-
ArtykułyJedna książka, dwie opowieści i całe mnóstwo tajemnic. Gareth Rubin o książce „Dom Klepsydry”Ewa Cieślik1
-
ArtykułyIdziemy do lasu! Przegląd książek dla dzikich rodzinDaria Panek-Płókarz8
-
ArtykułyAzyl i więzienie dla duszy – wywiad z Tomaszem Sablikiem, autorem książki „Mój dom”Marcin Waincetel2
-
ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz7
Biblioteczka
2024-03-05
Donnę Leon polecam tym wszystkim, którzy przy czytaniu kryminałów chcą po prostu odpocząć, a powieści w których każda stronica aż spływa krwią rozczłonkowanych zwłok godzą w ich dobry gust i już odbijają się im czkawką.
Zamieszkała we Włoszech amerykańska pisarka pisze lekko, zgrabnie niewymyślne historyjki kryminalne, których akcja nieodmiennie dzieje się w Wenecji (bo tam też Donna Leon mieszka) a ich dobrym bohaterem jest rdzenny wenecjanin komisarz Guido Brunetti.
Z jakiego powodu powieści Donny Leon budzą moją sympatię? Bo są właśnie proste, niewymyślne, naturalne. Nie ma w nich epatowania okrucieństwem ani potęgowania efektów turpistycznych. Napisane dobrym językiem, sprawnie. Na marginesie fabuły opisuje Leon Wenecję, z miłością. Ale też z sarkazmem odnosi się do przywar Włochów. Powieści amerykańskiej pisarki dobrze są osadzone w społecznych i kulturowych realiach włoskiego miasta na północy. W "Fałszywym dowodzie" takim tłem jest stosunek Włochów do migrantów zarobkowych z biednych krajów Europy Wschodniej.
Naprawdę świetnie się wypoczywa przy lekturze takich powieści.
Donnę Leon polecam tym wszystkim, którzy przy czytaniu kryminałów chcą po prostu odpocząć, a powieści w których każda stronica aż spływa krwią rozczłonkowanych zwłok godzą w ich dobry gust i już odbijają się im czkawką.
Zamieszkała we Włoszech amerykańska pisarka pisze lekko, zgrabnie niewymyślne historyjki kryminalne, których akcja nieodmiennie dzieje się w Wenecji (bo...
2024-03-02
Andrea Camilleri, zmarłego przed pięcioma latami włoskiego pisarza, znamy głównie z serii kryminałów z przesympatycznym komisarzem Salvo Montalnabo jako ich głównym bohaterem. Camilleri tworzył także inne formy – opowiadania, powieści obyczajowe … także tłumaczone na polski.
Jednym z takich utworów, na granicy czarnego kryminału i powieści obyczajowej, jest właśnie „Kryjówka” – krótka historia o Ariannie, trzydziestoletniej kobiecie z duszą i umysłem dziecka. Różnie można interpretować tę powieść i różnice ją oceniać. Być może nie jest to wielka powieść, ale - zajmująca, intrygująca, mroczna.
Myślę, że kluczem do zrozumienia, dlaczego Camilleri napisał tę powieść, jest wczesne doświadczenie pisarza – jako reżysera, scenarzysty i wykładowcę sztuki teatralnej. Ponieważ „Kryjówka” łączy w sobie z jednej strony tragedię prawie antyczną, w której śmierć i seks kierują poczynaniami bohaterów, z drugiej trochę groteskową satyrę (Camilleri jako reżyser uwielbiał Ionesco i Becketta) na współczesne społeczeństwo, i wreszcie – czarny kryminał z nieco tanim psychologizowaniem. A ponieważ opowiadał tę historię pisarz kryminałów i reżyser, to nie ma w niej dłużyzn, jest raczej tempo bliższe scenariuszom filmowym. tempo zwalniane tylko przez wspomnienia Arianny z dzieciństwa i młodości, które z kolei są kluczem psychologicznym do zrozumienia postępowania bohaterki.
Naturalnie, można zanurzyć się w głębszą, psychologiczną prawie freudowską interpretację bądź też pójść tropem starożytnych mitów. Obawiam się wszakże, że byłaby to już nadinterpretacja.
