-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać9
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-02-25
2018-10-25
Tak jakoś się zdarzyło, że ostatnio przeczytałam trzy książki o bardzo podobnej i jakże ważnej tematyce. Wszystkie traktowały o małżeństwie u kresu rozpadu bądź o rozwodzie, o prawdziwej miłości, o poronieniach, które były przyczyną kryzysu małżeńskiego. Były to: ,,Disgrace’’ Brittainy C. Cherry, ,,Dane’s Storm’’ Mii Sheridan oraz właśnie “All Your Perfects” Colleen Hoover. Wszystkie mają swoje wady i zalety, jedne podobały mi się bardziej od innych, jak widać po moich ocenach, ale najlepiej do tych trudnych tematów, według mnie, podeszła CH. ,,All Your Perfects” to zresztą jej najdojrzalsza powieść ze wszystkich; pod tym względem przebija nawet ,,It Ends With Us’’.
“If you only shine light on your flaws, all your perfects will dim.”
Ta przepiękna opowieść o przeznaczeniu, prawdziwej, jednej na milion, miłości, losach małżeństwa w szczęściu i kryzysie, podkreśla wagę dawanych obietnic, w tym przysięgi małżeńskiej. Przedstawia powolny rozpad tego, co z tej pięknej miłości zostało, a robi to w tak niekiedy dosadny sposób, że czytelnik czuje ucisk w sercu przez połowę powieści. Prostota stylu i języka CH, za pomocą których autorka opisuje najtrudniejsze z emocji, kilkakrotnie potęguje wydźwięk rozpaczy, jakiej doznają bohaterowie. Ciągłe napięcie i niepewność, co do kolejnych wydarzeń, sprawiają, że książkę czyta się błyskawicznie, a gdy się jej nie czyta, to myśli się o niej nieustannie.
Powieść jest podzielona na dwie części: ,,Teraz’’, przedstawiającą pogłębiający się kryzys małżeństwa, i ,,Wtedy”, która opowiada historię miłości Quinn i Grahama, od samego początku ich znajomości do pierwszego roku małżeństwa. Taki sposób prowadzenia fabuły sprawia, że gorzkie przeplata się ze słodkim, co także niezwykle wpływa na emocje. Poza tym historia przedstawiona jest jedynie z perspektywy głównej bohaterki, Quinn, co powoduje, że Graham staje się enigmą i przez większość powieści nie wiadomo, co o nim myśleć. Dlatego czytanie listów Grahama przez Quinn to jeden z najbardziej emocjonalnych momentów w całej książce.
To, co w szczególności podoba mi się w ,,All Your Perfects” to przedstawienie dojrzałej relacji między głównymi bohaterami. Quinn i Graham to małżeństwo z siedmioletnim stażem, które, mimo bardzo trudnej sytuacji, w jakiej się znalazło, trwa i wciąż walczy, do ostatków sił. Nawet kiedy bohaterowie myślą o rozwodzie, czepiają się wszystkiego i wszystkich, by do niego nie dopuścić. Tego mi u Mii Sheridan zabrakło, mimo że zdaję sobie sprawę o innym przesłaniu tej historii. A o powieści Brittainy C. Cherry to już nie ma w ogóle o czym mówić...
Moja reakcja na ostatnie strony tej książki: OMFG!!! Po prostu uwielbiam, co CH zrobiła na końcu, do czego nawiązała, z czego, jak się okazuje, ta niezwykle piękna historia powstała. A najlepsze jest to, że Ci, co nie czytali pewnego ebooka (chyba jedynego w twórczości autorki), nie zaznają tej radości co ja i inni miłośnicy Hoover. To pierwsza książka Hoover, która splata się ze światem innych przez nią napisanych (chyba, że coś mi umknęło...) i robi to w absolutnie cudowny sposób. Dzięki zakończeniu dałam gwiazdkę więcej. Dzięki zakończeniu pisnęłam i momentalnie zalałam się łzami. To jedno z najlepszych zakończeń, jakich przyszło mi ostatnio doświadczyć (z naciskiem na ,,doświadczyć”). Dobra, wystarczy. ;D
Ps. Ten ebook to ,,Szukając Kopciuszka’’, jakby ktoś nie ogarnął. ;)
Tak jakoś się zdarzyło, że ostatnio przeczytałam trzy książki o bardzo podobnej i jakże ważnej tematyce. Wszystkie traktowały o małżeństwie u kresu rozpadu bądź o rozwodzie, o prawdziwej miłości, o poronieniach, które były przyczyną kryzysu małżeńskiego. Były to: ,,Disgrace’’ Brittainy C. Cherry, ,,Dane’s Storm’’ Mii Sheridan oraz właśnie “All Your Perfects” Colleen Hoover....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-30
2018-06-25
2018-03-25
2018-03-24
2018-03-04
2017-10-29
ABSOLUTNIE GENIALNA. Colleen Hoover tą powieścią przebiła wszystko, co kiedykolwiek czytałam. Pierwszy raz daje książce dziesięć gwiazdek i uważam, że taka ocena jest w pełni zasłużona. Dla mnie „It Ends With Us” to ‘arcydzieło’. Gdybym mogła, dałabym więcej.
