-
Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
-
ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
-
ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Biblioteczka
2024-04-11
2024-04-09
Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.
Stąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą współczesność bohaterów - wchodzących w dorosłość chimerycznych bliźniąt Urszuli i Kazimierza, ich schodzących w starość rodziców Elżbiety i Jana Macieja, a także lekko zaburzonego trudnymi doświadczeniami z czasów dziecięcych Jana Kirdeja Bironta. Oni są po prostu z założenia mało realistyczni, mają odzwierciedlać pewne postawy i dobrze wpasować się w fabułę. A co do zarzutów o wspomnianej współczesności - kiedyś mentalnie ludzie może i nie byli do końca tacy sami jak my dzisiaj, ale nie oznacza to, że byli przedstawicielami innego gatunku. A już na pewno nie nam decydować, czy któraś z postaci mogła się historii przydarzyć, czy też nie, tym bardziej, że Autorka nie przywołuje jakichś współczesnych idei i postaw nieznanych w XVII wieku. Dziwi mnie zdziwienie, że jeden z bohaterów jest homoseksualistą, i to w dodatku takim, o którym nikt oficjalnie nie wie. Statystycznie nie ma opcji, by wśród polskich szlachetków od czasu do czasu nie przydarzyła się odmienna orientacja. Zakochanie od pierwszego wejrzenia? Weryfikacje życiowych planów? Orgie i inne "grzeszne" pokusy ciała? Brak pełnego pokory zachwytu nad klasztornym życiem? Nic tu nie brzmi wyłącznie współcześnie. Ale rozumiem, kiedyś tak lekko i bez potępienia by o tym nie pisało. Pokuszę się o stwierdzenie, że pod kątem potrzeb bohaterowie Autorki są bardziej prawdziwi, niż pełni cnót rozlicznych, godni naśladowania bohaterowie Sienkiewicza.
Jednak to nie charakterni bohaterowie i nie fabuła, choć wciągająca, tak mnie miło zaskoczyła. Największą frajdę sprawiła mi strona językowa, czyli zdania wielokrotnie złożone biegnące przez kilka stron, ale wciąż czytelne, a także styl kwiecisty, barokowy i erudycyjny, ale nie przekombinowany archaizmami. Myślę, że duża też tutaj zasługa Tłumaczki. Dialogów jest niewiele i nie są wyznaczone półpauzami, ale są obecne.
Reasumując ten przydługi wywód - jeśli ktoś się spodziewa szlacheckiej opowieści z wielką historią w tle to może się rozczarować. Jeśli zaś spodziewacie się ciekawej historii w barwnym anturażu to szczerze polecam.
Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i to dobrze, bo zostałam arcymile zaskoczona. Nie jest to powieść historyczna w stylu Sienkiewicza. Na całe szczęście. Autorka idzie własną drogą tworząc historię szlacheckiej rodziny Narwojszów, pełną spraw przyziemnych, ludzkich i nieszczególnie pedagogicznych.
Stąd może zbulwersowanie niektórych czytelników na rzekomą...
2024-04-01
To bardziej produkt uboczny filmu dokumentalnego, niż "pełnoprawny" reportaż. Bez większego pomysłu, bez minimalnego choćby zaplecza historycznego, bez zaangażowania. Czytając miałam wrażenie, że Autorka trafiała do tej Bośni zupełnie przypadkiem i spisała po prostu swoje wrażenia, tak, jak czasem spisuje się w pamiętniku wrażenia z urlopu. Jeśli już niewiele jest merytoryki, to dobrze byłoby to wypełnić ciekawą narracją i lepszym opracowaniem jedynej siły książki - to znaczy wypowiedzi osób zajmujących się identyfikacją ofiar ludobójstwa i krewnych tychże ofiar. Taki temat zasługuje na o wiele lepsze i uważniejsze opracowanie.
Być może film jest dużo lepszy, ale po lekturze nie mam już potrzeby sprawdzenia.
