Cyryl_Nieugięty

Profil użytkownika: Cyryl_Nieugięty

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 18 godzin temu
69
Przeczytanych
książek
76
Książek
w biblioteczce
66
Opinii
338
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Krótka recenzja:
Jestem rozdarty. W „Yumi i Malarzu Koszmarów” bardzo podobają mi się koncepcje, ale jednocześnie mam straszliwy problem z wykonaniem. Bez dwóch zdań jest to książka osobliwa. Bardzo osobliwa.
Zaznaczę też, że ja czytałem 3 inne książki Sandersona, zatem nie jestem znawcą Cosmere. Jeżeli ktoś się zastanawia, czy jest sens zaczynać przygodę z tym autorem od „Yumi i Malarza Koszmarów”, to mówię zdecydowane nie.
Osoby, które mają za sobą „Drogę królów” zapraszam po więcej informacji do długiej recenzji. Jeżeli ktoś chciałby zacząć przygodę z Sandersonem, odsyłam do moich recenzji „Rytmatysty” i „Rozjemcy”.

Długa recenzja:
Ja z reguły nie czytam blurbów i nie wiedziałem, o czym ma być ta książka. Na jej opisy spojrzałem dopiero po skończonej lekturze. Okazały się bardzo ogólne i nie dziwię się marketingowcom. Strasznie ciężko jest wytłumaczyć założenia „Yumi i Malarza Koszmarów” bez ucinania istotnych detali.
W dużym skrócie w książce śledzimy wątki dwóch postaci z dwóch różnych światów. Tytułowy Malarz koszmarów, niejaki Nikaro, zajmuje się… no cóż… malowaniem koszmarów aby chronić mieszkańców swojego świata. Tytułowa Yumi z kolei zajmuje się Yumizacją… nie no, żartuję. Yumi zajmuje się przywoływaniem duchów, aby ułatwiać życie mieszkańcom swojego świata.
Nie chcę zdradzać za dużo, więc w nakreśleniu fabuły ograniczę się do stwierdzenia, że tytułowe postacie spotykają się w tajemniczy sposób i muszą sobie wzajemnie pomóc. Jak to wychodzi?
Osobliwie. Początkowe poznanie się Yumi i Malarza straszliwie mnie wymęczyło przez ilość ekspozycji. Później było nieznacznie lepiej. Wynika to z tego, że powieść skupia się przede wszystkim na relacjach między bohaterami.
Wątki fabularne, w sensie wydarzenia związane z rozwiązywaniem problemów, są tutaj w gruncie rzeczy drugoplanowe. Gdyby wyciąć połowę scen nakreślania relacji, to książkę dałoby się odchudzić o jakieś 173 z 432 stron.
Dodatkowo w „Yumi i Malarzu koszmarów” nie ma antagonisty. Główni bohaterowie walczą w gruncie rzeczy z siłami natury swoich światów oraz własnymi słabościami i cechami charakteru. Towarzyszą im w tym postacie poboczne, które wypadają naprawdę dobrze.
Niestety Yumi i Malarz to nie są postacie na tyle ciekawe, aby książka skupiona na nich mogła mnie zaangażować. Być może wypaliliby w innej historii jako bohaterowie drugoplanowi.
Z napisaniem recenzji czekałem kilka dni, żeby jeszcze nad tym pomyśleć i podtrzymuje swoje zdanie. Jeżeli nie polubimy głównych bohaterów, to powieść bardzo nas zmęczy, a reszta elementów nam tego nie wynagrodzi.
Jak już mówiłem – fabularnie niewiele się tutaj dzieje. No to może chociaż światy przedstawione wypadają rewelacyjnie? No niezbyt. Nie mówię, że Sanderson zawalił worldbuilding po całości. Stwierdzam jedynie, że:
a) Świat Yumi jest bardzo prosty i brakuje mu głębi.
b) Świat Malarza jest bardzo podobny do naszego.
W związku z tym światy nie są specjalnie ciekawe. Owszem, mają pewne ciekawe koncepcje w stylu linii hionowych lub roślin, ale to zdecydowanie za mało.
Do tego wszystkie dochodzi problem (lub zaleta) narratora. Już od piątej strony wiadomo, że jest nim znany fanom Sandersona Hoid. Wypada on… osobliwie, ale pojawia się w samej fabule i ma całkiem zabawną rolę.
W związku z tym pojawiają się tutaj odniesienia do Cosmere. Nie wyłapałem wszystkich w trakcie czytania i wyraźnie czułem, że czegoś nie łapię. Jak doczytałem później w sieci, są tutaj nawiązania do wielu powieści Cosmere.
Ze znajomością „Rozjemcy” oraz „Drogi królów” rozpoznałem sporo nawiązań do „Archwium burzowego światła”. Sam Hoid opowiada historię, jakby skierował ją do mieszkańców Rosharu (albo osób, które znają Roshar). Z tego względu odradzałbym lekturę osobie, która chce zacząć przygodę z Sandersonem od „Yumi i Malarza koszmarów”.
Na sam koniec muszę ochrzanić wydawnictwo. Książka ma sporo ilustracji. Są ładne, ale zostały dziwnie rozmieszczone. Większość z nich przedstawia wydarzenia, które mają miejsce kilka stron wcześniej. Rzadko kiedy ilustracja odnosi się do tekstu obok. W paru przypadkach naprawdę wybijało mnie to z rytmu, szczególnie jeśli rysunek z np. tylko Malarzem pojawia się między stronami wątku tylko Yumi.