Andrea Camilleri, zmarłego przed pięcioma latami włoskiego pisarza, znamy głównie z serii kryminałów z przesympatycznym komisarzem Salvo Montalnabo jako ich głównym bohaterem. Camilleri tworzył także inne formy – opowiadania, powieści obyczajowe … także tłumaczone na polski.
Jednym z takich utworów, na granicy czarnego kryminału i powieści obyczajowej, jest właśnie...
Przyznaję, niezbyt lubię fantastykę, i jej najróżniejsze odmiany, o ile nie jest to nasz rodzimy Lem czy Isimov albo też któryś z wielkich twórców światów paralalnych, jak nazywam Herberta czy Tolkiena. A już cierpieć nie mogę gatunku space opera, gdzie opowieść kosmiczna miesza się eposem rycerskim, intrygą polityczną a wszystko to spięte jest jakimś romansem międzygwiezdnym. Taka właśnie jest powieść „Strzępy honoru” pióra amerykańskiej pisarki Lois McMaster Bujold.
Zrozumiałbym i zaakceptował, jeśliby ta konwencja służyła czemuś innemu niż zadrukowaniu trzystu stron tekstu, zawierała w sobie jakąś unikatową wiedzę, niosła jakieś przesłanie. Lecz w powieści pani McMaster Bujold niczego takiego nie ma; to zwykła opowiastka quasi-miłosna, quasi-polityczna.
Niemniej, jako że rzecz jest napisana sprawnie, z intrygą niemalże kryminalno-polityczną (rodem wprawdzie z amerykańskich thrillerów polityczno-sensacyjnych) więc czyta się dobrze, zajmująco. Dopiero po przewróceniu ostatniej strony dostrzega się miałkość całej powieści.
Przyznaję, niezbyt lubię fantastykę, i jej najróżniejsze odmiany, o ile nie jest to nasz rodzimy Lem czy Isimov albo też któryś z wielkich twórców światów paralalnych, jak nazywam Herberta czy Tolkiena. A już cierpieć nie mogę gatunku space opera, gdzie opowieść kosmiczna miesza się eposem rycerskim, intrygą polityczną a wszystko to spięte jest jakimś romansem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-29
Gilbert Cesbron jest pisarzem dzisiaj praktycznie w Polsce nieznanym, chociaż w ubiegłym wieku kilka jego powieści zostało przełożonych na jezyk polski i cieszyło się sporym uznaniem. Może dlatego, że sam pisarz określał siebie jako „piszącego chrześcijanina”, co w tak katolickim kraju jak Polska przyciągało zainteresowanie czytelników. A może dlatego, że wprawdzie nazbyt moralizujące, ale łatwe w odbiorze powieści było, jakby to określić – łatwoprzyswajalne.
Spośród kilkudziesięciu napisanych przez francuskiego pisarza powieści za jedną z najlepszych uchodzi „Jesień Don Juana”.
To na wskroś francuska historia starzejącego się mężczyzny, który – po bujnej erotycznej młodości – pod koniec życia zaczyna rozumieć, że prawdziwa miłość jest trochę, dzisiejszym jezykiem pisząc, staroświecka. Wymaga wierności i cierpliwego budowania.
Współczesnym wcieleniem Don Juana u Cesbrona jest pochodzący z tzw. dobrego i bogatego domu Laurent Deneuve. Jest niepoprawnym uwodzicielem. Lecz za jego chroniczną nieumiejętnością dochowania wierności skrywaja się traumy młodości, chęć zemsty za odrzuconą pierwszą miłość. „Jesień Don Juana” nie jest oczywiście powieścią erotyczną. To gorzkie rozważania na odwieczne tematy: czym jest prawdziwe szczęście, czy miłość jest w ogóle możliwa… Pytania rzeczywiście, jak u Cesbrona, trochę moralizatorskie, ale gęste, pełne pisarstwo autora wypełnia pewną powierzchowność myśli dobrym, urzekającym stylem.
