zuzanna

Profil użytkownika: zuzanna

Przemyśl Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 3 lata temu
140
Przeczytanych
książek
209
Książek
w biblioteczce
107
Opinii
547
Polubień
opinii
Przemyśl Kobieta
Dodane| Nie dodano
technik weterynarii i aspirująca pisarka. https://czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com/

Opinie


Na półkach:

Po lekturze Żon i córek stałam się wręcz głodna kolejnych powieści Gaskell. Niestety była to już ostatnia w mojej biblioteczce, więc chciałam ją dawkować sobie w miarę ostrożnie, bo nie mogłam pozwolić na to, aby tak szybko się skończyła. Niestety wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w sześć dni. Sześć dni spędzonych z książką, która... naprawdę mnie zaskoczyła.

Zacznijmy od tego, że Północ i Południe zupełnie odbiega koncepcją i dotychczasowym wzorcem powieści tej pisarki. Akcja rozgrywa się w znacznej większości w przemysłowym mieście Milton (Manchesterze), brudnym i zadymionym przez fabryki i przędzalnie. To skrajnie odmienne środowisko i tło, w którym dotychczas Gaskell umiejscawiała swoich bohaterów. Była to dla mnie niesamowita i bardzo ożywcza odmiana, ponieważ wiedziałam, że tym sposobem autorka jest w stanie mnie czymś zaskoczyć. I robiła to - niemal w każdym rozdziale działo się coś, co kompletnie wybijało mnie z rytmu albo wprawiało w osłupienie, przez co naprawdę trudno było mi, ot tak, odłożyć tę książkę. Chciałam tylko więcej. Jednym z tych zaczepnych wątków była oczywiście zażyłość - choć nie zawsze widoczna dla bohaterów i akceptowana przez nich - między Margaret a panem Thorntonem. Zwieńczenie tej znajomości było mi wiadome od początku, jednak w trakcie czytania i przerzucania kartek z prawej na lewą stronę (przy czym ta druga niesamowicie szybko się kurczyła) ten kulminacyjny moment wciąż nie nadchodził... Nadszedł, jednak kiedy i w jakich okolicznościach - o tym dowiecie się czytając tę powieść ;)

Kontrast pomiędzy warstwą robotników i zwykłych obywateli miasta a przedsiębiorcami i właścicielami fabryk został bardzo dobrze odwzorowany, podobnie jak obowiązki oraz problemy, z którymi wówczas się zmagali. Strajki, w których postulatem są wyższe płace i lepsze warunki pracy to nie wymysł dzisiejszych czasów; ludzie od wieków chcieli walczyć o sprawiedliwość dla siebie i innych - ale też o wpływy i władzę nad innymi. To bardzo ważny i pouczający wątek w tej powieści, który doskonale przybliżył nam realia ówczesnego życia w przemysłowym mieście.

Poruszająca, piękna i zapadająca w pamięć historia miłości, poświęcenia i umiłowania prawdy. Jestem pewna, że każdy, kto przeczytał Północ i Południe, może się ze mną zgodzić. Tym, którzy jeszcze tego nie zrobili, serdecznie polecam nadrobić tę zaległość. Nie zawiedziecie się.

Zuzanna Bębnowicz
czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com

Po lekturze Żon i córek stałam się wręcz głodna kolejnych powieści Gaskell. Niestety była to już ostatnia w mojej biblioteczce, więc chciałam ją dawkować sobie w miarę ostrożnie, bo nie mogłam pozwolić na to, aby tak szybko się skończyła. Niestety wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w sześć dni. Sześć dni spędzonych z książką, która... naprawdę mnie zaskoczyła....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To druga książka Elizabeth Gaskell, jaką miałam okazję przeczytać. Po lekturze Panien z Cranford, która była jednym wielkim rozczarowaniem, z ochotą podjęłam się czytania Żon i córek, ponieważ musiałam na własnej skórze przekonać się, że spotkanie z twórczością tej wspaniałej pisarki było po prostu zwykłym falstartem.