Podsumowanie:
„Yumi i Malarz koszmarów” mogą się spodobać fanom Sandersona i Cosmere. Jeżeli wcześniej nie czuliście chemii z autorem, to również tutaj jej nie poczujecie. Książkę polecam tym, którzy lubią, kiedy powieść skupia się na relacjach między postaciami.
Ja daję 4/10, bo jest to książka osobliwa. Fabuła nie zachwyca, światy są okej, a śledzenie relacji między Yumi i Malarzem będzie męczące, jeśli nie polubi się którejś z postaci.

Krótka recenzja:
Jestem rozdarty. W „Yumi i Malarzu Koszmarów” bardzo podobają mi się koncepcje, ale jednocześnie mam straszliwy problem z wykonaniem. Bez dwóch zdań jest to książka osobliwa. Bardzo osobliwa.
Zaznaczę też, że ja czytałem 3 inne książki Sandersona, zatem nie jestem znawcą Cosmere. Jeżeli ktoś się zastanawia, czy jest sens zaczynać przygodę z tym autorem od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krótka recenzja:
Posłużę się porównaniem. Wyobraź sobie, że kolega zaprasza cię na obiad. Przychodzisz do niego i okazuje się, że zapomniał go ugotować. W takim wypadku parzy ci pyszną kawę oraz podaje bardzo smaczną bułeczkę cynamonową.
Niby dostajesz coś dobrego, ale jednak żołądek nadal cię ssie. W związku z tym na dokładkę dostajesz makaronik, który okazuje się jeszcze lepszy od kawy i bułeczki, ale nadal jesteś głodny.
Analogicznie sytuacja wygląda z „Legendami i latte”. Spodziewałem się powieści, a dostałem słodkie czytadło. Nie powiem, żeby źle mi się je czytało, ale pozostawiło niedosyt, zupełnie jak deser w miejsce obiadu.
Po więcej szczegółów zapraszam do długiej recenzji.

Długa recenzja:
„Legendy i Latte” kończy mój książkowy triatlon z książkami z motywem kawiarni. W tej kategorii jest to zdecydowanie najlepsze dzieło, jakie przeczytałem. Travis Baldree cudownie oddał charakterystykę pracy w kawiarni i mówię to jako barista. Po marnym „Zabierz mnie na pumpkin latte” i okropnym „Zanim wystygnie kawa” dałem się pozytywnie zaskoczyć.
Bardzo mocną stroną „Legendy i Latte” są główne postacie mimo ich jednowymiarowości. Łatwo się z nimi zżyć, każdy dokłada coś do historii, ale są głębokie jak brodzik. Jeszcze płytszy okazuje się antagonista, o ile tą postać można tak nazwać.
Głębi brakuje też światu przedstawionemu. W kontekście tej książki nie jest to problem. Kraina fantasy oraz rasy są dość typowe, a system magiczny pojawia się w minimalnym stopniu. Myślę, że odnajdzie się tu większość osób, która miała minimalną styczność z klasyczną fantastyką.
Fabułę możemy sprowadzić w całości do jednego zdania. Viv otwiera kawiarnię w świecie fantasy, a potem prowadzi ją mierząc się z wyzwaniami, jakie to za sobą niesie. Na pewnym etapie pojawia się też malutki wątek romansowy. Osoby czytające książki dla fabuły nie znajdą tu nic wartego uwagi.
„Legendy i Latte” sprawdza się jako sympatyczne czytadło na jesienny wieczór. Nie potrafię nazwać tego tworu powieścią, a jednocześnie miło mi się je czytało.
Na sam koniec wspomnę, że po epilogu pojawia się ok. 30 stronnicowe opowiadanie prequelowe. Wypada lepiej od reszty książki, bo przynajmniej ma sensowną strukturę fabularną. Uważam, że warto je przeczytać przed właściwą książką.

