rozwiń zwiń
Gosia

Profil użytkownika: Gosia

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
87
Przeczytanych
książek
107
Książek
w biblioteczce
25
Opinii
155
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 3 cytaty
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie

Okładka książki Legenda o popiołach i wrzasku Anna Bartłomiejczyk, Marta Gajewska
Ocena 4,9
Legenda o popi... Anna Bartłomiejczyk...

Na półkach: ,

Rzadko ulegam działaniom promocyjnym wydawnictw, ale trzeba przyznać, że razem z dziewczynami marketing zrobił robotę i dałam się porwać fali hypu. Najpierw We need Ya stworzyło wokół tej pozycji aurę tajemniczości, a później zrobili wielki szum zwiastujący niesamowitą historię. LOPIW wydane jest przepięknie, bardzo ładny projekt okładki, która na dodatek jest twarda, co na polskim rynku samo w sobie jest rarytasem. Dodatkowo podprogowo również szedł przekaz, kiedy powtarzane było, że w środku znajdziemy mapkę i słowniczek - potencjalny czytelnik tworzy wtedy w swojej głowie wizję rozbudowanego świata. Wszystkie te elementy, w połączeniu z sympatią do autorek i przeświadczeniem, że wiedzą one, co czytelnicy lubią najbardziej, wzniosły próg oczekiwań na wysoki poziom. Czy go spełniły? Raczej nie, bo po pierwszych zachwytach, oceny innych recenzentów i moje (podczas czytania) spadały niczym kurs rubla.


Pierwszym problemem jest ogromna ilość błędów - literówki, powtórzenia, błędna odmiana, dziwny szyk zdań - widziałam tego dużo i nie mogłam powstrzymać wrażenia, że skoro ja, jako dyslektyczka, tyle dostrzegam, to ile jest tego w rzeczywistości? Nawet na mapce zamiast Boru Granicznego widnieje Bór Sraniczny. Wydawnictwo wydało oświadczenie, że do druku wysłany został błędny plik i przeprosiło oraz zapowiedziało, że dodruk zostanie poprawiony. Nie udało mi się jednak znaleźć żadnej informacji mówiącej o wycofaniu tej partii ze sprzedaży, mam nadzieję, że może ta wiadomość nie została podana publicznie. Kiedy przed lekturą zobaczyłam ten post, uznałam, że trudno i każdemu mogą się zdarzyć błędy, jednak przy takim ich nagromadzeniu, stwierdzam, że ta wersja nie powinna trafić w ręce czytelników.

Najbardziej irytujące okazały się jednak błędy logiczne, jedne były bardzo rażące, inne mniej. Brak konsekwencji w wielu scenach sprawiał, że czasem musiałam zrobić chwilę przerwy i się zastanowić, dlaczego dane sytuacje miały miejsce, skoro albo nie powinny go mieć, albo dałoby się ich spokojnie uniknąć.


Pierwsze 80 stron było bardzo ciężkie, do ok. 150 strony nadal lekko nie było i już zaczynałam się stresować, czy dam radę napisać recenzję tej 600-stronicowej książki. Na szczęście później czytało się już dobrze i sięgałam po LOPIW z zainteresowaniem. Ostatecznie resztę przeczytałam w 4 dni, mimo wykładów i spotkań rodzinnych. Większość tej pozycji prowadzona jest z perspektywy trzech głównych bohaterek (mówię większość, bo zdarzyły się rozdziały z perspektywy jeszcze czterech różnych osób), więc rozumiem, że przedstawienie sytuacji życiowej każdej z nich, wymagało więcej czasu, jednak mogłoby to być trochę sprawniej poprowadzone.

Akcja rozwija się powoli, około tej 150 strony trochę przyspiesza i trzyma jednolity poziom przez większość książki, a na końcu zaczyna pędzić. Brakuje mi jednak zwrotów akcji w środku, elementów, które trzymałyby czytelnika w niepewności i strachu o losy bohaterów.



