rozwiń zwiń
Andrzej

Profil użytkownika: Andrzej

Nie podano miasta Nie podano
Status Bibliotekarz
Aktywność 11 godzin temu
215
Przeczytanych
książek
224
Książek
w biblioteczce
64
Opinii
339
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 63 książki
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Myślałem, że to będzie jakiś kasztan, ale jednak pięknie się pożera te Węże

Myślałem, że to będzie jakiś kasztan, ale jednak pięknie się pożera te Węże

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wchodząc w świat „Profesora i Besserwissera”, wielu rzeczy możemy nie być pewni, jedno jest jednak oczywiste. Jesteśmy u siebie, jesteśmy w „literaturze”. I to takiej, której zadaniem raczej nie jest przeprowadzenie zabieganego świadka od punktu A do punktu B z zastosowaniem zestawu fabularnych fajerwerków, MacGuffinów i puent wyrwanych z podręcznika adepta creative writing.

Gra odbywa się tutaj o zdecydowanie wyższą stawkę, mimo traktowania przez autora literackiego budulca z zacięciem postmodernistycznego konstruktora. Tak, jest to pisanie często autotematyczne, samoświadome, korzystające z szerokiego arsenału konwencji i stylistyk. Nie jest to jednak cyniczne sztukowanie zdań, wzdychanie, że wszystko już było czy żonglowanie pustką. Żurkowi bliżej jest do zachwytu nad możliwościami stwarzania świata, własnego świata, zbudowanego ze wszystkiego, co wpadnie mu w ręce i do głowy. Z fragmentów kanonu, ulotek piętrzących się pod supermarketem, kawałków audycji czy aluzyjnie przywoływanego klimatu z wielu filmów i książek. Nie sposób zlekceważyć tej ponad 500-stronicowej książki właśnie z powodu autorskiego entuzjazmu i towarzyszącemu mu poczuciu, że literatura to nie żart, a sprawa prawie życia i śmierci.

Andrzej Żurek w „Profesorze i Besserwisserze” rzuca nas w rzeczywistość, która jest z jednej strony połączeniem kanadyjskich i amerykańskich rewirów (autor od 30 lat mieszka w Kanadzie), a z drugiej pewnym amalgamatem wielu północnoamerykańskich fabuł i światów przedstawionych. Mamy więc bary, magazyny, porty, chińskie dzielnice, tanie czynszówki, szklane dystrykty. Mamy emigrancki spleen, piski taksówek, zderzenia kultur, amerykański koszmar i sen. Mamy tylne uliczki, w których wirują śmieci, przegranych z wózeczkami, mijanych przez maklerów w wyprasowanych garniturach. Świat z Monopoly, w którym gdzieś tam na samym końcu, w niszy, praktycznie w piwnicy mała grupka osób stara się wbić flagę w grunt, aby zaznaczyć swoje miejsce na mapie.

A to wszystko za sprawą podstarzałego profesora literatury, marzyciela i idealisty, który ma przesadną skłonność do introspekcji i rozpamiętywania przeszłości: „Zakotwiczył się w przeszłości, w tym co dla bardzo wielu ludzi już dawno minęło… lub nigdy nie było ważne”. Ten, wyrzucony przez współczesność na twardy brzeg, safanduła, który dba już głównie o to, czy dolary schowane w bucie pozwolą mu opłacić następną kolejkę w barze, poprzez zadziwiające zbiegi okoliczności i moc literackich marzeń zostaje rektorem samozwańczego Uniwersytetu Cecila. Ta fantazyjna, choć przy okazji zanurzona w rozrastającej się szybko kodyfikacji i biurokracji, instytucja powstaje w starym hotelu Cecil, znajdującym się w opuszczonej i niebezpiecznej dzielnicy nienazwanego miasta.