Sięgając po tę książkę, naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać. Opis jest należycie tajemniczy i intrygujący, więcej zdradza dedykacja. Nie byłam do końca pewna, ku czemu historia zmierza, więc mogłam bez przeszkód cieszyć się magią związku Lily i Ryle’a, za których trzymałam kciuki aż do końca. Uwielbiam Lily i podobnie uwielbiam Ryle’a, mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło. Uważam Ryle’a za jedną z najlepszych postaci powieści, ponieważ jego kreacja nie jest czarno-biała. Ryle jest cudownym, troskliwym i kochającym mężczyzną, tak okropnie skrzywdzonym w dzieciństwie, który skrzywdził najważniejszą dla niego osobę. Uwielbiam CH za to, że przedstawiła go nie jako potwora, nie jako oczywistego winnego, tylko człowieka z krwi i kości, który cierpiał krzywdząc, tak jakby krzywdził samego siebie. Naprawdę trudno to opisać; trzeba przeczytać, żeby zrozumieć w jak ciężkiej sytuacji znalazła się Lily, i jak trudnego wyboru dokonała na końcu.
„Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Po prostu wszyscy czasem robimy złe rzeczy.”
Uwielbiam to, że zakończenie nie jest oczywiste. Jest zaskakujące, odrobinę przygnębiające, ale jak najbardziej słuszne. Dopełniło ono kreacji głównej bohaterki, która jest po prostu wspaniała. Lily Bloom ma w sobie naturalną dobroć i życzliwość, którą można zaobserwować w pierwszym stadium relacji z Atlasem. (Albo kiedy robi masaż Ryle’owi (uwielbiam tę scenę <3).) Mimo bliskiego kontaktu z przemocą jako dziecko, wyrosła na pełną życia, trochę zakręconą i otwartą na ludzi kobietę. Poza tym wykazuje stanowczość, jeśli chodzi o swoje pragnienia i potrzeby; dziewczyna wie, czego chce od życia i po to sięga w miarę możliwości. Jej siła jest widoczna na każdym kroku, szczególnie wtedy, kiedy przemoc puka do jej własnych drzwi...
„Wszyscy ludzie popełniają błędy. Lecz tym, co determinuje czyjś charakter, nie są błędy, które popełnia, tylko sposób, w jaki je traktuje – jako usprawiedliwienie bądź jako lekcję.”
„It Ends With Us” to powieść pełna bólu i miłości, które tworzą mieszankę pozbawiającą tchu i odkręcającą zawór łez. Szczęście przeplata się tu z rozpaczą i grozą, napięcie staje się większe z każdą kolejną stroną, bo od początku jesteśmy świadomi, że ta sielanka musi się zakończyć... Inaczej książka nie miałaby sensu, nie miałaby swojej głębi, byłaby po prostu kolejnym słodko-gorzkim romansem z happy endem, który każdemu odpowiada. A ta powieść jest niezwykle ważna dla współczesnych kobiet. Opowiada o przemocy fizycznej z dwóch stron: z punktu widzenia obserwatora – nastoletniej Lily, i z punktu widzenia ofiary - najpierw matki gnębionej przez męża, później Lily, która prawie idzie w ślady rodzicielki... Nakreślenie przemocy domowej z dwóch odmiennych stanowisk jest właściwie istotą tej historii. Lily, wcielając się w obie role – obserwatora i ofiary – uświadamia sobie i pomaga zrozumieć nam maltretowane kobiety, które tkwią przy swoich katach nawet do końca życia, z różnych pobudek, zaczynając od chęci zapewnienia dziecku stabilizacji, przez zastraszenie, a kończąc na... miłości. Ile razy ktoś z nas myślał: „Ale te kobiety są głupie i słabe, że pozwalają mężczyznom na to wszystko”? Po przeczytaniu „It Ends With Us” taka myśl już nigdy więcej nie przyjdzie mu głowy. Gwarantuję.
