-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński7
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-06-09
2023-12-23
Gdybym miała swoją własną prywatną listę najważniejszych dla mnie książek - takich, które znacząco wpłynęły na moje życie, decyzje, świadome wybory to „Chiny 5.0” miałyby dożywotnio gwarantowane miejsce na samym podium. Będę ten szalenie aktualny i ważny reportaż niemieckiego dziennikarza, wieloletniego korespondenta w Pekinie Kaia Strittmattera- nawet nie polecać, a wręcz usilnie wciskać każdemu do przeczytania. I tak jak nie przepadam za określaniem książek jako „lektury obowiązkowe”, „must ready” itd. to w przypadku tej książki muszę zrobić wyjątek i naprawdę bez krzty wahania stwierdzam, że fragmenty powinny być czytane i omawiane już w szkole. I teraz - po lekturze „Chin 5.0” jeszcze bardziej uderza mnie to jak pomijany jest przez największe, ogólnodostępne krajowe media problem AI, nadmiernego wykorzystania nowych technologii przez władze państwowe i prywatne koncerny. Mnie już jakiś czas temu skutecznie z szału na smart urządzenia wyleczyła Gosia Fraser i jej pełne rozsądku, mądrych przemyśleń i trzeźwego spojrzenia na nowe technologie podcasty i artykuły. Ta książka zdecydowanie jeszcze bardziej poszerzyła moją wiedzę i świadomość, co do zagrożeń nadmiernego otaczania się smart urządzeniami. A - i na co zwraca uwagę w swojej książce Strittmatter nie tylko urządzenia produkowane w Chinach mogą naruszać prywatność - zarówno amerykańskie jak i europejskie firmy (w tym m.in. bardzo u nas popularny VW) korzystają w swoich produktach z technologii, urządzeń zamawianych u Chińczyków.
Jeszcze wspomnę, że polski tytuł tego nie sugeruje - ale jest to również w znacznej mierze książka o samych Chinach - społeczeństwu, polityce, historii, kulturze. Zresztą autor wielokrotnie wspomina, że takie „przyzwolenie” Chińczyków na kontrolę, uległość wobec władz i rządy autorytarne jest głęboko zakorzenione w ich historii i kulturze. Przeciekawe są i te nie-technologiczne części książki.
Naprawdę, ogromnie polecam każdemu „Chiny 5.0” przeczytać - niezależnie od wieku, pochodzenia, wykształcenia itd., bo poruszane w książce zagrożenia dotyczą nie tylko obywateli Chin, a każdego z nas - jeszcze nie w tak dużym stopniu jak Chińczyków, ale z coraz dynamiczniejszym rozwojem AI i ogólnie nowych technologii jest to problem coraz bardziej i nas dotykający.
instagram.com/joannaoksiazkach facebook.com/joannaoksiazkachfb
Gdybym miała swoją własną prywatną listę najważniejszych dla mnie książek - takich, które znacząco wpłynęły na moje życie, decyzje, świadome wybory to „Chiny 5.0” miałyby dożywotnio gwarantowane miejsce na samym podium. Będę ten szalenie aktualny i ważny reportaż niemieckiego dziennikarza, wieloletniego korespondenta w Pekinie Kaia Strittmattera- nawet nie polecać, a wręcz...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-13
2019-08-08
2019-05-28
2019-07-10
“Drood” to opowieść o dwóch bucach - megalomanie Charlesie Dickensie i mizoginie opiumiście Wilkiem Collinsie. Zwłaszcza ten drugi jest wyjątkowo antypatyczny. Dodajmy, że to właśnie on jest głównym narratorem powieści. Czujecie się teraz zniechęceni do lektury “Drooda”? A to BŁĄD - gdyż ta prawie tysiąc stronicowa cegła to arcydzieło! To jedna z tych książek, których w trakcie czytania nie chciałam kończyć - jak najdłużej chciałam delektować się każdym wybornie złożonym zdaniem, każdym idealnie dobranym słowem. Dla mnie powieść perfekcyjna - kompletnie pozbawiona jakichkolwiek wad. Wprawdzie dostałam zupełnie coś innego niż się spodziewałam, ale nie ma mowy o tym, żebym była zawiedziona! “Drood” to nie jest typowy “czysty” horror - to zdecydowanie coś więcej - monumentalna, wielowarstwowa powieść z obecnymi - ale nie