rozwiń zwiń
Erich

Profil użytkownika: Erich

Warszawa Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 1 godzinę temu
226
Przeczytanych
książek
227
Książek
w biblioteczce
85
Opinii
322
Polubień
opinii
Warszawa Mężczyzna
Dodane| 3 książki
Strony www:
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Kogo z nas nie kręci przygoda? Kto z nas nie łamał zakazów i nakazów rodziców, wypuszczając się w nieznane? Nikt nie analizował za i przeciw, nie kalkulował ryzyka i niebezpieczeństw. Był plan, choćby i szalony, który po prostu trzeba było wcielić w życie i ze zgraną ekipą wyruszyć ku przygodzie. To wtedy zawiązywały się najmocniejsze nici przyjaźni, młodzi ludzie uczyli się czym jest zaufanie i wsparcie, a kupiona na spółkę oranżada starczała wszystkim na pół dnia... brakuje mi tych dni, tej beztroski, upałów, okalających nasze osiedla “obcych” ziem, które tylko czekały na eksplorację, a ich skarby kusiły nas i nawoływały, kiedy w parne letnie noce leżeliśmy w łóżkach i wsłuchiwaliśmy się w odgłosy dobiegające naszych uszu zza szeroko otwartych okien.

Dlatego wprost uwielbiam historie, które co prawda bazują na utartym i doskonale znanym czytelnikowi schemacie, niemniej zawsze dają mi mnóstwo radości, dziecięcej magii i wspomnień. Tak jak mój gust czytelniczy ewoluuje od jakiegoś czasu w kierunku gęstego mroku, weirdu i niecodzienności, tak historia opisana przez Maćka Lewandowskiego w “Grzechócie” jest jednym z niewielu wyjątków literackich, po które sięgam zawsze i na które nadal nieustannie czekam w zapowiedziach książkowych. Chyba nieco podświadomie szukam i chcę co jakiś czas poczuć się znowu jak małolat, którego największym problemem jest kartkówka i kanapki z szynką.

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z literaturą, chyba tak jak każdy młody chłopak uwielbiałem przygodówki - Tomek Sawyer, Tomek Wilmowski, Adam Cisowski, a później Jupiter, Pete i Bob którzy byli bohaterami kilkudziesięciu książek kryminalnych o “Przygodach trzech detektywów” powodowali ten charakterystyczny dreszcz czegoś nieznanego, buzujące emocje i myśli, które krążyły tylko i wyłącznie wokół nowej powieści i ukrytej na kartach książki tajemnicy.

Niewiele później poznałem także serię, która na dobre wepchnęła mnie w objęcia grozy i potworności, czyli “Szkołę przy cmentarzu”. Oczywiście z czasem zacząłem szukać poważniejszych i dużo mroczniejszych opowieści, natrafiając na “TO” Kinga, “Letnią noc” oraz “Magiczne lata” Simmonsa, filmowo “Goonies” czy “Super 8”, “Eerie Indiana”, “Gęsia skórka”, “Czy boisz się ciemności”, a w ostatnim czasie serial “Stranger Things”. I mimo, że rocznikowo od jakiegoś czasu jest “4 z przodu” śmiało i zupełnie szczerze mogę stwierdzić, że nadal gdzieś tam w środku siedzi ten młody chłopak, którego tego rodzaju historie niesamowicie kręcą i fascynują.
Jestem też ogromnym fanem “urban legends” z całego świata (aktualnie zaczytuję się legendami o Yokai i Yurei, a także historiami z Wysp Owczych i Islandii), więc kiedy tylko usłyszałem o “Grzechócie” od razu wskoczył on na czubek Hałdy Hańby i niezwłocznie zabrałem się do lektury. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z piórem Lewandowskiego, najbardziej cenię go za “Cienie Nowego Orleanu”, ponieważ jako fanboj Lovecrafta znalazłem tam genialnie ciężki klimat nasączony wręcz sugestiami i bezpośrednio odnoszący się do świata jaki stworzył i jakim władał Samotnik z Providence.