Gilbert Cesbron jest pisarzem dzisiaj praktycznie w Polsce nieznanym, chociaż w ubiegłym wieku kilka jego powieści zostało przełożonych na jezyk polski i cieszyło się sporym uznaniem. Może dlatego, że sam pisarz określał siebie jako „piszącego chrześcijanina”, co w tak katolickim kraju jak Polska przyciągało zainteresowanie czytelników. A może dlatego, że wprawdzie nazbyt...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-18
"Szklany klucz" Dashiella Hammeta to najgorsza powieść kryminalna, jaką kiedykolwiek przeczytałem. A myślałem po przeczytaniu kilku najnowszych "arcydzieł" polskiego kryminału, że gorzej nie można. Myliłem się. Można.
Po pierwsze i najważniejsze - język. Wiem, że kryminał to nie powieści Myśliwskiego czy Tokarczuk.. Ale, na Boga, chociaż troszkę literatury. Tak prostego, prymitywnego języka nie spotkałem juz dawno. Rozumiem, że autor pisał głównie scenariusze do filmów. Lecz tak nie można pisać powieści!
Po drugie - fabuła. Banalna, powtarzalna, przewidywalna, nic nie wnosząca. Po prostu - badziewie.
Po trzecie - bohaterowie. Nadają się wyłącznie do komiksów, a i to pod warunkiem, że znajdzie się genialny rysownik, który chociaż trochę bohaterów wyciągnie z bagna sztampy.
Jedyne, co może jakoś usprawiedliwić te powieść to fakt, że została napisana prawie sto lat temu. Ale słabe to usprawiedliwienie, bo Agatha Christie pisała w tym samym czasie, a Conan Doyle (autor powieści o Sherlocku Holmesie) jeszcze wcześniej.
"Szklany klucz" Dashiella Hammeta to najgorsza powieść kryminalna, jaką kiedykolwiek przeczytałem. A myślałem po przeczytaniu kilku najnowszych "arcydzieł" polskiego kryminału, że gorzej nie można. Myliłem się. Można.
Po pierwsze i najważniejsze - język. Wiem, że kryminał to nie powieści Myśliwskiego czy Tokarczuk.. Ale, na Boga, chociaż troszkę literatury. Tak prostego,...
2024-02-18
Mała książeczka, właściwie - broszurka, Dżubrana Chalila Dżubrana (tak prawidłowo powinno się pisać po polsku imię i nazwisko tego autora - powołuję się na największego polskiego arabistę profesora Janusza Daneckiego) "Prorok" jest bardzo interesującym przykładem prozy pisanej po angielsku przez pisarza arabskiego w bardzo konkretnej sytuacji kulturowej i społecznej.
Dżubran Chalil Dżubran był pisarzem libańskim, który tworzył w USA i po angielsku, ale jego proza - także ów mistyczny "Prorok" - jest nasycona arabską myślą, postrzeganiem świata, wyobraźnią.
To ciekawy pomnik literatury, gdyż dzisiaj, sto lat po powstaniu, mądrości zawarte w "Proroku" mogą śmieszyć i banalnością i sposobem sformułowania. Jeśli nie pomoże współczesnemu czytelnikowi zrozumieć świata muzułmańskiego, to przynajmniej opowie o jednym z najgłośniejszych w swoim czasie dzieł emigracyjnej twórczości arabskich pisarzy.
Mała książeczka, właściwie - broszurka, Dżubrana Chalila Dżubrana (tak prawidłowo powinno się pisać po polsku imię i nazwisko tego autora - powołuję się na największego polskiego arabistę profesora Janusza Daneckiego) "Prorok" jest bardzo interesującym przykładem prozy pisanej po angielsku przez pisarza arabskiego w bardzo konkretnej sytuacji kulturowej i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-13
Jak ja uwielbiam prozę iberoamerykańską! Ten skrzący się iskrami autoironii humor, tę nasyconą erotyzmem narrację...
Llosa nie zawodzi, bo nie może zawieść, jeśli czytać ze zrozumieniem kontekstu.
("Wie pani, że większość ludzi nie rozumie tekstów, które czyta? Rozumie je dosłownie. Jak obrazek. Jak Marsjanin, który widzi na ulicy czerwony znak z białą cegłą" - wypisałem sobie ten cytat z jakiejś książki, ale nie zanotowałem, z której. Ale to celne spostrzeżenie przychodzi mi na myśl zawsze, ilekroć czytam opinie czy to czytelników, czy to "krytyków" na temat jakiejś książki).
