-
Artykuły„Jednym haustem”, czyli krótka historia opowiadaniaSylwia Stano5
-
ArtykułyUwaga, akcja recenzencka. Weź udział i wygraj powieść „Fabryka szpiegów“!LubimyCzytać1
-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant24
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-04-15
2024-04-16
„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”
Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś wartościowego w treści. Z niniejszą miałam jednak problem, bo książka nie spełniła moich oczekiwań i nie potrafiłam się w nią zaangażować. Dałam jej 5 punkty na 10 ze względu na pomysł na tę historię. Gdyby była napisana nieco inaczej, wówczas naprawdę mógłby być to hit czytelniczy. Przyciągająca wzrok okładka i ciekawy opis redakcyjny skutecznie zachęciły mnie do sięgnięcia po powieść „Nie należę do Ciebie” a do tego tytuł bardziej by pasował, gdyby na przykład brzmiał: „Nie zakochaj się we mnie". Po jej przeczytaniu pojawiła się refleksja, że nie wystarczy mieć pomysł na książkę, trzeba jeszcze umieć przełożyć swoje myśli na papier.
Bohaterami, którzy naprzemiennie opowiadają nam o tym, co dzieje się na jej kartach są Scarlett Roberts i Silas Evans. On mieszka w Bostonie od urodzenia, czyli przez 19 lat. Tutaj się uczy, ma swoje grono znajomych i przyjaciół, więc z tym miastem wiąże swoją przyszłość. Teraz jest w ostatniej klasie szkoły średniej, do której uczęszcza od jakiegoś czasu chętniej, odkąd cztery miesiące temu pojawiła się w niej pewna dziewczyna, a jest nią Scarlett. Jego przyjaciel, Max ostrzega go, że jest ona dziwna, stroni od ludzi i trudno z nią nawiązać kontakt. I faktycznie. Silas się o tym wkrótce przekonuje, ale w niedługim czasie ich relacja zmienia się i zawiązuje się między nimi przyjaźń. Ona bowiem nie chce angażować się w żadne głębsze związki i od razu stawia warunek, by Silas obiecał, że nigdy się w niej nie zakocha. Jej zasady zostają wystawione na próbę, gdy na jej drodze pojawia się Chris Parker, który od początku stanowi dla niej zagadkę, ale jednocześnie zaczyna ją intrygować powód jego zainteresowania jej osobą. Okazuje się, że chłopak wie o niej więcej, niż mogłaby przypuszczać.
Zaczyna się wzruszająco, wspomnieniem o zmarłym dziadku, ale nie wiem co to ma wspólnego z treścią książki. Nie ma do tego nawiązania, ani w żadnym momencie nie spotyka się ten wątek z toczącą się historią, więc nijak ma się do treści książki, której fabuła toczy się wokół zupełnie innych zdarzeń. W pewnym momencie stwierdziłam, że jestem znużona opisywaną historią, a mam za sobą dopiero niewiele ponad 1/3 jej objętości, a przed sobą jeszcze ponad 300 stron. Mimo to przeczytałam książkę do końca, gdyż miała w sobie kilka intrygujących epizodów, a przede wszystkim byłam ciekawa, dlaczego Chris nagabuje Scarlett i co z tego wyniknie.
Przede wszystkim w tej historii zabrakło mi dynamiki. Nieco lepiej jest w kilku ostatnich rozdziałach, ale ogólnie przytłacza zbyt duża ilość opisowych tekstów, a za mało jest akcji, a czasami zupełnie nie potrzebne opisy różnych czynności. Chociażby informacja, że Scarlett do godziny trzynastej zrobiła wszystko, co miała zrobić i nawet posprzątała całe mieszkanie. Wprawdzie autorka porusza niektóre sprawy, ale w sposób delikatny i niewystarczający, chociażby zagadnienie depresji i zachowania autodestrukcyjnego, ale to pojawia się jakby przy okazji, często niespodziewania, dając wrażenie, jakby autorka wpadła na ten pomysł na bieżąco, w trakcie pisania.
Czasami są niezrozumiałe sceny, np. Scarlett idzie do kina z Silasem i nagle otrzymuje smsa od Chrisa sugerującego, że one też ogląda ten sam film co oni. Bohaterka najpierw stwierdza w swoich myślach, że „Trudno jednak kogokolwiek zobaczyć, skoro w sali jest ciemno”, a gdy po seansie światła oświetlają kinową przestrzeń, ona „rozgląda się, ale czarnookiego już tu nie ma”, a przecież nawet nie była pewna, czy on tu jest.
Wszystko biegnie wolno, każda czynność i każdy dzień rozłożony jest na drobne elementy, a to wiąże się z długimi partiami tekstu bez dialogów. Opisowy charakter mają też prezentowane rozmowy, tzn, autorka raczej o nich opowiada, niż prezentuje. Niektóre sprawy wychodziły nagle, albo były za mało wyeksponowane, chociażby depresja bohaterki, o której ona wspomina jako swym złym doświadczeniu z przeszłości. Dialogi często nic nie wnoszą do fabuły. Bywa na przykład tak, że dwie osoby się spotykają, by coś sobie wyjaśnić, ale tak naprawdę rozmowa sprowadza się do kilku zdań niczego niewyjaśniających i bohaterowie wracają do jakiś codziennych czynności, najczęściej do oglądania filmów lub przeglądania telefonu itp. Poza tym rozmowy są płytkie, zbyt ugrzecznione, zwłaszcza gdy rozmawiają faceci.
Ogromnie irytowała mnie Scarlett, która została wykreowana na samotnika z wyboru unikającego bliższych relacji. Jej postawa związana z unikaniem związków i zasada postawiona Silasowi, by on się w niej nie zakochał, była dla mnie irracjonalna, gdyż świadczy to o jej niedojrzałości emocjonalnej. Zawiodła się, bo chłopak, w którym się ona zakochała, nie odwzajemniał jej uczuć, więc się załamała. A przecież nawet się nie znali, on jej nie zauważał, gdy ona wodziła za nim wzrokiem i wzdychała do niego. Ten wątek został przedstawiony bardzo pobieżnie. Uważam, że nie był to powód do depresyjnego zachowania z okaleczaniem się włącznie. Do tego decyzje, jakie Scarlett podejmowała, także w ostatnich akapitach, były niezrozumiałe. Niby kocha, ale robi coś zupełnie przeciwnego. Poza tym prowadzi zakłamane, podwójne życie, oszukuje Silasa, ale ma do niego pretensje, że on nie był z nią szczery i ukrywał swoje sekrety. PRZECIEŻ ONA NIE JEST LEPSZA w tym momencie! I nie ma tu znaczenia rodzaj ukrywanych spraw!
W ogóle brakowało mi w tej powieści emocji. Nie wystarczy bowiem napisać, że „jestem przerażona”, czy „Ja naprawdę tego nie wytrzymam. Już i tak jestem wystarczająco spanikowana”, ale trzeba jeszcze umieć to pokazać, a tego mi zabrakło: emocji ukazanych w sposób sugestywny, plastyczny i mocny, więc trudno mi było poczuć to, co czuli bohaterowi. Gdy się po raz pierwszy spotykają, on obiecuje, że jej wyjaśni wszystko, gdy ona z nim pojedzie w jedno miejsce. Scarlett robi to bez zbytniego namysłu z naiwnością. Chris wywozi dziewczynę gdzieś do lasu nad jezioro i tak naprawdę nie mówi jej nic konkretnego. Następnym razem zawozi ją do jakiegoś domu i też nie mówi po co.
Poza tym nagminnie stosowane są stwierdzenia typu „blondynka” „blondyn, „szatyn”, „niebieskooka”, „czarnooki” itp. jako określenia osoby, o której jest mowa, lub która akurat się odzywa, czy robi jakiś ruch. Brzmi to sztucznie i niestety, jest coraz częstym trendem wśród młodych debiutantów. „Blondynka opuszcza wzrok”, „Blondyn nalegał”, „mój przyjaciel rozmawia z zielonooką”, „czarnooki nie odzywa się” itp.
Zaznaczam, że to moja subiektywna ocena i ktoś inny może ją odebrać inaczej. Według mnie autorka musi jeszcze wiele się nauczyć, gdyż ma z pewnością dobre pomysły, ale gorzej z wykonaniem. Do tego wszystkiego – bezsensowne zakończenie, a właściwie niedokończona opowieść i nie za bardzo rozumiem, dlaczego akurat ta scena była epilogiem. Z reguły to część fabuły, która ukazuje jakieś dalsze losy bohaterów, jest jakby podsumowaniem, a tu mamy niedokończoną scenę, co daje pole do kontynuacji, ale musiałaby być bardziej dopracowana. Mam nadzieję, że autorka weźmie te uwagi do serca i druga część tej historii będzie znacznie lepsza. O tym, że musi powstać ciąg dalszy tej historii, jestem przekonana, gdyż tak to wszystko nie może się skończyć.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”
Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś...
2024-04-09
2024-04-14
2024-03-28
„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”
Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku jednego z bohaterów książki „Desire or Defense”, która rozpoczyna trylogię o niektórych zawodnikach drużyny hokejowej. W wersji amerykańskiej poprzedzała ją nowela pt.: „Passion or Penalty” czyli „Pasja czy kara”, a dopiero potem ukazały się trzy główne tomy. U nas seria zaczyna się od „Desire Or Defense”, co oznacza „Pragnienie lub obrona” i wokół tego dylematu toczy się jej opowieść. Okładka tej książki, jak i tytuł wskazują na połączenie dwóch wątków: romansu i sportu, które jest jednym z moich ulubionych powiązań, gdyż to gwarantuje energiczną akcję i wiele emocji.
