-
ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać319
-
ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
-
Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Biblioteczka
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
Zniechęcanie do lektury, specyficzna narracja i mroczny klimat to elementy za które uwielbiam „Serię niefortunnych zdarzeń”. Lemony Snicket w każdym tomie obnaża bolączki naszego świata, przerysowuje je. Dostajemy historię o różnorodnych typach dorosłych, społecznościach oraz stylach życia. Każde miejsce, do którego trafiają Baudelaire’owie jest zaskakujące, a z drugiej strony przypomina przerysowaną, ale znaną nam rzeczywistość. Pisarz sięga po znane powiedzenia, nawiązuje do popularnej literatury oraz innych dzieł kultury (od antycznych chwytów teatru masek po współczesne spojrzenie na wcielanie się w różne role), wprawnie żongluje skojarzeniami i wzorcami oraz uprzedzeniami, a także uwydatnia manipulacje i wykorzystywanie innych. Pokazuje jak skupienie na sobie pomaga w rozprzestrzenianiu się zła. Zachowania społeczne ubrane są w czarny humor i groteskę. Cała historia zaczyna się od poinformowania Wioletki, Klausa i Słoneczka o śmierci rodziców. Poznany w pierwszym tomie hrabia Olaf wyznaczony na pierwszego opiekuna sierot stanie się nieodłącznym elementem każdej przygody uświadamiającej nam jak bardzo nie ufamy dzieciom oraz dajemy się manipulować dorosłym. Autorytet wieku odgrywa tu niesamowicie ważną rolę. Jest to siła tak potężna, że nie wystarczają dowody. Wobec opowieści młodych bohaterów wszyscy są nieufni. Zainteresowany majątkiem Baudelaire’ów hrabia Olaf wciela się w różne role i zyskuje kolejnych wspólników gotowych razem z nim podążać za sierotami. Widzimy też jak bardzo opieka instytucji nad tymi, którzy potrzebują wsparcia jest niewystarczająca. Pan Poe staje się uosobieniem unikania obowiązków, spychania odpowiedzialności na innych. I może właśnie z tego powodu problem do niego wraca.
Dziewiąty tom zatytułowany „Krwiożerczy karnawał” to opowieść nawiązująca do słynnego freak shows, czyli cyrkowych pokazów ludzi z deformacjami ciała. Była to jedna z bardziej cieszących się rozrywek do połowy XX wieku. Wykluczane z życia społecznego osoby odbiegające od normy znajdowały schronienie i pracę w cyrkach. Odbierano im decyzyjność, pokazywano jako istoty dziwne, niezdolne do czegokolwiek. I tak też czują się pracownicy Gabinetu Osobliwości w cyrku madame Lulu.
Opowieść zaczyna się od poszukiwania pomysłu na przebranie się i wtopienie w tło. Sieroty Baudelaire wpadają na pomysł, że mogą przebrać się za postać dwugłową i wilkołaka i w ten sposób zdobyć pracę oraz zdobyć cenne dla nich informacje. Nowa rola pozwoli na uświadomienia jak bardzo przedmiotowo traktowane są osoby niepełnosprawne i z deformacjami ciała. Ocenianie ich przez pryzmat wyróżniającej cechy sprawia, że nie potrafią dostrzegać zalet swojej urody. W tle oczywiście mamy poczynania hrabiego Olafa pragnącego pochwycić sieroty i przejąć ich majątek. Do tego Słoneczko odkryje swój talent i nie będzie to wyłącznie gryzienie wszystkiego.
Dziesiąty tom zatytułowany „Zjezdne zbocze” naszpikowane będzie mają niebezpiecznych sytuacji. Po ucieczce ze śmiertelnego zagrożenia dzieci wpadają w kolejną pułapkę. Do tego już na początku dochodzi do rozdzielenia starszego rodzeństwa od młodszego. Jakby tego było mało Wioletka i Klaus pędzą wagonem w dół góry i wszystko wskazuje na to, że się rozbiją. Na szczęście młoda wynalazczyni znajdzie sposób na spowolnienie wagonu. To jednak nie oznacza końca niebezpieczeństw. Po drodze pojawią się komary polarne, kolejne zaszyfrowane informacje, troszkę nawiązań do znanych dzieł sztuki. Rodzeństwo z jednej strony musi się ukrywać, a z drugiej strony tropić siostrę, której rozwój ciągle ich zaskakuje.
Każdy tom zawiera sporą dawkę czarnego humoru oraz wplecionych dygresji opisującej proces powstawania historii, tropienie przygód bohaterów oraz stosunku narratora do wydarzeń. Często są one co jakiś czas powtarzane. Snicket przypomina, że losy sierot poznał z wycinków gazet, słownika rymów oraz odwiedzania miejsc, w których byli bohaterzy. Lata badań i obserwacji pozwoliły mu zgłębić smutne losy Baudelaire’ów. Kreowanie wydarzeń na prawdziwe (realizm iluzyjny) połączone z opowieściami o powstawaniu książki na podstawie znalezionych źródeł (metatekst), spora dawka intertekstualności i powracającymi przekonaniami, że nie należy dalej czytać historii tworzy ciekawy zabieg. Zwłaszcza, że sami bohaterzy są postaciami rozczytującymi się, szukającymi odpowiedzi na ważne pytania w bibliotekach. Autor wydaje się mrugać do czytelnika i zachęca do zabawy w poszukiwanie wątków zaczerpniętych z innych tekstów kultury. Wykreowany pozorny narrator, czyli Lemony Snicket to także postać ciekawa, wzdychająca od czasu do czasu do Beatrycze, nad losem nieszczęsnych sierot oraz swojego życia.
„Seria niefortunnych zderzeń” jest napisana fantastycznie. Przez tekst pięknie się płynie. Nawet kiedy tak jak ja trzeba czytać kolejne tomy na głos, bo moja córka uwielbia słuchać czytania i zawsze zaskakuje mnie, że ponownie chce słuchać, bo naprawdę rzadko wraca do książek. A tu robi to z zapałem i pilnuje, żeby niczego nie pominąć (zwłaszcza, kiedy jest to kolejne czytanie). Mnie w tych książkach uderza niesamowita trafność opisów paradoksów. Wszystkie te zderzenia z szybą biurokracji: po drugiej stronie widzisz rozwiązanie, ale biurokraci ci na nie nie pozwolą, chociaż prawo leży po Twojej stronie (czyli celnie wskazujesz zagrożenie w postaci hrabiego Olafa), bo ufają temu, co im się wydaje. To jest tak świetna parodia każdego aspektu naszego życia, że zdecydowanie każdy powinien ją przeczytać. Gdybym była polskimi politykami to bym Wam nakazała w ramach kompromisu czytelniczego. I właśnie z tego powodu opowiem Wam o całej serii, bo jest tego warta.
„Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa to historia przerysowana. Nie ma w niej nic dobrego. Każde złe wydarzenie prowadzi do kolejnego złego i tylko cudem udaje się bohaterom przetrwać, przeżyć zaskakujące przygody, które przywodzą na myśl „Proces” Franza Kafki. Podobnie jak bohater czeskiej powieści tu dzieci wpadają w nurt wydarzeń, na które nie mają wielkiego wpływu. Dryfują ku zatraceniu, a towarzyszący im ludzie bezmyślnie wykonują polecenia, rozkazy, poddają się sile sugestii. Cała seria jest świetną satyrą na wszystko, z czym mamy do czynienia. Jest tu ogrom biurokracji, skupienie się na tym, co mają do powiedzenia dorośli, odebranie głosu dzieciom. Podoba mi się w niej to, że nawiązuje do różnorodnych powieści, w których są zarówno zamknięte społeczności religijne z absurdalnymi przepisami, podróże podwodne, poszukiwanie tajemniczego przedmiotu niczym świętego Grala. Nim jednak zawędrujemy z bohaterami tak daleko trzeba zacząć tę przykrą przygodę.
Muszę przyznać, że po "Serię niefortunnych zdarzeń" sięgnęłam przypadkowo i bez przekonania, bo tytuł zdecydowanie nie zachęca. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron odkryłam, że rewelacyjnie czyta się je na głos, a dla mnie to niesamowicie ważne. Do tego zwroty do czytelnika polecające odłożenie lektury zdecydowanie zaintrygowały córkę. Po pierwszym tomie wiedziałyśmy, że będziemy wyglądać kolejnych. Po drugim niecierpliwiłyśmy się, kiedy pojawią się kolejne i niesamowicie bardzo się cieszę, że tym razem miałam dwa tomy od razu, jednego dnia, bo naprawdę czyta się bardzo przyjemnie także na głos. Przez tekst się płynie.
Daniel Handler, piszący pod pseudonimem Lemony Snicket, wykreował rewelacyjną opowieść, którą fantastycznie przetłumaczyła Jolanta Kozak. „Seria niefortunnych zdarzeń" to opowieść o rodzeństwie, któremu ciągle przytrafia się coś złego. Spotykamy się z lękami bohaterów, które są pokazane tak jak je dzieci przeżywają. Każde wyzwanie urasta do rangi zagrożenia i wielkiej próby, której początkiem jest strata rodziców. Seria zabiera nas w świat dziecięcych emocji i pozwala zrozumieć, a młodych czytelników zachęca do opowiadania o własnym punkcie widzenia, doświadczeń, które często nie są lekkie i przyjemne, bo dzieci doznają wielu przykrych rzeczy: od mierzenia się z przemocą rówieśniczą, przez tę, z którą mają do czynienia w domu po serwowaną im w szkole. Wielkim plusem jest to, że bohaterzy "Serii niefortunnych zdarzeń" nie są bierni. Wioletka, Klaus i Słoneczko, dzięki swoim zainteresowaniom, otwartości i wykorzystywaniu wiedzy stawiają czoło przeciwnościom losu.
Teoretycznie jest to książka dla młodych czytelników. Jednak sięgnąć może po nią każdy. Seria przyniesie wiele ciekawych spostrzeżeń, pouczających scen. Patrzymy na swoją codzienność w krzywym zwierciadle uwypuklającym wiele społecznych bolączek, podkreślających jakie aspekty naszego życia i otoczenia powinny być zmienione. Do tego napisana jest takim językiem, że przez tekst niemal się mknie.
Duże litery, ciekawe i często zabawne spostrzeżenia zaskakują, urozmaicają akcję, nadają specyficznego tempa historii i sprawiają, że książkę czyta się szybko, łatwo i z zainteresowaniem. Solidna oprawa i nieliczne szkice dopełniają całość. Serię pięknie wydano oraz wzbogacono mrocznymi i jednocześnie bardzo prostymi ilustracjami Breta Helquista. Przywodzące na myśl pospieszne szkice rysunki pozwalają na wyobrażenie sobie wyglądu bohaterów oraz miejsc, do których trafiają. Rysownik świetnie oddaje w nich napięcie towarzyszące wykreowanym postaciom. Bardzo zaskoczyło mnie zaangażowanie córki w tę historię. Jest nią zachwycona.
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
Zniechęcanie do lektury, specyficzna narracja i mroczny klimat to elementy za które uwielbiam „Serię niefortunnych zdarzeń”. Lemony Snicket w każdym tomie...