dominującymi - elementami grozy. Rozczarowane mogą czuć się osoby liczące na krwawy horror z Droodem - niczym Kubą Rozpruwaczem, latającym po Londynie i mordującym co drugą napotkaną osobę. No nie - slasher to to nie jest! Simmons postawił na budowanie atmosfery - grozy, ciągłego niepokoju, posępności, a nie opisywanie latających na prawo i lewo kończyn. Samego tytułowego Drooda w książce też jest mało - pojawia się może na 20-30 stronach. Jednak mimo to zdecydowanie można stwierdzić, iż jest on postacią wielce istotną dla fabuły, tak naprawdę napędzającą całą historię. Na powieść składają się głównie opisy - wiktoriańskiej Anglii, życia codziennego Collinsa i Dickensa. Sama akcja jest dosyć powolna, jednak nie myślcie sobie, że wieje nudą. Co to, to nie! Dzięki gigantycznemu (nie, nie przesadzam!) talentowi pisarskiemu Simmonsowi już od pierwszych stron skutecznie udaje się wciągnąć czytelnika w snutą przez siebie niesamowitą, niepokojącą i pełną nieprzewidywalnych zdarzeń historię. Wprost nie wyobrażam sobie jak gargantuiczną pracę musiał wykonać Simmons robiąc research do tej książki. Tak doskonale odwzorowany i obrazowo opisany jest naturalistyczny klimat XIX-sto wiecznej Anglii, iż miałam wrażenie jakbym czytała powieść napisaną ówcześnie, a nie w XXI wieku. To samo z językiem i stylem, w jakim napisany jest “Drood” - nie znając autora śmiało można by zgadywać, iż czyta się klasyczną wiktoriańską literaturę grozy. Kolejna moja książka Dana Simmonsa i kolejny niemieszczący się w skali gwiazdkowej zachwyt. Dzięki “Droodowi” utwierdziłam się w przekonaniu, że Simmons słabej powieści napisać nie potrafi, a ja z ogromną przyjemnością czytałabym nawet erotyki jego autorstwa. Ogromnie dużo tracicie jeśli nie znacie jeszcze twórczości autora - nie zwlekajcie i nadrabiajcie zaleglości! Akurat “Drooda” zdecydowanie nie poleciłabym na pierwsze spotkanie - chyba najlepszym wyborem byłby “Terror”, ewentualnie “Letnia Noc”. Ale po “Drooda” kiedyś sięgnąć też musicie - bo to GENIALNE dzieło jest!
“Drood” to opowieść o dwóch bucach - megalomanie Charlesie Dickensie i mizoginie opiumiście Wilkiem Collinsie. Zwłaszcza ten drugi jest wyjątkowo antypatyczny. Dodajmy, że to właśnie on jest głównym narratorem powieści. Czujecie się teraz zniechęceni do lektury “Drooda”? A to BŁĄD - gdyż ta prawie tysiąc stronicowa cegła to arcydzieło! To jedna z tych książek, których w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-09
Przepadłam w lekturze „Drugiej wojny światowej” Beevora. To dzieło kompletne i totalne. Monumentalne zarówno objętościowo jak i treściowo. Mnogość źródeł, liczba pozycji w bibliografii i ogrom pracy włożonej w napisanie tej książki oszałamia i wzbudza podziw. Beevor doskonale sprawdza się w roli przewodnika po niezwykle bogatej historii 2 wojny światowej. Historyk posiada wyjątkowy dar do przejrzystego przekazywania wiedzy. W każdym zdaniu czuć pasję autora. Wielość poruszanych wątków, problemów i prezentowanych informacji w żadnym momencie nie przytłacza. Gdyby podręczniki do historii były napisane jak „II WŚ” to klasy o profilu historycznym święciłyby rekordy popularności, a na jedno miejsce na studiowanie historii byłoby więcej kandydatów niż na japonistykę. Beevor poza omówieniem tych szeroko znanych wydarzeń z czasów II WŚ jak Holocaust czy bitwa pod Stalingradem przybliża rownież mniej znane epizody, o których w szkołach nie mówią ani słowa -to m.in. kampania północnoafrykańska, wojna zimowa - żeby wymienić kilka. Całość wciąga niemiłosiernie i pomimo, że to książka historyczna to czyta się z większymi emocjami i wypiekami na twarzy niż 99% kryminałów. I jak to z literaturą faktu - wstrząsa i przeraża dużo bardziej niż nawet najmocniejszy rasowy horror. Dla miłośników pozycja obowiązkowa!