Tak więc. Trzeba znać kontekst kulturowy. Wiedzieć, że powieść "Ciotka Julia i skryba" jest w dużej część autobiograficzną powieścią Llosy. Czuć język i czuć humor.
I wówczas można rozkoszować się czytaniem.
Jak ja uwielbiam prozę iberoamerykańską! Ten skrzący się iskrami autoironii humor, tę nasyconą erotyzmem narrację...
Llosa nie zawodzi, bo nie może zawieść, jeśli czytać ze zrozumieniem kontekstu.
("Wie pani, że większość ludzi nie rozumie tekstów, które czyta? Rozumie je dosłownie. Jak obrazek. Jak Marsjanin, który widzi na ulicy czerwony znak z białą cegłą" - wypisałem...
2024-02-08
Dla mnie to powieść rewelacyjna w tym znaczeniu, że Volkoff bardzo umiejętnie łączy intrygę szpiegowsko-polityczną z wysokiej jakości narracją i głębszym, znacznie wykraczającym poza samą fabułę, spojrzeniem na tematykę. To nie jest głupiutka opowiastka typu "zabili go a on uciekł". Ta książka wymaga też uważniejszego czytania, aby nie zagubić i nie spłaszczyć przesłania autora.
Dla mnie to powieść rewelacyjna w tym znaczeniu, że Volkoff bardzo umiejętnie łączy intrygę szpiegowsko-polityczną z wysokiej jakości narracją i głębszym, znacznie wykraczającym poza samą fabułę, spojrzeniem na tematykę. To nie jest głupiutka opowiastka typu "zabili go a on uciekł". Ta książka wymaga też uważniejszego czytania, aby nie zagubić i nie spłaszczyć przesłania...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieści Vladimira Volkoffa, podobnie jak sama osoba pisarza, mogą zmylić czytelnika. Co byłoby zgodne z jego zawodem i pasją – był Volkoff (w przeszłości) oficerem wywiadu, a zapisał się w historii jako specjalista od dezinformacji. Nazwisko autora wskazywałoby na Rosjanina a tematyka jego powieści i sposób ujęcia – na Amerykanina.
Tymczasem Volkoff był Francuzem pochodzenia rosyjskiego. Rosję znał bardziej ze swojej pracy i opowieści przodków niż z realiów. I to się w powieści, niestety, czuje, gdyż szablony i mity o Rosji górują w niej nad wiedzą o tym kraju. Podobnie jak czuje się, dzięki wysokiej jakości prozy, solidne uniwersyteckie wykształcenie pisarza i głebię jego wiedzy humanistycznej.
W skrócie: Powieść o całe niebo lepsza niż wiele innych na podobne tematy, a jednak rozczarowująca, gdyż po profesorze literatury, byłym oficerze wywiadu oczekiwałem znacznie więcej.
Powieści Vladimira Volkoffa, podobnie jak sama osoba pisarza, mogą zmylić czytelnika. Co byłoby zgodne z jego zawodem i pasją – był Volkoff (w przeszłości) oficerem wywiadu, a zapisał się w historii jako specjalista od dezinformacji. Nazwisko autora wskazywałoby na Rosjanina a tematyka jego powieści i sposób ujęcia – na Amerykanina.
Tymczasem Volkoff był Francuzem...
2024-02-03
Przeczytałem, bardziej przyciągnięty sławą nazwiska niż przekonaniem, że to coś bardzo interesującego. I, ku swemu rozczarowaniu, utwierdziłem się, że za ogromnym rozgłosem nie zawsze idzie jakość. Jak dla mnie - poprawny kryminał psychologiczny.
Przeczytałem, bardziej przyciągnięty sławą nazwiska niż przekonaniem, że to coś bardzo interesującego. I, ku swemu rozczarowaniu, utwierdziłem się, że za ogromnym rozgłosem nie zawsze idzie jakość. Jak dla mnie - poprawny kryminał psychologiczny.
Pokaż mimo to2024-01-20
Jeśli do powieści kryminalnej trzeba wracać kilkakrotnie, aby przemóc się i ją przeczytać, to o czym to świadczy? (A nie jest to powieść szczególnie wymagająca, ambitna albo narracyjnie trudna).