Książki z labiryntami i łamigłówkami to publikacje, po które bardzo często sięgamy, więc zawsze tego typu nowości w naszym domu jest sporo. Zadania i zagadki są jednym ze sposobów umilania czasu naszych pociech, rozwijania ich spostrzegawczości i koncentracji, zachęcania do liczenia oraz pozwalającego na stawianie nowych wyzwań. Wszystkie te zdolności przeplatają się i uzupełniają. Spostrzegawczość jest ściśle związana z koncentracją, umiejętnością dopasowania, znalezienie wspólnych cech, czy szlaku prowadzącego do celu. Im więcej ćwiczymy tym jesteśmy w tym lepsi. Ważna jest tu też szybkość rozwiązywania zadania, a także umiejętność analizy. Można ją ćwiczyć przez wskazywanie określonych elementów na bogatych w szczegóły ilustracjach lub przy pomocy specjalnych publikacji zawierających wiele szczegółów. U nas przygoda z takimi zabawami zaczynała się od drzwi, na których każdego dnia naklejałam kolejne naklejki i córka miała za zadanie znalezienie nowej rzeczy pośród bardzo wielu. Zabawa ta dawała jej wiele satysfakcji i pozwalała mi pracować nad jej słownictwem, a kiedy przygotowywałyśmy się do spaceru w zasięgu wzroku miała wystarczająco przyciągające uwagę miejsce, po którym od przedmiotu do przedmiotu mogła wodzić palcem. To nam zdecydowanie ułatwiało ubieranie. Jednak były to tylko jedne drzwi niczym jedna strona. Po latach ciągle pozostał nam sentyment do rzeczy pomagających w odszukiwaniu szczegółów, podobnych rzeczy lub wychwytywaniu innych, niepasujących, labiryntów, łamigłówek. I właśnie z tego powodu sięgamy po wszelkiego rodzaju publikacje z tego typu zadaniami. „Labirynty i łamigłówki dla supermózgów” Alexandre’a Arlène’a i Loïca Méhée’a.
Od pierwszej strony mamy zabawę w poszukiwanie dróg, dopasowywanie rzeczy, liczenie ich, układanie, odnajdywanie szczegółów. Zadania zaczynają się od stosunkowo łatwych. Z każdą stroną poziom trudności wzrasta. Do tego różnych przedmiotów z określonej kategorii jest więcej i można zachęcić do odszukania wszystkich. Duże znaczenie ma tu też zabawa z czasem. Fajnym gadżetem do pracy jest zastosowanie stopera z alarmem. On pozwoli nam na dokładne zmierzenie czasu i przyłożenie się do efektywności pracy. Do tego wielkim plusem jest różnorodność: zarówno wyszukiwanie przedmiotów określonej kategorii, jak i tych, które zniknęły, uzupełnienie miejsc pustych, labirynty, cienie, zbiory, ciągi logiczne oraz czasowe, liczenie przedmiotów, sumowanie ich. Na końcu znajdziemy odpowiedzi, dzięki czemu będzie to świetna pomoc przy stosowaniu metody Montessori: dziecko samo może kontrolować własne postępy, weryfikować prawidłowość rozwiązania.
Ilustracje są różnorodne, dzięki czemu odnosimy wrażenie dużego zróżnicowania Są to ciekawe rysunki zwierząt, roślin i przedmiotów. Jedne proste, inne fantazyjne. Po takie książki warto sięgać z kilku powodów. Pierwszym jest pokazanie naszym pociechom, że zabawy z lekturami to bardzo przyjemna przygoda. Kolejnym trenowanie koncentracji i spostrzegawczości, a także logicznego myślenia pociechy w czasie wyszukiwania szczegółów, wzbogacanie słownictwa, poszerzanie wiedzy. Książki bez tekstu aż proszą się o to, by samodzielnie wymyślić przygody bohaterów, co powoli na wielogodzinne ćwiczenie dziecięcych umiejętności językowych oraz kreatywności. Proste ilustracje wykorzystujące podstawowe kolory oraz nieskomplikowane elementy będą doskonałą inspiracją do tworzenia własnych niepowtarzalnych rysunków. Do tego mamy tu świetną zabawę z matematyką. Dziecko rozwiązując zagadki nawet się nie spostrzeże, ile ważnych i prostych ćwiczeń wykonuje, jak wiele umiejętności ćwiczy.
Książki z labiryntami i łamigłówkami to publikacje, po które bardzo często sięgamy, więc zawsze tego typu nowości w naszym domu jest sporo. Zadania i zagadki są jednym ze sposobów umilania czasu naszych pociech, rozwijania ich spostrzegawczości i koncentracji, zachęcania do liczenia oraz pozwalającego na stawianie nowych wyzwań. Wszystkie te zdolności przeplatają się i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lekkie wprowadzanie do świata nauki to niesamowicie ważna umiejętność. Podsuwanie młodym czytelnikom treści, które będą konkurencyjne w zderzeniu z grami jest niesamowicie trudne, ale wiele autorów potrafi to zrobić i uważam, że Rachel Ignotofsky zdecydowanie się to udaje. Wszystkie jej publikacje zachwycają piękną szatą graficzną. Każda w pewien sposób przybliża młodym czytelnikom świat. Sprawdza się ona zarówno jako pisarka jak i ilustratorka. Treści zaczarowują i inspirują młodych czytelników. Wśród jej publikacji można znaleźć fantastyczne książki wprowadzające do świata przyrody, nauki i technologii oraz podsuwające historie wynalazków. Autorka do każdego tematu podchodzi poważnie i w piękny, prosty sposób pokazuje ważne zjawiska.
Na polskim rynku do tej pory pojawiły się publikacje o kobietach w nauce, sporcie oraz wprowadzające nas do świata roślin oraz pozwalające przyjrzeć się motylom i ćmom. Pokazuje jak bardzo świat flory i fauny jest zadziwiający. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi cały proces rośnięcia, rozwoju, dojrzewania, wytwarzania kwiatów, wabienia owadów, wytwarzania nasion i dbania o to, aby zwierzęta lub wiatr rozniosły je, przemian, metamorfoz pozwalających na osiągnięcie dojrzałości. Jak to wszystko przebiega, z czym się wiąże sprawia? – to jedne z pytań dzieci. Rachel Ignotofsky zabiera młodych czytelników w świat zadziwiających zjawisk i zmian zachodzących w tej części natury. W publikacji zatytułowanej „Co się kryje w kwiatku” w prosty sposób wyjaśnia jak powstają kwiaty, skąd czerpią materiały na rozwój, co pomaga im kwitnąć, dlaczego pachną i mają określone kolory i w jaki sposób się rozwijają. Poznajemy znaczenie żyzności gleby, zawartości określonych minerałów, wody i światła słonecznego. Przy okazji poznamy bardzo ważny proces fotosyntezy, produkcji czystego powietrza i składników odżywczych oraz budowania tkanki. Z takim samym szczegółowym podejściem mamy do czynienia w przypadku książki „Co się kryje w kokonie?”.
Tu przyglądamy się motylom i ćmom, uczymy się, w jaki sposób odróżnić jedne od drugich, kiedy pojawiły się pierwsze osobniki, jakiej wielkości są, co je łączy, aby prześledzić proces rozwoju od jajeczka do motyla. Zobaczymy jak bardzo różnorodnie mogą wyglądać jajka, gąsienice i kokony oraz dorosłe osobniki. Dowiemy się, po co te owady aż tak bardzo się zmieniają i dlaczego są ważne dla przyrody. Przyjrzymy się dokładnie budowie kolejnych stadiów rozwoju motyla, ich mechanizmom obronnym oraz kamuflującym. Zajrzymy do poczwarek, poruszony zostanie problem nici i wykonanych z nich kokonów. Pojawia się też temat migracji motyli, miejsc, w których składają jajka, przepoczwarzają się.
Zarówno w książce poświęconej kwiatom, jak i tej zabierającej nas do świata motyli niby mamy to samo, co w podręcznikach do biologii, ale pięknie i ciekawie rozrysowane, dzięki czemu materiał jest przystępniejszy i śmiało mogą po niego sięgnąć także młodsi odkrywcy świata. Na większości rozkładówek znajdziemy pięknie rozrysowaną budowę i etapy rozwoju. Przygodę z tematem przewodnim zaczynamy od uświadomienia sobie, że kwiaty i kokony znajdziemy ją niemal wszędzie. Kwiaty można spotkać zarówno w ogrodach, parkach, dżunglach, jak i na bagnach i pustyniach. Każda roślina przystosowana jest do warunków, w których rośnie naturalnie. Podobnie jest też z motylami i ćmami. Na rozkładówkach zobaczymy grupkę ciekawskich dzieci przyglądających się motylom, szukających kokonów, podglądających gąsienice i robiących notatki. Bohaterami są tu mali biolodzy poznający przyrodę przez kontakt z nią i dzieleniem się ze sobą zdobytą wiedzą, obserwacjami.
Materiał piękny, kolorowy, cudnie rozrysowany, dzięki czemu zdobywanie wiedzy jest przyjemne. Słownictwo profesjonalne, znane z podręczników, ale mamy tu pięknie stopniowane podsuwanie wiedzy. Do tego widzimy, że motyle i ćmy mogą być niesamowicie różnorodne, spełniać inne funkcje w przyrodzie.
Rachel Ignotofsky zabiera nas w piękny, kolorowy świat kwiatów i motyli i w bardzo przystępny sposób tłumaczy, jak działa natura. Uświadamia jak niesamowicie ciekawe, piękne i różnorodne są kwiaty, motyle i ćmy. Zarówno „Co się kryje w kwiatku?”, jak i „Co się kryje w kokonie?” to publikacje z ilustracjami, obok których trudno przejść obojętnie. Mamy tu cudowne bogactwo kształtów, kolorów i rozmiarów. Rozrysowanie poszczególnych przemian sprawia, że młody czytelnik bez problemu przyswoi sobie wiedzę zawartą w tej publikacji. W jednej kwiaty, a w drugiej motyle i ćmy wypełniają tu każdą stronę. Rozkładówki dzięki temu są barwne, a bardzo krótki tekst subtelnie wkomponowano w tło, dzięki czemu skupiamy się na ilustracji, tym, co się na niej dzieje. Krótkie informacje są doskonałym uzupełnieniem.
Całość piękna, barwna, kusząca. Bardzo dobrze zszyte strony oprawiono w solidną, kartonową, matową okładkę, dzięki czemu lektura jest estetyczna i trwała. Zdecydowanie warto sięgnąć po obie publikacje. Mam nadzieję, że do polskich czytelników trafią także inne książki Rachel Ignotofsky, bo każde spotkanie z jej książkami i puzzlami to prawdziwa uczta. Na stronie autorki można znaleźć także darmowe kolorowanki do pobrania.
https://rachelignotofskydesign.com/free-downloads
Lekkie wprowadzanie do świata nauki to niesamowicie ważna umiejętność. Podsuwanie młodym czytelnikom treści, które będą konkurencyjne w zderzeniu z grami jest niesamowicie trudne, ale wiele autorów potrafi to zrobić i uważam, że Rachel Ignotofsky zdecydowanie się to udaje. Wszystkie jej publikacje zachwycają piękną szatą graficzną. Każda w pewien sposób przybliża młodym...
więcej mniej Pokaż mimo toZ niecierpliwością czekam na polskie tłumaczenie.
