-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-04-21
Bywają w życiu takie chwile, że człowiek w skrytości ducha zastanawia się, co znajduje się po drugiej stronie i czy owa „druga strona” faktycznie istnieje. Temat ten od dawna wywołuje rozliczne dysputy i gorące kłótnie, bo uderza w najczulszy ludzki punkt – wiarę. W tej całej niepewności niezaprzeczalne jest tylko jedno, a mianowicie to, że każdy człowiek ma wolną i nieprzymuszoną wolę. To nasze decyzje wpływają na naszą przyszłość, a z całej reszty kiedyś z pewnością zostaniemy rozliczeni.
Tytuł: Firstlife. Pierwsze życie
Cykl: Everlife (tom 1)
Autor: Gena Showalter
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Tenley Lockwood mimo swojego młodego wieku od zawsze rozumiała, że wolna wola jest rzeczą bezcenną – na tyle, że postanowiła nie ulegać sugestiom, namowom czy nawet szantażom ze strony otoczenia i nie opowiadać się za żadną z dwóch stref, do których – w razie śmierci – miałaby trafić jej dusza. Jej upór sprawił, że została gwałtownie wyrwana ze swojego znajomego otoczenia i osadzona w zakładzie dla umysłowo chorych, gdzie siłą i przemocą starano się wymóc na niej zmianę nastawienia. Kiedy wydaje się, że będzie ona zmuszona spędzić resztę z Pierwszego Życia w tym koszmarnym miejscu, pojawia się światełko w tunelu w postaci Killiana i Archera – dwóch nieziemsko przystojnych i niesamowicie zawziętych wysłanników Miriady i Trojki, i chociaż ich głównym zadaniem jest nakłonienie dziewczyny do zawarcia przymierza z jedną lub drugą sferą, to zaobserwowawszy, z jakim oddaniem Ten broni swoich przekonań, przestają traktować ją jak rozpuszczonego i niezdecydowanego dzieciaka, mało tego – wieszając na szali własne kariery, postanawiają jej pomóc, by w spokoju mogła dotrwać do swoich osiemnastych urodzin i wtedy podjąć decyzję dotyczącą własnej wieczności. Ale czy taki luksus jak spokój będzie jej dany?
Szczerze mówiąc, na samym początku nie bardzo orientowałam się, o co chodzi w tej całej historii – być może dlatego, że brakowało mi dłuższego wprowadzenia dotyczącego dziejów sfer (drobny element, a jednak taka nieścisłość spowodowała, że miałam w głowie mały mętlik), jednak z każdą kolejną stroną coraz więcej rozumiałam i coraz bardziej wsiąkałam w ten niezwykły świat, w którym najważniejsza jest wieczność, a teraźniejszość jest tylko drobnym przystankiem w wędrówce.
Mieszane odczucia miałam również co do samej głównej bohaterki. Przyznam nawet, że przez pierwsze kilkadziesiąt stron strasznie irytowała mnie nieustępliwość Tenley – co więcej, do teraz zastanawiam się, co w tej dziewczynie było takiego niezwykłego, że tak się o nią wszyscy bili. Na szczęście nie dałam się ponieść zgubnym emocjom (i dobrze!), ponieważ okazało się, że aby ją zrozumieć i polubić, trzeba ją po prostu poznać, a nie od razu spisywać na straty.
Nie mogę nie wspomnieć o Killianie i Archerze. Chociaż zaliczyłabym ich do typów – przystojni, napakowani i śmiertelnie niebezpieczni – to dzięki ich tajemniczości, oddaniu sprawie i niezwykłej umiejętności wnikania do ludzkich serc nie da się ich nie lubić. Śmiem nawet twierdzić, że bez nich cała ta opowieść byłaby niepełna.
Firstlife nie jest jednak opowieścią wyłącznie o tym, jak wybór jednego człowieka może rzutować na życie innych, ale także o poczuciu dominującego strachu, cierpienia, bólu, straty i zdrady, ale także rodzącym się zaufaniu, przyjaźni czy miłości. Dzięki temu czytelnik nie będzie miał czasu się znudzić i nie będzie zwracał uwagi na niewielkie niedociągnięcia, o których wspomniałam wyżej.
Niemałe wrażenie zrobiła również na mnie okładka – oryginalna w swojej prostocie i przez to oddająca z niezwykłą precyzją charakter książki. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła sięgnąć po następną część cyklu Everlife.
Bywają w życiu takie chwile, że człowiek w skrytości ducha zastanawia się, co znajduje się po drugiej stronie i czy owa „druga strona” faktycznie istnieje. Temat ten od dawna wywołuje rozliczne dysputy i gorące kłótnie, bo uderza w najczulszy ludzki punkt – wiarę. W tej całej niepewności niezaprzeczalne jest tylko jedno, a mianowicie to, że każdy człowiek ma wolną i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiejsze środowisko młodych ludzi ściga się z czasem. By utrzymać samego siebie, muszą pracować kilkanaście godzin dziennie, jeżeli chcą mieć więcej niż przeciętny człowiek. Przez to brakuje im czasu na miłość, dzieci, a nikt nie chciałby do starości żyć w samotności.
Nowa książka Magdaleny Żelazowskiej opowiada o czterech osobach w różnym wieku, których łączy jedno: bankructwo.
Na początku poznajemy bohatera o imieniu Leon. Po utracie swojego sklepu przez konkurencję zaczyna on prowadzić lombard. Jego żona nie rozwodzi się z nim, lecz jedynie odchodzi przez bankructwo. Na myśl od razu przychodzi mi to, że żona była z nim tylko ze względu na pieniądze, co w tych czasach jest często spotykane. Nie docenia jego starań. Jednak w życiu bywa różnie i nie jesteśmy w stanie panować nad wszystkim co się dzieje wokół...
Spotykamy także trzy kolejne osoby, które mają ten sam problem, lecz z innych powodów. Prawdopodobnie pisarka chciała pokazać trudy życia dorosłego człowieka gnającego z czasem, pokonując przeciwności, nie zawsze mając wpływ na cokolwiek. Książka z pewnością przypadnie do gustu osobom, które szukają swojego ''ja'', które nie wierzą w swoje możliwości lub myślą, że ich cel jest stracony lub niezmienny.
Postacie występujące w powieści łączy jedno: czują się zagubione, odrzucone przez los. Jednak wsparcie osób w podobnych sytuacjach wiele daje do myślenia. Pozwalają nam spojrzeć trzeźwo na sprawy, które przekraczają nasze siły. Ludzie z wielkimi chęciami i perspektywami mogą stracić wszystko, na co pracowali całe swoje życie, jednak mogą zyskać coś znacznie więcej. Co – zdradzi tylko książka.
Moje odczucia co do tej powieści były na początku mieszane. Miałem wrażenie, że czytam tylko po to, by czytać, ale zmieniło się to po krótkiej charakterystyce bohaterów. Świetnie rozbudowane osobowości: każda inna, w różnym wieku i każda w swoim rodzaju. Podczas czytania nie czułem monotonii, wręcz przeciwnie – autorce udało się stworzyć świat z perspektywy każdego bohatera w zupełnie inny sposób, co może przyciągnąć czytelników. I mnie przyciągnęło, dlatego też w krótkim czasie ją przeczytałem.
Autorka idealnie wpasowała się w klimat XXI wieku. Przytoczyła problematykę czasu i bytu we współczesności. To ciężki temat, lecz niestety – prawdziwy. Każdy z nas w swoim dorosłym życiu może stracić wiele przez niesatysfakcjonujące zarobki czy żmudne stanowisko. Tak właśnie wygląda dzisiejsza Polska.
Dzisiejsze środowisko młodych ludzi ściga się z czasem. By utrzymać samego siebie, muszą pracować kilkanaście godzin dziennie, jeżeli chcą mieć więcej niż przeciętny człowiek. Przez to brakuje im czasu na miłość, dzieci, a nikt nie chciałby do starości żyć w samotności.
Nowa książka Magdaleny Żelazowskiej opowiada o czterech osobach w różnym wieku, których łączy jedno:...
2014-06-30
„Czterech morderców i czterech detektywów: Scotland Yard, Secret Service, prywatny detektyw, literatka. Sprytny pomysł”
Co się stanie, gdy wszyscy razem spotkają się przy jednym stole?
Cała historia zaczyna się od przyjęcia, które postanawia wydać pan Shaitana. Mężczyzna jest specyficzny – lubi gościć u siebie osoby powiązane w pewien sposób z morderstwami. I tak oto na spotkaniu pojawiają się detektywi – Ariadna Oliver, nadinspektor Battle, pułkownik Race i Herkules Poirot – oraz kryminaliści – Pani Lorrimer, Anna Meredith, Doktor Roberts i Major Despard. Po skończonym posiłku gospodarz zaprasza wszystkich przybyłych na partyjkę brydża. Pan Shaitana (nielubiący grać) siada w wielkim fotelu przy kominku w pokoju, w którym aktualnie gra rozgrywa się przez grupę morderców. Wszystko upływa w przyjemnej, spokojnej atmosferze. Do czasu…
Po upływie kilku godzin pułkownik Race i Poirot chcą opuścić dom Shaitany. W tym celu podchodzą do niego, by się pożegnać. Jednak gospodarz nie odpowiada. Jego głowa spoczywa na piersi, wydawałoby się, że śpi. Race spogląda na Poirota, podchodzi bliżej i dedukuje, co tak naprawdę się wydarzyło. Ciało gospodarza jest wątłe, a ten nie oddycha. Kto był skłonny zabić właściciela w jego własnym domu? Na to pytanie stara się znaleźć odpowiedź grupa detektywów. Rozpoczyna się śledztwo, a nawet kilka, każdy ze specjalistów poszukuje bowiem winowajcy na własną rękę. Oczywiście starają się ze sobą współpracować, jednakże praca indywidualna wychodzi im (ich zdaniem) najlepiej. Kto tak naprawdę stoi za śmiercią pana Shaitany? Kto miał tyle zimnej krwi, by z premedytacją zamordować gospodarza przyjęcia? Jakie tajemnice i przeszłość skrywa każdy z podejrzanych? Przeczytajcie koniecznie!
Karty na stół to jedna z wielu powieści kryminalnych Agaty Christie. Autorka i tym razem mnie nie zawiodła. Ze swoją pierwszą książką napisaną przez panią Christie spotkałam się jakoś ponad sześć lat temu. Będąc dzieckiem w podstawówce, co prawda nie rozumiałam wszystkiego, ale pozycję wręcz pochłonęłam. Cudowne jest to, że z biegiem czasu nic się nie zmienia (ewentualnie mój tok myślenia i sposób rozumowania). Karty na stół są napisane prostym, lekkim i przyjemnym językiem, zrozumiałym dla szerokiego grona odbiorców. Powieść czyta się w mgnieniu oka, mnie zajęło to niecałe cztery godziny. Fabuła niesamowicie wciąga, a co najważniejsze – czytelnikowi ciężko od razu domyślić się, kto jest mordercą Shaitany. Agata Christie ma to do siebie, że potrafi mocno skomplikować całą sytuację, w wyniku czego na jaw wychodzi wiele innych historii. To dodatkowo sprawia, że odbiorca sięga po jej dzieła bardzo często.
Lubisz domyślać się, kto zabił? Karty na stół to książka idealna dla Ciebie! Karty na stół są idealne nie tylko na samotne wieczory, ale również wtedy, gdy chcemy się zrelaksować. Gorąco polecam wszystkim, którzy tak jak ja uwielbiają snuć przypuszczenia i sprawdzać, jak dobrzy są w swoich rozważaniach. Nie pożałujecie, zapewniam! Natomiast tych, którzy nie mieli nigdy styczności z dziełami pani Christie, zachęcam do tego, by poszerzali horyzonty i sięgnęli po jej powieści wydawane przez Publicat. Dreszczyk emocji gwarantowany. Miłej lektury!
„Czterech morderców i czterech detektywów: Scotland Yard, Secret Service, prywatny detektyw, literatka. Sprytny pomysł”
Co się stanie, gdy wszyscy razem spotkają się przy jednym stole?