Akcja powieści “Grzechót” skupia się wokół paczki przyjaciół - Kuby, Mai i Sławka, którzy mieszkają w zmyślonej na potrzeby książki miejscowości Czartyże, na Kaszubach. Młodzi, jak to młodzi, spędzają lato na zabawach, grach i szaleństwach, a gdzieś w tle czai się mroczna legenda miejska, z którą będą musieli się niedługo zmierzyć. Mowa o Czarnej Wołdze, tajemniczym aucie, którym straszono całe pokolenia dzieciaków w Polsce, a na które pewnego dnia natyka się Kuba, przedzierający w poszukiwaniu zagubionej piłki przez chaszcze na posesji starego (i podobno szalonego) pana Winnickiego... To, co wydarzy się w starej szopie zmieni wiele w dotychczasowym beztroskim życiu całej ekipy, a także wielu osób z ich otoczenia. Nadchodzi bowiem potworność i mrok, na które ani oni, ani mieszkańcy wsi zdecydowanie nie są gotowi. Kuba nieświadomie obudzi bezwzględne i brutalne upiory przeszłości, a walka z nimi zdaje się być skazana na porażkę i ponad ludzkie siły.

Mimo, iż bardzo szybko zarysowuje nam się schemat jakim podążać będzie historia i właściwie od razu dowiadujemy się, kto i dlaczego należy do której strony mocy, autor przygotował także kilka małych plot twistów, którymi delikatnie próbuje zwieść czytelnika na manowce. Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko, ma doskonałe tempo głównej historii, ale smaku i klimatu dodają również liczne opisy przyrody i podkreślenie upałów panujących podczas śledztwa i walki młodych z przerażającym złem. Nie wiem czy Wy też tak macie, ale mnie zawsze najlepiej czyta się grozę w lecie. Im jest goręcej, parniej i nieznośniej, tym lepiej przyswajam mroczne historie. Dlatego być może i ta opisana w “Grzechócie” tak mi się spodobała i “dobrze weszła”. Tu warto dodać, że Maciek fanem Kinga jest, bo nawiązań do twórczości “króla horroru” (hehe) w tym tekście jest cała masa. Jedne są oczywiste, inne nieco mniej, ale wprawne w literaturze grozy oko wychwyci ich dużo.

Jak to zwykle bywa w książkach których głównymi bohaterami są młodzi ludzie, ani rodzice ani inni dorośli nie są w stanie im uwierzyć, nie mówiąc już o pomocy. Na szczęście w przyrodzie są siły, które równoważą zło, i starają się wspomóc naszych bohaterów w tej nierównej walce. Nie inaczej jest także tutaj, co również wpisuje się w tradycję takich historii, i z jednej strony wystąpić musi, z drugiej jednak chętnie przeczytałbym dużo mroczniejszą opowieść, w której dzieciaki muszą poradzić sobie ze wszystkim same, i niekoniecznie dobrze się to dla nich kończy. Niestety nadal pokutuje w literaturze mainstreamowej założenie, że dobro powinno finalnie zwyciężyć.

Reasumując, “Grzechót” nie jest w żadnym stopniu literaturą odkrywczą czy poruszającą oryginalne i niebanalne tematy, ale nie taki miał być także zamysł tej powieści. Jeśli podzielacie moje zdanie z początku tej recenzji, macie ochotę przenieść się do lat młodości, aby po raz kolejny zawalczyć ze złem, to nową powieść Maćka zdecydowanie pochłoniecie z wypiekami na twarzach, a po jej zakończeniu pozostanie wam w kąciku ust ledwie dostrzegalny uśmiech, będący odzwierciedleniem emocji skrywających się głęboko w was. Wspomnienia i doświadczenia bowiem, zwłaszcza te przyjemne, są tym co nas zbudowało i ukształtowało takimi jakimi jesteśmy dzisiaj. A wiem na pewno, że zarówno w was jak i we mnie siedzi nadal ten dzieciak, który planował wyprawy, ostrzył sobie zęby na tajemnicze opuszczone miejsca, nie dawał za wygraną w dążeniu do spełniania młodzieńczych marzeń o eksploracji i odkrywaniu nieznanego. To dla tego dzieciaka jest ta powieść, a ja uważam, że przede wszystkim dla niego powinniście ją przeczytać 😉.

