rozwiń zwiń
jatuczytam

Profil użytkownika: jatuczytam

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
223
Przeczytanych
książek
316
Książek
w biblioteczce
153
Opinii
1 021
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/12/Winlandia-George-Mackay-Brown.html

Bohaterem książki jest pochodzący z Orkadów Ranald Sigmundson. Jako młody chłopiec Ranald ucieka ze statku swojego surowego ojca i trafia na pokład „Poszukiwacza Zachodu” pod komendą Leifa Ericsona, syna Eryka Rudobrodego, założyciela normańskich osad na Grenlandii. Załoga Ericsona dociera do Winlandii, czyli „Kraju winorośli” - prawdopodobnie wybrzeży dzisiejszej Ameryki Północnej, a dokładniej Nowej Fundlandii. Wikingowie zafascynowani są żyjącymi w harmonii z przyrodą tubylcami, których nazywają skraelingami, aczkolwiek nie decydują się osiedlić na nowoodkrytych ziemiach.

Samej Winlandii jako obszarowi geograficznemu w książce poświęcono niewiele miejsca. Poza początkowymi rozdziałami, większość wydarzeń dzieje się na Orkadach. W umyśle naszego bohatera Winlandia staje się jednak alegorią krainy szczęśliwości. To do niej tęskni serce Ranalda, to ku niej kieruje swe spojrzenie, gdziekolwiek by się nie znajdował. Winlandia jest też pewną klamrą spajającą życiorys Ranalda: jego życie praktycznie rozpoczyna się ekspedycją do Winlandii, a kończy marzeniem by do niej powrócić.

„Winlandię” czyta się jak średniowieczną sagę. Ranald, niczym legendarny heros, doświadcza wielu niezwykłych przygód. Nie tylko uczestniczy w wyprawie ku nieznanym lądom, ale także ucztuje z królem Norwegii Olafem, czy bierze udział w bitwie pod Clontarf pod wodzą Earla Sigurda. Do tego momentu akcja powieści toczy się bardzo prężnie, niczym pieśń o narastającym tempie. Potem, gdy Ranald osiada na Orkadach jej ton się zmienia na bardziej melancholijny. Sigmundson zaczyna wieść spokojne życie. Postanawia zająć się uprawą roli, przejmując spore gospodarstwo odziedziczone po dziadku. Żeni się i ma gromadkę dzieci. Staje się dość ważną osobistością w Breckness. Pomimo swojej niechęci do angażowania się w polityczne rozgrywki, pośrednio zostaje wplątany w potyczki pomiędzy jarlami Orkadów.

W powieści motyw walki pojawia się niejednokrotnie. Przybiera on jedną z trzech form: walki wewnętrznej - rozdarcia pomiędzy własnymi pragnieniami a poczuciem obowiązku, metafizycznej - batalii o ludzką duszę pomiędzy nordyckimi bogami a wiarą chrześcijańską oraz tej najbardziej dosłownej - wojny pomiędzy możnymi o władzę. Skupmy się na chwilę na ostatniej. Na tylnej okładce możemy przeczytać, że „metody walki o władzę z powodzeniem mogłyby posłużyć za pierwowzór poczynań bohaterów ‘Gry o tron’”. Rzeczywiście, podobnie jak u George’a R.R. Martina, w książce George’a Mackaya Browna przyjaciele zdradzają się bez mrugnięcia okiem, bracia wzajemnie mordują, a dzieci brane są jako zakładnicy na królewskie dwory. W „Winlandii” jednakże, w opisach nawet najkrwawszej bitwy tai się ukryte piękno. Autor używa bardzo subtelnego i oszczędnego języka, pozostawiając czytelnikowi pewne impresyjne, delikatne jak pajęcza sieć obrazy.

