-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Spotkanie“ Agnieszki PtakLubimyCzytać2
-
ArtykułyŚwiętujemy Dzień Ziemi 2024. Oto najciekawsze książki dla każdego czytelnikaAnna Sierant17
-
ArtykułyPokaż książkę, zgarnij kawę! Lubaszka łączy siły z Wydawnictwem W.A.B i UroborosLubimyCzytać2
-
Artykuły„Muzea to miejsca cudów w zasięgu ręki” – wywiad z Thomasem Schlesserem, autorem książki „Oczy Mony”LubimyCzytać2
Biblioteczka
Jestem świeżo po lekturze, wyjątkowej w moim mniemaniu, powieści, opowiadającej historię z życia wziętą.
Historię małżeństwa, pozornie solidnego, przykładnego, niemal idealnego, bez większych problemów, które zupełnie nieoczekiwanie staje nad przepaścią. Zwykła, powiedziałabym nawet, że błaha sprzeczka, kończy się ze strony męża żądaniem rozwodu.
Szok.
Szok czytelnika. Szok żony.
A im dalej wczytywałam się w „Rozwód”, tym częściej zaczęłam zadawać sobie pytanie: kto tak naprawdę jest tutaj winny?
Znakomita lektura! Szokująca, silnie emocjonująca, momentami zabawna (a i owszem), ale przede wszystkim niepozostawiająca czytelnika obojętnym. Odbiera się ją bardzo osobiście, uprzedzam, a na emocje, które w związku z nią odczuwamy, ścisły wpływ mają nasze doświadczenia życiowe, co sprawia, że każdy zrozumie ją inaczej. Myślę, że jest to powieść dla dojrzałego życiowo człowieka, który ma za sobą wzloty, upadki, niełatwe decyzje, który wie, jak delikatne są wzajemne relacje i jak ogromnego nakładu pracy z dwóch stron (!) wymaga stworzenie udanego, opartego na szacunku związku.
Przepiękna, niebywale mądra, mocna i miejscami bolesna opowieść o sile rozmowy, umiejętności komunikowania swoich potrzeb, emocji, o wzajemnym szacunku, bo przecież każdy z nas jest odrębnym bytem, o czym zdarza nam się zapominać…
Ogromnie polecam.
Dotknęła mojej duszy.
Jestem świeżo po lekturze, wyjątkowej w moim mniemaniu, powieści, opowiadającej historię z życia wziętą.
Historię małżeństwa, pozornie solidnego, przykładnego, niemal idealnego, bez większych problemów, które zupełnie nieoczekiwanie staje nad przepaścią. Zwykła, powiedziałabym nawet, że błaha sprzeczka, kończy się ze strony męża żądaniem rozwodu.
Szok.
Szok czytelnika....
JAK OGROMNIE POTRZEBNE SĄ PODOBNE KSIĄŻKI!
Coraz częściej mówi się głośno o zdrowiu psychicznym, choć moim zdaniem nadal za mało. Dlaczego? Skoro chorować może serce, nerki, wątroba, każdy organ, to skąd taki wstyd przed przyjęciem do wiadomości, przed mówieniem głośno o tym, że choruje nasza głowa? Nie zrozumcie mnie źle - rozumiem ten wstyd. Zastanawiam się jednak, dlaczego tak trudno przyznać się nam, nawet nie przed innymi, ale przed nami samymi, że jest źle, że nie radzimy sobie sami ze sobą, że potrzebujemy pomocy.
W społeczeństwie nadal panuje przeświadczenie, że problemy psychiczne, to objaw słabości lub, co gorsze, wariactwo. Tymczasem XXI wiek jest bardzo trudny, pod każdym możliwym względem i coraz częściej cierpi przez to nasza psychika. Jesteśmy samotni, (pomimo, a może przede wszystkim za sprawą social mediów), przebodźcowani, przestraszeni czyhającymi na nas zagrożeniami, zestresowani, zmęczeni.
Dlatego tak ogromnie potrzebujemy książek podobnych do „Obcy dla samych siebie”, które prowokują do rozmów o zdrowiu psychicznym, oswajają choroby związane z psychiką i tłumaczą ich rozwój, wpływ na życie.
