-
ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać204
-
ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
-
Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Biblioteczka
2014-08-03
2014-07-27
Nigdy nie byłem fascynatem fantastyki i science fiction a tym bardziej w polskim wykonaniu. Jest jednak parę wyjątków. Pan Dębski jest jednym z nich.
Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać kiedy sięgnąłem po tę książkę. Twórczość tego autora nie jest mi obca (spodziewałem się, że będzie to coś zbliżone do Zoroaster, nie pomyliłem się). Fabuła poprowadzona ciekawie, czyta się szybko i przyjemnie, bez dłuższych dywagacji naukowych takich jakie zdarzały się w Zoroastrze, postaci zbudowane klasycznie jak dla Dębskiego (oczywiście nie jest to, broń Boże, obraza), pojawia się pikantniejsze poczucie humoru. Wszystko czego było mi potrzeba mogłem znaleźć w tejże książce.
Jedyny minus ode mnie. Końcówka książki słabsza od pozostałej części. Fabuła przez cały czas rozwijała się tworząc otoczkę lekkiego niepokoju i tajemnicy. Oczekiwałem, że wyjaśnienie zagadek nawarstwiających się po kolejnych przeczytanych stronach zaskoczy mnie w taki sposób, że po przeczytaniu ostatniej strony pójdę spać i spokojnie umrę, ale niestety tak nie było. Nie chcę tutaj powiedzieć, że zakończenie było do bani i zepsuło całą książkę. Nie, nie. Było zaskakujące, ale nie w sposób w jaki się spodziewałem. Wytłumaczenie wszystkich tajemnic było bardziej oczywiste. To jedyne co mnie zeźliło.
Polecam gorąco, nawet jeśli ktoś nie jest typowym czytelnikiem sci-fi jak to w moim wypadku jest.
Nigdy nie byłem fascynatem fantastyki i science fiction a tym bardziej w polskim wykonaniu. Jest jednak parę wyjątków. Pan Dębski jest jednym z nich.
Wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać kiedy sięgnąłem po tę książkę. Twórczość tego autora nie jest mi obca (spodziewałem się, że będzie to coś zbliżone do Zoroaster, nie pomyliłem się). Fabuła poprowadzona ciekawie,...
2014-06-20
Kupiłem tę książkę tylko i wyłącznie ze względu na opis z tyłu okładki, nie znając ani autora ani jego dorobku. W ciemno. Nie wiem co mnie podkusiło, ale dziękuję temu czemuś z całych sił, bo ta książka zalicza się do najlepszych jakie w życiu przeczytałem!
Sama struktura powieści, forma, jest fenomenalna! Przeplatanie miejsca akcji z jednego miejsca na drugie (czasami trochę ciężko jest się połapać), budowa postaci, sama fabuła... Majstersztyk!
Jeśli wymieniać by wszystkie plusy tej powieści nie starczyłoby mi miejsca i zapewne nikomu nie chciałoby się tego czytać, napiszę więc tylko jeden, według mnie, główny czynnik, przez który uważam, że książka ta zasługuje na miejsce honorowe na pułkach czytelników.
Jestem czytelnikiem masochistą. Uwielbiam historie tragiczne, smutne, brutalne. Czytuję ich sporo. Jednak to co dzieje się w tej książce przechodzi ludzkie pojęcie. Sońka. Główna bohaterka książki. Pan Karpowicz zbudował jej postać w taki sposób, że z podziwu wyjść nie mogę do teraz. Postać pozytywna, której w życiu nie układa się za dobrze. Zresztą. To czasy wojenne, mała wioska, życie większości kobiet nie układało się zbyt dobrze. Jednakże! Sońka to bohater nader specyficzny, który z każdą kolejną stroną staje się coraz bardziej tragiczny... Brnie w beznadzieje i zatapia się w niej kawałek po kawałku. Nikłe światełka nadziei, które pojawiają się od czasu do czasu gasną z szybkością źdźbeł słomy. Kiedy czytelnik myśli, że gorzej już być nie może, bardzo się myli. Oczywiście nie tylko ona jest w tej powieści postacią beznadziejnie tragiczną, nie chcę jednak zdradzać za dużo, dlatego skończę tutaj pisanie mojej opinii.