Styl autorek jest przyjemny i nie miałam poczucia, że LOPIW pisany jest przez dwie osoby. Zastanawiam się jednak, czy nie podzieliły się one na rozpisanie konkretnych postaci, bo perspektywa Antoinette została znacznie lepiej przedstawiona, niż Rose czy Rainy. Sama jestem typem czytelnika, który nie lubi długich opisów i przegadanych scen, a preferuje, kiedy coś się dzieje. Paradoksalnie jednak najbardziej do gustu przypadły mi rozdziały z północy, gdyż mimo że nie znajdziecie tam zawrotnych zwrotów akcji, to otoczone są one aurą tajemniczości. Bardzo mi się również spodobała relacja książęcej ochmistrzyni z Fiyonnem, która była nieoczywista i do końca nie otrzymujemy wyjaśnień.



Natomiast część z południa jest pełna niekonsekwencji i płytkości, to ona budziła we mnie najwięcej negatywnych uczuć. Od momentu ucieczki księżniczek z pałacu, wszystko dzieje się bardzo szybko i niczemu nie poświęcamy większej ilości uwagi. Chwilami było to aż przykre, gdyż gdyby się zatrzymać przy niektórych scenach, to nabrałyby one głębi i robiły znacznie większe wrażenie. Tymczasem czułam się, jakbym jedynie odhaczała kolejne punkty z listy. Wątek smoków, na który wszyscy czekali, powinien otrzymać znacznie więcej uwagi, żeby czytelnik odczuł i uwierzył w tę więź. Największy szok przeżyłam, kiedy (uwaga mały spoiler) zaczęłam rozdział z perspektywy Rainy i dowiedziałam się, że ona już swoją walkę ze smokiem przeżyła, ale niewiele z niej pamięta, a dodatkowo leży sobie właśnie w ramionach mężczyzny. Naprawdę musiałam odłożyć wtedy książkę, bo nie wierzyłam, jak autor może dopuścić do takiej sytuacji, a tym bardziej Bestselerki. W tym momencie możemy poruszyć temat romansów z powierza, bo nie wiem, czy spotkałam się z jakąkolwiek pozycją, w której więź wytworzyłaby się z jeszcze większej nicości niż tutaj. W tym wątku pojawiły się dwie relacje romantyczne, w obu przypadkach podejrzewałam, że do tego dojdzie, ale nie spodziewałam się, że jako odbiorca zostanę zupełnie wyłączona z możliwości obserwowania, jak one rozkwitają, a jedynie poinformuje się mnie, że one istnieją. Stały się bardzo mało wiarygodne i uważam, że nie miały one podstaw, żeby w ogóle powstać. To jest właśnie jedna z tych sytuacji, kiedy autorki zamiast nam coś pokazać, jedynie przekazują nam fakty. Odniosłam wrażenie, że Bestselerki w ogóle zapomniały o przedstawieniu czytelnikowi przemiany emocjonalnej (ale nie tylko) bohaterów: w jednym rozdziale Rose jest załamana, w drugiej zapomina o strachu, w jednej ma gorączkę, w drugiej walczy ze smokiem, w jednej scenie Raina rozpacza i przeżywa żałobę, ale nie wraca do tematu już w żadnej innej.

To właśnie na południu znajduje się największe nagromadzenie błędów logicznych. Pozwólcie, że wspomnę Wam tylko o dwóch, których nie widziałam w opiniach innych, bo do tej pory zastanawiam się, jak to możliwe, że nikt w redakcji czy ze znajomych autorek, nie zauważył tego wcześniej. Pierwsza sprawa - reakcja na smoki. Żołnierze, dla których, tak jak w naszym świecie, są one postaciami z bajek, rzadko na nie reagują lub z nieadekwatnym natężeniem emocji. Co więcej, wyobraźcie sobie, że jesteście generałem, a ja informuję Was, że mam 4 smoki do walki. Jaka jest Wasza reakcja? Wytrzeszczacie oczy, a następnie śmiejecie się i mówicie, że to będzie dobra bitwa czy może pytacie, czy u mnie wszystko w porządku i czy przypadkiem nie uderzyłam się w głowę? Zgadnijcie teraz, która wersja pojawia się w książce. Dodatkowo, Raina bez odpowiedniego przeszkolenia, prze przez pole bitewne z mieczem i (wnioskując po opisie jej wyglądu i tym, że nadal żyje) wygląda na to, że świetnie sobie radzi z przeciwnikami z wojska. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie siedzi ona na swoim smoku i przede wszystkim, gdzie przez większość bitwy się te stworzenia podziewają.