Mitch ma w sobie ogromne pokłady gniewu, nad którym nie potrafi zapanować, a do tego wciąż na wszystko narzeka, bo zawsze znajdzie się coś, co go denerwuje. Dlatego wszyscy postrzegają go, jako gderliwego, szorstkiego choleryka, z którym lepiej nie zadzierać. Ma, oczywiście, grono swoich kolegów i przyjaciół, z którym gra w drużynie hokejowej D.C. Eagles, co pozwala mu zapomnieć o swoich problemach i demonach. Nikt nie wnika dlaczego on taki jest, ale on też nie zwierza się nikomu ze swej przeszłości.
Źródło jego zachowania znajduje się w dzieciństwie Mitcha, a szczególnie wrażliwy jest, gdy ktoś pyta go o jego ojca. Wówczas natychmiast uruchamia się w nim niekontrolowana wściekłość. To właśnie ona spowodowała, że Mitch wdał się w bójkę podczas jednej z rozgrywek, po której zostaje odsunięty od udziału w piętnastu najbliższych meczach. A to dla niego jest kara niewyobrażalna, gdyż to oznacza dużo wolnego czasu, co wiąże się z bezczynnością i rozmyślaniem. Na szczęście zostaje skierowany na terapię do doktora Curtisa i w ramach poprawy wizerunku - na zajęcia z chłopcami, którzy grają w dziecięcej drużynie hokejowej WOMBAT. Wśród nich jest kilkuletni Noah, który jest dzieckiem cichym, zamkniętym w sobie, ale niezwykle inteligentnym i kochającym hokej. Mitch dostrzega w jego charakterze podobieństwa do siebie, gdy był w wieku Noaha.
Noahem opiekuje się prawnie jego rodzona siostra Andie, która po starcie rodziców robi wszystko, by jego brat wyszedł ze swej skorupy. Dla niej są ważne trzy rzeczy: Noah, praca i niezawodny samochód. Z dwoma pierwszymi sprawami radzi sobie dobrze. Gorzej ze sprawnym autem, które ma już swoja lata i czasami zawodzi.
Pracuje jako pielęgniarka, więc nie ma zbyt wiele czasu na przebywanie w domu i zajęcie się chłopcem. Pomaga jej przyjaciółka Ronda, z którą razem pracuje na OIOM-ie w szpitalu w Waszyngtonie. Kiedy tylko może, uczestniczy w zajęciach sportowych brata. Na jednym z nich reaguje gwałtownie widząc, jak nowy trener, czyli Mitch, źle odnosi się do swoich małych podopiecznych. Nie znając dobrze sytuacji, wpada na boisko i robi mu awanturę. Tak zaczyna się ich znajomość pełna wzburzeń, iskrzenia i wzajemnego zauroczenia.
Akcja książki toczy się głównie w środowisku hokejowej dyscypliny sportu, więc autorka musiała dobrze przygotować sobie to pole zdarzeń, gdyż związane z nim sytuacje na boisku sprawiają wiarygodne wrażenie. Do tego opisy pozwalają uruchomić pole wyobraźni i poczuć się tak, jakbyśmy byli na trybunach i obserwowali treningi oraz mecze. Drugim tłem fabuły jest praca w służbie zdrowia, a konkretnie w szpitalu na OIOM-ie, co z kolei podkreśla trudną służbę pracujących tam kobiet.
Pani Leah Brunner z lekkością, ale i w bardzo esencjonalnym stylu zestawiła ze sobą dwa trudne charaktery. Mitch to wulkan gniewu, który w każdej chwili może wybuchnąć, natomiast Andie nie zamierza mu ułatwiać życia i też potrafi pokazać pazurki uruchamiając swój zadziorny potencjał. Ich historia toczy się w różnym napięciu, otoczona emocjami, ale z czasem można było się spodziewać, jak ich relacja się rozwinie. Obserwowanie rozwoju ich znajomości, działania chemii uczuć i walka ze swoimi demonami z przeszłości dało mi dużą dozę satysfakcji z czytania.
Mitch dostrzega w pewnym momencie, że całe swoje życie spędził nie widząc światła nadziei na poprawę, a dopiero pojawienie się takiej osoby, jak Andie, rozjaśniło ciemność, która opanowała jego duszę.
„Desire or Defense” ma charakter komedii romantycznej, ale poruszane są w niej też trudne tematy, co sprawia, że nie jest to ckliwa i płytka historia. To opowieść o radzeniu sobie z samym sobą, ale też o dostrzeganiu pozytywów w codziennych trudnościach. Bardzo dobrze został ukazany potencjał, jaki tkwi u dzieci, które trzeba umieć dostrzec. Autorka przy tym stworzyła kilka ciekawych osobowości, które z pewnością poznamy w kolejnych tomach serii D.C. Eagles Hokej, pokazując trudną pracę nad sobą, by osiągać sukcesy na boisku.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar
„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”
Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku...
2024-04-06
„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”
Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej autorki zatytułowaną „Kompleks grzecznej dziewczynki” , która jest pierwszym tomem trylogii „Avalon Bay”.
Dwudziestoletnia Mackenzie Cabot mieszka z rodzicami w Charleston i ma zaplanowaną przyszłość na każdym etapie swego życia. Wie jakie studia ma skończyć, co będzie robić w przyszłości, a nawet kto będzie jej mężem i jak będzie wyglądało jej życie w roli żony. Z tym, że nie są to jej oczekiwania i marzenia, lecz wytyczne bogatych rodziców. Dziewczyna wypełnia je właściwie bez zastrzeżeń, mając na uwadze zadowolenie mamy, ojca, swoich znajomych i Prestona, chłopaka, z którym jest od czterech lat. Próbuje też realizować swoje przedsięwzięcia, które są związane z działalnością w mediach społecznościowych. Z powodzeniem prowadzi serwis „Wpadki chłopaka”, zbierając za reklamy duże sumy pieniędzy. Mimo to najbliżsi, z Prestonem włącznie, nie popierają tej formy zarobku i naciskają na coś bardziej ambitnego. Preston studiuje od dwóch lat na prestiżowej uczelni Garnet College w Tally Hall, a teraz przyjeżdża do niej Mackenzie, by wypełnić kolejny punkt na liście życzeń rodziców.
Takie osoby jak ona, miejscowi nazywają klonami, bo wszyscy z tego bogatego środowiska zachowują się tak samo, uważając się za lepszych, gardząc biedniejszymi i zachowując się arogancko, a tutejszych mieszkańców nazywając lokalsami, z którymi nie warto nawiązywać żadnych znajomości. Do takich lokalsów należą bracia bliźniacy: Cooper i Evan Hartley, którzy mieszkają w pobliskim nadmorskim miasteczku Avalon Bay w domu na plaży. Obydwaj nienawidzą klonów, tak jak i inni z ich grona znajomych i przyjaciół
Cooper ma swoje marzenia i skrupulatnie gromadzi zarobione pieniądze, dorabiając w weekendy w „Barze na plaży” u Joego. Tego dnia, gdy go poznajemy, w piątkowy wieczór dochodzi do bójki między Cooperem, a jednym z zarozumiałych klonów. Jest nim Preston, który doprowadza do tego, że Cooper traci pracę. Pod naciskiem swoich przyjaciół zaczyna realizować ich plan zemsty, gdy dowiadują się, że Preston ma ładną narzeczoną. Zadaniem Coopera jest zdobyć serce Mackenzie i potem sprawić, by Preston się o tym dowiedział, a po wszystkim ma zerwać z dziewczyną kontakt. Jednak bliższe poznanie dziewczyny-klona pokazuje mu, że nie wszystkie osoby z bogatych studentów są takie same. Uświadamia sobie, że coraz bardziej jest zaangażowany w relację z dziewczyną, która tylko pozornie nie pasuje do jego środowiska.
„Kompleks grzecznej dziewczynki” to dobrze napisany romans w stylu YA, z którym spędziłam miło czas. To zasługa lekkiego pióra autorki i jak zwykle ciekawej historii osadzonej w społeczności młodych ludzi stojących u progu dorosłości, ale idących przez życie z całkowicie odmiennym bagażem życiowych doświadczeń.
Głównym tłem dla wydarzeń jest urokliwe nadmorskie miasteczko, w którym mieszkają ludzie doskonale znający się nawzajem, zawsze gotowi nieść pomoc na zasadzie „dzisiaj ty mi pomożesz, jutro ja tobie”. Takie podejście ich jednoczy, bo wiedzą, że w każdym momencie może zdarzyć się sytuacja, w której wzajemne wsparcie jest niezbędne. To jest bowiem region, który czasami nawiedzają silne huragany, więc dobrze jest mieć świadomość, że można polegać na sąsiadach.
Z tym klimatem zestawione są zasady panujące wśród wpływowych ludzi z kontem zasobnym w miliardowe zyski, ale tego, czego brakuje im, to poczucie wspólnoty. Tutaj ważne są pozory szczęśliwej rodziny, którą pokazuje się światu, a to, co jest niewygodne i odbiega od normy, chowane jest w eleganckich ścianach pięknych i luksusowych domów.
Zaletą fabuły jest niewątpliwie wartka akcja i wrzucenie nas od razu w akcję, bez zbędnych wprowadzających wstępnych opisów. Poznajemy środowisko w jakim obracają się bohaterowie, ich dylematy, poglądy, ambicje i sytuację rodzinną. Autorka zestawiła w niej dwa przeciwstawne światy, ukazując kontrasty między pokoleniem bogatych snobistycznych młodych ludzi z młodzieżą pochodzącą z biedniejszych środowisk, którym życie nie ułatwia spełnienia marzeń. Oni muszą dotrzeć do nich poprzez własną pracę, samozaparcie i wytrwałość.