Z niecierpliwością czekam na polskie tłumaczenie.
Pokaż mimo to
Świat flory jest zadziwiający. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi cały proces rośnięcia, rozwoju, dojrzewania, wytwarzania kwiatów, wabienia owadów, wytwarzania nasion i dbania o to, aby zwierzęta lub wiatr rozniosły je. Jak to wszystko przebiega, z czym się wiąże sprawia? – to jedne z pytań dzieci. Rachel Ignotofsky zabiera młodych czytelników w świat zadziwiających zjawisk i zmian zachodzących w tej części natury. W prosty sposób wyjaśnia jak powstają kwiaty, skąd czerpią materiały na rozwój, co pomaga im kwitnąć, dlaczego pachną i mają określone kolory i w jaki sposób się rozwijają. Poznajemy znaczenie żyzności gleby, zawartości określonych minerałów, wody i światła słonecznego. Przy okazji poznamy bardzo ważny proces fotosyntezy, produkcji czystego powietrza i składników odżywczych oraz budowania tkanki. Niby mamy tu to samo, co w podręcznikach do biologii, ale pięknie i ciekawie rozrysowane, dzięki czemu materiał jest przystępniejszy i śmiało mogą po niego sięgnąć także młodsi odkrywcy świata.
Na większości rozkładówek znajdziemy budowę kwiatu z pięknie rozrysowanymi kolejnymi elementami. Przygodę z tą rośliną zaczynamy od uświadomienia sobie, że znajdziemy ją niemal wszędzie. Kwiaty można spotkać zarówno w ogrodach, parkach, dżunglach, jak i na bagnach i pustyniach. Każda roślina przystosowana jest do warunków, w których rośnie naturalnie. Poznajemy kilka popularnych kwiatów i przyglądamy się różnorodności ich kolorów. Przyjrzymy się budowie kwiatu, a dalej zgłębiamy tajniki kiełkowania oraz otoczeniu sprzyjającemu zmianie nasiona w roślinę. Zobaczymy, w jaki sposób owady, bakterie, grzyby i inne organizmy pomagają w użyźnianiu gleby. Przy okazji zapoznamy się z mrówkami, ślimakami, dżdżownicami, prosionkami, krocionogami, biedronkami, gąsienicami, mszycami, pszczołami i wieloma innymi zwierzętami. Dokładnie poznamy proces fotosyntezy i zobaczymy jak wyglądają komórki roślin, jak tworzą się pąki kwiatów oraz ich przemiany kwiaty. Po budowie kwiatu przychodzi czas na opowieść o rozmnażaniu i wykorzystywanych do tego narzędziach i zwierzętach wspomagających ten proces, w jaki sposób dostosowują swoją budowę i kolor do owadów, które najskuteczniej przenoszą pyłek. Zobaczymy też, że poza nimi w zapylaniu biorą też udział ssaki i ptaki, a także wiatr. Dalej mamy bogactwo owoców, przemiany kwiatu w owoce z nasionami. Przyjrzymy się sposobom przenoszenia ich i powtarzania się cyklu rozwoju rośliny od nasionka trafiającego do ziemi.
Materiał piękny, kolorowy, cudnie rozrysowany, dzięki czemu zdobywanie wiedzy jest przyjemne. Słownictwo profesjonalne, znane z podręczników, ale mamy tu pięknie stopniowane podsuwanie wiedzy. Do tego widzimy, że kwiaty to nie tylko rośliny ozdobne, ale też te, na których powstają jadalne owoce, strączki lub orzechy.
Rachel Ignotofsky zabiera nas w piękny, kolorowy świat kwiatów i w bardzo przystępny sposób tłumaczy, jak działa natura. Uświadamia jak niesamowicie ciekawe, piękne i różnorodne są kwiaty. Trudno przejść obojętnie obok ilustracji stworzonych przez autorkę. Mamy tu cudowne bogactwo kształtów, kolorów i rozmiarów. Rozrysowanie poszczególnych przemian sprawia, że młody czytelnik bez problemu przyswoi sobie wiedzę zawartą w tej publikacji. Kwiaty wypełniają tu każdą stronę. Rozkładówki dzięki temu są barwne, a bardzo krótki tekst subtelnie wkomponowany w tło, dzięki czemu skupiamy się na ilustracji, tym, co się na niej dzieje. Krótkie informacje są doskonałym uzupełnieniem.
Całość piękna, barwna, kusząca. Bardzo dobrze zszyte strony oprawiono w solidną, kartonową, matową okładkę, dzięki czemu lektura jest estetyczna i trwała.
Świat flory jest zadziwiający. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi cały proces rośnięcia, rozwoju, dojrzewania, wytwarzania kwiatów, wabienia owadów, wytwarzania nasion i dbania o to, aby zwierzęta lub wiatr rozniosły je. Jak to wszystko przebiega, z czym się wiąże sprawia? – to jedne z pytań dzieci. Rachel Ignotofsky zabiera młodych czytelników w świat zadziwiających zjawisk i...
więcej mniej Pokaż mimo toPiękna i bogata w ciekawe informacje publikacja
Piękna i bogata w ciekawe informacje publikacja
Pokaż mimo to
Jory John jest absolutnie fantastycznym amerykańskim autorem książek dla dzieci. Jego publikacje słyną z przekazywania sporej dawki wiedzy, czarnego humoru i trudnych tematów społecznych. Debiutował książką „All My Friends Are Dead” napisaną z Averym Monsenem. Na listach bestselerów znalazł się dzięki ciekawej serii „Food Group” w Polsce wydane jako „Smaczna banda i emocje”, w której znajdziemy takie książki jak „Niesforne ziarenko”, „Wzorowe jajo”, „Skwaszone winogrono”, „Bystre ciastko”, „Niesforne Ziarenko i straszny wieczór”, „Smaczna Banda i wolny wybieg” oraz „Fajny cieciorek”. Kolejne opowieści o bohaterach „Smacznej bandy” niedługo będą dostępne dla polskich czytelników. Nasza przygoda z książkami tego pisarza zaczęła się siedem lat temu, kiedy to do polskich czytelników trafił cykl „Koszmarna dwójka” zabierająca nas w świat relacji społecznych, wyzwań, z jakimi mają do czynienia uczniowie w szkole oraz różnymi przekonaniami i sposobami zarządzania społeczeństwem. Już w tych lekturach widać było zainteresowanie postawami i systemami rządzenia oraz promowaniem prospołecznych zachowań. Tak jest też w publikacjach ze „Smacznej bandy i emocji”.
W każdej historii z jednej strony mamy tu pokazane działania określonych bohaterów, ich relacje z otoczeniem, z drugiej widzimy jak to przekłada się na sposób funkcjonowania, później pojawia się zmiana i ukazanie jak po niej wygląda życie bohaterów. Jak widać schemat opowieści jest prosty. Tematyka też jest ciekawa, bo pozwala uświadomić młodym czytelnikom, że nie można być ani za bardzo niegrzecznym, ani zbyt uprzejmym, ani za kwaśnym, ani zbyt słodkim i każdy z nas ma jakiś talent, który po prostu musi odkryć, a żeby to zrobić musi próbować różnych rzeczy. Do teko można lubić samotniczy tryb życia, ale od czasu do czasu warto zabawić się w towarzystwie lub naśladować osoby lubiane. Każda skrajność prowadzi do niszczenia relacji z innymi, unieszczęśliwia bohaterów, sprawia, że zatracają się w świecie swoich emocji i spada im samoocena.
„Fajny cieciorek” to książka o byciu pomocnym i życzliwym,. „Smaczna banda i wolny wybieg” pokazuje nam, że warto czasami spędzić czas z innymi ludźmi, „Niesforne ziarenko” to opowieść o stracie bliskich, trudnych doświadczeniach i byciu niemiłym dla innych. Ziarenko odkrywa, że może polepszyć swoje życie nawiązując nowe relacje z poznanymi osobami. „Wzorowe jajo” to historia bohatera, który za bardzo wszystkim się przejmuje i bierze odpowiedzialność za innych na siebie. Nadmiar stresu prowadzi do pęknięcia. Zmiana życia wymaga od zmienianie nastawienia, wyluzowania, skupienia się na sobie. Z kolei „Bystre ciastko” to opowieść o byciu przeciętnym w ogólnym systemie edukacji, ale kiedy ma się okazję rozwijać swój talent okazuje się, że można okazać się wyjątkowym i ważnym. „Skwaszone winogrono” zabiera nas do świata postaci wiecznie niezadowolonej. „Niesforne Ziarenko i straszny wieczór” uświadamia jak niesamowicie ważna jest postawa wobec zabawy i pracy. Mamy tu opowieść o niesamowitych staraniach, które sprawiają, że bohater jest rozczarowany. O większości tych książek już Wam opowiadałam. Dziś przyszedł czas na kolejne dwie historie, czyli „Fajnego cieciorka” i „Smaczną bandę i wolny wybieg”. Obie wprowadzają nas do świata dobrych relacji społecznych i pokazują, że dobrze być sobą.
„Fajny cieciorek” to historia cieciorka, który kolegował się z fasolkami. Niestety więzi między nim, a nimi powoli się rozluźniały. Oni stawali się coraz bardziej „fajni”, a on przeciętny i niezauważany. Pewnego dnia to się zmieniło: uległ kontuzji i potrzebował pomocy. Zobaczył, że bycie fajnym to wspieranie, pomaganie, dotrzymywanie towarzystwa. Zaczął naśladować fajne fasolki.
„Smaczna banda i wolny wybieg” to z kolei kolejne spotkanie z jajami. Tym razem widzimy jak bardzo różnorodne są. Większość kocha zabawę, a jedno lubi w ciszy i spokoju poczytać. Jednak i ono od czasu do czasu zostaje wyrwane do zabawy i jest mu z tym bardzo dobrze. Przekonamy się, że równowaga w życiu jest bardzo potrzebna.
Wszystkie książki są pięknie ilustrowane. Mamy tu świetne personifikacje dzięki Pete’owi Oswaldowi rewelacyjnie dopełniającemu tekst. Same opowieści są proste i niosą pouczające przesłanie nie tylko dla młodych czytelników. Uważam, że te lektury powinny znaleźć się w gabinetach psychologów i pedagogów. Będą świetnym punktem wyjścia do rozmów z dziećmi, młodzieżą oraz dorosłymi o tym, w jaki sposób się krzywdzą przez złe relacje ze społeczeństwem. Każdy bohater jest tu inny i prezentuje odmienny wzorzec niewłaściwego nastawienia. Autor uświadamia czytelników, że skrajności są złe. Opowieści wydrukowano na bardzo dobrej jakości papierze. Zszyte kartki oprawiono w solidne okładki, dzięki czemu lektury są estetyczne i trwałe. Zdecydowanie polecam.
