-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać13
Biblioteczka
2021
"Upiorna opowieść" to moje największe czytelnicze rozczarowanie minionego roku. I piszę to z prawdziwą przykrością, bo nastawiałam się na hit wszech czasów. Początek był ciekawy; gdy akcja doszła do "stowarzyszenia starszych panów" powoli zaczęło robić się nudnawo, aż zaczęło być tak sennie, że tylko moje przeświadczenie o wspaniałości tej powieści zdołałało mnie przy niej utrzymać. Liczyłam na to, że się rozkręci, ale nic z tego. Było nudno i przewidywalnie. Jedyny naprawdę dobry rozdział w tej książce to ten o Almie Mobley. Tylko w nim autorowi udało się wytworzyć nastrój tajemniczości podszytej grozą; przemożne uczucie, że coś wiemy, czegoś się domyślamy, a pomimo tego chcemy czytać i czytać, niczym zahipnotyzowani. Rozdział ten znajduje się mocno za połową książki, więc nawet gdyby już do jej końca było dobrze, to sporo trzeba było przecierpieć. Z drugiej strony spodziewałam się, że odtąd będzie tak wspaniale, że to zrekompensuje mi wszystko z nawiązką. Nic z tego! Dobroć na tym rozdziale definitywnie się skończyła. Dalej, aż po sam koniec jest przewlekle, ociężale... Po prostu nieciekawie. Jedyne co mnie zaskoczyło to rozwiązanie sytuacji z małą dziewczynką z pierwszego rozdziału. Tyle o moim wrażeniu ogólnym. Jeśli chodzi o nawiązania do klasycznych powieści grozy, które Straub ku uciesze krytyków poczynił, to w moim przekonaniu mogą one zadziwić tylko tych, którzy owych klasyków nie czytali i to też niekoniecznie. Za przykład niech posłuży rozdział inspirowany powieścią "W kleszczach lęku" Henry Jamesa. Inspirowany to jest ładnie powiedziane, bo w życiu nie widziałam tak bezczelnego przykładu plagiatu w znanej książce! Zamiast pałacu wiejska szkoła, miast guwernantki młody nauczyciel, Ameryka i farmerzy zamiast Angli i cóż z tego? Wszystko jest tak łudząco podobne, że szok. Nawet zakończenia tej historyjki autor nie potrafił twórczo zmodyfikować, uwspółcześnić... Na koniec Stefan King. Przed lekturą "Upiornej opowieści" (w istocie upiornej, choć podejrzewam, że nie o taką upiorność autorowi chodziło) naczytałam się, że to taki hit, że King do pięt nie dorasta, że może się uczyć. Tymczasem akurat przed Straubem przeczytałam "Miasteczko Salem" mistrza Kinga i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że "Upiorna opowieść" nieudolnie ją naśladuje. Przykład - W "Miasteczku Salem" King niespiesznie opisuje niemal każdego mieszkańca - od śmieciarza, przez grabarza po nauczyciela. Chwilami nie wiadomo do czego to zmierza, ale szybko łapie się klimat; te niespieszne opisy odurzają, wprowadzają w trans. U Strauba to samo, tyle że nie wciąga... Wszystko zdaje się sztucznie rozwleczone, pisane na siłę. King w "Miasteczku..." w pewnym momencie wprowadza wszechwiedzącego narratora, który zdradza nam, co przytrafi się najbliższej nocy danemu bohaterowi, co w tym samym czasie robią poszczególni mieszkańcy miasteczka. U Strauba znów podobnie... Podobieństw jest oczywieście znacznie więcej. Moim zdaniem Straub ewidentnie, świadomie lub podświadomie był zafascynowany "Miasteczkiem Salem" i naśladował styl Kinga. Podsumowując, nazywanie "Upiornej opowieści" najlepszą powieścią grozy XX w. to jakieś nieporozumienie, a jedynym przejawem geniuszem Strauba jest działające jak lep na muchy zdanie: "Jaka jest najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłeś".
