Rosemary

Profil użytkownika: Rosemary

Kraków Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 tydzień temu
561
Przeczytanych
książek
701
Książek
w biblioteczce
263
Opinii
2 181
Polubień
opinii
Kraków Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

W XXI wieku tempo życia jest absurdalnie wysokie. Odczuwają je najsilniej kobiety, gdy próbują pogodzić pracę zawodową, opiekę nad dzieckiem i zarządzanie domem, jak zakupy, gotowanie czy sprzątanie. A trzeba przecież znaleźć jeszcze czas na spotkania z przyjaciółmi, własne pasje i sen. Wydaje się to kompletnie niemożliwe, gdy doba ma tylko 24 godziny, dlatego wiele z nas przegrywa tę walkę na wielu frontach i łapie się desperackich środków - zamawia pizzę zamiast gotować obiad, ignoruje kurz nagromadzony na meblach, sadza dziecko przed telewizorem, by zajęło się sobą albo kompletnie zaniedbuje swój wygląd i zdrowie. A potem wchodzi na Instagram i widzi setki zdjęć "supermatek" - z perfekcyjną fryzurą i makijażem gotujących danie godne najlepszej restauracji w sterylnie czystej kuchni i w dodatku z bobasem na ręku. I pojawia się nieuchronne poczucie porażki - dlaczego ja tak nie potrafię? Dlaczego jestem taka beznadziejna? Co jest ze mną nie tak, że nie mam ani czasu ani siły być taka jak ona? Brzmi znajomo? Jeśli tak, to może i Ty potrzebujesz w swoim życiu trochę filozofii genialnego lenia.

Pierwszą rzeczą, jaką uświadamia nam Kendra Adachi w swojej książce jest fakt, że nikt nie jest idealny. Drugą, że dążenie do naszego wymarzonego ideału nie równa się drodze do szczęścia, a wręcz przeciwnie. Dwie proste, wydawałoby się, że oczywiste prawdy, a jednak tak często o nich zapominamy. I już za samo uświadomienie nam tego należą się autorce wielkie brawa. Należy to wykrzyczeć najgłośniej jak się da: jesteś wystarczająco dobra. I nie ma znaczenia, że nie ugotujesz dziś trzydaniowego obiadu. To w porządku. Zamów pizzę i zjedz ją razem z mężem oglądając serial na Netflixie. Najlepiej popijając winem. Brzmi jak pójście na łatwiznę? Więc zadaj sobie pytanie co da Ci więcej szczęścia - wrzucenie na Instusia fotki wspaniałego obiadu po dwóch godzinach stania przy garach czy spędzenie miłego wieczoru z ukochaną osobą? Odpowiedź chyba jest jasna. Więc dlaczego tak bardzo zależy nam na byciu perfekcyjnymi we wszystkim, co robimy, zamiast na naszym szczęściu?

To pytanie to pierwszy krok na drodze do zostania genialnym leniem - czego tak naprawdę chcę, co jest dla mnie naprawdę najważniejsze? Zastanów się nad tym przez chwilę, a być może dojdziesz do wniosku, że poczucie bezpieczeństwa i rodzinnego ciepła jest jednak więcej warte niż posiadanie sterylnie czystego mieszkania, w którym będziesz wychodziła z siebie ze złości za każdym razem gdy ktoś przesunie o kilka centymetrów pieczołowicie ustawioną świeczkę. Czy to znaczy, że mamy rzucić wszystkim o ścianę i już do końca życia obżerać się zamówioną pizzą, obrastając brudem i powoli tonąc w bałaganie? Oczywiście, że nie. W końcu nie jesteśmy tylko leniami - jesteśmy genialnymi leniami, a to oznacza dopasowanie wysiłku do sytuacji. To nie kwestia typu "wszystko albo nic". Pani Adachi nie sugeruje, żebyś całkiem przestała gotować. Ale skoro wiesz, że gotować nie lubisz, a do tego masz świadomość, że Gordonem Ramseyem raczej nie zostaniesz, to dlaczego co tydzień próbujesz uparcie zrobić wspaniałe Beef Wellington? Czy nie rozsądniej będzie poświęcić godzinę-dwie na przegrzebanie internetu w poszukiwaniu szybkich przepisów o niewielkim stopniu trudności i zrobić z nich swoją "bazę obiadową"? A potem pomyśleć, które z nich można by połączyć, żeby nie smażyć cebuli trzy razy dzień po dniu, tylko usmażyć ją raz i wsadzić do lodówki do wykorzystania następnego dnia? Czy to nie brzmi genialnie?