Jory John jest absolutnie fantastycznym amerykańskim autorem książek dla dzieci. Jego publikacje słyną z przekazywania sporej dawki wiedzy, czarnego humoru i trudnych tematów społecznych. Debiutował książką „All My Friends Are Dead” napisaną z Averym Monsenem. Na listach bestselerów znalazł się dzięki ciekawej serii „Food Group” w Polsce wydane jako „Smaczna banda i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jory John jest absolutnie fantastycznym amerykańskim autorem książek dla dzieci. Jego publikacje słyną z przekazywania sporej dawki wiedzy, czarnego humoru i trudnych tematów społecznych. Debiutował książką „All My Friends Are Dead” napisaną z Averym Monsenem. Na listach bestselerów znalazł się dzięki ciekawej serii „Food Group” w Polsce wydane jako „Smaczna banda i emocje”, w której znajdziemy takie książki jak „Niesforne ziarenko”, „Wzorowe jajo”, „Skwaszone winogrono”, „Bystre ciastko”, „Niesforne Ziarenko i straszny wieczór”, „Smaczna Banda i wolny wybieg” oraz „Fajny cieciorek”. Kolejne opowieści o bohaterach „Smacznej bandy” niedługo będą dostępne dla polskich czytelników. Nasza przygoda z książkami tego pisarza zaczęła się siedem lat temu, kiedy to do polskich czytelników trafił cykl „Koszmarna dwójka” zabierająca nas w świat relacji społecznych, wyzwań, z jakimi mają do czynienia uczniowie w szkole oraz różnymi przekonaniami i sposobami zarządzania społeczeństwem. Już w tych lekturach widać było zainteresowanie postawami i systemami rządzenia oraz promowaniem prospołecznych zachowań. Tak jest też w publikacjach ze „Smacznej bandy i emocji”.
W każdej historii z jednej strony mamy tu pokazane działania określonych bohaterów, ich relacje z otoczeniem, z drugiej widzimy jak to przekłada się na sposób funkcjonowania, później pojawia się zmiana i ukazanie jak po niej wygląda życie bohaterów. Jak widać schemat opowieści jest prosty. Tematyka też jest ciekawa, bo pozwala uświadomić młodym czytelnikom, że nie można być ani za bardzo niegrzecznym, ani zbyt uprzejmym, ani za kwaśnym, ani zbyt słodkim i każdy z nas ma jakiś talent, który po prostu musi odkryć, a żeby to zrobić musi próbować różnych rzeczy. Do teko można lubić samotniczy tryb życia, ale od czasu do czasu warto zabawić się w towarzystwie lub naśladować osoby lubiane. Każda skrajność prowadzi do niszczenia relacji z innymi, unieszczęśliwia bohaterów, sprawia, że zatracają się w świecie swoich emocji i spada im samoocena.
„Fajny cieciorek” to książka o byciu pomocnym i życzliwym,. „Smaczna banda i wolny wybieg” pokazuje nam, że warto czasami spędzić czas z innymi ludźmi, „Niesforne ziarenko” to opowieść o stracie bliskich, trudnych doświadczeniach i byciu niemiłym dla innych. Ziarenko odkrywa, że może polepszyć swoje życie nawiązując nowe relacje z poznanymi osobami. „Wzorowe jajo” to historia bohatera, który za bardzo wszystkim się przejmuje i bierze odpowiedzialność za innych na siebie. Nadmiar stresu prowadzi do pęknięcia. Zmiana życia wymaga od zmienianie nastawienia, wyluzowania, skupienia się na sobie. Z kolei „Bystre ciastko” to opowieść o byciu przeciętnym w ogólnym systemie edukacji, ale kiedy ma się okazję rozwijać swój talent okazuje się, że można okazać się wyjątkowym i ważnym. „Skwaszone winogrono” zabiera nas do świata postaci wiecznie niezadowolonej. „Niesforne Ziarenko i straszny wieczór” uświadamia jak niesamowicie ważna jest postawa wobec zabawy i pracy. Mamy tu opowieść o niesamowitych staraniach, które sprawiają, że bohater jest rozczarowany. O większości tych książek już Wam opowiadałam. Dziś przyszedł czas na kolejne dwie historie, czyli „Fajnego cieciorka” i „Smaczną bandę i wolny wybieg”. Obie wprowadzają nas do świata dobrych relacji społecznych i pokazują, że dobrze być sobą.
„Fajny cieciorek” to historia cieciorka, który kolegował się z fasolkami. Niestety więzi między nim, a nimi powoli się rozluźniały. Oni stawali się coraz bardziej „fajni”, a on przeciętny i niezauważany. Pewnego dnia to się zmieniło: uległ kontuzji i potrzebował pomocy. Zobaczył, że bycie fajnym to wspieranie, pomaganie, dotrzymywanie towarzystwa. Zaczął naśladować fajne fasolki.
„Smaczna banda i wolny wybieg” to z kolei kolejne spotkanie z jajami. Tym razem widzimy jak bardzo różnorodne są. Większość kocha zabawę, a jedno lubi w ciszy i spokoju poczytać. Jednak i ono od czasu do czasu zostaje wyrwane do zabawy i jest mu z tym bardzo dobrze. Przekonamy się, że równowaga w życiu jest bardzo potrzebna.
Wszystkie książki są pięknie ilustrowane. Mamy tu świetne personifikacje dzięki Pete’owi Oswaldowi rewelacyjnie dopełniającemu tekst. Same opowieści są proste i niosą pouczające przesłanie nie tylko dla młodych czytelników. Uważam, że te lektury powinny znaleźć się w gabinetach psychologów i pedagogów. Będą świetnym punktem wyjścia do rozmów z dziećmi, młodzieżą oraz dorosłymi o tym, w jaki sposób się krzywdzą przez złe relacje ze społeczeństwem. Każdy bohater jest tu inny i prezentuje odmienny wzorzec niewłaściwego nastawienia. Autor uświadamia czytelników, że skrajności są złe. Opowieści wydrukowano na bardzo dobrej jakości papierze. Zszyte kartki oprawiono w solidne okładki, dzięki czemu lektury są estetyczne i trwałe. Zdecydowanie polecam.
Jory John jest absolutnie fantastycznym amerykańskim autorem książek dla dzieci. Jego publikacje słyną z przekazywania sporej dawki wiedzy, czarnego humoru i trudnych tematów społecznych. Debiutował książką „All My Friends Are Dead” napisaną z Averym Monsenem. Na listach bestselerów znalazł się dzięki ciekawej serii „Food Group” w Polsce wydane jako „Smaczna banda i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnio dla najmłodszych czytelników mam sporo książek poruszających tematy społeczne, odpowiedzialności, podsuwania właściwych wzorców, pokazywania, że dobre relacje są ważne oraz duże znaczenie ma współpraca i dzielenie się umiejętnościami. Sporo tych tematów pojawia się w serii „Czytam sobie” wydawanej przez Wydawnictwo Harperkids. Do tego bliskie młodym czytelnikom problemy te wkomponowane są w interesujące fabuły, różnorodne gatunki literackie, dzięki czemu możemy dostarczyć dzieciom ciekawe i wartościowe pozycje dostosowane do umiejętności czytania. Rozbudowana i wielotematyczna seria ma trzy poziomy trudności.
W pierwszym do każdego zdania mamy ilustrację. Młodzi czytelnicy uczą się składać słowa, czytać podstawowe głoski. Książki zawierają niedługie, proste i jednocześnie bardzo interesujące historie, które możemy zaliczyć do różnych gatunków. „Składam słowa” – to temat przewodni tego poziomu. Niedługie teksty zawierają od 150-200 wyrazów, 23 podstawowe głoski i ćwiczenia głoskowania. Wiele czytanek wprowadza dzieci w świat nauki, zagadnień związanych z różnymi dyscyplinami, ale jest też codzienność z apkami, grami i sporo baśniowego bujania w obłokach, codziennych wyzwań.
Z tego poziomu ostatnio czytałyśmy historię napisaną przez Rafała Witka „Tramwaj numer 28”. Z młodym bohaterem przenosimy się Lizbony, by tam podróżować słynnym tramwajem. Opowieść o poszukiwaniu zwierzaka w środku komunikacji publicznej stanie się pretekstem do podsunięcia sporej dawki wiedzy. Dowiemy się m.in. że Lizbona jest stolicą Portugalii, że jest tu wiele muzeów, zabytków oraz poznamy słynny tramwaj 28. Prześledzimy jakie ciekawe obiekty znajdują się na trasie 34 przystanków. Opowieść wzbogacają piękne, proste ilustracje Tomka Kozłowskiego.
W drugim poziomie zobrazowano nieco dłuższy tekst. Młodzi czytelnicy znajdą nieco bardziej rozbudowane opowieści zachęcające do czytania większej liczny słów. „Składam zdania” – to podtytuł tego poziomu. Znajdziemy w nim od 800 do 900 wyrazów w tekście (czyli ciągle niedługie historie), dłuższe zdania oraz dialogi w fabule. Do tego nadal ćwiczymy 23 podstawowe głoski, sylabizujemy trudniejsze wyrazy i powoli wchodzimy w świat ortografii.
Tym razem z tego poziomu sięgnęłyśmy po uroczą historię Justyny Bednarek „Pan Pit i jego kwiatek”. Jest to pozornie opowieść o biologu wynajmującym pokój w wielkim domu. Poznajemy jego pasję, obserwowanie otoczenia, pracę z zaangażowaniem, uświadamiamy sobie, że każda rzecz warta jest zbadania i obejrzenia. Do tego zobaczymy, że dwoje ludzi mających całkowicie inne zainteresowania może tworzyć ciekawą wspólnotę, pracować bez przeszkadzania sobie. Zobaczymy też, że każdy człowiek nieco inaczej reaguje na kontakty z innymi. Tekst dopełniają klimatyczne ilustracje Magdy Kozieł-Nowak.
Trzeci poziom, czyli „Połykam strony” to już dłuższe opowieści liczące od 2500 do 2800 słów w tekście. Książki te cechuje prostota, rozwijanie dziecięcej wyobraźni, przemycanie wiedzy o świecie, wprowadzanie w świat nauki, bo na nią człowiek nigdy nie jest za młody tylko musi być odpowiednio zaprezentowana. A na końcu całość dopełnia alfabetyczny słownik trudniejszych wyrazów, aby rozwijać w czytelnikach potrzebę szukania wyjaśnienia znaczenia wyrazów.
Wybrana przez nas lektura z tego poziomu to „Pożar w fabryce” Ewy Nowak”. Mamy tu bardzo poważne tematy: zazdrości, szpanowania, stwarzania zagrożenia, odpowiedzialności. Hubert jest zazdrosny o uwagę, jaką zyskała jego młodsza siostra prowadząca zajęcia o pracy straży pożarnej. Na osiedlu może połechtać swoje ego imponując młodszym sąsiadom. Z tego powodu zabiera ich do nieczynnej fabryki, gdzie stara się zademonstrować swoją powagę i odwagę. Rozpalenie ognia w zamkniętym zakładzie niestety okazuje się złym pomysłem. Gdyby nie przezorność siostry mogłoby dojść do tragedii. Ilustracje Aleksandry Krzanowskiej pięknie dopełniają całość.
