-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać1
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać12
-
Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
Biblioteczka
2016-07
2016-01
Dla wielu naszych rodaków Afryka zaczyna się i kończy na północy. Interesują nas Egipt, Maroko i Tunezja, bo tam można niedrogo, a przy tym w egzotycznej scenerii i przy pewnej aurze, spędzić urlop. Gdyby zapytać przypadkową osobę o problemy Czarnego Kontynentu, prędzej usłyszelibyśmy o epidemii eboli, głodzie, akcjach budowania studni czy atakach terrorystycznych niż o ostatniej kolonii. Sahara Zachodnia nie istnieje w świadomości większości Polaków, ba! nawet sam autor reportażu Wszystkie ziarna piasku dowiedział się o jej istnieniu dopiero podczas poszukiwań tematu na kolejną książkę.
Bartek Sabela, znany ze świetnego reportażu Może (morze) wróci, zainteresował się Saharą Zachodnią, ponieważ - jak mówił na spotkaniu autorskim w Krakowie - lubi przeglądać Google Maps i podczas jednej ze swoich wirtualnych podróży zobaczył marokański mur oraz trafił do obozu dla uchodźców. To go zaintrygowało do tego stopnia, że postanowił zająć się tym tematem, a z czasem zaangażować się w tę sprawę osobiście. Nawiązał kontakty z Saharyjczykami i pojechał szukać informacji u samych źródeł. A sprawa to niełatwa, biorąc pod uwagę niechęć marokańskich władz do dziennikarzy. Sabeli udało się jednak dotrzeć do okupowanego przez Maroko El Aaiun oraz do obozów dla uchodźców w Algierii (...)
Pełna recenzja pod adresem: http://poczytajka.blogspot.com/2016/04/pustynia-podzielona-murem-bartek-sabela.html
Dla wielu naszych rodaków Afryka zaczyna się i kończy na północy. Interesują nas Egipt, Maroko i Tunezja, bo tam można niedrogo, a przy tym w egzotycznej scenerii i przy pewnej aurze, spędzić urlop. Gdyby zapytać przypadkową osobę o problemy Czarnego Kontynentu, prędzej usłyszelibyśmy o epidemii eboli, głodzie, akcjach budowania studni czy atakach terrorystycznych niż o...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-01
26. kwietnia 1986 roku dokonała się największa katastrofa jądrowa w dziejach świata. Wybuch reaktorów doprowadził do potężnego skażenia, lecz skutki tragedii były utrzymywane w tajemnicy przed obywatelami Związku Radzieckiego z obawy przed paniką, jaka wybuchłaby po rozprzestrzenieniu się informacji. Nadawano propagandowe komunikaty, podawano zafałszowane dane odnośnie stopnia skażenia (skażenie żywności mierzono dozymetrami do badania skażenia tła) i uspokajano mieszkańców kraju, wmawiając im, że wszystko jest w porządku, a informacje przekazywane przez państwa Zachodu mają na celu zburzenie ładu panującego w Związku Radzieckim. Sama katastrofa w Czarnobylu (jak mówiono, doszło tam tylko do pożaru) okazała się tylko wierzchołkiem góry lodowej... Jej fatalne skutki będą odczuwalne jeszcze przez długi czas, nie tylko przez nasze pokolenie, ale i wiele kolejnych, do czego nawiązuje podtytuł Kronika przyszłości. Znamy przeszłość, wiemy, jaka będzie przyszłość - a jaka jest teraźniejszość?
Swietłana Aleksijewicz w dziesięć lat po katastrofie dociera do ludzi, dzisiejszych Białorusinów, których udziałem stały się czarnobylskie wydarzenia. Rozmawia z wdowami po likwidatorach oraz z samymi likwidatorami, spotyka się z rodzicami dzieci, które swoje życie spędzają w szpitalu, z politykami, przedstawicielami mediów, inżynierami oraz z mieszkańcami skażonej strefy. Poznaje różne losy, które połączone są jednak przez wspólny mianownik, noszący miano homo sovieticus. Wielu nieszczęść dałoby się uniknąć, gdyby nie bezgraniczna wiara w państwo, która wyrażała się ślepym wykonywaniem rozkazów, przyjmowanych nie tylko bez zastrzeżeń, ale wręcz z jawną dumą. Jeden z likwidatorów po skończonej pracy spalił wszystkie ubrania, pozostawiając czapkę, którą oddał swojemu synowi, powodując tym samym raka mózgu u dziecka. Takich przejmujących historii jest więcej, ale jedna wstrząsnęła mną najbardziej. To los młodego małżeństwa, w które brutalnie wkroczył Czarnobyl, skutkując chorobą popromienną u mężczyzny. Gdy ten leżał w szpitalu, personel medyczny ostrzegał przebywającą z nim żonę: Jesteś młoda. Coś ty sobie ubzdurała? To już nie człowiek, tylko reaktor*...
