rozwiń zwiń
Dunvael

Profil użytkownika: Dunvael

Wrocław Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
264
Przeczytanych
książek
266
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
57
Polubień
opinii
Wrocław Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Palić, gwałcić, rabować. Wciąż pracuję nad kolejnością.

Opinie


Na półkach: ,

Dla każdego przychodzi czas wakacji. Niezapomniane chwile, które można spędzić ze słomką w ustach, leżąc w hamaku i popijając zimne napoje, niekoniecznie dozwolone wśród młodzieży. Doskonały czas, by zrelaksować się i chociaż na krótki czas pozbyć się przytłaczających stresów, związanych z pracą. Każdy o tym marzy, każdy tego wyczekuje, każdego taki czas raduje. Każdego? Na pewno nie Samuela Vimesa, bohatera książki pt. Niuch, autorstwa sir Terry’ego Pratchetta.
Główna postać dzieła znanego pisarza jest komendantem policji miasta Ankh-Morpork. Najwyższą szychą wśród stróżów publicznego porządku i spokoju. Jak się okazuje jednak, Sam jest człowiekiem z ludu, wychowanym na ulicy, który przez swoją pracowitość oraz praworządność dostał na wysokie stanowisko. Co prawda pomogło w tym również małżeństwo, które uczyniło go diukiem, ale warto wspomnieć, że nasz bohater nie jest typem parweniusza.
Barwna opowieść toczy się przez krótkie chwile w samym mieście, jednak na dłuższy czas pisarz przenosi nas w malownicze, wiejskie tereny, gdzie znajduje się posiadłość rodu Ramkinów, z którego wywodziła się żona Samuela, Sybil. Piękne, można by rzec pełne lenistwa i lekkiej gnuśności okolice kryją w sobie masę indywidualności. Glina na emeryturze, całkowicie zielony lokalny glina, kowal wierzący w równość społeczną, gobliny i masa innych, ciekawych postaci, z maestrią kreowanych przez Pratchetta. A wszystko to osnute mgiełką tajemnicy i delikatnym smrodkiem przestępstwa. Smrodkiem, którego zapach już dotarł do nosa komendanta.
Nie sposób wspomnieć o humorze Pratchetta. Absurdalny, całkowicie inny od humoru znanych pisarzy. Dzięki temu właśnie książki angielskiego szlachcica nigdy się nie nudzą. Jednocześnie język, którym są pisane, jest zdecydowanie bardziej skomplikowany – dzięki formie i temu, jak autor żongluje nim w trakcie snucia swych opowieści. Zdecydowanie jest to literatura dla smakoszy słowa. Zarówno smakoszy słowa, jak i smakoszy lekkiej nuty absurdu, groteski i…kupek. Ale o kupkach to już w książce opowie nam Sam Junior, wielki znawca tego tematu.
Pod przykrywką przyjemnej dla ducha i umysłu literatury Pratchett podaje swym czytelnikom bardzo ważne prawdy. Wielowymiarowość książki jest kolejną zaletą, o której nie sposób nie wspomnieć. Nie wgłębię się przesadnie w owe prawdy, jako że zdradziłbym zanadto fabułę. Pragnę jednak delikatnie zasygnalizować, iż książki nie należy odczytywać tylko jako ciekawej historii. Z mojej perspektywy jest ona wyrzutem dla XXI wiecznego społeczeństwa, które mimo wielu przykrych chwil w historii dalej powiela pewne schematy. Inaczej podane, ale wciąż takie same w swym sednie. Poza tym wyrzutem, jeśli nie nawet policzkiem, autor przekazuje istną gamę postaw moralnych, zarówno tych dobrych jak i tych złych. Złe piętnuje, zaś dobre wywyższa, wyraźnie sygnalizując to na kartach książki.
Wady? Sam Pratchett jest wadą i zaletą. Nie będę się powtarzał co do zalet, przejdę zatem do wad. Język, swoisty humor i sposób snucia opowieści nie każdemu przypadną do gustu. Nie jest to książka łatwa, lekka i przyjemna. Albo inaczej – jest, ale nie dla każdego. Tak jak nie każdy lubi pierogi ze szpinakiem, tak nie każdy polubi Pratchetta. A brak ilustracji w stosunku do iście miodnej okładki…cóż, pozostawię to bez komentarza, smutno spuszczając wzrok.
Podsumowując, nie da się nie polecić Pratchetta. Magia tkwiąca w tej książce siedzi we mnie do dzisiaj i wiem, że jeszcze nie raz po nią sięgnę, by zaserwować sobie prawdziwą ucztę literacką. I życzę tego również innym czytelnikom, którzy postanowią poznać czar tkwiący w Niuchu.

Dla każdego przychodzi czas wakacji. Niezapomniane chwile, które można spędzić ze słomką w ustach, leżąc w hamaku i popijając zimne napoje, niekoniecznie dozwolone wśród młodzieży. Doskonały czas, by zrelaksować się i chociaż na krótki czas pozbyć się przytłaczających stresów, związanych z pracą. Każdy o tym marzy, każdy tego wyczekuje, każdego taki czas raduje. Każdego? Na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Trupia Farma. Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie Bill Bass, Jon Jefferson
Ocena 7,8
Trupia Farma. ... Bill Bass, Jon Jeff...

