-
Artykuły„Jednym haustem”, czyli krótka historia opowiadaniaSylwia Stano6
-
ArtykułyUwaga, akcja recenzencka. Weź udział i wygraj powieść „Fabryka szpiegów“!LubimyCzytać1
-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant29
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
Biblioteczka
„Ewa ze swych zgliszcz” to powieść
głębokich przeżyć emocjonalnych, nędzy i wykluczenia, a jej bohaterami jest czwórka siedemnastolatków: tytułowa Ewa, Sad, Savita oraz Clélio.
To oni wprowadzają w świat dzielnicy biedy Troumaron na Mauritiusie. Dzielnicy fikcyjnej w swej nazwie, ale jakże prawdziwej w swej zbiorowości ludzi, którym przyszło tam żyć wśród zapuszczonych blokowisk. Którzy znaleźli się tam w wyniku kryzysów ekonomicznych, przemian społecznych, migracji. W swej wiarygodności, uniwersalne do innych dzielnic czy przedmieść na wyspie i poza nią.
Troumaron to schronienie i zarazem swego rodzaju getto tuż obok turystycznego eldorado. Nędza i przemoc. Ludzie tam mieszkający są jak bezużyteczne odpady produkcyjne, poza nawiasem. Bezrobocie, brak perspektyw, a dla młodych brak autorytetów. To dzielnica wielokulturowości, różnorodności etnicznej, która dla starszego pokolenia ma znaczenie, są oni wzajemnie uprzedzeni rasowo, to dla młodych żadnego, „...chociaż Savita, podobnie jak ja, miała gdzieś sprawy rasowe, ale kiedy została zabita, od razu okazała się symbolem swojej rasy [...] mimo że my, dzieci z Troumaron, mamy w dupie religie, rady, kolory, kadry, wszystko, co dzieli ludzi w tym pieprzonym kraju, my dzieci z Troumaron, należymy do tej samej wspólnoty, która jest uniwersalna, do wspólnoty biedaków i wydziedziczonych i to, uwierzcie mi, jest jedyną wspólnotą, która się liczy.”
I młodzi, którzy pchają swój los, każdy na swój sposób. Bez życiowych szans. Młodzi gniewni. Skazani na wykluczenie i biedę, na powielanie ról rodziców. I Ewa, czy uda się odbić od dna, czy uda się jej wyjść ze swych zgliszcz.
Niesprawiedliwość społeczna dotyczy nie tylko Troumaron. Polecam.
„Ewa ze swych zgliszcz” to powieść
głębokich przeżyć emocjonalnych, nędzy i wykluczenia, a jej bohaterami jest czwórka siedemnastolatków: tytułowa Ewa, Sad, Savita oraz Clélio.
To oni wprowadzają w świat dzielnicy biedy Troumaron na Mauritiusie. Dzielnicy fikcyjnej w swej nazwie, ale jakże prawdziwej w swej zbiorowości ludzi, którym przyszło tam żyć wśród zapuszczonych...
Z Kuby na Florydę w USA jest 90 mil czyli 144,83 km. Dla jednych to mało (samolotem z Hawany do Miami tylko ok. 58 min.), ale dla innych to dużo. A dla tych, co samotnie przez morze na tratwie czy „byle jakiej” łódce, to bardzo, bardzo daleko. Ogrom Oceanu, ogrom strachu i nadziei.
•
Reportaż Joanny Szyndler jest o Kubańczykach i Kubie, o ich życiu. O Kubańczykach, co marzą o Stanach i o tych, co wręcz przeciwnie. O Kubańczykach, którzy wiele ryzykują, aby wyjechać, aby uciec... niektórzy wielokrotnie, do skutku. I o tych, co niestety, pozostali na zawsze w morzu. Ale też o Kubańczykach, którym się udało, wyjechali do wyśnionej Ameryki, ale wrócili. I o Kubańczykach, którzy przekroczyli upragnioną granicę, tworzą nowy dom z namiastką „Małej Hawany” i z łatką zdrajcy. O Kubańczykach rozdzielonych i rozdartych rodzinnie oraz podzielonych na lepszych i gorszych krajowych, i emigracyjnych, bo istotne jest kiedy się wyjechało.
Jak żyją, co myślą... za czym tęsknią.
Wiarygodnie, marzenia i lęki, trudne wybory i ich pobudki, autentyczne odczucia, zapewne autorka wchłonęła „kubańską duszę” dzięki mężowi Oscarowi i jego rodzinie.
Reportaż, który czyta się zachłannie, urozmaicają fotografie.
Z Kuby na Florydę w USA jest 90 mil czyli 144,83 km. Dla jednych to mało (samolotem z Hawany do Miami tylko ok. 58 min.), ale dla innych to dużo. A dla tych, co samotnie przez morze na tratwie czy „byle jakiej” łódce, to bardzo, bardzo daleko. Ogrom Oceanu, ogrom strachu i nadziei.
•
Reportaż Joanny Szyndler jest o Kubańczykach i Kubie, o ich życiu. O Kubańczykach, co...