Tą historią pani Kennedy pokazuje, że nie wszystko jesteśmy w stanie kontrolować i przewidzieć, zarówno jeżeli chodzi o drugiego człowieka, jak i o uczucia. Zwraca uwagę, by nie oceniać kogoś powierzchownie, tylko na podstawie tego, co widzimy lub słyszymy na temat jakiegoś środowiska i ludzi mających z nim związek. Wartością człowieka bowiem jest nie to ile ma pieniędzy, jakie ma wykształcenie, jakie ma znajomości, lecz to, co sobą reprezentuje, jaki jest dla innych, co potrafi zrobić i ile dobra ma w swoim sercu. Pieniądze są oczywiście potrzebne, ale jako środek do zrealizowania swoich marzeń, z których nigdy nie powinniśmy rezygnować, tylko dlatego, że inni uważają je za śmieszne czy mało realne. Nie mamy wpływu na to, gdzie się urodzimy, w jakim otoczeniu jesteśmy wychowywani, ale zawsze mamy wybór, w którą stronę iść i co chcemy robić w życiu. Autorka podkreśla tym samym, by nigdy nie rezygnować z marzeń, własnych planów, nawet jeżeli czasami trzeba iść pod prąd, zamiast podążać drogą, którą wyznaczyli nam inni.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka
„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”
Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej...
2024-04-08
„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”
Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.
Po śmierci Williama Blake’a Maddy Wolter wyjechała do Włoch, by tam przeżywać utratę ukochanego, swój ból, zatracić się w cierpieniu i depresji. Nie chciała nikogo widzieć, nie miała ochoty na jedzenie, wizyty znajomych. Stała się cieniem samej siebie. Teraz, po dwóch latach od tamtego tragicznego zdarzenia jest zupełnie inną kobietą, dzięki swemu ojcu, który zmusił ją do podjęcia leczenia. Przeszła metamorfozę zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną.
Ojciec i Carter uczyli ją wszystkiego, by przetrwać w mafijnych strukturach i nabyć umiejętności potrzebne do jazdy w nielegalnych wyścigach samochodowych. Stała się silniejsza, pewna siebie, ale i zimna w uczuciach. Z Włoch przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie mieszka razem ze swoim przyjacielem, Chrisem, który prowadzi własny bank i zawsze jest gotowy na to, by pomóc Maddy przejść trudne chwile, ale też pilnuje, by nie popełniła błędów. Maddy ma teraz 20 lat i stara się być samodzielna. Poza studiowaniem dorabia w barze oraz pracuje jako opiekunka dla dzieci w czasie weekendów. Niestety, nie utrzymuje kontaktów ze swoimi przyjaciółmi z Meerbey City i nie zamierza tam wracać. Jednak pewnego dnia okazuje się, że będzie musiała odwiedzić rodzinne strony, gdyż zjawia się ponownie w jej życiu Travis, który ma dla niej zadanie do wykonania. Ona nie ma wyjścia, gdyż Travis wie o niej coś, co może ją całkowicie pogrążyć i zniszczyć.
To zaledwie zarys tego, co dzieje się w tej części trylogii „Secret”, a dzieje się zbyt dużo, by napisać więcej o fabule, więc nakreśliłam szerzej tylko to, co zdradzone jest w opisie książki. Od premiery „Secret game” minął rok, więc można zapomnieć już, co wówczas się wydarzyło. Na szczęście autorka zadbała o niektóre szczegóły i w trakcie poznawania tej części nie miałam problemu z odnalezieniem się w jej historii, chociaż znajomość jej początku z pewnością dużo by wyjaśniła. Przypomnienia w formie wspomnień czy przybliżenia niektórych postaci i wcześniejszych wydarzeń pomocne są nie tylko dla nowych czytelników tej serii, ale też dla tych, którzy rok temu poznali losy bohaterów „Secret game”. Tak długi czas oczekiwania na kontynuację sprawia, że umyka nam to, co działo się na jej kartach. A do tego obie części są dosyć obszerne, bo liczą sobie ponad 500 stron.
Fabuła drugiego tomu jest bogata w wydarzenia, co jest wprawdzie dużym plusem tej powieści, ale to powoduje też, że pojawia się wiele postaci i wątków, więc można było czasami poczuć chaos. Były momenty, gdy musiałam wrócić do wcześniejszych stron, by jeszcze raz przeczytać jakiś fragment i dopiero ruszyć dalej. Zdarzały się też epizody, niezbyt jasne i za bardzo pogmatwane, lub też rozciągnięte w czasie. Z tego, co się dowiedziałam, pani ukrywająca się pod pseudonimem N.J. Zblendowana pisała najpierw na Wattpadzie, a ta seria jest jej debiutem i jest to wyczuwalne, chociaż historia jest oryginalna, z dobrym tempem i mocnym zakończeniem.
Główna bohaterka niestety nie skradła mojego serca. Jej decyzje, zachowanie, irracjonalne pretensje i ogólnie sposób myślenia oraz podejście do swoich relacji z innymi, a także ogólny sposób bycia nie przekonały mnie do niej, a niejednokrotnie irytowały. Autorka chciała z pewnością, by była ona silna, bezkompromisowa, pewna siebie, ale tak naprawdę okazała się niestabilna emocjonalnie, naiwna i mało wiarygodna. Po prostu mnie irytowała od samego początku, gdy swoją niezależność pokazywała poprzez jednorazowe erotyczne przygody z przypadkowymi mężczyznami. Gdy w pewnym momencie jeden z nich nazywa wprost jej podejście odpowiednimi słowami, jest oczywiście oburzona, ale ja całkowicie się z nim zgadzałam. Późniejsze wydarzenia nie naprawiły mojego nastawienia do niej, i trudno mi było ją polubić.
Narracja poprowadzona została z kilku punktów widzenia, więc mamy w niej kilka kluczowych postaci, które przedstawiają nam swoją wersję wydarzeń i to co wówczas myśleli. Widać, że autorka usilnie chciała sprawić, by napisana przez nią historia nie była taka jak inne tego gatunku, wiec to jej się udało, gdyż zaskoczyła mnie niejednokrotnie, a całkowicie zdumiała mnie zakończeniem tej części. W tym momencie w ogóle nie rozumiałam postanowień Maddy i tego co zrobiła. Według mnie niepotrzebnie autorka tak zagmatwała sprawę, bo wydaje się, że wiele się wyjaśniło i mogłoby się skończyć nieco inaczej. Mam nadzieję, że na trzecią część serii nie będziemy musieli czekać aż 24 miesięcy i autorka szybko ujawni nam swoje pomysły na dalsze losy bohaterów.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z grupą Helion oraz wydawnictwem BeYa
„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”
Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.
Po śmierci...
2024-04-01
„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."
Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie życie na nowo. Nie było łatwo, bo mimo wszystko kochała męża, ale jego porywczość i zbyt agresywne emocje nie pozwalały jej prowadzić spokojnego życia. Szef redakcji oświadcza, że zwolnił się etat starszego redaktora i ten, kto napisze intrygujący artykuł, ma szansę na objęcie tego stanowiska. Vanessa dostaje urlop, który ma zamiar wykorzystać na poszukanie ciekawego tematu będącego kolejnym szczeblem kariery dziennikarskiej. Ma być nietypowo, wyjątkowo i zwalająco z nóg. Temat pojawia się niejako sam, gdyż do domu przyjaciółki, która ją do siebie zaprosiła, wkracza znany prawnik, Anthony Hawthorn.
Anthony ma alergię na dziennikarzy, bo nikt tak jak oni nie potrafią zepsuć opinii drugiemu człowiekowi. Zawsze widzą, to co chcą widzieć i przypinają łatki, które wzbudzają sensacje u czytelników. On jest znanym i skutecznym prawnikiem, ale dla wielu klientów ważne jest też jakie prowadzi życie prywatne. A jego wizerunek nie świadczy o tym, by wykazywał cechy wskazujące na dobre rodzinne życie. Ma raczej opinię playboya, podrywacza i kobieciarza. Wspólnicy z jego kancelarii wysyłają go urlop, by dał odpocząć od siebie mediom i by sprawa ostatniego skandalu ucichła. Postanawia wyjechać do siostry, Annie, która mieszka w odosobnionym miejscu w Westchester, gdzie ma dom z basenem. Ironią losu okazuje się, że na miejscu poznaje dziennikarkę, która jest przyjaciółką Annie i akurat też potrzebuje kilkunastu dni odpoczynku.
Po ich pierwszym starciu i wyjaśnieniach, dochodzą do porozumienia. Ona deklaruje, że pomoże mu poprawić wizerunek, a w zamian będzie mogła napisać o nim artykuł. O ile pierwsza część planu idzie dobrze, to gorzej z udzieleniem wywiadu, gdyż Tony nie chce za bardzo otworzyć się na szczerą opowieść o sobie.
Victoria Black ma na swoim koncie siedem książek, z których ja poznałam do tej pory cztery, więc jest to moje piąte spotkanie z jej twórczością. Po tym, jak poznałam dylogię: „Związani z lojalnością” oraz „Pragnienia serc” i „Walka zmysłów”, z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść „Niemoralny układ”. Napisane przez nią historie charakteryzują się charyzmą i często skupiają się na relacjach międzyludzkich. Tak też jest w tej książce, w której fabuła zbudowana została wokół Vanessy i Anthony’ego, którzy opowiadają nam o sobie w narracji naprzemiennej. W tle poznajemy losy ich znajomych, którzy są z nimi w różnych relacjach.
To historia, która z pewnością będzie miała swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od danej książki. Ja należę do tej pierwszej grupy, gdyż sięgając po „Niemoralny układ”, wiedziałam, że będę miała do czynienia z romansem i to napisanym bardzo przyjemnym i lekkim stylem. Pani Victoria Black ma umiejętność opisywania emocji i odczuć tak, że bez problemów mogłam wniknąć w nastrój wydarzeń, przeżycia bohaterów i ich emocje.
