-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać9
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Biblioteczka
Agresja. Brutalność. Przemoc na tle seksualnym. GWAŁT. Niewiele jest książek młodzieżowych, które podejmowałyby się próby przedstawienia tak wymagającego tematu w powieściach docelowo przeznaczonych dla nastolatków. W końcu problem gwałtu należy przedstawić tak, by ująć w nim całościowo bardzo potężny bagaż psychologiczny poszkodowanego, skutki jego narastającej bezsilności i strachu, w końcu reakcję otoczenia. Czy Amber Smith w swojej powieści „Co mnie zmieniło na zawsze” dorzuciła własną cegiełkę, przybliżając nam nie tylko trudną społecznie problematykę gwałtu, ale przede wszystkim portretując realistyczny wizerunek ofiary?
Eden wcale nie zmieniła szkoła czy nagminna bezwzględność rówieśników w codziennych relacjach. Eden zmieniła jedna noc. Zmienił ją gwałt. Z nieśmiałej, zahukanej wręcz nastolatki przeistacza się w zimną, nieczułą kobietę, łamiącą serca przypadkowo poznanych mężczyzn. Ale Eden tylko z pozoru zdaje się być niewzruszona i oziębła. W rzeczywistości, głęboko w trzewiach własnego okaleczonego ciała, skrywa najgorszą tajemnicę. Pewnej nocy bowiem najlepszy przyjaciel brata, odwiedził Eden w jej własnej sypialni, zmieniając spokojne życie dziewczyny w niekończący się koszmar...
Eden, zamiast wyjawić najbliższym trudną prawdę, postanawia ukryć tajemnicę głęboko w sobie, a przede wszystkim stać się z dnia na dzień zupełnie inną osobą. Tłamsząc w sobie toksyczne emocje, zadaje ból nie tylko sobie, ale także swojej rodzinie i przyjaciołom, którzy wielokrotnie wyciągają do niej rękę. Ale czy nieustanne kłamstwa i pozerstwo, w końcu i przypadkowy seks z nieznajomymi, będący tylko swoistą próbą ucieczki, nie okażą się w pewnym momencie na tyle zgubne, by przepełnić czarę goryczy?
Amber Smith w swojej bestsellerowej powieści dokonała czegoś zupełnie niemożliwego: oddała niesamowicie sugestywny, do bólu wiarygodny obraz ludzkiej psychiki, bezwzględnie poturbowanej w wyniku aktu gwałtu. Czytelnik staje się więc niemym świadkiem mrocznej, wyniszczającej przemiany głównej bohaterki, która decydując się na ukrycie mrocznego sekretu, podejmuje się codziennej walki z własnymi demonami, które z każdym kolejnym dniem rujnują dziewczynę od środka. Tak złożona i mocna, miejscami wulgarna, a przy tym jednak wciąż niesamowicie słaba i delikatna osobowość świadczą o ogromnej umiejętności autorki w kreowaniu literackich postaci.
Początkowo nie do końca potrafiłam jednak przyzwyczaić się do częstych przeskoków fabularnych: autorka z jednej sceny przechodziła niespodziewanie w drugą, nie zawierając przy tym pełnego obrazu danego wątku, przedstawiając go jakby tylko w zarysie. Dopiero z końcem lektury odkryłam rzeczywiste zamiary Amber Smith, która w swojej powieści, rezygnując z nadmiernej drobiazgowości, zdecydowała się zawrzeć pewien odcinek czasu z życia bohaterki, który stanowić miał przede wszystkim obraz jej skazanej na porażkę walki.
„Co mnie zmieniło na zawsze” zdecydowanie odróżnia się od innych powieści z gatunku. Nie sposób odnaleźć w tej historii migawek szczęśliwego życia głównej bohaterki. W końcu życie Eden do radosnych nie należało. Nie sposób zresztą odnaleźć w tej opowieści jakichkolwiek przeplatających się z sobą scen goryczy z obrazami dającymi nadzieję lepszego jutra. Ta historia jest gorzka. Jest smutna. Jest trudna i wymagająca. Ale przede wszystkim jest niesamowicie poruszająca, bowiem niesie z sobą ogromną dawkę trudnych do udźwignięcia emocji, które pozostają z czytelnikiem jeszcze na długo po skończonej lekturze. Mówiąc krótko – jestem naprawdę dumna, iż mogę patronować tak niesamowitej książce.
