rozwiń zwiń
Sebastian

Profil użytkownika: Sebastian

Poznań Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 2 godziny temu
839
Przeczytanych
książek
1 248
Książek
w biblioteczce
28
Opinii
125
Polubień
opinii
Poznań Mężczyzna

Psycholog, pasjonat popkultury w różnych wydaniach i od jakiegoś czasu bloger. Lubię pisać na różne tematy i dzielić się swoimi myślami z innymi.


Jeśli podobają Ci się moje opinie na tym portalu zapraszam na mojego bloga - Horyzont Zagadnień - gdzie publikuję więcej tekstów, nie tylko związanych z książkami:
Horyzont Zagadnień

Możesz także odwiedzić moją stronę na Facebooku:
Fanpage horyzontu na facebooku


Opinie

Okładka książki Koszmary Hazel Heald, H.P. Lovecraft
Ocena 7,2
Koszmary Hazel Heald, H.P. L...

Na półkach:

Ten tekst będzie opowiadał o Koszmarach – o historiach, w których niepokojące zdarzenia kumulują się, by zrazu niedostrzeżenie przesiąknąć do podświadomości ofiary i w najgorszym momencie uderzyć odsłaniając przed nią niewyobrażalną plugawą grozę wszechświata. Tych, którzy boją się, że będę opisywał swoje własne sny, uspokajam – będzie o „Koszmarach” Lovecrafta i Hazel Heald, wydanych przez wydawnictwo C&T.

Skąd dwóch autorów? Taka myśl może pojawić się w głowach niektórych czytelników, którzy Lovecrafta znają głównie z jego najpopularniejszych dzieł lub z odwołań w popkulturze. Samotnik z Providence poza pisaniem własnych tekstów z gatunku opowieści grozy zajmował się także poprawianiem i kończeniem opowiadań na zlecenie. Biografowie Lovecrafta są jednak zgodni, że w większości przypadków wkład zleceniodawców ograniczał się najwyżej do pomysłu i zarysu fabuły, podczas gdy całą robotę pisarską wykonywał autor mitologii Cthulhu.

Dysproporcję między wkładem Samotnika, a pisarza-klienta zauważyć może każdy czytelnik sięgający po teksty pisane na zlecenie. W opowiadaniach pisanych dla innych autorów, nie tylko czuć styl Lovecrafta, ale także odnaleźć można wiele elementów wyjętych wprost z jego twórczości – nazwy przedwiecznych, plugawe woluminy czy dziwne artefakty. Nie inaczej jest w przypadku „Koszmarów”.

Recenzowany tutaj tom opowiadań jest dla mnie już drugim tekstem tworzonym przez Lovecrafta i innego autora, jaki czytałem. Pierwszym był „Kopiec” stworzony na zlecenie Zealii Bishop. O ile tam, początkowo, zastanawiałem się jak duży jest wkład Samotnika w porównaniu z Panią Bishop, tak przy „Koszmarach” już po pierwszych stronach zrozumiałem, że to właściwie autorskie dzieło Lovecrafta.

Zbiór opowiadań składa się z pięciu tekstów o dość odmiennym klimacie i tematyce, co w przypadku twórczości Howarda Phillipsa nie jest takie oczywiste. Lovecraft mimo kultowości swoich tworów i ich wpływu na obecny krajobraz popkulturowy, nie był jakimś wybitnym warsztatowo pisarzem. Wiele z historii stworzonych przez niego jest do siebie dość podobnych, bazuje na tych samych motywach i wykorzystuje te same środki wyrazu (rada dla ludzi chcących naśladować styl Lovecrafta, np. przy odgrywaniu sesji RPG, wystarczy wrzucić w zdanie opisujące zagrożenie frazę, jakoby było ono „plugawą grozą z bezdennych, niewypowiedzianych eonów przed czasem” – zawsze działa).