Tony nie jest zwolennikiem stałych związków, zbudował wokół siebie mur, który trudno rozbić. Pilnie strzeże swoich głęboko ukrytych uczuć, pokazując na zewnątrz tylko to, co chce, by inni widzieli. Natomiast Vanessa ma traumę po nieudanym małżeństwie, więc też nie zamierza wchodzić w nic trwałego. Nie potrafi zaufać mężczyznom i wszystkich mierzy tzw. jedną miarką. Ich historia pokazuje, że jeżeli spotkamy na swej drodze właściwą osobę, to wówczas inaczej patrzymy na życie, gdyż wiemy z kim czujemy się wyśmienicie i kto daje nam szczęście. Podobało mi się, że oboje od początku stawiają jasno sprawę, są wobec siebie szczerzy, chociaż czasami nie zgadzałam się z podejmowanymi decyzjami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Vanessę, która w pewnym momencie nie wykazała się rozsądkiem i otwartością. Wsparciem dla obojga jest Annie, która także ma swoje problemy, ale też doskonale zna swego brata i przyjaciółkę. To bardzo sympatyczna postać, której losy śledzimy w tle pierwszoplanowych wydarzeń.
Autorka zbudowała tę historię na problemach natury emocjonalnej i przeżyciach z przeszłości, które rzutują na obecne zachowanie bohaterów. Można dostrzec znane schematy i początek powieści wskazywał, że wszystko potoczy się w przewidywalny sposób, ale nie do końca tak było. To jednak nie jest wadą, lecz doskonałym punktem wyjściowym do dalszych wątków. Bardzo zgrabnie zostały one wkomponowane w ciąg zdarzeń, które przyciągają uwagę. Z każdą stroną byłam ciekawa, co wydarzy się dalej i mimo że spodziewałam się jak może wyglądać finał, to i tak niektóre epizody przebiegły inaczej, niż myślałam. Oczywiście w tego rodzaju powieściach są sceny erotyczne, ale nie ma ich za dużo i doskonale uzupełniają to, co dzieje się między bohaterami.
„Niemoralny układ” jest początkiem serii, o której nie ma informacji na okładce, ale napis „koniec części pierwszej” żegna nas wraz z ostatnią stroną książki. Mam nadzieję, że autorka nie będzie nas zbyt długo trzymała w oczekiwaniu, i już wkrótce będę mogła ponownie spotkać się z poznanymi osobami.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."
Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie...
2024-03-26
"Kobieca intuicja to coś, z czym nie wygrasz.”
Okładka książki „Lisica” przywołuje obrazki związane z jakąś romantyczną i historyczną opowieścią, ale to nieco mija się z oczekiwaniami, gdyż przede wszystkim jest to kryminał retro.
Akcja zaczyna się w niespokojnym roku 1917, gdy jest już po lutowej rewolucji rosyjskiej. To jednak nie koniec buntu ludu, gdyż działają organizacje bolszewickie i nacjonalistyczne. Na tym tle toczy się historia Hanki Lubochowskiej, która miała wówczas 17 lat. Mieszka wraz z rodzicami w Jekaterinosławiu, dokąd dwa lata temu przeprowadzili się z Mińska Mazowieckiego. Jej ojciec pracował wówczas jako inżynier w fabryce „Rudzki i S-ka”, gdzie produkowano elementy mostów przeznaczonych na zamontowanie ich na rzece Wołdze. W 1915 roku inżynier Lubochowski otrzymał propozycję przeniesienia się do Rosji i bez chwili wahania skorzystał z tej możliwości, nie pytając rodzinę o zgodę. Jego pozycja w firmie jest na tyle dobra, że pozwala jego żonie i córce żyć na wysokim poziomie życie, dlatego stać ich na służącą Matyldę, piękne lokum, a nawet na telefon marki ericsson. Właśnie ten telefon terkocze, gdy Hanna wraca do domu pewnego dnia. Informacje przekazane za jego pośrednictwem ścinają nóg, gdyż okazuje się, że ojciec leży w szpitalu ciężko pobity przez robotników. Prowodyrem był jeden z nich o nazwisku Sienko, który wrogo jest nastawiony do każdego, kto należy do arystokratycznej klasy społecznej. To jest jeden z wątków od którego zaczyna się ta historia i można mieć wrażenie, że będziemy mieć do czynienia z fabułą o charakterze historycznym ukazującym perypetie głównej bohaterki. One oczywiście miały potem miejsce, ale wydarzenia ukierunkowane są na zupełnie inne rodzaj gatunkowy, gdyż pojawia się wątek kryminalny.
Otóż pewnej nocy roku 1918 Hanka słyszy hałas rozlegający się z mieszkania sąsiada, kapitana armii austriackiej Gutmanna. Wbrew wszelkim konwenansom postanawia się temu przyjrzeć z ukrycia. Na drugi dzień okazuje się, że sąsiad nie żyje, a do śledztwa zostaje wezwany detektyw Jiri Vlk, który od pierwszej chwili robi na niej wrażenie.
Z reguły osobą próbującą rozwiązać jakąś tego typu zagadkę jest mężczyzna, ale tym razem autor powierzył tę rolę kobiecie, chociaż na razie jest ona asystentką detektywa, ale wykazuje się ogromną intuicją, zdolnością kojarzenia faktów i dostrzegania szczegółów, których inni nie widzą. Jest to niezwykłe z tego względu, że 100 lat temu płeć piękna była uważana za gorszą od rodzaju męskiego i do tego ograniczały ją sztywne ramy społeczne. Dziewczyna zbyt wyzwolona, potrafiąca myśleć, dedukować, zajmować się zawodami przypisanymi mężczyznom, była postrzegana jako ktoś, kto nie zachowuje się przyzwoicie i naraża się na złą reputację. Na szczęście powoli normy się zmieniają, co dane jest nam to porównać, gdyż narracja Hanki ułożona jest tak, jakby snuła ona jakąś opowieść kierując swoje słowa do konkretnego słuchacza i zdradza czasami finał jakiegoś epizodu lub jak potoczyły się dalej losy jakiegoś człowieka. W trakcie czytania wychodzi na jaw, że opowiada ona o tym, co przeżyła, swoim wnuczkom, więc ma do przeszłych wydarzeń jasność co do ich przebiegu.
Powieść jest bardzo rozległa, złożona z kilkunastu wątków, wielu wydarzeń, a w związku z tym pojawia się dosyć pokaźna ilość osób. Przyznam, że trochę było tego za dużo, bo Hanka rozwiązuje nie tylko sprawę śmierci Gutmanna, ale też kilka innych zagadek, jakie pojawiają się na jej drodze. W pewnym momencie, los sprawia, że musi ona opuścić Rosję. Z listu, jaki znalazła po śmierci ojca, dowiaduje się bowiem, że Edward Lubochowski kupił z myślą o niej dom w Konstancinie i prosi ją, by tam się udała, gdy tutaj zrobi się niebezpiecznie. Zanim jednak dziewczyna tam trafi, przebywa długą podróż, w czasie której spotykają ją różne przygody.
„Lisica” to pierwszy tom serii, która nie ma wprawdzie nazwy, ale jej bohaterką jest Hanka Lubochowska, której dalsze losy możemy śledzić w powieści „Dziewczyna z Konstancina. Szkoda, że wydawnictwo nie zadbało o to, by taka informacja znalazła się na froncie okładki, czy chociażby w opisie. Blurb zawiera rekomendację Katarzyny Bondy, która stwierdza, że jest to powieść epicka, misterna i totalnie angażująca. Osobiście zgadzam się z jej zdaniem, gdyż jest wciągająca, ale nie od razu, bo autor stosuje dosyć szczegółowe opisy i dba o detale, gdy przedstawia nam jakąś sytuację, więc nieco zabrakło mi dynamiki i napięcia w toczących się zdarzeniach. Jednak mimo to, była to niezwykła podróż w czasie, ukazująca ówczesny świat i klimat tamtych czasów.
Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości autora
"Kobieca intuicja to coś, z czym nie wygrasz.”
Okładka książki „Lisica” przywołuje obrazki związane z jakąś romantyczną i historyczną opowieścią, ale to nieco mija się z oczekiwaniami, gdyż przede wszystkim jest to kryminał retro.
Akcja zaczyna się w niespokojnym roku 1917, gdy jest już po lutowej rewolucji rosyjskiej. To jednak nie koniec buntu ludu, gdyż działają...
2024-03-25
„pierwszą zasadą jest mieć zasady”
Na nasze dorosłe życie wpływa wiele czynników, ale najbardziej znaczący i ważnym okresem jest niewątpliwie dzieciństwo, co wyraźnie można dostrzec w książce pt. „Bumerang”.
Hanka była dzieckiem niechcianym przez matkę, która uważała, że córka jest tylko niepotrzebnym balastem, gdyż odciąga ją od codziennych prac, które ona uważa za najważniejsze. Wszelkie pokłady uczuć i nadziei pokładała zawsze w synu, z którego była dumna, gdyż był grzecznym i ładnym chłopcem zwracającym uwagę i wzbudzającym podziw sąsiadów. Hanka czuła się niekochana, samotna, gorsza, głupsza i brzydsza, mimo że tak w rzeczywistości nie było. Jednak zdanie matki wyrobiło w niej takie przekonanie i nawet ojciec nic nie potrafił zrobić, by ująć się za córką. Nigdy nie przeciwstawił się żonie, ulegając jej humorom i rozkazom. Mała Hania nie miała więc żadnych pozytywnych wzorców, będąc zawsze przekonaną, że mama wszystko wie najlepiej. To wyrobiło w niej poczucie winy, które stało się piętnem w dorosłym życiu.
Nie spodziewałam się, że w tak niewielkiej objętościowo książce znajdę tyle wydarzeń i emocji. Wprawdzie akcja toczy się wolno, gdyż autorka stosuje dużo opisów, dając nasycić się nastrojem, klimatem wiejskiego środowiska i zdarzeniami, oraz tym, co przeżywa bohaterka. Bardzo wyraziście i barwnie rysuje charakter mieszkańców, ale też doświadczenia z przeszłości Hanki, mimo że są one w formie skrótowej. Można mieć wrażenie, że wydarzeniom z dzieciństwa zabrakło nieco wgłębienia się bardziej w to zagadnienie, ale widać, że autorce raczej zależało na pokazaniu siły kobiety, która pragnie odmienić swoje życie na lepsze, ale wychodzi jej to niezbyt sprawnie. Uświadamia też, że wszelkie nasze doświadczenia, spotkani ludzie i to wszystko, co podsuwa nam los pojawia się w jakimś celu.