Przykład z mojego życia: nienawidzę sprzątać. A zwłaszcza odkurzać. Do tej pory po prostu wyciągałam odkurzacz i klnąc pod nosem na swój los jechałam przez całe mieszkanie bez większego pomyślunku. Kończyło się na tym, że trwało to niemal pół godziny, bo... co chwilę musiałam przerywać. Żeby podnieść buty stojące w przedpokoju i wytrzepać ściereczkę, na której ociekają z naniesionego błota, żeby wciągnąć żwirek rozsypany za kuwetą, żeby wytrzepać tekturową drapaczkę z kawałków kartonu, które powpadały w szczeliny. O ile szybciej skończyłabym to nieprzyjemne zadanie, gdybym buty po wyschnięciu schowała do szafki, a przed samym odkurzaniem przestawiła kuwetę na pralkę, drapaczkę zaś wytrzepała i położyła na kanapie? Wtedy obleciałabym całe mieszkanie w 5 minut i po krzyku, nieprzyjemny obowiązek z głowy. To brzmi tak prosto, że aż zbyt prosto, żebym na to wpadła. Tak właśnie postępuje genialny leń - bez przerwy szuka sposobów na ułatwienie sobie pracy. I co ważne, robi to małymi krokami, bo wszyscy wiemy jak się zawsze kończą wielkie, noworoczne postanowienia...

Nie sądziłam, że kiedyś jakiś poradnik zrobi na mnie wrażenie na tyle duże, żebym chciała zawarte w nim rady wprowadzić w życie - a tu proszę, niespodzianka. To, co proponuje nam Pani Adachi jest tak sensowne, że nie mogę się przestać dziwić, że nie jest powszechnie praktykowane. W przeciwieństwie do wielu innych poradników znajdziemy tutaj nie same ogólniki, ale praktyczne przykłady gotowe do zastosowania w naszym życiu, w dodatku zaserwowane ze sporą dożą humoru i autoironii. Muszę przyznać, że to jeden z lepszych poradników, jakie czytałam. Więc jeśli i Tobie wydaje się, że nie ogarniasz życia, a co dopiero mówić o domu, to może warto po "Genialnego Lenia" sięgnąć i wcielić kilka zawartych tam rad w życie. Ja ze swojej strony lekturę mocno polecam.

W XXI wieku tempo życia jest absurdalnie wysokie. Odczuwają je najsilniej kobiety, gdy próbują pogodzić pracę zawodową, opiekę nad dzieckiem i zarządzanie domem, jak zakupy, gotowanie czy sprzątanie. A trzeba przecież znaleźć jeszcze czas na spotkania z przyjaciółmi, własne pasje i sen. Wydaje się to kompletnie niemożliwe, gdy doba ma tylko 24 godziny, dlatego wiele z nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W szkole Darcy jest pewna tajemnicza szafka o numerze 89. Co roku jako jedyna nie zostaje nikomu przydzielona, a jeśli wrzucić do niej liścik z problemem miłosnym i adresem email, dostanie się wiadomość zwrotną z poradą o 95% skuteczności. Nikt nie wie kim jest tajemnicza osoba udzielająca porad - nikt poza Darcy. Bardzo pilnuje, żeby jej sekret nie wyszedł na jaw, ale pewnego dnia, jak można było przewidzieć, zostaje przyłapana na wyciąganiu listów z szafki 89. Chłopak, który odkrywa jej tajemnicę proponuje, by w zamian za milczenie Darcy pomogła mu odzyskać byłą dziewczynę. Chcąc nie chcąc opiekunka szafki musi się zgodzić. W teorii wszystko wydaje się proste - jako specjalistka od związków powinna poradzić sobie z tym zadaniem w mgnieniu oka, jednak sprawy poważnie się komplikują gdy zajęta tą przymusową pomocą, przegapia moment gdy Brooke, jej najlepsza przyjaciółka i cichy obiekt westchnień, zakochuje się w innej dziewczynie...