Najbardziej sztampowy, a tym samym jedyny który nie przypadł mi do gustu, jest tekst „Z bezmiaru eonów” traktujący o nietypowej mumii, która przyciąga do muzeum podejrzanych kultystów, a ostatecznie sprowadza zagładę na kilku ludzi. Czytając ten tekst miałem wrażenie wtórności i przyznać muszę, że nawet zdarzyło mi się ziewać z nudy. Dlatego też nie będę się skupiał na jego opisie bo w zbiorze znajdują się o wiele lepsze opowiadania.

„Człowiek z kamienia” i „Koszmar na cmentarzu” to już naprawdę porządne opowiadania, które znane fanom Lovcrafta motywy, wykorzystują tworząc atmosferę niepewności i niepokoju. Pierwszy z tekstów to historia dziwnych posągów, które pojawiły się w okolicy wioski Lake Placid. Figury straszyły mieszkańców i przyjezdnych swoją nienaturalną realistycznością – odwzorowaniem nawet najdrobniejszych włosków na ciele. Gdyby tego było mało w wiosce zaginął niejaki Arthur Wheeler, jeden z najznamienitszych rzeźbiarzy na świecie. Historia, jak przystało na Samotnika z Providence jest przedstawiona w formie relacji jednego z ludzi, którzy wyruszyli rozwiązać zagadkę posągów.

„Koszmar na cmentarzu” tak jak poprzednie opowiadanie ma miejsce w niewielkiej miejscowości, gdzie trywialne ludzkie animozje w połączeniu z eksperymentalnym specyfikiem lokalnego grabarza doprowadzają do makabrycznych skutków. Historia mimo, że nie opowiada o kosmicznym zagrożeniu dla całej ludzkości, czy nawet dla całej społeczności lokalnej, ma naprawdę upiorny posmak. Lovecraft wykorzystuje tu także motyw wioskowego głupka/szaleńca, który mimo swej ułomności jest bliżej prawdy niż ktokolwiek byłby gotów przyznać.

Opisane historie, chociaż porządne, nie są w żadnym razie wybitne. Tymi opowiadaniami, które w moim mniemaniu, nadają wartość całemu zbiorowi są „Koszmar w muzeum” i „Skrzydlata śmierć”. Oba budują poczucie grozy bardzo powoli i metodycznie, ale z wielkim wyczuciem. Nie jestem w stanie powiedzieć ostatecznie, która z tych historii jest moim faworytem. „Koszmar w muzeum” nieodparcie kojarzy mi się z horrorami pokroju „Domu woskowych ciał” czy niektórymi miniaturkami z horrorowych antologii pokroju „Opowieści z krypty”.

Pewien zdziwaczały mężczyzna prowadzi, w dość obskurnej i podejrzanej dzielnicy, muzeum figur woskowych, w którym eksponuje podobizny największych morderców i zwyrodnialców wszech czasów. Przybytek przyciąga sporo gości, wśród których znajduje się także narrator. Ten z czasem zaprzyjaźnia się z właścicielem. Muzeum poza główną salą ma także pomieszczenie ze szczególnie upiornymi figurami. Protagonista jest przekonany, że są one wytworem artystycznych wizji właściciela lokalu, ten jednak przekonuje, że inspirował się prawdziwymi plugastwami zamieszkującymi świat, co więcej niektóre z okazów nie są podobno wcale woskowymi imitacjami. Bohater w wyniku sporu i zakładu z właścicielem zostaje przekonany do spędzenia w muzeum nocy, by udowodnić, że nie boi się figur.

Jak każdy może się domyślić noc w opustoszałym, ciemnym budynku pełnym makabrycznych eksponatów nie mija bezproblemowo. W tej historii urzekło mnie szczególnie plastyczne przestawienie lęków, które mogą towarzyszyć każdemu człowiekowi zamkniętemu nocą w nieznanym otoczeniu, tutaj dodatkowo spotęgowanych naturą tegoż otoczenia. Może na Was Drodzy Czytelnicy nie podziała to w taki sposób, ale ja uległem sugestywności scen i z realnym poczuciem niepokoju rozglądałem się po oświetlonym, tylko lampką nocną, pokoju.