Na półkach: ,

„Chyba jest ze mną coś nie tak, ale lektura tej książki naprawdę sprawiła mi dużą przyjemność”, napisała Mary Roach, pisarka. Widocznie ze mną jest jeszcze gorzej, ponieważ lektura Trupiej Farmy przyniosła mi przyjemność, jakiej dawno nie zaznałem czytając książkę w tym klimacie.

Książka, autorstwa Billa Bassa i Jon’a Jeffersona jest mieszanką dokumentu, biografii i kryminału. Ogromną zaletą tej książki jest pozorna anegdotyczność, która nie nudzi czytelnika. Składa się z historyjek, które opowiada sam doktor Bass- jedna z najbardziej znanych osobistości antropologii sądowej na świecie. Anegdotyczność jest pozorna, ponieważ często opowieści przedstawiane przez naukowca zazębiają się między sobą- za sprawą motywów, rozwiązań (zarówno ze strony przestępców jak i śledczych) czy po prostu dzięki studentom, których Bass z chęcią wspomina.

Każdy, kogo interesuje praca antropologa sądowego powinien mieć tę książkę na swej półce. Nie jest ona kopalnią wiedzy w sensie stricte akademickim, jednak jest doskonałym studium życia osoby zajmującej się tego typu pracą. Bass w mistrzowski sposób opowiada o swej karierze i życiu, nie epatując przy tym nadmiernym samouwielbieniem. Wplata w swe historie także losy innych ludzi, niezależnie od tego czy są oni żywi czy martwi. Czytając Trupią Farmę nabiera się ochoty na to, by zostać studentem antropologii. A najlepiej studentem doktora Bassa.

Książka bez wątpienia ma głębszy wymiar, niż wymiar kryminalny. Autor porusza w niej wiele wątków, które traktują o człowieczeństwie, życiu, wierze – nie tylko o kwestiach sądowych czy kryminalnych. Posługuje się także mistrzowskim humorem. Mimo powagi śmierci i tragedii osób, które przeżywają utratę bliskich, na kartach książki da się odnaleźć momenty, które u czytelnika z odpowiednią dozą dystansu do świata wywołają uśmiech. Uśmiech wywołuje również uczucie, że sam doktor jest delikatnie przewrażliwiony na punkcie własnej reputacji antropologa – tu wkracza historia bezgłowego ciała z rozdziału piątego…ale o tym już przeczytanie sami, prawda?

Czym jednak jest osławiona Trupia Farma? Nie zdradzając zbytniej ilości szczegółów, jest to miejsce, gdzie pod okiem badaczy ciała ludzi służą naukom sądowym – nawet po śmierci. Jest to miejsce wywołujące tyle samo kontrowersji, co zachwytów. Jednak dzięki lekturze wyżej wspomnianej książki ów ośrodek badań zyskał zapewne jeszcze większą popularność. Po raz kolejny zapraszam do czytania, by dowiedzieć się, czym tak naprawdę jest owa farma, jak funkcjonuje i po co powstała.

Ogromną zaletą książki jest jej wielotorowość, o której już wspomniałem. Prócz wątków kryminalnych Bass rozważa tak istotne elementy ludzkiego życia jak kwestie rodzinne i zawodowe, wiarę, skutki wyborów, karierę czy ambicję. Wszystkiego da się doszukać na kartach Trupiej Farmy, jeśli czytający już na wstępie przygotuje się do głębszej analizy dzieła – nie tylko otoczki kryminalnej.

Wady książki? W moim przypadku jedna, dla mnie już standardowa – brak jakichkolwiek ilustracji bądź grafik, w zestawieniu z naprawdę dobrą okładką. Jednak o ile razi mnie brak choćby najmniejszych elementów graficznych w książkach, o tyle w Trupiej Farmie to nie razi. Tym razem tekst wciąga tak mocno, że ilustracje są niepotrzebne. Zwłaszcza, że język Bassa jest niezwykle sugestywny, nawet dla osoby ze średnio rozwiniętą wyobraźnią. A przy tym nie jest hermetyczny, jak można by się spodziewać po naukowcu.

Reasumując, książkę polecam absolutnie każdemu. Może niekoniecznie do śniadania bądź obiadu. Jednak jest to książka, którą warto przeczytać. Z delikatnym zdziwieniem przyznaję, że już dawno nie czytałem dzieła tak kompletnego, dojrzałego i wartościowego jak Trupia Farma.

„Chyba jest ze mną coś nie tak, ale lektura tej książki naprawdę sprawiła mi dużą przyjemność”, napisała Mary Roach, pisarka. Widocznie ze mną jest jeszcze gorzej, ponieważ lektura Trupiej Farmy przyniosła mi przyjemność, jakiej dawno nie zaznałem czytając książkę w tym klimacie.