Agresja. Brutalność. Przemoc na tle seksualnym. GWAŁT. Niewiele jest książek młodzieżowych, które podejmowałyby się próby przedstawienia tak wymagającego tematu w powieściach docelowo przeznaczonych dla nastolatków. W końcu problem gwałtu należy przedstawić tak, by ująć w nim całościowo bardzo potężny bagaż psychologiczny poszkodowanego, skutki jego narastającej...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wielka uczta” Erin Gleeson, autorki kulinarnego bloga theforestfeast.com, kobiety, która porzuciła wielkomiejski zgiełk, by dać się ponieść ciszy i urokowi lasu, to zbiór bardzo prostych i smacznych przepisów wegetariańskich, które jednak przede wszystkim zachwycają oko prawdziwą feerią wspaniałych i kolorowych zdjęć potraw, wszak warto w tym miejscu wspomnieć, że Erin Gleeson zajmowała się fotografią w codziennej pracy zawodowej.
Książka podzielona jest tradycyjnie na kilka rozdziałów, wedle charakteru prezentowanych w książce potraw, i są to kolejno: przystawki, koktajle, sałatki, dania z warzyw i w końcu nasze ulubione słodkości. Z zaproponowanych przez autorkę przepisów szczególną uwagę zwróciły takie dania jak np. : aromatyczne, choć bardzo niewielkie rozmarynowe ciasto, do którego wykonania potrzebujemy tylko 4 składników, a które z pewnością zasmakuje wymagającym podniebieniom bądź rozgrzewająca ciało i duszę zupa z dyni i gruszek, do której składniki o tej porze roku z łatwością dostaniemy w osiedlowych warzywniakach.
Na co należy w pierwszej kolejności zwrócić uwagę przy okazji recenzowania „Wielkiej uczty”? Jestem niepodważalnie oczarowana metodą, którą autorka obrała w swojej publikacji przy okazji przekazywania czytelnikowi swoich autorskich receptur. Brak tu bowiem tradycyjnego spisu wszystkich składników, mamy za to ponumerowane kolejno czynności, ograniczone do niezbędnego minimum, obok których królują smakowite zdjęcia, czy to tylko elementów dania, czy już gotowej potrawy.
Żadna dotychczas recenzowana przeze mnie publikacja kulinarna z tak dużą mocą nie oddziaływała na kubki smakowe, jak „Wielka uczta” Erin Gleeson. I choć na pozór mogłoby się wydawać, że autorka gustując na co dzień w kuchni wegetariańskiej, przemyci do swojej książki mało smakowite przepisy na zielone sałatki, to po zapoznaniu się z zawartością publikacji od razu można wykluczyć, że proponowane przepisy są nudne i banalne. Jest tutaj kolorowo, fotogenicznie, a przede wszystkim bardzo, bardzo smakowicie. A przecież o to w literaturze kulinarnej przecież chodzi, by inspirować i przekonywać niedowiarków do odkrywania nowych smaków. :)
„Wielka uczta” Erin Gleeson, autorki kulinarnego bloga theforestfeast.com, kobiety, która porzuciła wielkomiejski zgiełk, by dać się ponieść ciszy i urokowi lasu, to zbiór bardzo prostych i smacznych przepisów wegetariańskich, które jednak przede wszystkim zachwycają oko prawdziwą feerią wspaniałych i kolorowych zdjęć potraw, wszak warto w tym miejscu wspomnieć, że Erin...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak to jest, gdy dorastająca nastolatka wychowuje się w grupie mężczyzn: w towarzystwie surowego ojca policjanta, trzech starszych i nadopiekuńczych braci oraz honorowego czwartego – tytułowego chłopaka z sąsiedztwa? Z pewnością niełatwo. Męskie żarty, słowne przepychanki czy symulowane bitki i walki, to całkiem normalna codzienność szesnastoletniej Charlie Reynolds. Dziewczyna, dorastając bez troskliwej i czułej opieki matki, zamiast nauczyć się pielęgnować własną urodę i dobierać elementy garderoby w codziennym ubiorze, bezbłędnie potrafi wymienić imiona wszystkich zawodników drużyny baseballowej, sama zresztą świetnie poruszając się na boisku w dowolnej dyscyplinie sportowej.