„(...) najgorsze, co możesz zrobić, to stracić z oczu granicę swojej wytrzymałości. (...) To, ile jesteśmy skłonne znieść, zanim opadniemy z sił. Wychodząc za twojego ojca, doskonale wiedziałam, gdzie leży moja granica. Ale powoli... po każdym incydencie... przesuwałam ją trochę dalej. (...) Kiedy twój ojciec uderzył mnie po raz pierwszy, natychmiast przeprosił. Przysięgał, że to się nie powtórzy. (...) Za czwartym razem tylko mnie spoliczkował. I wtedy poczułam ulgę. Pamiętam jak pomyślałam: przynajmniej tym razem mnie nie pobił. Nie było tak źle. (...) Każdy incydent narusza granicę twojej wytrzymałości. Im częściej postanawiasz zostać, tym trudniej jest ci odejść następnym razem. W końcu zupełnie tracisz z oczu granicę swojej wytrzymałości, bo zaczynasz myśleć: wytrzymałam już pięć lat. Co znaczy pięć lat więcej?”
Zdecydowanie najlepsza książka mojej ulubionej autorki, która zresztą sama tak twierdzi. Świadomość, że powieść jest oparta na osobistych przeżyciach, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Jest w niej zawarte tyle cudownych przesłań i złotych myśli, że starczy ich na całe życie. Pisarka porusza ważne tematy dla współczesnego świata, nie tylko przemoc domową, ale także bezdomność. I tu wielką rolę odgrywa Atlas – wzór młodego mężczyzny, który uratował opinię nastoletniej Lily o męskim gatunku. Zresztą uratowali siebie nawzajem. Taak, jego też uwielbiam.
„Wyobraź sobie tych wszystkich ludzi, których spotykasz w życiu. Jest ich tak wielu. Przybywają jak fale i jak fale odchodzą. Niektóre fale są znacznie większe od innych i zostawiają większy ślad. Czasami przynoszą ze sobą przedmioty z dna morza i wyrzucają je na brzeg. Ślady na piasku dowodzące, że fale tam były jeszcze długo po przypływie.
Właśnie o tym mówił Atlas (...). Dawał mi do zrozumienia, że jestem największą falą, jaką kiedykolwiek widział. I tyle ze sobą przyniosłam, że mój ślad zostanie z nim na zawsze, nawet gdy woda się cofnie.”
Polecam tę powieść z całego serca. Nie zawiedziecie się. ;)
ABSOLUTNIE GENIALNA. Colleen Hoover tą powieścią przebiła wszystko, co kiedykolwiek czytałam. Pierwszy raz daje książce dziesięć gwiazdek i uważam, że taka ocena jest w pełni zasłużona. Dla mnie „It Ends With Us” to ‘arcydzieło’. Gdybym mogła, dałabym więcej.
Sięgając po tę książkę, naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać. Opis jest należycie tajemniczy i intrygujący,...
2018-04-24
2018-01-05
2018-01-07
„Serce ze szkła” to piękna, zupełnie wyjątkowa powieść. Emma Scott stworzyła niekonwencjonalną historię o chorobie i miłości, miłości w chorobie, ale głównie o miłości pomimo choroby. Opowieść o uczuciu Kacey i Jonaha jest pozbawiona schematycznych rozwiązań dla tego typu historii i to jest w niej najlepsze. Całkowita szczerość od początku do końca między dwójką głównych bohaterów, tak naprawdę między wszystkimi bohaterami - po co kłamać, skoro życie jest tak ulotne? – i dojrzałość w świadomości podejmowania decyzji, o których wiemy, że na zawsze nas odmienią i mogą złamać nasze serca... To właśnie jest wyjątkowe w „Sercu ze szkła”. Naga prawda.
Książka nie zaskakuje zwrotami akcji, zaskakuje swoją głębią i dojrzałością. Autorka nie daje czytelnikowi nadziei, by później mu ją brutalnie odebrać. Od początku wiadomo, jak historia ‘najprawdopodobniej’ się skończy i to jest w porządku. Jednak nieuchronność tego końca nie sprawia, że powieść jest naznaczona smutkiem. Czytając, nie myśli się o zakończeniu, tylko żyje się cudownymi chwilami wraz z bohaterami. W tej historii jest miejsce na wszystko: radość, śmiech, piękno, pasję, żal, złość, frustrację. Wszystko, co tchnie życiem.