Tak jak możenie zauważyć, mam wiele zarzutów do wątku z południa i cierpi na tym wizerunkowo cała książka. Szkoda, bo większość tych rozdziałów wymaga poprawy, chociaż przyznaję, że gdybym miała pod ręką kolejny tom, to bym po niego sięgnęła właśnie ze względu na Antoinette.


Wykreowany świat jest bardzo obszerny, dlatego problematyczne jest, że autorki zapomniały nas do niego porządnie wprowadzić. Sytuacja geopolityczna jest istotną kwestią, a dowiadujemy się o niej z różnych fragmentów, które ciężko jest poskładać w spójną całość. Próbowałam, ale gubiłam się w tym, więc w pewnym momencie uznałam, że po prostu to zignoruję i lecę dalej. Oby w kolejnym tomie zostało to lepiej wyjaśnione, bo informacje te, będą mieć jeszcze większe znaczenie.

System magiczny jest ciekawy, ale nie otrzymał jasnych ram. Ciężko powiedzieć, jakie są możliwości bohaterów. Dodatkowo magia między północą a południem różni się i nie jestem pewna, z czego to wynika. Ta z północy zdecydowanie bardziej mi się podoba, jest opisana w bardziej kreatywny sposób, a motyw szepczącej mocy zdecydowanie na plus. Nie dowiadujemy się jednak, jakie są inne możliwe zdolności, nie ma żadnej klasyfikacji czarownic.

Uważam, że religia jest ważnym elementem kulturowym, zwłaszcza tutaj, gdzie nieszczególnie mamy możliwość bliżej poznać zwyczaje danych królestw. Autorki przedstawiły w swojej książce Los i Czas, które są swego rodzaju bóstwami z północy, ale pojawia się też los (nie wiem, czy tak miało być, czy to kolejny błąd, że jest to napisane z małej litery) oraz przeznaczenie. Bohaterowie z północy modlą się też do kamieni zawieszonych na szyi, ale nie zgłębiamy tematu ich duchowości. Najbardziej się zdziwiłam, kiedy pod koniec książki, nagle na południu jest mowa o bogu śmierci, chociaż szybciej nie było mowy o takich bogach.


LOPIW nie jest najgorszą książką, nie rozumiem ocen na jedną gwiazdkę, ale na pewno nie jest to wybitna pozycja i wymaga dopracowania. Szkoda, bo widzę zmarnowany potencjał tej historii, a dokładniej jej połowy. Nie uważam też, żeby to rzeczywiście była lektura jedynie dla starszego czytelnika. Przez porównanie do Gry o tron spodziewałam się intryg i większej brutalności, a tutaj pojawia się tylko jedna ostra scena. Wydawnictwo promowało tę książkę porównując ją do wyżej wymienionej pozycji oraz trylogii Grisza, ale podobieństwa widoczne są raczej do tej drugiej oraz, co mnie zaskoczyło zwłaszcza po ostatnich filmach Bestselerek, do Sarah J. Maas
Zapraszam na mojego bloga Ogród życia oraz Ig ogrod_zycia

Rzadko ulegam działaniom promocyjnym wydawnictw, ale trzeba przyznać, że razem z dziewczynami marketing zrobił robotę i dałam się porwać fali hypu. Najpierw We need Ya stworzyło wokół tej pozycji aurę tajemniczości, a później zrobili wielki szum zwiastujący niesamowitą historię. LOPIW wydane jest przepięknie, bardzo ładny projekt okładki, która na dodatek jest twarda, co na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy dowiedziałam się, że zostanie wydana, nie mogłam się doczekać wizyty listonosza i byłam bardzo podekscytowana. W takim razie powinnam bardzo szybko przeczytać tę pozycję, prawda? Pewnie tak, ale niestety trochę mnie męczyła.