Kogo z nas nie kręci przygoda? Kto z nas nie łamał zakazów i nakazów rodziców, wypuszczając się w nieznane? Nikt nie analizował za i przeciw, nie kalkulował ryzyka i niebezpieczeństw. Był plan, choćby i szalony, który po prostu trzeba było wcielić w życie i ze zgraną ekipą wyruszyć ku przygodzie. To wtedy zawiązywały się najmocniejsze nici przyjaźni, młodzi ludzie uczyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubi się z nami Grady zabawić. Przeczytałem większość jego powieści i jego styl snucia swych historii zdecydowanie do mnie przemawia. Z jednej strony problemy społeczne serwowane nam często z przymrużeniem oka, z drugiej delikatna groza i oblekanie fabuły w jej macki. Nie inaczej było i tym razem z tym, że opowieść skupia się na trudnych relacjach rodzinnych. Konkretnie na problemach jakie ma ze sobą i otaczającą ich rzeczywistością rodzeństwo – Louise i Mark Joynerowie.

Nie chcę sypać frazesami ani udawać wielkiego filozofa, ale moje 40-letnie doświadczenie życiowe nauczyło mnie i potwierdziło fakt, że nasze dzieciństwo i przeżyte wtedy sytuacje zdecydowanie mogą i często wpływają na dalsze życie i kształtują charakter. Zarówno w dobrym jak i złym kierunku. Oczywiście wiele zależy także od nas samych, przemyśleń, wyborów i zasad, którymi się kierujemy, niemniej to co zostało nam wpojone za młodu, czego byliśmy świadkami, jak pewne sprawy były nam przedstawiane przez dorosłych – to wszystko ma ogromny wpływ na to jak postrzegamy świat, co lubimy, a czego się panicznie boimy…

Rodzeństwo Joynerów wychowywało się w niezbyt zamożnej i dość zwyczajnej rodzinie. Mieszkali w domu w Charleston, na południowo-wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. To, co powodowało, że ich młodość nie przebiegała “klasycznie”, to zamiłowanie ich matki do lalek. Cały dom dosłownie pękał w szwach od przeróżnych pacynek, zwierzątek, kukiełek i pajacyków. Każda z nich otoczona była miłością i przywiązaniem ich twórczyni, i o każdej z nich Nancy Joyner miała jakąś historię i anegdoty, które chętnie opowiadała dzieciom do snu. Z pozoru sielankowa atmosfera, pełne magii dorastanie w wyimaginowanych światach, mając u boku dziesiątki uśmiechniętych i mięciutkich przyjaciół. Co może pójść nie tak…?

Mark i Louise nie byli jednak traktowani tak samo. Dziewczynkę od najmłodszych lat charakteryzowała ambicja w nauce i wytrwałe dążenie do samodoskonalenia, natomiast jej brat kombinował, uciekał od odpowiedzialności i zawsze był pod parasolem rodziców, którzy potrafili znaleźć wytłumaczenie dla nawet najgłupszych jego wybryków. I to właśnie, na wiele lat, poróżniło rodzeństwo. Do tego stopnia, że zerwali ze sobą kontakt, Louise wyprowadziła się do San Francisco, ułożyła sobie życie i poniekąd zapomniała o bracie i wspomnieniach trudnej młodości.

Niestety nie był jej pisany spokój i wychowywanie córki Poppy z dala od problemów. Pewnego dnia odebrała telefon, który na zawsze miał zmienić jej życie. Dzwonił Mark informując, że ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym i czy tego chce czy nie, musi przylecieć do domu.

Tutaj zaczyna się akcja właściwa powieści, której autorowi udało się nadać genialne tempo i doskonale poprowadzić do nie tak znowu oczywistego finału. Tytuł “Jak sprzedać nawiedzony dom” moim zdaniem wymyślony został z przekąsem, aby delikatnie zmylić tropy czytelnika. Oczywiście fakt chęci przeprowadzenia takowej transakcji ma miejsce i jest poniekąd katalizatorem wszystkich późniejszych wydarzeń i retrospekcji, niemniej nie jest osią tej historii i nie należy skupiać się na nim zanadto.