„Skrzydlata śmierć” to całkowicie inny rodzaj historii. Zamiast opustoszałych, tchnących grozą pomieszczeń wypełnionych dziwnymi figurami, większa część akcji toczy się w hotelowych pokojach. Doktor Thomas Slauenwite szanowany naukowiec, przez działania swojego, jak mu się wydawało, przyjaciela, popada w niełaskę środowiska akademickiego i zostaje wysłany do placówki w afrykańskiej kolonii, gdzie ma doglądać mieszkańców. Thomas postanawia zemścić się na osobie, której zawdzięcza taki los. Jako narzędzie wendetty wybiera muszkę przenoszącą śmiertelną chorobę. By nie zostać odkrytym dokonuje kilku krzyżówek genetycznych, by jego ofierze trudniej było wpaść na właściwe antidotum.

Wśród lokalnych plemion krąży legenda jakoby ugryzienie muchy powodowało pewne nadnaturalne implikacje, o których jednak nie będę pisał, by nie psuć nikomu przyjemności z lektury. Wystarczy powiedzieć, że doktor Thomas skończył jako paranoicznie lękający się much uciekinier, który zmienia miejsca zamieszkania i stosuje niesamowicie wymyślne sposoby na uchronienie się przed atakiem insekta.

W tej historii cenię najbardziej poczucie zaszczucia i nieuchronności jakichś bliżej nieokreślonych, ale z pewnością złowrogich, zdarzeń jakie czekają na głównego bohatera. Postawienie w roli głównego zła małego owada, zamiast wielkiej mackowatej bestii, dodatkowo podkręciło poziom groteski i pełzającego gdzieś po karku niepokoju wywołanego niepozornością sytuacji.

Jak można się domyślić po tym co napisałem uważam, że zbiór opowiadań „Koszmary” jest dość nierówny. Bilans: jedno kiepskie opowiadanie, dwa dość dobre i dwa znakomite – uznaję jednak za bardzo korzystny, co czyni tę pozycję wartą polecenia dla każdego fana historii grozy i twórczości Samotnika z Providence.

Ten tekst będzie opowiadał o Koszmarach – o historiach, w których niepokojące zdarzenia kumulują się, by zrazu niedostrzeżenie przesiąknąć do podświadomości ofiary i w najgorszym momencie uderzyć odsłaniając przed nią niewyobrażalną plugawą grozę wszechświata. Tych, którzy boją się, że będę opisywał swoje własne sny, uspokajam – będzie o „Koszmarach” Lovecrafta i Hazel...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Skończyłem właśnie lekturę jednej z bardziej nietypowych powieści Lema, jakie czytałem. Mówię o „Śledztwie”, która to książka, tylko pozornie, jest klasycznym kryminałem. Jednak już po kilkunastu stronach zrozumiałem, że sprawa odbiega od typowych zagadek serwowanych przez klasyków gatunku takich jak Arthur Conan Doyle czy Agatha Christie. Z czasem robi się coraz dziwniej i coraz bardziej filozoficznie.

Mam świadomość, że mówienie o jednym z dzieł Lema, jako o tym, które się wyróżnia, jest dość niebezpieczne. Wszak autor ten, skądinąd moim zdaniem genialny, słynie z operowania różnymi stylami i gatunkami. Tak jak zazwyczaj pisarze posiadają jeden, charakterystyczny styl, który co najwyżej ewoluuje przez lata nabierania doświadczenia, tak Lem zdawał się wykorzystywać z lekkością i naturalnością różne sposoby komponowania narracji. W żadnym razie nie uznaję też siebie za znawcę powieści autora – jak dotąd czytałem ich tylko kilka, a mimo tego „Śledztwo” zaskoczyło mnie i będąc szczerym nie jestem pewien, czy jest to zaskoczenie jednoznacznie pozytywne.

W początkowej części książki czytelnik staje się świadkiem rozmowy na temat nietypowej serii zdarzeń, której rozwikłaniem musi zająć się Scotland Yard. Wśród rozmówców znajdują się przedstawiciele policji, inspektor pełniący rolę dowódcy, lekarz sądowy i pewien naukowiec zajmujący się statystyką. Cała sprawa sprowadza się do nietypowych ruchów ciał znajdujących się w kostnicach w różnych miejscowościach. Trupy znajdywane rano ułożone są w innych pozycjach, niż je zostawiono, więcej nawet, ostatnie przypadki to zaginięcia ciał, bez śladów włamania do prosektoriów.

