-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-02-20
2024-02-20
2024-02-20
2024-02-01
2023-12-11
2023-12-04
2024-03-30
2024-03-19
2024-02-02
Pierwsze 50 stron zastanawiałam się, czy warto czytać dalej. Potem zastanawiałam się już tylko, czy naprawdę muszę wstać na zajęcia, czy mogę jednak zrobić sobie wolne, żeby doczytać tę historię.
„Zanim wybuchnie słońce” ma bowiem w sobie coś takiego co absolutnie mnie pochłonęło: naturalność relacji między bohaterami, w której na wszystko znajdzie się odpowiedni moment i nic nie dzieje się ot tak, a przy tym odpowiednie tempo, dzięki któremu absolutnie nie chciałam przerywać lektury.
Jest tutaj, poza tym kilka naprawdę dobrych scen, jak rozmowa z Adamem, sceny na balkonie, czy sceny w domu Daniela, które sprawiły, że szeroko się uśmiechnęłam i poczułam, że to właśnie dla takich scen nadal czytam młodzieżówki. I może główny bohater zachowywał się momentami tak bardzo, jak typowy dramatyzujący nastolatek, że mając te kilka lat więcej, miałam ochotę przewracać oczami, ale z oczywistych względów nie mogę tego uznać za coś złego w książce dla młodzieży. Nie jestem też fanką wątku przyjaźni Leona z Hanią, który gdzieś zniknął po drodze i tego z Weroniką, którego nie potrafiłam zrozumieć. Autorce udało się za to całkiem nieźle zarysować bohaterów, chociaż mam wrażenie, że lepiej jednak lepiej zarysowane tu są pewne relacje niż charaktery postaci.
Wszystko to jednak traci na znaczeniu w obliczu prostego faktu: bawiłam się przy tej książce naprawdę rewelacyjnie. „Zanim wybuchnie słońce” to dosyć prosta młodzieżówka, ale mająca swój urok, dzięki któremu czerpałam dużo przyjemności z jej lektury. I czasem dokładnie tyle wystarczy bym ciepło myślała o jakimś tytule.
Pierwsze 50 stron zastanawiałam się, czy warto czytać dalej. Potem zastanawiałam się już tylko, czy naprawdę muszę wstać na zajęcia, czy mogę jednak zrobić sobie wolne, żeby doczytać tę historię.
„Zanim wybuchnie słońce” ma bowiem w sobie coś takiego co absolutnie mnie pochłonęło: naturalność relacji między bohaterami, w której na wszystko znajdzie się odpowiedni moment i...
2024-01-28
2024-01-28
2024-01-27
2024-01-08
Popłakałam się na 35 stronie tej książki.
Potem na 60.
A potem przestałam już liczyć, bo wiedziałam, że nie ma to sensu, bo za kilka, może kilkanaście stron, to znowu się stanie, ta historia znowu złamie mi serce. Taka to jest właśnie książka.
Absolutnie pięknie napisana, mimo tego o jak okropnej sytuacji opowiada. Przepełniona cierpieniem, złością, smutkiem, ale też nadzieją, która może wydawać się czymś naiwnym w sytuacji bohaterów, a okazuje się czymś koniecznym do dalszego ich przeżycia.
Wątek romantyczny został tutaj przecudownie rozpisany. I to nawet mimo tego, że brakuje w nim aspektu fizyczności, do którego zdążyły mnie przyzwyczaić już inne powieści. Zamiast niej są tu bowiem znaczące gesty i piękne słowa. Jest napięcie, ale też intymność i w końcu prawdziwe relacja, o której czytając, czułam to, co, jej bohaterowie.
Jest to jednak przede wszystkim opowieść o wojnie, o byciu w ciągłym stanie zagrożenia życia. Nie jest to jednak jedna z tych powieści, które starają się to przedstawić czytelnikowi nieco łagodniej, tak by było mu łatwiej. Nie, ta książka chce, żeby jej czytelnik czuł wszystko. Jest tu bowiem kilka scen, w których czytamy o tym, jak bohaterka pomaga ciężko rannym, albo umierającym, w tym jedna, z udziałem dziecka, która uderzyła mnie naprawdę mocno.
Tym, co dodatkowo wpłynęło na moje wysokie emocje w trakcie czytania, jest fakt, że autorka jak sama twierdzi, oparła tę historię na prawdziwych wydarzeniach, nie mogłam więc potraktować jej książki jako po prostu fikcji literackiej.
„Dopóki rosną cytrynowe drzewa” to jednak nie tylko poruszająca, ale też bardzo męcząca emocjonalnie książka, bo właściwie niedająca momentów przerwy, w których nie musielibyśmy się martwić o bohaterów, do których przywiązałam się właściwie już od pierwszych stron. Przepiękna, choć trudna, zdecydowanie warta Waszej uwagi.
Popłakałam się na 35 stronie tej książki.
Potem na 60.
A potem przestałam już liczyć, bo wiedziałam, że nie ma to sensu, bo za kilka, może kilkanaście stron, to znowu się stanie, ta historia znowu złamie mi serce. Taka to jest właśnie książka.
Absolutnie pięknie napisana, mimo tego o jak okropnej sytuacji opowiada. Przepełniona cierpieniem, złością, smutkiem, ale też...
2023-12-29
2023-12-19
Czasem powrót do jakiegoś świata smakuje trochę jak powrót do domu. Do którego, nawet jeśli nie wszystko jest w nim, tak idealnie, jak pamiętamy, jakaś nasza część tęskni.
Brzmi to najbardziej patetyczne porównanie na świecie, nie mogę znaleźć innego, które dobrze oddałoby moje odczucia, gdy czytam książki z uniwersum Percy'ego Jacksona. Bo chociaż poznałam już kilkanaście, a może nawet już kilkadziesiąt innych światów, to żaden nie jest mi tak bliski, przy żadnym nie zmieniam się tak bardzo w trzynastoletnią Anię. I to w najlepszym tego słowa znaczeniu: wczytującą się w każde słowo, zaangażowaną w każdą scenę, zakochaną w bohaterach, chcącą przeczytać wszystko jak najszybciej, a jednocześnie niemającą ochoty rozstawać się z tą historią.
Gdyby ktoś powiedział mi dziesięć lat temu, że będę czytać nowego Percy’ego, by oderwać swoje myśli od magisterki, to chyba bym mu nie uwierzyła. A jednocześnie nie mogłam sobie wymarzyć lepszej do tego książki, bo „Puchar Bogów” był dla mnie sentymentalną podróżą, w której trakcie niemal cały czas uśmiechałam się jak głupia do czytnika, a przy samej niemal końcówce, sięgałam po chusteczkę, by zetrzeć łzy kręcącą się przy kącikach moich oczu.
Nie jestem obiektywna, co więcej nie chcę taką być, nie w przypadku tej serii i tego autora. Dla mnie to jedna z tych książek, które nie czytałam, ale czułam, czemu sprzyjała jej króciutka objętość i kilka bardziej refleksyjnych momentów. Dostałam to czego chciałam - to za co pokochałam tę serię dziesięć latu temu. I jestem za to autorowi wdzięczna, tak po prostu.
Czasem powrót do jakiegoś świata smakuje trochę jak powrót do domu. Do którego, nawet jeśli nie wszystko jest w nim, tak idealnie, jak pamiętamy, jakaś nasza część tęskni.
więcej Pokaż mimo toBrzmi to najbardziej patetyczne porównanie na świecie, nie mogę znaleźć innego, które dobrze oddałoby moje odczucia, gdy czytam książki z uniwersum Percy'ego Jacksona. Bo chociaż poznałam już...