Słaba to powieść, udziwniona, naciągana. Te pomysły z jakimiś ciemnymi tajemnymi siłami, te sekrety niby-watykańskie, postać Marcusa, przedstawiciela tajnej (a jakże) służby Watykanu...
Ojej.
Z ulgą odłożyłem.
Jeśli do powieści kryminalnej trzeba wracać kilkakrotnie, aby przemóc się i ją przeczytać, to o czym to świadczy? (A nie jest to powieść szczególnie wymagająca, ambitna albo narracyjnie trudna).
Słaba to powieść, udziwniona, naciągana. Te pomysły z jakimiś ciemnymi tajemnymi siłami, te sekrety niby-watykańskie, postać Marcusa, przedstawiciela tajnej (a jakże) służby...
Mocno zawiodłem się na tej biografii, gdyż życie i śmierć (samobójcza) Anthony'ego Bourdaina, światowej sławy kucharza i podróżnika tworzą już gotową opowieść - o wielkości, egotyzmie, fałszywych wartościach i o upadku. Wystarczyło tylko mądrze to ułożyć.
Otrzymaliśmy natomiast nieco nieuporządkowany zbiór opisów wydarzeń, trochę myśli, trochę epizodów.
Takie mam wrażenie, że autor (Charles Leerhsen) ani się do pracy nie przyłożył, ani myśli przewodniej przy pisaniu tej biografii nie miał.
Szkoda.
Mocno zawiodłem się na tej biografii, gdyż życie i śmierć (samobójcza) Anthony'ego Bourdaina, światowej sławy kucharza i podróżnika tworzą już gotową opowieść - o wielkości, egotyzmie, fałszywych wartościach i o upadku. Wystarczyło tylko mądrze to ułożyć.
Otrzymaliśmy natomiast nieco nieuporządkowany zbiór opisów wydarzeń, trochę myśli, trochę epizodów.
Takie mam...
Zwolennicy teorii mesjanistycznych będą tym esejem o historii Polski zawiedzeni. Amerykański historyk Brian Porter-Szucs w zarysie dziejów najnowszych Polski pokazuje nasz kraj jako zupełnie zwyczajny, ani lepszy, ani gorszy, ani mniej cierpietniczy, ani więcej. Jako typowy, europejski kraj średniej wielkości.
Ta ksiażka powinna znaleźć się na liście lektur obowiązkowych wszystkich szkół średnich, aby uwolnić nasze dzieci i młodzież z trujących miazmatów wyjątkowości i martyrologii.
Opracowanie Portera-Szucsa potwierdza starą prawdę naukową: dobre książki o historii jakiegoś kraju może napisać tylko cudzoziemiec.
Zwolennicy teorii mesjanistycznych będą tym esejem o historii Polski zawiedzeni. Amerykański historyk Brian Porter-Szucs w zarysie dziejów najnowszych Polski pokazuje nasz kraj jako zupełnie zwyczajny, ani lepszy, ani gorszy, ani mniej cierpietniczy, ani więcej. Jako typowy, europejski kraj średniej wielkości.
Ta ksiażka powinna znaleźć się na liście lektur obowiązkowych...
2024-01-15
Tess Gerritsen jest światowej sławy pisarką kryminałów medycznych. Warto dodać, że Tess Gerritsen Jest Amerykanką. To ważne – pisze po angielsku i, przyznajmy, głównie dlatego zyskała światową rozpoznawalność. Takiej jakości pisarzy i pisarek w świecie są setki i tysiące.
Gerritsen pisze dużo i sprawnie - z przeciętną szybkością jedna powieść na rok. Jedne z jej powieści są lepsze, inne gorsze, jedne sprzedają się lepiej, inne – słabiej. Ale można mieć pewność, że jeśli Gerritsen opisuje cokolwiek związanego z medycyną, to można jej wierzyć. Ma bowiem wykształcenie medyczne i robi ze swojej wiedzy lekarskiej wspaniały użytek. Wspomniałem o sprawności literackiej Gerritsen: prosty, ale nie maksymalnie zredukowany, język, wartka akcja, nastrój…
Najkrócej: powieści Tess Gerritsen czyta się dobrze.