A jakże. Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że ta książka jest zupełnie, zupełnie inna. Dała się po prostu polubić i na każdym kroku zapraszała mnie, bym sięgnęła jeszcze głębiej w przedstawianą historię, która - nie ukrywam - bardzo przypadła mi do gustu. Niemal od razu znalazłam się wśród bohaterów i przeżywałam wraz z nimi ich przygody, dobre i złe, oraz rozterki i triumfy. Nie przerażała mnie absolutnie ilość stron, wręcz przeciwnie - cieszyłam się na myśl, że tak długo będę mogła przebywać w tym świecie. Świecie bardzo przemyślnie zaplanowanym i skonstruowanym. Nie było w nim miejsca na jakieś nieprzewidziane, przypadkowe czy nudne wątki bądź postacie. Każda z nich wnosiła coś nowego i oryginalnego do powieści, a większość była mi zdecydowanie znana - były odwzorowaniem osobistości, wśród których otaczam się od najmłodszych lat. Znam więc wiejską gnuśność, dwulicowość, fałszywą dobroć, zbyt wysokie mniemanie o własnej pozycji społecznej i próżne zadzieranie nosa, choć rozumem nie dorastają nawet do umysłu kostki brukowej. Ile razy chichotałam i kręciłam z rozbawieniem głową czytając wywody wszystkich panien z Hollingfordu, które z czystym sumieniem mogłabym porównać do większości moich sąsiadek. Mimo iż książka powstawała w XIX wieku, jest bardzo, ale to bardzo aktualna pod tym względem. Może dlatego stała mi się tak bliska - ktoś po prostu opisał i bardzo dyplomatycznie wyśmiał moje "ukochane" panie, z którymi dzielę czasem wspólną drogę do miasta, kościoła czy czas spędzony na przystanku autobusowym.

Mogłabym rozpisywać się na temat postaci, jednak to zbyteczne. Są po prostu doskonałe. Ludzkie, nieprzesadzone, zupełnie skrajne od siebie, ale jakie charakterne i żywe. Żadna z postaci nie wydawała mi się nudna - co innego irytująca, ale mówiłam o tym kilka linijek wcześniej. Nienawidzę plotkarstwa i wszelkich jego rodzajów oraz wystawiania pochopnej, opartej na niepewnych informacjach opinii na temat jakiejś osoby. Tutaj właśnie spotykamy się z tym problemem. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką krzywdę może wyrządzić niesprawiedliwy osąd i jak trudno w takiej sytuacji udowodnić swoją niewinność.

Bardzo żałuję, że tak mało mówi się o Elizabeth Gaskell w porównaniu np. do Jane Austen czy sióstr Brontë. Zasługuje na równie wielkie uznanie i znacznie większe grono czytelników (mam nadzieję, że w tej kwestii akurat się mylę). Mówmy o niej częściej i sięgajmy po jej powieści. Żony i córki to zdecydowanie warta uwagi książka - pouczająca i wciągająca, przy której można zarówno śmiać się i płakać. Polecam z całego serca.

Zuzanna Bębnowicz
czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com

To druga książka Elizabeth Gaskell, jaką miałam okazję przeczytać. Po lekturze Panien z Cranford, która była jednym wielkim rozczarowaniem, z ochotą podjęłam się czytania Żon i córek, ponieważ musiałam na własnej skórze przekonać się, że spotkanie z twórczością tej wspaniałej pisarki było po prostu zwykłym falstartem.

A jakże. Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słonie, w taki czy inny sposób, zawsze były mi bliskie. Odkąd pamiętam, moim wielkim marzeniem jest wyjazd na afrykańskie Safari i zobaczyć na własne oczy te cudowne, olbrzymie i majestatyczne zwierzęta. Nie wiem dlaczego i skąd wzięło się we mnie takie pragnienie – być może wszystko zaczęło się od małej różowej maskotki słonika, którą dostałam, kiedy byłam niemowlęciem. Jest ze mną od małego, dorastałam z nią i teraz, gdy mam prawie 23 lata – wciąż jest blisko mnie, stojąc na moim biurku, pilnując sterty książek do przeczytania, notatek i plannera. Mały różowy pluszaczek z niebieskimi uszami i haftowanym czerwoną nitką uśmiechem. Być może to Słonik zaszczepił we mnie miłość do największych ssaków na ziemi.

Książka Afrykańska love story – jak wiele innych przed nią i po niej – trafiła do mnie przypadkiem, łypiąc do mnie swoją okładką ze sterty książek na wyprzedaży. Mam bzika na punkcie wyławiania perełek z wielkiego kosza kolorowanek, map i zeszycików z przepisami, które często można spotkać w marketach typu Tesco czy Kaufland. Z tą nie było inaczej – Afryka, Safari, słonie... Wszystko przemawiało na jej korzyść, więc nie zastanawiałam się długo nad jej kupnem.
I jak bywało też z innymi takimi książkami, ta również musiała odczekać swoje w mojej poczekalni. Ale książki są cierpliwe i między innymi za to je właśnie kochamy...