Bardzo podoba mi się u Grady’ego to, że potrafi bezbłędnie przeskakiwać pomiędzy jawą i snem, tworzyć oniryczny klimat, w którym nawet największa błahostka urasta do rangi poważnej sprawy, a z pozoru śmieszne czy zabawne wydarzenia oraz postaci nagle nabierają głębi i trójwymiarowości. Potrafi płynnie przeprowadzać czytelnika przez opisywane przez siebie światy z wielką gracją i finezją. Udostępnia nam cząstkę swojej wyobraźni i daje porwać się szalonym pomysłom.

Dla każdego fana grozy dom pełen uśmiechniętych pacynek nie jest powodem do uśmiechu, a raczej zmarszczenia brwi i dokładniejszego rozejrzenia się po otoczeniu. Czy cienie przeskakujące po ich twarzach to gra świateł czy może one naprawdę się poruszają…? Między innymi na takie pytanie muszą odpowiedzieć sobie główni bohaterowie tej powieści. Choć są rodzeństwem i związani są więzami krwi i wspólnej przeszłości, to różnią się od siebie tak bardzo, że praktycznie każde ich spotkanie kończy się w najlepszym wypadku ostrą wymianą zdań. Louise twardo stąpa po ziemi, myśli o przyszłości swojej córki i chciałaby jak najszybciej sprzedać dom po rodzicach, Mark zresztą również, ale z zupełnie innych powodów. Niestety, jak się zapewne domyślacie, nie będzie to takie proste, a rodzeństwo będzie musiało odłożyć na bok waśnie i zjednoczyć się w walce z czymś, co początkowo wydaje się ułudą i fantazją, ale wraz z kolejnymi czytanymi przez nas stronami coraz bardziej obrasta w mrok i obłęd, nabierając kształtów które naprawdę potrafią przerazić. Momentami jest brutalnie i bezwzględnie, rzeczywistość wydaje się rozpływać w horrorze, pojawiają się pytanie o zdrowie psychiczne, a przeszłość musi zostać odgrzebana i trzeba będzie się z nią niechybnie zmierzyć.

Niedokończone sprawy, kłamstwa i wyparcie zrzucone zostają na barki Marka i Louise. Wkraczają w ich życie z siłą huraganu, niszcząc i wyrywając z korzeniami wszystko na swej drodze. Mimo, iż przybierają niewinną formę, pod pozorem zabawy i śmiechu czai się zło, gniew, tęsknota i brak zrozumienia tego co się wokół dzieje. Cała paleta negatywnych emocji, które obleczone w nadnaturalność zaczynają poważnie zagrażać wielu ludzkim życiom. Czy rodzeństwo Joynerów poradzi sobie z tak nową i w pewnym stopniu absurdalną dla nich sytuacją? Polecam wam lekturę najnowszej powieści Grady’ego Hendrixa – przekonajcie się sami, nie pożałujecie…

Lubi się z nami Grady zabawić. Przeczytałem większość jego powieści i jego styl snucia swych historii zdecydowanie do mnie przemawia. Z jednej strony problemy społeczne serwowane nam często z przymrużeniem oka, z drugiej delikatna groza i oblekanie fabuły w jej macki. Nie inaczej było i tym razem z tym, że opowieść skupia się na trudnych relacjach rodzinnych. Konkretnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nareszcie możemy znowu wrócić na ulice przeklętego i splugawionego Yharnam! Dłuugo czekałem na kolejną odsłonę komiksowej adaptacji fenomenalnej gry Bloodborne, której wcześniejsze części również miałem niewątpliwą przyjemność recenzować. Na szczęście za rysunki odpowiada nadal Piotr Kowalski, którego styl ubóstwiam i uważam, że idealnie odzwierciedla klimat i mrok panoszące się i królujące w grze. Zmienił się natomiast scenarzysta, nie jest nim już Ales Kot, jak to miało miejsce w dwóch pierwszych tomach, a Cullen Bunn, chłopak z Karoliny Północnej, którego doceniam zwłaszcza za piękną i mroczną historię zawartą w ośmiu tomach “Hrabstwa Harrow”, które to zgarnęło mnóstwo nominacji do najważniejszych branżowych nagród. I tę zmianę w scenariuszu zdecydowanie daje się odczuć, o czym szerzej za chwilę.