I oto Gerritsen porzuciła znajome schematy thrillerów medycznych i zabrała się za powieść szpiegowską. Tak oto otrzymaliśmy „Wybrzeże szpiegów”. Najkrótsza ocena powieści: Na „Wybrzeżu szpiegów” Tess Gerritsen poległa.
Uwielbiam powieści szpiegowskie. Czytam wszystko, co mogę kupić czy wypożyczyć, w każdym języku, w jakim potrafię czytać. I wiem, że powieść szpiegowska jest niezwykle, niezwykle wymagająca. Oczywiście, mam na myśli te ciut ciut ambitniejsze, a nie prymitywne strzelanki np. Daniela Silvy z jego superzabójcą Gabrielem Allonem. Powieść szpiegowska, niezależnie od tego, że potrzebuje skonstruowania zagadki, utrzymywania napięcia i w miarę zajmującej akcji (czyli cechy jak w klasycznym kryminale), to jeszcze wymaga od autora głębokiej znajomości polityki, najczęściej międzynarodowej. I to nie na poziomie Wikipedii i „Gazety Wyborczej”, lecz jednak znacznie głębszym. Wystarczy przeczytać dziesięć stron, by wiedzieć, czy autor ma jakieś pojęcie o funkcjonowaniu mechanizmów wielkiej polityki, której częścią jest szpiegostwo, czy po prostu przeczytał parę książek i obejrzał parę filmów.
Tess Gerristen swoją wiedze o wielkiej polityce i szpiegowaniu zaczerpnęła właśnie z książek i filmów. To widać, słychać i czuć. Dlatego „Wybrzeże szpiegów”, chociaż, jak zawsze powieści Gerritsen, napisane sprawnie, jest tak banalne, sztuczne i wydumane, że: bez żalu nie rekomenduje.
Tess Gerritsen jest światowej sławy pisarką kryminałów medycznych. Warto dodać, że Tess Gerritsen Jest Amerykanką. To ważne – pisze po angielsku i, przyznajmy, głównie dlatego zyskała światową rozpoznawalność. Takiej jakości pisarzy i pisarek w świecie są setki i tysiące.
Gerritsen pisze dużo i sprawnie - z przeciętną szybkością jedna powieść na rok. Jedne z jej powieści...
2024-01-14
No więc o Kindze Wójcik i o jej "Porywie".
Plusy:
1. Pani Wójcik potrafi pisać! Nie, to nie żart. Znakomita większość polskich pisarzy powieści sensacyjnych poprawnie pisać po polsku nie potrafi i nie zmieni tego nawet ciężka praca redaktorów. (Nazwisk takich "pisarzy" przez grzeczność nie wymieniam).
2. Pani Wójcik wie, co chce napisać, co przekazać i pracę policji zna. To ogromnie dużo, gdyż... patrz wyżej
3. Powieść nie rzuca na kolana, ale jest ciekawie napisana i przede wszystkim - to nie minus, a ogromna zaleta - z punktu widzenia wrażliwości kobiet. To się czuje w każdym akapicie. I to powinno przynieść jej uznanie czytelników a czytelniczek zwłaszcza.
4. Konkluzja dodatnia: Powieść jest poprawna i dość zajmująca.
Minusy:
1. Pani Wójcik chyba nie myśli o pisaniu i literaturze, lecz o wymiarze finansowym swojego zajęcia. To nie jest oczywiście żadna ujma. Ta okoliczność rodzi po prostu pewne następstwa, o czym dalej w dalszych punktach
2. Następstwem powyższego jest szablonowość: konstrukcji książki, wyboru środowiska gdzie toczy się akcja, bohaterów, sposobu prowadzenia narracji... Nawet tytuł. Co za banalna, irytująca maniera (narzucona zapewne przez wydawcę) nadawać te jednowyrazowe tytuły? Które brzmią niekiedy ciężko i średnio poprawnie. Przykład: powieść tejże autorki "Trzcinowisko". Nie lepiej byłoby po prostu "Trzciny"? Czy sądzicie że Wilhelm Szewczyk, autor powieści pt. "Trzciny" nie znał słowa "Trzcinowisko"? Szewczyk, jako dobry pisarz, wybrał rozwiązanie proste i piękne. K.Wójcik - manieryczne i niedojrzałe.