https://www.instagram.com/romyczyta
Przepadłam w lekturze „Drugiej wojny światowej” Beevora. To dzieło kompletne i totalne. Monumentalne zarówno objętościowo jak i treściowo. Mnogość źródeł, liczba pozycji w bibliografii i ogrom pracy włożonej w napisanie tej książki oszałamia i wzbudza podziw. Beevor doskonale sprawdza się w roli przewodnika po niezwykle bogatej historii 2 wojny światowej. Historyk posiada...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-16
“Dybuk” Marka Świerczka jest powieścią ciężka, niezwykle przygnębiająca. Książkę trudno zakwalifikować do jednego gatunku, zdecydowanie nie jest to typowy horror, bliżej jej do powieści drogi z elementami kryminału i grozy. To, co najbardziej zachwyciło mnie w “Dybuku”, to nie wielce skomplikowana czy odkrywcza fabuła, a realizm. To właśnie w wyjątkowo plastycznych opisach i dosadnym języku tkwi największa siła tej powieści. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś książka tak mnie poruszyła i — nie ukrywajmy — rozbiła emocjonalnie. U Świerczka najgroźniejsze i najokrutniejsze dla człowieka nie jest zło kryjące się pod postacią żydowskiego demona, a drugi człowiek. Lektura “Dybuka” zdecydowanie nie należała do najlżejszych czy najprzyjemniejszych, ale jakże satysfakcjonujących. Oby więcej takich książek!
“Dybuk” Marka Świerczka jest powieścią ciężka, niezwykle przygnębiająca. Książkę trudno zakwalifikować do jednego gatunku, zdecydowanie nie jest to typowy horror, bliżej jej do powieści drogi z elementami kryminału i grozy. To, co najbardziej zachwyciło mnie w “Dybuku”, to nie wielce skomplikowana czy odkrywcza fabuła, a realizm. To właśnie w wyjątkowo plastycznych opisach...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-30
2020-05-02
2018-10-11
2020-03-06
2019-07-22
2021-02-02
2019-08-21
Panie i Panowie, król ambitnej i inteligentnej literatury rozrywkowej jest u nas w kraju jeden i nazywa się Maciej Siembieda. Najnowszą powieścią “Kołysanka” tylko udowadnia, że berło i koronę dzierży jak najbardziej zasłużenie i że wcale z królewskim tronem tak szybko żegnać się nie zamierza.
Jakże wspaniała, wręcz mistrzowska jest to powieść! Aż słów mi brak, żeby należycie wyrazić mój zachwyt nad najnowszą - szóstą już - częścią przygód prokuratura IPN Jakuba Kani. Autor jak zwykle serwuje czytelnikom fascynujący miks thrillera, kryminału, sensacji i obfitującej w autentyczne fakty powieści historycznej. Jak przy wszystkich innych książkach - tak i przy “Kołysance” - znów chylę czoła i podziwiam monstrualnie wiedzę historyczną autora, znakomity research, pasję do pisania, która wręcz wylewa się z każdej strony, każdego zdania oraz last but not least umiejętność totalnego zarażenia przedstawianymi tematem i zagadnieniami historycznymi czytelnika! Maciej Siembieda znów oszałamia czytelnika snutą na kartach książki opowieścią - jej rozmachem, wielowątkowością, misterną w najdrobnijeszym szczególe przemyślaną intrygą, zupełnie niespodziewanymi zwrotami akcji i zaskakującym, aczkolwiek bardzo satysfakcjonującym finałem. Naprawdę nie potrafię się do niczego przyczepić, bo i bohaterowie są pierwszorzędnie wykreowani - realistyczni, w swoim zachowaniu i postępowaniu jak najbardziej naturalni i “ludzcy”, czasami wielce oryginalni i dziwaczni - ale nigdy nie karykaturalni. Uwielbiam to jak dużą uwagę autor poświęca i postaciom drugoplanowym - w książkach Siembiedy nie tylko główni bohaterowie posiadają cały wachlarz cech, historię życia - i poboczne postacie dostają swoje wątki. I zawsze są to wątki niesamowicie interesujące. Język i styl? Tu też fani pisarstwa autora będą przeszczęśliwi. “Kołysanka” naszpikowana jest błyskotliwymi i ironicznymi, wypełnionymi poczuciem humoru dialogami, ripostami i spostrzeżeniami. Opisy - te są tak plastyczne, drobiazgowe, z tak ogromnym przywiązaniem do detalu, że “Kołysanka” wypada niczym literacki odpowiednik filmowych dzieł Viscontiego.
