Pianistka

Profil użytkownika: Pianistka

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 37 tygodni temu
9
Przeczytanych
książek
9
Książek
w biblioteczce
9
Opinii
22
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

„Jeśli Bóg istnieje, będzie musiał błagać mnie o przebaczenie” - słowa wydrapane na ścianie bloku w jednym z obozów koncentracyjnych. Takie motto rozpoczyna tę książkę.

Jako miłośniczka literatury historycznej, szczególnie z zakresu II Wojny Światowej, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej lektury. Już sama okładka, dziecięcy wózek na tle byłego niemieckiego nazistowskiego KL Auschwitz-Birkenau, sugeruje wyjątkową dla mnie treść. Tytuł również intryguje, jest zagadkowy i koniecznie chcę się dowiedzieć, kim była ta ostatnia więźniarka.

Poznajemy losy Mirosławy Guzik, zwanej Mimi, jej rodziców i 3 braci, opowiedziane z perspektywy jej najmłodszej córki, Anny Marii Odi.

Rodzice głównej bohaterki przeprowadzili się w latach dwudziestych XX wieku „za chlebem” do Francji, do Montceau-les-Mines, gdy Mira miała zaledwie 2 latka. Karolina i Jan (rodzice Mimi) tęsknią za ukochaną Warszawą. Postanawiają więc wysłać córkę, w nagrodę za dobre wyniki w nauce, i swoją synową Zosię do rodzinnego miasta.

Mireille początkowo wydaje się nam kruchą, delikatną osobą, ukochaną córeczką mamy i taty. Z czasem jednak przekonujemy się, jak bardzo jest silna, dzielna i skutecznie pokonuje wszelkie trudności staczając niewyobrażalną dla mnie walkę o własne życie.

Gdy w wyjątkowo upalny wtorek, 15 sierpnia 1939 r., Mimi z Zosią zostają odebrane na dworcu kolejowym w Warszawie przez nieznane jej dotąd wujostwo, wujka Janusza Wygnańca (brata matki) i ciocię Annę (żonę Janusza), nikt nie spodziewa się, że te wakacje, które planowane były na 3-4 tygodnie, będą trwały aż do roku 1992, czyli do dnia jej śmierci.
Przed II Wojną Światową stolica Polski była nazywana „Paryżem Północy”. Ogromne brawa należą się Majewskiej-Brown za cudowny opis Warszawy. Czułam, jak z bohaterami książki spaceruję po pięknym Ogrodzie Saskim, po Parku Bielańskim, jestem w Cyrku Braci Staniewskich, w Gościnnym Dworze, w Wilanowie, oglądam „Trzy serca” na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza i sztukę „Kto kogo” z Hanką Ordonówną w nowo otwartym Teatrze Tip-Top czy jestem w ZOO, gdzie oglądam tigrilla (ocelota tygrysiego), prezent z ZOO z Buenos Aires. Mimi spędza z wujostwem, kuzynostwem i z nowymi przyjaciółmi niezapomniane, beztroskie chwile.