Nie jest żadną tajemnicą, że romanse nie są moim ulubionym gatunkiem, czasem jednak lubię sięgnąć po jakieś lekkie czytadełko - ot tak, dla odstresowania. Mam wiele miłych wspomnień związanych z tego typu książkami, jak choćby "Współlokatorzy" czy "Do Wszystkich Chłopców, Których Kochałam". Nie są to arcydzieła literatury, ale czasem wystarczy, że lektura wywoła na twarzy uśmiech i od razu człowiek czuje się lepiej, więc gdy tylko nadarzyła się okazja położyć łapki na "Perfect ON Paper", od razu z niej skorzystałam. I jak zaczęłam czytać przy porannej herbatce, tak machnęłam całe 424 strony w jeden dzień, a to już chyba o czymś świadczy.

Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, a narracja pierwszoosobowa wzbogacona zabawnymi komentarzami Darcy. Rolę przerywników między rozdziałami pełnią listy wrzucone do szafki 89 i odpowiedzi na nie, co bardzo fajnie wkomponowuje się w całość. Krótkie rozdziały ułatwiają czytanie, a szybka akcja bez zbędnego przynudzania utrzymuje zainteresowanie czytelnika. To książka wręcz stworzona na leniwe sobotnie popołudnie. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy zapałałam jakąś szczególną sympatią do któregoś z bohaterów, ale do żadnego z nich nie czułam niechęci i nikt mnie swoim zachowaniem nie irytował. Oczywiście, jak to nastolatki, czasem robili rzeczy głupie i nieodpowiedzialne, ale taki już urok tego wieku.

Książka porusza również kwestię środowiska LGBTQ+. Zwykle byłam zdania, że miłość to miłość, niezależnie od płci, i nie widziałam żadnej różnicy między związkami homo- i heteroseksualnymi w książkach, tutaj jednak pojawił się problem, o którym wcześniej nie pomyślałam - gdy osoba biseksualna znajduje sobie partnera przeciwnej płci i nagle czuje się wykluczona z kręgu, do którego wcześniej należała. Bo przecież dziewczyna jest z chłopakiem, to znaczy, że jest hereto, nie? Otóż nie. Zwłaszcza w przypadku nastolatek takie nagłe odebranie ich tożsamości może być bolesne i trudne, więc fajnie, że autorka o tym wspomniała i wsparła tutaj bardzo mocno takie osoby. Rozbawiło mnie tylko, że w kręgu postaci, które coś znaczą dla fabuły, mamy osoby biseksualne, sporo homoseksualnych, aseksualne, transseksualne i niebinarne - i tylko jednego heteroseksualistę. Ja wiem, że poprawność polityczna i te sprawy, poza tym od 2020 roku jest to niemal obowiązkowy zabieg w każdej powieści, ale odniosłam wrażenie, że autorka próbowała być świętsza od papieża i trochę przedobrzyła. Nie mam nic przeciwko, jedynym czego w ludziach nie toleruję jest nietolerancja - zwłaszcza jeśli chodzi o coś takiego jak orientacja seksualna, która jest wyłączną sprawą danej osoby i nikt nie ma prawa nikogo za nią krytykować - ale uznałam za zabawną wizję, że za parę lat ciężko będzie spotkać książkę opisującą związek heteroseksualny, bądź z heteroseksualnym bohaterem.

Wracając do samej powieści... Serio, pochłonęłam ją w jeden dzień. Nawet gdy chciałam wstać i zrobić sobie herbatę, strony jakoś tak same przewracały się dalej. Czy nie to jest w powieści najważniejsze? Że chce się ją czytać? Nie jest to Tolkien, nie jest to Dostojewski, nie jest to nawet Stephen King... Ale co z tego? To była fajna lektura, która pozwoliła mi się oderwać od rzeczywistości, i którą z pewnością będę miło wspominać. Ja, ortodoksyjna fanka fantasy, szczerze tę pozycję polecam fanom wszystkich gatunków. Na pewno spędzicie z nią miłe chwile, tak jak ja. Naprawdę warto.