O ile wcześniej Kot stawiał zdecydowanie na stonowane prowadzenie historii, wiernie odtwarzał klimat gry i jej oniryczność, pozwalając nam snuć się po ciemnych zaułkach, pełnych mroku i niebezpieczeństw placach i mostach, o tyle teraz dostajemy dużo więcej akcji i zdecydowanie zwiększoną dynamikę historii. Szczerze mówiąc mnie się takie podejście podoba, ponieważ daje to pole do rozszerzenia opowieści i poprowadzenia jej w wielu równoległych kierunkach. Świat Bloodborne jest na tyle rozległy, że przy odpowiedniej wyobraźni da się z niego zrobić naprawdę konkretne uniwersum jakiego wcześniej w komiksach nie uświadczyliśmy. Oczywiście zapewne z czasem rozjedzie się nam to z tym czego mogliśmy zasmakować w grze, ale czy to naprawdę źle? Ja chętnie czytałbym co kilka miesięcy kolejny tom o przygodach łowców próbujących przepędzić z Yharnam osiadłe tam maszkary i demony. Trzymam kciuki, aby panowie nadal współpracowali, bo widać, że podoba im się ten świat i mają na niego pomysł.

“Dama z latarnią” ma dwa zasadnicze wątki – łowców, którzy starają się namierzyć i eksterminować tajemniczą tytułową postać, po drodze oczywiście masakrując i rozczłonkowując bestie i kolejnych zarażonych tajemniczą chorobą spopielonej krwi oraz kwestię pewnego chłopca wrzuconego w wir walki i śmierci, zmuszonego do bardzo szybkiego wejścia w dorosłość, który moim zdaniem stanie się katalizatorem kolejnych wydarzeń, a ja mam nadzieję zobaczyć i przeczytać je w kolejnych tomach tej serii.

Jak wspominałem wyżej autorzy trzeciego tomu postawili na dużą ilość bójek, awantur i fruwających wokół włochatych kończyn. W międzyczasie jednak tonują nieco akcję i niespiesznie opowiadają nam o uwodzącej swym śpiewem i wyglądem marze, która prowadzi każdego na kogo się natknie w miejsca mroczne i cuchnące śmiercią. Niezwykle ciężko jest oprzeć się tembrowi jej głosu, zwłaszcza w miejscu takim jak Yharnam – gdzie na porządku dziennym jest poziom stresu wychodzący stale i daleko poza jakąkolwiek skalę, nieustająca walka o przetrwanie, głód i nędza. Kiedy nagle w całym tym mroku i beznadziei pojawia się jasny, pozytywny i przepięknie jaśniejący punkcik, trzeba mieć naprawdę solidne pokłady silnej woli, żeby mu się oprzeć. Nawet łowcy mają z tym problem i to właśnie jest największa moc Damy z latarnią. Siłą rzeczy drogi wszystkich najważniejszych postaci muszą się przeciąć, a oni sami czy tego chcą czy niekoniecznie zacząć współpracować, ponieważ przy tak potężnych przeciwnikach każda, nawet najmniejsza para rąk, może być na wagę zwycięstwa.

Nie ma już bezpiecznych miejsc, brakuje wytchnienia, pożywienia i nadziei. Jednak wola przetrwania w twardych mieszkańcach Yharnam jest duża i skoro przeżyli już tak wiele, trzeba zebrać się do kupy i spróbować jeszcze raz, i jeszcze – aż uda się dotrzeć do jądra ciemności i wyplenić czające się tam maszkary i potworności…

Wydaje mi się, że dobrze przeczuwam w jakim kierunku mogą potoczyć się dalsze losy bohaterów i zdecydowanie będę czekał na kolejne ich przygody. Oby mrok i obłęd czyhające na każdym kroku postawionym w Yharnam nigdy nie odpuściły i dały nam jeszcze wiele tomów solidnych, krwawych i bestialsko magicznych przygód.