Na każdym poziomie na końcu każdej książki znajdziemy naklejki. Są tam też zadania sprawdzające umiejętność czytania ze zrozumieniem. Duża czcionka, wyróżnienie trudniejszych wyrazów, a do tego proste, interesujące historie sprawiają, że dzieci chętnie sięgają po te lektury. Po opanowaniu czytania mały odkrywca może sobie zrobić dyplom zakończenia kolejnego etapu nauki czytania. Wybór książek z każdego etapu jest bardzo bogaty, dzięki czemu każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Warto u młodszych dzieci potraktować te opowieści jako czytanki do poduszki. Dzięki temu młody czytelnik oswojony z formą opowieści chętnie będzie sięgał po kolejne. Do tego rozwijanie umiejętności czytelniczych to też uważne śledzenie postępów dziecka. Nie należy przeskakiwać z poziomu pierwszego na trzeci, bo nam wydaje się, że to już czas. Warto dać dziecku czas, rozwijać pozytywne skojarzenia. Czasami nawet lepiej poczytać sobie więcej książek z niższego poziomu i dopilnować płynnego czytania ze zrozumieniem niż za wcześnie przejść na wyższy i odkryć, że nasza pociecha ma deficyty, ponieważ każde niepowodzenie może wiązać się z negatywnymi emocjami, a te mają bardzo duży wpływ na naukę i to nie tylko czytania. Zapewniam Was, że książek jest w tej serii w każdym poziomie bardzo dużo, więc będziecie mieli, z czym ćwiczyć. Jeśli dziecko każdą lekturę przeczyta tyle razy, ile ma w niej naklejek-odznak to będziemy mogli z wielkim zadowoleniem śledzić postępy. Przy zamawianiu dużych pakietów często można dostać różnorodne zniżki. I to całkiem duże, więc warto od razu zaopatrzyć się w cały pakiet z określonego poziomu. Do tego warto do tych książek podejść jak do ćwiczeń, potraktować jako czytanki własnej pociechy i ćwiczyć na nich aż do „zdarcia”.
My po książki z tej serii z różnych poziomów sięgamy z wielu powodów. Pomagają nam w nauce mówienia, czytania, pisania (odwzorowanie wyrazów), a wyższe poziomy traktuję jako lektury do czytania przeze mnie. Plusem wszystkich opowieści jest to, że napisane są prostym językiem, a trudniejsze czy mniej używane słowa wyjaśniono w słowniku. Wszystkie książeczki z serii „Czytam sobie” są niewielkie dzięki czemu dziecko może zabierać je w podróż, na spacery i codziennie ćwiczyć nową umiejętność, a niedługie teksty doskonale sprawdzą się również jako opowieści do czytania przedszkolakom. Kolejna bardzo duża zaleta książek: cena jest naprawdę bardzo przystępna. Zresztą sami sprawdźcie na stronach księgarń i wydawcy.
Jak widzicie w tej serii jest, w czym wybierać. Każda opowieść serwuje wiele atrakcji i zachęca do fantazjowania, przyswajania sobie pozytywnych wzorców oraz może być punktem wyjścia do rozmów o rzeczach dla dzieci ważnych.
Ostatnio dla najmłodszych czytelników mam sporo książek poruszających tematy społeczne, odpowiedzialności, podsuwania właściwych wzorców, pokazywania, że dobre relacje są ważne oraz duże znaczenie ma współpraca i dzielenie się umiejętnościami. Sporo tych tematów pojawia się w serii „Czytam sobie” wydawanej przez Wydawnictwo Harperkids. Do tego bliskie młodym czytelnikom...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnio dla najmłodszych czytelników mam sporo książek poruszających tematy społeczne, odpowiedzialności, podsuwania właściwych wzorców, pokazywania, że dobre relacje są ważne oraz duże znaczenie ma współpraca i dzielenie się umiejętnościami. Sporo tych tematów pojawia się w serii „Czytam sobie” wydawanej przez Wydawnictwo Harperkids. Do tego bliskie młodym czytelnikom problemy te wkomponowane są w interesujące fabuły, różnorodne gatunki literackie, dzięki czemu możemy dostarczyć dzieciom ciekawe i wartościowe pozycje dostosowane do umiejętności czytania. Rozbudowana i wielotematyczna seria ma trzy poziomy trudności.
W pierwszym do każdego zdania mamy ilustrację. Młodzi czytelnicy uczą się składać słowa, czytać podstawowe głoski. Książki zawierają niedługie, proste i jednocześnie bardzo interesujące historie, które możemy zaliczyć do różnych gatunków. „Składam słowa” – to temat przewodni tego poziomu. Niedługie teksty zawierają od 150-200 wyrazów, 23 podstawowe głoski i ćwiczenia głoskowania. Wiele czytanek wprowadza dzieci w świat nauki, zagadnień związanych z różnymi dyscyplinami, ale jest też codzienność z apkami, grami i sporo baśniowego bujania w obłokach, codziennych wyzwań.
Z tego poziomu ostatnio czytałyśmy historię napisaną przez Rafała Witka „Tramwaj numer 28”. Z młodym bohaterem przenosimy się Lizbony, by tam podróżować słynnym tramwajem. Opowieść o poszukiwaniu zwierzaka w środku komunikacji publicznej stanie się pretekstem do podsunięcia sporej dawki wiedzy. Dowiemy się m.in. że Lizbona jest stolicą Portugalii, że jest tu wiele muzeów, zabytków oraz poznamy słynny tramwaj 28. Prześledzimy jakie ciekawe obiekty znajdują się na trasie 34 przystanków. Opowieść wzbogacają piękne, proste ilustracje Tomka Kozłowskiego.
W drugim poziomie zobrazowano nieco dłuższy tekst. Młodzi czytelnicy znajdą nieco bardziej rozbudowane opowieści zachęcające do czytania większej liczny słów. „Składam zdania” – to podtytuł tego poziomu. Znajdziemy w nim od 800 do 900 wyrazów w tekście (czyli ciągle niedługie historie), dłuższe zdania oraz dialogi w fabule. Do tego nadal ćwiczymy 23 podstawowe głoski, sylabizujemy trudniejsze wyrazy i powoli wchodzimy w świat ortografii.
Tym razem z tego poziomu sięgnęłyśmy po uroczą historię Justyny Bednarek „Pan Pit i jego kwiatek”. Jest to pozornie opowieść o biologu wynajmującym pokój w wielkim domu. Poznajemy jego pasję, obserwowanie otoczenia, pracę z zaangażowaniem, uświadamiamy sobie, że każda rzecz warta jest zbadania i obejrzenia. Do tego zobaczymy, że dwoje ludzi mających całkowicie inne zainteresowania może tworzyć ciekawą wspólnotę, pracować bez przeszkadzania sobie. Zobaczymy też, że każdy człowiek nieco inaczej reaguje na kontakty z innymi. Tekst dopełniają klimatyczne ilustracje Magdy Kozieł-Nowak.
Trzeci poziom, czyli „Połykam strony” to już dłuższe opowieści liczące od 2500 do 2800 słów w tekście. Książki te cechuje prostota, rozwijanie dziecięcej wyobraźni, przemycanie wiedzy o świecie, wprowadzanie w świat nauki, bo na nią człowiek nigdy nie jest za młody tylko musi być odpowiednio zaprezentowana. A na końcu całość dopełnia alfabetyczny słownik trudniejszych wyrazów, aby rozwijać w czytelnikach potrzebę szukania wyjaśnienia znaczenia wyrazów.
Wybrana przez nas lektura z tego poziomu to „Pożar w fabryce” Ewy Nowak”. Mamy tu bardzo poważne tematy: zazdrości, szpanowania, stwarzania zagrożenia, odpowiedzialności. Hubert jest zazdrosny o uwagę, jaką zyskała jego młodsza siostra prowadząca zajęcia o pracy straży pożarnej. Na osiedlu może połechtać swoje ego imponując młodszym sąsiadom. Z tego powodu zabiera ich do nieczynnej fabryki, gdzie stara się zademonstrować swoją powagę i odwagę. Rozpalenie ognia w zamkniętym zakładzie niestety okazuje się złym pomysłem. Gdyby nie przezorność siostry mogłoby dojść do tragedii. Ilustracje Aleksandry Krzanowskiej pięknie dopełniają całość.
Na każdym poziomie na końcu każdej książki znajdziemy naklejki. Są tam też zadania sprawdzające umiejętność czytania ze zrozumieniem. Duża czcionka, wyróżnienie trudniejszych wyrazów, a do tego proste, interesujące historie sprawiają, że dzieci chętnie sięgają po te lektury. Po opanowaniu czytania mały odkrywca może sobie zrobić dyplom zakończenia kolejnego etapu nauki czytania. Wybór książek z każdego etapu jest bardzo bogaty, dzięki czemu każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Warto u młodszych dzieci potraktować te opowieści jako czytanki do poduszki. Dzięki temu młody czytelnik oswojony z formą opowieści chętnie będzie sięgał po kolejne. Do tego rozwijanie umiejętności czytelniczych to też uważne śledzenie postępów dziecka. Nie należy przeskakiwać z poziomu pierwszego na trzeci, bo nam wydaje się, że to już czas. Warto dać dziecku czas, rozwijać pozytywne skojarzenia. Czasami nawet lepiej poczytać sobie więcej książek z niższego poziomu i dopilnować płynnego czytania ze zrozumieniem niż za wcześnie przejść na wyższy i odkryć, że nasza pociecha ma deficyty, ponieważ każde niepowodzenie może wiązać się z negatywnymi emocjami, a te mają bardzo duży wpływ na naukę i to nie tylko czytania. Zapewniam Was, że książek jest w tej serii w każdym poziomie bardzo dużo, więc będziecie mieli, z czym ćwiczyć. Jeśli dziecko każdą lekturę przeczyta tyle razy, ile ma w niej naklejek-odznak to będziemy mogli z wielkim zadowoleniem śledzić postępy. Przy zamawianiu dużych pakietów często można dostać różnorodne zniżki. I to całkiem duże, więc warto od razu zaopatrzyć się w cały pakiet z określonego poziomu. Do tego warto do tych książek podejść jak do ćwiczeń, potraktować jako czytanki własnej pociechy i ćwiczyć na nich aż do „zdarcia”.
My po książki z tej serii z różnych poziomów sięgamy z wielu powodów. Pomagają nam w nauce mówienia, czytania, pisania (odwzorowanie wyrazów), a wyższe poziomy traktuję jako lektury do czytania przeze mnie. Plusem wszystkich opowieści jest to, że napisane są prostym językiem, a trudniejsze czy mniej używane słowa wyjaśniono w słowniku. Wszystkie książeczki z serii „Czytam sobie” są niewielkie dzięki czemu dziecko może zabierać je w podróż, na spacery i codziennie ćwiczyć nową umiejętność, a niedługie teksty doskonale sprawdzą się również jako opowieści do czytania przedszkolakom. Kolejna bardzo duża zaleta książek: cena jest naprawdę bardzo przystępna. Zresztą sami sprawdźcie na stronach księgarń i wydawcy.
Jak widzicie w tej serii jest, w czym wybierać. Każda opowieść serwuje wiele atrakcji i zachęca do fantazjowania, przyswajania sobie pozytywnych wzorców oraz może być punktem wyjścia do rozmów o rzeczach dla dzieci ważnych.