Jednak, gdy Charlie zmuszona jest się szybko podjąć pracy zarobkowej, dziewczyna całkiem przypadkowo trafia do ekskluzywnego butiku z odzieżą dla kobiet. To właśnie tam, w otoczeniu dziewczęcych i kolorowych strojów, główna bohaterka będzie musiała przejść swoistą metamorfozę, którą za wszelką cenę starała się będzie ukryć przed wścibskimi spojrzeniami braci i szeregiem ich kąśliwych uwag i żartów. Jakby tego mało, dziewczynę, co noc, dręczą senne koszmary, w których prześladuje ją wizerunek zmarłej matki.
Lekiem na całe zło okażą się codzienne rozmowy w świetle księżyca z przyszywanym bratem, wieloletnim sąsiadem i przyjacielem rodziny – Bradenem. Tylko że uczucia Charlie wobec chłopaka stopniowo się zmieniają i, wbrew rozsądkowi, zaczynają przybierać znamiona prawdziwego zakochania. Jednak uparta Charlie za nic w świecie nie przyzna się do swoich uczuć, bowiem obawia się nie tylko reakcji swoich braci, ale przede wszystkim nie chce stracić wieloletniego przyjaciela, na którego wsparcie zawsze mogła liczyć…
Kasie West stworzyła opowieść na pozór prostą i schematyczną, w rzeczywistości jednak nad wyraz uroczą i ciepłą, sprawiającą niesamowitą przyjemność podczas czytania. Bo jak mogłoby być inaczej, gdy głównym bohaterem powieści została tak nietypowa, bo pozbawiona kobiecej ręki, ale z pewnością już nie wzajemnej bliskości i wsparcia, rodzina? Charlie i jej starsi bracia tworzą grupkę, której nie sposób z miejsca nie polubić. Radośni i niesamowicie otwarci na innych ludzi, szczerzy i zawsze prawdziwi w swym zachowaniu, bez zbędnego pozerstwa i sztuczności, tworzą wspólnie wizerunek rodziny, z którą każdy czytelnik, bez wyjątku, chciałby mieć do czynienia.
Choć osobowości bohaterów, nakreślone z wprawą i fantazją przez autorkę, wcale nie są pozbawione wad, to dalekie są jednak od tych typowych i schematycznych zachowań, którymi zwykle obdarza się postacie nastolatków w powieściach młodzieżowych. Wychowani twardą ręką wymagającego ojca policjanta, bynajmniej nie gustują wcale w imprezowym stylu życia, wzajemne zabawy i sportowe rozgrywki przedkładając nad alkoholowe libacje.
Na uwagę zasługują jednak nie tylko wprawnie nakreślone sylwetki bohaterów, ale również bardzo ważny, bo kluczowy w tej powieści wątek miłosny. Jak przystało na charakterną Charlie, której daleko do uwodzicielskich flirtów i dziewczęcych, spojrzeń rzucanych spod firany rzęs, nie mamy tym razem do czynienia z mocno przesłodzonym uczuciem, które z kartki na kartę coraz bardziej przynudza i mdli czytelnika. Relacja łącząca Charlie i Bradena jest o tyle nietypowa, bo od lat budowana na zasadzie rodzinnej więzi. Nic dziwnego więc, że zaskakuje samych bohaterów, ujawniając się, ni stąd ni zowąd, w nieustannej potrzebie wzajemnej obecności.
„Chłopak z sąsiedztwa” zauroczył mnie ciepłym i rodzinnym nastrojem opowieści, nad wyraz naturalnym, choć niepozbawionym uroku wątkiem miłosnym, a przede wszystkim dobrze nakreślonymi wizerunkami głównych postaci, których nie sposób nie polubić za otwartość, uśmiech i oryginalne poczucie humoru. Na jesienne dni lektura idealna!