Andrzej Żurek zaprasza nas na przejażdżkę, choć czasem jest to powolne podglądanie powoli stwarzającego się na naszych oczach Uniwersytetu, a czasem szybka trasa z przystankami w labiryncie nawiązań, kryptocytatów, bohaterów znanych z innych książek czy historii.

Każda z partii „Profesora i Besserwissera” wydaje się być wyrwana z trochę innej literackiej tradycji. Zaczynamy Kosińskim, może DeLillo, Głowackim, Barthem, aby przejść w bardziej realistyczne i twarde rejony trzeciej części powieści, gdy do gry wchodzą Hamsun, Fante, Bukowski czy Roth. Końcówka za to jawi się jako rzecz mocno zależna od Mrożkowskiej fantazji i satyry społecznej. A to wszystko dodatkowo wznoszone jest z takich literackich cegieł, jak reportaż, esej, książka o sztuce, powieść społecznie zaangażowana, powieść morska, emigracyjna, uniwersytecka, sensacyjna, szpiegowska, wojskowa, kryminał, a nawet powieść socrealistyczna, choć w pastiszowym wydaniu.

Wygląda na to, że autor trzyma się postmodernistycznych prawideł, według których książka jest formą gry z czytelnikiem mogącym zrobić z nią wszystko to, co mu się podoba. Czyli na przykład znaleźć nawiązania czy cytaty, których zupełnie nie przewidział autor. I tak się pewnie stanie, bo ta powieść to prawdziwa skarbnica, połączenie biblioteki z pchlim targiem.

Warto dodać, że Profesor stwarza Uniwersytet Cecila z prawdziwą bandą ekscentryków i idealistów. To poczucie wspólnoty odrzuconych, niechcianych, utkwionych w świecie, który ich wyprzedził, to szczególnie chwytający za serce element „Profesora i Besserwissera”. Może dlatego, że podświadomie lgniemy do bycia razem z ludźmi, którzy w jakiś sposób nas przypominają i rozumieją. W życiu nie zawsze uda się stworzyć swojską drużynę, twórczą grupkę muszkieterów czy słodką ekipę outsiderów. Po to mamy więc marzenia i powieści, takie jak dzieło Żurka, które tchnie klimatem „Cudownych Chłopców”, „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”, Bolañowskich bebechorealistów czy Hotelu Chelsea.

Jest to laurka, czuły poemat dla starego świata, prawdziwych czy wyobrażonych czasów, kiedy ludzie lubili wiedzieć, czytali książki i gazety, spierali się w barach przy kawie, whisky i papierosach. I taką wizję stwarza Żurek, taką, jaką pamięta lub taką, w jakiej zawsze chciałby istnieć. Nie jest to więc tylko pochwała i zachwyt nad światem sztuki, nauki, wiarą w kanon czy „kulturę wyższą”, ale także skowyt nad współczesnością, która poszła w swoim kierunku, zainteresowana tylko kolekcjonowaniem kapitału i dopaminowym kołowrotkiem.

Zdaje się (choć to tylko moje przypuszczenie), że zbyt detaliczny opis struktur stwarzanego Uniwersytetu jest autorską formą buntu i sprzeciwu wobec globalnemu „teraz”, w którym ludzie nie wierzą już w moc słowa. A może ta przesadna detaliczność to wspomniany już pastisz powieści socrealistycznej (budowanie uniwersytetu niczym huty żelaza) albo próba pokazania tego, że gdy pojawiają się jakiekolwiek struktury, to automatycznie wyrasta spod ziemi biurokracja? A może mamy do czynienia z igraszką wyczerpania w stylu nowej powieści francuskiej czy eksperymentem spod znaku grupy OuLiPo?