Grzechem jest nie przeczytać tej książki. Grzechem jest wiedzieć o niej i się nią nie zainteresować. Nie raz po moim ciele przeszedł chłodny dreszcz podczas czytania tej powieści i jeśli jesteś osobą choćby w małym stopniu uczuciową to zaufaj mi, przeżyjesz to samo.
Polecam najgoręcej jak tylko mogę.
Kupiłem tę książkę tylko i wyłącznie ze względu na opis z tyłu okładki, nie znając ani autora ani jego dorobku. W ciemno. Nie wiem co mnie podkusiło, ale dziękuję temu czemuś z całych sił, bo ta książka zalicza się do najlepszych jakie w życiu przeczytałem!
Sama struktura powieści, forma, jest fenomenalna! Przeplatanie miejsca akcji z jednego miejsca na drugie (czasami...
2014-04-19
W moje skromne dłonie książka ta wpadła całkiem przypadkiem. Zamiast niej miałem czytać książkę na temat trzeciego oka. Czy żałuję, że przeczytałem akurat ją a nie tę, o którą mi chodziło? Nic a nic.
Przez większość mojego dotychczasowego życia byłem bardzo mocno wierzącym i praktykującym katolikiem, następnie coś w mojej małej główce zaczęło się przestawiać, na początku powoli, później szybciej i szybciej i nagle doszedłem do momentu gdzie nie wiedziałem już zupełnie nic. O taoiźmie nie wiedziałem ani trochę przed przeczytaniem tej książki. Ile wiem teraz? Dalej niewiele. Czy to źle? Otóż nie.
Książka pt.,,Te Prosiaczka", którą aktualnie trzymam w rękach, dała mi niesamowicie do myślenia. Człowiek w dzisiejszym świecie jest w takim pośpiechu i wykonuje po sto czynności na raz, tak, że nie ma czasu na wygodne posiedzenie w fotelu i przemyślenia. Może moje życie wymaga zmian? Może tempo życia, które narzuca nam społeczeństwo i, co najważniejsze, MYŚLENIE, które nam to społeczeństwo narzuca, trzeba odstawić na bok, spróbować żyć trochę inaczej i zobaczyć co z tego wyjdzie.
Nie mam zamiaru recenzować, pisać o tej pozycji, ani polecać gorąco. Pozycja ta dała mi wiele do myślenia, choć były w niej momenty, które mnie raziły. Dla ludzi z otwartymi umysłami i takimi, których niecodzienna forma nie odrzuca, a wręcz przeciwnie, przyciąga.
W moje skromne dłonie książka ta wpadła całkiem przypadkiem. Zamiast niej miałem czytać książkę na temat trzeciego oka. Czy żałuję, że przeczytałem akurat ją a nie tę, o którą mi chodziło? Nic a nic.
Przez większość mojego dotychczasowego życia byłem bardzo mocno wierzącym i praktykującym katolikiem, następnie coś w mojej małej główce zaczęło się przestawiać, na początku...
2014-03-01
2014-02-15
2013-11-01
2013-08-30
2013-08-15
Długo wzbraniałem się przed przeczytaniem czegokolwiek z serii Wiedźmin. Bardzo długo. W końcu moja przyjaciółka, która jest zagorzałą fanką pana Sapkowskiego przymusiła mnie bym sięgnął przynajmniej po Miecz przeznaczenia. Sięgnąłem.
Nigdy nie rozumiałem tego boom, które związane było z książkami opowiadającymi o losach Geralta z Rivii. Teraz nie rozumiem go jeszcze bardziej. Do rzeczy. Krótko o odczuciach z kolejnych opowiadań.
Granica możliwości. Dobrze się czyta, w miarę szybko bez większych trudności. Jednakże jest to tylko zwykłe czytadło, opowiadanie do przeczytania i zapomnienia bo większych rewelacji w nim nie znalazłem. Niestety.
