rozwiń zwiń
Jade

Profil użytkownika: Jade

Poznań Kobieta
Status Bibliotekarka
Aktywność 33 tygodnie temu
649
Przeczytanych
książek
888
Książek
w biblioteczce
29
Opinii
218
Polubień
opinii
Poznań Kobieta
Rattigan Glumphoboo

Opinie


Na półkach:

Nie zawsze kochałam czytać. Mniej więcej do czternastego roku życia raczej stroniłam od książek, woląc bieganie po podwórku czy modne wówczas gry komputerowe. Wciąż zauważam wiele braków w moich młodzieńczych lekturach, które postanowiłam nadrobić przy najbliższej okazji. Bo nigdy nie jest za późno, aby odzyskać utracone dzieciństwo! Sądziłam, że taka sposobność nadarzy mi się dopiero, kiedy pewnego dnia będę czytać swoim dzieciom, a to właśnie dzisiaj spędziłam dzień na fascynującej lekturze. I nie, nie mam dzieci, a jednak bez reszty dałam się ponieść pierwszej części słynnej „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz.

„Szósta klepka” to powieść o dojrzewaniu Celestyny Żak, która, jak przystało typowej nastolatce, zmaga się z pragnieniem akceptacji ze strony rówieśników, młodzieńczym buntem oraz pierwszą miłością. Jej historia stwarza pisarce okazję do przedstawienia losów całej rodziny Żaków, która z pewnością nijak ma się do dzisiejszego nuklearnego modelu rodziny. Poznajemy rodziców Cesi, ekstrawagancką siostrę Julię, ciocię Wiesię i jej synka oraz dziadka. Nie tworzą oni zamkniętej grupy, choć otaczająca ich przestrzeń w dużej mierze taka jest. (W całej powieści akcja tylko raz przenosi się poza Jeżyce, i to całkiem niedaleko – do Parku Moniuszki). Żakowie przyjmują pod swój dach ciężarną Krystynę, a potem opiekują się także jej nowo narodzoną córeczką oraz mężem. Ponadto nie mają nic przeciwko codziennym wizytom koleżanki Cesi, Danki, która w pewnym momencie sprawia nawet niemałe kłopoty, w akcie buntu zamykając się w wieżyczce. Mimo iż Małgorzata Musierowicz stworzyła rodzinę jednocześnie tradycyjną, co tolerancyjną i otwartą, to jednocześnie zamknęła ją w jeżyckim „getcie”, czyniąc zawierane przez nią związki silnie endogenicznymi.

Nie bez powodu wielu badaczy zauważyło, że książki Musierowicz trafiają zarówno do matek, jak i do córek – do dzieci, młodzieży, a nawet dorosłych. Niekiedy są podobno pochłaniane przez mężczyzn (co osobiście mnie dziwi). Przetłumaczone na wiele języków (w tym japoński!) trafiły w przeróżne zakamarki świata, pomimo tego że ich akcja niemal hermetycznie zamyka się w kręgu poznańskich Jeżyc. I chyba właśnie to te Jeżyce porwały mnie bez reszty, choć w niczym nie przypominają tych dzisiejszych. Sądzę, że gdyby akcja utworu rozgrywała się w innym mieście, nie wciągnęłaby mnie w takim stopniu. To piękne móc niemal krok w krok podążać tropem bohaterów. I choć Musierowicz przedstawiła tę dzielnicę w latach 70., a sam utwór pretenduje bardziej do miana bajki niż powieści realistycznej, to jednak doskonale rozpoznałam ulicę Słowackiego, którą ostatnimi czasy przemierzam co tydzień. Z ciekawości poszperałam w Internecie, by odnaleźć mieszkanie państwa Żaków (z żółtą wieżyczką). Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że mam zajęcia w sąsiednim budynku.

Bruno Bettelheim stwierdził, że dziecku od najwcześniejszych lat należy czytać bajki, aby mogło ono poradzić sobie ze światem wewnętrznych fantazji. W innym wypadku uciekać ono będzie w ten oto świat później, już jako dorosła osoba. Dlatego po części zgadzam się z Kingą Dunin, która w recenzji z 1993 roku („W dolinie Borejków”) przekonywała czytelników o niebezpieczeństwie „baśniowości” Jeżyc wykreowanych przez Musierowicz, które polega na tym, że przedstawione w realnym otoczeniu będą realnie odbierane. Baśń powinna nosić na sobie wyraźne znamiona nierealności, aby należycie spełniać swoją funkcję. Dunin proponuje zatem rozgraniczenie prawdy od baśni w powieściach Musierowicz, które choć piękne, to przysłaniają obraz rzeczywistości. Lecz czy świat oparty na miłości i wartościach rodzinnych nie byłby tym, do czego warto dążyć? I chociaż coraz bardziej odbiega on od dzisiejszych realiów, szczególnie biorąc po uwagę niemal trzydzieści lat od wydania „Szóstej klepki”, to jednak warto przez krótką chwilę móc połudzić się jego prawdziwością. Byleby nie zatracić się w nim bez reszty! Musimy być świadomi, że mimo wszystko rodzina Żaków to po prostu utopia.