Jak to jest, gdy dorastająca nastolatka wychowuje się w grupie mężczyzn: w towarzystwie surowego ojca policjanta, trzech starszych i nadopiekuńczych braci oraz honorowego czwartego – tytułowego chłopaka z sąsiedztwa? Z pewnością niełatwo. Męskie żarty, słowne przepychanki czy symulowane bitki i walki, to całkiem normalna codzienność szesnastoletniej Charlie Reynolds....
więcej mniej Pokaż mimo to
Niepozorna, minimalistyczna wręcz okładka, otulająca niespełna trzystustronicową opowieść nie zapowiadała bynajmniej lektury wyjątkowej. Jedynie nazwisko znanego, poczytnego autora wielu bestsellerowych powieści, mogło budzić nadzieję na nietypową historię. Ale to, co otrzymałam w rzeczywistości, bardzo dalekie jest od moich wyobrażeń. Powiem krótko: było znacznie, znacznie lepiej…
Poznajcie Nanette - pilną, choć wycofaną uczennicę liceum, a zarazem najlepszego strzelca w szkolnej lidze piłkarskiej. Na pozór wszystko w zachowaniu nastolatki wydawać się może normalne: dziewczyna zawsze posłusznie, bez mrugnięcia okiem, wykonuje to, o co ją poproszą inni, nigdy zaś nie rozważając własnych potrzeb i pragnień. Nic nie wskazuje więc na to, by nagle nastąpić miał jakiś przełom, coś co jawnie sprawi, że zachowanie Nanette z dnia na dzień się zmieni na tyle, by z posłusznej koleżanki i córki, stać się wyrachowaną buntowniczką.
A jednak. Wspomniana duchowa rewolucja następuje z chwilą, gdy dziewczyna otrzymuje w prezencie wysłużony egzemplarz tajemniczej książki o dziwnie brzmiącej nazwie „Kosiarz balonówki”. Powieści o tyle radykalnej, bo zmuszającej po lekturze do pochylenia się nad własnym życiem, do chłodnej analizy swojego charakteru, w końcu do chęci zmiany własnej wycofanej i biernej osobowości. Nanette, pod wpływem lektury, chce stać się takim samym dumnym i odważnym buntownikiem, jak główny bohater powieści. Mimo podjętych prób walki z własną nieśmiałością i obojętnością, w środku wciąż jednak pozostaje wycofaną i wrażliwą introwertyczką, zagubioną w nieprzyjaznym świecie dorosłych.
„Wszystko to, co wyjątkowe” to naprawdę niezwykła, mądra i refleksyjna opowieść, która jak żadna inna lektura młodzieżowa, (docelowo bowiem powieść kierowana jest do nastoletnich odbiorców) naprawdę otwiera oczy czytelnika na wiele niejasnych, zawiłych spraw w skomplikowanym i trudnym świecie dorosłych. Nanette, stojąc u progu dorosłego życia, zmuszona jest, zgodnie z przyjętymi przez społeczność oczekiwaniami, dokonać wyboru, co do przyszłego kierunku studiów, mimo, iż jako zagubiona w codziennym życiu mizantropka, wcale nie ma ochoty na szybkie podejmowanie decyzji, determinujących przecież jej przyszłe życie.
Matthew Quick, biorąc pod lupę dość powszechny, oklepany wręcz temat dotyczący poszukiwania własnej tożsamości, zagubienia w codziennym życiu, weryfikowanym przez przyjęte normy i oczekiwania, tak naprawdę stworzył zupełnie oryginalną i nieszablonową historię. Wykorzystując zaś w swojej powieści wątek tajemniczej, zmieniającej życie bohaterów książki, dał sobie pewną przepustkę na prawdziwy bestseller! Jestem nie tyle zachwycona, co bardziej zaskoczona faktem, iż autor, na niespełna trzystu stronach, stworzył tak pełną, wartościową, wyrazistą powieść, która zmusza do szeregu refleksji.