Ostatnio dla najmłodszych czytelników mam sporo książek poruszających tematy społeczne, odpowiedzialności, podsuwania właściwych wzorców, pokazywania, że dobre relacje są ważne oraz duże znaczenie ma współpraca i dzielenie się umiejętnościami. Sporo tych tematów pojawia się w serii „Czytam sobie” wydawanej przez Wydawnictwo Harperkids. Do tego bliskie młodym czytelnikom...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jestem miłośniczką niepozornego przemycania historii połączonego z podsuwaniem fantastyki. I tak właśnie jest w komiksie Filippiego Denisa-Pierre’a i J. Etienne’a, który w swoich pracach często wplatają wątki przeszłości wymieszane ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. W „Gargulcach” z jednej strony mamy akcję toczącą się w zabytkowym otoczeniu. Do tego podróż w czasie pozwalającą na poznanie dawnych szkół przyklasztornych, kolegiat, renesansowego miasta, którego życie toczy się wokół targowiska, studni i kolegiaty. Każdy ma tu swoją rolę i miejsca w społeczeństwie.
Historia zaczyna się od przeprowadzki do miasta. Grzesiek nie jest zachwycony nowym miejscem, w którym przyjdzie mu żyć. Wolałby ciekawą prowincję bogatą w zwierzęta, spokojną, ze znanymi kolegami i zbudowaną pozycją wśród rówieśników. W nowym miejscu wystawiony jest na zaczepki nieco starszych chłopaków. Do tego w pobliżu mieszka ciotka uszczęśliwiająca go nielubianymi prezentami. Właśnie z tego powodu staje się nieszczęśliwym posiadaczem brzydkiego swetra, który musi nosić, aby uszczęśliwić obdarowującą. Rzucająca się w oczy część garderoby skutecznie przyciąga lokalne łobuzy. Pierwszy dzień w nowym miejscu to prawdziwa katastrofa. Kolejna zapowiadają się równie źle. Mający problem z zaśnięciem Grzesiek znajduje w swoim pokoju tajemniczy medalion, który później przenosi go w czasie oraz pozwala widzieć magiczne istoty. Młody bohater ma okazję zobaczyć jak wygląda renesansowe miasto oraz edukacja, przekonać się, że dawniej wcale dzieci nie miały sielskiego dzieciństwa. Do tego wpada na trop szkodliwej działalności swojej ciotki. Jaką tajemnicę kryje jej rezydencja? Przekonajcie się sami.
Autorzy
"Gargulce. Podróżnik" to pierwszy tom z serii nowych komiksów autorstwa francuskiego scenarzysty Denis'a-Pierre Filippi oraz J. Etienne’a. Autorzy przenoszą nas w czasie i pozwalają na obejrzenie renesansowego miasta, przekonania się jak wyglądała edukacja w szkole przy kolegiacie, zapraszają czytelników do niezbadanych zakątków gotyckich katedr i tajemniczych cytadel stanowiących scenografię dla niezwykłych wydarzeń. Umiejscowienie akcji w gotyckim otoczeniu daje spore pole do popisu. Znajdziemy tu fantastyczne gargulce zdobiące budynki, ale ze względu na umiejętności Grześka możemy zobaczyć, że są ożywione. Do tego zmagają się z wieloma problemami.
"Gargulce. Podróżnik" to pierwszy tom cyklu, w którym młodzi czytelnicy mają podsuwane wiele ciekawy istot magicznych. Do tego mogą lepiej przyjrzeć się życiu ludzi w czasach, kiedy nauczaniem zajmowali się duchowni tworzący szkoły przy kolegiatach. Grześka przybywającego z przyszłości uderza też renesansowy gender: siostra, która w XXI wieku jest ambitną nastolatką w wersji sprzed wieków marzy o dobrym mężu. Takie zestawienia pomogą pokazać jak wiele zmian zaszło w historii, uświadomić sobie, że świat, który znamy nie musi trwać, zasady nie są ustalone raz na zawsze. Relacje społeczne ciągle ewoluują.
Akcja toczy się tu wokół dwóch wydarzeń: z jednej strony poszukiwanie medalionu, który pozwoli wrócić do domu, a z drugiej pomaganie istotom magicznym. Grzesiek ma poczucie misji i wie, że tylko dzięki jego zaangażowaniu może pomóc uwięzionym istotom.
Rysunki grają tu główną rolę i bardzo dobrze przyciągają uwagę młodych czytelników. Prosta kreska w połączeniu z dużą ilością szczegółów, cartoonowe ilustracje oraz ciekawy scenariusz napisany przez D-P Filippiego sprawiają, że jest to interesująca dla młodych czytelników lektura. W interesujący sposób wykorzystano tu motyw podróży w czasie, amuletu i dobrze zapowiedziano walkę dobra-ze złem. Akcja toczy się bardzo szybko, młody bohater jest w ciągłym ruchu, rzucany od wyzwania do wyzwania. Zagrożenia się piętrzą, czas pędzi, wyzwań przybywa.
Pierwszy tom powstał przy współpracy Denisa-Pierra Filippiego oraz J. Étienne’a (właśc. Étienne Jung). Obaj słyną z przemycania wątków historycznych, wplatania realiów z przeszłości do fantastycznych opowieści. Natomiast głównymi autorami serii jest wspomniany scenarzysta i często działający z nim tandemie włoski rysownik Silvio Camboni. Obaj są znani polskim czytelnikom z takich wspólnych cykli jak: „Niezwykła podróż” oraz „Miki”.
Jestem miłośniczką niepozornego przemycania historii połączonego z podsuwaniem fantastyki. I tak właśnie jest w komiksie Filippiego Denisa-Pierre’a i J. Etienne’a, który w swoich pracach często wplatają wątki przeszłości wymieszane ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. W „Gargulcach” z jednej strony mamy akcję toczącą się w zabytkowym otoczeniu. Do tego podróż w czasie...
więcej mniej Pokaż mimo toPomysł na powieść ciekawy, ale kwerenda dotycząca chorób i uzależnień pozostawia wiele do życzenia. Książka napisana przeciętnie i ze sporą dawką złych wzorców. Wielkim plusem jest tu nawiązywanie do znanych dzieł literatury.
Pomysł na powieść ciekawy, ale kwerenda dotycząca chorób i uzależnień pozostawia wiele do życzenia. Książka napisana przeciętnie i ze sporą dawką złych wzorców. Wielkim plusem jest tu nawiązywanie do znanych dzieł literatury.
Pokaż mimo toRewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Rewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Pokaż mimo toRewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Rewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Pokaż mimo toRewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Rewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Pokaż mimo toRewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Rewelacyjny komiks podsuwający sporą dawkę wiedzy o dinozaurach
Pokaż mimo to
„Mali bogowie”, „”Kumpelki”, „Sisters”, „Kasia i jej kot”, „Ptyś i Bill”, „Owady w komiksie” i „ZOO wymarłych zwierząt” łączy specyficzny sposób narracji. Są to komiksy, których akcja toczy się wokół humorystycznych etiud, psot, bardzo prawdopodobnej codzienności nawet jeśli jest ona w kostiumie antycznych bogów. Cechą wspólną jest tu to, że historie budują jednostronicowe pełne humoru niedługie opowieści, które mogą z powodzeniem zastąpić tom z „kawałami”, dzięki czemu będzie to świetna lektura dla początkujących czytelników. I tak jest właśnie też w przypadku komiksu „ZOO wymarłych zwierząt”, którego ilustratorem jest Bloz (pseudonim Jeana-Christophe’a Grenona) słynący z fantastycznego komiksu „Dinozaury”.
"ZOO wymarłych zwierząt" to nowa humorystyczna seria. Główną bohaterką jest Debora, która stara się o staż weterynaryjny. Bardzo szybko odkrywa, dlaczego jest to zajęcie niezwykłe. Znajdujące się w nim zwierzęta należą do gatunków wymarłych lub zagrożone wyginięciem, a to może przysporzyć sporo niespodzianek, wyzwań. Zwierzęcy bohaterzy zachowują się inaczej niż można się po nich spodziewać. Do tego niektórzy pracownicy robią sobie psoty lub kierują się stereotypami. Zderzenie tego z rzeczywistością daje komiczny efekt. Poszczególne scenki pokazują jak bardzo Debora zaczyna się odnajdywać w tej nietypowej pracy. Widzimy jak wiele potrzebuje otwartości, aby lepiej pomagać zwierzętom. W czasie lektury poznamy wiele zwierząt. Znajdziemy też odesłanie do sposobu opisywania ich przez dawnych podróżników.
W pierwszym tomie twórcy wprowadzają nas do niezwykłego otoczenia, jakim jest zoo wymarłych zwierząt, a także przybliżają okoliczności ich wyginięcia. Zobaczymy jak wiele gatunków przestało istnieć, ile z nich może wyginąć. Do tego mamy sporo informacji o ochronie przyrody, dbaniu o zagrożone gatunki, znaczenia równowagi w przyrodzie. Mamy tu do czynienia z podsuwaniem wiedzy przez zabawę oraz sporą dawkę fantazji. Wśród niezwykłych mieszkańców zoo znajdują się m.in. dronty dodo, wilkowory tasmańskie, lew berberyjski, czy tretretretre. Między znanymi wymarłymi gatunkami pojawiają się również te mityczne.
Piękne ilustracje przenoszą w świat pełen życia i kolorów. Mamy tu ciekawe cartonoowe ilustracje, na których bohaterzy pokazani są w ruchu, przez co całość sprawia wrażenie przypadkowego. Ilustracje Bloza są bardzo szczegółowe i dynamiczne. Do tego wprowadzają dużą dawkę humoru i są świetny dopełnieniem do zabawnych dialogów.
Bardzo nam się spodobał pomysł i wykonanie komiksu o wymarłych zwierzętach. Wielkim plusem jest tu spora dawka edukacyjnych treści. Zdecydowanie polecam uczniom nauczania początkowego. Ten komiks będzie świetnym materiałem do ćwiczenia umiejętności czytania oraz pozwoli rozbudzić ciekawość przyrodą.
„Mali bogowie”, „”Kumpelki”, „Sisters”, „Kasia i jej kot”, „Ptyś i Bill”, „Owady w komiksie” i „ZOO wymarłych zwierząt” łączy specyficzny sposób narracji. Są to komiksy, których akcja toczy się wokół humorystycznych etiud, psot, bardzo prawdopodobnej codzienności nawet jeśli jest ona w kostiumie antycznych bogów. Cechą wspólną jest tu to, że historie budują jednostronicowe...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyjaźń wymaga czasu, zaangażowania i konsekwencji. Nie da się odstawić przyjaciół na rok i później sobie o nich przypomnieć, bo może się okazać, że już nic nas z nimi nie łączy. Na ten problem w piątym tomie „Kumpelek” zwracają uwagę autorzy. Mamy tu kolejne spotkanie z bardzo różnorodną paczką przyjaciółek. Każda nastolatka jest tu inna, ma odmienne upodobania, inny styl i urodę oraz inteligencję. A mimo tego trzymają się razem wspierają i razem uczestniczą w różnych wydarzeniach.