„Bumerang” jest debiutem pani Janki Urbanki, która skupia się na wyzwaniach jakie niesie życie. To opowieść o kobiecie, która nie miała łatwego startu w życie. Przyszło jej wychowywać się bez miłości i czułości, ale też bez perspektyw. Ma swoje marzenia, ale ich realizacja wydaje się trudna, lecz ona postanawia do nich dążyć. Przeszkodą są niektóre wyniesione z domu wzorce wychowania, nakazy i zakazy despotycznej matki, które wracają do dziewczyny, niczym tytułowy bumerang. Raz wprowadzony w ruch sprawia wrażenie, że się oddala i znika z horyzontu, ale za chwilę widać jego kształt kierujący się w naszą stronę i uderzający z podwójną siłą. Tym samym autorka zaznacza, jak ważne jest dzieciństwo i warunki w jakich dorasta dziecko. To, co zostało mu wpojone w tym czasie, trudno jest potem zmienić i potrzeba niesamowitej pracy nad sobą, by odkryć, co jest ważne dla nas samych i co zrobić, by ruszyć nową drogą.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„pierwszą zasadą jest mieć zasady”
Na nasze dorosłe życie wpływa wiele czynników, ale najbardziej znaczący i ważnym okresem jest niewątpliwie dzieciństwo, co wyraźnie można dostrzec w książce pt. „Bumerang”.
Hanka była dzieckiem niechcianym przez matkę, która uważała, że córka jest tylko niepotrzebnym balastem, gdyż odciąga ją od codziennych prac, które ona uważa za...
2024-03-16
2024-03-22
„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”
Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka okładka, bo pod tą warstwą kryją się poważne problemy młodych dorosłych. Mają oni swoje pasje, marzenia, do których dążą sukcesywnie, ale nic w życiu nie przychodzi łatwo. Mają też swoje demony, tajemnice, trudne doświadczenia , z którymi radzą sobie w rożny sposób.
Hannah Wells jest pewną siebie dziewczyną, ambitną, świetnie radzącą sobie z nauką na studiach, ale gorzej dzieje się u niej w relacjach damsko-męskich. Nie potrafi zaangażować się uczuciowo, gdyż ma za sobą dramatyczne doświadczenie, które odcisnęło ślad w jej psychice. Mimo, że minęło od tamtej pory pięć lat, a ona przepracowała już tą traumę i teraz funkcjonuje bez obaw, lecz nie potrafi w pełni otworzyć się na głębsze uczucia. Do tej pory nie znalazła żadnego chłopaka który by ją całkowicie zainteresował, aż do chwili, gdy po raz pierwszy ujrzała Justina Kohla, który wywarł na niej pozytywne wrażenie. Podczas gdy większość dziewczyn na studiach uczelni w Biar wzdycha do przystojnego hokeisty Garretta Grahama, ona nie zwraca na niego uwagi, gdyż tego rodzaju faceci ją zupełnie nie fascynują. Natomiast Justin wydaje się być idealnym odzwierciedleniem mężczyzny z jej marzeń.
Garrett natomiast nigdy nie przywiązywał się na dłużej do żadnej z chętnych dziewczyn. Traktował je zawsze jako jednorazową przygodę, nie dając im szans na rozwinięcie się w bardziej zaangażowaną relację. Jego marzeniem zawsze była gra w zawodowej drużynie hokejowej. Tego samego żąda od niego ojciec, który jest znaną gwiazdą hokeja. Zakończył już karierę sportową, ale wymaga od syna osiągnięcia jak najlepszej pozycji w tej dyscyplinie. Ten warunek powoduje, że Phil Graham opłaca studia syna i wszelkie inne rzeczy związane ze sportem. Wymaga też, by nic nie rozpraszało Garretta i nie odciągało od gry w hokeja. To też pokazuje, jak ciężko żyć w cieniu sławnego rodzica, który ma nadzieję, że jego dziecko będzie kontynuować jego dzieło i osiągnie co najmniej tyle, co on.
Hannah stara się jak tylko może unikać natrętnego Garretta, co podobało w niej mi się podobała. W końcu znalazła się dziewczyna, która nie biega za zadufanym w sobie hokeistą. Przez dłuższy czas udawało się jej opierać urokowi Garretta, który jest przekonany, że może mieć każdą dziewczynę. Nie spodziewa się, że on jest zdesperowany i tak łatwo się nie poddaje. To jego być albo nie być w drużynie, gdyż bez dobrych ocen nie ma szans na grę w hokeja i to zawodowego. A to może dla niego oznaczać nie tylko porażkę w realizowaniu marzeń, ale też wywołać gniew despotycznego ojca. Jak można się domyślić, dopina swego, proponując układ: ona ma mu pomóc przygotować się do testu z filozofii, a w zamian on pomoże wywołać zazdrość w obiekcie jej westchnień. Ta decyzja dla obojga stanie się niezłą lekcją życia pokazując, co dla każdego z nich jest ważne, ale też pomoże odkryć siebie nawzajem.
Hannah dostrzega, że pod maską hardego, pewnego siebie mężczyzny kryje się wrażliwy, empatyczny i potrzebujący miłości człowiek. Wobec niego początkowo można mieć zastrzeżenia jeżeli chodzi o styl życia jaki prowadzi razem ze swoimi kumplami, z którymi wynajmuje dom. Z czasem następuje przemiana, ale autorka poprowadziła ją tak, że nie mamy wrażenia zbyt nagłej transformacji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Śledzimy raczej proces przemiany na podstawie tego, co Garrett przeżył wcześniej, co teraz myśli, jakie ma spostrzeżenia i refleksje. W pewnym momencie dociera do niego, że można z dziewczyną spędzać wspaniale czas, niekoniecznie w łóżku, a związek na dłużej ma wiele zalet, o ile trafi się na właściwą osobę. Do tej pory po prostu zaliczał narzucające się mu dziewczyny nie interesując się ich osobowością i o których zapominał po jednej nocy. Przebywanie z Hannah uświadamia mu, że coraz trudniej mu jest funkcjonować bez jej obecności i.
Ich wzajemne utarczki, przekomarzania, humor i rozwijająca się znajomość bardzo mi się podobała i sądziłam, że poradzą sobie z każdym nieporozumieniem i kryzysem. Wiadomo, że jeżeli wszystko układa się dobrze, to z pewnością za chwilę co gruchnie i tutaj też tak się stało. Byłam ciekawa, jak sobie z tym poradzą i nieco się zawiodłam reakcją, gdyż zamiast po prostu wyznać prawdę, ona niepotrzebnie robi uniki i komplikuje sprawę. Ja w niektórych sytuacjach postąpiłabym zupełnie inaczej, niż bohaterowie, którzy wprawdzie dogadują się w wielu sprawach, świetnie spędzają ze sobą czas, potrafią ze sobą rozmawiać na różne tematy, ale mimo to nie zawsze podejmują słuszne decyzje. Oboje zyskali moją sympatię po ich bliższym poznaniu, gdyż taką możliwość daje naprzemienna narracja z punku widzenia Hannah i Garretta.
Do tego tłem dla tej historii jest środowisko studentów i hokeistów, a więc to romans ze sportowym wątkiem, a wśród nich są charakterystyczne osobowości, na przykład współlokatorzy Garretta i przyjaciele Hannah. Z niektórymi z nich spotkamy się jeszcze nie raz, gdyż „The Deal. Układ” rozpoczyna serię „Off-Campus”, która miała swoją polską premierę w lutym 2016 roku. Ponownie ukazała się w 2022 roku i wówczas otrzymała nominację do plebiscytu "Książka roku 2022" organizowanego przez portal lubimyczytac.pl. Doczekała się ona wznowienia w grudniu 2023 roku, więc jeżeli ktoś nie miał okazji przeczytać tej historii wcześniej, może to zrobić teraz.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka
„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”
Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka...
2024-03-20
„Wojna na zawsze pozostaje w tobie. Nigdy się nie skończy, będzie cię drążyć, nawet jeśli tobie wydaje się już, że od niej uciekłeś.”
Gdy wzięłam do ręki książkę „Pamięci mordercy”, byłam nieco przerażona jej objętością. Z reguły sięgam po trochę chudsze powieści, gdyż grubsze zawsze kojarzą mi się z długimi opisami i ciągnącymi się stronami wielu zdarzeń i wątków. Na szczęście nie do końca tak było, chociaż nie brakowało opisów, które z powodzeniem można było pominąć.
Zabiera nas ona do lat 90. XX wieku, a konkretnie do 1994 roku do Szwecji. Dla młodszej części czytelników fabuła będzie z pewnością nieco archaiczna, gdyż jest w niej klimat sprzed 30 lat, gdy sposób działania, metody i technologia były na zupełnie innym poziomie. To tylko uświadamia, jak wiele zmieniło się od tamtego czasu i dziś wiele spraw mogłoby potoczyć się inaczej.
W tamtym czasie, w upalne lato miały miejsce zamieszki w Falun, gdzie doszło do strzelaniny. Ktoś wykorzystuje to zamieszanie, by zamordować kobietę pochodzącą z obozu dla uchodźców. Podejrzenie pada najpierw na Mattiasa Flinka, który jużwcześniej zastrzelił siedem kobiet, ale tym razem ofiara została uduszona, co nie pasuje to metody, jakim posługiwał się psychopatyczny morderca. Śledztwo prowadzi Tomas Wolf, który niedawno wrócił z misji w Bośni, a wkrótce jego ścieżki łączą się ze znaną dziennikarką Verą Berg. Początkowo działania tych dwojga bohaterów śledzimy w osobnych watkach, poznając ich życie, zarówno prywatne, jak i zawodowe. Wiadomym było, że ich drogi w końcu się połączą, by razem podążać za mordercą. Wkrótce okazuje się, że podejrzanym jest sławny aktor filmowy Micael Bratt, ale oni czują, że prawda jest zupełnie inna i chcą ją odkryć.