George Mackay Brown przenosi nas w magiczny świat opowieści o średniowiecznych Wikingach, w których słone wody przelewają się przez pokład statku, wiatr śpiewa w żaglach posępne melodie, a kobiety przy płomieniu świecy szyją koszule dla mężczyzn, którzy wyruszają na wojnę lub wypuszczają się w morze. Ogromnie żałuję, ze książka tak szybko się skończyła. Chętnie dowiedziałabym się więcej o dziejach rodu Sigmundsonów, szczególnie o losach Solveig, niepokornej najstarszej córki Ranalda. W przypadku niektórych powieści mówi się, że są niepotrzebnie „rozwlekane” do kilkuset stron. Z „Winlandią jest inaczej. Tutaj podwojenie jej objętości i rozbudowanie pewnych wątków nie byłoby błędem. Podobnie jak Ranald z utęsknieniem spoglądał na zachód szukając Winlandii, tak ja z równie wielkim smutkiem spoglądam na ostatnią stronę książki.

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/12/Winlandia-George-Mackay-Brown.html

Bohaterem książki jest pochodzący z Orkadów Ranald Sigmundson. Jako młody chłopiec Ranald ucieka ze statku swojego surowego ojca i trafia na pokład „Poszukiwacza Zachodu” pod komendą Leifa Ericsona, syna Eryka Rudobrodego, założyciela normańskich osad na Grenlandii. Załoga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/08/Polowka-zoltego-slonca-Chimamanda-Ngozi-Adichie.html

W 1967 roku w południowo-wschodniej Nigerii proklamowano nowe państwo o ustroju republiki. Kraj ten, zamieszkiwany przez 13,5 miliona Ibów, nazwano Biafrą od Zatoki Biafra, nad którą był położony. Na fladze państwowej umieszczono połowę wschodzącego słońca, a za hymn obrano pieść „Land of the rising sun”. Wyodrębnienie się Biafry przyczyniło się do wybuchu wojny domowej w Nigerii. Trwający prawie trzy lata konflikt zakończył się w styczniu 1970 roku ponownym przyłączeniem Biafry do Nigerii. Szacuje się, że wewnętrzne walki i głód doprowadziły do śmierci ponad miliona osób.

Akcja powieści rozpoczyna się kilka lat przed utworzeniem Republiki Biafry. Nigeria niedawno uzyskała niepodległość i dopiero stoi u progu wielkich zmian. Właśnie wtedy poznajemy wszystkich bohaterów książki: bliźniaczki Kainene i Olannę, córki bogatego prezesa Ozobii, politycznego agitatora Odenigba, domorosłego brytyjskiego pisarza Richarda zafascynowanego kulturą Ibo-Ukuwu oraz nastoletniego służącego Ugwu. Siostry Ozobia są jak dwa przeciwne bieguny tego samego magnesu. Kainene to milcząca i poważna, do bólu praktyczna bizneswoman, natomiast Olanna jest piękną marzycielką o wesołym usposobieniu. Obie są kobietami wykształconymi, mającymi w sobie wiele odwagi i siły. Niestety pomimo łączącej ich siostrzanej więzi, nieuchronnie oddalają się od siebie. Olanna wyjeżdża z Lagos, zamieszkuje z Odenigbem z dala od stolicy, próbując rozkręcić swoją karierę naukową, Kainene zaś wiąże się z Richardem, poświęcając się jednocześnie kierowaniu rodzinnym biznesem.

Nasi bohaterowie cały czas walczą z ksenofobicznym środowiskiem, w jakim przyszło im funkcjonować. Siostry Ozobia obracając się wśród śmietanki towarzyskiej ze stolicy, od samego początku wkroczenia w elitarne kręgi nauczyły się mówić bez akcentu zdradzającego, że pochodzą z ludu Ibo. Ugwu cały czas stara się udowodnić swemu panu, że nie jest tylko prostym służącym, Richard zaś jako Brytyjczyk, chcąc zdobyć materiały do swej książki walczy z uprzedzeniami Nigeryjczyków wobec byłych kolonizatorów.