***
To była absolutnie fascynująca, niesamowicie ciekawa lektura. Dla takiego wrażliwca jak ja, momentami trudna, jednak przy tym tak bardzo edukująca! Dawno nie miałam okazji przeczytać tak dopracowanej pozycji, podpartej naukowymi badaniami. Miałam wrażenie, że książka zawiera wszystkie najważniejsze informacje związane z chorobami psychicznymi. Przeszłam przez historię psychiatrii, porównania postrzegania ludzi z zaburzeniami kiedyś i teraz, wpływ kultury i religii na podejście do osób „cierpiących na duszy”. Przeczytałam ogrom tak ciekawych i momentami rozdzierającymi serce rozmów z chorymi, z ich bliskimi, z psychiatrami i psychologami. Dowiedziałam się m.in. tego, jakie czynniki mają wpływ na rozwój depresji i nierzadko mnie one szokowały. Najgorsza zaś i najtrudniejsza w samym leczeniu chorób psychicznych okazała się ich diagnostyka - nierzadko jest to droga bardzo wyboista i żmudna…
Zadałam sobie, sprowokowana lekturą tej książki, bardzo smutne pytanie: skoro w krajach wysokorozwiniętych, diagnozowanie chorób psychicznych nadal jest procesem długotrwałym, to jak w ich obliczu wypada Polska, gdzie potrzeby są takie same, a pomoc praktycznie zerowa? Brakuje nam specjalistów, leczenie jest astronomicznie drogie. Nie wspomnę już o psychiatrii dziecięcej, która praktycznie nie istnieje. Zapłaczmy nad tym faktem.
Jedyne, co możemy zrobić, to uświadamiać siebie i innych, czytać, edukować się. Zaglądać wgłąb siebie, nie bać się prosić o pomoc. I zwracać baczniejszą uwagę na drugiego człowieka.
Wspaniała pozycja!
Jestem zachwycona!
JAK OGROMNIE POTRZEBNE SĄ PODOBNE KSIĄŻKI!
Coraz częściej mówi się głośno o zdrowiu psychicznym, choć moim zdaniem nadal za mało. Dlaczego? Skoro chorować może serce, nerki, wątroba, każdy organ, to skąd taki wstyd przed przyjęciem do wiadomości, przed mówieniem głośno o tym, że choruje nasza głowa? Nie zrozumcie mnie źle - rozumiem ten wstyd. Zastanawiam się jednak,...
Jak bardzo trafny jest ten tytuł! Jak znakomicie oddaje ducha tej niezwykłej w swojej zwykłości opowieści, która podobnie jak wspomniana wyżej poprzedniczka, podbiła moje serce. Już wiem, że cenię twórczość Nichollsa za „niecudowanie”. Nie znoszę historii wydumanych, wyolbrzymionych, podkoloryzowanych, odartych z wszelkich znamion realizmu. Pragnę czytać o ludziach z krwi i kości, i o ich codzienności, która mogłaby być i naszym udziałem. Z tej codzienności właśnie, David Nicholls wyłuskuje wszystko to, co tak niecodzienne, wyjątkowe, to co nas rani i zachwyca. I o tym właśnie jest „Słodki smutek”, pozycja pod każdym względem nietuzinkowa i piękna w swej prostocie.
To historia wielkiej przyjaźni i tej jedynej i niepowtarzalnej pierwszej miłości. To historia prób i błędów, upadków i wzlotów, emocji, których doświadczyć musi każdy młody człowiek u progu dorosłości. To w końcu lekcja celebracji życia, afirmowania go, dostrzegania jego unikalności w każdym dniu.
Jestem urzeczona prozą Nichollsa, jego niezwykłą wrażliwością, empatią i wielkim zrozumieniem dla działań swoich bohaterów.
„Słodki smutek” oczarowuje, przywołuje beztroskie wspomnienia, zawstydza błędami, które popełnialiśmy, mając te 16 lat :)
A nade wszystko rozkochuje w codzienności.