http://jadro-byka.blogspot.com/2014/11/szosta-klepka-magorzata-musierowicz.html

Nie zawsze kochałam czytać. Mniej więcej do czternastego roku życia raczej stroniłam od książek, woląc bieganie po podwórku czy modne wówczas gry komputerowe. Wciąż zauważam wiele braków w moich młodzieńczych lekturach, które postanowiłam nadrobić przy najbliższej okazji. Bo nigdy nie jest za późno, aby odzyskać utracone dzieciństwo! Sądziłam, że taka sposobność nadarzy mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Asystent śmierci” – czyli wolność słowa i (nie)tolerancja po duńsku

Pozostając w sferze tematyki emigracyjnej, zdecydowałam się zrecenzować kolejną powieść Bronisława Świderskiego – „Asystent śmierci”. Jest ona niejako rozwinięciem kwestii omawianych w „Słowach obcego”, tyle że z bardziej uwidaczniającym się rozczarowaniem duńskim systemem. Świderski tym razem wyraża swoje stanowisko wprost, nie kamuflując go jak wcześniej paradoksami czy wymownym milczeniem. Wysyła nam wyraźny komunikat – duńska wolność słowa nie jest równoznaczna z równością.


Główny problem poruszany w powieści rozpoczyna się w momencie wydrukowania przez Świderskiego artykułu dotyczącego antysemityzmu chrześcijanina Kierkegaarda – wielkiej chluby duńskiego narodu. Ale jak to? Jak ktoś „obcy” mógł pokusić się o tak obrazoburczą interpretację poglądów „duńskiego Homera”? No tak. „Obcy”. W chwili gdy zasymilowany i zasłużony mieszkaniec Danii wygłasza pogląd nieprzystający do poglądów „tutejszych”, na powrót zostaje napiętnowany mianem „obcego”.

Świderski nie poprzestaje na tym. Zestawia tę sytuację z głośną aferą dotyczącą publikacji w „Jyllands-Posten” karykatur Mahometa. Obnaża tym samym wadliwość duńskiej demokracji, która własne racje stawia wyżej od racji innej kultury – w tym przypadku muzułmańskiej. Nie dajmy się jednak zwariować. Oczywistym jest, że tak zwani gospodarze nie powinni ustępować na każdym polu emigrantom, którzy w istocie, korzystając z ich gościnności, zobowiązani są do przestrzegania pewnych zasad, w tym kluczowej – poszanowania odrębności kulturowej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pomysł umieszczenia w gazecie (dla równowagi) karykatur Jezusa Chrystusa, został definitywnie odrzucony.

Zdaję sobie sprawę, jak współcześnie gorącym i niebezpiecznym tematem jest postępująca islamizacja Europy. Budzi to zaniepokojenie, tym bardziej przy wzrastającej agresji i roszczeniowości tychże osób. Co ciekawe, Świderski porównał proces zasiedlania Europy przez islamistów do sytuacji Żydów z początku XX wieku.


„Kilkadziesiąt lat temu w Europie uciekinier miał twarz, która została natychmiast rozpoznana. Od razu został nazwany Żydem, uznany za wroga i zabity. Dzisiaj uciekinier ma twarz muzułmanina. Jakby europejska nienawiść, która jest nieśmiertelnym, poruszającym wiecznie otwartą paszczą smokiem, zawsze musiała mieć kogoś na pożarcie. (…) Żądają oni od obcych, aby mówili tak jak tubylcy, chodzili do duńskich szkół, ubierali się jak oni – stąd owa święta wojna z chustami na głowach muzułmanek, uznanymi za oznakę obcości, jakby sto lat temu kobiety europejskie nie ubierały się dokładnie tak samo. (…) W istocie bowiem nie ma różnicy między nienawiścią do Żyda i do muzułmanina”.