Niemal na każdej stronie czytelnikowi towarzyszy nadrzędne, miejscami bardzo niewygodne pytanie, na które, z jawną determinacją, próbują odpowiedzieć bohaterowie powieści. Kim jestem? Jaka jest moja rola w świecie? W końcu, czy nie warto przede wszystkim ulec własnej naturze, zamiast biernie wypełniać oczekiwania innych? Miotając się wśród wyświechtanych nawyków dorosłych, ich schematycznych zachowań dyktowanych społeczną normą, bohaterowie powieści toczą nierówną walkę o własne ideały. To właśnie ich nieustanne refleksje i towarzyszące im emocje sprawiają, iż każda stworzona przez autora postać jest niesamowicie żywa i autentyczna, szczera w swym postępowaniu.
„Wszystko to, co wyjątkowe” to naprawdę WYJĄTKOWA powieść, którą, w mojej opinii, nie ograniczają żadne ramy wiekowe odbiorców. Pomimo dość powolnej akcji, zmierzającej raczej w stronę regularnych refleksji i analiz zachowań postaci, nie sposób zatracić się w tej historii. Szczerze polecam.
Niepozorna, minimalistyczna wręcz okładka, otulająca niespełna trzystustronicową opowieść nie zapowiadała bynajmniej lektury wyjątkowej. Jedynie nazwisko znanego, poczytnego autora wielu bestsellerowych powieści, mogło budzić nadzieję na nietypową historię. Ale to, co otrzymałam w rzeczywistości, bardzo dalekie jest od moich wyobrażeń. Powiem krótko: było znacznie, znacznie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasy elżbietańskie w głowach czytelników powszechnie utrwalone zostały, jako Złoty Wiek w historii Anglii. Okres panowanie Elżbiety I Tudor to przede wszystkim niezwykłe lata szybko rozwijającej się gospodarki i nieustannego rozkwitu handlu. To również złoty wiek kulturalny państwa, w którym zaczęły wybijać się znane jednostki. Anglia stała się wówczas bezsprzeczną stolicą kultury światowej. W latach panowanie Elżbiety, Anglia zyskała również miano potęgi morskiej, podporządkowującej sobie inne europejskie państwa.
Do dziś może dziwić, dlaczego w czasach, gdy świat rządzony był twardą męską ręką, o roli Anglii, jako potęgi ówczesnego świata, zadecydowała kobieta? W swojej debiutanckiej, ponad 900-stronicowej powieści, Magdala Niedźwiedzka dokonuje próby odtworzenia czasów panowania Elżbiety I Tudor. Próby o tyle skutecznej, ilustrującej bowiem nie tylko wierne tło historyczne, co przede wszystkim przedstawiającej rozterki, uczucia i bolączki targające najbardziej niezwykłą postacią tamtego okresu – królową Elżbietą I Tudor.
O czasach panowania Tudorów czytałam parokrotnie. Uwielbiam zresztą zagłębiać się w klimatyczne, dobrze oddające realia ówczesnego świata powieści historyczne. Nic więc dziwnego, że w sposób szczególny traktuję pióro Philippy Gregory - brytyjskiej powieściopisarki, która stworzyła kilka cykli traktujących o historii Anglii. Autorka stała się dla mnie niekwestionowaną ikoną, swoistym wyznacznikiem dyktującym standardy powieści historycznej.
Z pewną dozą niepewności sięgnęłam więc po najnowszą propozycję Wydawnictwa Prószyński i S-ka zatytułowaną „Królewska heretyczka”. Jednakże moje początkowe obawy, z każdą kolejną stroną, stopniowo się ulatniały, ustępując miejsce zainteresowaniu i czystej radości płynącej z lektury powieści.
Autorka w swojej książce, z pełnym oddaniem historycznych faktów, przedstawia pierwsze dziesięciolecie panowania Elżbiety I. Czytelnik poznaje portret kobiety nie tylko niezwykle inteligentnej, zdecydowanej, obdarzonej silnym charakterem, co przede wszystkim samotnej, pragnącej bliskości i zaufania drugiego człowieka. Jednak w królewskim, bezwzględnym świecie intryg, nie ma miejsca na chwile słabości.