Jedna z piękniejszych powieści tego roku i w moim prywatnym rankingu wyprzedza „Jeden dzień” :)
Jak bardzo trafny jest ten tytuł! Jak znakomicie oddaje ducha tej niezwykłej w swojej zwykłości opowieści, która podobnie jak wspomniana wyżej poprzedniczka, podbiła moje serce. Już wiem, że cenię twórczość Nichollsa za „niecudowanie”. Nie znoszę historii wydumanych, wyolbrzymionych, podkoloryzowanych, odartych z wszelkich znamion realizmu. Pragnę czytać o ludziach z krwi i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zacznę od tego, że choć bohaterem „Paderborna” jest postać, dokładnie prokurator, która pierwotnie pojawiła się w serii o Chyłce, znajomość tego kultowego cyklu nie jest konieczna. Wspominałam na wstępie, że sama jej nie przeczytałam. W żaden sposób nie odebrało mi to jednak frajdy z lektury. A frajdę miałam niesamowitą!
Perfekcyjnie napisany kawał fantastycznej rozrywki dla miłośników kryminałów/thrillerów. Było intensywnie, zajmująco, porywająco wręcz! I brutalnie, nie będę owijać w bawełnę. Pewne fragmenty, jak choćby te opisujące makabryczne tort*ry czy zbr0dnie, musiałam pominąć, ponieważ moja wrażliwość alarmowała, że działo się dla niej ciut za dużo. Nie jest to jednak przytyk, a jedynie ostrzeżenie dla czytelnika o delikatnych nerwach :) Wszak cięty humor i dobitne opisy, to znak rozpoznawczy autora, trzeba się z tym liczyć.
Solidna dawka emocji wszelakich, świetnie poprowadzona akcja i ten fascynujący wątek astrologiczny! Jakież to było smakowite! Jakie zmyślne! W porządku, mamy tu pewien utarty schemat, możemy spodziewać się konkretnych następstw wydarzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura tej pozycji była więcej niż udana. Czasem po prostu dobrze wrócić na „stare śmieci”. I tak było w przypadku „Paderborna”.
Szukacie historii, która wyloguje Was z życia: pracy, social mediów, kolejnych frustrujących wiadomości z kraju i ze świata?
Poleca się „Paderborn”!
Zacznę od tego, że choć bohaterem „Paderborna” jest postać, dokładnie prokurator, która pierwotnie pojawiła się w serii o Chyłce, znajomość tego kultowego cyklu nie jest konieczna. Wspominałam na wstępie, że sama jej nie przeczytałam. W żaden sposób nie odebrało mi to jednak frajdy z lektury. A frajdę miałam niesamowitą!
Perfekcyjnie napisany kawał fantastycznej rozrywki...
Jak ogromnie przy tej książce odpoczęłam. Wywietrzyła mi z głowy wszystkie smuteczki i problemy, które ostatnio ją zajmowały. Usadowiłam się wygodnie na tarasie i przeniosłam się do malowniczej, wakacyjnej Łeby, cosobotnich wieczorków tanecznych w „Dwóch Płotkach” i dałam się ponieść pięknemu uczuciu rodzącemu się między Marią i Łukaszem. A wszystko zaczęło się podczas spaceru nad brzegiem morza. Czy może być piękniej? :)
„Na skrzydłach marzeń” to historia delikatna niczym powiew morskiej bryzy. Opowieść, która jest jak głęboki wdech świeżego powietrza, jak życzliwy uśmiech, jak dotyk ukochanej dłoni, szeroko otwarte ramiona dobrze życzącego nam człowieka. Każdy z nas ogromnie potrzebuje podobnych opowieści, które wnoszą spokój do serducha. Jestem pewna, że potrzebujemy ich teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Dlatego bardzo mocno polecam Wam nie tylko „Na skrzydłach marzeń”, ale i pozostałe dwa tomy serii nadmorskiej. Uwaga! Nie są ze sobą powiązane, czytajcie je więc według dowolnej kolejności :)
Jak ogromnie przy tej książce odpoczęłam. Wywietrzyła mi z głowy wszystkie smuteczki i problemy, które ostatnio ją zajmowały. Usadowiłam się wygodnie na tarasie i przeniosłam się do malowniczej, wakacyjnej Łeby, cosobotnich wieczorków tanecznych w „Dwóch Płotkach” i dałam się ponieść pięknemu uczuciu rodzącemu się między Marią i Łukaszem. A wszystko zaczęło się podczas...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie tak dawno mogliśmy przeczytać „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”, pierwszy tom nowej, sensacyjnej serii autorstwa Joanny Jax, a już w nasze ręce trafił tom drugi, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”.