[Bronisław Świderski, „Asystent śmierci”, s. 210–211]



Doskonale znany jest nam los Żydów i wynikająca z niego pozycja „ofiary”, którą zajmować będą w naszym myśleniu przez długie lata, pomimo funkcjonującego jeszcze sto lat temu stereotypu Żyda – zabójcy Chrystusa i lichwiarza, czy chociażby dzisiejszych wydarzeń na Bliskim Wschodzie, które stawiają go raczej w pozycji „agresora”. Muzułmanom z kolei daleko do „ofiar”, toteż w zestawieniu karykatur Mahometa z antysemityzmem Kierkegaarda pierwsza kwestia nie budzi większego zgorszenia wśród grona szowinistycznych Duńczyków. Karykatury oburzają muzułmanów i uwidaczniają wadliwy system polityczny, jednak to Świderski najboleśniej odczuwa swą pozorną wolność słowa. Traci bowiem pracę i z dawnego obywatela Danii staje się swoistą „komórką raka”, która podobnie jak muzułmanie niszczy duńskie społeczeństwo.

Obrazoburcza rozprawa naukowa zmusza bohatera do poszukania nowej pracy, i w tymże właśnie celu udaje się do duńskiego urzędu, gdzie w końcu zostaje mu przydzielone stanowisko Asystenta śmierci. Związane jest ono z pewnym paradoksem – rząd finansuje jego pracę jedynie przez miesiąc, zatem zatwardziała urzędniczka Mette sugeruje mu, aby dołożył wszelkich starań do rychłej śmierci swojego podopiecznego.

Ale to nie byle jaki podopieczny! Trafnie czy nie trafnie stwierdzono, że jest Polakiem (na co wskazywać by miała końcówka jego nazwiska – -ski). W miarę rozwoju akcji Świderski stwierdza, że tajemniczy mężczyzna mógłby być równie dobrze muzułmaninem. Bądź co bądź wszystko wskazuje na to, że jest to ktoś „obcy” dla rządu – choć coraz „bliższy” bohaterowi. Praca staje się dla Bronisława spotkaniem z osobą, której może się zwierzyć, niekoniecznie licząc na odzew, a nawet wysłuchanie. Tożsamość człowieka w dużej mierze wytwarza się poprzez obcowanie z bliźnimi, co daje nam niejako lustro, w którym możemy ujrzeć własne odbicie. Świderski stara się nas przekonać, że „bliźni” to nie tylko nasz narodowy pobratymiec, ale każdy człowiek bez względu na wyznanie i kulturę.

Według powieści „Słowa obcego” to język stanowi największą barierę komunikacyjną. Zestawiając ten wniosek z kwestiami poruszonymi w „Asystencie śmierci”, widać, że należałoby znaleźć reprezentanta dla tych „słabszych”, „innych”, by przemawiać w ich imieniu i przerwać tym samym ich wyobcowanie. To współczucie i zrozumienie są pierwszymi stopniami do ulepszenia demokracji w obliczu napływającej fali emigrantów. Jednakże ci przybywający również muszą wyrazić chęć współpracy. W przeciwnym razie zawsze dany kraj (czy to Dania, czy jakiś inny) będzie podzielony na „naszych” i „obcych”.

http://jadro-byka.blogspot.com/2014/11/asystent-smierci-czyli-wolnosc-sowa-i.html#more

„Asystent śmierci” – czyli wolność słowa i (nie)tolerancja po duńsku

Pozostając w sferze tematyki emigracyjnej, zdecydowałam się zrecenzować kolejną powieść Bronisława Świderskiego – „Asystent śmierci”. Jest ona niejako rozwinięciem kwestii omawianych w „Słowach obcego”, tyle że z bardziej uwidaczniającym się rozczarowaniem duńskim systemem. Świderski tym razem wyraża...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Słowa obcego” – czyli ciężki los polskiego emigranta

Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie słyszałam żadnej wzmianki o Bronisławie Świderskim – autorze obdarzonym zarówno talentem pisarskim, jak i wielką wrażliwością. Abstrahując jednak od wysokiego poziomu jego dzieł, chciałabym w większej mierze skupić się na kwestii jego doświadczeń życiowych, które wyzierają niemal z każdej poszczególnej strony. Spieszę z wyjaśnieniem – Bronisław Świderski to Polak żydowskiego pochodzenia, który wyrzucony z kraju w latach 70. trafia do Danii, gdzie asymiluje się z miejscową ludnością do „stopnia naukowego” (otrzymuje bowiem posadę w kopenhaskim Centrum Badawczym S. Kierkegaarda). Można by pomyśleć, że wiedzie spokojne życie naukowca, na którego narodowość nikt nie zwraca większej uwagi, biorąc pod uwagę wybitne zasługi. Nic bardziej mylnego! Obcy zawsze będzie obcym i pozostaje mu tylko wyczekiwać momentu, kiedy jego „obcość” zostanie mu wytknięta. W przypadku Świderskiego problem jest o tyle skomplikowany, że również w swojej ojczyźnie uważany jest za persona non grata. Czy zatem pochodzenie żydowskie, którego w młodości nawet nie był świadomy, obliguje go do życia w diasporze?