10 opowiadań. Mogą być odrębnymi historiami „mapkami” i mogą być też złożoną w całość historią „mapą”.
Bo te świetne opowiadania to takie „mapy” twarzy, ciała, relacji, życia po prostu. Gesty i słowa.
Tęsknota, namiętność, miłość, strach gniew...
Relacje międzyludzkie są ważne, są zawiłe, pogmatwane. Należy je pielęgnować, walczyć o nie. Należy się w nie zagłębić, zaangażować. A co jak się nie wie jak? Wtedy człowiek porusza się jak we mgle, wszystko jest zamazane, niewidoczne, złudne. Pogłębia się samotność, niezrozumienie i oddalanie od siebie.
Gdy słowa zawodzą... jest jeszcze ciało, bez ciała nie ma człowieka, a bez człowieka nie ma słów.
„Mapa Anny” to taka mapa ludzkich uczuć, mapa z głównymi drogami, ale też z pobocznymi i nawet ze ścieżkami, wszystko trafne. Ludzie i otaczający ich świat.
Polecam
10 opowiadań. Mogą być odrębnymi historiami „mapkami” i mogą być też złożoną w całość historią „mapą”.
Bo te świetne opowiadania to takie „mapy” twarzy, ciała, relacji, życia po prostu. Gesty i słowa.
Tęsknota, namiętność, miłość, strach gniew...
Relacje międzyludzkie są ważne, są zawiłe, pogmatwane. Należy je pielęgnować, walczyć o nie. Należy się w nie zagłębić,...
Chińska Republika Ludowa i jej mrok, lata 60 i 70. w obrazie Wang Xiaobo.
Upiorność czasów z życiem osobistym, bez pardonu zostają obnażone przeżycia, poszukiwania, pragnienia, fascynacje i traumy. A przedstawia to narrator lub jako „wypuszczony” do roli pierwszoplanowej Wang Er. Prowokując, ironizując i filozofując, a nawet irytując: o komunizmie oraz o ludzkich oczekiwaniach, pokusach i hemoroidach.
Specyficznie, należy załapać rytm wywodów, wejść w opowieść oczekiwania i niespełnienia, a Wang Er chyba myśli, że jest zabawny, taka gra z czytelnikiem.
•
„Miłość w czasach rewolucji” to pierwsza książka Wang Xiaobo przetłumaczona na język polski, bo autora można poznać jeszcze tylko z opowiadania „Trzydzieści lat, wiek samodzielności” w zbiorze Antologii literatury chińskiej XX i XXI wieku pt. „Kamień lustrze”.
Chińska Republika Ludowa i jej mrok, lata 60 i 70. w obrazie Wang Xiaobo.
Upiorność czasów z życiem osobistym, bez pardonu zostają obnażone przeżycia, poszukiwania, pragnienia, fascynacje i traumy. A przedstawia to narrator lub jako „wypuszczony” do roli pierwszoplanowej Wang Er. Prowokując, ironizując i filozofując, a nawet irytując: o komunizmie oraz o ludzkich...
Kateřina Tučková w „Wypędzeniu Gerty Schnirch” poruszyła wiele ważnych tematów.
Głównym jest wypędzenie Niemców po II wojnie światowej z terytoriów, które po przegranej przez nich wojnie znalazły się poza ich granicami. Brneńscy Niemcy zostali usunięci z miasta, a majątki skonfiskowane. Mężczyźni trafili do obozów pracy, a kobiety i dzieci zostały wypędzone z miasta „marszem śmierci”, gwałtem i grabieżą, zagnane do obozów tymczasowych, gdzie szerzył się głód, brud oraz czerwonka i tyfus.
I co z tymi wydarzeniami ścisle związane, to wzajemne stosunki obu narodów mieszkających razem w międzywojniu. Nastroje i wojenna propaganda sukcesu, niemiecka wyższość. Przegrana, która uruchomiła spiralę nienawiść i poniżania w imię patriotyzmu.
I ciąg dalszy po roku 1945, czyli życie Niemców w czechosłowackiej rzeczywistość.
I na tym tle, autorka ukazała życie, akcentując kobiecym głosem, tożsamościowe rozdarcie, relacje rodzinne i problem kazirodztwa. Życie w strachu z traumą i tajemnicą.
Temat winy, przebaczenia i przeprosin.
To ważna książka, nie tylko z punktu czeskiego przepracowania historii, Polska też miała Ziemie Odzyskane. Ważna dla świadomości mechanizmu nienawiści i zemsty oraz pytania o zachowanie człowieczeństwa dla każdego.
Polecam
Kateřina Tučková w „Wypędzeniu Gerty Schnirch” poruszyła wiele ważnych tematów.
Głównym jest wypędzenie Niemców po II wojnie światowej z terytoriów, które po przegranej przez nich wojnie znalazły się poza ich granicami. Brneńscy Niemcy zostali usunięci z miasta, a majątki skonfiskowane. Mężczyźni trafili do obozów pracy, a kobiety i dzieci zostały wypędzone z miasta...
