-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać13
Biblioteczka
2023-12-14
2023-12-12
Olszakowski vel Pilipiuk był jednym z lepszych wczesnych kontynuatorów serii PS, acz "Zamek w Chęcinach" nie należy, niestety, do jego najlepszych kontynuacji. Książka, tradycyjnie dla tego autora, napisana jest sprawnie warsztatowo, brak na szczęście technologicznych wodotrysków czy innych macgyveryzmów, acz brak i bardziej sugestywnego klimatu, a fabuła - mniej więcej do połowy książki wciągająca i intrygująca - potem zaczyna się rozłazić na kilka równoległych wątków i rozmieniać na drobne, nie prowadząc w zasadzie do niczego konkretnego. Koniec końców, książka okazuje się być raczej kryminałem, niźli opowieścią o poszukiwaniu skarbów, zagadka rozwiązuje się praktycznie sama, a najcenniejsze historycznie odkrycie dokonane zostaje na marginesie głównych poszukiwań i długo przed ich końcem.
Olszakowski vel Pilipiuk był jednym z lepszych wczesnych kontynuatorów serii PS, acz "Zamek w Chęcinach" nie należy, niestety, do jego najlepszych kontynuacji. Książka, tradycyjnie dla tego autora, napisana jest sprawnie warsztatowo, brak na szczęście technologicznych wodotrysków czy innych macgyveryzmów, acz brak i bardziej sugestywnego klimatu, a fabuła - mniej więcej do...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nudne jak flaki z olejem. Zasadniczo, jeśli chodzi o kontynuacje Pana Samochodzika, to jeśli połączymy wszystko co najgorsze ze stylów Szumskiego oraz Niemirskiego - to wyjdzie nam Miernicki.
Całkowity brak spójnej fabuły, w zasadzie większość akcji składa się z wątków pobocznych, przygód i zdarzeń, z których nic w praktyce konkretnego nie wynika, a w tuzinach przewijających się postaci można się pogubić. W sumie trudno nawet powiedzieć, że akcja książki prowadzi do rozwikłania tajemnicy, jest raczej kompletnym kwiatkiem do kożucha - Daniec plącze się cały czas to tu, to tam, a to sobie pływa, a to zwiedza, a to knuje, całkowicie bez pomysłu na cokolwiek, a w ostatnim rozdziale po prostu dostaje od kogoś innego za ładne oczy wskazówkę podaną na tacy. Pierwsze pięć rozdziałów o podwodnych poszukiwaniach to komandosko-militarystyczny koszmar, którego lekturę sobie w połowie podarowałem, zresztą bez najmniejszej szkody dla zrozumienia reszty intrygi. Na siłę doklejony został wątek młodzieżowy - jak wiadomo, w prawdziwych PS zawsze jakąś rolę odgrywała młodzież, więc i tu Miernicki ją dodał - ale jako statystów plączących się w tle, których równie dobrze mogłoby nie być. Tradycyjnie dla tego autora schematyczne, przerysowane postacie; uderza za to niezwykle skrupulatne opisywanie wszelakich potraw i trunków spożywanych przez bohaterów, dobrze, że oszczędził sobie podania na nie przepisów. I zupełnie niepotrzebna jest zaakcentowana tu erotyka, zwłaszcza biorąc pod uwagę reguły i adresatów serii PS.
Nudne jak flaki z olejem. Zasadniczo, jeśli chodzi o kontynuacje Pana Samochodzika, to jeśli połączymy wszystko co najgorsze ze stylów Szumskiego oraz Niemirskiego - to wyjdzie nam Miernicki.
Całkowity brak spójnej fabuły, w zasadzie większość akcji składa się z wątków pobocznych, przygód i zdarzeń, z których nic w praktyce konkretnego nie wynika, a w tuzinach...
Książka dość słaba, no ale w końcu to Miernicki. Fabuła nudnawa, niepotrzebnie przekombinowana. Za dużo wypełniacza niezwiązanego z główną intrygą, co najmniej jeden rozdział można usunąć w całości bez najmniejszej szkody dla akcji. Po raz kolejny widać, że Miernicki nie potrafi stworzyć spójnej fabuły - z feerii pomysłów wychodzi mu zlepek równoległych wątków, w większości będących tylko ozdobnikami głównej akcji, która skutkiem tego zajmuje tylko niewielki procent treści. Za dużo zbyt drętwych opisów i niepotrzebnych szczegółów, sporo błędów stylistycznych i niezręczności językowych. Dość mnie to zmęczyło.