Książka, autorstwa Billa Bassa i Jon’a Jeffersona jest mieszanką dokumentu, biografii i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszyscy jesteśmy cząsteczkami

Książka autorstwa Tomasza Białkowskiego, nosząca tytuł Teoria ruchów Vorbla pozornie opowiada o losie warszawskiego wykładowcy fizyki, który nosi nazwisko Vorbl. Jest to jednak tylko płaszczyk, pod którym kryje się złożona historia ludzkiego życia, jego wzlotów i upadków, ciężkich chwil czy swoistej ironii, która wypełnia dni przeżyte przed każdego.
Głównym bohaterem książki jest los – przychylam się do tezy postawionej przez Włodzimierza Kowalewskiego, jednego z krytyków literackich. Białkowski w swojej książce ukazuje to, jak perypetie wielu ludzi, splecionych ze sobą różnymi wydarzeniami, czynami czy kontekstami oddziałują na siebie i się krzyżują. Profesor fizyki, kochanka będąca zarazem przyjaciółką, młody doktorant zakochany w Beksińskim, dorabiający rogi, różne poziomy szaleństwa. Jednak najważniejszym, moim zdaniem, motywem całego dzieła jest motyw niespełnienia. Większość z bohaterów, których obserwujemy na kartach książki, czuje że nie doszło do tego, do czego chcieli dojść. Niezależnie, czy jest to kariera sportowa, kariera akademicka czy bycie po prostu poważanym i znanym – wszędzie panuje niespełnienie. A przecież to niespełnienie jest wyraźnie odczuwalne także w nas samych, którzy czytamy książkę Białkowskiego. Zaryzykuję więc stwierdzenie, że po głębszym przemyśleniu i porównaniu siebie samego z książką, mogę stwierdzić, że jest to książka również o mnie. I zapewne o wielu innych ludziach, których znam. Wydźwięk wysoce uniwersalny.
Ogromną zaletą Teorii ruchów Vorbla jest język, który zastosował autor. Dostosowuje on sposób wypowiedzi do bohaterów, nie stroniąc od potocyzmów czy gwary charakterystycznej dla danej społeczności. Dzięki temu bohaterowie oraz sytuacje nabierają ogromnej autentyczności. Drugą cechą, dzięki której budowana jest autentyczność jest to, że bohaterowie są bardzo zwykli. Każdy z nas mógł mieć takiego dziadka, wujka czy brata. Nie są to postaci z piedestału, które wyróżniają się wśród społeczeństwa. Prości ludzie, proste historie. Jednak stworzone z wyczuciem, smakiem i humorem.
Humor Białkowskiego, który prezentuje na kartach swej książki ogromnie przypadł mi do gustu. Nie można traktować dzieła jako wywodu filozoficznego, gdzie autor duma nad losem i tragizmem jednostki. Ta książka to doskonały obraz prozy życia, a więc smutku, humoru, swoistego „zagmatwania” wśród pragnień, pasji, namiętności, czy pewnej stagnacji i strachu przed życiem. I odejścia od pewnych wartości, które budują komórki społeczne, jakimi są rodziny.
Białkowski nie boi się popatrzeć w sposób krytyczny na to, jak ludzie w rodzinach oddalają się od siebie. Jak topią smutki w alkoholu, wyuzdaniu, religii czy pełnych hipokryzji zachowaniach. Po raz kolejny stwierdzam, że każdy z czytelników może odnaleźć siebie w książce. Jakiś element, który pasuje do niego i który mówi o nim.
Prawie zawsze narzekam na warstwę graficzną książek, które przychodzi mi recenzować. Tym razem jednak, z delikatnym zdziwieniem przyznam, że obecność ilustracji by mi przeszkadzała. Ciekawa graficznie okładka absolutnie wystarcza. Obrazki na kolejnych stronach jedynie przeszkadzałyby w odbiorze treści.
Reasumując Teoria ruchów Vorbla jest jedną z ciekawszych książek, jakie przyszło mi czytać w ostatnim czasie. Polecam ją każdemu, kto lubi zastanowić się nad życiem i nad tym, co tak naprawdę da się z nim zrobić, a co faktycznie robimy. Mieszanka filozofii, humoru, momentami nawet groteski oraz analitycznego i refleksyjnego podejścia do życia i losu jednostek i rodzin – to wszystko dało w efekcie książkę, która nie raz jeszcze zagości w moich dłoniach.

Wszyscy jesteśmy cząsteczkami

Książka autorstwa Tomasza Białkowskiego, nosząca tytuł Teoria ruchów Vorbla pozornie opowiada o losie warszawskiego wykładowcy fizyki, który nosi nazwisko Vorbl. Jest to jednak tylko płaszczyk, pod którym kryje się złożona historia ludzkiego życia, jego wzlotów i upadków, ciężkich chwil czy swoistej ironii, która wypełnia dni przeżyte przed...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Dunvael

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
264
książki
Średnio w roku
przeczytane
11
książek
Opinie były
pomocne
57
razy
W sumie
wystawione
5
ocen ze średnią 8,8

Spędzone
na czytaniu
1 804
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]