Afrykańska love story to biografia Daphne Sheldrick, która poświęciła całe swoje życie dla ratowania dzikiej przyrody Kenii oraz zwierzęcych sierot. Razem z mężem Davidem przyczyniła się do powstania sierocińca dla słoniątek, nosorożców i wielu innych zwierząt, które z różnych przyczyn
– w tym kłusownictwa – traciły matki oraz rodziny, które były jedyną ich gwarancją przetrwania. Ich wieloletnia, bardzo ciężka praca przyczyniła się do zachowania populacji wielu gatunków zwierząt. W 1977 powstała organizacja Sheldrick Wildlife Trust, która prowadzi m.in. wirtualne adopcje osieroconych słoniątek i nosorożców.

Na ogół nie często zabieram się za biografie, które zazwyczaj przesycone są suchymi faktami, bez wartkiej akcji i ciekawych bohaterów. Podeszłam do tej książki bez wielkiego entuzjazmu, nie oczekując też wciągającej fabuły. Ależ się zawiodłam... Kiedy tylko zagłębiłam się w historię Daphne, jej przodków pionierów oraz początków jej zamiłowania do przyrody, przepadłam. Przestał mi przeszkadzać nawet brak rozluźniających umysł dialogów. Narodziła się za to zazdrość o tak cudowne – choć trudne życie, w którym pasja i miłość przerodziła się w najpiękniejszą pracę i źródło utrzymania.

Podczas lektury wzruszałam się i wkurzałam niejeden raz. Książka z niezwykłą dokładnością opisuje i dosadnie piętnuje tragiczne w skutkach kłusownictwo, które nie rozwijałoby się na tak wysoką skalę, gdyby nie konsumpcjonizm i egoistyczne zachcianki ludzi wierzących w magiczną moc przedmiotów wytworzonych z kości słoniowej. Autorka w niezwykły sposób opowiada też o faunie i florze miejsc, w których mieszkała i pracowała. A dom z ogrodem, przy którym znajduje się stajenka z boksami dla słoniątek, nosorożców czy antylop?... Marzenie! Długo nie mogłam uwierzyć, że istnieją ludzie – dla mnie to najszczęśliwsi ludzie na świecie – którzy mają tak bliski kontakt z niezwykłymi afrykańskimi zwierzętami.
Wiele też dowiedziałam się o słoniach. To tak mądre i inteligentne stworzenia, które pod wieloma względami, bardzo przypominają nas. Mają niezwykle silny instynkt stadny i macierzyński oraz pamięć. Przeogromną pamięć. Potrafią zapamiętać członków swojego stada na bardzo długie lata, opłakują utratę pobratymców równie mocno jak ludzie.

Książka jest niezwykle wartościowa. Pouczająca, porywająca, w wielu miejscach wręcz niewiarygodna. No bo czy łatwo jest nam, od tak uwierzyć, że można spać ze słoniątkiem w jednym łóżku lub pijąc herbatę na tarasie, jednocześnie karmiąc antylopy? Lub wychować małego dzikiego ptaszka tak, że rozumiał ludzką mowę?

Afrykańska love story to obowiązkowa lektura dla wszystkich miłośników Afryki, ale gwarantuję, że zachwycą się nią wszyscy ci, którzy zdecydują się po nią sięgnąć. Idealna na słoneczne popołudnia z herbatą na tarasie. Zresztą... Ta książka jest idealna na każdą okazję i porę roku ;) Polecam.

Zuzanna Bębnowicz
czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com

Słonie, w taki czy inny sposób, zawsze były mi bliskie. Odkąd pamiętam, moim wielkim marzeniem jest wyjazd na afrykańskie Safari i zobaczyć na własne oczy te cudowne, olbrzymie i majestatyczne zwierzęta. Nie wiem dlaczego i skąd wzięło się we mnie takie pragnienie – być może wszystko zaczęło się od małej różowej maskotki słonika, którą dostałam, kiedy byłam niemowlęciem....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika zuzanna bębnowicz

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [6]

Per Petterson
Ocena książek:
6,8 / 10
6 książek
0 cykli
Pisze książki z:
22 fanów
Khaled Hosseini
Ocena książek:
8,2 / 10
6 książek
0 cykli
844 fanów
Jane Austen
Ocena książek:
7,5 / 10
47 książek
2 cykle
Pisze książki z:
3471 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
140
książek
Średnio w roku
przeczytane
16
książek
Opinie były
pomocne
547
razy
W sumie
wystawione
125
ocen ze średnią 6,8

Spędzone
na czytaniu
849
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
18
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]