W „Sercu ze szkła” można znaleźć także absolutnie świetnie wykreowanych bohaterów, zarówno tych pierwszo-, jak i drugoplanowych. Kacey w swojej otwartości i łatwości nienachalnego wchodzenia w czyjąś przestrzeń osobistą, i o darze sprawiania, żeby ktoś poczuł się wyjątkowy, bardzo przypominała mi Kate z „Promyczka” Kim Holden. Połączenie rockmenki z wrażliwą dziewczyną wyszło rewelacyjnie. Jonah to typ chłopaka z sąsiedztwa, pragnący wszystkich uszczęśliwić, często zapominając o sobie. To także wrażliwy artysta pełen pasji, wyczulony na piękno rzeczy zarówno martwych, jak i żywych. Natomiast Theo, brat Jonaha, to postać w większości enigmatyczna, której tajemnice mam nadzieję poznać w drugim tomie.
Czuję, że nie napisałam wszystkiego, ale trudno mi ubrać w słowa, jak duże wrażenie zrobiła na mnie ta powieść. Spodziewałam się smutnej opowieści o miłości, po którą z oporem sięgałam, bo obawiałam się, że złamie mi serce, a otrzymałam pełną życia i pasji, odrobinę poetycką historię o dojrzałym uczuciu chłopaka i dziewczyny, odważnych na tyle, by kochać pomimo tykającego zegara. Piękne. :’)
„Serce ze szkła” to piękna, zupełnie wyjątkowa powieść. Emma Scott stworzyła niekonwencjonalną historię o chorobie i miłości, miłości w chorobie, ale głównie o miłości pomimo choroby. Opowieść o uczuciu Kacey i Jonaha jest pozbawiona schematycznych rozwiązań dla tego typu historii i to jest w niej najlepsze. Całkowita szczerość od początku do końca między dwójką głównych...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-20
2018-05-22
2017-11-25
2017-03-17
2018-11-24
2018-09-05
2017-06-09
Ta książka jest cudna. Dawno nie czytałam tak znakomitej młodzieżówki. Pochłonęłam ją dosłownie w jeden wieczór, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Wszystko w tej powieści jest urzekające: bohaterowie, relacje między nimi, humor i emocje, które wylewają się ze stron. I subtelna prawda, którą każdy sam wyczyta; której nie trzeba wplatać w monologi, podając na tacy.
„Dzikie serca” Suzanne Young to historia o nastolatkach uczęszczających do szkoły dla trudnej młodzieży. Główną bohaterką jest Savannah, dziewczyna „mająca” problemy z agresją. To właśnie ona czyni powieść tak rewelacyjną. Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji tej postaci. Savannah jest niesamowicie prawdziwa. Niczego nie udaje, potrafi walczyć o swoje i ma niezwykłą dumę, która sprawia, że nie znosi być na łasce innych, nawet jeśli ludzie chcą jej tylko pomóc. Jest skryta, ale potrafi się otworzyć i nie robi z własnej osoby jakiejś wielkiej tajemnicy. Dziewczyna opiekuje się młodszym, niepełnosprawnym intelektualnie bratem, którego kocha nad życie. Ich relacja to kolejna zaleta tej książki. Aż mi się przypomniało, dlaczego zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo. Coś pięknego.
Następnym dużym plusem jest oczywiście bohater męski, Cameron. Co tu dużo mówić, ten chłopak to ideał, ale na szczęście nie w przerysowany sposób. On po prostu został dobrze wychowany i ma złote serce. To nie ten typ ideału, w którego istnienie się nie wierzy, ale taki, o którym się marzy. Chce się go mieć przy sobie tu, teraz, zaraz. A razem z Savannah tworzą taki wspaniały wątek miłosny, jakich mało. Cameron potrafi burzyć ludzkie mury, trzeba mu to przyznać.
SY pisze świetnym stylem i lekkim młodzieżowym językiem, adekwatnym do gatunku. Może to bardziej sprawa tłumaczenia, ale podobało mi się występowanie słów, których się normalnie nie używa, takich jak „jebitny” czy „znajomki”. Wzbogacały treść i czyniły książkę zabawniejszą. Skoro mowa o humorze – był właśnie taki, jak lubię. Nieprzesadzony, oryginalny i w odpowiedniej dawce.
„Dzikie serca” to powieść utrzymana w słodko-gorzkim tonie. Obserwujemy, jak świat wali się głównej bohaterce na głowę, jednocześnie kibicując jej związkowi z Cameronem i rozczulając się nad relacją siostry i młodszego brata. Łzy mieszają się ze śmiechem, kiedy tragedia goni tragedię i wydaje się, że świat się kończy. Ale potem wstaje nowy dzień i jakimś cudem jest lepiej. Samo życie.