Zagadka z pogranicza powieści grozy zostaje powierzona pieczy porucznika Gregorego. Poza racjonalnymi wyjaśnieniami takimi jak działanie szaleńca, pojawia się także hipoteza Scissa, wspomnianego wcześniej naukowca, mówiąca o pewnej prawidłowości, która ma miejsce przy pracy nad pojęciami statystycznymi, ale którą trudno wyjaśnić rozpatrując pojedyncze przypadki.

Jak zapewne widzicie już w tym krótkim streszczeniu, które obejmuje zaledwie zarysy początków historii, można dopatrzeć się śladów kryminału, powieści grozy i science-fiction. Gatunków, jakimi Lem operuje podczas przebiegu całej narracji jest więcej i zaliczyć do nich można rozprawę filozoficzną, groteskę, satyrę. Całość najłatwiej opisać jako surrealistyczną podróż, która z początku wydaje się stosunkowo przyziemna, ale z czasem ujawnia kolejne warstwy absurdu, paranoi oraz czegoś, co może być niepokojącą prawdą o rzeczywistości.

Do części konstrukcyjnej nie mam żadnych zarzutów. Lem jak zawsze wspaniale wykorzystuje słowa do budowy ciekawego świata. W kilku miejscach książki zamieszcza wieloznaczne dialogi, które mogą się odnosić nie tylko do bieżącej sytuacji w śledztwie, ale do ludzkiego życia ogólnie. Warstwa naukowa i filozoficzna przezierają spod powierzchni wydarzeń na pierwszym planie. Niestety, właśnie te wydarzenia stanowiące fasadę dla przemyśleń, tym razem, nie chwyciły mnie za serce na tyle, by umysł mógł z przyjemnością analizować tropy podrzucane przez pisarza.

Tak jak byłem wręcz olśniony onirycznym klimatem „Solaris”, jak z napięciem śledziłem wydarzenia w „Niezwyciężonym”, jak śmiałem się z dosadności skalpela tnącego rzeczywistość w „Bajkach robotów” i „Dziennikach gwiazdowych”, tak tutaj akcja tocząca się nieśpiesznym tempem była mi całkowicie obojętna.

Nie twierdzę, że ten mankament wynika bezpośrednio z książki. Możliwe, że to zwyczajnie nie mój typ opowieści (o ile można w tym wypadku mówić o jakiejś kategorii zawierającej tak unikatową historię) i inny czytelnik bardziej doceni wierzchnią warstwę narracji. Co jednak z głębszymi znaczeniami ukrytymi w dziele? Tu jest o wiele lepiej. Autor zadaje pytania o stałość rzeczywistości, o to czy postrzegany przez nas świat jest takim jak go widzimy, a także na ile wydarzenia obserwowane przez nas, są wytworem jakiejś konkretnej siły, a na ile statystyczną fluktuacją, do której, z racji praw rządzących wszechświatem, musi dojść w nieskończonym zbiorze liczb.

I tutaj mam jednak pewien problem. Zdaje sobie sprawę z tego, że cała narracja wzmacnia taki przekaz. Chaotyczność działań porucznika Gregorego, jego paranoja, tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym, oraz przypadkowość zdarzeń jakie go spotykają, zdaje się potęgować myśli o świecie rządzonym pozorami. Mimo tego odniosłem wrażenie, że większość znaczeniowej warstwy książki została upchnięta w ostatnim rozdziale. Tam w rozmowie Gregorego z inspektorem Lem uzasadnia taką, a nie inną konstrukcję historii.

Miałem wrażenie pewnej niezgrabności takiego zabiegu, chociaż może był to chwyt zamierzony, mający jeszcze bardziej podkreślić surrealizm scen zawartych w powieści. Do mnie jednak ta metoda nie trafiła. Nie uważam, że książka jest zła. Nie, to poziom, którego większość pisarzy nigdy nie osiągnie. Niemniej nie jest to powieść dla każdego.