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości to książka przejmująca i emanująca smutkiem. Swietłana Aleksijewicz pozostaje w cieniu historii swoich rozmówców, dodając od siebie zaledwie didaskalia. Monologi są bogate w znaki przestankowe (wielokropki, wykrzykniki, znaki zapytania) nadające wypowiedziom ekspresji i działające na emocje czytelnika. Mnie książka poruszyła w ogromnym stopniu, ale w jeszcze większym zadziwiła. Mając przed oczami historię staruszki (na zadane przez nią pytanie czy może pić mleko od swojej krowy odpowiedziano pytaniem o jej wiek, a gdy padła odpowiedź: 80 lat lub więcej, poinformowano ją, że owszem, może), nie mogę zrozumieć toku myślenia człowieka radzieckiego, który zatracił swoją moralność w drodze ku bezrefleksyjnej służalczości wobec państwa. Gdyby nie ta pokrzywiona mentalność, wiele losów mogłoby potoczyć się w lepszym kierunku. Rzeczywistość jest jednak daleka od pobożnych życzeń: w odpowiedzi na bezgraniczne oddanie ludzie nie otrzymali nie tylko ubrań ochronnych czy dozymetrów, ale i prawdy.
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości jest hołdem złożonym wszystkim ofiarom katastrofy - nie tylko tym, którzy stracili zdrowie lub zginęli w wyniku choroby popromiennej, ale także tym, którzy ze względu na swoje czarnobylskie pochodzenie przez "czyste" społeczeństwo uważani byli za radioaktywnych...
*Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, Czarne, Wołowiec 2012, s. 22.
www.poczytajka.blogspot.com
26. kwietnia 1986 roku dokonała się największa katastrofa jądrowa w dziejach świata. Wybuch reaktorów doprowadził do potężnego skażenia, lecz skutki tragedii były utrzymywane w tajemnicy przed obywatelami Związku Radzieckiego z obawy przed paniką, jaka wybuchłaby po rozprzestrzenieniu się informacji. Nadawano propagandowe komunikaty, podawano zafałszowane dane odnośnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnio coraz mniej czasu poświęcam na pisanie recenzji, bo pochłania mnie przyroda - porzucona pasja z dzieciństwa, do której wróciłam po wielu latach. Również lektury coraz częściej dobieram pod tym kątem, dlatego z entuzjazmem sięgnęłam po Chrapiącego ptaka. Początkowo nie mogłam wciągnąć się w historię rodziny Heinrichów, ale nawet nie zauważyłam kiedy zostałam pochłonięta bez reszty. Kolejne nazwiska zaczęły być rozpoznawalne, a poszczególne elementy opowieści zaczęły się układać w jedną całość.
(...)
Zakochałam się w tej książce, w jej autorze - jego sposobie snucia opowieści, osobowości, uporze i podejściu do przyrody. Z zafascynowaniem czytałam o jego udanej próbie przedzierzgnięcia się z "konusa z lasu" w sportowca, a w rozbawienie wprawił mnie pomysł pomalowania wieży ciśnień na terenie znienawidzonej szkoły na pamiątkę swojej w niej obecności oraz - iście "psychologiczne" - podejście do wypełniania formularzy aplikacyjnych na studia, w wyniku czego prawie wszystkie uczelnie nie były zainteresowane jego kandydaturą na studenta. W kwestii podejścia do przyrody poczułam niesamowitą nić porozumienia, mimo iż autor w latach młodzieńczych wybierał jaja i pisklęta z gniazd, a także uśmiercał ptaki. Jak jednak napisał po latach, w parze z zapędami myśliwskimi szło uwielbienie dla nieszczęsnych stworzeń i świadomość, że "wiedza jest ważna, a nie da się jej zdobyć tanim kosztem"*.
Jedno jest pewne - chcę więcej! Na mojej półce czeka zachwalane przez wszystkich Wieczne życie, ale wiem, że na tej książce nie poprzestanę. Dla Bernda Heinricha jestem nawet w stanie mozolnie przedzierać się przez oryginalne wydania! Wam jego książki gorąco polecam, choć dla kogoś nie zainteresowanego przyrodą Chrapiący ptak może być niełatwą lekturą.
(...)
* B. Heinrich, Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Wołowiec 2016, s. 405.
Pełna recenzja pod adresem: http://poczytajka.blogspot.com/2016/07/niegasnacy-zachwyt-swiatem-bernd_17.html
Ostatnio coraz mniej czasu poświęcam na pisanie recenzji, bo pochłania mnie przyroda - porzucona pasja z dzieciństwa, do której wróciłam po wielu latach. Również lektury coraz częściej dobieram pod tym kątem, dlatego z entuzjazmem sięgnęłam po Chrapiącego ptaka. Początkowo nie mogłam wciągnąć się w historię rodziny Heinrichów, ale nawet nie zauważyłam kiedy zostałam...
więcej Pokaż mimo to