Już jest, tokijski przewodnik inny niż... przewodnik. Bo i reportaż, wywiady, zdjęcia, mapki, przepisy na japońskie potrawy. To opowieść o zaskakującym mieście świata i o jego przemianach ostatniej dekady, równocześnie o życiu współczesnych Japończyków, którzy podążają własną drogą w całkowicie innym stylu niż pokolenie ich rodziców. Biznes, sztuka, kuchnia, biotechnologia, kreatorzy trendów. Pięknie wydane, na kredowym papierze z mnóstwem pięknych fotografii - 9 dzielnic, 40 opowieści i dziesiątki rozmów, zdjęć i ciekawostek - Japonia jakiej nie znamy.
Aleksandra Janiec, to ona jest sprawczynią tego wyjątkowego i wspaniałego „tokyo lifestyle book”. A że żyła przez jakiś czas w nim, mieszkała, pracowała, nawiązała znajomości i przyjaźnie, co poskutkowało wtajemniczeniem w miejsca nieznane turystom i dzięki temu ukazuje prawdziwe oblicze współczesnego Tokio w bardzo osobistej odsłonie. A my, my czytelnicy (nie tylko fascynaci Japonii) możemy się delektować i poznawać. Polecamy
Już jest, tokijski przewodnik inny niż... przewodnik. Bo i reportaż, wywiady, zdjęcia, mapki, przepisy na japońskie potrawy. To opowieść o zaskakującym mieście świata i o jego przemianach ostatniej dekady, równocześnie o życiu współczesnych Japończyków, którzy podążają własną drogą w całkowicie innym stylu niż pokolenie ich rodziców. Biznes, sztuka, kuchnia, biotechnologia,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dom, człowiek budując dom tworzy przestrzeń. Dom to krajobraz kulturowy. Dom to tradycja, dziedzictwo, tożsamość, „bo jeśli nie wiesz, z skąd jesteś, nie wiesz, kim jesteś.” Dom trzyma człowieka, zakotwicza. Dom to historia, to pamięć miejsca, to wspomnienia. A stare domy mają duszę i więźbę, nienaruszalny rdzeń „i dlatego, kiedy wyburza się stare domy, kiedy tnie się wiekowe belki podczas rozbiórki, czuć zapach dopiero co ściętego drzewa.” To żywica, której kiedyś nigdy nie spuszczano z pni i zamknięta na kilkaset lat zmienia się w bursztyn...
Domy to ludzie, ich życie i opowieści. To studnia, jabłoń kwitnąca i słodka grusza. To koty wtulone w zapach domu.
Dorota Brauntsch zabiera nas przez pola i łąki i lasy... na Górny Śląsk w podróż za „bezdomnymi domami”, za tajemnicą cegieł.
To mozaikowata, wielogłosowa opowieść o domu i czym on jest, o cegle, kulturze chłopskiej, wymierających pszczołach, przemianie Górnego Śląska, o idealistach, którzy pragną i próbują ocalić przeszłość, o wspomnieniach.
•
Czy takie tradycyjne domy wiejskie znikną bezpowrotnie? Przetoczyły się konflikty zbrojne, a domy przetrwały, a teraz nadchodzi nowoczesność i sami je burzymy... Że stare, zacofane... „A może chodzi o to, że ludzie wcale nie chcą tych historii? Tej przeszłości? [...] Poumierali ojcowie, jak to się na wsi mówi, i domy odchodzą wraz z nimi. Znika również wiejski krajobraz.” A przecież to dziedzictwo, to część tożsamości, tradycji, świadectwo, jak miejscowość kształtowała się od wielu wieków, domy wpisywały się w krajobraz, a mieszkańcy, żyli w harmonii z przyrodą.
Może nie jest za późno. Może jeszcze da się uratować te domy, które przetrwały. „Cegła zrobiła się modna. Jakby się jej nagle ludzie bać przestali. Kiedyś to, co stare, było złe, a dziś im starsze, tym lepsze.” Dorota Brauntsch, autorka „Domów bezdomnych” ściga się z czasem. Przemierza Górny Śląsk w poszukiwaniu ceglanych domów. Fotografuje je. Rozmawia z ludźmi, którzy opowiadają jej swoje historie. O domach, które nie zawsze były łatwe do życia (ciężko ogrzać, brak wody bieżącej), ale był zdrowe z naturalnych materiałów oraz były to domy otwarte – na kontakt z przyrodą i drugim człowiekiem. Po obu stronach dwuskrzydłowych drzwi wejściowych znajdowały się ławeczki. Ludzie mówili na nie „wysiadki”, „ustąpki” czy też „baba i chłop”, bo po jednej stronie siadała gospodyni, po drugiej gospodarz. Takie domy zapraszały do gromadzenia się. A autorka zaprasza do wspólnego odkrywania ich piękna, ich wartości. Reportaż, napisany z czułością, który czyta się wspaniale, z nutką nostalgii, zawiera wiele fotografii. Temat jest frapujący, a język i sposób poprowadzenia reportażu przez Dorotę Braunscht podtrzymuje ciekawość, która uzmysławia znikanie ceglanych domów. Jeszcze jest czas na ratunek. Polecamy.