Często bywa tak, że kolejny tom przewyższa jakościowo ten pierwszy i podobnie jest w przypadku wspomnianej serii. Nie zrozumcie mnie źle, autorka stworzyła kawał świetnej sensacyjnej historii, niebywale pasjonującej, zajmującej - naprawdę ogromną frajdę sprawiało mi czytanie „O północy w Berlinie”.
Po prostu „Kair, czwarta rano” jest jeszcze lepszy!
To w końcu rozwinięte wątki zapoczątkowane w poprzedniej części cyklu, dynamiczniejsza, płynna akcja i zdecydowanie większa klarowność całej opowieści, z tej prostej przyczyny, że nareszcie połączyły się osnowy tworzące piękną i spójną całość. Z tego też powodu namawiam Was, chcących sięgnąć po książkę, byście najpierw przeczytali tom pierwszy, ściśle związany z tomem drugim. To bardzo ważne. W przeciwnym razie nie złapiecie rytmu tej arcyciekawej, fascynującej historii, mającej swój początek w przeszłości.
Świetny pomysł na powieść!
Joanna Jax znakomicie odnalazła się w nowym gatunku, choć czułam od dawna, że lubi wprowadzać do swoich książek delikatne wątki sensacyjne :)
Pisząc cykl „Czas zapomnienia” udowodniła, że bez względu na to, czy to romans kostiumowy, powieść obyczajowa, czy powieść sensacyjna - historia to jej konik i znakomicie czuje się przenosząc jej najciekawsze wydarzenia na karty swoich książek, otaczając je sznytem nowoczesności :)
Ogromnie polecam!
Znakomita, wciągająca rozrywka.
Nie tak dawno mogliśmy przeczytać „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”, pierwszy tom nowej, sensacyjnej serii autorstwa Joanny Jax, a już w nasze ręce trafił tom drugi, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”.
Często bywa tak, że kolejny tom przewyższa jakościowo ten pierwszy i podobnie jest w przypadku wspomnianej serii. Nie zrozumcie mnie źle, autorka stworzyła...
Kiedy 14 lat temu, po ponad 10 latach nietrafionych diagnoz, usłyszałam od lekarza, tuż po przebudzeniu po laparotomii: „Ma pani endometriozę”, zdębiałam.
Nie wiedziałam o tej chorobie nic.
Nie miałam też kogo o nią zapytać, ponieważ mój lekarz po operacji pojechał na urlop (ot, proza życia), w internecie natomiast wiedza na temat tej dziwnej choroby, była szczątkowa. Nie wiedziałam, na co choruję, nie wiedziałam, że potrzebuję odpowiedniej diety, rehabilitacji, że potrzebna mi będzie pomoc psychologa. Pomijam już fakt, iż po latach okazało się, że cięcie brzucha było czymś zbytecznym, wręcz niepożądanym i doprowadziło w rezultacie do trwałego okaleczenia mnie, co skutkowało bezpłodnością i przedwczesnym wygaśnięciem funkcji jajników, czyli menopauzą w wieku 34 lat.
Ile bym dała, by 14 lat temu w moje ręce wpadła ta książka. Mowa o „Przewodniku po endometriozie” autorstwa Patrycji Furs @endodziewczyna. Moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej…
To obowiązkowa pozycja dla każdej kobiety, która otrzymała tę bolesną diagnozę i tak po ludzku, nie wie, co dalej z nią zrobić. Autorka - która nie tylko sama mierzy się od lat z endometriozą, która nie tylko jest absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego i wie, jaki tryb życia należy prowadzić, by wziąć się na poważnie z endometriozą za bary - poświęciła wiele lat na zgłębianie wiedzy o tej przewlekłej chorobie, badała ją, zaczytywała się w źródłach naukowych. A ja od lat się temu przyglądałam i czerpałam garściami z jej doświadczeń. Pragnęłam ze wszystkich sił, by kiedyś tę całą wiedzę spisała i puściła w świat, by dziewczyny, kobiety, stojące u progu nowego, trudnego życia spowodowanego diagnozą, posiadały punkt zaczepienia, poczucie wsparcia i solidną dawkę rzetelnych informacji.