Cała historia zaczyna się od przyjęcia, które postanawia wydać pan Shaitana. Mężczyzna jest specyficzny – lubi gościć u siebie osoby powiązane w pewien sposób z morderstwami. I tak oto...
Three Pines to urokliwa miejscowość nieopodal Montrealu. Nigdy nie było w niej poważniejszych przestępstw, aż do pewnego dnia. Inspektor Gamache, wraz z inspektorem Beauviorem i Nichol Yvette, zaczyna powoli odkrywać tajemnice izolowanej społeczności małej, górskiej osady.
Louise Penny jest autorką serii bestsellerowych kryminałów opisujących śledztwa insp. Armanda Gamache'a z Montrealu. Martwy punkt, pierwsza powieść z cyklu, powstał w 2005 roku. Przed rozpoczęciem kariery pisarskiej, Louise Penny była dziennikarką telewizyjną, prowadzącą programy informacyjne i publicystyczne w Canadian Broadcasting Corporation. Mimo iż anglojęzyczna, zakochała się we frankofońskim Quebecu. Od lat mieszka wraz z mężem i ukochanymi psami w domku w górach na południe od Montrealu.
Książka jest wspaniałym kryminałem. W małym miasteczku Three Pines na leśnej ścieżce zostaje znaleziona martwa, emerytowana nauczycielka, Jane Neal. Wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek podczas polowań, lecz po odwiedzeniu jednej z piwnic, inspektor Armand stwierdza, że to morderstwo. Ponadto zmarła kilka dni wcześniej zgłosiła swój obraz na konkurs. Inspektor rozwiązuje także drugą sprawę, nieco powiązaną z pierwszą. Dotyczy śmierci starszej kobiety. Wszyscy myślą, że przyczyną zgonu była choroba, lecz prawda okazuje się inna.
Problem poruszany w książce to brak zainteresowania matki dzieckiem oraz znęcanie się starszej osoby nad młodszą. Występuje tam także wątek braku akceptacji osób o odmiennych poglądach seksualnych.
Książkę czyta się łatwo, dzięki lekkiemu językowi, w którym nie ma trudnych wyrazów. Bardzo duża ilość środków stylistycznych powoduje, że przenosimy się w tę małą miejscowość. Po raz pierwszy spotykam się ze słowną numeracją rozdziałów w książce. Autorka także umiejętnie wplotła w dialogi język francuski.
Czytelnika mogą zachwycić postacie, które są intrygujące, a w szczególności Nichol Yvette, która jest bezczelna, mówi co ślina na język przyniesie, nie zważając, czy kogoś to urazi albo przeszkodzi w
śledztwie. Oryginalne wypadło wplecenie w utwór wierszy.
Intrygujący bohaterowie, którzy w mistrzowski sposób zostali wykreowani i przedstawieni w powieści, wprowadzają czytelnika w błąd, gdy myśli on, że to właśnie ta osoba jest zbrodniarzem, a na końcu okazuje się, że był nią ktoś inny.
Inspektor Armand Gamache to detektyw na miarę Herkulesa Poirota. Słyszy wszystko, nawet to, czego nie słyszą inni; kieruje swoją uwagę ku każdej poszlace. Dzięki wybitnej zdolności dedukcji, demaskuje sprawcę.
Jean Guy Beauvior to asystent detektywa. Ma poczucie humoru, jest rozważny, jednak nie zawsze zgadza się z inspektorem.
Moim zdaniem jest to powieść z subtelną, znakomitą i błyskotliwą fabułą, od której nie można się oderwać. Polecam ją koneserom kryminałów i osobom, które lubią czytać dobre książki.
Three Pines to urokliwa miejscowość nieopodal Montrealu. Nigdy nie było w niej poważniejszych przestępstw, aż do pewnego dnia. Inspektor Gamache, wraz z inspektorem Beauviorem i Nichol Yvette, zaczyna powoli odkrywać tajemnice izolowanej społeczności małej, górskiej osady.
Louise Penny jest autorką serii bestsellerowych kryminałów opisujących śledztwa insp. Armanda...
„Nikt nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy”
Trzy metry nad niebem Federico Moccii to mistrzostwo wśród wszystkich książek o miłości. W Hiszpanii uznano ją za klasyk, więc książka jest naprawdę warta uwagi.
Babi to dziewczyna z dobrego domu, dobrze wychowana, która w szkole jest jedną z najlepszych uczennic. Step to chuligan, który czerpie przyjemność z wyścigów motorowych, ćwiczeń na siłowni czy też bezmyślnych bijatyk. Los sprawia, że tych dwoje się spotyka. Zaczyna ich coś łączyć. Babi staje się pewną siebie kobietą, a Step zaczyna się lepiej zachowywać. Czy dwie osoby z dwóch różnych światów mogą wieść szczęśliwe życie?
...Może o to właśnie chodzi w życiu. Żeby ktoś przy Tobie był, na dobre i na złe... Zawsze... Kiedy ciemno, źle, gdy świeczka się nie pali... Pomimo, mimo i wbrew... Nawet gdy wydaje nam się, że nikogo nie potrzebujemy, bo jesteśmy tak samowystarczalni... Nieprawda.. Ludzie potrzebują innych ludzi... W pojedynkę nie mogą istnieć..
Bardzo chciałam przeczytać książkę, ponieważ wcześniej oglądałam film, który powstał na jej podstawie
(polecam wam zrobić odwrotnie: najpierw książka, później film). Początek powieści jest troszkę chaotyczny, wszechwiedzący narrator sprawy nam też nie ułatwia. Po ok. 100 stronach, gdy cały romans między głównymi bohaterami rozkwita, a akcja nabiera tempa, trudno oderwać się od czytania.
Bohaterowie są prawdziwi, nie wyidealizowani, mają mnóstwo wad. Od początku nie przepadałam za Babi, wydawała mi się nijaka i bezmyślna. Natomiast Step mnie irytował, właściwie jego bezczelne zachowanie, ale jednocześnie sprawiał, że go lubiłam. Bardzo podobał mi się wątek bohaterów drugoplanowych, przyjaciółki Babi i przyjaciela Stepa.
Nie było mi lekko, kiedy cię niosłem na rękach pod prysznic. - Wyprzedza ją nieco i uśmiecha się do niej. - A poza tym, jeśli mamy robić te rzeczy, to lepiej, żebyś straciła parę kilo, przecież nie mogę codziennie tak się męczyć. Ja już cię chyba przejrzałem i widzę, że jesteś klasycznym typem kogoś, kto woli być na górze, prawda? Tym bardziej musisz schudnąć, bo inaczej mnie zgnieciesz!
Zakończenie jest wzruszające i zaskakujące, trudno przewidzieć, jak potoczy się historia. Autor umieścił w książce wspomnienia bohaterów, dzięki czemu jesteśmy w stanie zrozumieć, co nimi kierowało, co ich ukształtowało na osoby, którymi są.
Powieść jest napisana językiem lekkim i przyjemnym, aczkolwiek czasem zdarzały się wulgaryzmy, które dawały odpowiedni wydźwięk sytuacji.
Okładka jest prosta i śliczna. W pełni oddaje tytuł książki. Czcionka jest średniej wielkości, dzięki czemu stron szybciutko nam ubywa.
Czy Trzy metry nad niebem to książka tylko dla młodzieży? Oczywiście, że nie! Uważam, że może spodobać się również dorosłym. Z czystym sumieniem mogę polecić ją i małym, i dużym.
„Nikt nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy”
Trzy metry nad niebem Federico Moccii to mistrzostwo wśród wszystkich książek o miłości. W Hiszpanii uznano ją za klasyk, więc książka jest naprawdę warta uwagi.
Babi to dziewczyna z dobrego domu, dobrze wychowana, która w szkole jest jedną z najlepszych uczennic. Step to chuligan, który czerpie...
A czy ty jesteś gotów podjąć wyzwanie?
Los świata, całej ludzkości spoczywa na barkach dwanaściorga młodych ludzi. Od tego, czy wygrają Endgame, zależy, czy ich lud przeżyje. Od lat szkoleni są na bezlitosnych zabójców. Są perfekcyjni w tym, co robią. Jednak wszyscy, cała dwunastka, żyje w przeświadczeniu, że Endgame za ich życia się nie zdarzy. Że ominie ich to tak samo jak wielu ich przodków. Niestety, czas Endgame nadchodzi. Wybrani muszą stanąć do walki. Zwycięży jeden, a inni zginą.
„To książka inna niż wszystkie” – głosi napis na okładce. Czy się z tym zgadzam? Muszę przyznać, że książka jest wydana w dość niespotykany sposób. W powieści zawarta jest zagadka, a każdy z czytelników ma szansę ją rozwiązać. Jednak jaka ona jest lub czego dotyczy, nie wiadomo. Nawet ostatnie kartki to miejsce specjalnie przeznaczone na notatki (ale podejrzewam, że większość zapalonych czytelników, jak ja, nie zbruka książki notatkami, nawet takimi zapisanymi ołówkiem). Po przeczytaniu powieści siedziałam i myślałam, zastanawiałam się, analizowałam, wracałam do zaznaczonych fragmentów i… nic. A jak głosi kolejny napis na okładce, nagroda jest hojna. Zazdroszczę temu, kto ją dostanie. Musi być prawdziwym geniuszem.
Endgame należy do książek, które można zakwalifikować do gatunku zwanego apokaliptycznym. W książce znajdziemy przepowiednie końca świata, zniszczenie i wybranych, którzy mają walczyć. Dodatkowo autorzy przedstawili niezwykle ciekawy opis funkcjonowania świata i wszystkich starożytnych cywilizacji, które do tej pory zadziwiają współczesnych swoją nowoczesnością, oświeceniem i tajemniczością, która przewyższała przyszłe epoki. Weźmy np. takie średniowiecze. Czy ktokolwiek poznał historię piramid (a szczególnie białej piramidy) Stonehenge, Terakotowej Armii? Może nam się tak tylko wydawać. A może powstanie tych budowli miało jakiś większy sens?
Książka robi wrażenie, chociaż połapanie się, kto jest kim, zajęło mi trochę czasu. Dopiero gdzieś po przeczytaniu ¾ powieści wiedziałam, o kim jest rozdział, z jakiego plemienia ten ktoś pochodzi i czego mogę się po nim spodziewać. Z jednej strony jest to dobre, bo zmusza czytelnika do myślenia, zastanawiania się nad całą książką. Jednak z drugiej – mniej wytrwałych może to zdecydowanie zniechęcić do dalszej lektury. Kolejna rzecz to wygląd książki. Już na początku umieszczono notkę, że taki sposób formatowania może pomóc w rozwiązaniu zagadki (lub też nie). I chociaż z początku przeszkadzało mi to, to w miarę czytania zaczęłam się przyzwyczajać, aż przestałam zwracać na to uwagę.
A jak odebrałam całą powieść? Jak dla mnie książka okazała się lekturą przyjemną, wciągającą i fascynującą. Mam nadzieję, że na drugi tom nie trzeba będzie długo czekać. Chociaż z początku obawiałam się, że Endgame będzie podobne do Igrzysk śmierci (wybrani przedstawiciele z danego ludu, którzy muszą walczyć o życie między sobą), okazało się, że byłam w błędzie. Zapewne to wyobraźnia autorów (za którą należą im się głębokie ukłony, gdyż mało kto potrafiłby wymyślić COŚ takiego) sprawiła, że książka jest niesamowicie oryginalna.
Niech was nie odstraszy objętość książki. To dopiero pierwsza część. I bardzo dobrze! Jak wspomniałam, Endgame czyta się szybko. W bardzo ciekawy sposób przedstawieni są bohaterowie. Każdemu poświęcono mniej więcej tyle samo czasu, więc każdy może sobie obrać jedną (lub więcej) postaci, za które będzie trzymać kciuki. Ja stałam się faworytką Sary i Feo/Jaglo. Ci, którzy czytali, wiedzą, o kim mówię, a ci, którzy nie – mam nadzieję, że szybko się tego dowiedzą.
