycznym to gorzka mieszanka. Szczególne, że gówna bohaterka jest bardzo daleka od traktowania swojej sytuacji ze spokojem i dojrzałością. To samotna, wystraszona nastolatka, której życie spłatało brzydkiego psikusa już na samym starcie.

Do lektury powróciłam dopiero po kilku miesiącach, co zaskakuje tym bardziej, że nie znoszę zostawiać niedokończonych książek i unikam tego jak ognia. Jednak kiedy już przebrnęłam przez te kilka pierwszych, pełnych weltschmerzu rozdziałów, połknęłam resztę jednym tchem. I długo nie mogłam otrząsnąć się z zaskoczenia.

Dziewiętnastoletnią Adę poznajemy w momencie, w którym szykuje się do wyjścia ze szpitala psychiatrycznego, do którego trafiła z powodu ponawianych prób samobójczych. Bohaterka nie radzi sobie z koniecznością życia z cukrzycą, na którą zachorowała w wieku siedmiu lat i z którą została całkiem sama, gdy kiedy najbliżsi odmówili jej pomocy. Kiedy dowiaduje się o śmierci ukochanej babci, jest w kompletnej rozsypce. Przy życiu utrzymuje ją jedynie ostatnia wola staruszki – przez 30 dni ma żyć jak zwykła nastolatka i spróbować odnaleźć szczęście.

Z pewnością trudno mi wczuć się w sytuację Ady, bo sama nie zmagałam się z tą chorobą nawet w ciąży, a moi bliscy i znajomi chorujący na cukrzycę to prawdziwi tytani codzienności – wspaniała mama trójki dzieci obdarzona anielską niemal codziennością i artystka osiągająca sportowe sukcesy.

Pewnie dlatego tak rozczarowywała mnie niewdzięczność bohaterki za to, co ma. Zdawało mi się, że nadmiernie demonizuje chorobę, z którą można żyć i po prostu wybiera łatwiejszą drogę nurzając się w egzaltacji. Długo zajęło mi odkrycie, że dziewczyna reaguje w tak beznadziejny sposób, bo nikt nigdy nie pomógł jej dorosnąć. Kluczowym jest tu ostracyzm i odrzucenie, które spotkało ją ze strony rodziców. I to właśnie ten aspekt całej powieści wydał mi się najbardziej tragiczny.

Skojarzenie „Biegu do gwiazd” z „Zanim się pojawiłeś” nasuwa się samo, choć porównywanie obu tych książek chyba mijałoby się z celem, bo mimo wielu podobieństw, zarówno ich autorki, jak i bohaterowie są na zupełnie innych etapach życiowego rozwoju. Uzmysłowiają jednak, że tragedie i myśli o samobójstwie mogą dopaść każdego – niezależnie od wieku, kraju zamieszkania, sytuacji rodzinnej i majątkowej.

To książka o rozpaczliwym poszukiwaniu szczęścia i akceptacji. O samotności braku wsparcia ze strony najbliższych, którego nie mogłam zrozumieć przez całą lekturę. O tęsknocie za normalnością. O zawiązujących się powoli przyjaźniach i kiełkujących uczuciach. O poważnej chorobie i o zupełnie błahych licealnych dramatach. O tym, że nikomu nie jest w życiu lekko i każdy ma swoje demony. O braniu życia w swoje ręce.

I do samego końca nie sposób chyba odgadnąć jaką Ada podejmie decyzję, a samo zakończenie to prawdziwy chichot losu.

Jednak tym, co ciekawiło mnie najbardziej podczas oczekiwania na wydanie drugiej powieści Dominiki był rozwój jej warsztatu. I porównując obie jej książki bez najmniejszego wahania mogę stwierdzić, że zrobiła olbrzymie postępy. To prawda, wciąż trafiają się błędy gramatyczne i językowe, a częste powtórzenia wyjątkowo działały mi na nerwy, myślę jednak, że naprawdę dobra (a może po prostu bardziej ingerująca w tekst) korekta zrobiłaby z tej książki prawdziwą żyletę. Tak, wciąż bywa naiwnie i trochę nieprawdopodobnie – zdarzają się sceny rodem z głupawych amerykańskich filmów, ale chyba pod każdym względem – tematyki, rozwoju fabuły, kreacji bohaterów i łączących ich relacji – jest nieporównywalnie lepiej. Tą książkę po prostu bardzo dobrze się czyta i wzbudza w odbiorcy sporo emocji.

Gratulacje! Nie jest to jeszcze arcydzieło, ale książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić mimo stylistycznych niedociągnięć. Szczególnie, że Dominika nie spoczywa na laurach i kolejna powieść już się pisze – liczę, że będzie jeszcze lepsza.

https://lewkanapowy.com/2018/05/21/czas-na-czytanie-bieg-do-gwiazd-dominika-smolen/

O tym, jak podziwiam Dominikę – pełną zapału młodziutką autorkę dążącą do wydania swoich książek pisałam już przy okazji recenzji „Ceny naszych pragnień”. Nic więc dziwnego, że nie mogłam doczekać się jej drugiej książki i kiedy tylko trafiła w moje ręce, od razu zabrałam się za czytanie. Po trzech stronach upchnęłam ją gdzieś na pokryte pajęczynami dno „stosu wstydu”...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika lew_kanapowy

z ostatnich 3 m-cy
2024-02-20 17:44:32
lew_kanapowy Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-20 17:44:32
lew_kanapowy Zagłosowała w plebiscycie "Książka Roku 2023"

ulubieni autorzy [1]

J.K. Rowling
Ocena książek:
7,7 / 10
42 książki
14 cykli
11307 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
166
książek
Średnio w roku
przeczytane
17
książek
Opinie były
pomocne
897
razy
W sumie
wystawione
163
oceny ze średnią 7,1

Spędzone
na czytaniu
732
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]