Dom, człowiek budując dom tworzy przestrzeń. Dom to krajobraz kulturowy. Dom to tradycja, dziedzictwo, tożsamość, „bo jeśli nie wiesz, z skąd jesteś, nie wiesz, kim jesteś.” Dom trzyma człowieka, zakotwicza. Dom to historia, to pamięć miejsca, to wspomnienia. A stare domy mają duszę i więźbę, nienaruszalny rdzeń „i dlatego, kiedy wyburza się stare domy, kiedy tnie się...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Ale co zrobić, kiedy życie podejmuje decyzje za nas? ... Jak poinformować świat o czymś, czego nie ma?”
Straszny, prawdziwy świat zamknięty w wesołej, dziecięcej opowieści. A mówcą jest Franciszek, wychowanek sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne, uczący się w wiejskiej szkole, w bliżej nieokreślonym miejscu. I to on tłumaczy sobie i nam życie. I to on jako najstarszy z grupy, naświetla je najmłodszym dzieciakom, a robi to za pośrednictwem bajek, niestety kiedy „przesadzi”, dostaje szlaban na bajarstwo. Często w ramach kary, musi stać w kącie, bywa też, iż sam się za swój gniew tam stawia. Chłopiec przygarnia kota, którego nazywa Szatan, i który nie ma snów, ma je za to on Franciszek, kotu też opowiada bajki, żeby miał sny, „Miłych snów, Szatanku.”
Bardzo wesoło, ale to historia o smutku, o samotności dorastania, izolacji i braku miłości. A dojrzałe przemyślenia wypowiadane przez małego chłopca potęgują wydźwięk zadawanych pytań, o ludzką i boską naturę. „Cóż, Bóg może sobie pozwolić na wszystko. Nawet na niezdecydowanie.” Opowieść z tych brutalnie pięknych, brutalnie zabawnych. Czytając, wybuchałam śmiechem, gromkim śmiechem, ale w drugiej sekundzie, impuls, przecież to smutne, bardzo smutne... „Życie mnie czegoś uczy, ale nie mam pojęcia czego.”
Warto wejść w historię Franciszka i zastanowić się nad naszym spostrzeganiem świata, dobra, pomocy, religii i wiary oraz sposobem myślenia. I choć „dzieci nie powinny zbyt wiele wiedzieć, bo wtedy mogą stać się niebezpieczne dla ładu i pokoju na całym świecie”. To on, Franciszek wiele wie i obnaża prawdę, a ”prawda jest niewyobrażalna”. Polecam
„Ale co zrobić, kiedy życie podejmuje decyzje za nas? ... Jak poinformować świat o czymś, czego nie ma?”
Straszny, prawdziwy świat zamknięty w wesołej, dziecięcej opowieści. A mówcą jest Franciszek, wychowanek sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne, uczący się w wiejskiej szkole, w bliżej nieokreślonym miejscu. I to on tłumaczy sobie i nam życie. I to on jako...
Ronen Bergman, autor „Powstań i zabij pierwszy” dowodzi, iż historii Izraela nie da się zrozumieć bez analizy dziejów jego służb wywiadowczych.
Na „opasły” reportaż składają się tysiące rozmów między innymi z prominentnymi politykami i agentami służb - niektórzy informatorzy ginęli po spotkaniu oraz poufne dokumenty udostępnione nieformalnie. W efekcie przedstawiony przez reportera stan rzeczy, znacząco odbiega od oficjalnej historii izraelskiego wywiadu i dlatego wydanie książki chciał uniemożliwić Mossad - Instytut Wywiadu i Zadań Specjalnych.
A faktem - szokującym - jest realizowany program skrytobójstw - selektywna eliminacja jako instrument bezpieczeństwa narodowego, popełnianych za przyzwoleniem czy wręcz na żądanie polityków.
„Powstań i zabij pierwszy” czyta się jak sensacyjną powieść, jednocześnie przez swoją wnikliwość tematu, pozwala zrozumieć konflikt arabsko - izraelski. Jednocześnie autor stawia pytania o skuteczność i co ważne, o morale tych metod jako elementu obrony kraju przed wrogami Izraela. Warto przeczytać, gdyż daje do myślenia.
Tytuł reportażu jest cytatem z Talmudu Babilońskiego: „Jeżeli ktoś przychodzi, żeby cię zabić, powstań i zabij go pierwszy”.
Ronen Bergman, autor „Powstań i zabij pierwszy” dowodzi, iż historii Izraela nie da się zrozumieć bez analizy dziejów jego służb wywiadowczych.
Na „opasły” reportaż składają się tysiące rozmów między innymi z prominentnymi politykami i agentami służb - niektórzy informatorzy ginęli po spotkaniu oraz poufne dokumenty udostępnione nieformalnie. W efekcie przedstawiony przez...
Prawda i uprzedzenia „Tajemnice pielęgniarek” to opowieści, tak po prostu o sobie, pacjentach, warunkach pracy, o relacjach między sobą i z lekarzami i o tym, że jest coraz mniej chętnych na ten zawody. O przepracowaniu, o niskich zarobkach...