W powieści na zasadzie kontrastu ściera się świat wielkiej polityki, kultury i sztuki reprezentowany przez pokolenie młodych humanistów z etnicznymi wierzeniami ludu Ibo, jego gusłami i zabobonami. „Połówka żółtego słońca” podzielona jest na cztery części rozmieszczone w różnych punktach czasowych. Autorka przeskakuje pomiędzy wydarzeniami z początku i schyłku lat 60.XX wieku, tak aby czytelnik stopniowo uzupełniał wiadomości o losach głównych postaci i zaczynał rozumieć, dlaczego drogi niektórych osób się rozeszły, a innych scaliły.

Literatura jest dziedziną, która od zawsze była urodzajna w tematykę wojenną, na przestrzeni wieków przynosząc czytelnikowi różne obrazy wojny. Niektóre utwory literackie mogą być peanami na cześć czynu wojennego, w których wojna gloryfikowana jest niczym bogini. Znacznie częściej jednak, szczególnie te napisane w XX wieku i później, ukazują wojnę jako wyniszczającą chorobę trawiącą tkankę światowego ładu. Chimamanda Ngozi Adichie zawiesiła swą powieść gdzieś pomiędzy tymi portretami. Z jednej strony wojna domowa w Nigerii przedstawiona została przez autorkę jako nieuniknione i jednocześnie spodziewane następstwo wyczekiwanych zmian politycznych, z drugiej jednakże ukazuje ją pozbawiając wszelkich „ozdobników”. Hołduje naturalizmowi, co widać w opisywanych ze szczerą dokładnością aktach przemocy. Ukazuje też różne postawy bohaterów wobec zła i cierpienia. Każdy z ich na swój sposób angażuje się w niesienie pomocy innym, czy to poprzez oddanie części żywności z własnego przydziału głodującej sąsiadce, czy sprowadzenie lekarza do chorej matki przyjaciela.

Kanwę książki stanowi wojna domowa w Nigerii, jednak jej największą i najpiękniejszą oprawą są takie wartości jak miłość i przyjaźń. Nie bez kozery „Połówka żółtego słońca” nazywana jest jedną z najwybitniejszych powieści XXI wieku. Już dawno żadna lektura nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia.

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/08/Polowka-zoltego-slonca-Chimamanda-Ngozi-Adichie.html

W 1967 roku w południowo-wschodniej Nigerii proklamowano nowe państwo o ustroju republiki. Kraj ten, zamieszkiwany przez 13,5 miliona Ibów, nazwano Biafrą od Zatoki Biafra, nad którą był położony. Na fladze państwowej umieszczono połowę wschodzącego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/08/Kolej-podziemna-Czarna-krew-Ameryki-Colson.html

„Czarnuchy”, „smoluchy”, „kolorowi” – to tylko garść wyzwisk jakimi obrzuca się niewolników. Według niektórych niewolnik to nie człowiek, a wartością równy jest trzodzie chlewnej, czy bydłu. Niewolników wpisuje się w księgi rachunkowe jako część inwentarza. Silny niewolnik da silne dzieci, które będą dodatkowym zarobkiem. Przeważnie istnieją tylko dwa rodzaje kary za ucieczkę: albo wymyślne tortury, albo śmierć. Przecież kaleki lub martwy niewolnik lepszy jest niż zbieg, który daje zły przykład innym.

„Gdyby czarnuch zasługiwał na wolość, nie byłby w kajdanach.”*

Plantacja braci Randallów rządzi się dokładnie takimi prawami. Na tej ziemi urodziła się Cora i tu trafia kupiony na licytacji Ceasar. Dwojgu młodym niewolnikom bardzo ciężko jest przystosować się do surowego życia wśród bawełnianych pól. Cora wierzy, że wolność jest na wyciągnięcie ręki - przecież jej matce Mabel udało się zbiec kilka lat wcześniej. Ceasar widząc hart ducha dziewczyny i jej niezachwianą odwagę, namawia ją, by uciekła wraz z nim za pomocą Kolei Podziemnej. Oboje opuszczają plantację pod osłoną nocy i wyruszają w pełną niebezpieczeństw podróż.