Przekraczając mury zamku należy spodziewać się salonowych plotek, bezwzględnych manipulacji, krwawych walk o władzę a nawet morderstw, które wspólnie, wcale w nie mniejszym stopniu, oddziałują na czytelnika, manipulując jego wyobraźnią, wywołując nieraz dreszcz niepewności czy strachu. Magdala Niedźwiedzka, choć w mocno obszerny sposób zarysowuje sferę polityczną, dotyczącą metod rządzenia państwem czy sposobów zawierania ówczesnych traktatów pokojowych, to dużo uwagi poświęca również na sportretowanie relacji królowej z jej kochankiem – przystojnym Robertem Dudleyem, który w oczach królewskich doradców, nie był osobą godną ręki Elżbiety I Tudor.
Autorka „Królewskiej heretyczki” z pasją porównywalną do wspomnianej już w recenzji genialnej Philippy Gregory, kreśli portret królowej, nie mniej przekonujący, oddający bowiem pełnię jej wszystkich odcieni. I to nie tylko tych, przedstawiających Elżbietę, jako rządzącą twardą rękę królową, co przede wszystkim kobietę roznamiętnioną, obcującą w ukryciu z ukochanym mężczyzną. Na uwagę zasługuje również bardzo wierne, niemal drobiazgowe oddanie tła historycznego, ze szczególnym uwzględnieniem sfery społeczno-kulturowej, dotyczącej ówczesnego ubioru czy wystroju wnętrz, który w opozycji do brudu i nędzy wyłaniającego się z okolicznych wsi i prowincji, niesamowicie oddziaływał na wyobraźnię.
Nieco mniejszy entuzjazm towarzyszył mi w chwili, gdy Magdala Niedźwiedzka postanowiła obdarzyć angielską królową bardziej współczesnym charakterem - niewyparzonym językiem, gotowym zakląć w chwilach złości, zapominając jakby przy tym zupełnie o ówczesnych manierach i dworskiej etykiecie.
Podsumowując, „Królewska heretyczka” to nie tylko bardzo udany debiut polskiej autorki, to przede wszystkim bowiem wiernie odtworzona, wciągająca, niesamowita powieść historyczna, która z dumą prezentować się będzie w biblioteczce obok takiego nazwiska, jak uwielbiania przeze mnie Philippa Gregory. Gorąco polecam.
Czasy elżbietańskie w głowach czytelników powszechnie utrwalone zostały, jako Złoty Wiek w historii Anglii. Okres panowanie Elżbiety I Tudor to przede wszystkim niezwykłe lata szybko rozwijającej się gospodarki i nieustannego rozkwitu handlu. To również złoty wiek kulturalny państwa, w którym zaczęły wybijać się znane jednostki. Anglia stała się wówczas bezsprzeczną stolicą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Każdy czytelnik z pewnością wie, że obiecujące opisy na okładkach książek nie zawsze stanowią zapowiedź wciągającej lektury. Ostatnio jednak, z dość dużą łatwością, zaprzeczyłam wszystkim własnym czytelniczym obietnicom, na swoje nieszczęście sugerując się okładkowym zarysem fabuły. Docelowo sięgałam bowiem po "wciągający thriller pióra jednej z najbardziej poczytnych autorek w Wielkiej Brytanii", w konsekwencji zaś otrzymałam mocno przewidywalną, bardzo typową powieść obyczajową, z niewielkimi elementami thrillera.
Życie nigdy nie rozpieszczało Roz. Jako samotna matka, nie tylko samodzielnie musiała sprostać obowiązkowi wychowania dziecka, ale przede wszystkim w pojedynkę utrzymać mieszkanie i zapewnić w miarę godne życie sobie i swojemu kilkuletniemu synkowi. Mąż kobiety nigdy bowiem nie przejawiał nadmiernej odpowiedzialności w sferze zapewnienia bytu swojej rodzinie, łapiąc dorywczo prace, czy angażując się w przelotne romanse.
Jednak z dnia na dzień nawarstwiające się problemy zmuszają Roz do podjęcia prawdopodobnie najtrudniejszej decyzji w jej życiu. Prywatny gabinet kobiety splajtował, ciągnąc za sobą ogromne długi, a mieszkanie kobiety niespodziewanie zostaje przejęte przez komornika. W całym tym zamieszaniu, kobieta musi samodzielnie opiekować się synem, oprócz tego na pełen etat angażując się w pracę zawodową. Jednak pewna nietypowa propozycja obcego mężczyzny, może położyć kres wszystkim finansowym problemom kobiety. Za jedną wspólną noc zapłaci jej tyle, by Roz mogła wreszcie rozpocząć życie na normalnym poziomie. Jaką decyzję podejmie kobieta? Czy w swym ślepym dążeniu do wyjścia z finansowego dołka, weźmie pod uwagę innych ludzi i ich uczucia?