Z tych wszystkich ich opowiastek o codziennych zmaganiach, wyłania się problem, właściwie już alarm, który jest jakby niezauważalny przez decydentów, iż jest coraz mniej pielęgniarek. Kto będzie przy łóżku pacjenta?
I najważniejsze, pielęgniarki jak i pacjenci są ludźmi, z własnymi nastrojami, problemami, radościami. Nie zapominajmy o wzajemnym szacunku.
Prawda i uprzedzenia „Tajemnice pielęgniarek” to opowieści, tak po prostu o sobie, pacjentach, warunkach pracy, o relacjach między sobą i z lekarzami i o tym, że jest coraz mniej chętnych na ten zawody. O przepracowaniu, o niskich zarobkach...
Z tych wszystkich ich opowiastek o codziennych zmaganiach, wyłania się problem, właściwie już alarm, który jest jakby niezauważalny...
Ameryka mami od zarania. Kusi swoją potęgą, wyjątkowością, dla jednych kolorowym blichtrem, dla innych realnym urzeczywistnieniem. Dla każdego mieni się innym spełnieniem. Bogactwem, miłością, wolnością. American dream.
Ulegli mu również Polacy, którzy zaczęli migrować, niektórzy wręcz musieli uciekać z własnej ojczyzny, po powstaniach narodowych, w czasie rozbiorów, a największa fala przypadła początkiem XX wieku z przyczyn ekonomicznych i politycznych. Obecnie USA to kraj z największą Polonią na świecie. Chicago, jest drugim miastem na świecie, po Warszawie, pod względem liczby Polaków.
Co ta Ameryka takiego ma, że fascynuje i złości, w złości fascynuje. Tego wywiaduje się Dorota Malesa. Rozmawia z wieloma Polakami, którzy chcieli - musieli stworzyć swój dom w Ameryce. Kraj wielu możliwości, ale i porażek, a oni - odważni, niespokojni duchem, z polskim sercem i marzeniami, przybyli za chlebem, za wolnością. Każdy z nich ma swoją historię. Utkaną z amerykańskiej rzeczywistości i polskiej tęsknoty. „Ameryka.pl” bardzo ciekawa, bo niby wszystko o niej wiemy, to jednak pozostaje mirażem.
Ameryka mami od zarania. Kusi swoją potęgą, wyjątkowością, dla jednych kolorowym blichtrem, dla innych realnym urzeczywistnieniem. Dla każdego mieni się innym spełnieniem. Bogactwem, miłością, wolnością. American dream.
Ulegli mu również Polacy, którzy zaczęli migrować, niektórzy wręcz musieli uciekać z własnej ojczyzny, po powstaniach narodowych, w czasie rozbiorów, a...
„Zmierzch” to koniec pewnej epoki, sytemu społecznego, arystokracji. Japonia 15 sierpnia 1945 roku doznaje szoku. Japończycy po raz pierwszy słyszą głos cesarza w specjalnej audycji, który informuje, iż sytuacja nie rozwinęła się pomyślnie. Smutek i bezsilność. Akt bezwarunkowej kapitulacji został podpisany 2 września tego samego roku. Mieli być potęgą. Dla niej znosili wiele również to, co jest nie do zniesienia. Zamiast tego cesarz zrzekł się swojej boskości, zapanowała okupacja amerykańska, szalejąca inflacja, a na ulicach Tokio oprócz gruzów spotkać można tysiące sprzedających się kobiet pan-pan oraz kalekich weteranów żebrzących o jedzenie.
Z przemianami społecznymi po kapitulacji zmierza się młoda kobieta Kazuko, która wraz z chorą matką, damą minionej epoki sprzedaje rodzinny dom w Tokio i przeprowadzają się na wieś. Dołącza do nich powracający z frontu brat dziewczyny Naoij, narkoman i alkoholik, niespełniony artysta.
„Zmierzch” to opowieść o Kazuko. O jej odnalezieniu się w świecie, który przestał istnieć, z usilną próbą zachowania człowieczeństwa. O jej buncie i odwadze.
„Zmierzch” to koniec pewnej epoki, sytemu społecznego, arystokracji. Japonia 15 sierpnia 1945 roku doznaje szoku. Japończycy po raz pierwszy słyszą głos cesarza w specjalnej audycji, który informuje, iż sytuacja nie rozwinęła się pomyślnie. Smutek i bezsilność. Akt bezwarunkowej kapitulacji został podpisany 2 września tego samego roku. Mieli być potęgą. Dla niej znosili...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Hirszfeldowie” są wieloobrazowe, jest to zarówno biografia Hanny i Ludwika z równoczesnym opisem dziejów i rozwoju medycyny.
Życie ich oraz praca były ściśle splecione z historią Polski. Przeżyli dwie wojny światowe, Holokaust i getto, stalinizm. Przez cały ten czas aktywnie działając jako lekarze i naukowcy. W czasie I wojny byli lekarzami na Bałkanach, natomiast podczas II wojny, oboje trafili do warszawskiego getta, gdzie Ludwik Hirszfeld zajmował się m. in. leczeniem chorych na tyfus plamisty, a jego żona kierowała oddziałem niemowlęcym szpitala.