Czy polecam? Jeżeli jesteście fanami książek oryginalnych, które porwą was w nowy świat pełen zagadek, to Endgame jest zdecydowanie dla was. Na pewno nudzić się nie będziecie.
A czy ty jesteś gotów podjąć wyzwanie?
Los świata, całej ludzkości spoczywa na barkach dwanaściorga młodych ludzi. Od tego, czy wygrają Endgame, zależy, czy ich lud przeżyje. Od lat szkoleni są na bezlitosnych zabójców. Są perfekcyjni w tym, co robią. Jednak wszyscy, cała dwunastka, żyje w przeświadczeniu, że Endgame za ich życia się nie zdarzy. Że ominie ich to tak samo...
2016-04-17
Los Angeles, miasto wiecznych imprez, hedonistyczne niebo dla klubowiczów. Tutaj są najlepsze imprezy i największe gwiazdy. To tutaj możesz stać się kimś, na kogo widok wszyscy krzyczą i piszczą. Ale jest jeden warunek: musisz dać z siebie wszystko – im więcej siebie oddasz, tym lepiej.
Tytuł: Niezrównani
Seria: Beautiful Idols tom 1
Autor: Alyson Noel
Wydawnictwo: Harper Collins
Jak wiele zrobisz, by zyskać sławę? Do czego jesteś zdolny, byle tylko być na pierwszych stronach gazet?
Sunset Boulevard najlepiej oglądać w ciemnych okularach i z grubym portfelem w kieszeni. Jest szansa, że jakimś cudem dostaniesz się na listę VIP-ów. A wtedy… wszystkie najlepsze nocne kluby stoją dla ciebie otworem. Tutaj królują ci piękni i bogaci. Istnieje tylko ryzyko, że gdy wstąpisz do tego świata, to zostaniesz przez niego doszczętnie pochłonięty i już się nie wyrwiesz. Ale czego się nie robi dla sławy?
Poznaj Laylę, Aster i Tommy’ego, trójkę zwykłych-niezwykłych nastolatków. Każdy z nich ma swoje marzenia, które wymagają od nich dużo pracy. To właśnie oni wejdą do kręgu wybrańców.
Gdy dowiadują się o pewnym konkursie, w którym można zdobyć nie tylko pieniądze, ale i sławę, od razu postanawiają wziąć w nim udział. Ich celem jest zostanie promotorami i przyciągnięcie jak największej liczby celebrytów znajdujących się na otrzymanej liście. Jednak najbardziej zapunktują, gdy uda się im przyciągnąć najpopularniejszą, niezwykle piękną i tajemniczą dziewczynę, młodziutką gwiazdę Hollywood, która mimo tak młodego wieku zdobyła o wiele więcej niż większość celebrytów.
Nagroda jest tak duża, że warto zrobić dla niej wszystko. Pieniądze, które otrzyma zwycięzca, są duże.
Jednak mimo iż na początku wszystko idzie dobrze, uczestnicy mają kolejne pomysły i walczą między sobą o wygraną, a gdy jeden z konkurentów jest bliski zwycięstwa, staje się coś strasznego. Madison zaginęła. Czyżby ktoś ją porwał? A może została zamordowana?
Promotorzy są przerażeni. Co mogło się jej stać? Jakie tajemnice skrywa największa młoda gwiazda Hollywood? Kim tak naprawdę jest?
Po opisie można stwierdzić, że nie warto zawracać sobie tą książką głowy. Wydaje się typową młodzieżówką, która nie jest zbyt atrakcyjna i nie niesie głębszego przesłania. Trójka nastolatków, która bierze udział w konkursie, by zdobyć pieniądze i sławę. Mamy wrażenie, że książka jest płytka. Jednak nic bardziej mylnego…
Już od pierwszych stron wiemy, że bohaterowie nie są zwykli. Każdy z nich wyróżnia się nie tylko marzeniami, ale także zachowaniem, sposobem bycia, talentami. Nie są to mdłe, pozbawione życia postacie śniące tylko o pieniądzach. Oni żyją od samego początku, są z krwi i kości, tacy sami jak my. Layla – pełna pasji bloggerka, o ostrym charakterku, zadziorna, nienawidząca gwiazd, z całego serca pragnąca zostać dziennikarką. Aster – niezwykle piękna, obdarzona talentem aktorskim, wyrazista i ognista. Tommy – przystojny, marzący o zostaniu muzykiem, skrywający pewien sekret, którego nikomu nie może wyjawić; a raczej może, ale boi się, jak zostanie przyjęty. W szczególności: jak przyjmie go osoba, której on dotyczy.
Bohaterowie wykreowani przez Alyson są doskonali. Każdy z nich jest inny, na swój sposób wyjątkowy. Każdy się czymś wyróżnia. Nie mówię już nawet o bohaterach pobocznych takich jak Madison, Ryan czy właściciel klubów i organizator konkursów Ira.
Wygrana w konkursie może spełnić marzenia naszych bohaterów. Jednak czy warto? Czy cena nie jest zbyt wysoka?
Książkę czyta się niezwykle szybko. Nie jest gruba, liczy sobie 334 strony. Rozdziały są krótkie, historia jest dawkowana i opowiadana po trochu z perspektywy każdego bohatera. Raz narratorką jest Aster, innym razem Tommy – i tak w kółko. Zazwyczaj nie lubię, gdy powieść jest tak napisana, bo jak się wciągnę w wydarzenia, których doświadcza jeden bohater, to nagle jego opowieść zostaje przerwana w najciekawszym momencie i muszę czytać historię kolejnego. Jednak w Niezrównanych nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Co prawda na początku byłam zirytowana, ale czego się miałam spodziewać, skoro mamy nie jednego, ale trzech głównych bohaterów? Rekompensatą były dla mnie poruszane przez Alyson wątki, a także kierunek, w jakim ruszyła opowieść. Z sielanki zamieniła się pod koniec w delikatny kryminał. Niesamowicie mi się to spodobało!
Niesamowicie podoba mi się okładka, jest przepiękna! Jednak samo wydanie już nie za bardzo. Mam na myśli grubość obwoluty. Moim zdaniem jest zbyt cienka, przez co łatwo się wygina. Jednak nie ma to aż takiego znaczenia w treści książki, więc nie będę się nad tym więcej rozwodzić.
Niezrównani są tak świetną książką, że gdy czytałam ją w czytelni, siedziałam z otwartą buzią, nie mogąc się oderwać nawet na sekundę, by pójść do ubikacji bądź pobiec na autobus. Przez nią pojechałam godzinę później, a i tak miałam ochotę siedzieć tak do końca świata i nie kończyć jej w ogóle. Mimo że nie jest to lektura, która wniosła do mojego życia wiele wartości i nie zmieniła mojego światopoglądu, nie odwróciła go o 180 stopni i nie sprawiła, że piałam z zachwytu, to i tak jestem w niej zakochana.
I nie mogę się doczekać kolejnego tomu! Modlę się o to, by jak najszybciej się pojawił. Chcę odkryć tajemnice, jakie skrywa w sobie ta niezwykła seria! A czuję, że szykuje się coś naprawdę wspaniałego!
Los Angeles, miasto wiecznych imprez, hedonistyczne niebo dla klubowiczów. Tutaj są najlepsze imprezy i największe gwiazdy. To tutaj możesz stać się kimś, na kogo widok wszyscy krzyczą i piszczą. Ale jest jeden warunek: musisz dać z siebie wszystko – im więcej siebie oddasz, tym lepiej.
Tytuł: Niezrównani
Seria: Beautiful Idols tom 1
Autor: Alyson Noel
Wydawnictwo: Harper...
Czy nie macie czasami wrażenia, że nasze życie jest okropnie monotonne? Wstajemy codziennie rano, by następnie iść do pracy lub szkoły i wrócić po ośmiu godzinach zmęczonym i zestresowanym... Czekamy na jakiekolwiek wolne dni, odmianę, która sprawi, że nasze życie będzie bardziej barwne. To wyjątkowo pesymistyczne podejście, ale nie oszukujmy się – czasami takie myśli nas nachodzą. Możemy sobie wmawiać, że to bzdury, że powinniśmy poszukać pozytywnych stron złego, lecz i tak ostatecznie kładziemy się do łóżka załamani. Ten stan szybko mija. Najczęściej na drugi dzień. Jednak czy nie byłoby lepiej, gdyby zniknął od razu? Chcemy tęczowego życia. Dlaczego nie kolorujemy go sami? Może warto zacząć...
Jakiś czas temu stały się bardzo popularne kolorowanki antystresowe. Pamiętam, jak zobaczyłam pierwszą recenzję takiej książki i od razu oszalałam. Część osób stwierdziło, że to niepotrzebna bzdura, która wcale nie pomaga. Niektórzy się przekonali, inni do dzisiaj mają inne zdanie na ten temat. Dla mnie to jest idealny "wynalazek", ponieważ od dziecka rysowałam, kolorowałam i tworzyłam. Cały czas muszę robić coś z palcami. Znalazłam na to wiele sposobów. Jednym z nich jest pisanie... Lecz niesamowity jest powrót to tych pierwszych przyzwyczajeń, kiedy kredki rozwiązywały wszystkie moje problemy i pozwalały odnaleźć samą siebie. Czy "Radość kwiatów" sprawiła mi spodziewaną przyjemność?
Kiedy tylko książka przyszła pocztą, otworzyłam ją i zachwyciłam się. Gdy tylko mam okazję oglądam w sklepach antystresowe kolorowanki i wiem, że w tej chwili część z nich jest robiona na szybko. Niedokładne rysunki, często powtarzające się, mało kreatywne... Tego się obawiałam. Tymczasem otrzymałam niezwykłe połączenie linii, które w efekcie stworzyło niewyobrażalne obrazy. I wiecie co? Ja mam wpływ, co dalej się z nimi stanie. Każdy najmniejszy element od tej chwili zależy ode mnie i mojej inwencji twórczej. Liczne kwiaty, zwierzęta ogrodowe i zwykłe połączenia okręgów, spirali daje mi olbrzymie pole do popisu. Wystarczy dobra muzyka i zatemperowane kredki.
Bardzo mi się podoba, że autorka tych cudownych ilustracji nawiązuje pewnego rodzaju kontakt z przyszłym artystą. Na początku znajduje się mały wstęp i kilka przydatnych rad. W pierwszej chwili odebrałam to źle, ponieważ uważam, że nikt nie powinien nam narzucać dokończenia rysunków, tymczasem autorka to robi. Lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że Eleri Fowler wiedziała dobrze, co robi. Ostrzegła nas przed pewnymi rozczarowaniami i pokazała nowe możliwości, dlatego tak bardzo doceniam tą krótką wypowiedź. Tymbardziej że można wiele wywnioskować z tych kilku słów.
Jednak muszę przyznać, że najbardziej ze wszystkiego zauroczyły mnie cytaty. Nawet nie pomyślałam o tym, że w tego typu książce mogą się znaleźć. Są tak bardzo pozytywne i idealnie zgrane z ilustracjami. To wszystko razem wprawia w fantastyczny humor i bez wątpienia pozwala na odstresowanie się. Część cytatów przepiszę sobie do mojego magiczne zeszyciku ze złotymi myślami, by zapamiętać na dłużej.
"Radość kwiatów" okazała się niesamowitą książką, dostarczającą inteligentnej rozrywki i pomagającą walczyć mi z niecierpliwością. Każdy amator artysta powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu z nią.
Czy nie macie czasami wrażenia, że nasze życie jest okropnie monotonne? Wstajemy codziennie rano, by następnie iść do pracy lub szkoły i wrócić po ośmiu godzinach zmęczonym i zestresowanym... Czekamy na jakiekolwiek wolne dni, odmianę, która sprawi, że nasze życie będzie bardziej barwne. To wyjątkowo pesymistyczne podejście, ale nie oszukujmy się – czasami takie myśli nas...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasami przeznaczenie potrafi upomnieć się o człowieka w najmniej odpowiednim momencie i zmusza do podjęcia szeregu decyzji, które nie tylko są w stanie zaważyć na jego dalszej egzystencji, ale również zmieniają jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak wiadomo, ludzie są różni i jedni są w stanie się z tym zmierzyć i nie robi to na nich żadnego wrażenia, drudzy natomiast (ci wrażliwsi) najpierw odchorowują zmiany i w taki czy inny sposób próbują się do nich przystosować. Jedno jest pewne – są to bardzo trudne wybory wymagające nie tylko dużego samozaparcia, lecz także mocnej psychiki, by się z nimi zmierzyć.