Niejednolita konstrukcja, patchwork gatunkowy i zakończenie, które celowo w sposób niezbyt satysfakcjonujący rozwiązuje pewne wątki, inne zostawiając otwarte, może zniechęcić wielu czytelników. Ostatecznie jednak uważam, że warto, chociaż nie jako pierwszą powieść Lema. Zaczynanie przygody z tym autorem od „Śledztwa” może niepotrzebnie zniechęcić do sięgnięcia po inne jego dzieła.

Skończyłem właśnie lekturę jednej z bardziej nietypowych powieści Lema, jakie czytałem. Mówię o „Śledztwie”, która to książka, tylko pozornie, jest klasycznym kryminałem. Jednak już po kilkunastu stronach zrozumiałem, że sprawa odbiega od typowych zagadek serwowanych przez klasyków gatunku takich jak Arthur Conan Doyle czy Agatha Christie. Z czasem robi się coraz dziwniej i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z czym kojarzy wam się science-fiction? Statki kosmiczne, obce planety, kosmici i trasa na Kessel w mniej niż 12 parseków. A co przychodzi wam na myśl gdy mówię „cyberpunk”? Korporacje rządzące światem, sztuczne kończyny dające nadludzką siłę, wszechobecna cyberprzestrzeń i Keanu Reeves jako Johnny Silverhand. Tego tu nie będzie za wiele, a przecież „Dom Derwiszy, Dni Cyberabadu” Iana McDonalda można by zaliczyć do obu powyższych gatunków. Właśnie za te „braki” cenię tę książkę. Co więc dostaniemy? Niesamowicie bogaty i barwny świat Indii oraz Turcji, w których to co codzienne, zwyczajne i ludzkie miesza się zarówno z tym co wiekowe i historyczne, jak również z nowoczesnością stechnicyzowanego świata.

Po pierwsze należy wyjaśnić tym, którzy sięgają po recenzję przed lekturą książki, co nie jest takie oczywiste, że wydana przez Wydawnictwo MAG pozycja składa się tak naprawdę z dwóch książek – „Dni Cyberabadu” to zbiór opowiadań rozgrywających się w Indiach przyszłości, natomiast „Dom Derwiszy” jest powieścią z akcją osadzoną w futurystycznym Stambule. Przy czym cechę futurystyczny należy tu rozumieć raczej jako przyprawę dodaną dla smaku niż jako główną esencję potrawy.

Gdy we wstępie pisałem o mieszance codzienności z innymi elementami, nie było to tylko słowo użyte do poprawy kompozycji zdania. Ian McDonald naprawdę kładzie duży nacisk na zwyczajność i normalność. Zarówno opowiadania, jak i powieść to w większości historie wyjęte z dnia powszedniego pewnych jednostek – chłopak szukający dziewczyny w kraju, w którym stosunek kobiet do mężczyzn jest przytłaczający, dzieciak zauroczony lokalną jednostką wojskową, która przypomina bardziej młodociany gang, czy dziewczyna, która szuka pracy w marketingu, bo nie chce wracać do rodzinnej wioski i upraw pomidorów.

W tych historiach technologia i kultura przyszłości są wszechobecne, ale to nie one są w centrum uwagi, które zajmuje jednostka. Taki zabieg sprawia, że świat jest dużo bardziej wiarygodny. Tak jak dla nas normalne są telefony komórkowe, tak dla ludzi w przyszłości wszechobecne AI pomagające w każdym zadaniu mogą być normalnością. Pisarz nie krzyczy do czytelników – „Patrzcie, patrzcie, on wdycha nanocząsteczki jak narkotyk dający mu super możliwości. Bajer nie? Jaka technologia jaka przyszłość?!” – Wdycha to wdycha, tak jest bo każdy w tej historii szprycuje się wspomagaczami jak my suplementami. No dobra, nie każdy, ale obecnie też mamy przeciwników takich tabletek, a jednak koncerny farmaceutyczne z roku na rok sprzedają ich więcej. Chodzi mi o to, że autor nie wymyślił technologii i nie obudował świata wokół niej, raczej zastanowił się, jak dzisiejsze problemy wyglądałyby gdybyśmy mieli narzędzia przyszłości do ich rozwiązania.