Nareszcie możemy znowu wrócić na ulice przeklętego i splugawionego Yharnam! Dłuugo czekałem na kolejną odsłonę komiksowej adaptacji fenomenalnej gry Bloodborne, której wcześniejsze części również miałem niewątpliwą przyjemność recenzować. Na szczęście za rysunki odpowiada nadal Piotr Kowalski, którego styl ubóstwiam i uważam, że idealnie odzwierciedla klimat i mrok...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Erich Zann

z ostatnich 3 m-cy
Erich Zann
2024-04-20 14:25:18
Erich Zann ocenił książkę Grzechòt na
7 / 10
i dodał opinię:
2024-04-20 14:25:18
Erich Zann ocenił książkę Grzechòt na
7 / 10
i dodał opinię:

Kogo z nas nie kręci przygoda? Kto z nas nie łamał zakazów i nakazów rodziców, wypuszczając się w nieznane? Nikt nie analizował za i przeciw, nie kalkulował ryzyka i niebezpieczeństw. Był plan, choćby i szalony, który po prostu trzeba było wcielić w życie i ze zgraną ekipą wyruszyć ku przy...

Rozwiń Rozwiń
Grzechòt Maciej Lewandowski
Średnia ocena:
7.7 / 10
12 ocen
Erich Zann
2024-04-14 19:10:45
Erich Zann ocenił książkę Dziwny Zachód na
8 / 10
2024-04-14 19:10:45
Erich Zann ocenił książkę Dziwny Zachód na
8 / 10
Dziwny Zachód Jarosław Dobrowolski
Średnia ocena:
8.1 / 10
84 ocen
Erich Zann
2024-04-08 20:37:54
Erich Zann ocenił książkę Walhalla na
7 / 10
2024-04-08 20:37:54
Erich Zann ocenił książkę Walhalla na
7 / 10
Walhalla Graham Masterton
Średnia ocena:
7 / 10
1162 ocen
Erich Zann
2024-04-01 21:46:25
Erich Zann ocenił książkę Po zachodzie słońca na
7 / 10
2024-04-01 21:46:25
Erich Zann ocenił książkę Po zachodzie słońca na
7 / 10
Po zachodzie słońca Stephen King
Średnia ocena:
6.5 / 10
2413 ocen
Erich Zann
2024-04-01 00:39:55
Erich Zann
2024-03-23 12:54:59
Erich Zann ocenił książkę Czas zaślepionych na
7 / 10
2024-03-23 12:54:59
Erich Zann ocenił książkę Czas zaślepionych na
7 / 10
Czas zaślepionych Marcin Halski
Średnia ocena:
6.9 / 10
148 ocen
Erich Zann
2024-03-23 12:54:19
Erich Zann ocenił książkę Billy Summers na
6 / 10
2024-03-23 12:54:19
Erich Zann ocenił książkę Billy Summers na
6 / 10
Billy Summers Stephen King
Średnia ocena:
7.4 / 10
3540 ocen
Erich Zann
2024-03-13 22:39:08
Erich Zann ocenił książkę Colorado Kid na
5 / 10
2024-03-13 22:39:08
Erich Zann ocenił książkę Colorado Kid na
5 / 10
Colorado Kid Stephen King
Średnia ocena:
5.5 / 10
2186 ocen
Erich Zann
2024-03-11 21:00:43
Erich Zann ocenił książkę Arkham na
10 / 10
2024-03-11 21:00:43
Erich Zann ocenił książkę Arkham na
10 / 10
Arkham Keith HerberMike Mason
Średnia ocena:
10 / 10
1 ocen
Erich Zann
2024-03-11 21:00:37
Erich Zann dodał do serwisu książkę Arkham
2024-03-11 21:00:37
Erich Zann dodał do serwisu książkę Arkham

statystyki

W sumie
przeczytano
226
książek
Średnio w roku
przeczytane
32
książki
Opinie były
pomocne
322
razy
W sumie
wystawione
215
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
1 244
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
35
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
3
książek [+ Dodaj]