Nie jestem fanką długich opisów, jednak czytając tę książkę, czułam się, jakby autor co jakiś czas przypominał sobie, że nie widzimy stron komiksu i dodawał kilka słów, żeby nakreślić sytuację, jednak dla mnie to było za mało, żeby się wczuć. Wojna domowa jest zdecydowanie bardziej skierowana do młodszego odbiorcy i, niestety, mimo szybkiego czytania, traci na tym.



Dodatkowo cechy bohaterów zostały wyolbrzymione. Nie wiem, jak jest w komiksach, ale w stosunku do tego, co widzimy w filmach zostali przerysowani. Jest ich dużo, dlatego dokładne opisanie ich jest trudniejsze, ale autor nie sprostał zadaniu. Nie odczuwa się z nimi żadnej więzi.



Jest grupa ludzi, której mogę polecić tę książkę. Jeśli jesteście fanami komiksów, to może Wam się ona spodobać. Na stronie fanów Marvela na Facebooku widziałam post na jej temat i opinie były raczej pozytywne. Ktoś nawet powiedział, że tłumaczy dodatkowe informacje. Może też spodobać się dzieciom i to niezależnie czy lubią komiksy, czy filmy, bo wiadomo, że one od książek oczekują czegoś innego.



Ja Wojnę domową porównywałam do tego, co zobaczyłam na ekranie i jeśli tak jak ja jesteście miłośnikami kinowego Marvela, ale lubicie też dobrą literaturę, to odradzam. Chyba zainwestuję w jakieś komiksy, więc możecie mi doradzić od czego zacząć :)

https://ogrod-zycia.blogspot.com/?m=1

Kiedy dowiedziałam się, że zostanie wydana, nie mogłam się doczekać wizyty listonosza i byłam bardzo podekscytowana. W takim razie powinnam bardzo szybko przeczytać tę pozycję, prawda? Pewnie tak, ale niestety trochę mnie męczyła.



Nie jestem fanką długich opisów, jednak czytając tę książkę, czułam się, jakby autor co jakiś czas przypominał sobie, że nie widzimy stron...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją Filarów świata. Kiedy zobaczyłam, że w książce pojawiają się fae, to już wiedziałam, że tę pozycję muszę przeczytać w najbliższym czasie. W końcu fae = Sarah J. Maas, czyli moja ukochana autorka. Recenzje całych serii oraz pojedynczych tomów znajdują się na blogu 😉 Mimo, że opis nie wskazywał na znaczące podobieństwa między seriami, nie mogłabym przejść obok tej książki obojętnie. Zapraszam do poznania mojej opinii na jej temat.



Poza oczywistą kwestią, czyli obecnością fae w książce znajdują się tu również wiedźmy oraz zwykli ludzie. Możnaby na siłę szukać tutaj dalszych podobieństw między dwoma seriami, ale nie są tak wyraziste. Pojawiają się również Inkwizytorzy, którzy rozpoczynają polowania na czarownice.



Co mi pierwsze przychodzi na myśl w kwestii plusów tej książki? Jej prawdziwość i realizm. Było to coś zupełnie innego, niż można spotkać w tego typu książkach. Wiadomo, że magia, magiczne istoty nie stanowią naszej codzienności, ale jednak ta książka przedstawiała dużo sytuacji bardzo rzeczywiście i bez ubarwiania. Fae to w większości zakochani w sobie egoiści, którzy zrobią wszystko, aby zapewnić sobie wygodę. Bohaterowie myślą racjonalnie. Ari w 98% książki potrafi używać mózgu i już na początku potrafi się zdecydować na odpowiedniego faceta. Nie siedzi i nie analizuje niepotrzebnych argumentów. Jak na lubię myślących bohaterów.



Akcja stopniowo narasta, ale były momenty, w których zwalniała. Połowa fragmentów z Wielkim Inkwizytorem mnie nudziła lub wkurzała, ale to ze względu na jego podejście do życia. Mamy tu czarny charakter, który trzeba nienawidzić. Narracja jest prowadzona z perspektywy różnych bohaterów. Przyjemnie jest patrzeć, jak ich losy się łączą i jakie zachodzą w nich zmiany, a zachodzą i to też jest duży plus.