W szkole Darcy jest pewna tajemnicza szafka o numerze 89. Co roku jako jedyna nie zostaje nikomu przydzielona, a jeśli wrzucić do niej liścik z problemem miłosnym i adresem email, dostanie się wiadomość zwrotną z poradą o 95% skuteczności. Nikt nie wie kim jest tajemnicza osoba udzielająca porad - nikt poza Darcy. Bardzo pilnuje, żeby jej sekret nie wyszedł na jaw, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnich kilka dekad było dla świata medycznego niezwykle ekscytujące. Wytępiono część chorób zakaźnych, powstały nowe leki, nowe generacje szczepionek, nowe sposoby na walkę z męczącymi nas od wieków schorzeniami. Jednak nie wszystko, co się wydarzyło, było pozytywne. Tempo życia stale wzrasta i mnożą się sytuacje, w których czujemy się przytłoczeni i bezradni. Skutkiem tego jest istna epidemia depresji i zaburzeń lękowych, z którymi zmaga się spora część społeczeństwa, a także pozornie z nimi niezwiązanych innych schorzeń. Świat medyczny jest tak zaaferowany swoimi nowymi zabawkami, że bardzo często zapomina o tym istotnym aspekcie każdego człowieka, jakim jest umysł - a przecież zjawisko placebo jasno pokazuje jak potężna bywa siła umysłu i jak istotny jest jego wpływ na nasze zdrowie. O tym właśnie w swojej książce opowiada Pan Tafur - o postrzeganiu człowieka w sposób holistyczny i o tym, jak wyleczyć chory umysł, by on mógł uleczyć ciało.

Joseph Tafur jest lekarzem, wykształconym na uniwersytecie medycznym w Stanach Zjednoczonych, co już na wstępie czyni go wiarygodnym źródłem informacji. Opowiada nam on historię swojej depresji, z którą konwencjonalna medycyna nie mogła sobie poradzić, a od której zdołał się uwolnić stosując medycynę naturalną oraz zażywając substancje psychoaktywne, które pozwoliły mu spojrzeć na siebie z innej perspektywy i przepracować zakorzenione w psychice traumy. Pisze również o tym, jak praca nad psychiką może doprowadzić do ustania objawów zwykle nie łączonych ze zdrowiem psychicznym. Proponuje nam, by odwrócić popularne powiedzenie: bez zdrowego ducha, ciało również zdrowe nie będzie.

Ok, na początku coś sobie wyjaśnijmy. Jestem ateistką, która wierzy jedynie w naukę. Opowieści o obcowaniu z "wyższą świadomością" zbywam prychnięciem i zalecam rozmówcy odstawienie halucynogennych grzybków. Nie widzę żadnego sensu w wierzeniu w coś, czego istnienia nijak nie da się udowodnić, więc wszystkie fragmenty, w których autor twierdzi, że komunikował się z potężnymi duchami roślin, które przekazywały mu wiedzę uzdrowicielską od razu oznaczyłam etykietką "fantastyka" i włożyłam między bajki. Może tak to właśnie widział, problem w tym, że widział to po zażyciu substancji psychoaktywnych, co prowadzi nas do oczywistego wniosku, że - brzydko mówiąc - naćpany zobaczył to, co chciał zobaczyć. Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ zawsze fascynowały mnie kultury ludów pierwotnych, tudzież pogańskich, i miałam nadzieję na dobrą lekturę zalatującą nieco antropologią, coś w stylu "Złotej Gałęzi" Frazera czy prac Bronisława Malinowskiego, które czytałam na studiach i zrobiły wówczas na mnie ogromne wrażenie. Dostałam coś nieco innego, ale i tak przeczytałam książkę z zainteresowaniem.

Owszem, podczas fragmentów o usuwaniu złej energii z pacjentów poprzez śpiewanie improwizowanych pieśni przewracałam oczami tak mocno, że prawie wypadły, ale kiedy autor wracał na ziemię, robiło się bardzo ciekawie. Dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy na temat działania naszego układu nerwowego, oraz tego, że wiele chorób genetycznych (jak np. łuszczyca) ma pewien próg wytrzymałości na czynniki stresujące, po przekroczeniu którego geny odpowiadające za dane schorzenie się uaktywniają. W tym kontekście praca psychiczna może pomóc o wiele skuteczniej niż tradycyjna medycyna. Nie zalecam oczywiście, żeby od razu wsiąść w samolot, polecieć do Peru i wyżłopać trzy szklanki halucynogennej ayahuaski, ale prosta codzienna medytacja lub też praktykowanie jogi mogą pomóc. Pomóc mogą również osobom, które nie cierpią na żadne genetyczne choroby, bo przecież doskonale wiemy, że długotrwały stres może prowadzić do poważnych chorób, jak nadciśnienie, miażdżyca czy depresja, a na przewlekły stres cierpi znaczny odsetek populacji.