Podsumowanie:
„Legendy i Latte” to jest druga najgorsza książka, jaką mogę uczciwie polecić. Jeśli ktoś chce przeczytać, coś luźnego, odprężającego i bardzo słodkiego albo interesuje go motyw otwierania kawiarni, to polecam. Jeżeli ktoś szuka ciekawej fabuły i bogatego świata fantasy, to odradzam.
Niestety ja książki staram się oceniać obiektywnie. Jako, że „Zanim wystygnie kawa” dostało ode mnie 1/10, a „Zaproś mnie na pumpkin latte” 3/10, to „Legendy i Latte” oceniam na hojne 4/10.

Krótka recenzja:
Posłużę się porównaniem. Wyobraź sobie, że kolega zaprasza cię na obiad. Przychodzisz do niego i okazuje się, że zapomniał go ugotować. W takim wypadku parzy ci pyszną kawę oraz podaje bardzo smaczną bułeczkę cynamonową.
Niby dostajesz coś dobrego, ale jednak żołądek nadal cię ssie. W związku z tym na dokładkę dostajesz makaronik, który okazuje się jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krótka recenzja:
„Mojra. Przeklęte dzieci Inayari” jest bardzo dobrą książką amatorską. Kojarzy mi się z powieściami, które opublikowano na serwisie w stylu Wattpada, a potem zostały wydane (np. „Szklany tron”).
Czy to jest komplement z mojej strony? Nie.
Debiut Agnieszki Kulbat uważam za raczej nieudany. Dlaczego? Po więcej informacji zapraszam do długiej recenzji i podsumowania.

Długa recenzja:
Na wstępie zaznaczę, że do powieści będę się skrótowo odnosił „Mojra”, mimo tego, że jest to nazwa serii.
Dla kontekstu dodam, że osobiście nie planowałem sięgać po tą powieść w okolicach premiery. Do lektury skłoniła mnie jedna z wypowiedzi autorki, że napisała fantasy dziejące się w fikcyjnej krainie, a nie w Polsce jak to lubią robić nasi krajowi pisarze. Dodatkowo „Mojrę” znalazłem w abonamencie na Legimi. Stwierdziłem, że w takim razie dam jej szansę.
Nie chcę powiedzieć, że się zawiodłem, bo nie miałem żadnych oczekiwań. Nastawiałem się jedynie na powieść fantasy, a dostałem coś między młodzieżówką i powieścią YA w formie dark fantasy skierowanym do kobiet.
I tutaj chyba leży jeden z moich największych problemów z „Mojrą”. Ta książka jest zbyt infantylna pod kątem relacji międzyludzkich dla czytelników YA, a jednocześnie zbyt mroczna i brutalna dla młodzieży (aczkolwiek żałuję, że autorka nie przedstawiała żadnej sceny tortur choć ich temat często się przewija).
Na plus wypada przynajmniej system magiczny oparty na runach i kolorach mocy. Istnieją tutaj sztampowe zaklęcia w stylu kul ognia, aczkolwiek autorka wprowadza też kilka ciekawych koncepcji i nawet sprawnie ich używa. Nie chcę zdradzać więcej, bo ciekawsze przykłady wiązałyby się ze spoilerami.
Z kolei dużym problemem są tutaj postacie. Z jednej strony bazują na kliszach, ale Aiden i Rayn (główni bohaterowie) zostali zmodyfikowani na tyle, że nie wypadają bardzo sztampowo. Z jednej strony mamy służbistkę-indywidualistkę, a z drugiej sarkastycznego, nieco śliskiego trolla (w znaczeniu internetowym, nie rasy fantasy).
Początek zapowiadał się nawet nieźle. No ale później wszystko zaczęło się sypać. Aiden ma tendencję do wprowadzania chaosu w scenach i początkowo mi się to podobało. Potem stawało się makabrycznie niezręczne. Relacja między Aidenem i Rayn jest strasznie dziwna. Wiele dialogów z ich udziałem wypada niepokojąco. Okej, główną bohaterką jest kapłanka w kobiecym zakonie, więc nic dziwnego, że nie wie, jak zachowywać się przy facetach. W tym kontekście mogę na to przymknąć oko.
Co do postaci drugoplanowych – są. Aurora wydaje się najprzyjemniejsza ze wszystkich, a reszta jest tak niecharakterystyczna, że poza dwoma wyjątkami ich nie pamiętam. Dochodziło nawet do sytuacji, gdzie regularnie myliły mi się postacie, bo autorka nie wprowadza ich zbyt dobrze.
Niestety jeszcze gorzej wypada fabuła. Bardzo mocno czuć, że jest to pierwsza część serii i zakończenie zostawia po sobie niedosyt. Jeszcze większym problem sprawia powolny początek, który wprowadza obecność Aidena oraz opisuje funkcjonowanie zakonu Inayari. Nie mam nic przeciwko przydługim wstępom, ale „Mojra” ma 336 stron, a wstęp pasuje raczej do powieści na minimum 500 stron.
Dalszy przebieg fabuły zupełnie nie uzasadnia początkowego tempa. Nie wiem, czy jest to kwestia zasłyszanego wywiadu z Agnieszką Kulbat, ale mam wrażenie, że w środku powieści autorka mocno improwizowała. Czułe się podobnie jak przy np. „Drodze do Wyraju”, gdzie fabuła była wymyślana na bieżąco podczas pisania. Głównie z tego względu „Mojra” kojarzy mi się z dziełami z Wattpada. Dodatkowo większa intryga jest wprowadzona dopiero w okolicach połowy powieści, może nawet później i nie jest to zrobione dobrze.
Na koniec chcę zwrócić uwagę na język. Ja mam wysoką tolerancję na specyficznie / źle napisane książki. W przypadku „Mojry” wyraźnie widać jeden problem – opisy z wieloma postaciami. W scenach często pojawiają się określenia takie jak np.: kapłanka, runiczna, dziewczyna. Problem w tym, że te opisy pasują do wielu osób biorących udział w scenie. Miejscami nie byłem pewny, kto co robi.