I taki właśnie jest „Przewodnik po endometriozie”. Nareszcie ludzka, przejrzysta, czytelna, naszpikowana wiedzą, konkretami pozycja dla kobiet chorujących na endometriozę i cierpiących na hormonalne dolegliwości. Muszę także podkreślić fakt, że jest to pozycja, która pomoże bliskim chorych zrozumieć, z czym na co dzień się mierzą, na czym polega ich cierpienie, ich trudny stan fizyczny i emocjonalny.
Patrycja wykonała tytaniczną pracę, byśmy my, endokobiety, nie czuły się dłużej, jak dzieci we mgle, za co ogromnie jej dziękuję 🫶🏻
Ogromnie potrzebna książka.
Jeśli chorujecie na endometriozę, jeśli bliska Wam kobieta toczy z tą chorobą walkę (bo jest to prawdziwa, codzienna walka), ta książka absolutnie musi zasilić szeregi Waszej biblioteczki.
Kiedy 14 lat temu, po ponad 10 latach nietrafionych diagnoz, usłyszałam od lekarza, tuż po przebudzeniu po laparotomii: „Ma pani endometriozę”, zdębiałam.
Nie wiedziałam o tej chorobie nic.
Nie miałam też kogo o nią zapytać, ponieważ mój lekarz po operacji pojechał na urlop (ot, proza życia), w internecie natomiast wiedza na temat tej dziwnej choroby, była szczątkowa. Nie...
Zupełnie nowa Joanna Jax!
Tego się nie spodziewaliście!
Mroczna, mocna, sensacyjna!
Znacie i czytacie powieści tej autorki?
Tzn., żeby nie było niejasności: wiem, że tak. Wiem, że należy wręcz do Waszych ulubionych polskich pisarek, ale to retoryczne pytanie jest wskazane, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie będę opowiadać o pierwszym tomie najnowszej, cudownie sensacyjnej (kocham!) serii Joanny Jax.
***
A mowa o powieści „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”. Świetnie się złożyło, ponieważ akurat jutro premierę mieć będzie drugi tom cyklu, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”, więc szybciutko odświeżmy sobie jego początek.
Jest to z całą pewnością smakowita pozycja dla miłośników gatunku. Jakże inna to odsłona autorki i jakże udana! Zawsze, gdy pisarz eksperymentuje z nowym gatunkiem, stawia w nim pierwsze kroki, obawiam się klapy. Tak rzadko ten manewr się udaje. Wydaje mi się, że aby dobrze pisać, trzeba dany gatunek „czuć”. Tyle tylko, że ja dostrzegałam już te sensacyjne przebłyski w dotychczasowej twórczości Joanny Jax, nic więc dziwnego, że tak wygodnie umościła się w nowej roli :)
„Czas zapomnienia. O północy w Berlinie” to mocna i, jak już wspomniałam wcześniej, klasyczna sensacyjna historia. Powojenny Berlin, polityczna kwestia skolonizowanych terenów północno-afrykańskich, brytyjski kontrwywiad, tajemnice, kłamstwa, machlojki, śmie*ć niewinnych, zbrodnie. A w tym wszystkim ona, Anne Schneider i jej niechlubna przeszłość. Całość fabuły opiera się na wielkiej tajemnicy, co już samo w sobie działa na czytelnika jak magnes, kiedy zaś dołożymy do tego wątek polityczny, szpiegowski, historyczny, a nawet romantyczny i otoczmy tę przeciekawą fabułę mrocznym powojennym klimatem, otrzymamy powieść, która powinna wciągnąć miłośnika niemalże każdego gatunku.
Świetna, angażująca rozrywka!
Czytajcie!
Zupełnie nowa Joanna Jax!
Tego się nie spodziewaliście!
Mroczna, mocna, sensacyjna!
Znacie i czytacie powieści tej autorki?
Tzn., żeby nie było niejasności: wiem, że tak. Wiem, że należy wręcz do Waszych ulubionych polskich pisarek, ale to retoryczne pytanie jest wskazane, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie będę opowiadać o pierwszym tomie najnowszej, cudownie sensacyjnej...