„Pamięci mordercy” rozpoczyna „Czarną serię”, której autorami są dwaj dziennikarze: Pascal Engman i Johannes Selåker, którzy razem zjednoczyli pisarskie siły, by napisać opasłe dzieło z misternie utkaną historię, w którą nie od razu byłam w stanie wniknąć, ale z każdą stroną wciągała mnie coraz bardziej. Taka ilość stron od razu wzbudza obawy o zbyt powolne i mozolne brnięcie przez poszczególne rozdziały i zbyt dużą ilość szczegółów.
I faktycznie. Fabuła nie pędzi na łeb na szyję, lecz jest raczej umiarkowana, ale obfitująca w wiele wydarzeń, postaci, faktów, na bazie których została zbudowana opowieść. To powieść, która ma ciekawe wątki, porusza istotne kwestie, ale ma też wiele momentów, które spowalniają akcję odciągając naszą uwagę od głównego motywu, jakim są morderstwa. Rozwiązanie ich przebiegu i znalezienie zabójcy przeciąga się, znika gdzieś w tle innych wydarzeń, które nie raz mają charakter osobisty, bądź społeczny.
Autorzy, ze względu na swoją profesję, przekazują sporo ze swojego doświadczenia, zwłaszcza, gdy rozdziały dotyczą Very. Od razu widoczna jest mniejsza rola kobiet i dominacja mężczyzn w tym świecie. Vera Berg jest kobietą pewną siebie, znającą swoją wartość, doskonale radzącą sobie w tym męskim świecie. Niektóre zachowania mogą być szokujące, chociażby oglądanie w pracy filmów porno przez jej kolegów. Ona jednak nie poddaje się, podąża swoją drogą, ale też pakuje się w kłopoty uciekając od swego byłego chłopaka wraz jego synem, którego on zostawił razem z nią i zniknął na jakiś czas bez śladu. Nie jest osobą idealną, ma swoje wady, jest skorumpowana chcąc uzyskać potrzebne informacje, ale też uzyskać coś dla siebie.
Ideałem nie jest też Tomas Wolf, który obecnie jest policjantem służącym w Wydziale Zabójstw w Sztokholmie, ale ma za sobą burzliwą przeszłość. Świadczy o tym prolog, który zabiera nas do Bośni, gdzie w 1993 roku małej wiosce Stupnia doszło do masakry, a on był wówczas żołnierzem ONZ. Te obrazy tkwią w jego umyśle do dziś, gdyż cierpi na zespół stresu pourazowego.
Miał też w swoim życiu styczność z organizacją nacjonalistyczną, do której należał, więc doskonale wie, do czego prowadzą chore ideały, więc chce przed tym uchronić swoich dwóch braci, ale nie jest to łatwe, zwłaszcza z młodszym Peterem, który przypomina mu samego siebie, gdy miał podobne jak on, fanatyczne poglądy. Ten wątek przeplata się z kilkoma innymi, co sprawia, że fabuła obfituje mnóstwo wydarzeń, a to wiąże się z dużą ilością osób, więc czasami można było się pogubić bez notatek.
I mała uwaga na koniec: tłumaczenie. Co do przełożenia ze szwedzkiego na polski nie mam uwag, bo po prostu nie znam szwedzkiego, ale już używanie formy w języku polskim niektórych słów mnie irytowało, na przykład tłumaczenie słowa „lunch” jako "lancz", albo odmienianie słowa „volvo” np. „z volva”. Brzmi to sztucznie, a na to jestem wyczulona.
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z PRart Media Bogna Piechocka
i wydawnictwem Czarna Owca
„Wojna na zawsze pozostaje w tobie. Nigdy się nie skończy, będzie cię drążyć, nawet jeśli tobie wydaje się już, że od niej uciekłeś.”
Gdy wzięłam do ręki książkę „Pamięci mordercy”, byłam nieco przerażona jej objętością. Z reguły sięgam po trochę chudsze powieści, gdyż grubsze zawsze kojarzą mi się z długimi opisami i ciągnącymi się stronami wielu zdarzeń i wątków. Na...
2024-03-18
„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”
Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu innych sytuacjach, gdy większość osób ma niemal „przyklejoną” komórkę do ręki. Nawet w czasie spaceru, czy konwersacji ich wzrok wlepiony jest w świetlisty ekran. Internet jest niewątpliwie bardzo przydatnym i pomocnym narzędziem w naszym życiu, ale może być też niebezpieczny, co uświadamia książka pt.: „Deprawacja”.
Fabuła książki toczy się wokół dwóch bohaterów. Pierwszym jest aspirant Robert Grubicki, który pełni służbę w szeregach policji w wydziale prewencji w Chojnicach. Razem ze swoim zawodowym partnerem sierżantem Maciejem Wroną nie raz jest wzywany do różnych sytuacji wymagających ich interwencji. Podobną pracę wykonywał niedawno w Bytomiu, gdzie mieszkał z żoną, ale po rozwodzie przeniósł się do chojnickiego komisariatu. Jego marzeniem jest przeniesienie do dochodzeniówki, ale na razie nie ma na to szans, bo brakuje etatów. Z pewnością przydałyby się nowe miejsca pracy w policji, gdyż widać, że ta placówka nie radzi sobie z zadaniami, jakie codziennie się pojawiają i dlatego sprawy biegną w ślimaczym tempie. Tak jest, gdy znika nastolatka Oliwia Kowalik, a wkrótce też ślad ginie po Emilii Płotce. Robert i Maciej doczekali się spełnienia marzenia, bo zostają przydzieleni do tej sprawy i dostają etat w dziale kryminalnym.
Małgorzata Drebińska niedawno ukończyła aplikację na kuratora sądowego. Wcześniej też była kuratorem, ale społecznym, a potem pracowała w czerskim liceum. Teraz jest zatrudniona w biurze kuratorskim w Chojnicach, ale pod jej nadzorem znajduje się jej rodzinny Czersk. Zaginione dziewczyny mieszkały w tym mieście, a opieka nad nimi nie należała do najłatwiejszych. Ta sprawa powoduje, że ścieżki Roberta i Małgorzaty krzyżują się na polu zawodowym, ale wszystko wskazuje na to, że ich relacje mogą zmienić się na bardziej przyjacielskie.
Razem z tymi wątkami przeplata się postać o nicku Patron, który rozmawia przez internetowy czat z nastoletnimi dziewczynami. One chętnie z nim piszą, wysyłają mu swoje zdjęcia i dają się wciągnąć w erotyczne gierki. Ten motyw od początku wprowadza napięcie i daje poczucie zagrożenia, dlatego czekałam na jakieś ekspresyjne rozwiązanie tego wątku. Szczerze mówiąc, rozwiązanie tej zagadki mnie zaskoczyło, tak jak sprawa zniknięcia dziewczyn. Ten wątek pokazał lekkomyślność nastolatek szukających mocniejszych wrażeń, szukających przygód i zbyt łatwo ulegających iluzjom. Autorka zwraca uwagę, by do tego rodzaju znajomości zawsze podchodzić z rezerwą i uważać, z kim się rozmawia, co się komuś wysyła i co publikuje. Ważna jest też czujność rodziców, których reakcja może zapobiec nieszczęściu.
Twórczość pani Sandry Cichej miałam przyjemność śledzić od początku jej zaistnienia na rynku wydawniczym, gdy 20 października 2021 roku zadebiutowała serią „Za zakrętem”. Autorka nie ujawnia o sobie zbyt wiele, nawet trudno znaleźć jej wizerunek w mediach społecznościowych, można tylko przeczytać, że ma umiejętność tworzenia charakterystycznych i autentycznych bohaterów oraz wielowątkowych intryg naznaczonych ekspresyjnymi zwrotami akcji. Najlepiej czuje się, gdy pisze kryminały, thrillery, ale też romanse i powieści obyczajowe. Ja mogę dodać, że potrafi umiejętnie łączyć je w jednej książce, gdyż zarówno jej debiutancka powieść "Zakręt i „Za zakrętem”, jak i najnowsza „Deprawacja” ma tego rodzaju mix gatunkowy. Do tego wyraźnie widać, że autorka świetnie orientuje się w pracy kuratora, gdyż jej trzecia w karierze książka także pokazuje pracę w tym zawodzie.
„Deprawacja” to kryminał, ale poprowadzony w sposób odbiegający od przyjętych standardów w tym gatunku. Nie jest tak mroczna i emocjonalna, na co wskazywałaby okładka, więc można być pod tym względem zawiedzionym. Jednak styl autorki i poruszane przez nią kwestie, skutecznie przykuwają uwagę. Poza sprawą śledztwa, które prowadzą policjanci, wysuwają się na plan pierwszy różne przypadki związane z pracą kuratora. To jest niewątpliwie wartość dodana w tej historii, gdyż możemy dostrzec ryzyko, jakie ze sobą niesie to zajęcie. Jest to zatem powieść obyczajowa połączona z kryminalnym wątkiem, do których dołącza też element romansu. To razem daje dosyć szeroko ujętą fabułę, w której poruszane są nie tylko zagadnienia związane z działaniem policji i kuratora, ale też środowisko osób, nieradzących sobie z codziennymi problemami. Autorka każdą z tych spraw doprowadziła do końca, włącznie z zagadką zaginięcia nastolatek i śmierci jednej z nich. To nie kończy tej historii, gdyż otwarty pozostał wątek relacji Roberta i Gosi, i to w taki sposób, że z niecierpliwością będę oczekiwać kontynuacji.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”
Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu...
2024-03-15
„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”
Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z bohaterów książki „Sześć powodów, by umrzeć”, od czterech lat tworzą szczęśliwy związek małżeński. Takie przynajmniej robią wrażenie.