To bardziej produkt uboczny filmu dokumentalnego, niż "pełnoprawny" reportaż. Bez większego pomysłu, bez minimalnego choćby zaplecza historycznego, bez zaangażowania. Czytając miałam wrażenie, że Autorka trafiała do tej Bośni zupełnie przypadkiem i spisała po prostu swoje wrażenia, tak, jak czasem spisuje się w pamiętniku wrażenia z urlopu. Jeśli już niewiele jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-28
Bardzo realistyczna fantastyka, nie pod kątem szczurów ludojadów czy mutantów, ale zachowań społecznych, jakie mogły by zaistnieć wśród garstki ocalałych z nuklearnej zabawy. Na drodze głównego bohatera, Artema, Autor postawił przedstawicieli różnorodnych systemów politycznych, religijnych czy filozoficznych i pozwolił im się zaprezentować w mniej (to częściej) lub bardziej zachęcający sposób.
Pod kątem ideologicznym to trochę odkrywanie Ameryki – nie znajdziemy tu szczególnej głębi i rewolucyjnych idei, choć na tego typu wątkach zbudowana jest duża część fabuły. Mi to jednak nieszczególnie przeszkadzało, przecież dla wychowanego w kompletnym odcięciu od szkoły i mediów Artema każde zetknięcie z filozoficzną myślą było nowością. Jeśli dodać do tego młody wiek Autora, który Metro 2033 wydał w wieku 26 lat, to trudno wymagać tutaj jakiegoś poważnego traktatu filozoficznego.
Bohaterowie z Artemem na czele może i nie byli szczególnie porywający, ale na swój sposób swojscy i normalni. Mogę tylko powiedzieć, że nie ma sensu za bardzo się do większości z nich przywiązywać.
Ale to wszystko nic. Mnie bez reszty wciągnęła atmosfera - duszna, przytłaczająca, niespieszna i nastrojowa w rosyjski sposób. To, co działo się w tunelach swoją subtelnością i pewnym niedopowiedzeniem bardzo sugestywnie działało na wyobraźnię, chętnie zobaczyłabym to na ekranie. Dużą rolę w budowaniu klimatu miały też opisy stacji, uznane przez niektórych za zbyt rozwlekłe. Moim zdaniem pozwalały na lepsze zrozumienie tego, jak ludzie w metrze funkcjonowali, jak wyglądała ich monotonna codzienność, nędzne namiastki rozrywek i walka o pozory normalności, by zachować człowieczeństwo. Do detali budujących to uniwersum Autor naprawdę się przyłożył.
Ostatnimi laty mocno zaniedbałam gatunek fantasy, a tutaj trafiłam od razu w dziesiątkę. No, może w dziewiątkę ;)
Bardzo realistyczna fantastyka, nie pod kątem szczurów ludojadów czy mutantów, ale zachowań społecznych, jakie mogły by zaistnieć wśród garstki ocalałych z nuklearnej zabawy. Na drodze głównego bohatera, Artema, Autor postawił przedstawicieli różnorodnych systemów politycznych, religijnych czy filozoficznych i pozwolił im się zaprezentować w mniej (to częściej) lub bardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-24
Książka napisana chyba wyłącznie dla własnej przyjemności. W "Półmistrzu" nie znalazłam ani sensacji, ani kryminału, ani retro klimatu. Niezapamiętywalni, płascy bohaterowie, nieangażująca intryga, Zazwyczaj daję się wciągnąć nawet marnym kryminałom, tutaj zupełnie nie zainteresowało mnie kto zabił.
Wątki historyczne - skupione wokół wojny, Gombrowicza i szachistów - Autor wplótł na siłę i bez polotu. Nie mam pojęcia czemu służyć miało wymienianie niebędących bohaterami książki mistrzów szachowych i ich cech charakterystycznych. Poza dodaniem objętości.
Książka z gatunku "za dwa lata zapomnę, że w ogóle ją czytałam". Nawet miałam myśl, że też byłabym w stanie coś takiego napisać, i to bynajmniej nie jest komplement. Do wspominanej w innych opiniach Agathy Christie nie ma nawet podejścia.
Książka napisana chyba wyłącznie dla własnej przyjemności. W "Półmistrzu" nie znalazłam ani sensacji, ani kryminału, ani retro klimatu. Niezapamiętywalni, płascy bohaterowie, nieangażująca intryga, Zazwyczaj daję się wciągnąć nawet marnym kryminałom, tutaj zupełnie nie zainteresowało mnie kto zabił.
Wątki historyczne - skupione wokół wojny, Gombrowicza i szachistów -...
2024-03-23
Niby już ładny parę lat od pierwszego wydania minęło, a jakby nic się nie zmieniło. W Rosji dalej jest jedynowładztwo, represje wobec własnych obywateli, niebywała korupcja i zabetonowany mental.