Ale żeby nie było zbyt różowo... Na początku jest za dużo seksualności, która przyćmiewa akcję. Nie jest to literatura erotyczna, zupełnie nie. To jest bardziej myślenie o tym, ale w normalny bądź wypaczony sposób. Fae chcą iść do świata ludzi, żeby się zabawić, inni z kolei o tym, że nie chcą, Ari myśli o znalezieniu kogoś na stałe i o Letnim Książęcu (nie zdradzę o co dokładnie chodzi), potem pojawia się jej były kochanek, który zabrania jej "podnoszenia spódnicy dla kogoś innego, bo pożałuje", a na dodatek podczas polowania na czarownice facet każe związać dziewczynę razem ze spodnicą "żeby nikt się nią nie skaził", a tak naprawdę chce ukryć ślady tortur. Tego na początku było tak dużo... Tematy te się powtarzały, bądź pojawiały jeszcze nowe, ale przecież nie będę Wam wszystkiego pisać. Tak czy inaczej ten Letni Książc jest bodźcem, dzięki któremu akcja może potoczyć się w odpowiednim kierunku.



Żebym zżyła się szczerze z bohaterami, muszą oni zostać naprawdę niesamowicie wykreowani. Najbardziej zdecydowanie uwielbiam tych od Maas. Jednakże nie mam do tych żadnych zastrzeżeń. Są różnorodni, dynamicznie, wywołują odmienne emocje, nie są idealni w naszych oczach ze względu na cechy, które wykazują, ale jednocześnie są przez to bardziej prawdziwi. Najbliższa perfekcji jest Ari, która jest raczej spokojna i miła, a ja czekam na jej rozwój (także ten magiczny) w kolejnych tomach. To jej losy śledziłam z największą ciekawością. Do moich faworytów należą Neall i Morag. No dobrze, Neall również był cudowny, potrafił nas zaskoczyć, a jednocześnie ma cudowny charakter. Morag z kolei to niezwykle dynamiczna postać, zdecydowana i niebezpieczna. Sami musicie ją poznać 😉



Największy pokaz magicznych zdolności pojawia się dopiero pod koniec książki i dopiero tam dostrzegamy prawdziwą potęgę. Autorka mogłaby pokusić się o trochę więcej opisów, jednakże byłam zadowolona z zakończenia.



No właśnie... Zakończenie. Jest ono takie, że jak dla mnie ta historia się zakończyła, ale widzę, że są kolejne strony serii. Autorka dała nam nadzieję na książkę, z której magia będzie mogła się wylewać i być pełna akcji, po tym co zaprezentowali bohaterowie na końcu. Wiele elementów w zakończeniu na to wskazuje. Jednakże jak ma zamiar do tego doprowadzić? Nie mam pojęcia, ale jestem bardzo ciekawa i z chęcią sięgnę po kolejny tom.



Czy polecam? Tak. Mimo niedoskonałości coś nie pozwalało mi odkładać tej książki, sprawiało, że wracałam do niej myślami w wolnych chwilach i byłam ciekawa losów bohaterów. Akcja nie wylewa się z każdej strony, ale widzę potencjał na kolejne tomy. Jeśli wszystko rozwinie się tak, jak tego oczekuję, to seria może należeć do tych, które zapadają w pamięci. Mam nadzieję, że tak będzie. Filary świata to ciekawa powieść, nieco odmienna i myślę, że to mnie tak do niej przyciąga.

Gosia z bloga Ogród życia

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją Filarów świata. Kiedy zobaczyłam, że w książce pojawiają się fae, to już wiedziałam, że tę pozycję muszę przeczytać w najbliższym czasie. W końcu fae = Sarah J. Maas, czyli moja ukochana autorka. Recenzje całych serii oraz pojedynczych tomów znajdują się na blogu 😉 Mimo, że opis nie wskazywał na znaczące podobieństwa między seriami, nie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Gosia Michalska

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Chris Weitz Młody świat Zobacz więcej
Chris Weitz Młody świat Zobacz więcej
Chris Weitz Młody świat Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
87
książek
Średnio w roku
przeczytane
11
książek
Opinie były
pomocne
155
razy
W sumie
wystawione
53
oceny ze średnią 8,1

Spędzone
na czytaniu
647
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
15
minut
W sumie
dodane
3
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]