Mimo olbrzymiej sympatii dla tej książki, z jej klimatem cudownej niedzisiejszości, odrobinę męcząca wydaje się mocno akcentowana w tej powieści niezgoda na współczesny spektakl. Zbyt wyraźnie szkicowana jest w tych fragmentach linia demarkacyjna pomiędzy nami idealistami-niematerialistami kochającymi sztukę, a złymi powiernikami kapitału, którzy chcą ukraść świat. Najczęściej to, co najciekawsze, rozgrywa się na styku rzeczywistości, klimatów i paradygmatów. Autor to wie, pozwalając w pewnym momencie wreszcie zbratać się na chwilę zwaśnionym armiom, operującym na innych kulturowych wyspach.

Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że esencja bycia w gruncie rzeczy się nie zmienia, tasują się tylko formy. Naszą cenną kulturę zabić już miały przecież prasa drukarska czy telefon stacjonarny – a czy nie od zawsze mamy do czynienia z konfliktem poszukiwaczy prawdy z oportunistami, którzy dążą do osiągnięcia zysków? Sokratesowie wszystkich czasów wadzą się z sofistami, a świat dalej się kręci i w każdym pokoleniu dochodzi do podobnych rozdań charakterologicznych. Na to wygląda, że książkowi szaleńcy nie przesiadują już w barach i bibliotekach, ale na przykład na forach obrazkowych, dyskutując o powieściach Davida Fostera Wallace’a. A kiedyś pewnie garstka robotów zechce zamieszkać w żelaznej beczce.

Te drobne różnice w postrzeganiu kanonu, współczesności czy tzw. „kultury wyższej” w żaden sposób nie wpływają na mój bardzo pozytywny odbiór „Profesora i Besserwissera”. Duże wrażenie i szacunek budzi dokładność, z jaką zbudowana jest ta powieść. Można wyczuć, że autor powoli i z pietyzmem szlifował swoje dzieło. To właśnie dzięki temu materiał tej powieści nie zgrzyta w zębach, tylko pozwala marzyć, śmiać się i płakać razem z kolorową czeredą zaskakujących postaci. I zatapiać się w rozkołysanym i barwnym świecie przedstawionym. Krainie pełnej szaleńców, pomieszania fikcji i prawdy – ale nie chodzi tu o zwykłe zatarcie się fikcji i prawdy, lecz o tworzenie nowych bytów w ich ramach.

Świetnym przykładem tej praktyki może być kreacja jednej z postaci. Mam nam myśli Stillera z powieści „Stiller”, który mówi wszystkim, że nie jest tym Stillerem. Wszystko to tworzy przyjemne poznawczo falowanie, a krążące skojarzenia wysyłają nas do „Zdradliwości obrazów” Magritte’a, „Bakunowego faktora” czy innych postmodernistycznych lub surrealistycznych snów.

Chciałbym już powoli zamknąć ten tekst, a nie powiedziałem jeszcze ani słowa o drugim tytułowym bohaterze, Besserwisserze. Pokazuje to, z jakim panoptikum stylów, bohaterów, klimatów i gatunków mamy do czynienia w tej powieści. Besserwisser to hardy emigrant, poławiacz skorupiaków i wodorostów, który dość bezceremonialnie poczyna sobie w relacjach z profesorem. Mimo zadufania i wyższości, z jaką traktuje starszego przyjaciela, nie sposób nie darzyć tej postaci pewną sympatią.

Relacja tych dwóch, potężnie różniących się od siebie, bohaterów najlepiej wybrzmiewa w trzeciej części powieści. Ostrej, realistycznej, bliższej ziemi, ale także zabawnej, w której Profesor przeżywa ekonomiczne trudy, tułając się od roboty do roboty.

Dlaczego więc warto otworzyć „Profesora i Besserwissera” i sprawdzić, co wyrzeźbił dla nas, w swoich piętrowych frazach, Andrzej Żurek? Bo mało kto odważyłby się w tym czasach na napisanie podobnego hołdu dla literatury. Kunsztownej powieści, w której szaleńczo zakręcona karuzela może nas zabrać do słodkiego świata idealistów, gdzie myśl staje się ciałem i nie ma takiej dziwności, o której nie można byłoby pogadać z przyjacielem. Niech więc miłośnicy wszystkich Uniwersytetów Cecila tego świata łączą się w zgrane brygady, tworząc miejsca, w których wreszcie poczują się jak u siebie.