“Kołysanka” to kolejny popis wielkiego talentu pisarskiego Macieja Siembiedy. Najnowsza pozycja w niczym nie ustępuje poprzednikom, a ja osobiście - ze względu na wybitnie “moją” tematykę tj. będący w centrum fabuły Śląsk, obfite w autentyczne wydarzenia i postaci historyczne retrospekcje z XIX wieku i powojennego okresu oraz istotną, a wręcz kluczową rolę muzyki klasycznej w całej historii - stawiam “Kołysankę” na samym szczycie podium twórczości autora. I tym sposobem dotychczasowy posiadacz wieńca laurowego - “Miejsce i imię” spadł na drugie miejsce.
Uwierzcie mi - dla mnie to była książką marzenie. Najwykwintniejsza czytelnicza uczta, idealne połączenie rozrywki z ogromną dawką wiedzy. Tak mocno zaangażowałam się w tę historię, tak zżyłam z bohaterami, traktując ich jak dobrych znajomych, że z jednej strony ciekawość zżerała - jak rozwiną i rozwiążą się liczne skomplikowane i pełne tajemnic wątki, z drugiej jednak tak doszczętnie wsiąkłam w tę opowieść i tak doskonale się w niej odnalazłam, że chciałam aby ta czytelnicza przygoda trwała jak najdłużej, nie chciałam szybko się z nią żegnać. Fenomenalna to rzecz!
www.instagram.com/joannaoksiazkach/
www.facebook.com/joannaoksiazkachfb/
Panie i Panowie, król ambitnej i inteligentnej literatury rozrywkowej jest u nas w kraju jeden i nazywa się Maciej Siembieda. Najnowszą powieścią “Kołysanka” tylko udowadnia, że berło i koronę dzierży jak najbardziej zasłużenie i że wcale z królewskim tronem tak szybko żegnać się nie zamierza.
Jakże wspaniała, wręcz mistrzowska jest to powieść! Aż słów mi brak, żeby...
2020-04-27
Zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne jestem w mniejszości, ale dla mnie Abominacja jest perfekcyjna! (Z małym ale.) Ta książka wywarła na mnie tak piorunujące wrażenie, że z jednej strony mogłabym o niej rozprawiać godzinami, a z drugiej trudno mi zebrać się w sobie i napisać o niej parę zdań, bo obawiam się, że nie znajdę odpowiednich słów, które odpowiednio oddałyby doskonałość tej powieści. Nie czytałam recenzji innych czytelników i nie za bardzo potrafię odgadnąć skąd tak niskie oceny, bo Abominacja to Simmons w najlepszym wydaniu. W mojej opinii ta powieść w niczym nie ustępuje Terrorowi - i tu i tu na najwyższy podziw zasługuje gigantyczny research, jaki Simmons musiał wykonać przygotowując się do pisania tej powieści. Z jakimi detalami opisane są tu górskie krajobrazy i cały przebieg wspinaczki. Aż trudno uwierzyć, że autor sam nie jest himalaistą i nie zna Himalajów z autopsji, a jedynie ze źródeł pierwotnych. Jak trafnie Simmonsowi udało się oddać wszelkie lęki i trudności związane ze wspinaczką! Po skończeniu Abominacji od razu sięgnęłam po biografię Kukuczki i w trakcie jej czytania przy niejednym fragmencie łapałam się na tym, że „o! tak samo opisane to było u Simmonsa”. Tak jak w Terrorze tak i w Abominacji zafascynowały mnie opisy przyrody. Simmons jak nikt inny potrafi zniewalająco i plastycznie pisać o zimnych, nieprzystępnych i nieprzyjaznych człowiekowi krajobrazach. Ja wręcz miałam przed oczami te wszystkie skute lodem i ukryte pod śniegiem szczyty i przełęcze i momentami nie mogłam się opędzić myśli, że wolałabym teraz wspinać się przy 40-stopniowym mrozie po Mount Evereście niż siedzieć wygodnie w domu ze świecącym jasno słońcem za oknem.