"Upiorna opowieść" to moje największe czytelnicze rozczarowanie minionego roku. I piszę to z prawdziwą przykrością, bo nastawiałam się na hit wszech czasów. Początek był ciekawy; gdy akcja doszła do "stowarzyszenia starszych panów" powoli zaczęło robić się nudnawo, aż zaczęło być tak sennie, że tylko moje przeświadczenie o wspaniałości tej powieści zdołałało mnie przy niej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-13
2020
Muszę się ze wstydem przyznać, że początkowo książka mnie nie porwała. Przy pierwszym podejściu do tej pozycji przerwałam czytanie na stronie 188 i nie miałam ochoty jej kontynuować. Za namową mojej Mamy, która zakochała się w tej powieści od razu, w końcu wróciłam do lektury i przepadłam już wkrótce, bo zaraz po tym jak główna bohaterka poznaje żonę kapitana Wragge'a, panią Matyldę Wragge. Tak więc, jeśli książka Was początkowo nie wciąga, radzę nie rezygnować. Od sceny drugiej akcja przyspiesza i robi się naprawdę ciekawie. Trudno przewidzieć co dokładnie planuje Magdalen i w jaki sposób zamierza się zemścić na nieuczciwym wuju. Kiedy wreszcie, już mniej więcej wiemy co chce zrobić panna Vanstone, z zapartym tchem śledzimy uknutą przez nią i kapitana Wragge intrygę. Ich przeciwnikiem jest doskonale nakreślona pani Lecount. Naszym bohaterom nie jest łatwo wyprowadzić jej w pole, co gwarantuje nam tym lepszą zabawę. Dalej nic nie jest oczywiste - w książce nie brakuje intryg, zwrotów akcji i nieoczekiwanych wydarzeń. Do tego postacie - jak zawsze u Collinsa nakreślone wybornie - charakterystyczne, jedyne w swoim rodzaju. Dodatkowym atutem powieści jest ożywczy element humorystyczny, dostarczany przez "ociężałą umysłowo" panią Wragge i jej nieustannie ją dyscyplinującego przy użyciu "bodźców głosowych" męża, kapitana Wragge'a. Podsumowując, powieść jest naprawdę jedną z najlepszych jakie w życiu czytałam, a gdy się rozkręci nie można się przy niej nudzić. Polecam naprawdę wszystkim, nie tylko miłośnikom literatury wiktoriańskiej.
Muszę się ze wstydem przyznać, że początkowo książka mnie nie porwała. Przy pierwszym podejściu do tej pozycji przerwałam czytanie na stronie 188 i nie miałam ochoty jej kontynuować. Za namową mojej Mamy, która zakochała się w tej powieści od razu, w końcu wróciłam do lektury i przepadłam już wkrótce, bo zaraz po tym jak główna bohaterka poznaje żonę kapitana Wragge'a,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017
2020-04-03
Jedna z moich ulubionych powieści, w której prócz samej fabuły urzekł mnie również ironiczny język autora. Subtelna, trafna ironia, zawsze mnie przyciągała, a tutaj mamy ją doprowadzoną do perfekcji. Prócz tego możemy się również dowiedzieć o mentalności i obyczajowości czasów wiktoriańskich. Przykładowo, zawsze ciekawiło mnie, w jaki sposób zubożała szlachta, czy arystokracja, jak gdyby nigdy nic, nadal żyła na wysokim poziomie. O tajnikach tego procederu możemy dowiedzieć się z rozdziału zatytułowanego: "Jak żyć dostatnio przy rocznym dochodzie równym zero". Niemałe zdziwienie wywołał we mnie również opis bitwy pod Waterloo. Myślę, że większość czytelników będzie zaskoczona tym, że wówczas na miejsce wojennej zbiórki oficerowie przyjeżdżali z całymi rodzinami, a podczas oczekiwania na bitwę odbywały się bale i kwitło życie towarzyskie.
Jeśli chodzi o bohaterki, to zdecydowaną "gwiazdą" tej powieści jest trzeźwo patrząca na życie, pozbawiona skrupułów Becky. Losy ckliwej Amelii są raczej w jej cieniu i dowodzą, że "kto ma miękkie serce, musi mieć twardą d..." Drażniło mnie jej ślepe zapatrzenie w męża łajdaka, ale też było mi jej żal, kiedy jej syn gardził jej miłością i staraniami.
Pa komentarzach, jak też opinii bliskiej mi osoby, która "Targowisko próżności" czytała, wiem, że tę książkę albo się kocha albo nienawidzi. Ja zdecydowanie jestem w tej pierwszej grupie i gorąco polecam.