Okruch lodu. O losie... O tymże opowiadaniu niestety nie mogę powiedzieć ani jednego słowa, które miałoby wydźwięk pozytywny. Zwykły, krótki romansik, wyjątkowo ubogo poprowadzony, którego jedynym plusem było to, że był stosunkowo krótki i przede wszystkim: skończył się!
Wieczny ogień. Pierwsze ciekawsze opowiadanie. Miło się czytało, przebrnąłem bez większych trudności, ciekawe zakończenie i nawet lekkie zaskoczenie. Dwa może trzy razy nawet się uśmiechnąłem.
Trochę poświęcenia. No tutaj ciężko cokolwiek powiedzieć. Opowiadanie samo w sobie na poziomie w miarę dobrym, gdyby nie kolejny nieudolnie poprowadzony romans, według mnie, na siłę. Ona mówi, on milczy, zero porozumienia, jestem wiedźminem z rozterkami miłosnymi piętnastolatka. Tak to odebrałem.
Miecz przeznaczenia. Ciekawe i miłe w odbiorze. Nie wiem czemu, ale jedyne skojarzenie z wymienionym w opowiadaniu lasem to Mroczna Puszcza z Władcy Pierścieni. Jedyne co mnie frapuje do tej pory. Driady opisane u Sapkowskiego to piękne zielone kobiety, hasające po lesie i zabijające ludzi. Wszystko gra. Jednakże ludzie z okolicznych miast nazywali je "dziwożony". Czemu mnie to zastanawia? Dziwożony to bardzo wysokie baby, wyjątkowo włochate (i nie mowa tutaj tylko o głowie, ale i twarzy i całym ciele), wyjątkowo głupie i wyjątkowo nieprzyjemne. Dodatkowo miały nienaturalnie duże i obwisłe piersi. Nijak się to trzyma opisu driad. Nie jestem zresztą pewien czy jest to to samo. Może jednak nie mam na tyle doświadczenia z demonami słowiańskimi więc nie czepiam się tego faktu aż tak bardzo. Duży plus opowiadania to mała Ciri, która jako postać była poprowadzona świetnie.
Coś więcej. Tutaj następuje dylemat. Na pewno byłoby to najlepsze opowiadanie z całego zbioru gdyby nie to jedno ale. Najgorsza scena miłosna jaką w życiu przeczytałem... Spotkanie Geralta i Yennefer na festynie. To były najcięższe i najbardziej nędzne dwie strony wyjątkowo dziwnego romansu z tej całej książki, które czytałem z wybałuszonymi oczyma, zastanawiając się: ,,To ten Sapkowski mistrz literatury fantastycznej z Polski?". Gdyby jednak wyrzucić ten fragment opowiadanie trzymało poziom i mogłoby znaleźć się na piedestale. Niestety wrzucam je do jednego wora z resztą.
Tak więc Miecz przeznaczenia był dla mnie czymś w rodzaju dość specyficznej i niezbyt dobrze poprowadzonej mieszanki Tolkiena i Jane Austin. Co więcej mogę powiedzieć na ten temat? Chyba nic. Moje zdziwienie szałem Wiedźmina wzrastało ze strony na stronę. Teraz sięga zenitu. Wątpię w to, że sięgnę po sagę.
Polecam jako czytadło, przeczytaj zapomnij, odstresuj się i uśmiechnij się nawet co jakiś czas. Niestety, nic więcej.
Długo wzbraniałem się przed przeczytaniem czegokolwiek z serii Wiedźmin. Bardzo długo. W końcu moja przyjaciółka, która jest zagorzałą fanką pana Sapkowskiego przymusiła mnie bym sięgnął przynajmniej po Miecz przeznaczenia. Sięgnąłem.
więcej Pokaż mimo toNigdy nie rozumiałem tego boom, które związane było z książkami opowiadającymi o losach Geralta z Rivii. Teraz nie rozumiem go jeszcze...