zooma96

Profil użytkownika: zooma96

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
259
Przeczytanych
książek
352
Książek
w biblioteczce
25
Opinii
179
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Wszystkiego niezbyt złego w nowym roku udręki.

Opinie


Na półkach:

Nie chcę, żeby moja opinia była kolejną, której jedynym celem jest wychwalenie "Małego życia" pod niemal każdym względem. Chciałabym obronić ją pod jednym tylko względem, bez zbędnych zachwytów.

Zarówno w polskich jak i angielskich recenzjach spotkałam się z opinią, że cała historia głównego bohatera, Jude'a, jest zbyt podkoloryzowana, nierealna, nasiąknięta teatralnością i nadmiernym dramatyzmem. Rzeczywiście, czytając "Małe życie" odnosi się wrażenie, że historia Jude'a jest na tyle tragiczna i przerażająca, że nie wydaje się to możliwe, by jeden człowiek został aż tak skrzywdzony przez los. Jednak polecam sięgnąć po inną książkę (niestety, niewydaną jeszcze w Polsce - i nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę ją w polskim przekładzie), której autorka również może być posądzana o takie (w teorii) nierealne ukazanie bohatera i jego losów. "Push" Sapphire opowiada historię Precious, 16-letniej czarnej dziewczyny, której życie co rusz wystawia na próbę. Niewiele mogę opowiedzieć o jej sytuacji, nie zdradzając przy tym szczegółów fabuły, lecz mogę zapewnić, że zwaliły się na nią wszystkie nieszczęścia świata charakterystyczne dla danej grupy społecznej, w której przebywa (szkoła, dom, rodzina itp.). Sapphire próbuje w ten sposób przedstawić tragiczną sytuację tych czarnoskórych rodzin, których dotyka patologia, a nie znajdują pomocy ani w rządzie, ani w szkole, ani też sami nie potrafią stawić czoła problemom, wypływającym z ich własnego domu. Zarysowuje się błędne koło, które niełatwo jest przerwać, bowiem każda postać inaczej interpretuje miłość, wsparcie, naukę - co z reguły odbija się negatywnie na Precious i powoduje kolejne tragedie. Precious nie jest nigdzie bezpieczna, nie otrzymuje znikąd pomocy. Czytając "Push" odnosi się to samo wrażenie, co przy "Małym życiu" - życie tak okrutnie potraktowało głównego bohatera, że całość wydaje się mało autentyczna, nierzeczywista. Natomiast Sapphire sama powiedziała, że historia Precious nie jest historią jednej osoby - to historia grupy ludzi (właśnie tych opuszczonych przez wszystkich rodzin), skrzywdzonych, poniżonych, którzy nie otrzymują wsparcia, ale też często go nie chcą. I wydaje mi się, że w ten sam sposób Hanya Yanagihara potraktowała Jude'a. Nie przedstawiła jednej osoby, lecz w tym jednym bohaterze zawarła przeżycia pewnej zbiorowości (nie mogę zdradzić, o jaką dokładnie mi chodzi z racji fabuły), której życie było piekłem na ziemi. Traktowanie Jude'a jako jednostki według mnie jest błędem, powinno się na niego patrzeć jak właśnie na daną zbiorowość, która doświadczyła wiele zła i okrucieństwa ze strony innych ludzi. Dlatego też uważam, że zarzucana "Małemu życiu" nadmierna dramatyczność jest nietrafna i niewłaściwa, gdyż to nie historia jednostki, a całej grupy, do której ta jednostka należy.

Nie chcę, żeby moja opinia była kolejną, której jedynym celem jest wychwalenie "Małego życia" pod niemal każdym względem. Chciałabym obronić ją pod jednym tylko względem, bez zbędnych zachwytów.

Zarówno w polskich jak i angielskich recenzjach spotkałam się z opinią, że cała historia głównego bohatera, Jude'a, jest zbyt podkoloryzowana, nierealna, nasiąknięta teatralnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie zrecenzuję tej książki w tradycyjny sposób, ponieważ nagromadzenie przypadkowych słów czy zdań wcale nie zachęci innych do sięgnięcia po "Powiedz wilkom, że jestem w domu".

Pierwsze słowo, które nasunęło mi się podczas czytania tej książki, to 'spokój'. Taki wszechogarniający spokój, przez który w pewien sposób się odprężałam, choć sama historia do najlżejszych nie należała. Nie mogę powiedzieć, że przywiązałam się do bohaterów "Powiedz wilkom, że jestem w domu". Byli oni dla mnie osobami X i Y, lecz nie dlatego że zostali źle wykreowani czy po prostu obojętnie podchodziłam do ich życiowych dramatów. Wręcz przeciwnie - przejmowałam się, ale zarazem ogarniał mnie spokój. Byli dla mnie w pewien sposób anonimowi, ponieważ mogło się to zdarzyć każdemu, kto żył w latach 80., czasie, gdy AIDS zbierało ogromne żniwa. Tym samym nie potrafię też ocenić do końca historii zawartej w "Powiedz wilkom, że jestem w domu" - jest uniwersalna i niezwykle poruszająca.