Z powodu narastającego napięcia i strachu przed wybuchem wojny, udaje się Mimi i Zosi przesunąć powrót do domu na 2 września 1939 r. Gdy jednak wojna staje się faktem, Mimi chce czuć się potrzebna: szyje, udziela szkoleń z pierwszej pomocy, uczy języka francuskiego i w tajemnicy przed wujostwem angażuje się w działalność podziemia (roznosi rozkazy, ulotki).
W kwietniu 1941 r. zostaje złapana przez Niemców i przewieziona na przesłuchania do aresztu śledczego Gestapo przy Al. Szucha. Mimi stała się „Polit. Polin” („Polka polityczna”). Rozpoczyna się jej walka o przetrwanie, której nikt z nas nawet nie umie sobie wyobrazić. Pozbawiona wszystkiego, co definiuje człowieka, pełna strachu, głodu Mimi tę walkę nieoczekiwanie wygrywa.
Cudem Hitlerowcy nie dochodzą do tego, że Mimi jest Żydówką, mimo że przebywała na Pawiaku (18 miesięcy), w KL Majdanek, w KL Ravensbrück i w Komando Leipzig-Hasag, by ostatecznie trafić do KL Buchenwald. Zastanawiające jest, dlaczego Mimi była tyle razy transportowana do innych obozów… Na Pawiaku poznała Marię, która okazała się jej prawdziwą przyjaciółką. Dokonały razem niemożliwego, co sprawia, że dla mnie są superbohaterkami!
Przeżyły wiele upokorzenia, odczłowieczenia, doznały potwornego głodu, chłodu, poniżenia, którego nie sposób opisać. Dźwięk odbezpieczonej broni i praca ponad ludzkie siły stały się ich codziennością, „… niełatwo zabić w człowieku pragnienie życia. Trzymamy się go zazwyczaj bardzo kurczowo” (str. 195).
Po wojnie dotarły do rodzinnego miasta Marysi i tam działy się niespodziewanie piękne rzeczy. Tego samego dnia wraca z obozu Auschwitz syn sąsiadów. Odkrywamy niewyobrażalną historię Józka, syna Niemca. Jego patriotyzm zachwyca i ściska za serce. Tutaj poznajemy tragedię matki Józefa.
Nieoczekiwanie losy Mimi i Józka splatają się, stają się rodziną i zamieszkują… na terenie KL Auschwitz-Birkenau w jednym z poesesmańskim bloku, by dać ludziom świadectwo, uchronić to miejsce dla przyszłych pokoleń. To małżeństwo współtworzyło Państwowe Muzeum Oświęcim-Brzezinka. Tutaj rodzą się ich dzieci, tutaj są wychowywane, a widokiem z ich mieszkania staje się widok na baraki, szubienicę i na krematorium. Historia zatoczyła koło, tylko że tym razem pobyt w tym w „przedsionku piekła” jest świadomy i dobrowolny. Obóz koncentracyjny i zagłady stał się ukochanym domem Państwa Wittów, placem zabaw ich dzieci, miejscem, gdzie można prawdziwie kochać, być kochanym, gdzie można marzyć, rozwijać się i pracować.

Treść książki jest przeplatana sporą dawką faktów, wycinków z gazet, danych statystycznych, czarno-białymi zdjęciami i kopiami dokumentów, co podwyższa wartość książki i sprawia, że mogę ją zaliczyć do reportażu. Można dowiedzieć się m.in. o „lanym poniedziałku”. Zaskakujące dla mnie jest to, że na Pawiaku znajdowała się biblioteka.
Książka wzbogacona jest o świadectwo Józefa Witta. Lekturę wieńczy niezwykle cenna rozmowa Autorki z Anną Marią, najmłodszą przewodniczką po obozie, tj. od czwartego roku życia.

Ta lektura to przestroga dla nas wszystkich. Nasze Mamy mają ogromną intuicję i czują, co będzie nam potrzebne. Zawsze postępujmy tak, jak Mama powie, nigdy w to nie wątpmy i gdy prosi nas o spakowanie butów na grubej podeszwie, to tak właśnie zróbmy. Główna bohaterka przekonała się również jak cenna okazała się umiejętność posługiwania się maszyną do szycia (do której Mama ją zmuszała, a Mimi tak bardzo nie lubiła), zarówno w czasie trwania wojny, w obozach, jak i w czasach powojennych.

Historia Mirosławy Guzik i jej męża Józefa Witta jest godna poznania. To przykład na to, jaką chęcią życia jesteśmy obdarzeni i jak bardzo każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka, jego wsparcia, miłości i rozmowy.

Nina Majewska-Brown posługuje się prostym, przyjemnym w odbiorze językiem, co sprawia, że lekturę czyta się szybko.
Można znaleźć błędy ortograficzne (np. str. 8 „nie wyuczony”), pleonazm (str. 391 „okres czasu”), literówki (np. str. 146 „Oberstabsartz, str. 304 „Kar”), liczne braki przecinków, co oczywiście nie umniejsza wartości książki.

Ta lektura jak najbardziej zasługuje na miano Książki Roku 2021! To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Majewskiej-Brown, niezwykle udane i z przyjemnością poznam kolejne Jej książki, ponieważ ta w pełni spełniła moje oczekiwania, skłania do refleksji i pokazuje to, co ważne ♥️ Wzbogaciła moją wiedzę i chętnie do niej wrócę. Tę historię napisało samo życie. Nikt z nas nie byłby w stanie wymyślić podobnej opowieści, z wyjątkiem Cyganki!

Bardzo polecam Państwa uwadze!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości @wyd_bellona i Pani Moniki Zielonej, za co składam szczególnie serdeczne podziękowania ♥️

„Jeśli Bóg istnieje, będzie musiał błagać mnie o przebaczenie” - słowa wydrapane na ścianie bloku w jednym z obozów koncentracyjnych. Takie motto rozpoczyna tę książkę.