O Piotrze Duszyńskim można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest zwyczajnym, do bólu nudnym przedstawicielem męskiego gatunku. Tak po prawdzie, to ostatnim, na co może narzekać, jest nuda, a powód tego jest dość niezwykły – otóż Witkacy (jak zwracają się do niego właściwie wszyscy) prowadzi podwójne życie. Cóż w tym takiego niesamowitego? Oficjalnie jest śledczym w toruńskim wydziale zabójstw, a nieoficjalnie – szamanem odsyłającym dusze zmarłych w Zaświaty. Gdy na progu jego mieszkania staje była miłość i prosi o pomoc w wyjaśnieniu tajemniczych zgonów noworodków, Witkacy nawet nie podejrzewa, że przyjdzie mu się zmierzyć ze złem jeszcze gorszym niż to dotychczasowe, a także z przeszłością wiążącą jego losy z losami Konstancji.
Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Aneta Jadowska jest dla mnie mistrzynią, jeśli chodzi o polską literaturę fantastyczną, a pierwszy tom Szamańskiej serii przeczytałam w takim tempie, że pod koniec książki żałowałam, że nie rozłożyłam jej sobie na -naście lub -dziesiąt dni.
Szaman od zawsze kojarzył mi się z drobnym człowieczkiem pochodzenia indiańskiego, który w stroju adamowym lub w wersji dla mniej tolerancyjnych – przepasce na biodrach – tańczy wokół ogniska, wydając z siebie dziwne dźwięki. Witkacy, jako współczesny łącznik między światem żywych i umarłych, doskonale wpisuje się w ten zawód – mimo że nie gania nago (chociaż to byłoby ciekawe) i na pewno nie przypomina niskopiennego Indianina (całe szczęście!), nie wyobrażam sobie na tym miejscu nikogo innego. Pewnie dlatego, że pod warstwą małomównego i skrywającego swoje emocje gbura kryje się mężczyzna troskliwy, poważnie podchodzący do swoich obowiązków i z niezwykłym poczuciem misji. Poza tym policjant nie może być ciepłą kluchą, a Piotr to zdecydowanie młodsza wersja porucznika Colombo.
Ważna jest również historia, która doskonale łączy ze sobą to, co rzeczywiste i nierzeczywiste. Wszystko jest jak najbardziej zrozumiałe, a czytelnik nie ma poczucia, że coś się w historii nie zgadza czy jest nie na miejscu – tu wszystko ma swoje miejsce. I chociaż w pierwszej połowie książki troszeńkę brakuje mi akcji (no cóż, apetyt rośnie w miarę czytania), to druga w zupełności wynagradza cierpliwość czytelnika (osobiście parę razy złapałam się na tym, że wstrzymywałam oddech, gdy główny bohater znalazł się w sytuacji, w której żaden normalny człowiek znaleźć by się nie chciał, ale czy Witkacy jest normalny?).
Oczywiście ze względu na przynależność do grupy #teamWitkacy muszę przyznać, że na najdrobniejszą wzmiankę o Konstancji otwierał mi się nóż w kieszeni. Pojawiła się taka po piętnastu latach, jak gdyby nigdy nic, i z tym swoim dziewczęcym „Piotrze, potrzebuję pomocy” postanowiła zburzyć to, co z takim trudem udało się stworzyć Szamanowi. Nie, nie lubię jej i pewnie już nie polubię, o!
Liczę na to, że autorce szybko nie skończą się pomysły, a Szamańska seria będzie liczyć co najmniej tyle tomów, ile liczy seria o Dorze Wilk (kiedy ja ją w końcu przeczytam?).
Czasami przeznaczenie potrafi upomnieć się o człowieka w najmniej odpowiednim momencie i zmusza do podjęcia szeregu decyzji, które nie tylko są w stanie zaważyć na jego dalszej egzystencji, ale również zmieniają jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Jak wiadomo, ludzie są różni i jedni są w stanie się z tym zmierzyć i nie robi to na nich żadnego wrażenia, drudzy natomiast...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-03
Świat jest inny, niż nam się wydaje. Tak naprawdę to ogromna, nieograniczona liczba miejsc przepełnionych magią kultur i języków. A życie? To nie tylko cztery ściany, praca lub szkoła i monotonne przemijanie z dnia na dzień. Ludzie są różnorodni, jedni wolą spokojne życie w domu, a inni łakną od niego przygód i wędrówki. Patrzą na mapę i zamiast mieszaniny kropek i kresek widzą drogi oraz miejsca, które odwiedzą. Jedną z takich osób jest debiutujący swoją książką pod tytułem Autostopem przez życie Przemysław Skokowski.
Autorem książki jest zaledwie 23-letni student zarządzania z Gdańska, który ma jedno niebanalne hobby: zwiedzanie świata autostopem. Realizując się w swoich zainteresowaniach, udało mu się przejechać ponad 100 tysięcy kilometrów po Europie i Azji. Skokowski prowadzi również bloga podróżniczego o takim samym tytule jak książka. W 2012 roku został nominowany do podróżniczych Kolosów, a w 2013 roku, na konferencji Blog Forum Gdańsk, otrzymał główną nagrodę czytelników. W czasie swojej podróży, a zarazem zdarzeń przedstawionych w książce, Przemek realizował projekt Postcards from Europe, w czasie którego odwiedzał sierocińce i wręczał spotkanym dzieciom pocztówki od europejskich wolontariuszy.
,,Trzeba robić w życiu rzeczy szalone. Aby tylko nie przekraczać granicy, na której kończy się ryzykowna próba, a zaczyna głupota. Tym razem chyba nieco tę granicę przekroczyłem, ale nie żałuję".
Książka to swoisty pamiętnik z podróży, w którym autor zamieścił swoje przemyślenia i wspomnienia z liczącej 20098 kilometrów drogi do Yangon. Przemek, który używa pseudonimu Pasha – zapewne ze względu na łatwiejszą wymowę – na 420 stronach opublikował nie tylko informacje o godnych uwagi miejscach, ale przede wszystkim o poznanych przez siebie ludziach. W czasie długiej, kilkumiesięcznej wędrówki, przemierzając kolejno Litwę, Łotwę, Rosję Kazachstan, Kirgistan, Chiny, Laos, Tajlandię i Birmę, miał okazję poznać wszystkie te kraje jak turysta, ale także bardziej dogłębnie – od strony ludzkich problemów i potrzeb. Na swojej drodze zetknął się z niebywałą gościnnością, ale doświadczył również niesprawiedliwości. Za pomocą Autostopem przez życie Przemek Skokowski zachęca czytelnika do podjęcia autostopowego wyzwania, przedstawiając zarówno plusy i minusy takiego typu podróżowania.
Historia napisana jest językiem prostym i zwięzłym, pozbawionym wszelkich wzniosłych i poetyckich stwierdzeń. Każda kolejna strona niesie za sobą bardzo ciekawą opowieść, a wszystko to „zapakowane jest” w bardzo przyjazną dla czytelnika formę. Od pierwszej strony wiadomo, że autor jest wesołym facetem, który w lekki i zabawny sposób opowiada o swoich przygodach. Nie próbuje przy tym niczego idealizować ani ubarwiać, jest naturalny i rzetelny w swoich przemyśleniach. Jeśli chodzi o sposób prowadzenia fabuły, należy zaznaczyć, że w książce przeważają opisy zdarzeń, które są długie i dokładne, znajdziemy w niej stosunkowo mało dialogów. Oczywiście w przypadku tej powieści jest to jak najbardziej zrozumiałe i naturalne, ale czuję się zobowiązana o tym wspomnieć.
,,Prawda jest taka, że jeśli czegoś naprawdę pragniesz, to wystarczy trochę szczęścia i modlitwy, a wielką determinacją i wytrwałością można osiągnąć wszystko. Gdy zwątpisz, zatrzymaj się, spójrz za siebie i zastanów się, czy naprawdę chcesz zaprzepaścić to wszystko. Nie. Wtedy zrób przerwę, odpocznij i dalej gnaj przed siebie. Bo determinacja cechuje zwycięzców. Nie poddawaj się, choćby nie wiem ile osób mówiło z nutą kpiny: "Cóż, życzę ci powodzenia!”".
Książka niekiedy bawi, a innym razem wzrusza. Znajdziemy w niej wszystko. Zaczynając od opisu czyszczenia się z błota, przez oczekiwanie na stopa, na ludzkiej gościnności kończąc. Podczas czytania tej historii należy pamiętać, że autor nie wykupił wczasów last minute, a jego wędrówka nie polega na zwiedzeniu atrakcji turystycznych. Przemek zagląda do miejsc, o których przeciętny podróżnik tylko czyta w gazecie. Odwiedza często ubogie rodziny, które mimo tego, że same mają niewiele, to jednak potrafią się z nim tym podzielić. Poznaje również dogłębniej i dotkliwiej znaczenie słowa korupcja oraz fakt, że często biały turysta uważany jest za potencjalną ,,świnkę-skarbonkę”. Na swojej długiej i mozolnej drodze spotyka dzieci, przeciętnych obywateli, innych obcokrajowców, wolontariuszy, ale także wysokiej klasy biznesmenów. Wszystkich łączy tylko jedno: zatrzymali swoje samochody i zgodzili się zabrać ze sobą autostopowicza.
,,Chłopaki okazali się być ekipą pocieszną, ale zdecydowanie za często używającą przekleństw, nawet jak dla mnie. Gdyby je wszystkie wyciąć z ich rozmów, większość czasu spędziliby w ciszy".
Coś o walorach estetycznych, ponieważ warto o nich napisać. Książka jest wydana w piękny sposób. Nie tylko zawiera obrazy z podróży, ale również na zagięciach wersji skrzydełkowej zamieszczone są zdjęcia. Taki zabieg pozwala czytelnikowi zobaczyć to, co widział autor. Do tego całość podzielona jest na rozdziały, przy czym każdy z nich opisuje inne miejsca. Ułatwia to zorientowanie się w temacie i płynne przechodzenie z jednego wątku do drugiego. Za te aspekty bardzo duży plus należy się wydawnictwu, które podeszło do swojej pracy bardzo profesjonalnie.
Osobiście bardzo podziwiam Przemysława Skokowskiego za jego wytrwałość oraz odwagę. Z wieloma sytuacjami, z którymi samotnie musiał się zmierzyć, pewnie bym sobie nie poradziła. Do tego dzięki swojej książce zabrał mnie ze sobą w daleką podróż i pozwolił odwiedzić miejsca, których być może nigdy na własne oczy nie zobaczę. Chociaż, kto wie? Ten chłopak skutecznie rozpalił we mnie pragnienie spróbowania autostopu. Podejrzewam, że i wy nie oprzecie się wyzwaniu, jeśli zapoznacie się z tą pozycją.
,,Wiem, że świata nie naprawię, że jest on pełen niesprawiedliwości. Ale tak naprawdę zdajemy sobie z niej sprawę dopiero, gdy ją zobaczymy na własne oczy".
Informacje w pigułce. Co znajdziecie w tej książce? Autostop od podszewki, interesujące historie prawdziwych ludzi. Opis miejsc i zdarzeń, które pochłoną waszą uwagę na kilka godzin, niekiedy rozśmieszą, wzruszą albo pobudzą wyobraźnię.
Komu polecam? Każdemu! Ludziom, którzy podróżować nie lubią, oraz tym, którzy nie wyobrażają sobie bez tego życia. Autostopowiczom, którzy będą mogli zapoznać się z historią „kumpla po fachu”, a nawet seniorom, którzy swoje młodzieńcze podboje mogą już tylko wspominać. Przede wszystkim polecam tchórzom – takim jak ja – którzy do tej pory tylko obserwowali autostopowiczów. Może książka zachęci ich, tak jak mnie, i któregoś dnia spotkamy się na drodze z wyciągniętym do góry kciukiem.