Powieści Brunt nie czytałam z zapartym tchem, nie czekałam na pościgi samochodowe, ani na gorące namiętności. Chciałam spokoju, którego teraz tak brakuje na świecie. I go dostałam, za co jestem bardzo wdzięczna Brunt i jej niezwykłej książce.

Nie zrecenzuję tej książki w tradycyjny sposób, ponieważ nagromadzenie przypadkowych słów czy zdań wcale nie zachęci innych do sięgnięcia po "Powiedz wilkom, że jestem w domu".

Pierwsze słowo, które nasunęło mi się podczas czytania tej książki, to 'spokój'. Taki wszechogarniający spokój, przez który w pewien sposób się odprężałam, choć sama historia do najlżejszych nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam, że obawiałam się kontynuacji „Drużyny”, gdyż autor planował zakończyć serię na 3 części. Jednakże John Flanagan wyznał, że nie zamiesza rozstawać się ze swoimi skandyjskimi bohaterami i pragnie napisać kolejne tomy. Być może wiele osób skakałoby z radości na wieść o dalszych przygodach Hala i jego przyjaciół, ale ja się nie zaliczam do tego radosnego grona. W 3 tomie pt. „Pościg” wszystkie wątki zostały domknięte na ostatni guzik i więcej do szczęścia nie było mi potrzeba, a tym bardziej kolejnego książkowego tasiemca. Niemniej, kiedy pojawili się „Niewolnicy z Socorro”, kupiłam i tę część, lecz głównie z sentymentu do Johna Flanagana. Pojawia się jednak pytanie, czy australijski pisarz nie spoczął na laurach i czy kolejna powieść nie jest tylko dodatkowym tworem dla nabicia kieszeni pieniędzmi.

Drużyna Czapli, po zakończonej przygodzie z Zavaciem, już nie podróżuje po niebezpiecznych morzach i oceanach. W tej chwili stacjonują u wybrzeży Skandii, pilnując porządku na wodach i chroniąc statki handlowe. Oberjarl Erak widząc, że Hal i jego przyjaciele nie są stworzeni do sterczenia w jednym miejscu, powierza im pewne zadanie. Czaple wyruszają do Araluenu, by na mocy dawnego kontraktu bronić tamtejszą ludność przed atakami nieprzyjaciół. Z pozoru łatwe zadanie wcale nie jest tak proste i przyjemne, jak mogłoby się wydawać. Pewnego dnia Czaple są świadkami napaści na aralueńską ludność. Okazuje się, że mieszkańcy Arydii prowadzą handel niewolnikami i w ten sposób pozyskują nowy „towar”. Nawet Gilan, jeden z członków Korpusu Zwiadowców, zostaje wciągnięty w pogoń za okrutnymi handlarzami. Tylko czy spryt Hala, zgranie Czapli, siła Thorna i zwiadowcze umiejętności Gilana są w stanie pokonać tak ogromną szajkę?

„Niewolnicy z Socorro” zaczynają się naprawdę niepozornie. Nie ma kolorowych fajerwerków, szaleńczych pościgów i efektownych wybuchów – jest nadzwyczaj spokojnie. Dopiero, kiedy nasi chłopcy docierają do Araluenu, zaczyna się coś dziać. John Flanagan stopniowo dawkuje czytelnikowi kolejne dawki wartkiej akcji tak, aby całość nie gnała na łeb, na szyję. Spodobało mi się to zagranie, gdyż nie lubię bezsensownych gonitw za wszystkim, a w gruncie rzeczy – za niczym. Książka trzyma w napięciu szczególnie wtedy, gdy Flanagan przerzuca swych bohaterów na właściwy grunt, czyli miasto, w którym prężnie rozwija się handel niewolnikami – Socorro. O tak, wtedy sporo się działo i nie było siły, abym się odkleiła od ostatnich stron „Niewolników z Socorro”. Może nie ma wielkich i krwawych wojen, ale za to są mniejsze bitwy i potyczki, które także powinny zadowolić fana „Drużyny”, a także „Zwiadowców”.