7 marca 2020 roku przypadała ich kolejna rocznica ślubu, ale akurat Konrad był trzysta kilometrów od domu, gdyż brał udział w ważnym panelu medycznym. Jest on znanym chirurgiem plastycznym, cieszącym się popularnością i bardzo dobrą opinią, więc pacjentek mu nie brakuje. Prowadzi Klinikę Macharow & Koch, razem ze swoim przyjacielem Stanem, a właściwie Stanisławem Kochem. Czasami musi wyjechać na branżowe spotkania i teraz, w dniu tak ważnym dla jego związku, musi na takim być.
Mają z Miriam ustalony pewien zwyczaj. W takich chwilach, gdy dzieli ich wiele kilometrów, zawsze dzwonią do siebie o godzinie 21:00, by powiedzieć kilka miłych słów na dobranoc. Tego dnia Konrad postanawia wrócić do domu wcześniej i z tą wiadomością dzwoni do ukochanej żony, ale ona wydaje się tym zaskoczona i dziwnie się zachowuje. Gdy Konrad wraca, okazuje się, że Miriam wyszła z domu i nie wiadomo, co się z nią stało. Pół roku później, na terenie starej fabryki Ursusa w Warszawie zostają znalezione spalone zwłoki kobiety. Na rozpoznaniu ciała Konrad stwierdza, że to Miriam. Innego zdania jest siostra zaginionej, Adela, które jest przekonana, że Miriam żyje, a ciało należy do zupełnie kogoś innego.
Jaka jest prawda dowiadujemy się dopiero na końcu, do którego doprowadzają nas zwierzenia kilku osób. Autorka bowiem oddała głos tym bohaterom, którzy mają znaczenie w tej historii, a ich punkt widzenia i ujawniane przez nich fakty powoli rozjaśniają sprawę ukazując prawdziwe oblicze niektórych z nich. Początkowo można mieć wrażenie, że uczestniczymy w historii obyczajowej z lekkim kryminalnym zabarwieniem, gdyby nie tajemniczy prolog, w którym poznajemy dwoje śledczych: Rudolfa Naumana i aspirantkę Shi Lu. Są oni w trakcie przesłuchania dwójki zatrzymanych osób, ale przez większość fabuły nie wiemy, kim oni są. To zdarzenie ma miejsce 17 września 2020 roku i dotyczy znalezionych dzień wcześniej ludzkich zwłok, ale nie wiadomo kto padł ofiarą morderstwa. Na pewno nie jest to ciało zaginionej pół roku temu żony Konrada Makarowa, bo spaloną kobietę siedzącą w aucie odkryto kilkanaście dni wcześniej, o czym dowiadujemy się z prowadzonych wątków jako wypowiedzi poszczególnych występujących osób.
Ciekawostką jest tutaj oryginalnie poprowadzona fabuła, gdyż narracja jest pierwszoplanowa, ale słowa kierowane są nie do czytelnika, lecz do Miriam. Każda z postaci ma wobec niej wyrobione zdanie, niejednokrotnie wyraża swoje żale, wątpliwości, pretensje, odczucia i przemyślenia, którymi dzieli się z zaginioną panią Makarow. Pozornie z ich zwierzeń nie wynika, by ktokolwiek z nich był winny, czy miał coś na sumieniu. Jednak pośród zwierzeń padają od czasu do czasu słowa, które wzbudzają wątpliwość do ich uczciwości. Jedynie kwestia Naumana i Shi Lu nie powoduje takich wrażeń, gdyż ich intencją jest odkrycie prawdy. Ich działania są ukazane z perspektywy trzecioosobowej, co jest dopełnieniem tego, o czym mówią nam pozostałe osoby. Zagadkowe zniknięcie Miriam i poszukiwanie prawdy o tym, co doprowadziło do tego zdarzenia, jest okazją do opowiedzenia o relacjach międzyludzkich, nie tylko w obrębie rodziny, ale też wśród znajomych i przyjaciół. Stopniowo wzrasta napięcie wraz z kolejnymi zwierzeniami, a wraz z nimi poznajemy sekrety, o których nikt nie wie. Nawet najbliżsi.
Pani Marta Zaborowska ma na swoim pisarskim koncie kilka książek o charakterze kryminalnym, które powstały po jej debiucie w 2013 roku zatytułowanym „Uśpienie”. Ja dopiero teraz miałam okazję poznać jedną z jej powieści, którą jestem usatysfakcjonowana. Po mistrzowsku buduje w niej napięcie, dokładając kolejne elementy, uchyla rąbka tajemnicy, pokazując, że za gładkimi słowami kryje się fałsz, a wówczas nasza ufność do danej osoby słabnie. Jest to ten rodzaj fabuły, która biegnie niespiesznie, jest dużo tekstów bez dialogów, ale nie ma w niej niczego zbędnego, gdyż wszystko okazuje się mieć swoje znaczenie, co dostrzegamy w finałowych, pełnych natężenia emocji i ekspresyjnych wydarzeniach. Końcówka była dla mnie jednak zbyt poplątana i jakby mi czegoś brakowało. Miałam wrażenie, że nie wszystko jest jeszcze wyjawione nam w tej powieści, więc nie byłabym zaskoczona, gdyby autorka napisała ciąg dalszy tej historii.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Czarna Owca
oraz PRart Media Bogna Piechocka
„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”
Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z...
2024-03-13
„na przeszłość nie mamy wpływu
i zostaje nam tylko ją zaakceptować”
Wiadomym jest, że we wszystkim najlepiej jest zachować równowagę. Nie można tylko dawać tylko lub tylko brać, bo wówczas tracimy kontrolę nad życiem, a niejednokrotnie tak dzieje się u osób pełnych empatii, poświęcających swój czas i swoją uwagę innym. Robią wiele dobrego, gotowi są na działanie na rzecz potrzebujących w każdym momencie, ale często zapominają o sobie. Powiedzenie, że „szewc bez butów chodzi” doskonale pasuje do jednej z bohaterek książki „Kobieta w słońcu”.
Aletta Różańska prowadzi gabinet terapeutyczny wysłuchując kolejnych dramatycznych opowieści swoich pacjentów, udziela się dodatkowo w szpitalu na oddziale psychiatrycznym i ma niewiele czasu dla siebie. Jej dzień jest wypełniony działaniem, ale też odkrywaniem prawdy o swoim mentorze, po którym odziedziczyła nie tylko gabinet, ale też mieszkanie oraz zegarek na łańcuszku, z którym się nie rozstaje nosząc go na szyi. Na tylnej ściance tego pięknego i wyjątkowego wisiorka odkryła dedykację z podpisem, że jest ona od Anieli. Niestety, nikt nie wie, kim ona była i nikt nie chce o tym rozmawiać, szczególnie mama Aletty, która przyjaźniła się z mentorem Bo, jak nazywany jest zmarły doktor Bogusz Zakrzewski. W rozwikłaniu tej rodzinnej tajemnicy pomaga terapeutce detektyw Sebastian Wysocki, który wykazuje zainteresowanie nie tylko sprawą, ale też swoją klientką. Ona jednak wydaje się tego nie dostrzegać i wciąż unika bliższych z nim kontaktów, poza służbowymi. Jednak świecące coraz częściej letnie słońce ogrzewa aurę coraz bardziej i wnika też w serca bohaterów.
Aletta ma dwie oddane przyjaciółki, Julię i Erykę, które pojawiły się w jej życiu w pierwszym tomie „Kobieta w deszczu” jako klientki, a w efekcie stały się sobie bliższe niż mogły przypuszczać. Ich znajomość rozwinęła się jeszcze bardziej w drugim tomie pt. „Kobieta w burzy”, gdy podejmowane przez nie decyzje wywołały u nich rewolucję w życiu. Teraz muszą na nowo wszystko uporządkować, ale też przekonać Alettę, że w życiu nie liczy się tylko praca, a pewien przystojny detektyw interesuje się nią nie tylko zawodowo.
Nie będę tutaj opowiadać o każdej z nich, bo byłoby tego zbyt dużo. Wspomnę tylko, że Eryka z powodzeniem prowadzi swoją nadmorską kawiarenkę na deptaku, którą nazwała „Ptaszyna”, gdyż pod swoje skrzydła przyjęła pracowników, którzy dzięki pracy u niej znowu mogą latać niesione nurtem życia. Jednak nie do końca Eryka może cieszyć się szczęściem, bo jej mąż Adam nagle uświadomił sobie, że jednak zawalczy o ich związek, ale robi to w sposób niezbyt uczciwy.
Julia pracuje u Eryki i powoli odzyskuje pewność siebie u boku wspaniałego mężczyzny, jakim jest Wojtek, współpracownik detektywa Wysockiego. Wydaje się, że wyzwoliła się już z toksycznych macek poprzedniego związku, ale wkrótce czeka ją życiowa próba, gdyż pewnego dnia Damian ponownie zaznacza swoją obecność.