„Jeśli ktoś chce zrozumieć ten kraj, musi pojechać koleją. Pędząc przed siebie wyjrzyjcie z wagonu, a zobaczycie prawdziwą twarz Ameryki.”**

Tytułowa Kolej Podziemna to sieć połączonych ze sobą ukrytych stacji kolejowych. W tym miejscu Colson potraktował temat zupełnie dosłownie. W rzeczywistości Koleją Podziemną nazywano połączenie sieci dróg, punktów pomocy społecznej, organizacji i przyjaznych domów. Ta nieścisłość powoduje, że książki Colsona nie możemy traktować jako powieści historycznej. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat prawdziwej Kolei Podziemnej polecam zajrzeć do wiarygodnych źródeł.

Akcja książki rozgrywa się w dobie największych przemian politycznych i gospodarczych w Stanach Zjednoczonych. Do głosu dochodzą pierwsze ruchy abolicjonistyczne na północy, a do wybrzeży kraju co rusz przybijają parowce wypełnione imigrantami z Europy. Ameryka jawi się nam tutaj jako bóg o dwóch twarzach. Z jednej strony jest ona synonimem nowej ziemi obiecanej i szansy na lepsze życie, z drugiej wciąż znaczy ją niechlubne piętno niewolnictwa.

Colson Whitehead oparł swą powieść na motywie drogi. „Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki” to żmudna podróż poprzez kolejne stany napędzana nieustanną ucieczką przed łowcami nagród. Wędrówkę Cory rozumieć można także w sensie metaforycznym jako łapanie umykającego snu o wolności. W całej książce dostrzeżemy również wiele alegorii. Widać, że autor bardzo chętnie posługuje się sugestią, pozwalając czytelnikowi „domalować” sobie resztę.

Całe szczęście, że Whitehead nie popada w skrajność, prezentując amerykańską rzeczywistość z drugiej połowy XIX wieku jedynie w dwóch barwach. Świat wykreowany przez niego nie dzieli się tylko na dobrych czarnoskórych i złych białych. Dobro i zło w różnych odcieniach istnieje po obu stronach. Mamy tu plantatorów, którzy prześcigają się w okrutnych sposobach na dręczenie niewolników, ale są również biali, którzy z narażeniem własnego życia pomagają zupełnie bezinteresownie. Są niewolnicy, którzy zdolni są wyrwać bliźniemu ostatnią piędź ziemi i tacy, którzy osłonią własnym ciałem współtowarzysza przed batem pana.

"Kolej podziemną", pomimo trudnego tematu jaki porusza, czyta się bardzo szybko. Strony umykają nam podobnie jak przystanki pokonywane przez Corę. O niewolnictwie powstało już wiele książek i wydać się może, że Colson nie zaprezentował czytelnikowi nic odkrywczego. Moim zdaniem jednak warto sięgnąć po „Kolej Podziemną. Czarną krew Ameryki”, gdyż są sprawy o których należy wciąż mówić i cały czas pamiętać.

* Colson Whitehead, Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2017, s.102.

** Ibidem, s. 327-328.

Opinia pochodzi z mojego blogu:
http://jatuczytam.blox.pl/2017/08/Kolej-podziemna-Czarna-krew-Ameryki-Colson.html

„Czarnuchy”, „smoluchy”, „kolorowi” – to tylko garść wyzwisk jakimi obrzuca się niewolników. Według niektórych niewolnik to nie człowiek, a wartością równy jest trzodzie chlewnej, czy bydłu. Niewolników wpisuje się w księgi rachunkowe jako część inwentarza....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika jatuczytam

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
223
książki
Średnio w roku
przeczytane
16
książek
Opinie były
pomocne
1 021
razy
W sumie
wystawione
191
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
1 604
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]