(przydługie) Podsumowanie:
Debiut Agnieszki Kulbat mogę polecić czytelniczkom w przedziale 15-21 lat, które lubią Sarę J. Maas lub Leigh Bardugo. Czy ktoś inny powinien po tą powieść sięgać? Moim zdaniem nie.
Jedynymi ciekawymi elementami „Mojry” są tytułowy zakon Inayari i system magiczny. Niemniej jednak to za mało, żeby uzasadnić lekturę.
Mam lekki problem, żeby wystawić ocenę punktową dla tej powieści. Gdybym dostał ją od amatora, to poklepałbym go po plecach i powiedział, że widać potencjał, a następna książka, którą napisze na 100% zostanie wydana.
No ale „Mojrę” wydało wydawnictwo tradycyjne i tutaj mam zgrzyt. Absolutnie nie jest to najgorsza książka jaką w życiu czytałem. Na pewno plasuje się poniżej średniej oceniając ją względem innych, podobnych powieści.
Jeżeli miałbym wybrać między kolejną książką Kulbat, a np. Sary J. Maas, to wybrałbym Kulbat. Jednocześnie nie mogę się pozbyć wrażenia, że „Mojra” jest zbyt mało oryginalna i podobne schematy widziałem już wiele razy, szczególnie w książkach amatorów.
Subiektywnie jest to dla mnie lektura 2/10 (czyli 2x lepsza niż „Szklany tron”), ale taka ocena byłaby krzywdząca dla autorki. „Mojrze” daję ocenę 4.25/10, ale klasycznie zaokrąglam, więc w recenzji widać 4/10. Trzyma wyższy poziom od dzieł innych autorek fantasy z Polski, ale ogólnie wypada poniżej książkowej średniej.

Krótka recenzja:
„Mojra. Przeklęte dzieci Inayari” jest bardzo dobrą książką amatorską. Kojarzy mi się z powieściami, które opublikowano na serwisie w stylu Wattpada, a potem zostały wydane (np. „Szklany tron”).
Czy to jest komplement z mojej strony? Nie.
Debiut Agnieszki Kulbat uważam za raczej nieudany. Dlaczego? Po więcej informacji zapraszam do długiej recenzji i...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Cyryl_Nieugięty

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
69
książek
Średnio w roku
przeczytane
9
książek
Opinie były
pomocne
338
razy
W sumie
wystawione
67
ocen ze średnią 5,3

Spędzone
na czytaniu
524
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]