Oto książka, która ma szczególne miejsce w moim sercu :)
Zresztą jak i cała, składająca się z dwóch tomów seria, zaś moje słowa, w których ogromnie Wam ją polecam, możecie znaleźć nie byle gdzie, bo na tylnej stronie okładki, czyli w miejscu, którego szukacie, kiedy decydujecie, czy daną książkę kupić/przeczytać, czy też nie. To właśnie opis fabuły i polecenia osób, które kojarzycie, najczęściej sprawiają, że jakaś pozycja trafia na Waszą półkę :) No i oczywiście okładka, a efektownej oprawy nie można „Białym chmurom” odmówić, prawda? :)
Mam nadzieję, że skłonię Was do zapoznania się z dylogią „Nuvole Bianche. Białe chmury”, ponieważ, z ręką na sercu oświadczam Wam, że nigdy wcześniej nie przeczytałam powieści, które tak bardzo przypominałyby mi klimatem twórczość Jane Austen czy Charlotte Brontë, a najcudowniejszy w tym wszystkim jest fakt, że autorką jest Polka! Nasza i niczyja inna, @ratajczak_autorka!
O mój Boże! Mam wrażenie, że na temat zarówno pierwszego, jak i drugiego tomu powiedziałam i napisałam już wszystko, a mimo to wciąż za mało. Nigdy wcześniej i nigdy później po lekturze Austen i Brontë, nie poczułam się tak czytelniczo spełniona, jak po przeczytaniu pierwszej części „Nuvole Bianche”. Drugi tom, który niedawno miał premierę, sprawił, że przeżyłam to ponownie, tym razem jeszcze mocniej, jeszcze pełniej!
W stu procentach spełnił moje oczekiwania, a co by nie mówić, wysoko miał ustawioną poprzeczkę. Tym razem autorka postawiła na szybszą akcję. Mamy więc mniejszą obiętość powieści, za to napisaną z większą werwą. To nadal jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie kiedykolwiek przeczytałam, urzekająca historia o pragnieniu wolności, niezależności w tych trudnych dla kobiet dziewiętnastowiecznych czasach. To wciąż niezwykle malownicza, pod względem odwzorowania klimatu epoki, powieść, to wciąż cudownie plastyczne, barwne opisy, które dodawały fabule smaczku: a to omiatały mgiełką dreszczyku, kiedy wkraczałam do tajemniczego, rodowego zamczyska Aimil, to oczarowywały pejzażami irlandzkich wrzosowisk, to w końcu nawet taką twardzielkę, jak ja, urzekały romantycznym klimatem, za sprawą wzajemnego magnetyzmu głównych bohaterów (ach, jak to było pięknie opisane!).
Wspaniała, przepiękna powieść rodem z dziewiętnastego wieku. Aż dziw bierze, że Adrianna Ratajczak to kobieta zupełnie współczesna, a ponadto fanka bardzo współczesnej dyscypliny sportowej, jaką jest męska siatkówka (prywatnie kibicka Trefla Gdańsk).
Polecam ogromnie!
9/10!
Oto książka, która ma szczególne miejsce w moim sercu :)
Zresztą jak i cała, składająca się z dwóch tomów seria, zaś moje słowa, w których ogromnie Wam ją polecam, możecie znaleźć nie byle gdzie, bo na tylnej stronie okładki, czyli w miejscu, którego szukacie, kiedy decydujecie, czy daną książkę kupić/przeczytać, czy też nie. To właśnie opis fabuły i polecenia osób, które...
OTO POWIEŚĆ, KTÓRA TRAFI DO MOJEJ TEGOROCZNEJ TOPKI NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2024 ROKU! ✨
Zresztą, czy jesteście zaskoczeni?
„Życie Violette” królowało w roku 2022, zaś „Cudowne lata” w 2023. Teraz przeszedł czas na nowość na polskim rynku wydawniczym, a zarazem debiutancką książkę mojej ukochanej Valérie Perrin, czyli „Zapomniane niedziele”, którą mam ogromną przyjemność objąć patronatem medialnym :)
***
Oto historia, której oddałam serce.
Mam wrażenie, że cokolwiek bym o tej powieści napisała, będzie niewystarczające. Bo jak oddać tę melancholię, wszystkie te rozważania, wzruszenia, zachwyty mniejsze i większe, które towarzyszyły każdemu rozdziałowi. Jak oddać wrażenie porozumienia dusz, które ogarnia mnie za każdym razem, kiedy sięgam po powieść Valérie?