Tym razem wybierają się na ważny dla jednej z nich koncert. Inne lubią idola, ale nie aż tak, żeby mieć na jego punkcie bzika i znać wszystkie piosenki. Towarzyszą, aby być z przyjaciółką, dla której ma to znaczenie. Szybko okazuje się, że inna widząc idola na żywo zakochuje się w nim i staje jego wielką fanką. I to staje się początkiem wielu problemów, bo zwyczajna codzienność Jessici jest zmieniona: Melania już nie jest częścią jej życia. Dziewczyna tak bardzo skupia się na swoim idolu, że zapomina o koleżankach. Po raz kolejny dostajemy pouczającą i zabawną opowieść o nastolatkach, ich zrachowaniach, błędach, przyjaźni, podtrzymywaniu znajomości
Christphe Cazenove i Filippe Fenech to twórcy już znani polskim czytelnikom. Szczególnie dużo znamy komiksów pierwszego artysty. Młodzi czytelnicy zaczytują się w seriach „Sisters”, „Mali bogowie”, „Owady”, „Kasia i kot”, „Ptyś i Bill”. Fenech w naszym kraju znany jest na razie z „Idefiksa i nieugiętych”. Ma też na swoim koncie takie seria jak: „Les Profs”, „Tuff and Koala”, „Anatole et compagnie”, „L'Empire des Mecchas”, „Leo”, „Passion rugby”, „Un héros presque parfait” i „Ulysse”. Obaj twórcy kojarzeni są z gagami, etiudami, minimalistycznym pokazywaniem codzienności bohaterów. Tym razem zabierają nas w świat „Kumpelek”. Tytuł pewnie może skojarzyć Wam się z „Przyjaciółkami” Angeli Brazil, ale to zupełnie inny klimat. Tam było na poważnie i z pokazaniem, co dzieje się, kiedy grupa rówieśnicza wyklucza, z jakimi traumami oraz problemami muszą sobie radzić młodzi ludzie. Tu bohaterka jest częścią zadziwiającej paczki, w której nie ma przywódczyni „stada” i nie trzeba rywalizować o jej względy, czyli pozbywamy się toksycznej rywalizacji. Do tego często i bez żalu odkrywa, że może i kiedyś z niektórymi ludźmi coś ją łączyło, ale jest to nieaktualne i trzeba iść dalej, spędzać czas z tymi, z którymi mamy wspólny język oraz dobre relacje.
„Kumpelki” to opowieść o spędzaniu czasu z przyjaciółkami. Główną bohaterką jest Jessica niewyobrażająca sobie, że w jej życiu mogłoby zabraknąć niektórych osób. Poznajemy tu wszystkie te, z którymi się przyjaźni, ale też i takie, które przez moment pojawiły się w jej życiu i w pewien sposób na nią wpłynęły. Zobaczymy wszystkie dziewczyny, z którymi często się spotyka, rozmawia, lubi spędzać czas, ale są i takie, które ją irytują, unika ich i z którymi zakończyła znajomości. Samo kumplowanie potraktowane jest tu lekko i z perspektywy asertywnej bohaterki, która nie musi zabiegać o uwagę oraz pozycję w grupie, bo w jej otoczeniu nie ma przywódczyń oraz hierarchii. Każda dziewczyna jest inna, każda lubi coś innego, ma odmienne talenty i może dać jej coś innego, wzbogacić o nowe doświadczenia. Nastoletnia Jessica powoli wchodząca w dorosłe życie spotyka się z koleżankami należącymi do różnorodnych grup kulturowych, mających różne upodobania, doświadczenia i status społeczny. Są tu dziewczyny biedniejsze i bogatsze, przedsiębiorcze, pracowite, przeliczające wszystko na pieniądze oraz bezinteresowne, wrażliwe, artystyczne dusze, sportsmenki, gwiazdy, kujonki i olewaczki. Różnią się też kolorem skóry i seksualnością. Jedne prowadzą dość bogate życie erotyczne, a inne czekają na swoje pierwsze doświadczenia. Do tego w krzywym zwierciadle pokazano zachowania chłopaków zapatrzonych w siebie i zauroczonych własną niezwykłością. Ponad to są zarówno te, które nie rozumieją rodziców i wszystkich uważają za tyranów, jak i nastoletnie matki, które same wcielają się w rolę rodziców. Te wszystkie światy często się zderzają ze sobą i na gruncie starć z odmiennością powstają zabawne, ale jednocześnie pouczające historie. Wszystko tu niby ładnie, pięknie, ale. I to „ale” jest tu naprawdę bardzo znaczące, bo feminizm w pierwszym tomie „Dzwonią koleżanki” pokazany jest tu z mizoginistycznej, patriarchalnej, szowinistycznej perspektywy, jako zaniedbywanie siebie i upodobnianie się do mężczyzn, a przecież nie na tym on polega, ale zupełnie na czymś innym: na pokazaniu, że kobiece może być różnorodne i cała ta różnorodność ma takie same prawa jak biali heteroseksualni mężczyźni z klasy średniej. Autorzy jednak w pierwszym tomie sięgnęli po ten stereotyp. I to jest przykre. Feministka w ich ujęciu to dziewczyna, która nie dba o higienę i wygląd. Kumpelki (te same, które chodzą do szkoły i mogą pokazywać się publicznie bez przyzwoitek, bo wywalczyły to dla nich aktywistki) chcą z tej pokazanej z szowinistycznego ujęcia młodej feministki zrobić kobiecą i owa kobiecość (tu mocno)
Przyjaźń wymaga czasu, zaangażowania i konsekwencji. Nie da się odstawić przyjaciół na rok i później sobie o nich przypomnieć, bo może się okazać, że już nic nas z nimi nie łączy. Na ten problem w piątym tomie „Kumpelek” zwracają uwagę autorzy. Mamy tu kolejne spotkanie z bardzo różnorodną paczką przyjaciółek. Każda nastolatka jest tu inna, ma odmienne upodobania, inny styl...
więcej mniej Pokaż mimo to
Za każdym razem, kiedy sięgam po kolejny tom „Sisters” Cazenove’a i Williama mam mieszane uczucia. Z jednej strony wiem, że pięknie przerysował te relacje, które zwykle są między rodzeństwem. Każde z dzieci rywalizuje o uwagę dorosłych, ale też jednocześnie o swoją autonomię przy jednoczesnym zagrabianiu jej rodzeństwu. I ten konflikt interesów jest tu niesamowicie trafnie pokazany. Z drugiej strony przez przerysowanie mamy tu wiele sytuacji normalizujących toksyczne relacje. Ale czy nasze życie nie jest wolne od tej toksyczności? Czy nie lubimy poczytać o tym, że inni mają równie ciężko jak my? Czy nie wolimy od czasu do czasu wczuć się w historie o nas i wyzwaniach z jakimi mamy do czynienia zamiast lukrowych opowieści o idealnych relacjach? Życie jest pełne niespodzianek, konfliktów interesu, wynikających z tego skrajnych emocji. Czytanie o przygodach nam bliskich może działać oczyszczająco. I w ten sposób właśnie traktuję cykl „Sisters”, w którym zobaczymy, że siostry mogą być najlepszymi przyjaciółki i największymi wrogami jednocześnie.
Bohaterki kochają się wzajemnie, ale na co dzień są dla siebie złośliwe, rywalizują ze sobą, zrzucają jedna na drugą obowiązki, starają się zaimponować i zdobyć jak najwięcej uwagi otoczenia, a do tego ich kłótnie są legendarne oraz popisują się przed koleżankami tym jak bardzo potrafią manipulować siostrą. Są też świadome tego, że pewnych rzeczy nie są w stanie zmienić, więc zwyczajnie się dostosowują. Posiadanie siostry nie jest łatwe. Bycie siostrą również. Wiąże się to z ciągłą czujnością i koniecznością stawiania granic prywatności oraz ciągłej walki o szacunek. Jednak siostry czasami potrafią zjednoczyć swoje siły, stworzyć razem coś pięknego. O takich relacjach opowiadają tomy komiksu „Sisters”, francuskiej serii komiksów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurego. Humorystyczna codzienność dwóch sióstr, Wendy i Marine, jest tematem akcji. Mała miejscowość, szkolne i rodzinne życie, a do tego miłość zmieszania z niechęcią sprawiają, że komiksy czyta się bardzo przyjemnie. Jak to w życiu bywa kilkuletnia Marine naśladuje nastoletnią Wendy. Takie relacje często prowadzą do spięć. Dziewczynki prześcigają się w pomysłach na psikusy, a jeśli trzeba to dbają o siebie. Cechą charakterystyczną serii są jednostronne historyjki, co ułatwia lekturę i pozwala na czytanie bez zakładek. Do tego ilustracje wykonano w słodkich, cukierkowych kolorach, dzięki czemu mają specyficzny klimat.
Codzienność sióstr to scenki, które mogą być częścią życia każdego rodzeństwa: dzielą się ubraniami, młodsze muszą nosić ubrania po starszych, muszą razem spędzać czas, razem odnajdują interesujące zajęcia w nudnych czynnościach, ale jednocześnie muszą dbać o swoją prywatność i przywileje. Wendy i Marine dzieli spora różnica wieku: jedna jest już nastolatką, a druga dopiero zaczyna szkolną przygodę. Wydają się należeć do dwóch różnych światów, w których inne rzeczy są ważne, a mimo tego łączy je bardzo wiele. Codzienne złośliwości nie przeszkadzają im w dobrej zabawie, na którą przecież są skazane z racji bycia siostrami. Bywają jednak takie chwile, że tylko siostra może pocieszyć, uratować i zapewnić towarzystwo oraz zjednoczyć się w walce z rodzicielskimi pomysłami, a te bywają naprawdę dziwne. Młodsza uczy się od starszej wyszukiwania wymówek w unikaniu obowiązków domowych. Do tego dochodzi odwieczne polowanie na pamiętnik, którego lektura pozwoli odkryć wszelkie tajemnice siostry. W relacjach jest też sporo troski o tę drugą osobę.
„Chyba śnisz!” to opowieść krążąca wokół śnienia, sennych marzeń, koszmarów, ale też zwyczajnej codzienności. Mamy tu podsuwanie młodszej siostrze wiary w możliwość złapania snów, przekonania, że obecność w snach jest fizyczna i przez to można przeżywać różne przygody, jeśli ktoś o nas śni. Mamy tu scenki z różnych pór roku. Obok przygód z plaży mamy zabawy w śniegu. Do tego przebieranki i sny Marine pozwalają na nawiązanie do różnych tekstów kultury.
Wielkim plusem całej serii jest to, że każda strona jest osobną historią, w której znajomość wcześniejszych przygód jest zbędna. Niepowiązane ze sobą zabawne scenki z codzienności tworzą interesującą lekturę o specyficznej i prostej fabule. Całość dopełniają piękne ilustracje z nowoczesną kreską i wprowadzające czytelników w świat dzieci oraz młodzieży. Polecam młodym czytelniczkom poszukującym dawki humoru. „Sisters” doskonale zabawią, rozbawią i zachęcą do czytania.. Życie sióstr ujęto w jednostronicowe pełne humoru niedługie opowieści, które mogą z powodzeniem zastąpić tom z „kawałami”, dzięki czemu będzie to świetna lektura dla początkujących czytelników. Komiksy z serii „Sisters” polecam uczennicom szkoły podstawowej.