Kilka dni przed ukazaniem się recenzji na blogu autora zamieszczono informację, że Przemek rozpoczyna przygotowania do kolejnej podróży. Tym razem jego celem jest Antarktyda. Pozostaje nam czekać na kolejną, zapewne niebywale interesującą książkę.
Świat jest inny, niż nam się wydaje. Tak naprawdę to ogromna, nieograniczona liczba miejsc przepełnionych magią kultur i języków. A życie? To nie tylko cztery ściany, praca lub szkoła i monotonne przemijanie z dnia na dzień. Ludzie są różnorodni, jedni wolą spokojne życie w domu, a inni łakną od niego przygód i wędrówki. Patrzą na mapę i zamiast mieszaniny kropek i kresek...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czas Żniw to debiut Samanthy Shannon oraz pierwszy tom siedmiotomowej serii pod tym samym tytułem.
Paige Mahomey jest jasnowidzem znanym pod pseudonimem Blada Śniąca. Pracuje w Sajonie Londyn (miasto kontrolujące jasnowidzów) dla gangu noszącego nazwę Siedem Pieczęci. W czasach, w których przyszło jej żyć, jasnowidze traktowani są jako wrogowie społeczeństwa, których należy wyeliminować. Pewnego dnia zostaje złapana przez strażników Sajonu i zabrana do okrytej tajemnicą kolonii karnej Szeol I, w którym władzę sprawuje potężna rasa Refaitów z innego świata. Jasnowidze wykorzystywani są do walk z Emmitami, bestialskim stworzeniami karmiącymi się ludzkim mięsem. A „ślepcy” są poniżani i zmuszani do zapewnienia rozrywki Refaitom. Aby przeżyć, Paige musi ukrywać swoją tożsamość i zawalczyć o wolność.
Zacznijmy od tytułu, który jest jak najbardziej odpowiedni. Czasem Żniw (Może nie wiesz, ale Żniwa nazywane są też dobrymi zbiorami. Wciąż mówią tak na ulicach: Dobre Żniwa, Zbiory Obfitości) określa się sprowadzanie jasnowidzów do kolonii karnej Szeol I, które odbywa się co dziesięć lat.
Przez pierwsze kilkanaście stron jest trochę trudno przebrnąć, ponieważ pojawia się wiele niezrozumiałych dla nas pojęć. Na końcu książki znajduję się słowniczek, który ma za zadanie nam pomóc. Szkoda, że znajduje się w takim miejscu, bo przewracanie kartek w środku akcji jest trochę dekoncentrujące. Jednak po kilkunastu stronach jesteśmy już tak pochłonięci lekturą, że nie zwracamy na to zbytniej uwagi.
Nie spotkałam jeszcze książki o tematyce związanej stricte z jasnowidztwem, która by mnie całkowicie pochłonęła. Powieść jest tak dobrze dopracowana, że nie znajdziemy najmniejszego szczegółu, do którego moglibyśmy się „doczepić”. Cała akcja jest pokierowana w taki sposób, abyśmy mogli po każdym uniesieniu chwilę odetchnąć. Podoba mi się, że narracja jest pierwszoosobowa. Dzięki temu można śledzić odczucia głównej bohaterki oraz się z nią identyfikować.
Oczywiście nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Wielkim plusem jest to, że książka nie jest nim przesycona, lecz stwarza subtelne tło do całości. Miłość bohaterów pomału dojrzewa, aby w finale mieć swój moment kulminacyjny.
Bohaterowie powieści są pełni tajemnic, do końca nie wiemy, kto się opowiada za stroną jasnowidzów, a kto za stroną Refaitów. Książka jest pełna zaskakujących zwrotów akcji, więc niczego nie możemy być pewni. A zakończenie jest tak zaskakujące, że nie wiem, czy wytrzymam do premiery kolejnego tomu, bo chcę więcej!
Pani Shannon nie tylko funduje nam 496 stron przyjemności, ale również wspomina o ważnej wartości, jaką jest przyjaźń. Pokazuje, że bez przyjaciół nie jesteśmy w stanie osiągnąć tyle, ile z nimi.
Książka jest wzbogacona o wiele ciekawych dodatków – na początku znajdziemy siedem kategorii jasnowidzenia według O wartościach odmienności autorstwa Jaxona Halla oraz mapę kolonii karnej Szeol I; z tyłu książki znajduje się słowniczek (o którym wspomniałam wyżej), opis gości z zaświatów oraz eteryczna lista.
Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam tę książkę, abyście mogli tak jak ja przenieść się w czasie i zwiedzić Szeol I.
Za możliwość przeniesienia się do Szeolu I, dziękuję wydawnictwu SQN.
Czas Żniw to debiut Samanthy Shannon oraz pierwszy tom siedmiotomowej serii pod tym samym tytułem.
Paige Mahomey jest jasnowidzem znanym pod pseudonimem Blada Śniąca. Pracuje w Sajonie Londyn (miasto kontrolujące jasnowidzów) dla gangu noszącego nazwę Siedem Pieczęci. W czasach, w których przyszło jej żyć, jasnowidze traktowani są jako wrogowie społeczeństwa, których...
Trzy pokolenia. Dwie rodziny. Jedno przeznaczenie.
Wiktor Łabendowicz – szykanowany na każdym kroku odmieniec o skórze białej jak śnieg. W małej, wiejskiej społeczności uważany jest za wybryk natury, za wysłannika diabła. Naznaczony przez klątwę próbuje odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Gdy spotyka Emilię Geld, dziewczynę równie osobliwą co on, udaje mu się na chwilę zapomnieć o problemach. Jednak klątwa nie da o sobie zapomnieć…
Jakub Małecki – młody polski autor, który swoją literacką przygodę rozpoczął w 2008 r. powieścią Błędy. Do tej pory spod jego pióra wyszło 7 książek oraz kilkanaście opowiadań. Szczerze mówiąc, przed premierą Dygotu nie słyszałem o tym autorze. Myślałem wręcz, że to jego debiutancka powieść. A tu proszę, okazało się, że Jakub Małecki jest obecny na polskim rynku wydawniczym od dobrych kilku lat. Jednak po lekturze Dygotu jednego jestem pewien – muszę, po prostu muszę, nadrobić pozostałe publikacje tego autora.
Dzięki temu, że akcja książki rozciąga się przez blisko 7 dekad, mamy możliwość obserwacji, jak na przestrzeni lat zmienia się Polska. Razem z bohaterami doświadczamy wszystkich, ważnych dla naszego kraju wydarzeń, jesteśmy świadkami przełomowych momentów, zmian ustrojowych. Mamy pełen ogląd na to, jak zmienia się polska prowincja, podejście ludzi i ich wzajemne relacje. Powieść Jakuba Małeckiego jest więc nie tylko świetną opowieścią fabularną, ale także trafnym obrazem zmieniającej się Polski (oraz jej mieszkańców) na przestrzeni dekad.
Jedną z rzeczy, które wyróżnia Dygot na tle wielu innych powieści obyczajowych, jest realizm magiczny. Przesądy, wierzenia ludowe, klątwy – to wszystko nadaje książce niesamowity, mroczny klimat. Autor w zręczny sposób posługuje się tym motywem, tworząc barwną, ale także przerażającą powieść. Jednak to nie magia i czary straszą w Dygocie. To, co wzbudza największy lęk, to rzeczywistość. Codzienna polska rzeczywistość, pełna uprzedzeń, chciwości, lęku i niezrozumienia.
Powieść Jakuba Małeckiego skłania do ogromnej ilości przemyśleń oraz wywołuje mnóstwo różnych emocji. Lektura Dygotu zmusza nas do refleksji i z pewnością jeszcze długo po skończeniu książki będziemy o niej myśleć. Ktoś kiedyś powiedział, że ta powieść jest jak lustro. W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam. Każdy z nas odnajdzie w Dygocie cząstkę siebie. Jakub Małecki obnaża nasze lęki, koszmary i uprzedzenia, sprawiając, że zaczynamy poważnie zastanawiać się nad własnym życiem.
Dygot to jednocześnie piękna i przerażająca powieść. To wielowątkowa, mroczna saga rodzinna, która w pewnym stopniu opowiada o nas samych. To także opowieść o odrzuceniu, uprzedzeniach, tolerancji, lękach, miłości i cierpieniu. Jednak przede wszystkim jest ona niezwykle prawdziwa, szczera i trudna. Pod płaszczykiem realizmu magicznego kryje się (nie)zwykła codzienność. Codzienność polaków, codzienność polskiej prowincji, codzienność każdego z nas.
Zakochałem się. Dygot to bez wątpienia jedna z najlepszych polskich powieści, jakie kiedykolwiek miałem okazję przeczytać. Są takie książki, o których nie zapomina się nigdy, które na zawsze pozostawią po sobie ślad. Dygot jest właśnie jedną z nich.
Trzy pokolenia. Dwie rodziny. Jedno przeznaczenie.
Wiktor Łabendowicz – szykanowany na każdym kroku odmieniec o skórze białej jak śnieg. W małej, wiejskiej społeczności uważany jest za wybryk natury, za wysłannika diabła. Naznaczony przez klątwę próbuje odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Gdy spotyka Emilię Geld, dziewczynę równie osobliwą co on, udaje mu się na chwilę...
Endgame nieubłaganie zbliża się ku końcowi… Uczestników ubywa, a rozgrywka z dnia na dzień staje się coraz bardziej zacięta. Każdy z Graczy wiele przeszedł i jeszcze więcej musiał poświęcić, dlatego za wszelką cenę pragnie zakończyć tę morderczą grę. Dodatkowej adrenaliny dodaje fakt, że zaangażowane zostają osoby wcześniej niewtajemniczone w rozgrywkę, a samo Endgame zyskuje wymiar globalny. Co więcej, niektórzy gracze zaczynają poddawać w wątpliwość sens i celowość całego przedsięwzięcia; zastanawiają się, o co tak naprawdę walczą i kto za tym wszystkim stoi…
Kiedy dwa lata temu przeczytałem pierwszy tom Endgame, nie byłem przekonany, czy kontynuować tę serię. Choć przyjemnie spędzałem czas, czytając Wezwanie, to sama książka nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Mimo to zdecydowałem się sięgnąć po kolejny tom, i jak się później przekonałem, podjąłem dobrą decyzję, bo Klucz niebios w pełni wynagrodził mi braki i niedociągnięcia pierwszej części. Ciągle była to literatura typowo rozrywkowa, jednak w najlepszym tego słowa znaczeniu. Kiedy więc rozpoczynałem lekturę ostatniego tomu, liczyłem na podobne wrażenia, jak w przypadku poprzednich części. Czy jednak Reguły gry sprostały moim oczekiwaniom?
Reguły gry są bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z drugiej części. Książka zaczyna się właściwie w tym samym momencie, w którym skończyła się jej poprzedniczka, dzięki czemu ciągłość akcji jest jak najbardziej zachowana. Właśnie przez tę linearność i szczegółową chronologiczność zdarzeń cała powieść przypomina w swojej budowie serial. Wielu pierwszoplanowych bohaterów, kilka miejsc akcji i równoległe rozgrywające się wydarzenia – to wszystko sprawia, że w głowie automatycznie tworzymy obrazy i wyobrażamy sobie poszczególne sceny. Seria Endgame stanowi wprost idealny scenariusz na dobry serial akcji.