Jeszcze przed wydaniem 4 części „Drużyny” pojawiły się pogłoski, że spotkamy się ze starymi przyjaciółmi z serii „Zwiadowcy”. Oprócz takich postaci jak Erak czy Svengal, na kartach powieści zagościł także dobrze nam znany Gilan – drugoplanowa postać z poprzedniego cyklu Flanagana. Występują także inne osobistości poznane przez fanów „Zwiadowców”, choć niekoniecznie biorą udział w akcji. Czasami po prostu są wymieniani z imienia czy nazwiska, a przy niektórych czytelnik musi domyślić się, o kogo chodzi. Wspomniany już tutaj Gilan odgrywa nieco większą rolę niż w „Zwiadowcach”. Jednakże Flanagan nie stworzył z „Niewolników Socorro” 13 tomu sławnej serii. Bohater ten nie został przeniesiony na pierwszy plan, aby świecił niczym gwiazda i przysłaniał swym blaskiem całą drużynę Czapli. Nadal pierwsze skrzypce gra Hal i jego przyjaciele, a Gilan jest po prostu miłym akcentem w powieści dla tych, którzy wcześniej przeczytali „Zwiadowców” i polubili charyzmatycznego zwiadowcę.

Kreacja postaci także nieźle wypadła. Czaple już nie są przestraszonymi chłopaczkami, którzy nie wierzą w siebie i w swoje umiejętności. Wiedzą, co im wychodzi lepiej, a co gorzej i nie starają się mędrkować w sprawach, które nie są ich mocną stroną. Widać tę przemianę, za co jestem niezwykle wdzięczna Flanaganowi. Autor nie przeskoczył sobie ot tak na kolejny poziom, lecz pokazał ich trudną drogę na szczyt, a w 4 części „Drużyny” rezultaty tej przemiany. Nadal jednak są niedoświadczeni i, jak każdy, posiadają pewne wady. Tyle że teraz każdy członek załogi „Czapli” próbuje je przekuć na zalety. Australijski pisarz nie robi z tych postaci superbohaterów, którzy radzą sobie w sytuacji bez wyjścia. Tworzy po prostu zwykłych ludzi, którzy może i nie mają supermocy, ale za to starają wykrzesać z siebie tyle, ile się da.

W poprzednich częściach humor był strasznie naciągany. Flanagan na siłę chciał urozmaicić powieści, dodać nieco dowcipu, który ani śmieszny, ani szczególnie górnolotny nie był. W „Niewolnikach z Socorro” pisarz nieco przystopował z zabawnymi momentami i nie wtyka ich, gdzie popadnie. Może nie zwijałam się ze śmiechu, lecz też nie czytałam poszczególnych fragmentów z zażenowaniem. Przy niektórych frazach uśmiechałam się pod nosem, więc uważam, że humor aż taki tragiczny nie był, a wręcz całkiem niezły.

Jednakże nie w każdym aspekcie jest tak kolorowo i przyjemnie. Niewątpliwym minusem powieści jest przewidywalność fabuły. Z pozoru niewyjaśnione zdarzenia tak naprawdę można było bardzo łatwo skojarzyć z postaciami, występującymi w książce. Flanagan właściwie niczym mnie nie zaskoczył. Wertowałam kartki z nadzieją, że a nuż zdarzy się coś nieoczekiwanego, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Szkoda, gdyż gdyby ten element został dopracowany, to jeszcze bardziej cieszyłabym czytaniem tego dzieła.

„Niewolnicy z Socorro” są zadziwiająco dobrą lekturą dla dzieci i młodzieży. Trudno mi było się oderwać od przygód Hala i pozostałych Czapli, gdyż Flanagan nie tylko świetnie budował napięcie, ale też stworzył ciekawą i dość nietuzinkową fabułę. Na warsztat pisarski autora także nie mogę narzekać. Pozostaje mi tylko czekać na kolejną część serii, która, mam nadzieję, okaże się równie dobra, a może i lepsza od swojej poprzedniczki.

Recenzja zamieszczona na blogu: http://recenzjenadine.blogspot.com/2014/06/recenzja-druzyna-niewolnicy-z-socorro.html

Przyznam, że obawiałam się kontynuacji „Drużyny”, gdyż autor planował zakończyć serię na 3 części. Jednakże John Flanagan wyznał, że nie zamiesza rozstawać się ze swoimi skandyjskimi bohaterami i pragnie napisać kolejne tomy. Być może wiele osób skakałoby z radości na wieść o dalszych przygodach Hala i jego przyjaciół, ale ja się nie zaliczam do tego radosnego grona. W 3...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika zooma96

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
259
książek
Średnio w roku
przeczytane
22
książki
Opinie były
pomocne
179
razy
W sumie
wystawione
216
ocen ze średnią 7,0

Spędzone
na czytaniu
1 680
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
26
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]