Tematem powieści „Słowa obcego” jest nie tylko paradygmat tytułowego „obcego”, ale konkretnie specyfika języka, którym się posługuje. To właśnie on jest czynnikiem, który łączy, ale i dzieli. Jest nieodłącznym elementem komunikacji, dlatego jego nieznajomość stwarza poważne bariery na drodze do porozumienia. W utworze to właśnie Obcy staje się inspiracją dla wykładowcy B. (alter ego autora) do stworzenia koncepcji „trzeciego języka”. „Jedynie tłumacząc na trzeci język, otrzymujemy tekst bezinteresowny, a zatem taki, który można nazwać partnerskim. Lub inaczej – który jest modelem demokratycznego dialogu” (Świderski 1998, s. 191). Niestety idealistyczna wizja pomostu nad tą swoistą językowo-narodowościową przepaścią legła w gruzach, a B. przez swoją buntowniczą postawę wobec władz instytutowych zostaje, podobnie jak obiekt jego badań, sprowadzony do grona niechcianych emigrantów.

Bardzo zaintrygował mnie stosunek profesor J. Tudsen do naszego języka, który równie dobrze mógłby symbolizować stosunek do niego wszystkich Duńczyków. Poniższa opinia jest tym bardziej rażąca, że wypowiada ją osoba wykształcona, która na co dzień zajmuje się nauczeniem języków słowiańskich. Oto do czego może kiedyś doprowadzić nas skrajna demokratyzacja świata:

„W instytucie pracujemy nad modernizacją języków słowiańskich tak, by uczynić je bardziej dostępnymi dla studentów. Na przykład polski ma wiele identycznych dźwięków, które zapisuje się tak różnie. Otóż ż i rz, u i ó, h i ch, si i ś, ci i ć… Kto potrafi uzasadnić te różnice? Jak student jest w stanie się ich nauczyć? (…) jeśli potrafimy uczynić polski bardziej logicznym, a zatem bardziej przystępnym dla studentów – to wasz język stanie się także bardziej popularny w etymologicznym sensie tego słowa, czyli właśnie demokratyczny”.

[Bronisław Świderski, „Słowa obcego”, s. 137]


Ja jednak podziękuję za taką demokrację. Najsmutniejsze jest to, że owa „modernizacja” już trwa, choć wypadałoby raczej nazwać ją „regresją”. Jestem dumna z naszego języka i nie przeszkadza mi jego gramatyka, ortografia, interpunkcja. I pewnie przez podobne do mojego poglądy polski nigdy nie będzie „demokratycznym” językiem. Nasze słowa poza Polską zawsze będą „słowami obcego”.

http://jadro-byka.blogspot.com/2014/11/sowa-obcego-czyli-ciezki-los-polskiego.html

„Słowa obcego” – czyli ciężki los polskiego emigranta

Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie słyszałam żadnej wzmianki o Bronisławie Świderskim – autorze obdarzonym zarówno talentem pisarskim, jak i wielką wrażliwością. Abstrahując jednak od wysokiego poziomu jego dzieł, chciałabym w większej mierze skupić się na kwestii jego doświadczeń życiowych, które wyzierają niemal...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Jade

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Virginia Woolf
Ocena książek:
7,3 / 10
44 książki
2 cykle
767 fanów
Witold Gombrowicz
Ocena książek:
7,3 / 10
66 książek
3 cykle
1494 fanów
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Ocena książek:
7,3 / 10
86 książek
3 cykle
733 fanów

Ulubione

Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Cassandra Clare Miasto Kości Zobacz więcej
Jane Austen Duma i uprzedzenie Zobacz więcej
Gabriel García Márquez - Zobacz więcej
Oscar Wilde Portret Doriana Graya Zobacz więcej
Joseph Conrad Jądro ciemności Zobacz więcej
Zbigniew Herbert Herbert nieznany. Rozmowy Zobacz więcej
Milan Kundera Nieznośna lekkość bytu Zobacz więcej
Vladimir Nabokov Lolita Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Virginia Woolf Fale Zobacz więcej
Virginia Woolf - Zobacz więcej
Virginia Woolf Orlando Zobacz więcej
Virginia Woolf Do latarni morskiej Zobacz więcej
Virginia Woolf Fale Zobacz więcej
Stendhal Czerwone i czarne Zobacz więcej
Virginia Woolf - Zobacz więcej
Virginia Woolf Orlando Zobacz więcej
Krzysztof Kamil Baczyński Wiersze Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
649
książek
Średnio w roku
przeczytane
38
książek
Opinie były
pomocne
218
razy
W sumie
wystawione
534
oceny ze średnią 6,2

Spędzone
na czytaniu
2 983
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
30
minut
W sumie
dodane
17
cytatów
W sumie
dodane
7
książek [+ Dodaj]