Inaczej: tej książki nie sposób odróżnić od dziesiątek i setek jej podobnych i mógłby ją napisać każdy, jeśliby nie ta szczególna wrażliwość opowiadania i w miarę poprawny styl.
3. Niestety, szablonowość wpływa na styl pisania. Tak bardzo niewiele elementów wyróżnia styl pisania pani Wójcik spośród innych, że byłoby czymś przesadnym twierdzić o stylu pani Wójcik.
A tam, gdzie nie ma stylu, nie ma literatury.
Konkluzja: niezłe, poprawne, ale bez odwagi twórczej. Trójka z plusem albo czwórka z minusem (stawianie stopni to moja belferska słabość) 🙂
No więc o Kindze Wójcik i o jej "Porywie".
Plusy:
1. Pani Wójcik potrafi pisać! Nie, to nie żart. Znakomita większość polskich pisarzy powieści sensacyjnych poprawnie pisać po polsku nie potrafi i nie zmieni tego nawet ciężka praca redaktorów. (Nazwisk takich "pisarzy" przez grzeczność nie wymieniam).
2. Pani Wójcik wie, co chce napisać, co przekazać i pracę policji...
2024-01-03
Niestety, nie jest to dobra powieść. Napisana dość słabo (chociaż ciężką pracę redaktora lub współtworzącego tę powieść czuje się w różnicy języka i stylów nawet w obrębie rozdziału) i w dodatku z licznymi błędami faktograficznymi.
Po kolei.
1. Uwielbiam powieści szpiegowskie. To moja słabość w literaturze rozrywkowej. Przedkładam je nad kryminały. Dlaczego? Ponieważ (oczekuję tego) dowiaduję się z nich zawsze jakichś ciekawostek, szczegółów.
2.Często powieści te piszą byli oficerowie wywiadu, którzy, wiadomo, nie są przeważnie znawcami języka ani nie są specjalnie oczytani w literaturze pięknej. Dlatego oczekuję, że - przy całej umowności scen i fabuły - przynajmniej wiedzą, o czym piszą. Znają przedmiot swoich studiów.
3. Barnaś i Faliński, bardzo płodny skądinad duet pisarzy, albo przedmiotu opisywanego nie znają, albo reaserch zrobili po łebkach, na podstawie Wikipedii. Błędy zaczynają się już od pierwszych stron: oficerowie sowieckiego wywiadu jadą w 1980 r.na spotkanie z szefostwem do siedziby KGB na placu Dzierżyńskiego. Naprawdę?! Przecież to wykluczone, o czym wie student I roku sowietologii. W latach 70.wywiad sowiecki zmienił siedzibę na podmoskiewskie Jasieniewo. A oficerowie wywiadu mieli wręcz zakaz wchodzenia do gmachu na placu Dzierżynskiego...
I tak dalej i tak dalej
4. Sama fabuła. Oczywiście - wydumana, w czym nie ma nic złego. Ale mogliby autorzy chociażby zapoznać się z ogólniedostępnymi dokumentami KGB na ten temat.
5. Najważniejsze dla mnie - styl i język. Jest nieźle, w porównaniu z kilkoma poprzednimi ksiązkami, gdzie znajdowałem takie kwiatki, że aż w oczy kłuło. Błędów uniknąć się dało dzięki ogromnemu spłaszczeniu i uproszczeniu języka. Język powieści Banasia-Falinskiego po prostu nie ma stylu. Jest jak potrawa bez smaku. Dla mnie to wada fundamentalna, dyskwalifikująca.
Niestety, nie jest to dobra powieść. Napisana dość słabo (chociaż ciężką pracę redaktora lub współtworzącego tę powieść czuje się w różnicy języka i stylów nawet w obrębie rozdziału) i w dodatku z licznymi błędami faktograficznymi.
Po kolei.
1. Uwielbiam powieści szpiegowskie. To moja słabość w literaturze rozrywkowej. Przedkładam je nad kryminały. Dlaczego? Ponieważ...