Bardzo, bardzo polecam. ;)
Ta książka jest cudna. Dawno nie czytałam tak znakomitej młodzieżówki. Pochłonęłam ją dosłownie w jeden wieczór, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Wszystko w tej powieści jest urzekające: bohaterowie, relacje między nimi, humor i emocje, które wylewają się ze stron. I subtelna prawda, którą każdy sam wyczyta; której nie trzeba wplatać w monologi, podając na tacy....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”, dylematy moralne, nienawiść, ludzkie okrucieństwo, ból, rozdarte, złamane serca, przyjaźń, funkcjonowanie ukrywającej się społeczności, nauka tolerancji, siła więzi międzyludzkich, asymilacja w nowym miejscu, miłość z nienawiści, nienawiść z miłości... Miłość do duszy, a nie do ciała – czy może być coś piękniejszego? A to, jak to wszystko zostało przedstawione... Chwyta za serce, wywołuje dużo uśmiechów i radości, ale też łez i smutku. Humoru również tu nie brakuje. Bogactwo wyobraźni autorki (te wszystkie planety) naprawdę robi wrażenie. Czytając „Intruza” po raz kolejny byłam rozemocjonowana nie mniej niż rok temu, choć oczywiście nic nigdy nie oddaje tego „pierwszego razu”. Wcześniej nie byłam pewna, ale teraz już jestem: muszę mieć tę książkę na swojej półce, bo zamierzam do niej wracać aż do znudzenia. O ile to możliwe. ;) Ian... <3
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-12
Kolejna dyszka. Nie mogę ocenić tej książki inaczej. Dla mnie „All in” jest perfekcyjnie obmyśloną i napisaną historią, tak samo jak pierwsza część. Podobnie jak w „Sercu ze szkła” od początku wiadomo, jak książka się skończy (ale czy nie w większości romansów można domyślić się zakończenia?), ale to nie umniejsza magii i radości odkrywania każdej kolejnej strony. I podobnie jak w pierwszym tomie czytelnik ma do czynienia z miłością dojrzałą, a może raczej z miłością, do której trzeba dojrzeć.
Emma Scott zmajstrowała kolejnego świetnego bohatera; myślę nawet, że najlepszego ze wszystkich z serii „Full tilt”. Enigmatyczny, zdystansowany Theo okazał się tak dobrą postacią – dosłownie „dobrą”, życzliwą, mającą tyle do zaoferowania: siłę, pomocną dłoń, wsparcie dla każdego, poświęcenie za każdego, tyle miłości bezpiecznie ukrytej głęboko w sercu... Cudowny młody mężczyzna, niewątpliwie. I choć z pozoru może trochę trącić ideałem, to autorka zrobiła wszystko by jak najbardziej urealistycznić tę postać, siejąc w chłopaku niepewność i wątpliwości na każdym kroku obranej przez niego ścieżki.
Jedną z piękniejszych rzeczy w całej dylogii jest niesamowita więź między braćmi, Jonahem a Theo, która nie słabnie pomimo czasu, pomimo śmierci jednego z nich. Połączenie pozwalające kochać im tę samą dziewczynę i być przez nią kochanymi.
Emma Scott stworzyła jedną z najpiękniejszych historii miłosnych, o jakich czytałam i słyszałam; idealnie wyważoną emocjonalnie; bogatą w złote myśli i przesłania; poruszającą do głębi, a jednocześnie nie prowadzącą do załamania nerwowego czy zmieniającą czytelnika w szlochającą kupkę nieszczęścia. Autorka swoimi słowami delikatnie trąca najczulsze struny serca, dociera do jego najgłębszych zakamarków i pozostawia po sobie wieczny ślad. Tak jak dobry pisarz powinien.
„Deep in my heart, the answering echo, rising to the surface after being denied so long. Pushed down and ignored out of my own guilt. Dismissed out of worry what others would think. Buried because of my own fear of putting my heart in another’s hands, stepping back up to the table and going all in one more time, risking everything.
What if I lose?
I looked at the man next to me and knew that no matter what happened, I’d already won.”
Kolejna dyszka. Nie mogę ocenić tej książki inaczej. Dla mnie „All in” jest perfekcyjnie obmyśloną i napisaną historią, tak samo jak pierwsza część. Podobnie jak w „Sercu ze szkła” od początku wiadomo, jak książka się skończy (ale czy nie w większości romansów można domyślić się zakończenia?), ale to nie umniejsza magii i radości odkrywania każdej kolejnej strony. I...
więcej Pokaż mimo to