Ludwik Hirszfeld był światowej sławy badaczem grup krwi, twórcą seroantropologii, po 1945 roku założycielem Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu, kandydatem do nagrody Nobla. Jego żona Hanna – wybitnym pediatrą, profesorem Akademii Medycznej oraz twórczynią wrocławskiej szkoły pediatrycznej.
„Hirszfeldowie. Zrozumieć krew” to ogrom wiedzy historyczno - medycznej, którą Urszula Glensk, ujmuje w spójną fabułę, ukazując na tle dziejów życie Hanny i Ludwika, ich rodziny, również intymne i bolące momenty, ich pracowitość i wiarę w medycynę, nastroje społeczne, antysemityzm, są nawet informacje o architekturze stylu Bauhaus.
„Hirszfeldowie” są wieloobrazowe, jest to zarówno biografia Hanny i Ludwika z równoczesnym opisem dziejów i rozwoju medycyny.
Życie ich oraz praca były ściśle splecione z historią Polski. Przeżyli dwie wojny światowe, Holokaust i getto, stalinizm. Przez cały ten czas aktywnie działając jako lekarze i naukowcy. W czasie I wojny byli lekarzami na Bałkanach, natomiast podczas...
Ameryka doświadczona przez Thomasa McNulty. Początkowo był sam, imigrant z Irlandii, którego głód wygnał na nowy kontynent. Parał się różnymi zajęciami. Aż poznał Johna Cole’a i po wspólnych teatralnych angażach, zaciągnęli się do wojska. Razem przeżyli pola bitwy, tułaczkę, rzezie. Razem przygarnęli młodą Indiankę - Winonę. Razem stworzyli rodzinę.
Ameryka - śmierć, brutalność, uprzedzenia rasowe, oszustwa i wyzysk, taka Ameryka. Zbudowana między innymi przez Irlandczyków, którzy sami doświadczyli zła, a potem rozdają go innym. I w tym wszystkim oni - on, on i ona. Razem, na przekór okrucieństwom. I to jest kwintesencja, rozprawienie się z mitem Ameryki. A przede wszystkim ludzkie emocje, człowiek i jego uczucia, potrzeba miłości i bliskości, bo ludzie zewsząd umierali za nową ojczyznę. Oni nie idylle.
Językowo wspaniale, Sebastian Barry bawi wręcz w arcy ważnym temacie. Skutecznie, bo zostaje w pamięci, polecam.
Ameryka doświadczona przez Thomasa McNulty. Początkowo był sam, imigrant z Irlandii, którego głód wygnał na nowy kontynent. Parał się różnymi zajęciami. Aż poznał Johna Cole’a i po wspólnych teatralnych angażach, zaciągnęli się do wojska. Razem przeżyli pola bitwy, tułaczkę, rzezie. Razem przygarnęli młodą Indiankę - Winonę. Razem stworzyli rodzinę.
Ameryka - śmierć,...
Młoda kobieta przybywa do Ciechocinka na turnus uzdrowiskowy. Przyjeżdża z Warszawy, że stamtąd „to nie najlepiej”, jak się dowiaduje. Dowiaduje się też szybko, iż jest to zamknięty świat, rządzący się surowymi, nieprzejrzystymi regułami, z własnym sanatoryjnym językiem. Okazuje się, że chorzy są w zasadzie zniewoleni, uwięzieni w placówce, zdani na opresyjny personel. A nad tym wszystkim unosi się klimat wtajemniczenia, bo są tacy, którzy wiedzą co i jak, by sprawnie poruszać się w labiryncie instytucji. Kama - już samym imieniem się wyróżnia - z Warszawy, bezdzietna, niestety nie ma tej wiedzy, próbuje więc, odnaleźć się w ciechocińskiej rzeczywistości i nie dać się zdominować lekarzom, masażystom, ale również pensjonariuszom.
Meandry, z którymi się zmaga, potęgują jej smutek, poczucie bezużyteczności i samotności. Dialogi, nie wypełniają pustki, są nieme, treść bez treści.
Beata Klicka „zdrojowy świat” przedstawia w zdawkowych, oszczędnych scenach, jakby ledwo naszkicowanych. Z retrospekcją w wspomnienia z dzieciństwa Kamy, w dziecięce zamknięcie w leczniczej placówce.
Całość niedopowiedziana, intrygująco niejednoznaczna. Poetycka. Literacko uwodzi, przygnębia realizmem, porusza wrażliwość.
Polecam.
Młoda kobieta przybywa do Ciechocinka na turnus uzdrowiskowy. Przyjeżdża z Warszawy, że stamtąd „to nie najlepiej”, jak się dowiaduje. Dowiaduje się też szybko, iż jest to zamknięty świat, rządzący się surowymi, nieprzejrzystymi regułami, z własnym sanatoryjnym językiem. Okazuje się, że chorzy są w zasadzie zniewoleni, uwięzieni w placówce, zdani na opresyjny personel. A...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Wszystko w tej książce jest prawdziwe, ale w nic nie trzeba wierzyć”.