Wchodząc w świat „Profesora i Besserwissera”, wielu rzeczy możemy nie być pewni, jedno jest jednak oczywiste. Jesteśmy u siebie, jesteśmy w „literaturze”. I to takiej, której zadaniem raczej nie jest przeprowadzenie zabieganego świadka od punktu A do punktu B z zastosowaniem zestawu fabularnych fajerwerków, MacGuffinów i puent wyrwanych z podręcznika adepta creative...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wykonywanie montażu to podobno jeden z trudniejszych fachów w przemyśle filmowym, wiążący się z potrzebą wielomiesięcznego wgapiania się w kilka ekranów i poszukiwania takich wizualnych konstelacji, które poniosą historię danego filmu. Jednak nasz codzienny montaż, oparty na hipnagogicznych przedsennych seansach, lepieniu życiowych drobiazgów w większą całość czy szybkim przymykaniu oczu na ulicy to coś zdecydowanie przyjemniejszego i bardziej potoczystego niż bycie skazanym na kantorek montażysty. Właśnie do tak rozumianego cięcia klatek nawiązuje Anna Sadzik w swoim "Montażu", w którym z wręcz dziecięcą dezynwolturą rozprawia się z językiem, wspomnieniami, popkulturowymi nawiązaniami czy najbliższym sobie światem.

Nie sposób nie czytać tego zbioru wierszy z perspektywy wizualnej, obserwacyjnej czy podpatrującej, ponieważ właśnie taki kierunek percepcji podpowiada ich bohaterka, która nawet gdy jest zmęczona lub znudzona, nie pozwala sobie na to, żeby ominął ją jakiś naoczny spektakl. Stąd to wieczne wypatrywanie przez okno, przyglądanie się ulicom i latarniom czy "wertowanie spojrzeń przechodniów". Najczęściej opisywanym zmysłem w "Montażu" jest więc wzrok, który wydaje się mocno uaktywniony i wręcz zbyt wrażliwy. Oczy przykryte lekką mgiełką są tu zmuszone do obcowania z ciągłym kołowrotem obrazów, ostrym światłem, powidokami czy świdrowania wzrokiem pokojów, korytarzy i skwerów, które wirują, rozmywają się i pikselizują niczym w jakimś cybernetycznym kalejdoskopie.

Kwestia pulsu współczesności i cyfrowego rozedrgania to sprawy, które w wyraźny sposób wybrzmiewają w tekstach Sadzik. Autorka wydaje się szkicować kontury swojej rzeczywistości i wysyłać komunikaty z przestrzeni przesterowanej, w której mnożą się odnośniki, a wciąż niemożliwe jest dotarcie do jakiegoś egzystencjalnego, albo chociaż znaczeniowego czy kameralnego, rdzenia. Mglistą realnością jest tylko zamykanie się w pokojach z fajkami, paprotkami i klepką na podłodze. Sadzik zdaje się mówić, że uczucia, bliskość, podkradanie się do drugiej osoby nie zdarzą się tak po prostu jak kiedyś, ponieważ muszą być teraz w jakiś sposób technologicznie, kulturowo czy kapitalistycznie zapośredniczone - niczym w wierszu "kino 5D", w którym relacja jest możliwa tylko dzięki obrazowi i trzymanym w dłoni kontrolerom. Wersy z "Montażu" to takie swoiste domowe majsterkowanie, wykonywane po to, aby dotrzeć do świata samego w sobie, a nie kolejnych śliskich emanacji i symulakrów.

