Recenzja pochodzi z bloga: https://naszerecenzje.wordpress.com/
„Strażnik miecza” to historia osadzona w nowym świecie Dannemore. To miejsce, które kiedyś było pełne magii i mitycznych stworzeń, takich jak smoki, feniksy czy mantykory. Coś, co znane jest przecież i w naszej kulturze świata. W jedną noc, zwaną Kataklizmem, to wszystko przestało istnieć, a cała potężna magia zniknęła, pozostawiając po sobie jedno wielkie nic. Głównym miejscem wydarzeń jest Castellane, państwo-miasto rządzone przez króla Markusa. Jednak nie on jest bohaterem historii, ale sierota imieniem Kel, który pewnego dnia zostaje zabrany z sierocińca prosto do pałacu królewskiego, gdzie ma odegrać rolę księcia ze względu na swoje podobieństwo do niego. Od tamtej pory staje się jego sobowtórem w niektórych publicznych wydarzeniach, a wszystko to w formie ochrony przyszłego władcy. Po latach oraz kilku sytuacjach, w głowie chłopaka zaczynają pojawiać się wątpliwości, kto naprawdę jest lojalny wobec króla i jego rodziny. Jest też Lin, dziewczyna studiująca medycynę i mieszkająca w specjalnie wydzielonej dzielnicy dla Ashkarów, ludzi, którzy kiedyś mieli najwięcej styczności z magią.
Nie chciałabym, żeby moje następne słowa miały jakieś negatywne znaczenie, ale od zawsze uważałam panią Clare za autorkę książek dla młodzieży. A ona postawiła przede mną „Strażnika miecza”, i powiedziała, żeby czytać. Przeczytałam. Teraz już nie uważam, że potrafi pisać tylko dla młodszych czytelników, ale udowodniła, że świetnie wychodzi jej także pisanie dla tych starszych. Są intrygi i tajemnice, zakazane uczucia i otwarta nienawiść. Są to inne przygody, inna polityka, niż, dla przykładu w „Grze o tron”. Jest oczywiście wątek wybranej osoby, aby dzierżyła potężną magię i jest osoba, która posługuje się tylko mieczem. To są typowe elementy książki fantastycznej i młodzieżowej. W grę w bingo te punkty na pewno zostałyby zaliczone. Lecz mimo wszystko odniosłam wrażenie, że jest to na wyższym poziomie zaawansowania, bardziej dorosłe, dojrzałe, znacznie bardziej przemyślane.
No dobrze, teraz krótko, bardzo krótko o bohaterach. Jest ich sporo, każdy jest inny, każdy ma swoje sekrety. Na pierwszym planie jest Lin, Kel i Conor. Z tej trójki to do Conora zapałałam największą sympatią, bo przypomina mi trochę księcia Cardana z „Okrutnego księcia”. Niedbały, arogancki, ale pod tą zbroją krył się całkiem inny charakter. Moją uwagę przykuł też dobrze skrojony, moim zdaniem, Król Szmaciarz. Tajemnicza postać, która skrywa jeszcze wiele tajemnic, lecz, żeby je poznać trzeba wejść z nim w komitywę do półświatka, a i tak nie będzie pewności, że zdradzi wszystkie sekrety. Oj, jak bardzo chciałabym zobaczyć serial! Jeśli byłby dobrze nakręcony, to mógłby okazać się hit.
No i właśnie. Po przeczytaniu zaledwie stu stron po raz pierwszy pojawiła się w mojej głowie myśl, że chciałabym zobaczyć serial, a im dalej toczyła się akcja, tym bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu. W tej historii nie ma magii, którą znamy na przykład z Harry’ego Pottera czy Doktora Strange’a, ale wzmianki o niej tworzą pewnego rodzaju mit. Stroje, przyjęcia, miasto czy sami bohaterowie byliby czymś, co chciałabym zobaczyć na małym ekranie. Przy dzisiejszej technologii to mógłby być wspaniale wykreowany świat, do którego chciałoby się wracać.
Zastanawiałam się jak autorka rozwiąże jeden z wątków. Zakładając, że byłby on kontynuowany, to inny wątek nie miałby wręcz prawa się rozwinąć. Natomiast Cassandra zakończyła go szybko i bez mrugnięcia okiem, bez brania jeńców. Jest to też przy okazji jedno z większych zaskoczeń gdzieś pod koniec książki, bo nie spodziewałam się aż takiego obrotu spraw i takiego zakończenia tego wątku. Jeśli będę miałam możliwość przeczytać drugi tom, to z pewnością jedną z kwestii, których będę chciała się dowiedzieć, to konsekwencje tych wydarzeń.
Wedle opisu w książce dostaniemy również zakazane uczucie, ale jest to wątek tak delikatnie rozwinięty, że można właściwie go przeoczyć. Owszem, były zadurzenia, słówka, gesty, lecz ani razu nie padło słowo na M. To dobrze, bo daje to pole do popisu w kolejnym tomie, gdzie mam cichutką nadzieję, autorka napisze ten wątek, tak jak się spodziewam. To będzie przewidywalna kontynuacja wątku, ale przeze mnie też oczekiwana.
Co mogę napisać na sam koniec? Że nie spodziewałam się tak dobrej lektury. Myślałam, że będzie to jednak bardziej młodzieżowa historia, a okazała się dojrzalsza, choć nie jest wolna od błędów czy minusów, ale każdy, moim zdaniem, znajdzie w niej własne i plusy, i minusy. Bawiłam się świetnie, po siedmiuset stronach zżyłam się z bohaterami, chciałabym ich jeszcze bardziej poznać i zrozumieć, więc teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny tom. To warta przeczytania pozycja w literaturze, bo może się okazać dobrym trzonem do dyskusji na tematy światotwórcze, czy systemy magiczne.
Recenzja pochodzi z bloga: https://naszerecenzje.wordpress.com/
„Strażnik miecza” to historia osadzona w nowym świecie Dannemore. To miejsce, które kiedyś było pełne magii i mitycznych stworzeń, takich jak smoki, feniksy czy mantykory. Coś, co znane jest przecież i w naszej kulturze świat...
Rozwiń
Zwiń