Jako miłośniczka literatury historycznej, szczególnie z zakresu II Wojny Światowej, nie mogłam przejść obojętnie obok takiej lektury. Już sama okładka, dziecięcy wózek na tle byłego niemieckiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękne motto z książki: „Samotność to najgorsze, co może człowieka spotkać” ✨

Zawsze myślałam, że książki okołoświąteczne są nie dla mnie. Zmieniłam jednak zdanie po przeczytaniu „Dziewczynki z ciasteczkami”. Już sama okładka przykuwa moją uwagę. Gdańsk jest mi bardzo bliski i widząc sympatyczną dziewczynkę na tle słynnej gdańskiej ulicy Długiej w zimowej scenerii, to od razu czułam, że muszę przeczytać tę książkę i ja. Okładka nasuwa skojarzenie z baśnią Hansa Christiana Andersena „Dziewczynka z zapałkami” i już patrząc na samą okładkę czytelnik czuje, że wchodzi w magiczną atmosferę.

Poznajemy Zosię Górecką, uczennicę szkoły podstawowej, jej mamę Izabelę, panią Krystynę Wolicką mieszkającą na parterze oraz pana Jerzego Witenberga, zwanego przez panią Krysię „panem Wejnem”, który zamieszkuje na drugim piętrze gdańskiej kamienicy. Zosia jest wychowywana przez matkę, która na początku opowieści jest często smutna, samotna, bardzo zmęczona pracą w restauracji, trapią ją problemy z przeszłości, o których próbuje zapomnieć pijąc wysokoprocentowe napoje. Izabela wychowywała się w Domu Dziecka. Nawet opieka nad córką nie sprawiała jej przyjemności. Zosia więcej czasu spędzała z sąsiadką niż z mamą, którą nazywa nawet „babcią”. To pani Wolicka uczy Zosię piec ciasteczka, zawsze ma dla niej dużo czasu i ciepły posiłek. Babcia Krysia snuje dziewczynce również cenne opowieści ze swojego dzieciństwa, które przypadło na okres II Wojny Światowej. Losy bohaterów zmieniają się wraz z nagłym pojawieniem się wnuka pana Witenberga, Radka, który jest synem jedynej córki Joli.

Niewątpliwie ogromnym atutem „Dziewczynki z ciasteczkami” jest poznanie słynnych legend gdańskich, jak Panienka z okienka, legenda o małym Kostku, o stolemie, o Wzgórzu Gradowym, o nocy na Wyspie Spichrzów czy opowieść o flądrze i wyjaśnienie pochodzenia nazwy Danzig.

Mnie Zosia bardzo przypomina Pollyannę, bohaterkę wykreowaną przez Eleanor H. Potter. Jest miła, pogodna, rezolutna, wesoła i umie sobie radzić w życiu mimo wszystko.

Chętnie zaprzyjaźniłabym się z Zosią 🍀

Zosia jest bardzo rozmowna i emanuje z niej pozytywna energia, dzięki której dziewczynka ma niebywały dar zjednywania sobie ludzi i to nawet tych, z którymi nikt nie chce mieć kontaktu. Po prostu nie można jej nie polubić, jest „dla wszystkich pięknym promykiem słońca”. Ujęła mnie swoją radością, cieszeniem się z prezentów, a by innym sprawić radość wpadła na pomysł pieczenia ciasteczek z babcią Krysią. Potem sprzedawała je, a za zarobione pieniądze kupiła prezenty pod choinkę dla najbliższych. Tutaj odnajdujemy nawiązanie do lat dzieciństwa pani Krysi, która również sprzedała ciasteczka, by pomóc rodzinie przetrwać ten trudny, wojenny czas.

Nie mogę zrozumieć tylko jednego, jak można nie lubić pierogów, zwłaszcza takich odsmażonych na maśle następnego dnia.

Bardzo polecam przeczytać tę książkę nie tylko w świąteczny czas. W książce są poruszane ważne motywy, m.in. aborcja, świadkowie Jehowy, alkoholizm, co skłania do refleksji i daje czytelnikowi do myślenia i zastanowienia się, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

Ta książka doskonale napełnia serce czytelnika miłością, ciepłem i daje nadzieję, że są jeszcze na świecie dobrzy ludzie, którzy zawsze podadzą pomocną dłoń. Choć zakończenie jest typowo bajkowe i łatwo można przewidzieć, to i tak z czytania tej lektury można czerpać samą przyjemność. Każdy z nas zasługuje na szczęście i w każdym wieku można znaleźć miłość życia.