Należę do zagorzałych czytelników i fanów Severskiego. Dlatego moja opinia na temat dopiero co przeczytanej "Dystopii" nie może być obiektywna. Postaram się być więc chociaż trochę zdystansowany.
Najnowsza powieść Severskiego może podzielić czytelników. Dla jednych będzie to powrót do znanego stylu pisarza i tematów, które podejmuje. I ci będą z książki zadowoleni. Dla innych, bardziej wymagających, będzie to regres w porównaniu z "Placem Senackim".
Ja wciąż czekam na naprawdę dobrą powieść tego pisarza. Uważam, że Severskiego stać na więcej. Ale na razie autor dał się zamknąć w pewnej pułapce sukcesu. Skoro jest czytany i chwalony, to po co szukać nowych form. A szkoda.
Należę do zagorzałych czytelników i fanów Severskiego. Dlatego moja opinia na temat dopiero co przeczytanej "Dystopii" nie może być obiektywna. Postaram się być więc chociaż trochę zdystansowany.
Najnowsza powieść Severskiego może podzielić czytelników. Dla jednych będzie to powrót do znanego stylu pisarza i tematów, które podejmuje. I ci będą z książki zadowoleni. Dla...
Zadziwiająca to powieść, liryczna, pełna wdzięku, poetycka. To coś więcej niż tylko opowieść o życiu rosyjskiego arystokraty Siergieja Miatlewa czy obraz rosyjskiego społeczeństwa drugiej połowy XIX wieku, bo wówczas toczy się akcja drugiego tomu powieści Bułata Okudżawy „Podróż dyletantów".
Nawiązania i reminiscencje do wielkiej literatury rosyjskiej XIX wieku są oczywiste; Miatlew przypomina i Pieczorina z powieści Lermontowa „Bohater naszych czasów”, i Pierre'a Bezuchowa z „Wojny i pokoju”Lwa Tołstoja. Klasycznie rosyjski (uniwersalny w literaturze światowej zresztą) jest główny temat powieści – przekraczanie granic konwenansów i reguł społecznych oraz dążenie do wolności, którą w powieści Okudżawy symbolizuje szalona miłość księcia Miatlewa i Lavinii i ich marzenia o ucieczce "za ściany Kaukazu”.
No i język powieści. Lubię taką prozę, którą dzisiaj mało kto już pisze. Okudżawa był przede wszystkim poetą i jego czucie słowa, wrażliwość na frazę jest widoczne nawet w tłumaczeniu (bardzo dobrym!) Witolda Dąbrowskiego.
Zadziwiająca to powieść, liryczna, pełna wdzięku, poetycka. To coś więcej niż tylko opowieść o życiu rosyjskiego arystokraty Siergieja Miatlewa czy obraz rosyjskiego społeczeństwa drugiej połowy XIX wieku, bo wówczas toczy się akcja drugiego tomu powieści Bułata Okudżawy „Podróż dyletantów".
Nawiązania i reminiscencje do wielkiej literatury rosyjskiej XIX wieku są...
„Papierowa dziewczyna” to, uważam, powieść bardzo charakterystyczna dla Musso: naciągana historia, dużo płycizn, banałów, pseudomądrych bon motów w stylu Coelho… ale jest tak świetnie napisana, fabuła tak dobrze poprowadzona, tak czarująco i wciągająco, że czyta się ją jednym tchem.
„Papierowa dziewczyna” to bardziej romans niż kryminał, lekki i uroczy. Intryga umiejętnie skonstruowana, niespodziewane zwroty akcji i bardzo zaskakujące (jak to u Musso) zakończenie. Czegoż więcej żądać od dobrej literatury rozrywkowej?
„Papierowa dziewczyna” to, uważam, powieść bardzo charakterystyczna dla Musso: naciągana historia, dużo płycizn, banałów, pseudomądrych bon motów w stylu Coelho… ale jest tak świetnie napisana, fabuła tak dobrze poprowadzona, tak czarująco i wciągająco, że czyta się ją jednym tchem.
więcej Pokaż mimo to„Papierowa dziewczyna” to bardziej romans niż kryminał, lekki i uroczy. Intryga umiejętnie...