Widać też słabe przygotowanie merytoryczne autora - teorie na temat przeznaczenia Riese głoszone w książce nie odpowiadają stanowi wiedzy z okresu jej pisania, wręcz są kompletnie bzdurne i bezpodstawne, bo wtedy rzeczywista funkcja Riese była już dokładnie znana od kilku dobrych lat. No i z pistoletu samopowtarzalnego nie można strzelić trzy razy pod rząd ślepymi nabojami.
Książka dość słaba, no ale w końcu to Miernicki. Fabuła nudnawa, niepotrzebnie przekombinowana. Za dużo wypełniacza niezwiązanego z główną intrygą, co najmniej jeden rozdział można usunąć w całości bez najmniejszej szkody dla akcji. Po raz kolejny widać, że Miernicki nie potrafi stworzyć spójnej fabuły - z feerii pomysłów wychodzi mu zlepek równoległych wątków, w większości...
więcej mniej Pokaż mimo toDo połowy nawet ciekawe, potem robi się nudne. Do tego rozwiązanie zagadki pereł jest zupełnie przypadkowe i niezwiązane z prowadzonymi poszukiwaniami, a cała intryga - jak się na końcu okazuje - rozgrywa się poza główną akcją i poznajemy ją tylko z opowieści Pana Samochodzika.
Do połowy nawet ciekawe, potem robi się nudne. Do tego rozwiązanie zagadki pereł jest zupełnie przypadkowe i niezwiązane z prowadzonymi poszukiwaniami, a cała intryga - jak się na końcu okazuje - rozgrywa się poza główną akcją i poznajemy ją tylko z opowieści Pana Samochodzika.
Pokaż mimo to
To jest dramat po prostu. Fakt, że książka gatunkowo nie ma praktycznie nic wspólnego z serią Pana Samochodzika, a jest to zwykłe naśladownictwo zachodniej literatury akcji skrzyżowane z łzawym melodramatem, to jeszcze najmniejszy problem.
Jest to przede wszystkim nudne jak flaki z olejem, z objętością sztucznie zwiększoną jakimiś do niczego niepotrzebnymi wielostronicowymi wspomnieniami życia i opowieściami ze służby wojskowej, tudzież niepotrzebnie rozbudowanymi opisami, a z książki bez najmniejszej szkody dla fabuły można usunąć kilka całych rozdziałów, głównie ukazujących szkolenie w GROM - które nie tylko nic do niej nie wnoszą, a jedynie uwydatniają nieprawdopodobne dyletanctwo autora w sprawach wojskowych. Przykładowo - karabin nazywa karabinkiem, karabinek karabinem, terminy rewolwer i pistolet, pistolet, pistolet maszynowy i karabin, samolot i śmigłowiec, koła i płozy używa zamiennie. Naoglądawszy się telewizyjnych seriali wyobraża sobie, że broń wytłumiona "kląska" - nie, strzał z karabinu z tłumikiem to nadal jest strzał, tyle że nieco cichszy.
Sama akcja odbicia PKiN jest tak idiotyczna, że nawet trudno ją komentować - dokonuje jej potężny oddział złożony z trzech żołnierzy (w tym dwóch rekonwalescentów po odrze) i jednego doraźnie przyuczonego rezerwisty, mający przeciwko sobie ponad dwudziestu terrorystów wyszkolonych w specnazie; siła ta czteroosobowa jest wszystkim, co państwo polskie było w stanie wystawić do akcji, a czym zajmują się w międzyczasie policyjni antyterroryści z całego kraju, pozostaje zagadką - pojawiają się dopiero na samym końcu, pełniąc funkcję służb porządkowych zabezpieczających teren. Moją ulubioną sceną jest ta, gdy żołnierz na dźwięk strzału uchyla się przed nadlatującym pociskiem karabinowym wystrzelonym z odległości góra kilkudziesięciu metrów (pomijając już kwestię czasu reakcji, pociski karabinowe lecą mniej więcej dwa-trzy razy szybciej od dźwięku). Nie mniej idiotyczna jest historia kradzieży obrazów z Muzeum Narodowego - w tym, orkiestra tusz - "Bitwy pod Grunwaldem", które to złodzieje, po uśpieniu strażników, po prostu wynieśli głównymi drzwiami do stojących na ulicy przed wejściem do muzeum samochodów.