Za każdym razem, kiedy sięgam po kolejny tom „Sisters” Cazenove’a i Williama mam mieszane uczucia. Z jednej strony wiem, że pięknie przerysował te relacje, które zwykle są między rodzeństwem. Każde z dzieci rywalizuje o uwagę dorosłych, ale też jednocześnie o swoją autonomię przy jednoczesnym zagrabianiu jej rodzeństwu. I ten konflikt interesów jest tu niesamowicie trafnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
Zniechęcanie do lektury, specyficzna narracja i mroczny klimat to elementy za które uwielbiam „Serię niefortunnych zdarzeń”. Lemony Snicket w każdym tomie obnaża bolączki naszego świata, przerysowuje je. Dostajemy historię o różnorodnych typach dorosłych, społecznościach oraz stylach życia. Każde miejsce, do którego trafiają Baudelaire’owie jest zaskakujące, a z drugiej strony przypomina przerysowaną, ale znaną nam rzeczywistość. Pisarz sięga po znane powiedzenia, nawiązuje do popularnej literatury oraz innych dzieł kultury (od antycznych chwytów teatru masek po współczesne spojrzenie na wcielanie się w różne role), wprawnie żongluje skojarzeniami i wzorcami oraz uprzedzeniami, a także uwydatnia manipulacje i wykorzystywanie innych. Pokazuje jak skupienie na sobie pomaga w rozprzestrzenianiu się zła. Zachowania społeczne ubrane są w czarny humor i groteskę. Cała historia zaczyna się od poinformowania Wioletki, Klausa i Słoneczka o śmierci rodziców. Poznany w pierwszym tomie hrabia Olaf wyznaczony na pierwszego opiekuna sierot stanie się nieodłącznym elementem każdej przygody uświadamiającej nam jak bardzo nie ufamy dzieciom oraz dajemy się manipulować dorosłym. Autorytet wieku odgrywa tu niesamowicie ważną rolę. Jest to siła tak potężna, że nie wystarczają dowody. Wobec opowieści młodych bohaterów wszyscy są nieufni. Zainteresowany majątkiem Baudelaire’ów hrabia Olaf wciela się w różne role i zyskuje kolejnych wspólników gotowych razem z nim podążać za sierotami. Widzimy też jak bardzo opieka instytucji nad tymi, którzy potrzebują wsparcia jest niewystarczająca. Pan Poe staje się uosobieniem unikania obowiązków, spychania odpowiedzialności na innych. I może właśnie z tego powodu problem do niego wraca.
Dziewiąty tom zatytułowany „Krwiożerczy karnawał” to opowieść nawiązująca do słynnego freak shows, czyli cyrkowych pokazów ludzi z deformacjami ciała. Była to jedna z bardziej cieszących się rozrywek do połowy XX wieku. Wykluczane z życia społecznego osoby odbiegające od normy znajdowały schronienie i pracę w cyrkach. Odbierano im decyzyjność, pokazywano jako istoty dziwne, niezdolne do czegokolwiek. I tak też czują się pracownicy Gabinetu Osobliwości w cyrku madame Lulu.
Opowieść zaczyna się od poszukiwania pomysłu na przebranie się i wtopienie w tło. Sieroty Baudelaire wpadają na pomysł, że mogą przebrać się za postać dwugłową i wilkołaka i w ten sposób zdobyć pracę oraz zdobyć cenne dla nich informacje. Nowa rola pozwoli na uświadomienia jak bardzo przedmiotowo traktowane są osoby niepełnosprawne i z deformacjami ciała. Ocenianie ich przez pryzmat wyróżniającej cechy sprawia, że nie potrafią dostrzegać zalet swojej urody. W tle oczywiście mamy poczynania hrabiego Olafa pragnącego pochwycić sieroty i przejąć ich majątek. Do tego Słoneczko odkryje swój talent i nie będzie to wyłącznie gryzienie wszystkiego.
Dziesiąty tom zatytułowany „Zjezdne zbocze” naszpikowane będzie mają niebezpiecznych sytuacji. Po ucieczce ze śmiertelnego zagrożenia dzieci wpadają w kolejną pułapkę. Do tego już na początku dochodzi do rozdzielenia starszego rodzeństwa od młodszego. Jakby tego było mało Wioletka i Klaus pędzą wagonem w dół góry i wszystko wskazuje na to, że się rozbiją. Na szczęście młoda wynalazczyni znajdzie sposób na spowolnienie wagonu. To jednak nie oznacza końca niebezpieczeństw. Po drodze pojawią się komary polarne, kolejne zaszyfrowane informacje, troszkę nawiązań do znanych dzieł sztuki. Rodzeństwo z jednej strony musi się ukrywać, a z drugiej strony tropić siostrę, której rozwój ciągle ich zaskakuje.
Każdy tom zawiera sporą dawkę czarnego humoru oraz wplecionych dygresji opisującej proces powstawania historii, tropienie przygód bohaterów oraz stosunku narratora do wydarzeń. Często są one co jakiś czas powtarzane. Snicket przypomina, że losy sierot poznał z wycinków gazet, słownika rymów oraz odwiedzania miejsc, w których byli bohaterzy. Lata badań i obserwacji pozwoliły mu zgłębić smutne losy Baudelaire’ów. Kreowanie wydarzeń na prawdziwe (realizm iluzyjny) połączone z opowieściami o powstawaniu książki na podstawie znalezionych źródeł (metatekst), spora dawka intertekstualności i powracającymi przekonaniami, że nie należy dalej czytać historii tworzy ciekawy zabieg. Zwłaszcza, że sami bohaterzy są postaciami rozczytującymi się, szukającymi odpowiedzi na ważne pytania w bibliotekach. Autor wydaje się mrugać do czytelnika i zachęca do zabawy w poszukiwanie wątków zaczerpniętych z innych tekstów kultury. Wykreowany pozorny narrator, czyli Lemony Snicket to także postać ciekawa, wzdychająca od czasu do czasu do Beatrycze, nad losem nieszczęsnych sierot oraz swojego życia.
„Seria niefortunnych zderzeń” jest napisana fantastycznie. Przez tekst pięknie się płynie. Nawet kiedy tak jak ja trzeba czytać kolejne tomy na głos, bo moja córka uwielbia słuchać czytania i zawsze zaskakuje mnie, że ponownie chce słuchać, bo naprawdę rzadko wraca do książek. A tu robi to z zapałem i pilnuje, żeby niczego nie pominąć (zwłaszcza, kiedy jest to kolejne czytanie). Mnie w tych książkach uderza niesamowita trafność opisów paradoksów. Wszystkie te zderzenia z szybą biurokracji: po drugiej stronie widzisz rozwiązanie, ale biurokraci ci na nie nie pozwolą, chociaż prawo leży po Twojej stronie (czyli celnie wskazujesz zagrożenie w postaci hrabiego Olafa), bo ufają temu, co im się wydaje. To jest tak świetna parodia każdego aspektu naszego życia, że zdecydowanie każdy powinien ją przeczytać. Gdybym była polskimi politykami to bym Wam nakazała w ramach kompromisu czytelniczego. I właśnie z tego powodu opowiem Wam o całej serii, bo jest tego warta.
„Seria niefortunnych zdarzeń” Lemony’ego Snicketa to historia przerysowana. Nie ma w niej nic dobrego. Każde złe wydarzenie prowadzi do kolejnego złego i tylko cudem udaje się bohaterom przetrwać, przeżyć zaskakujące przygody, które przywodzą na myśl „Proces” Franza Kafki. Podobnie jak bohater czeskiej powieści tu dzieci wpadają w nurt wydarzeń, na które nie mają wielkiego wpływu. Dryfują ku zatraceniu, a towarzyszący im ludzie bezmyślnie wykonują polecenia, rozkazy, poddają się sile sugestii. Cała seria jest świetną satyrą na wszystko, z czym mamy do czynienia. Jest tu ogrom biurokracji, skupienie się na tym, co mają do powiedzenia dorośli, odebranie głosu dzieciom. Podoba mi się w niej to, że nawiązuje do różnorodnych powieści, w których są zarówno zamknięte społeczności religijne z absurdalnymi przepisami, podróże podwodne, poszukiwanie tajemniczego przedmiotu niczym świętego Grala. Nim jednak zawędrujemy z bohaterami tak daleko trzeba zacząć tę przykrą przygodę.
Muszę przyznać, że po "Serię niefortunnych zdarzeń" sięgnęłam przypadkowo i bez przekonania, bo tytuł zdecydowanie nie zachęca. Jednak po przeczytaniu pierwszych stron odkryłam, że rewelacyjnie czyta się je na głos, a dla mnie to niesamowicie ważne. Do tego zwroty do czytelnika polecające odłożenie lektury zdecydowanie zaintrygowały córkę. Po pierwszym tomie wiedziałyśmy, że będziemy wyglądać kolejnych. Po drugim niecierpliwiłyśmy się, kiedy pojawią się kolejne i niesamowicie bardzo się cieszę, że tym razem miałam dwa tomy od razu, jednego dnia, bo naprawdę czyta się bardzo przyjemnie także na głos. Przez tekst się płynie.
Daniel Handler, piszący pod pseudonimem Lemony Snicket, wykreował rewelacyjną opowieść, którą fantastycznie przetłumaczyła Jolanta Kozak. „Seria niefortunnych zdarzeń" to opowieść o rodzeństwie, któremu ciągle przytrafia się coś złego. Spotykamy się z lękami bohaterów, które są pokazane tak jak je dzieci przeżywają. Każde wyzwanie urasta do rangi zagrożenia i wielkiej próby, której początkiem jest strata rodziców. Seria zabiera nas w świat dziecięcych emocji i pozwala zrozumieć, a młodych czytelników zachęca do opowiadania o własnym punkcie widzenia, doświadczeń, które często nie są lekkie i przyjemne, bo dzieci doznają wielu przykrych rzeczy: od mierzenia się z przemocą rówieśniczą, przez tę, z którą mają do czynienia w domu po serwowaną im w szkole. Wielkim plusem jest to, że bohaterzy "Serii niefortunnych zdarzeń" nie są bierni. Wioletka, Klaus i Słoneczko, dzięki swoim zainteresowaniom, otwartości i wykorzystywaniu wiedzy stawiają czoło przeciwnościom losu.
Teoretycznie jest to książka dla młodych czytelników. Jednak sięgnąć może po nią każdy. Seria przyniesie wiele ciekawych spostrzeżeń, pouczających scen. Patrzymy na swoją codzienność w krzywym zwierciadle uwypuklającym wiele społecznych bolączek, podkreślających jakie aspekty naszego życia i otoczenia powinny być zmienione. Do tego napisana jest takim językiem, że przez tekst niemal się mknie.
Duże litery, ciekawe i często zabawne spostrzeżenia zaskakują, urozmaicają akcję, nadają specyficznego tempa historii i sprawiają, że książkę czyta się szybko, łatwo i z zainteresowaniem. Solidna oprawa i nieliczne szkice dopełniają całość. Serię pięknie wydano oraz wzbogacono mrocznymi i jednocześnie bardzo prostymi ilustracjami Breta Helquista. Przywodzące na myśl pospieszne szkice rysunki pozwalają na wyobrażenie sobie wyglądu bohaterów oraz miejsc, do których trafiają. Rysownik świetnie oddaje w nich napięcie towarzyszące wykreowanym postaciom. Bardzo zaskoczyło mnie zaangażowanie córki w tę historię. Jest nią zachwycona.
„Jeśli szukacie opowieści ze szczęśliwym zakończeniem, poczytajcie sobie lepiej coś innego. Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło”.
więcej Pokaż mimo toZniechęcanie do lektury, specyficzna narracja i mroczny klimat to elementy za które uwielbiam „Serię niefortunnych zdarzeń”. Lemony Snicket w każdym tomie...