•
Prawda. Niechciana, przemilczana, wyparta, ale potrzebna, oczyszczająca, uzdrawiającą.
Prawdę - o sobie oraz o swojej matce i ojcu i o Polsce - rekonstruuje Maciej Zaręba Bielawski
w osobistej rodzinnej opowieści - spowiedzi.
Jego rodzina, mama i tata to jak ten tytułowy „Dom z dwiema wieżami”. Mama Lila, pochodząca z zasymilowanej żydowskiej rodziny, ocalała z Holokaustu, lekarka. Tata Oskar, z rodziny szlacheckiej, jeniec oflagu, reformator polskiej psychiatrii. Dwa odmienne doświadczenia... na przeciwnych krańcach... Polska szlachecka, Polska antysemicka. Jeden kraj, w którym istnieje wyobcowanie przez wykluczenie, a obroną przed złem jest tajemnica i milczenie. Piętno strachu jest ogromne i zostaje w człowieku.
Aby zrozumieć swój los i wydarzenia roku 1968, musi cofnąć się do przedwojnia oraz wojny i Holokaustu i pogromów w 1946.
Antysemityzm był, wsączany w polski umysł. I nawet ogrom Zagłady, nie wymazał wrogości do Żydów. Nie wymazał, bo najpierw trzeba przepracować historię i zobaczyć - niedostrzegalne, nazwać - przemilczane, uświadomić - zakłamanie, wziąć odpowiedzialność.
„Że kiedy ją zawodzi w sześćdziesiątym ósmym, to z tego samego powodu, dla którego ona go wzięła dwadzieścia lat wcześniej. Ponieważ nie mógł wiedzieć, kim ona jest. Milczy się po to, żeby stać się kimś innym i zapomnieć o swojej samotności.” I z tym zmierzył się Maciej Zaremba Bielawski w wybitnym „Dom z dwiema wieżami”. Oprócz grozy wydarzeń jest też liryzm i autoironia. Pięknie. Ważnie. Polecam.
„Wszystko w tej książce jest prawdziwe, ale w nic nie trzeba wierzyć”.
•
Prawda. Niechciana, przemilczana, wyparta, ale potrzebna, oczyszczająca, uzdrawiającą.
Prawdę - o sobie oraz o swojej matce i ojcu i o Polsce - rekonstruuje Maciej Zaręba Bielawski
w osobistej rodzinnej opowieści - spowiedzi.
Jego rodzina, mama i tata to jak ten tytułowy „Dom z dwiema wieżami”. Mama...
„Morze o poranku” to dwie niezależne historie, ale styczne w ludzkich ofiarach wywołanych konfliktami zbrojnymi. Rozdziela je morze. Tak jakby los zakręcił kołem fortuny. Zachęceni, osiedlili się na nowej ziemi, w zamorskiej kolonii, aby jako imigranci żyć tam i cieszyć się tym. Pobudowali domy i przyjaźnie. Ponieważ, zmieniły się czasy i rządy, zostali zmuszeni wszystko zostawić i opuścić uwite gniazdo, by z powrotem przemierzyć morze i udać się, tym razem jak wygnańcy do swego ojczystego kraju. I tak też zostali przyjęci. Obojętność spowodowała ich wyobcowanie. Czują się oszukani i opuszczeni. Żyją w samotnej rezygnacji. A po latach, ludzie znów wsiadają w łódki, wypędza ich strach. Próbują uciekać, opuszczają swój ojczysty kraj. Na przeciwnym brzegu, są i ci co kiedyś sami i ich bliscy przemierzyli tę drogę jako wygnańcy, teraz stoją niemo i patrzą na rozrzucone po plaży resztki, fragmenty kutrów i łodzi, skrawki ludzkich przedmiotów, zdarzają się i topielcy. Niektórym udaje się dobić do celu. To szansa od losu na życie. Ale, aby nastąpił nowy akt, trzeba pokonać odległą i bezlitosną drogę. Przez morze... a w okół cisza i własna samotność.
Margaret Mazzanitini ukazuje - językiem poruszającym wrażliwość - ważne i aktualne tematy dotyczące ludzkiego cierpienia wywołanego wojnami i konfliktami, to głos imigrantów i uchodźców. Bezlitośnie obnaża i zmusza, aby dostrzec „płynące łodzie”.
„Morze o poranku” to dwie niezależne historie, ale styczne w ludzkich ofiarach wywołanych konfliktami zbrojnymi. Rozdziela je morze. Tak jakby los zakręcił kołem fortuny. Zachęceni, osiedlili się na nowej ziemi, w zamorskiej kolonii, aby jako imigranci żyć tam i cieszyć się tym. Pobudowali domy i przyjaźnie. Ponieważ, zmieniły się czasy i rządy, zostali zmuszeni wszystko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Totalitaryzm, ukazany w słowach obrazuje zło.
Młoda kobieta ukazuje codzienność miasta słońca z dziecięcej perspektywy, bo choć jest dorosła, to do opisu używa naiwnego dziecięcego języka, który wzmacnia wydźwięk przerażającej treści.