Ewa Formella posługuje się nieskomplikowaną polszczyzną. Sposób wysławiania się pana Wejna jest specyficzny i wywołuje uśmiech. Książkę czyta się szybko, fabuła wciąga i sprawia, że niezwykle trudno odłożyć tę książkę na później.

Piękne motto z książki: „Samotność to najgorsze, co może człowieka spotkać” ✨

Zawsze myślałam, że książki okołoświąteczne są nie dla mnie. Zmieniłam jednak zdanie po przeczytaniu „Dziewczynki z ciasteczkami”. Już sama okładka przykuwa moją uwagę. Gdańsk jest mi bardzo bliski i widząc sympatyczną dziewczynkę na tle słynnej gdańskiej ulicy Długiej w zimowej scenerii, to od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

”W życiu należy odnajdować przyjemność. Nawet jeżeli zdaje się, że pod nogi sypią ci się kłody, wskakuj na nie i tańcz” (str. 65) – ten cytat muszę zapamiętać!
Literatura historyczna, zwłaszcza z wątkiem II Wojny Światowej, jest u mnie od dawna na pierwszym miejscu, toteż „Bestię z Buchenwaldu” musiałam koniecznie przeczytać. Już sam tytuł sugeruje wyborną ucztę literacką i sporą dawkę wartościowych informacji. Bardzo się cieszę, że moje ulubione Wydawnictwo Filia wydaje tak ważne książki.
KL Buchenwald (=Konzentrationslager Buchenwald) jest położony niedaleko Weimaru (Turyngia), funkcjonował od lipca 1937 r. do końca II Wojny Światowej. Między lipcem 1937 r. a grudniem 1940 r. komendantem obozu był Karl Otto Koch, mąż Ilse Koch.
Komendantowa Koch to tytułowa „Bestia z Buchenwaldu”, zwana również „Wiedźmą z Buchenwaldu”, „Królową obozu, „Suką/wilczycą z Buchenwaldu”, a w powojennych Niemczech zwana „Komandorową z Buchenwaldu”. Ilse Koch, de domo Köhler, urodziła się 22 września 1906 r. w Dreźnie w przeciętnej, robotniczej rodzinie. Wuj Otto nazywał Ilse „słodką blondyneczką”. Przyszła komendantowa lubiła książki, często czytała ojcu Biblię. Mając 15 lat zaczęła pracować w Tabak- und Zigarettenfabrik Hugona Zietza w Dreźnie, po 2 latach dostała pracę w księgarni, a następnie stała się sekretarką w partii i w 1932 r. wstąpiła w szeregi NSDAP. Tam poznała swojego męża. W 1937 r. pełniła funkcję nadzorczyni SS KL Buchenwald. Jej sadyzm i okrucieństwo wobec więźniów obozu nie potrafię ubrać w znane mi słowa. Pani Koch osobiście dokonywała selekcji więźniów z interesującymi tatuażami (np. wielki tatuaż na piersi przedstawiający wynurzający się z fal statek oraz latarnię morską u Helmuta Pilkera, więźnia z adnotacją „powrót niepożądany”).