Trochę oszukałem mówiąc, że wszyscy bohaterowie są przeciętni, nie do końca, ale i w ich nadzwyczajności nie ma nic niezwykłego. Jedno z opowiadań stanowi historię bramina – genetycznie udoskonalonego dziecka, które może żyć dwa razy dłużej, ale także starzeje się dwukrotnie dłużej – w ciele 13 latka znajduje się 26 letni mężczyzna. Jego nienaturalnie długie trwanie nie tylko wiąże się z problemami takimi jak potrzeby dorosłego w ciele dziecka, ale także doprowadza do tego, że w kwiecie wieku to co miało być boskim darem staje się ślepą uliczką rozwoju, który pogalopował w zupełnie inną stronę. Mimo że bohater tego tekstu nie jest „zwyczajny” w naszym rozumieniu tego słowa, to w żadnym razie nie jest wybrańcem, tym jedynym i osią świata. Jemu podobni pojawiają się także w innych tekstach i innych rolach tworząc spójny świat.

Nawet w przypadku historii o dziedziczce jednego z dwóch zwaśnionych indyjskich rodów, które swą potęgą władają całym krajem, nie miałem wrażenia, że jest ona jakąś superbohaterką. Wręcz przeciwnie Ian McDonald w mistrzowski sposób pokazuje, że im dana osoba jest potężniejsza i bardziej niezwykła tym silniejsze są czynniki, które nią kierują i wpływają na jej los.

Kolejną z cech, która świadczy o wyjątkowości światów wykreowanych przez pisarza jest ich odmienność od standardowej amerykocentrycznej wizji przyszłości. Zarówno Indie z opowiadań, jak i Stambuł z powieści to scenerie kompletnie różne od zimnych ulic Nowego Jorku przyszłości czy, także już sztampowych, klimatów NeoTokio. Dla mnie to gigantyczny plus, gdyż mimo, że kocham Gibsonowską wizję cyberpunku, to jednak już wiele elektryczności w stykach przepłynęło od czasu jej premiery, a ja czytając kolejne historie z tego gatunku mam wrażenie, że stanął on w miejscu odszedłszy ledwie kilka kroków z cienia swego ojca.

Nie wiem na ile wizje spraw codziennych Hindusów i Turków w tekstach McDonalda są zgodne z prawdą, ale ja, jako osoba nie znająca tych kultur zbyt dobrze, miałem wrażenie, że są one specyficzne dla tych światów na tyle na ile nie muszą być uniwersalne dla każdego człowieka. Wielkie ukłony.

Mimo wszystko twórczość pisarza nie jest dla mnie jedynie lśniącym na piedestale ideałem. Nie wiem do końca z czego to wynika, ale nie czytałem tej książki z zapartym tchem jak niektóre pozycje z gatunku sci-fi. Na początku lektury powieści miałem nawet dość długi przestój. Może zwyczajnie nie trafiłem z wyborem książki w odpowiedni do niej nastrój, a może jednak zabrakło mi trochę szaleństwa w wizjach Iana. Położenie tak dużego nacisku na codzienność i spójność świata sprawiła, że tylko nieliczne z opowiadań (na pewno nie powieść) wyróżniały się pomysłem na ewolucję przyszłości. Inne stanowiły raczej ciekawe wykorzystanie krążących od lat wokół gatunku elementów.

Ostatecznie jednak uważam, że książkę warto polecić i nikt kto kocha science-fiction nie powinien się na niej zawieść. Wydana została w ramach serii „Uczta Wyobraźni” i z pewnością taką ucztę stanowi. Co więcej wiem, że „Dni Cyberabadu” stanowią powrót do świata pierwotnie wykreowanego w wielokrotnie nagradzanej „Rzece Bogów”. Nie czytałem jeszcze wspomnianej książki, ale zamierzam to niedługo nadrobić. Oczywiście opinią podzielę się z Wami.