Tym, co nigdy nie zawodzi jeśli chodzi o tę serię, jest umiejętne trzymanie w napięciu. Szybkie tempo i odpowiednio dawkowane zwroty akcji powodują, że książkę czyta się właściwie jednym tchem. Mimowolnie chcemy wiedzieć, co wydarzy się dalej i jak potoczą się losy bohaterów. Autorzy umiejętnie rozpisali poszczególne wydarzenia i zaplanowali całą serię, dzięki czemu nieustannie przyciągają uwagę czytelnika. Nawet jeśli pod koniec trzeciego tomu ta zwarta budowa zostaje widocznie zaburzona, a sama akcja traci na wyrazistości, to całej książce nie można odmówić trzymania w napięciu. Nawet jeśli jest ono wywołane głównie przez ciekawość, jak się to wszystko zakończy…
Ostatni tom różni się od poprzednich przede wszystkim tym, że widać tu braki w ciągłości, logice i zbieżności fabuły. Reguły gry są zdecydowanie najmniej przemyślaną ze wszystkich części, widoczny jest tu brak pomysłu na to, jak poprowadzić akcję. Wszystkie elementy się niekontrolowanie rozmywają, a cała książka widocznie traci spójność. Cierpi na tym również sama dramaturgia, która z czasem zwyczajnie zanika; zamiast emocjonować się wydarzeniami i martwić o los bohaterów, próbujemy się zorientować, gdzie to tak właściwie zmierza i jaki jest tego cel. Zawiódł zarówno pomysł, jak i realizacja.
Reguły gry, mimo że wciągają i angażują czytelnika, to przede wszystkim jednak rozczarowują. Brak tu pomysłu na fabułę, odpowiedniego napięcia i logiki w postępowaniu bohaterów. Trylogia duetu Frey/Johnson-Shelton wyróżnia się oryginalnością i nietypowym podejściem do poprowadzenia fabuły, jednak w ostatnim tomie to wszystko gdzieś zanika. Co prawda książka dostarcza rozrywki i pozwala na chwilę odprężenia, jednak nie wywołuje u czytelnika żadnych emocji. Ostatecznie nie jest to książka zła, lecz jedynie rozczarowująca i zwyczajnie przeciętna. A szkoda, bo poprzednie części zapowiadały ciekawy i co najmniej widowiskowy finał.
Endgame nieubłaganie zbliża się ku końcowi… Uczestników ubywa, a rozgrywka z dnia na dzień staje się coraz bardziej zacięta. Każdy z Graczy wiele przeszedł i jeszcze więcej musiał poświęcić, dlatego za wszelką cenę pragnie zakończyć tę morderczą grę. Dodatkowej adrenaliny dodaje fakt, że zaangażowane zostają osoby wcześniej niewtajemniczone w rozgrywkę, a samo Endgame...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-29
Nigdy nie jest się za dorosłym na to, by usiąść w wygodnym fotelu i z kredkami w dłoni oddać się niesamowitej, a w dodatku relaksującej podróży pełnej barw, zabawy i zapomnienia. Nie trzeba być także drugim Picasso, da Vincim czy Michałem Aniołem, żeby kolorować i czerpać z tego dziecięcą i niczym niezmąconą radość.
Od chwili, gdy zapanowała moda na tzw. antystresowe kolorowanie, rynek został zalany mnóstwem pozycji traktujących o takiej właśnie formie relaksu dla dorosłych – azteckie wzory, zwierzęta, zabytki czy japońskie inspiracje to jedne z licznych budzących zachwyt i oczarowanie kupujących, którzy następnie za pomocą kredek nanoszą na kartki kolory, jakie podpowiada im wyobraźnia.
Ja również uzależniłam się od takiej formy odpoczynku, ale postawiłam na kolorowanki filmowe i dzięki wydawnictwu Harper Collins po raz kolejny miałam okazję wejść do świata stworzonego przez J.K. Rowling.
Licząca 80 stron kolorowanka Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Magiczne miejsca i postacie zabiera fanów w podróż po Nowym Jorku z lat trzydziestych – pełnym tajemniczych uliczek i powstających wieżowców, ale nie tylko. Można również – mocą własnej wyobraźni – pokolorować Newta i jego przyjaciół, magiczna artefakty, rekwizyty, a nawet tytułowe fantastyczne zwierzęta.
Bardzo dużym plusem jest dobra jakość papieru, niezwykle ważna dla osób, które bez wyczucia mocno przyciskają do niego kredki – zapewniam, że nic nie przebija na drugą stronę, co było dość uciążliwe w poprzednich potterowych kolorowankach.
Kolejną rzeczą, która zasługuje na pochwałę, jest okładka ze śliskiego tworzywa – dzięki temu brudne od kredek palce nie pozostawią na niej żadnych śladów i nawet po długotrwałym używaniu będzie wyglądać estetycznie. Zaznaczyć trzeba, że po obu jej stronach – na początku oraz na końcu – znajdują się również kolorowe obrazki z filmu, mające pomóc w odwzorowaniu szczegółów.
Jedyne, do czego tak naprawdę mogłabym się przyczepić, to brak wzornika z prawdziwego zdarzenia. Zdjęcia, które zawiera kolorowanka, są zbyt małe i jest ich zdecydowanie za mało. Dlatego perfekcjonistom pozostaje szukać przykładów w internecie bądź zdać się na własną wyobraźnię.
Moim zdaniem warto zaopatrzyć się w tę kolorowankę nie tylko ze względu na piękne wydanie. Jest to znakomita odskocznia od codzienności – ale zaznaczam, że niełatwa. Niektóre elementy są naprawdę malutkie i trzeba mieć dużo cierpliwości i samozaparcia, żeby skończyć to, co się zaczęło.
Nigdy nie jest się za dorosłym na to, by usiąść w wygodnym fotelu i z kredkami w dłoni oddać się niesamowitej, a w dodatku relaksującej podróży pełnej barw, zabawy i zapomnienia. Nie trzeba być także drugim Picasso, da Vincim czy Michałem Aniołem, żeby kolorować i czerpać z tego dziecięcą i niczym niezmąconą radość.
Od chwili, gdy zapanowała moda na tzw. antystresowe...
Margo to historia nastolatki mieszkającej w Bone, ponurym miasteczku, w którym nie ma przyszłości ani nadziei na lepsze jutro. Tytułowa bohaterka mieszka z cierpiącą na depresję matką, prostytutką, w domu, który nazywa „pożeraczem”. Odrzucona przez matkę, niezrozumiana i niekochana, trzyma się na uboczu. Jej życie nieoczekiwanie się zmienia, gdy poznaje Judaha, chłopaka z sąsiedztwa, poruszającego się na wózku inwalidzkim. Nowa znajomość daje jej nie tylko poczucie bezpieczeństwa i otuchy, ale również wiarę w zmianę dotychczasowego życia. Tymczasem w miasteczku dochodzi do morderstwa siedmioletniej dziewczynki. Dziewczyna za wszelką cenę chce odnaleźć sprawców.
Oko za oko. Krzywda za krzywdę. Ból za ból. Mam sumienie. Jest inne niż u zwyczajnego człowieka, ale przynajmniej istnieje.
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się spotkać w niej tyle dramatyzmu i brutalności. Autorka już w pierwszym rozdziale serwuje nam mroczną rzeczywistość, jaka otacza główną bohaterkę. Dom, który powinien być bezpieczną przystanią, schronieniem, jest całkowitym przeciwieństwem – koszmarem, z którego nie może się wydostać. Matka, która traktuje córkę jak popychadło, służącą. Brak czułości, ciepła i miłości sprawia, że Margo zamyka się w sobie i traci pewność siebie.
W pożeraczu nie mam imienia. Jestem blondynką z niewyróżniającymi się oczami, brzydką i ubraną w szmaty.
Książka wzbudziła we mnie wiele silnych emocji. Przyczyniły się do tego szczegółowe opisy sytuacji wielu rodzin. Alkoholizm, narkotyki, znęcanie się nad dziećmi, patologie społeczne – wszystko to miałam przed oczami, wertując tę powieść. Charakterystyka brudnego, przygnębiającego, biednego miasta, w którym buty to luksus, a ich posiadacze to prawdziwi szczęściarze. Czułam złość, irytację i smutek, czytając fragmenty pełne bólu i cierpienia. Na mojej twarzy malowało się niedowierzanie z powodu niesprawiedliwości. Mieszkańcy Bone z pokolenia na pokolenie przekazywali tylko apatię, zniechęcenie, codzienne troski, problemy, bierność i strach. Społeczeństwo cechował brak odwagi i determinacji.
Margo jest też niezwykle zaskakująca i z pewnością nie brakuje w niej zdumiewających zwrotów akcji. Publikacja ta jest głębszą opowieścią, niż można by przypuszczać. Nie da się nie zauważyć mroku ogarniającego dziewczynę, ciemności przeszywającej jej duszę. Walki dobra i zła. Pragnienie zemsty, ukarania oprawców, wymierzenia sprawiedliwości stało się obsesją głównej bohaterki. I pomimo że w pewnym momencie, gdy broniła słabszych, uważałam, że dobrze robi, to jednak z czasem dało się zauważyć problemy natury psychicznej. Zastanawiałam się, czy człowiek, którego przez całe życie otaczała ciemność, jest w stanie się zmienić.
Jestem zdziwiona, że książka zaliczana jest do literatury młodzieżowej. Uważam, że jest to dramat, w którym czytelnik odnajdzie elementy thrillera. Dużym plusem jest styl i język, jakim została napisana. Jest zrozumiała i jasna. Powieść czyta się bardzo szybko. Jest wciągająca, wzruszająca i szokująca. Zdecydowanie warto ją przeczytać.
Margo to historia nastolatki mieszkającej w Bone, ponurym miasteczku, w którym nie ma przyszłości ani nadziei na lepsze jutro. Tytułowa bohaterka mieszka z cierpiącą na depresję matką, prostytutką, w domu, który nazywa „pożeraczem”. Odrzucona przez matkę, niezrozumiana i niekochana, trzyma się na uboczu. Jej życie nieoczekiwanie się zmienia, gdy poznaje Judaha, chłopaka z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kobiety nie zawsze miały prawo do decydowania o własnej przyszłości. Przeważnie ich życie było zaplanowane już w najwcześniejszym dzieciństwie, zaś im samym pozostawało pogodzić się z losem i z pokorą wypełniać wolę rodziców, nawet wtedy, gdy wizja zamążpójścia nie wywoływała radości. O nauce i kształceniu się na równi z mężczyznami nie było mowy; zadaniem każdej przyzwoitej panny była skromność oraz ogłada, a żona miała być posłuszna mężowi, nawet gdy ten nie stanowił szczytu skrytych marzeń. Jednak przyszły czasy, gdy do głosu doszła grupa kobiet sprzeciwiających się konserwatywnym zasadom...
Marzenie o zostaniu lekarzem zrodziło się w Elizie bardzo wcześnie. Niestety dla kobiet uczelnie były zamknięte, przynajmniej na cenionych kierunkach, które przypisane zostały wyłącznie mężczyznom. Mimo wszystko dziewczyna upiera się, by jej dalsza nauka wiązała się z ulubioną tematyką. Decydując się na opuszczenie rodzinnego Otwocka, postanawia rozpocząć naukę w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako pierwsza kobieta zostaje przyjęta na farmację, co nie znaczy, że wykładowcy są jej przychylni, wręcz przeciwnie.Dla Elizy przyjazd do miasta tak odmiennego od rodzinnych stron zaczyna się nad wyraz pechowo.
Uciekając z rodzinnego domu, Judyta kieruje się nie tylko rozpaczą z powodu zranionej dumy oraz szarganych uczuć. Wie, że matka wraz z ojcem czym prędzej będą chcieli wydać ją za jednego z zabiegających o jej rękę mężczyzn. W dodatku jej pasją jest malowanie oraz chęć zdobycia odpowiedniego wykształcenia. Dzięki wielu splotom okoliczności trafia na ludzi podzielających jej zamiłowanie oraz umożliwiających zdobycie lekcji u samego Wyspiańskiego.
Klara, typowa przedstawicielka feministek, walczy o swoją pozycję w społeczeństwie, od wielu lat zmaga się z konserwatywnym ojcem, którego zdanie na temat uczących się kobiet jest nie tylko sceptyczne, on uważa je za niepotrzebne fanaberie i wymysły. Na znak swojego buntu postanawia opuścić dom, by zamieszkać w wynajętym pokoju.
Trzy nieznane sobie kobiety poznają się w różnych okolicznościach. Każda z nich ma inne doświadczenia życiowe; w młodym wieku poznały już, co to strach przed nieznanym, upokorzenie oraz poczucie niesprawiedliwości.