Krystyna Kurczab-Redlich więcej miejsca niż wielkiej polityce poświęca jednak człowiekowi, i choć jest to obraz pełen zrozumienia, to nie napawa nadzieją. Pierwszy rozdział mówi o rosyjskiej codzienności lat 90-tych, ot, takiej innej, ale wciąż normalnej. Kolejne rozdziały jednak pozbawiają złudzeń i romantycznego wglądu w "rosyjską duszę". Drugi rozdział opowiada między innymi o protestach, mordowaniu dziennikarzy, czy równie brutalnych, jak absurdalnych aresztowaniach przypadkowych ludzi. Trzeci zaś skupia się na wątku czeczeńskim, czyli na obozach filtracyjnych i równaniu Groznego z ziemią, gdzie mirotwórcom bez różnicy było, czy mordowali Czeczenów czy też etnicznych Rosjan.
Styl Autorki jest może nieco chaotyczny, to pewna wada, bo skaczemy po rozmaitych, niekoniecznie spójnych wątkach. Wyraźnie czuć też, że pisze dokładnie o tym, co czuje i co myśli na dany temat, bez specjalnego silenia się na neutralność. To akurat zaleta, bo nie udaje bezstronnego reportera, który na czas pracy wyłącza emocje i uczucia.
To ciekawa lektura, prorocza i, niestety, mało optymistyczna.
Niby już ładny parę lat od pierwszego wydania minęło, a jakby nic się nie zmieniło. W Rosji dalej jest jedynowładztwo, represje wobec własnych obywateli, niebywała korupcja i zabetonowany mental.
Krystyna Kurczab-Redlich więcej miejsca niż wielkiej polityce poświęca jednak człowiekowi, i choć jest to obraz pełen zrozumienia, to nie napawa nadzieją. Pierwszy rozdział mówi o...
Nie cieszy mnie wystawianie jedynek, ale lubię być szczera w ocenach. Tutaj nie znalazłam żadnych pozytywów, może poza tym, że książka nie była szczególnie długa.
Pomysł na fabułę przekombinowany do granic możliwości, klei się wyłącznie dlatego, że tak zdecydowała Autorka, bo jakiegoś prawdopodobieństwa trudno się tutaj doszukać. A minimum realizmu jednak by się przydało, inaczej książka bardziej przypomina fanfica nastolatki o spotkaniu amerykańskiej gwiazdy na spacerze do osiedlowej Żabki. W teorii wszak wszystko jest możliwe. Drugi problemem jest pewne wrażenie zapętlenia - jadą, gadają, idą, gadają, przemieszczają się, gadaja itd., mało w tym dynamiki i na dłuższą metę nic z tego nie wynika poza rozwiązaniami fabularnymi z kapelusza.
Wszelkie braki fabularne nikną jednak wobec bohaterów. A raczej bohaterki, bo cała reszta to tylko tło dla Matki Walczącej™. Trudno mi przywołać z pamięci tak antypatyczną postać i naprawdę - strata dziecka niczego tutaj nie tłumaczy. Personifikacja agresji, która nie potrafi komunikować się inaczej niż krzykiem, pogardą, niecierpliwością i irytacją, i to nieważne z kim rozmawia, czy z jedynym przyjacielem, czy z ojcem dziecka, który wszak również jest rodzicem, czy ze starszą kobietą, która straciła rodzinę. Niemal co druga jej wypowiedź działa w oparciu o schemat wydrzeć się na kogoś, a potem mieć chwilę refleksji, że "no może akurat nie zasłużył, ale jest pod ręką xD". Nie wiadomo, czemu te refleksje mają służyć, bo nic w zachowaniu bohaterki nie ewoluuje. Jej ból jest lepszy niż innych.
Nie ma co się rozpisywać, strata czasu.
Nie cieszy mnie wystawianie jedynek, ale lubię być szczera w ocenach. Tutaj nie znalazłam żadnych pozytywów, może poza tym, że książka nie była szczególnie długa.
więcej Pokaż mimo toPomysł na fabułę przekombinowany do granic możliwości, klei się wyłącznie dlatego, że tak zdecydowała Autorka, bo jakiegoś prawdopodobieństwa trudno się tutaj doszukać. A minimum realizmu jednak by się przydało,...