rozwiń zwiń
Peter

Profil użytkownika: Peter

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 2 dni temu
24
Przeczytanych
książek
59
Książek
w biblioteczce
16
Opinii
130
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Czytając Chołod, który tak naprawdę jest 2 opowieściami, miałem w generującej się automatycznie wizualizacji powieści bardzo ograniczone spektrum barw - od bieli poprzez wszystkie odcienie szarości po czerń.
To nie był "przedwojenny" czarnobiały z kinematografii, który można sobie pokolorować, a biel, szarość i czerń wynikająca zarówno z miejsc gdzie dzieje się w większości akcja jak i nastroju powieści.
Ostatni raz taki efekt miałem czytając Drogę Cormaca McCarthego.
Genialny materiał na monumentalny film, np. z epickim ujęciami na wygenerowany w CGI tajemniczy Chołod.
Liczba wątków akurat, niektóre być może zbyt szybko ucięte (jak Kondzio trafił do bolszewików), inne dla znających się nieco na antropologii przewidywalne (kaleka jako medium), ale ogólnie czyta się doskonale.
Twardoch mistrz słowa!

Polecam!

Czytając Chołod, który tak naprawdę jest 2 opowieściami, miałem w generującej się automatycznie wizualizacji powieści bardzo ograniczone spektrum barw - od bieli poprzez wszystkie odcienie szarości po czerń.
To nie był "przedwojenny" czarnobiały z kinematografii, który można sobie pokolorować, a biel, szarość i czerń wynikająca zarówno z miejsc gdzie dzieje się w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zuza chce mieć dzidziusia Delphine Durand, Thierry Lenain
Ocena 3,5
Zuza chce mieć... Delphine Durand, Th...

Na półkach:

Książeczka o tym jak dzieci w wieku przedszkolnym (a w zasadzie dziewczynka) udają, że są w ciąży - od symbolicznego (ale broń Boże nie wulgarnego) zapłodnienia, po widoczne dla dzieci oznaki ciąży (brzuch, ruchy płodu, apetyt na słodkości) po śmieszne rozwiązanie (z "żywym" braciszkiem).
Dziewczynka pewnie obserwowała matkę, jak była w niedawnej ciąży i stąd jej zainteresowanie.

A tymczasem stado oburzonych 'madek' dostaje pierdolca i dopatruje się w tym oznak pedofilii, upadku obyczajów etc. Ludzie zluzujcie poślady.

Książeczka o tym jak dzieci w wieku przedszkolnym (a w zasadzie dziewczynka) udają, że są w ciąży - od symbolicznego (ale broń Boże nie wulgarnego) zapłodnienia, po widoczne dla dzieci oznaki ciąży (brzuch, ruchy płodu, apetyt na słodkości) po śmieszne rozwiązanie (z "żywym" braciszkiem).
Dziewczynka pewnie obserwowała matkę, jak była w niedawnej ciąży i stąd jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Beaty Szady „Warmia i Mazury” jest drugą obok „Poniemieckiego” Karoliny Kuszyk, pozycją która opowiada o kulisach i następstwach zmiany granic naszego Państwa po II WŚ. Obydwie książki wydane zostały w odstępie kilku miesięcy w ramach serii Sulina wyd. Czarne.

Obszerną, i dość osobistą recenzję „Poniemieckiego” umieściłem tutaj. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4898733/poniemieckie/opinia/54916622?#opini...

W skrócie, recenzuję obie książki jako mieszkaniec Kielc (od urodzenia), rodzinnie związany z Dolnym Śląskiem gdzie po wojnie osiedli dziadkowie (pochodzili z Wielkopolski) i skąd pochodzi mój ojciec.

Obydwie książki, opowiadają o kulisach i następstwach zmiany granic, ale nieco w innej formie i treści. Karolina Kuszyk w swojej opowieści „wychodzi” od poniemieckich rzeczy – od garnków, olejodruków, mebli, narzędzi gospodarskich po całe domostwa – które są pretekstem do opisania losów ludzi. Tych którzy musieli je dobrowolnie lub pod przymusem porzucić, i tych którzy później weszli w ich posiadanie. U Beaty Szady punktem wyjścia są ludzie z którymi przeprowadza wywiady i opisuje ich historię; a wspominane „rzeczy” są scenografią w której zachodzą procesy społeczne, gospodarcze, własnościowe i trochę … polityczne.

Karolina Kuszyk opisuje głównie historie z Dolnego Śląska; Lubuskiego i Zachodniopomorskiego; Beata Szady jak tytuł wskazuje – skupia się na terenach obecnego woj. warmińsko-mazurskiego; a dokładniej na pograniczu Warmii i Mazur. Obydwie książki – mimo, że zawierają wiele zbieżnych historii - wspaniale się uzupełniają; z prostego powodu.