Książka od pierwszych stron wciąga i nie pozwala oderwać od siebie, zaś każda z bohaterek sprawia, że czuje się do niej sympatię bądź współczucie. Osobiście bardzo polubiłam Klarę, która z nieustającym zapałem, bez względu na okoliczności, broniła swoich racji. Z kolei Eliza była wyważona, miała własne zdanie, lecz nie afiszowała się nim na każdym kroku, potrafiła odnaleźć się w różnych sytuacjach. Judycie szczerze współczułam; z powodu źle ulokowanych uczuć wiele razy musiała znosić upokorzenie. Każda podjęta decyzja była obkupiona sprzeciwem rodziny oraz brakiem wsparcia, a jednak uparcie dążyła do wytyczonych przez siebie celów.
Muszę przyznać, że pani Agnieszka Wojdowska wspaniale odtworzyła obraz społeczeństwa polskiego u schyłku XIX wieku, kiedy to jeszcze Królestwo Polskie (zwane również Kongresowym) znajdowało się pod władzami rozbiorców. Książka napisana jest wspaniałym językiem, charakterystycznym dla przedstawionej epoki.
Ponadto bardzo ciekawe było przybliżenie nie tylko żydowskich tradycji świątecznych, ale również ograniczeń związanym z religią względem kobiet, które tak naprawdę nie miały żadnej swobody ani w czasie dorastania, ani później, w małżeństwie. Z wielkim zainteresowaniem czytałam te wszystkie nieznane dla mnie jak dotąd informacje. Również zajęcia, którymi zajmowały się kobiety, autorka odtworzyła w tak realistyczny sposób; prace z malarstwa oraz najnowsze techniki były też dla mnie bardzo interesujące.
Między tym wszystkim dokładnie ukazane zostało tło polityczne w roku 1895 oraz jego wpływ na społeczeństwo.
Szczerze mówiąc, Niepokorne zostały napisane idealnie, każdy szczegół oddaje urok tamtejszej epoki.
Książka jest wspaniała i wciągająca, ze zniecierpliwieniem będę oczekiwała kolejnej części. Uważam, że jest to pozycja godna polecenia każdemu miłośnikowi literatury, której fabuła została osadzona w odległej przeszłości.
Kobiety nie zawsze miały prawo do decydowania o własnej przyszłości. Przeważnie ich życie było zaplanowane już w najwcześniejszym dzieciństwie, zaś im samym pozostawało pogodzić się z losem i z pokorą wypełniać wolę rodziców, nawet wtedy, gdy wizja zamążpójścia nie wywoływała radości. O nauce i kształceniu się na równi z mężczyznami nie było mowy; zadaniem każdej...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-11
Czy dawno zawarty pakt – SIOSTRY PONAD WSZYSTKO – pomoże dorosłym kobietom zmierzyć się z przeciwnościami losu?
W jedności tkwi siła, lecz co dzieje się w sytuacji, kiedy rozpada się ona na kawałki?
Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć, żeby nie wiem jak się starać. Poniżenia. Straty. Zazdrości. To unoszące się stale na powierzchni życia emocje, które nagle wybuchają. W końcu sił nie starcza, by je stłumić.
Prawdziwe kolory to historia trzech sióstr, które w dzieciństwie tracą ukochaną matkę. Po jej śmierci nic nie jest już takie samo – włącznie z ojcem. Kilkanaście lat później Winona jest cenionym prawnikiem, który nie doczekał się słów uznania ze strony własnego ojca; Aurora jest mężatką z dwójką dzieci, żyje w związku, w którym namiętność została zastąpiona przez rutynę; Vivi Ann wyrasta na piękną kobietę adorowaną przez wielu mężczyzn. W ich życie wkracza Luke, który skradł serce Winiony lata temu, jednak obecnie umawia się z Vivi Ann, co sprowadza na siostry lawinę nieporozumień, zazdrości, wyrzutów. Sytuacja zaostrza się, gdy Vivi Ann zostawia Luka dla Dallasa – Indianina, który nie dawno przybył do miasta. To właśnie z nim bierze ślub, co staje się obiektem pogardy jej ojca. W wyniku tego związku rodzi się dziecko, para jest bardzo szczęśliwa… do momentu gdy Dallas zostaje oskarżony o morderstwo i skazany na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Jestem naprawdę zafascynowana tą książką. Biorąc ją do ręki, sądziłam, że poznam historię miłości, zdrady i zazdrości ze strony sióstr. Zaś to, co dostałam, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Dotąd nie spotkałam książki, która jest tak złożona, która nie skupia się tylko na motywie przewodnim, lecz porusza kwestię miłości, zdrady, rozterek, rywalizacji, upokorzeń, niedocenienia przez ojca, straty, samotności, bólu, przebaczania, niesprawiedliwości świata i wielu innych, a więc po prostu ŻYCIE.
– Najwyższy czas, żebyś przejrzała na oczy. – Jak mogłam tego nie zauważyć? – Widzimy to, co chcemy widzieć.
Pięknie została ukazana siostrzana więź, która połączyła małe dziewczynki i trwała aż do ich dorosłości.
Siostry ponad wszystko, pamiętasz? Zawarłyśmy ten pakt bardzo dawno temu.
Książka momentami niesamowicie oddziałuje na emocje; zanim się zorientujemy, po policzku płyną łzy. Autorka doskonale opisuje ból Vivi Ann po "stracie" męża, cotygodniowe sobotnie odwiedziny w więzieniu, które stały się dla niej sensem życia, samotne wieczory, którym często towarzyszyły tabletki nasenne popijane alkoholem.
Dodam, że ogromnie złościłam się na niesprawiedliwość świata.
Prawdziwe kolory poruszają także problem wychowania dziecka bez ojca, które do końca nie rozumie tego, co dzieję się wokół. Gdy dorasta, jest narażone na poniżenia, obelgi, niechęć ze strony rówieśników. Nie umie sobie odpowiedzieć na pytanie: Kim jestem?.
Myślę, że samotność w tłumie jest najgorsza. Wszyscy gdzieś przynależą, oprócz Ciebie.
Szata graficzna została wykonana na wysokim poziomie.
Na koniec pragnę podzielić się z wami cytatem, który bardzo przypadł mi do gustu.
Co o nim sądzicie?
Strach jest zabójcą umysłu. (…) Nie można iść przez życie ze strachem.
Czy dawno zawarty pakt – SIOSTRY PONAD WSZYSTKO – pomoże dorosłym kobietom zmierzyć się z przeciwnościami losu?
W jedności tkwi siła, lecz co dzieje się w sytuacji, kiedy rozpada się ona na kawałki?
Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć, żeby nie wiem jak się starać. Poniżenia. Straty. Zazdrości. To unoszące się stale na powierzchni życia emocje, które nagle wybuchają....
Problem z kontynuacjami polega na tym, że często drugiemu tomowi brakuje tej świeżości, która zaintrygowała nas w pierwszym. Poprzednia część Przeglądu Końca Świata była dla mnie tak miłym zaskoczeniem, że z jednej strony byłam bardzo ciekawa dalszego ciągu, a z drugiej obawiałam się, że Mira Grant spapra sprawę. Nie pozostało mi nic innego, jak po prostu się przekonać. Co dostałam? Ogrzewany "kotlet książkowy" czy może smakowity torcik z wisienką?
Shaun Mason nie jest już radosnym, nierozważnym facetem, który "tyka" zombie patykiem. Tragiczne wydarzenia ostatnich miesięcy odcisnęły na nim piętno. Stał się toksyczny dla otoczenia, z niemałym trudem jest w stanie znieść obecność tylko swoich współpracowników – Dave, Becks i Alarica. Stan jego życiowego zawieszenia nie trwa jednak wiecznie. Pewnego dnia na progu mieszkania staje naukowiec, który musiał upozorować własną śmierć, aby móc uciec i przekazać ekipie Przeglądu Końca Świata informacje o kolejnym spisku. Ktoś bardzo nie chce, aby prawda wyszła na jaw, bo ta może na zawsze zmienić losy świata. Wróg nie śpi, żywe trupy dyszą bohaterom w kark, a statystyki rosną!
Zarówno w Feed, jak i Deadline najbardziej przerażająca jest wizja świata, który wcale nie jest taki nierzeczywisty. Mira Grant opiera wszystkie swoje rozważania na najróżniejszych badaniach z dziedziny nauki, przez to jej historie nie są tylko mrzonkami, a wydają się bardzo logiczne. Fabuła stworzona jest wybornie. Połączenie horroru, thrillera i humoru z ciekawymi i nietuzinkowymi postaciami nie może się nie udać. Klimat tej części wydaje mi się nieco lżejszy w odbiorze od tomu pierwszego, ale nie jest to minusem. Po prostu miła odmiana, kiedy nie oddychasz, jakby na piersi zaparkował ci czołg. Do tego trochę odszedł w cień temat polityki, stanowi już jedynie tło wydarzeń. Można powiedzieć, że tego aspektu nieco mi brakowało, bo w pierwszej części był on jednym z powodów mojego zachwytu, ale w Deadline zastąpiono go czymś równie pasjonującym. Gdyby autorka kontynuowała rozterki polityczne, zapewne zarzuciłabym jej powielanie historii, a tak mam całkiem inną tematycznie opowieść, która jest naprawdę udaną i dobrze skonstruowaną następczynią Feed.
Poprzednia część skupiała się w dużej mierze na dwójce głównych bohaterów, a w przypadku tego tomu postaci wcześniej poboczne mają większe pole do popisu. I bardzo dobrze, bo faktycznie mają wiele do powiedzenia! Wszystkie są skonstruowane kompletnie i bardzo miło spędza się czas w ich towarzystwie.
O konstrukcji nie będę się rozpisywać, ponieważ zrobiłam to już szczegółowo w recenzji poprzedniego tomu, a w tej kwestii nic się nie zmieniło. Budowa książki została zachowana w takim samym tonie, co jest ogromnym plusem (podział na księgi, rozdziały zakończone wpisami z blogów). Język pozostaje typowy dla Miry Grant, a zarazem indywidualny dla każdego z bohaterów. W przypadku tego tomu niemal całość prowadzona jest w formie narracji pierwszoosobowej Shauna – miła odmiana dla panów, którzy wcześniej mogli czuć się nieco nieswojo.
Męczennik to tylko ofiara z bardzo dobrym PR-em.
Osobiście wolę być żywym tchórzem.
Georgia Mason
Sposób prowadzenia fabuły przez pisarkę wygląda następująco: najpierw autorka sugeruje ci, co powinieneś myśleć, później nieświadomie zaczynasz się jej podporządkowywać, a kiedy już jesteś pewien, że wiesz, o co chodzi, następuje BUM i okazuje się, że jesteś w błędzie. Dałeś się zrobić na szaro, jak dziecko. Ja niemal słyszałam ten szyderczy śmiech, kiedy zrozumiałam, że znowu mnie wyrolowano. Przewroty akcji zdarzają się częściej niż deszcz w Dublinie.
Tę pozycję czytasz z zapartym tchem, robisz wszystko, aby jak najszybciej dowiedzieć się, jaki będzie finał, a kiedy już po tylu godzinach śledzenia tekstu docierasz do ostatniej strony, dowiadujesz się, że to dopiero początek. A wtedy już sam nie wiesz, co masz zrobić ze swoim życiem.
Myślę dosyć intensywnie nad tym, co mi się nie spodobało albo co mogłoby nie spodobać się wam. W przypadku Feed informowałam, że początek może być nieco nudny, ale w Deadline akcja zaczyna się dużo szybciej i nie zwalnia ani na minutę. Nie mogę też zarzucić autorce błędów w konstrukcji fabuły, bo wszystko jest tam dopięte na ostatni guzik. Bohaterowie należą do grona postaci, którym się kibicuje i nawet najbardziej wredny czytelnik raczej ich polubi. A do tego z każdą stroną zauważamy, jak się zmieniają, dojrzewają, załamują itp. Są po prostu bardzo ludzcy. Język jest przeplataniem tekstu zwykłego fragmentami naukowymi, więc trudno odmówić Mirze Grant finezji i pomysłowości. Jest dużo akcji, spisek, w tle zombie, wirus i śmierć. Do tego niezapomniany klimat wydarzeń i interesująca struktura blogosfery. Szukam czegokolwiek, żeby się przyczepić, ale nie znajduję. Wybaczcie.