Z czym kojarzy wam się science-fiction? Statki kosmiczne, obce planety, kosmici i trasa na Kessel w mniej niż 12 parseków. A co przychodzi wam na myśl gdy mówię „cyberpunk”? Korporacje rządzące światem, sztuczne kończyny dające nadludzką siłę, wszechobecna cyberprzestrzeń i Keanu Reeves jako Johnny Silverhand. Tego tu nie będzie za wiele, a przecież „Dom Derwiszy, Dni...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Sebastian

z ostatnich 3 m-cy
Sebastian
2024-04-24 19:53:33
2024-04-24 19:53:33
Siedem śmierci Evelyn Hardcastle Stuart Turton
Średnia ocena:
7.3 / 10
4973 ocen
Sebastian
2024-04-17 17:20:26
Sebastian dodał książkę Zmorojewo na półkę Teraz czytam
2024-04-17 17:20:26
Sebastian dodał książkę Zmorojewo na półkę Teraz czytam
Zmorojewo Jakub Żulczyk
Cykl: Tytus Grójecki (tom 1)
Średnia ocena:
6.4 / 10
1817 ocen
Sebastian
2024-04-17 17:20:11
Sebastian dodał książkę Wyspa tajemnic na półkę Przeczytane
2024-04-17 17:20:11
Sebastian dodał książkę Wyspa tajemnic na półkę Przeczytane
Wyspa tajemnic Dennis Lehane
Średnia ocena:
7.8 / 10
3037 ocen
Sebastian
2024-04-06 14:23:50
Sebastian dodał książkę Ludzie z mgły na półkę Przeczytane
2024-04-06 14:23:50
Sebastian dodał książkę Ludzie z mgły na półkę Przeczytane
Ludzie z mgły Izabela Janiszewska
Średnia ocena:
7.5 / 10
3279 ocen
Sebastian
2024-03-16 08:47:53
Sebastian dodał książkę Shogun na półkę Przeczytane
2024-03-16 08:47:53
Sebastian dodał książkę Shogun na półkę Przeczytane
Shogun James Clavell
Cykl: Saga Azjatycka (tom 1)
Średnia ocena:
8.5 / 10
27 ocen
Sebastian
2024-03-10 19:15:45
Sebastian
2024-03-10 19:15:42
2024-03-10 19:15:42
Lepsze czasy. Jak zostać królem Paweł Zych
Średnia ocena:
9.1 / 10
9 ocen
Sebastian
2024-03-10 19:15:31
2024-03-10 19:15:31
Nawiedzona Japonia. Przewodnik Catrien Ross
Średnia ocena:
6.5 / 10
33 ocen
2024-02-29 09:49:33
Sebastian Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"
2024-02-29 09:49:33
Sebastian Zagłosował w plebiscycie "Książka Roku 2023"

ulubieni autorzy [7]

J.R.R. Tolkien
Ocena książek:
7,9 / 10
104 książki
7 cykli
8664 fanów
Martyna Raduchowska
Ocena książek:
6,9 / 10
17 książek
2 cykle
242 fanów
Stanisław Lem
Ocena książek:
7,3 / 10
138 książek
9 cykli
3276 fanów

Ulubione

Fiodor Dostojewski Zbrodnia i kara Zobacz więcej
William Blake Wiersze i poematy Zobacz więcej
William Blake - Zobacz więcej
Neil Gaiman Chłopaki Anansiego Zobacz więcej
Fiodor Dostojewski Zbrodnia i kara Zobacz więcej
William Shakespeare Król Lear Zobacz więcej
Jacek Dukaj Lód Zobacz więcej
Ursula K. Le Guin Lewa ręka ciemności Zobacz więcej
Stephen King Lśnienie Zobacz więcej
Ursula K. Le Guin Wydziedziczeni Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
839
książek
Średnio w roku
przeczytane
60
książek
Opinie były
pomocne
125
razy
W sumie
wystawione
0
ocen ze średnią 0,0

Spędzone
na czytaniu
4 727
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
58
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
21
książek [+ Dodaj]