Miasto w którym zawsze świeci słońce, ale mimo panującej jasność, wyczuwa się mrok. Jakby niezmaterializowany, nienazwany, ale obecny, wyczuwalny. Złowieszcza tajemnica. Wszystko utkane ze słów. Migawki. Niania, jej córka Marie i kult Difunty, która zmarła z pragnienia na pustyni, ale mimo to, synek, który z nią był przeżył, dzięki - cudowi - pokarmowi w jej piersiach. Mama, tata, babcia, ciocie, wujkowie. Przyjaciółka Anna i jej rodzina.
W słowach słychać strzały, znikają ludzie, dorośli i dzieci, zamykane są sklepy i kawiarnie, zniesiona zostaje kolej i czas, chodniki zarastają trawą. Życie miasta zamiera, z początku powoli, nieśpiesznie, by następnie nabrać przyśpieszenia. Powstają pomniki, trawa nie koszona rośnie coraz wyżej, lekcje w szkole zostają przerwane. Życie bohaterki też nabiera tempa. Narasta napięcie i następuje konfrontacja. Gdzie jest matka, kim jest ojciec? Rodzice?
Słowami dowiaduje się o mordach, oprawcach, metodach przesłuchań. Wszystko zapisane w pamięci. Pamięć jest słowami, słowa są pamięcią.
„Słownik” ukazuje zło i otaczające go ogromne napięcie. Lapidarną narracją z wielką precyzją odmalowuje mrok totalitaryzmu.
Totalitaryzm, ukazany w słowach obrazuje zło.
Młoda kobieta ukazuje codzienność miasta słońca z dziecięcej perspektywy, bo choć jest dorosła, to do opisu używa naiwnego dziecięcego języka, który wzmacnia wydźwięk przerażającej treści.
Miasto w którym zawsze świeci słońce, ale mimo panującej jasność, wyczuwa się mrok. Jakby niezmaterializowany, nienazwany, ale obecny,...
„W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy...” Elizabeth Bishop
•
„Sztuka tracenia” - piękna podróż... ku wolności. Ale, aby osiągnąć liberté najpierw trzeba odbyć podróż do „korzeni”. Podróż niełatwą, bo obwarowaną murem milczenia. Podróż konieczną, bo jaka by nie była przeszłość przodków, wiedza o nich pozwoli odkryć własną tożsamość i odnaleźć wewnętrzny spokój.
W podróż wolności udaje się Naima, odkrywa losy rodziny uwięzionej w przeszłości i zawieszonej między Algierią i Francją, to emigracja i integracja, to losy splecione z historią tych krajów.
„Nie jest pewna, czy robi coś złego: korzysta z własnej wolności, myśli sobie, i zadaje kłam słownikowi, co jest poniekąd upajające. Zamiast podążać śladem ojca i dziadka, buduje może własną więź z Algierią, więź, która nie będzie wynikała z konieczności ani korzeni, ale będzie oparta na przyjaźni i przypadkowości.”
Opanowuje „sztukę tracenia”, „jest w ruchu, idzie dalej”.
Polecam
„W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy...” Elizabeth Bishop
•
„Sztuka tracenia” - piękna podróż... ku wolności. Ale, aby osiągnąć liberté najpierw trzeba odbyć podróż do „korzeni”. Podróż niełatwą, bo obwarowaną murem milczenia. Podróż konieczną, bo jaka by nie była przeszłość przodków, wiedza o nich pozwoli odkryć własną tożsamość i odnaleźć wewnętrzny...
Historia rodzinna i jej relacje i te bolące, i te intymne, zagmatwane. Takie zwyczajne, ludzkie.
Ojciec trzech córek ma urodziny i z tej okazji, siostry, już dorosłe kobiety jadą do rodzinnego domu na przyjęcie.
Droga jak i sama impreza, to cały zestaw emocji oraz wzajemnej rywalizacji. Żal, frustracja, potrzeba akceptacji i miłości, aspiracja wszystko się w nich kotłuje.
Powieść Petry Soukupovej to w zasadzie książka drogi, owszem niecała fabuła jest podróżą, ale dotarcie do rodzinnego domu to nie koniec wyprawy.
Bo równocześnie wszystkie trzy oraz ich matka dokonują podróży, swojej wewnętrznej przez dotychczasowe życie.
A dom, ten rodzinny dom, który łączył i zespalał leży „pod śniegiem” również symbolicznie.
Polecam, czyta się wyśmienicie, otwarcie i prosto o uczuciach.
Historia rodzinna i jej relacje i te bolące, i te intymne, zagmatwane. Takie zwyczajne, ludzkie.
więcej Pokaż mimo toOjciec trzech córek ma urodziny i z tej okazji, siostry, już dorosłe kobiety jadą do rodzinnego domu na przyjęcie.
Droga jak i sama impreza, to cały zestaw emocji oraz wzajemnej rywalizacji. Żal, frustracja, potrzeba akceptacji i miłości, aspiracja wszystko się w nich kotłuje....