Jako, że język jest narzędziem pracy pisarza, rażą nie tylko błędy gramatyczne, ale też językowe - jak mylenie pylonu z pałąkiem czy dystrybutora z saturatorem.
Postacie są schematyczne i karykaturalnie przerysowane, a główny bohater - którego nazwiska nawet nie pamiętam (i który chyba już się więcej w serii nie pojawi?) - to toporna kalka Pawła Dańca, historyk sztuki i komandos w jednym. Co ciekawe, pomimo, że służył on 9 miesięcy w kawalerii powietrznej, to przypominając sobie jakieś kwestie związanie z wojskowością, wspomina nie służbę wojskową, ale lekcje PO w liceum - sprawia to wrażenie, jak gdyby autor dopisał mu tę służbę wojskową pod koniec pracy nad książką i zapomniał skorygować wszystkie niezbędne fragmenty.
Reasumując - jak i jeden z przedpiszców - poczułem ulgę, że książka wreszcie się skończyła.
To jest dramat po prostu. Fakt, że książka gatunkowo nie ma praktycznie nic wspólnego z serią Pana Samochodzika, a jest to zwykłe naśladownictwo zachodniej literatury akcji skrzyżowane z łzawym melodramatem, to jeszcze najmniejszy problem.
Jest to przede wszystkim nudne jak flaki z olejem, z objętością sztucznie zwiększoną jakimiś do niczego niepotrzebnymi...
2023-10-29
Zdecydowanie najsłabsza z kontynuacji autorstwa Pilipiuka, które czytałem. Zalążek pomysłu może i był, ale wykonanie fatalne.
Raz, że fabuła - sama w sobie nieprawdopodobnie infantylna i naiwna - wydaje się być wyraźnie wtórną wobec "Pana Samochodzika i Arsena Lupina". Dwa, że ten cały genialny, nieuchwytny złoczyńca i jego metody, czego to on jeszcze przebiegłego nie wymyśli, zaczynają już być po prostu nudne - bo i tak wiadomo, że po raz kolejny wszystkich wykołuje, obejdzie każdy system alarmowy, otworzy każdy sejf, wymknie się z każdej matni... Zresztą już gdzieś od połowy książki wiemy przecież, kim jest, czego szuka i dlaczego to robi, więc dalsze czytanie jest w sumie nużącą formalnością, a i sam finał trudno nazwać ekscytującym.
Zdecydowanie za dużo jest miernickopodobnego wypełniacza - tu w postaci szczegółowych opisów wykopalisk archeologicznych, których przebieg i rezultaty nie mają najmniejszego związku z główną intrygą. Nieprzyjemnym zgrzytem - biorąc pod uwagę kanony serii - jest też wprowadzenie przesadnie dużej ilości narracji w trzeciej osobie, i to nie tylko osobie Pana Samochodzika, ale i Vytautasa. Książka zawiera dużo informacji historycznych, obiektywnie nawet ciekawych, ale bardzo topornie wklejonych w treść.
No i Daniec mimo, że przecież nienajstarszy, cierpi już najwyraźniej z powodu demencji (może to skutkiem nieskończonej liczby uderzeń w głowę, które inkasuje u Niemirskiego) - nie ma tu pojęcia co to jest "trójkąt murarski", mimo że w tegoż Pilipiuka "Zaginionym pociągu" objaśniał ten termin Zosi. Świadczy to, niestety, o cokolwiek małej wadze przykładanej przez Pilipiuka do pisania kontynuacji PS - skoro sam nie pamięta, co pisał we wcześniejszych tomach.
Zdecydowanie najsłabsza z kontynuacji autorstwa Pilipiuka, które czytałem. Zalążek pomysłu może i był, ale wykonanie fatalne.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRaz, że fabuła - sama w sobie nieprawdopodobnie infantylna i naiwna - wydaje się być wyraźnie wtórną wobec "Pana Samochodzika i Arsena Lupina". Dwa, że ten cały genialny, nieuchwytny złoczyńca i jego metody, czego to on jeszcze przebiegłego nie...