Z większości tych wierszy emanuje klimat krygującej się wolności pomieszanej z nierealnością i nudą, którą odczuwa bohaterka. Przypominają się podczas lektury "Montażu" powojenne francuskie czy amerykańskie filmy, które próbowały oddać charakter nowego pokolenia, wzrastającego wreszcie w klimacie względnej prosperity i chęci zmiany obyczajów, co jednak kończyło się czasem poczuciem braku sensu. Atmosfera i urok, znane z na przykład "I bóg stworzył kobietę" czy twórczości Françoise Sagan, topią się tutaj w czymś bardziej współczesnym, stroboskopowym, internetowo delirycznym. Wiersze Sadzik kojarzą się z nocnym miastem, nasiąkającym światłem neonów, potokiem rozmów, dźwiękami koturnów odbijających się od kocich łbów czy zapachami z pobliskiej kebabowni. Ci marzyciele ery cyfrowej, nawiązując do następnego francuskiego filmu, przemykają przez uliczne przesmyki niczym duchy, zostawiając za sobą smugi, które zaraz połknie nocna łuna. "Chungking Express" czy "Upadłe anioły" to kolejne kinematograficzne tropy, z którymi najbardziej kojarzy się "Montaż".

Warto jeszcze zwrócić uwagę na język, który bez większych ciśnień płynie przez wersy tego zbioru. Swobodne flow, kolejne słowa stawiane z dziecięcą łatwością, nostalgiczny dystans, słodko-gorzkie ekspresowe skojarzenia - te wszystkie elementy łączą się po to, aby wybrzmieć w rzutkich zdaniach, którymi może żonglować w swojej głowie odbiorca. Jest to pisanie bez kompleksów, które jest sprawnie zmontowane, o ile nie wręcz "zlutowane", bo autorkę nie interesuje prawdopodobnie przechodzenie z obrazu do obrazu bez zakłóceń. Raczej chodzi jej bardziej o fontannę iskier czy szeleszczenie przy każdym kroku, o ekspresję mającą na celu zbudzenie miasta. Stąd wrażenie, że odbywa się lektura nie tyle zdań, ile czystych, namacalnych kolorów, że buduje się sprytna instalacja z neonów i lamp LED. Trudno pisać o takim typie ekspresji, bo bardziej kojarzy się on z wizualnymi strumieniami, nagłym wejściem do kina pełnego rozedrganych obrazów czy garażu z automatami, a nie ze słownikiem terminów literackich albo wieczorkiem poetyckim w pobliskiej bibliotece.

Wykonywanie montażu to podobno jeden z trudniejszych fachów w przemyśle filmowym, wiążący się z potrzebą wielomiesięcznego wgapiania się w kilka ekranów i poszukiwania takich wizualnych konstelacji, które poniosą historię danego filmu. Jednak nasz codzienny montaż, oparty na hipnagogicznych przedsennych seansach, lepieniu życiowych drobiazgów w większą całość czy szybkim...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Andrzej Belgrad

z ostatnich 3 m-cy
Andrzej Belgrad
2024-03-18 00:06:16
Andrzej Belgrad
2024-01-28 14:31:25
2024-01-28 14:31:25
Andrzej Belgrad
2024-01-06 00:29:50
Andrzej Belgrad ocenił książkę Listopadowe porzeczki na
7 / 10
2024-01-06 00:29:50
Andrzej Belgrad ocenił książkę Listopadowe porzeczki na
7 / 10
Listopadowe porzeczki Andrus Kivirähk
Średnia ocena:
7.4 / 10
431 ocen

ulubieni autorzy [3]

Andrzej Sosnowski
Ocena książek:
7,0 / 10
40 książek
4 cykle
Pisze książki z:
21 fanów
John Fante
Ocena książek:
6,9 / 10
8 książek
0 cykli
45 fanów
Roberto Bolaño
Ocena książek:
6,6 / 10
19 książek
1 cykl
66 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
215
książek
Średnio w roku
przeczytane
18
książek
Opinie były
pomocne
339
razy
W sumie
wystawione
145
ocen ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
900
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
13
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
63
książek [+ Dodaj]