To po prostu nie może się udać. Musicie mi więc uwierzyć na słowo: „Zapomniane niedziele” oczarowują bezgranicznie, rozkochują w sobie, łapią za serce i zmuszają Cię, drogi Czytelniku, to uronienia łzy wzruszenia. Ta powieść jest jak powrót do rodzinnego domu, u kresu życia, kiedy to rozliczamy się z przeszłością, uzmysławiając sobie, w jak wielki stopniu zdeterminowała całe nasze życie. Jest jak wspomnienie ukochanych dziadków, którzy towarzyszyli nam w dzieciństwie, wspomnienie trudów dojrzewania, skomplikowanych relacji, odpowiedzialnej dorosłości. Jest jak dotyk ulubionego wyszczerbionego kubka babci, w którym wypijała poranną kawę. Jak wspomnienie pierwszego dnia w szkole. Jak wszystkie bolesne pożegnania, radosne powitania. Zawiera w sobie bezmiar najbliższych każdemu człowiekowi emocji.
Melancholijna opowieść z odrobiną słodyczy. Niewymownie piękna, wręcz poetycka. Tak bardzo, pod względem prowadzenia fabuły, momentami przypominająca mi ukochany francuski film „Amelia” w reżyserii Jean-Pierre Jeuneta.
Zachwycająca!
Do zakochania!
WSPANIAŁA!
***
OTO POWIEŚĆ, KTÓRA TRAFI DO MOJEJ TEGOROCZNEJ TOPKI NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2024 ROKU! ✨
Zresztą, czy jesteście zaskoczeni?
„Życie Violette” królowało w roku 2022, zaś „Cudowne lata” w 2023. Teraz przeszedł czas na nowość na polskim rynku wydawniczym, a zarazem debiutancką książkę mojej ukochanej Valérie Perrin, czyli „Zapomniane niedziele”, którą mam ogromną przyjemność...
Czego spodziewałam się po „Złym dziecku”?
Przede wszystkim… dziecka.
Takiego, co to jest jak żywcem wyjęte z filmu „Omen”: przerażającego socjopaty bez emocji, wrogo nastawionego do otoczenia, a przy tym niezwykle inteligentnego. I owszem, to brzmi wręcz jak dokładny opis Hannah. Jednak „Złe dziecko” to coś więcej niż opowieść o zepsutym do szpiku kości dziecku. Znacznie więcej. To znakomite studium ludzkiej złożoności, wisisekcyja człowieka skrzywdzonego.
Dwie linie czasowe, dwie totalnie absorbujące historie - z przeszłości i współczesna, które, jak zapewne się domyślacie, choć z pozoru zupełnie ze sobą nie związane, w rezultacie łączą się tworząc zgrabną i spójną całość.
Byłam pewna, że mam przed sobą dreszczowiec i nie przeczę, książka wywoływała u mnie gęsią skórkę, a także silny stan niepokoju, jednak doszukałam się w niej dużo więcej niż tylko świetnej powieści grozy.
Bardzo dobry pomysł na fabułę, dynamiczna akcja, rytmiczne zwroty akcji w momencie, w którym czytelnik traci czujność, no i oczywiście mroczna bohaterka w postaci dziewczynki o wyglądzie słodkiego aniołka - ten zabieg zawsze zdaje egzamin, bo czy istnieje coś bardziej przerażającego? Wszystko to składa się na KAWAŁ PORZĄDNEGO THRILLERA PSYCHOLOGICZNEGO, jednego z lepszych, jakie miałam okazję przeczytać od dłuższego czasu :)
Mocne polecenie!
Czego spodziewałam się po „Złym dziecku”?
więcej Pokaż mimo toPrzede wszystkim… dziecka.
Takiego, co to jest jak żywcem wyjęte z filmu „Omen”: przerażającego socjopaty bez emocji, wrogo nastawionego do otoczenia, a przy tym niezwykle inteligentnego. I owszem, to brzmi wręcz jak dokładny opis Hannah. Jednak „Złe dziecko” to coś więcej niż opowieść o zepsutym do szpiku kości dziecku. Znacznie...