Paula Daly jest autorką książek „Co z ciebie za matka?” i „Gdy przejdziesz przez próg”. „Mój największy błąd” jest jej trzecią powieścią, którą to rozpoczynam spotkanie z twórczością autorki. Decydując się na lekturę tego tytułu, oczekiwałam wrażeń podobnych do tych, które zaserwować nam może tylko naprawdę wciągający, mocny thriller. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy z każdą przewijaną stroną, mój entuzjazm stopniowo wygasał, ustępując miejsca trudnemu do okiełznania znudzeniu. Akcja książki rozwijała się bowiem dokładnie tak, jak parę kartek wcześniej przewidziałam w swojej głowie. Brak niespodziewanych zwrotów akcji, które choćby i po trosze, przyspieszyłyby moje ledwo wyczuwalne tętno, to chyba największa wada całej opowieści.
Nie można jednak zarzucić autorce braku umiejętności barwnego pisania. Paula Daly pisze lekko i ciekawie, momentami wręcz hipnotyzująco, uniemożliwiając tym samym czytelnikowi odłożenie książki przed poznaniem jej finału. I, jak wspomniałam wyżej, cała opowieść nie zaskoczyła mnie na żadnej ze stron, wręcz przeciwnie, irytowała nieustanną przewidywalnością, to nie mniej jednak całą książkę przeczytałam w ekspresowym tempie.
W całej tej złożonej opowieści, w której na pierwszy plan wysuwać się miał rzekomo wątek szantażu i zbrodni, poprzeplatany odważnymi erotycznymi scenami, otrzymałam przede wszystkim irytującą postać głównej bohaterki, która nie zważając na uczucia innych, podążała niemal po trupach do realizacji własnych celów. Roz do dziś jawi się mi się zresztą jako nieogarnięta życiowo, niezdecydowana kobieta, która nie potrafi samodzielnie zapewnić sobie i ukochanemu synkowi stabilizacji, tylko biernie przygląda się życiu, czekając na wsparcie odpowiedniego mężczyzny.
Zabrakło mi w tej historii bardziej złożonej sfery psychologicznej postaci, szerszej perspektywy przedstawienia ich myśli, które popchnęły bohaterów powieści do takich, a nie innych zachowań. Wątek szantażu i zbrodni, który, choć się pojawił, jest mało rozwinięty, przedstawiony był wręcz szczątkowo, odbierając tym samym wszelkie nadzieje na lekturę wciągającego, mrożącego krew w żyłach thrillera.
„Mój największy błąd” zawiódł mnie przewidywalnością fabuły i brakiem zaskakujących zwrotów akcji. Obyło się też bez obiecanego wrzenia i przyspieszonego bicia serca. Otrzymałam zaś całkiem dobrą, ale w dalszym ciągu zwyczajną, mało wyróżniającą się powieść obyczajową. Szkoda.
Każdy czytelnik z pewnością wie, że obiecujące opisy na okładkach książek nie zawsze stanowią zapowiedź wciągającej lektury. Ostatnio jednak, z dość dużą łatwością, zaprzeczyłam wszystkim własnym czytelniczym obietnicom, na swoje nieszczęście sugerując się okładkowym zarysem fabuły. Docelowo sięgałam bowiem po "wciągający thriller pióra jednej z najbardziej poczytnych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Siedemnastoletnia Abby właśnie rozpoczęła letnie wakacje. Przed dziewczyną roztacza się wspaniała wizja nieustannego słodkiego lenistwa oraz spania do późnych godzin porannych. Wszystko zapowiadałoby się wspaniale, gdyby nie fakt, iż z całej paczki jej przyjaciół pozostaje tylko Cooper, któremu Abby swego czasu wyznała miłość, a który jej uwagę o zakochaniu zbył niezręcznym żartem.