Patrząc na to wszystko, trudno nie zastanowić się nad pytaniem, czy faktycznie przetrwaliśmy zagładę ludzkości... czy może tylko przesunęliśmy ją o dekadę czy dwie.
Polecam wszystkim czytelnikom spragnionym wrażeń, którzy przekroczyli próg 16 albo 18 lat. Sama już nie wiem, bo dzisiejsza młodzież jest nieprzewidywalna. W każdym razie miejcie na uwadze to, że w książce występuje słownictwo wulgarne oraz sceny dla niektórych przedziałów wiekowych uznawane za niestosowne.
Przeczytałam tę książkę w jeden dzień i kawałek nocy. Pięćset stron grubego tomiszcza o szerokim zagęszczeniu tekstu. Byłam tylko ja, paczka sucharów, kilka filiżanek kawy i proza Miry Grant. W ruch poszły nawet moje okulary, których używam w sytuacjach kryzysowych, kiedy oczy odmawiają współpracy. Mało nie oślepłam. Czy mnie to przeraża? Tak. Czy żałuję? Nie. Wręcz przeciwnie, zamierzam to powtórzyć. I zrobię to szybciej, niż wam się wydaje. Niech no tylko dorwę ostatni tom. A ty Miro Grant… nie zawiedź mnie!
Problem z kontynuacjami polega na tym, że często drugiemu tomowi brakuje tej świeżości, która zaintrygowała nas w pierwszym. Poprzednia część Przeglądu Końca Świata była dla mnie tak miłym zaskoczeniem, że z jednej strony byłam bardzo ciekawa dalszego ciągu, a z drugiej obawiałam się, że Mira Grant spapra sprawę. Nie pozostało mi nic innego, jak po prostu się przekonać. Co...
więcej mniej Pokaż mimo to
On powiedział, że wszystko jest w porządku. Jest księdzem, więc nie może robić nic złego, bo przecież wysłał go Bóg. Musi być dobry. I zawsze ma rację. Poza tym bardzo pomaga mamie i jest dla nas miły. A to… On powiedział, że to normalne. Więc pewnie tak jest. Tak myślą dzieci, które padają ofiarą molestowania seksualnego ze strony księży. Potem milkną, pewne, że nikt im nie uwierzy, lub przekonane, że nie stało się nic złego. Zawstydzone i zaszczute, nie mają odwagi, aby wyjść z ukrycia. Dlaczego? Bo miały do czynienia z kapłanem, który w ich mniemaniu jest uosobieniem dobra.
Tę książkę powinien przeczytać każdy. Tylko po to, aby mieć świadomość. Spotlight. Zdrada to obszerna dokumentacja śledztwa przeprowadzonego przez zespół reporterski Spotlight dla magazynu „Boston Globe” w 2002 roku. Ta trzystustronicowa lektura nie jest powieścią. To szokujące zeznania ofiar, ich rodzin, oprawców oraz współwinnych osób; tych, które od początku miały świadomość problemu i nieustannie zamiatały go pod dywan. Nie jest to jednak książka dla każdego. Mimo faktu, że trudno się od niej oderwać, nie jest fascynująca ani przyjemna. Pozwala za to wyzwalać emocje, o które wcześniej byśmy się nie podejrzewali. Gniew, złość, bezsilność – to tylko niektóre z nich, a każda tak silna, że niemal namacalna. Tekst jest bardzo dobrze skonstruowany: podzielony na kolejne obszerne rozdziały, opowiadający coraz to nowsze historie, z których każdą zaczynającą się beztrosko niczym opowiadanie. Tym, co wyróżnia tę pozycję, jest świetna narracja, wprowadzająca czytelnika do świata ofiary, a potem gwałtownie sprowadzająca go na ziemię kolejnymi statystykami i dokumentami. To właśnie wtedy zastanawiamy się, czy to już moment, aby odłożyć lekturę. Ale nie możemy. Coś każe nam czytać dalej.
Trudno recenzować taką książkę. Pokuszę się o stwierdzenie, że może wcale nie powinno się tego robić, jednak odstawiając emocje na bok, trzeba przyznać, że całość robi ogromne wrażenie, jeśli chodzi o rzetelność przeprowadzonego śledztwa. Ogrom informacji zgromadzonych przez zespół Spotlight jest niewyobrażalny i aż trudno wyobrazić sobie pracę, którą wszyscy jego członkowie musieli włożyć. Ten obszerny tekst, będący zbiorem dokumentów, relacji, listów i wspomnień, to przykład wzorcowego, godnego naśladowania dziennikarstwa, które rzadko znajduje odzwierciedlenie we współczesnej prasie. Ponadto pokazuje niebagatelną moc współpracy w zespole. Aż strach pomyśleć, że to, co znajduje się w tej książce, jest zaledwie ułamkiem materiałów, które zgromadził „Boston Globe”. W dodatku doskonale uporządkowanym, czytelnym i przejrzystym.
To wszystko nie sprawia jednak, że całość jest łatwiejsza w odbiorze. Choć dzięki prostemu językowi czyta się ją szybko i płynnie, często trzeba przerwać – żeby po prostu złapać oddech, wypić herbatę lub przeczytać konkretny fragment po raz drugi czy nawet trzeci. Można rzec, że owa lektura odciska trwałe piętno na naszej psychice, każe się nad wieloma rzeczami zastanowić i z wieloma rozliczyć. Przedstawia historie wstrząsające, które nam trudno sobie wyobrazić, a które wcale nie są tak odległe, bo przecież działy się na oczach zwyczajnych ludzi, takich jak my. Być może każdego dnia, jadąc autobusem, siedzimy koło kogoś, kto musiał to przeżyć. A być może niektórych nigdy nie spotkamy, bo wydarzenia z dzieciństwa sprawiły, że targnęli się na własne życie. Książka uświadamia właśnie to, że liczba ofiar jest zatrważająca. I nie są to tylko odosobnione przypadki (jak próbowali udowadniać kościelni hierarchowie), ale całe rzesze osób, które niegdyś skrzywdzone, dziś normalnie funkcjonują w świecie. Możliwe, że w naszym najbliższym otoczeniu.
Zebrane materiały pokazują też bezsilność. Bezsilność ofiar i ich bliskich, stających naprzeciw największej światowej organizacji – Kościoła katolickiego, która „grzechy” swoich kapłanów skrupulatnie ukrywała, a niebezpieczni duchowni krążyli między kolejnymi parafiami, wybierając następne ofiary. Najwyżsi hierarchowie pozostawali niewzruszeni, pozwalając na nieustające ataki i zawierając ciche ugody z poszkodowanymi. Byle nie wybuchł skandal naruszający prestiż tak ważnej instytucji, na której czele stał wtedy polski papież – Jan Paweł II.
Spotlight. Zdrada to książka, którą powinno się przeczytać. Nie po to, aby doceniać jej walory stylistyczne czy narracyjne, ale po to, aby mieć świadomość, której wszyscy byli pozbawieni, aż do czasu pamiętnego śledztwa zespołu Spotlight w 2002 roku. Skandal związany z pedofilią w murach kościoła rozprzestrzenił się nie tylko poza granice Bostonu czy USA, ale na cały świat. Na jaw zaczęły wychodzić fakty, o których do tej pory nie wiedziano, kolejne ofiary wychodziły z ukrycia, a kolejni sprawcy byli zatrzymywani. To śledztwo znalazło swój odzew również w Polsce, gdzie niedługo później wybuchł skandal wokół arcybiskupa Juliusza Paetza. Zespół Spotlight zmienił życie wielu ludzi i zmienia nadal, gdy kolejna osoba sięga po tę książkę. Bo choć po jej lekturze żadna z nich już nigdy nie będzie taka sama, będzie miała świadomość. I gdy następnego dnia wsiądzie do autobusu, uśmiechnie się do przypadkowej osoby, nie wiedząc, że może to ona była kiedyś ofiarą.
On powiedział, że wszystko jest w porządku. Jest księdzem, więc nie może robić nic złego, bo przecież wysłał go Bóg. Musi być dobry. I zawsze ma rację. Poza tym bardzo pomaga mamie i jest dla nas miły. A to… On powiedział, że to normalne. Więc pewnie tak jest. Tak myślą dzieci, które padają ofiarą molestowania seksualnego ze strony księży. Potem milkną, pewne, że nikt im...
więcej mniej Pokaż mimo to
Granica między dobrem a złem przecina serce każdego człowieka.
Po przeczytaniu pierwszej części nie mogłam się doczekać kolejnej, wręcz zakochałam się w tej serii. Alicja i jej przyjaciele stali mi się bardzo bliscy i wiedziałam, że muszę dowiedzieć się, jak potoczą się ich dalsze losy. Gdy tylko druga część wpadła mi w łapki, pochłonęłam ją w bardzo szybkim tempie i po przeczytaniu ostatnich stron nie mogłam uwierzyć, że to już koniec.
Ten tom nie rozczarował mnie, wręcz przeciwnie, przewyższył moje oczekiwania.
Akcja toczy się w bardzo szybkim tempie, a cała historia jest bardzo oryginalna i świeża.
Ali już zna swoje moce i wie, jak skutecznie walczyć z zombi, jednak ta jedna noc... ta jedna walka znów zmienia całe życie naszej bohaterki...
Podczas tego pojedynku jeden z zabójców zostaje ugryziony przez żywego trupa i, co najgorsze... gryzie Alicję. Po tym incydencie z dziewczyną dzieją się dziwne, niekoniecznie dobre, rzeczy. Jej odbicie w lustrze żyje własnym życiem i powoli zaczyna przypominać zombi... Alicja zdaje sobie sprawę, że ma kłopoty. W tych trudnych chwilach liczy na pomoc i wsparcie swojego ukochanego Cole'a, jednak ten niespodziewanie postanawia od niej odejść.... Dziewczyna jest załamana...
Toksyna zombi spowodowała, że w ciele Ali "narodził się" zły duch.
Dwa oblicza dziewczyny walczą o przejęcie ciała....
Nasza bohaterka, by ocalić siebie i tych których kocha, musi podjąć walkę.... z samą sobą.
A kto wygra? Czy związek Ali przetrwa próbę czasu...?
Tego wam nie zdradzę, ale zapraszam do zapoznania się z Kronikami Białego Królika, które oderwą was od szarej rzeczywistości i przeniosą w świat fantazji i romansu, gdzie zło toczy nierówną walkę z dobrem..
Cieszy mnie to, że autorka poprzez przyjemną powieść stara się przekazać czytelnikowi ważne wartości, takie jak miłość, lojalność wobec przyjaciół oraz odwagę i poświęcenie.
Uważam, że Alicja i lustro zombi to udana kontynuacja serii, godna uwagi wszystkich moli książkowych. Każdy, kto lubi historie paranormalne z nutką romansu, na pewno nie będzie zawiedziony.
Z niecierpliwością czekam na część trzecią. Uważam, że seria jest bardzo oryginalna i lekka. Chyba nigdy dotąd nie spotkałam się z takim opisem zombi, który dodaje tylko uroku tej powieści. Myślę, że to nie tylko książka dla młodzieży, można się przy niej świetnie zrelaksować i, jak już wspomniałam, przenieść się do innego świata. Nie wiem, jak przeboleję ten czas oczekiwania na kolejny tom, ale myślę, że warto czekać.
Za mile spędzone chwile z wspaniałą książką dziękuję wydawnictwu Harlequin/ Mira.
Granica między dobrem a złem przecina serce każdego człowieka.
więcej Pokaż mimo toPo przeczytaniu pierwszej części nie mogłam się doczekać kolejnej, wręcz zakochałam się w tej serii. Alicja i jej przyjaciele stali mi się bardzo bliscy i wiedziałam, że muszę dowiedzieć się, jak potoczą się ich dalsze losy. Gdy tylko druga część wpadła mi w łapki, pochłonęłam ją w bardzo szybkim tempie i po...