Jeśli chodzi o elementy antropologiczne, dowiedziałam się co nieco o szamanach z amazońskiej dżungli, co było dla mnie bardzo interesujące. Ich podejście do medycyny naturalnej mocno ze mną rezonowało, jako że już wiele lat temu postanowiłam się nie truć antybiotykami przy każdym najmniejszym przeziębieniu. Odkryłam wtedy, że większość popularnych dolegliwości jak przeziębienie właśnie, zajady czy krwawiące dziąsła można łatwo wyleczyć ziołami dostępnymi w każdym sklepie (oraz ewentualnie kilkudniowym odpoczynkiem), i teraz jakiekolwiek tabletki łykam tylko w ostateczności. Podobnie sensowna jest idea diet oczyszczających, bo nie od dziś wiadomo, że "jesteś tym, co jesz" - jeśli wpychasz w siebie zupki chińskie i dania w proszku zamiast owoców, warzyw i pełnowartościowego białka, to nie spodziewaj się, że organizm będzie działał jak nieśmigana nówka z salonu. Nawet kilkudniowe przestawienie się na "czyste", nieprzetworzone jedzenie może w tej sytuacji zaowocować spektakularnymi efektami. Szkoda, że tak wiele z tych mądrości naszych przodków odeszło już w zapomnienie.

Podsumowując, bardzo dobrze mi się czytało tę książkę i wyniosłam z niej garść czy dwie wartościowej wiedzy. Podoba mi się, że przypomina nam ona o podstawach - zdrowej diecie i przede wszystkim dbaniu o stan umysłu, co większość z nas próbuje zastąpić w biegu łykając jakieś sztuczne multiwitaminy, o zdrowie psychiczne zaś nie dba w ogóle. Po raz kolejny podkreślę - nie wpisujcie od razu w Google frazy "LSD dealer Kraków" ani nic podobnego. Po prostu zadbajcie o siebie, a być może okaże się, że uporczywy ból głowy czy przemęczenie nagle zniknęło. Z pewnością nie będzie to proste w dzisiejszych czasach, ale cóż w dzisiejszych czasach jest proste? W każdym razie zainteresowanym tematem tę książkę polecam.

"Święte Rośliny" otrzymałam z księgarni TaniaKsiążka.pl.

Ostatnich kilka dekad było dla świata medycznego niezwykle ekscytujące. Wytępiono część chorób zakaźnych, powstały nowe leki, nowe generacje szczepionek, nowe sposoby na walkę z męczącymi nas od wieków schorzeniami. Jednak nie wszystko, co się wydarzyło, było pozytywne. Tempo życia stale wzrasta i mnożą się sytuacje, w których czujemy się przytłoczeni i bezradni. Skutkiem...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Rosemary Littletoe

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Ewelina Trojanowska
Ocena książek:
6,4 / 10
1 książka
0 cykli
Pisze książki z:
3 fanów
Thomas Arnold
Ocena książek:
7,4 / 10
13 książek
3 cykle
138 fanów

Ulubione

Andy Weir Marsjanin Zobacz więcej
Terry Pratchett Dobry omen Zobacz więcej
Andy Weir Marsjanin Zobacz więcej
Andy Weir Marsjanin Zobacz więcej
Kevin Hearne Zbrodnia i kojot Zobacz więcej
Andy Weir Marsjanin Zobacz więcej
Andy Weir Marsjanin Zobacz więcej
Jakub Ćwiek Kłamca Zobacz więcej
Kevin Hearne Na psa urok Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
561
książek
Średnio w roku
przeczytane
19
książek
Opinie były
pomocne
2 181
razy
W sumie
wystawione
561
ocen ze średnią 7,6

Spędzone
na czytaniu
3 480
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]