W Poniemieckim historia miała prosty schemat. Niemcy wyjechali; Polacy przyjechali. Przez chwilę mieszkali razem, co było genezą dla wielu smutnych, tragicznych, ale i czasami humorystycznych anegdotek.
Na Mazurach i Warmii schemat był inny. Niemcy wyjechali. Ale zostali oni – Mazurzy, Warmiacy – „prawie Polacy?”, „nie Niemcy?”. Miejscowi, mówiący „prawie po polsku”, ale z Polską raczej się nie utożsamiający. Znaleźli się jakby w czyśćcu. A raczej na dolnych jego poziomach. Doświadczyli przedsionka piekła, szczególnie w upiorną mroźną zimę 1945. To o nich pisze autorka.
Beata Szady zaczyna jednak od kulis plebiscytu 1920 r. To był pierwszy test by się określić. Albo czarny, albo biały. Żadnych odcieni, żadnych „trochę Polak, trochę Niemiec, Mazur, Warmiak, Prusak”. Wybór ten w 1920 będzie miał brzemienne skutki dla wielu po 1945. Jednak dogrywka zaproponowana przez nowe władze, była już na innych zasadach. Niejasnych, niepewnych.

Książka w dalszej części, to cykl wywiadów z tymi miejscowymi, których powojenne wybory wrzucały w młyny powojennej historii. Wiązała się z tym niepewność, grabieże, sprowadzanie do obywateli drugiej kategorii, co powodowało powolny i systematyczny, moderowany przez władze exodus do RFN. Jedni wyjeżdżali, a przyjeżdżali nowi. Polacy z Kresów, północnego Mazowsza, Podlasia.
Widoczne i wyraźne małe „mikrotożsamości” Warmiaków-katolików, Mazurów-protestantów rozmywały się w napływowym, szarym, bezkształtnym sosie.

Wbrew pozorom opowieści napływowych, w przeciwieństwie do „Poniemieckiego” są w mniejszości. Zabrakło, moim zdaniem dwóch-trzech rozdziałów o początkach osadnictwa pisanych z perspektywy nowych osiedleńców. Jak przejmowali majątki, jak wyglądały trudności aprowizacyjne, użeranie się z dwuwładzą (sowiecko-PRLowską). Więcej nt. temat przeczytałem w Dziennikach Prus Wschodnich Hansa Lehndorfa.

Wątek nowych Warmiaków i Mazurów pojawia się później, i dotyczy bilansu przejęcia tych ziem z perspektywy czasów dzisiejszych. To obraz kolosalnych materialnych zaniedbań, rozbieranych siedlisk i kolonii ale też braku zakorzenienia, tymczasowości. Szczególnie ten ostatni wątek bardzo ciekawie opisał wspomniany w książce ksiądz Grzegorz Bielawny w wywiadzie dostępnym na You-Tube „Katolicy w granicach Prus Wschodnich w XIX i XX w.”

Jest też w książce iskra nadziei skupiona wokół pasjonatów regionu, którzy pielęgnują szczątki kultury Warmiaków i Mazurów. Jest ich coraz więcej, jednak jak słusznie zauważa autorka – jest ich zdecydowanie mniej – niż pasjonatów poniemieckich ziem zachodnich np. we Wrocławiu.
Moim zdaniem tłumaczenie jest proste. Wymiana ludności za zachodzie była chirurgiczna, Polacy szybko zastąpili Niemców – i mieli więcej czasu na pełne zakorzenienie się, niż na dawnych terenach Prus Wschodnich.

Na Warmii i Mazurach mieliśmy do czynienia z trzecim elementem – polskojęzycznymi autochtonami – których przez dziesiątki lat PRL tożsamość była na cenzurowanym, bo za bardzo łączyła się germańskością. Gdy przyszedł nowy czas – Nowi „Mazurzy i Warmiacy” byli spóźnieni kilka dekad w stosunku do np. pasjonatów Szczecina, Gdańska czy Wrocławia.

Bardzo ciekawym wątkiem była walka pomiędzy rozrastającym się Kościołem Katolickim, a schodzącym demograficznie Kościołem Protestanckim. Nie miałem świadomości o stylu w jakim następowało przejęcie nieruchomości sakralnych.

Podsumowując, dla mnie – kielczanina, ze środka „kongresówki” – to była bardzo ciekawa lektura. Która pokazuje, że dawny teren Prus Wschodnich to nie tylko nieprzebrane bogactwo pięknej przyrody - ale też mozaika kultur, zabytków, architektury – niestety brutalnie przeoranej w 1945 i później.

Książka, jest niezwykle lekko napisana, rozdziały połykało się jeden za drugim. Każdy z nich to kolejny element tej wspomnianej mozaiki. To kolejny powód, by w końcu porządnie zwiedzić tą część Polski – o której od paru lat zbieram mnóstwo informacji, ale ciągle nie ma na to czasu.

Na koniec osobista refleksja. Ciekaw jestem czy gdyby w 1920 – za Polską nie opowiedziało się kilka wsi, tylko 2-3 powiaty – czy nie byłyby one dzisiaj takimi Kaszubami albo Kociewiem? Z silną tożsamością, żywym językiem i kulturą? Być może nie uniknęły by zniszczeń wojennych, ale na pewno miejscowa polskojęzyczna ludność nie miała by po 1945 przetrąconego kręgosłupa.

Książka Beaty Szady „Warmia i Mazury” jest drugą obok „Poniemieckiego” Karoliny Kuszyk, pozycją która opowiada o kulisach i następstwach zmiany granic naszego Państwa po II WŚ. Obydwie książki wydane zostały w odstępie kilku miesięcy w ramach serii Sulina wyd. Czarne.

Obszerną, i dość osobistą recenzję „Poniemieckiego” umieściłem tutaj....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Peter TFardovsky

z ostatnich 3 m-cy

statystyki

W sumie
przeczytano
24
książki
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
130
razy
W sumie
wystawione
24
oceny ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
166
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]