Państwo Koch kochali zwierzęta, mają owczarka niemieckiego, Ilse uwielbia jazdę konno, ma własnego konia Bucefała (czyżby tutaj nawiązanie do ulubionego konia Aleksandra Wielkiego?). Kiedyś w książce Erica Emmanuela Schmitta „Dziennik utraconej miłości” przeczytałam, że „zwierzęta wydobywają to, co w nas najlepsze” i niestety w przypadku państwa Koch było dokładnie na odwrót.
„Bestia z Buchenwaldu” to rodzaj pamiętnika pani Koch, studium psychologiczne bestialstwa z punktu widzenia kobiety. Narracja pierwszoosobowa pozwala wejść czytelnikowi w postać Ilse i lepiej ją poznać, ale nie zrozumieć. Czornyj podjął próbę opisania emocji, rozmyślań, toku myślenia, uczuć komendantowej, ale z pewnością były one brutalniejsze. Rozdziały opisujące dzieciństwo i młodość przeplatają opisy życia obozowego w Buchenwaldzie i powojennego w Ludwigsburgu.
Czornyj wykazał się solidnymi faktami, przytacza również podsumowujące komentarze, co potwierdza autentyczność opisanych wydarzeń. Mimo że czyta się tę książkę szybko, to jednak musiałam robić sobie przerwy w czytaniu. Chciałam przemyśleć to, co przeczytałam i zastanowić się, czy opisane fakty mogły rzeczywiście się wydarzyć… Momentami trudno było mi uwierzyć, że z ludzkiej skóry można zrobić abażur, obrus czy ubranie, zakonserwowane kciuki służące jako włączniki światła, a oprawienie Pisma Świętego w ludzką skórę wywołało we mnie szok i niedowierzanie! Odnosi się wrażenie, że Ilse pragnie zaskoczyć swojego męża kolejnymi pomysłami, co można zrobić jeszcze z ludzkiego ciała, nazywa to nawet „pośmiertną użytecznością”. Czy ktoś z Państwa chciałby, by jego dzieci bawiły się głowami więźniów z obozu koncentracyjnego?
Państwo Koch prowadzą dostatnie, wręcz luksusowe życie w swojej wilii niedaleko obozu, organizują liczne przyjęcia, wina prosto z Francji, szampany, kawior, bogactwo domu zadziwia. Karl Koch zapłacił za swoje czyny (również za defraudację majątku państwowego) karę, Ilse nigdy nie powiedziała prawdy, pozostała również lojalna wobec męża. Na zbrodnicze czyny Kochów zwracali uwagę sami Niemcy, co przyznam było dla mnie zaskakujące. Ciekawi mnie, czy jej dzieci, Artwin (nazwa tureckiego miasta), Gisela i Uwe (Gudrun zmarła z powodu zaniedbań żywieniowych!), znały historię swoich rodziców? Jaką matką może być kobieta, która próbowała udusić poduszką własne dziecko? Losy powojenne były, wg mnie, łaskawe dla Ilse. Symulowanie choroby psychicznej i ciąża miały odwlec w czasie poniesienie należnej kary. W Ludwigsburgu Ilse wiodła spokojne życie. Mimo udowodnienia jej winy, Ilse nigdy nie przyznała się do popełnionych czynów. Popełniła samobójstwo w więzieniu w Aichach. Jej ostatnie słowa do syna Uwego: „ Nie mogę postąpić inaczej. Śmierć jest dla mnie jedynym wybawieniem”.

Już czytając tę książkę zadawałam sobie pytanie, skąd tyle brutalności w człowieku. Jakimi zasadami moralnymi kierowała się Ilse? Po co upokarzała innych? Co sprawiło, że stała się tak okrutna i dopuściła się tak karygodnych czynów? Czy było to środowisko, czy może istnieje gen zła (odniesienie do „Córki nazisty” Czornyja). Jakimi ludźmi byli lekarze obozowi? Czy Przysięga Hipokratesa na czas II Wojny Światowej nie obowiązywała? Gdzie sumienie tych ludzi?

UWAGA! Ta książka to przestroga dla tych, którzy marzą o zrobieniu sobie tatuażu, a jeśli już go masz, to na pewno zaczniesz żałować. Jestem przekonana, że osoby chcące zrobić sobie tatuaż dwa razy się zastanowią, czy w ogóle warto, a większość posiadaczy malunków na ciele zacznie się bać.

Zapewniam obok tej historii nikt nie przejdzie obojętnie. To niezwykle wciągająca, mocna i ważna lektura. Polszczyzna Czornyja zachwyca! To jest moje drugie spotkanie z twórczością tego Autora i zapewne nie ostatnie. Polecam przeczytać! Warto!

Oby słowa Ilse: „te czasy w końcu powrócą, na tym polega sinusoida dziejów". Nigdy nie okazały się prorocze! "Człowiek jest zdolny do wszystkiego" – tylko szkoda, że częściej do tego złego!
Panie Czornyj, ukłony!

”W życiu należy odnajdować przyjemność. Nawet jeżeli zdaje się, że pod nogi sypią ci się kłody, wskakuj na nie i tańcz” (str. 65) – ten cytat muszę zapamiętać!
Literatura historyczna, zwłaszcza z wątkiem II Wojny Światowej, jest u mnie od dawna na pierwszym miejscu, toteż „Bestię z Buchenwaldu” musiałam koniecznie przeczytać. Już sam tytuł sugeruje wyborną ucztę literacką i...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Pianistka

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
9
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
22
razy
W sumie
wystawione
7
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
51
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]