Jeśli chodzi o samą historię to pomimo długości i niespiesznego tempa, ja się ani przez moment nie nudziłam. Idealnie dawkowana jest tu groza i pomimo, że trudno nazwać Abominację rasowym horrorem to niemal cały czas w trakcie lektury towarzyszyło mi nieodłączne uczucie niepokoju, niepewności, a momentami i autentycznego lęku. Parę razy Simmons mnie zaskoczył, kiedy to zaserwował absolutnie nieprzewidziane twisty fabularne. I tak jak przez większą część książki te zwroty akcji były jak najbardziej naturalne i pasujące do całej opowieści tak niestety w pewnym momencie Simmons przeholował i to był o ten jeden twist za dużo. Nie chcę spoilerować, więc napiszę tylko, że Simmons poleciał Mastertonem. I to takim najbardziej Mastertonowym Mastertonem - 1000% złego smaku i kiczu w kiczu. Ów fatalny fragment to jest tylko parę zdań, niecała strona nawet - ale to jest takie wzniesienie się na absolutne szczyty absurdu i bzdurności, że nie da się tego przemilczeć. Ile ja bym dała, żeby te nieszczęsne pół strony odzobaczyć. Już abstrahując od tego jak pisarz klasy Simmonsa mógł wpaść na tak durny pomysł i zniżyć się do najniższego poziomu, to jakim cudem nikt z wydawców czy redakcji nie zwrócił uwagi na to jak niepasujący i oderwany od całej fabuły jest to fragment i najprościej mówiąc jak zły i tani i dlaczego go nie wyciął? Przecież to aż kłuje w oczy. To jest nagły zwrot z literatury rozrywkowej wyższej klasy w stronę literatury klasy Z.
Mam nie lada problem z końcową jednoznaczną oceną tej powieści. Bo z jednej strony jest to książka, która już na zawsze pozostanie ze mną, bo w pewien sposób wpłynęła na moje życie zarażając mnie nową pasją. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale “Abominacja” rozbudziła we mnie przeogromne zainteresowanie literatura górską, którą jeszcze do niedawna omijałem szerokim łukiem. Ja w ogóle bardzo cenię i uwielbiam książki, które zmuszają mnie do spędzania co najmniej drugie tyle co na właściwej lekturze - na przetrząsaniu internetu i innych źródeł w celu poszerzenia wiedzy i znalezienia jak najwięcej informacji na wspomniany w książce temat. Przez czas czytania Abominacji moja historia wyszukiwań w Google zdominowana była przez wszystko co związane z górami, a przede wszystkim wspinaczkę wysokogórską - od konkretnych szczytów, przez specjalistyczny sprzęt wspinaczkowy, aż do historycznych postaci himalaizmu. Czas spędzony nad lekturą tej książki zaliczam do najpożyteczniejszych i jak najbardziej udanych, nie zamieniłabym tych chwil na żadne inne! A nawet chciałabym, żeby trwały dużo dłużej. Z każdą kolejną przeczytaną stroną ubolewałam, że to już coraz bliżej końca, a ja chciałam, żeby ta pasjonująca pełna śniegu i niebezpieczeństw przygoda trwała bez końca. I gdyby nie ten jeden pozbawiony jakiejkolwiek logiki durny fragment to Abominacji bez wahania dałabym 10 na 10 i okrzyknęła powieścią genialną. I nadal bardzo chcę to zrobić, bo nie uważam, że należy przekreślać bądź znacząco obniżać ocenę całej 600-stronicowej powieści przez kilka zdań - nieważne nawet jak złych i absurdalnych. Jednak też nie mogę całkowicie olać tego niefortunnego fragmentu i udać, że na kartach powieści nie wystąpił. Ach, jak prościej byłoby gdyby Simmons w całości sam napisał Abominację - każde słowo, każde zdanie, a nie na chwilę się znudził pisaniem i oddał pióro Mastertonowi. Mimo tego jednego zgrzytu lekko psującego efekt końcowy i tak Abominacją staje się jedną z książek mojego życia!
https://romy-czyta.blogspot.com
https://www.instagram.com/romyczyta
Zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne jestem w mniejszości, ale dla mnie Abominacja jest perfekcyjna! (Z małym ale.) Ta książka wywarła na mnie tak piorunujące wrażenie, że z jednej strony mogłabym o niej rozprawiać godzinami, a z drugiej trudno mi zebrać się w sobie i napisać o niej parę zdań, bo obawiam się, że nie znajdę odpowiednich słów, które odpowiednio oddałyby...
więcej Pokaż mimo to