Jedna z moich ulubionych powieści, w której prócz samej fabuły urzekł mnie również ironiczny język autora. Subtelna, trafna ironia, zawsze mnie przyciągała, a tutaj mamy ją doprowadzoną do perfekcji. Prócz tego możemy się również dowiedzieć o mentalności i obyczajowości czasów wiktoriańskich. Przykładowo, zawsze ciekawiło mnie, w jaki sposób zubożała szlachta, czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2010
2005
2020-04-02
2017
2020
2020
2020-04-01
Misterna układanka zarysowana w książce pochłonęła mnie od pierwszych stron i trzymała w napięciu niemal do samego końca. Właśnie, niemal do końca... Bo z tym "niemal końcem" mam właśnie problem. Nie chcę zdradzać fabuły książki, więc napiszę tylko, że wszystkie przeżycia głównego bohatera, poczynione przez niego odkrycia, postać tajemniczej pacjentki itd, nie są do końca tym czym się wydają. Lubię takie "łamigłówki", odkrywanie przez bohatera kolejnych faktów, swoiste kroczenie po nitce do kłębka, kiedy każdy nowy dzień i działanie przynosi odpowiedzi, ale i kolejne znaki zapytania. I tutaj jest to zrobione idealnie, ale niestety potem do niczego nie prowadzi, bo prawda jest zupełnie inna. To mnie mocno zawiodło, bo nie sztuka jest mnożyć zagadki, których potem i tak nie zamierza się rozwikłać. Dla mnie wygląda to tak, jakby autor w rozpędzie namieszał ciut za bardzo i potem nie potrafił już tego logicznie wyjaśnić, więc uciął wszystko ogranym, surrealistycznym wybiegiem. Już czytywałam tego typu thrillery z podobnym rozwiązaniem. Samo zakończenie nieco zrekompensowało mi ten zawód, no i nie mogę zaprzeczyć, że przez niemal całą książkę bawiłam się wybornie, dlatego oceniam ją jako dobrą. Gdyby pisarz wykazał się większą ambicją w zakończeniu tak przecież misternie ułożonej fabuły, powieść byłaby co najmniej bardzo dobra.
Misterna układanka zarysowana w książce pochłonęła mnie od pierwszych stron i trzymała w napięciu niemal do samego końca. Właśnie, niemal do końca... Bo z tym "niemal końcem" mam właśnie problem. Nie chcę zdradzać fabuły książki, więc napiszę tylko, że wszystkie przeżycia głównego bohatera, poczynione przez niego odkrycia, postać tajemniczej pacjentki itd, nie są do końca...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
2019
2019
2019
2019
2019
Jestem zawiedziona tą książką prawie równie mocno co "Idealnym dzieckiem". Oba te thrillery przeczytałam z polecenia pewnej podkasterki true crime, którą lubię słuchać. Widocznie mamy zupełnie inny gust literacki. "Idealne dziecko" było przewidywalne i zakończenie nie zaskoczyło mnie nic a nic. Tutaj było trochę lepiej - finału się nie domyśliłam, ale przez całą lekturę miałam wrażenie, że autorka z braku pomysłu na bardziej wartką akcję, na siłę przeciąga i dzieli na części proste całą tę rozprawę sądową. Rozumiem budowanie napięcia, klimatu itd., ale w tej powieści autorka naprawdę gra na zwłokę. Wątek romansu policjantki też zupełnie zbyteczny, wepchany jakby na siłę, żeby się zwało, że powieść jest wielowątkowa. Koniec zaskakujący, ale też nieco sztuczny w moim odczuciu, jednak gdyby nie on dałabym tylko jedną gwiazdkę. Generalnie wynudziłam się potwornie i żałuję, że nie zabrałam się za czytanie czegoś innego. I żeby nie było, że jestem jakimś malkontentem, któremu dla zasady nic się nie podoba, to chcę powiedzieć, że chociaż jestem świeżym czytelnikiem tego typu powieści, przeczytałam już kilka naprawdę dobrych thrillerów psychologicznych. Ten zdecydowanie do nich nie należy i zraził mnie do poznanie reszty twórczości Abbot.
Jestem zawiedziona tą książką prawie równie mocno co "Idealnym dzieckiem". Oba te thrillery przeczytałam z polecenia pewnej podkasterki true crime, którą lubię słuchać. Widocznie mamy zupełnie inny gust literacki. "Idealne dziecko" było przewidywalne i zakończenie nie zaskoczyło mnie nic a nic. Tutaj było trochę lepiej - finału się nie domyśliłam, ale przez całą lekturę...
więcej Pokaż mimo to