Jakby tego było mało, ojciec dziewczyny, jako wojskowy, po raz kolejny jest nieobecny w rodzinnym domu, a mama Abby, pod jego nieobecność, coraz rzadziej wychodzi z domu, doszukując się kolejnych zagrożeń w najbliższym otoczeniu. Na szczęście nastolatka może jak zwykle liczyć na sarkastycznego dziadka, z którym łączy ją więź szczególna.
Okres wakacji to też niesamowita okazja do zaprezentowania swoich malarskich dzieł podczas wystawy organizowanej przez miejscowe muzeum, w którym Abby dorywczo pracuje. Pasją bohaterki jest bowiem malarstwo i to ze sztuką dziewczyna wiąże swoją przyszłość. Niestety obrazy Abby zostają odrzucone, w opinii właściciela muzeum brak bowiem im odpowiedniej dojrzałości i artystycznej głębi.
Dziewczyna, z typowym dla siebie uporem, nie poddaje się, tylko wyznacza sobie cel, który umożliwi jej zdobycie upragnionego miejsca podczas wystawy. Abby tworzy listę jedenastu zadań do wykonania w ciągu najbliższego miesiąca, która stanowić będzie dla niej lekcję ekspresowej dojrzałości, pozwoli bowiem wykonać te czynności, które w codziennym życiu starannie omijała.
W ten sposób dziewczyna doświadczy nie tylko zupełnie nowych przeżyć, ale przede wszystkim odkryje w sobie uczucia i emocje, o których wcześniej nie miała pojęcia. W końcu pokonywanie własnych ograniczeń i barier to najlepszy sposób, by zmienić samą siebie.
Świetna, wspaniała, znakomita, doskonała, wyśmienita, pierwszorzędna, rewelacyjna… I tak dalej, I tak dalej. Gdybym miała pokusić się o kilkuzdaniową recenzję, mniej więcej tak w skrócie brzmiałaby moja opinia. Kasie West stworzyła książkę tak uroczą i ciepłą, niesamowicie wiarygodną i pogodną, że nie sposób nie zakochać się w tej historii!
Jestem zachwycona tą wspaniałą młodzieżową historią, którą czytałam z gorącymi wypiekami na twarzy i z tak ogromnym zaangażowaniem, iż mogłabym siebie posądzić o niemal nastoletnie rozchwianie, a te już dosyć dawno przecież doświadczyłam. :) Z miejsca polubiłam świetnie zakrojone postacie: sarkastyczną, niesamowicie otwartą i wytrwałą Abby, a przede wszystkim jej zawsze obecną, wspaniałą i ciepłą rodzinę, z którą dziewczyna miała niesamowity kontakt i na którą mogła liczyć w niemal każdej sytuacji.
Na uwagę zasługuje także, a może przede wszystkim, fenomenalnie sportretowana relacja łączącą Abby z Cooperem. Więź, która łączy bohaterów, jest tak niesamowicie urocza i prawdziwa, że czytelnik od pierwszej strony kibicuje Abby w zdobywaniu serca przyjaciela. Wzajemne docinki czy nieustanne żarty sugerują, iż ta dwójka zna się doskonale w niemal każdej sferze życia.
„Miłość i inne zadania na dziś” to zdecydowanie mój faworyt spośród wszystkich książek Kasie West. Zresztą tytuł ten, który przeczytałam jednym tchem, totalnie mnie zauroczył i wprawił w doskonały i rozkoszny nastrój. Najnowsza powieść Kasie West jest jedną z LEPSZYCH książek młodzieżowych, które miałam okazję czytać w całym swoim życiu. Zdecydowanie i gorąco Wam polecam ten tytuł. Ja z pewnością wrócę do tej książki wielokrotnie i z ogromną przyjemnością.
Siedemnastoletnia Abby właśnie rozpoczęła letnie wakacje. Przed dziewczyną roztacza się wspaniała wizja nieustannego słodkiego lenistwa oraz spania do późnych godzin porannych. Wszystko zapowiadałoby się wspaniale, gdyby nie fakt, iż z całej paczki jej przyjaciół pozostaje tylko Cooper, któremu Abby swego czasu wyznała miłość, a który jej uwagę o zakochaniu zbył...
więcej Pokaż mimo to