„Kobieta w słońcu” stanowi wspaniałe zwieńczenie całej trylogii, w której pobrzmiewa pozytywne i motywujące przesłanie. Słowa, jakie bohaterki kierują do siebie nawzajem, ale też analizując swoją sytuację, mają charakter dopingujący każdego czytającego, by zawsze pamiętali o sobie. Pani Dorota Lilli podkreśla, żeby nigdy nie rezygnować z marzeń, być sobą, czerpać z życia pełnymi garściami, ale przede wszystkim dostrzegać szansę, jakie ono niesie. W życiu trzeba być w pewnym sensie egoistycznym i stawiać granice, które nie pozwolą manipulować nami, umniejszać naszą wartość i podcinać skrzydła. Każdy z nas jest wyjątkowy i zawsze powinniśmy pamiętać o tym, co jest dla nas najlepsze, co daje nam szczęście i nie poddawać się trudnościom. A w tle – piękny Kołobrzeg, morska bryza, szum fal i letni, cudowny czas…
Autorka świetnie sobie wszystko przemyślała układając kolejność tomów w trylogii sagi nadmorskiej, gdyż doskonale dopasowała to, co dzieje się na jej kartach do panującej pogody. Początki historii bohaterek miały miejsce w deszczu, gdy razem z nimi płakało niebo. Potem rozpętała się burza zmiatająca wszystko to, co przeszkadzało im w ich drodze do szczęścia, a teraz nastąpił czas, gdy zza chmur coraz częściej wyłania się słońce. Jeszcze czasami gdzieś tam zagrzmi, popada letni deszczyk, zawieje wiatr od morza, ale one już doskonale wiedzą, że taka aura za chwilę przeminie i znowu będą mogły cieszyć się ciepłymi promieniami ogrzewającymi nie tylko ciało, ale też ludzkie serca. Zarówno one, jak i inne osoby, które pojawiają się w tej powieści pokonały długą drogę, by zrozumieć, co jest dla nich najważniejsze.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Luna
„na przeszłość nie mamy wpływu
i zostaje nam tylko ją zaakceptować”
Wiadomym jest, że we wszystkim najlepiej jest zachować równowagę. Nie można tylko dawać tylko lub tylko brać, bo wówczas tracimy kontrolę nad życiem, a niejednokrotnie tak dzieje się u osób pełnych empatii, poświęcających swój czas i swoją uwagę innym. Robią wiele dobrego, gotowi są na działanie na rzecz...
„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”
Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to liczyłam, sięgając po książkę „Klucz do Helheimu”
Początek nie zapowiadał tego, że wciągnie mnie ona swoją opowieścią, gdyż był on mało ekspresyjny. Zostajemy bowiem uczestnikami konferencji zorganizowanej w Sali Kolumnowej znajdującej się w Uniwersytecie Warszawskim. Zanim jednak przejdziemy do sedna spotkania i poznamy jego powód, autor uraczył nas opisem miejsca zdarzenia oraz przybyłą na tę okazję społeczności studenckiej, naukowców i polityków. Takie zgromadzenie szerokiego audytorium wywołał fakt wystąpienia profesora Marka Grassera, wykładowcy Katedry Historii Średniowiecznej, który ma ogłosić swoje rewelacyjne odkrycia w dziedzinie przedchrześcijańskiej kultury skandynawskiej. Twierdzi on, że znalazł wskazówkę dotyczącą miejsca ukrycia Świętego Graala Wikingów i planuje wyprawę na Islandię, by dotrzeć tam z wybranymi ludźmi. Spośród uczestników konferencji ma wyselekcjonować uczestników do tej niezwykłej wyprawy i stworzyć „Drużynę Graala”. Przygotował pięć pytań – zagadek, które wymagają nieszablonowego myślenia i wyciągania wniosków, gdyż tego rodzaju zdolności będą potrzebne podczas ekspedycji islandzkiej.
Zanim jednak poznamy wyłonionych w ten sposób uczestników wyprawy, jesteśmy świadkami zagadkowych wydarzeń mających miejsce w IX wieku, a dokładnie w 900 roku, gdy ostatni strażnik zmiennokształtnego Ulhednara i powiernik świętego braektatu, zwanego przez bogów Naczyniem, spisuje dla potomnych wszystko, czego był świadkiem, jako ostrzeżenie dla ludzkości i ku pamięci o wierze ojców. O tym, co wydarzyło się za jego czasów dowiadujemy się w trakcie poznawania kolejnych rozdziałów, które dzieją się zarówno w przeszłości, jak też współcześnie. Zapiski Manu przenoszą nas do roku 875, gdy zostaje zorganizowana wyprawa zorganizowana przez jarla Sigmunda Olafssona, który razem ze swoją zbrojną drużyną na okręcie o nazwie „Smoczy Ząb” udaje się do Helheimu, jak obiecał swemu zmarłemu synowi Ketilowi. Helheim to królestwo bogini Hel, z którego jeszcze nikt żywy nie wrócił.
Ten wątek pojawia się w powieści co pewien czas, by odsłaniać nam kolejne etapy wyprawy i przygody wikingów. W tym temacie autor uruchomił swoją dosyć bogatą wyobraźnię, gdyż oparł wydarzenia z IX wieku o fantasy, odbiegając od realizmu dotyczącego świata wikingów. Zmiennokształtny jarl, który ma zdolność przemieniania się w krwiożerczą bestię, wybiegające poza realistyczne zdarzenia, niezwykłe spotkania z dziwnymi stworami i motyw szukania magicznego przedmiotu nadają temu wątkowi fantazyjny charakter.
Tymczasem wiele wieków później rusza inna wyprawa, która już na początku spotyka trudności, bo widać, że ktoś wyraźnie nie chce, by doszło do jej realizacji. Do tego wątku dochodzi dopiero po kilkunastu rozdziałach, bo wcześniej poznajemy to, co dzieje się u wikingów i u niektórych uczestników współczesnej wyprawy. Te dwie przestrzenie czasowe pojawiają się naprzemiennie, ale nie następowały po sobie regularnie. Czasami między jednym zdarzeniem a drugim był zbyt duży odstęp, co sprawiło, że musiałam za każdym razem przypomnieć sobie, na czym skończył się przerwany epizod, gdy wkroczyły wydarzenia z zupełnie innej rzeczywistości.
Nie mam zastrzeżeń do stworzonej opowieści, bo ona stopniowo wciąga, wprawdzie nie od razu, ale czyta się ją dosyć szybko. W przypisach pan Lewandowski przybliża też niektóre mity z nordyckich podań, co dla interesujących się tym tematem z pewnością jest wartością dodaną. Autor zaznaczył też, że jego opisy run, które pojawiają się w fabule, to jego licencia poetica, i tak faktycznie jest, bo chociażby runa Ingwaz nazwana tu Inguz (Ing). Do nazwy nie ma zastrzeżeń, bo to zależy z jakiego języka jest ona wzięta. Natomiast bez względu na nazwę, nie oznacza ona domu, dziedzictwa ani tradycji, bo to raczej domena runy Othala – tu jako Othel.
Rzadko sięgam po powieści fantasy chyba że zaintryguje mnie jakiś wątek. W przypadku książki pana Radosława Lewandowskiego tym elementem był motyw wikingów, ale też okładka która przykuwa uwagę. Ich dzieje posłużyły do stworzenia wątku fantasy, jakim charakteryzuje się ten motyw. Dla mnie zbyt dużo było fantastyki, za mało realizmu. Z tego względu bardziej interesował mnie przebieg zdarzeń dziejących się współcześnie, która bardziej przypominała literaturę przygodową połączoną z sensacją.
Jest to zatem lektura dla miłośników tego rodzaju połączeń i podróży w czasie. Jeżeli podejdziemy do tego bez wygórowanych oczekiwań z nadzieją na przeżycie ciekawej historii uruchamiającej naszą wyobraźnię. Zaznaczę na koniec, że ja miałam okazję poznać tę powieść wersji elektronicznej, ale jest też dostępna wersja tradycyjna, czyli drukowana.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”
Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to...
2024-03-10
„Miłość uzdrawia niektórych, dla innych to udręka.”
Znanych celebrytów, bogatych biznesmenów, posiadaczy milionów na kontach, pławiących się w luksusach i mieszkających w pełnych przepychu apartamentach możemy nie raz oglądać na różnego rodzaju galach i czerwonych dywanach. Ubrani w stroje znanych marek, upiększeni kosmetykami drogich producentów prężą się dumnie przed kamerami ukazując uśmiechnięte twarze. Wyobrażamy sobie, że tacy ludzie nie mają większych problemów, gdyż żyją w świecie naznaczonym luksusem, więc niczego im nie brakuje. Czasami wyłaniają się informacje o tym, co skrywają maski pokazywane na zewnątrz, a wówczas dostrzegamy, że bogactwo nie raz mija się ze szczęściem. Książka „So close” zabiera nas w taki świat, pokazując, że pieniądze to nie wszystko. Sięgając po tę powieść, nie spodziewałam się tak emocjonującej historii, jaką zaserwowała mi autorka. Okładka sugeruje żarliwy, erotyczny romans, a tymczasem okazało się, że jest to opowieść z wieloma wątkami, biegnącymi w niespodziewanym kierunku.
Kane Black sześć lat temu stracił żonę Lily i do dziś nie może się z tym pogodzić. Jego ból przybiera formę obsesji, co uwidacznia się w absurdalnych zachowaniach, gdyż wszystko w jego domu poświęcone jest jej pamięci. Ogromny portret Lily wisi w jego prywatnych pokojach, wszędzie widać czarne lilie, w szafach wiszą jej ubrania, a on poświęca swój czas tylko i wyłącznie pracy. Prowadzi życie samotnika, a jeżeli pojawiają się w jego życiu kobiety, to tylko na jedną nocną przygodę. Nie są to przypadkowe piękności, ale takie, które wywołują u niego szczególne zainteresowanie. Zawsze pojawia się taka możliwość, w momencie, gdy kobieta jest podobna do Lily. Jednak po spędzeniu z taką wybranką kilku godzin, on wie, że każda z nich jest zaledwie słabą imitacją oryginału i żadna nie jest w stanie jej dorównać. W jego życiu są na stałe tylko trzy kobiety: matka Aliyah, szwagierka Amy i … Lily. Lily, która uznana była za zmarłą, ale pewnego dnia dostrzegł ją na ulicy, gdy akurat jechał przez ulice Nowego Jorku. Tym razem jest pewny, że to nie sobowtór ukochanej żony, lecz ona, we własnej osobie. Wraz z jej pojawieniem na odżywają uczucia, ale też pojawia się wiele pytań, ale też widać, że nie wszystkim ta sytuacja odpowiada.
Przez fabułę tej fascynującej i niestandardowej historii przeprowadzają nas cztery osoby: Aliyah, Amy, Witte i Lily. Nie ma przedstawionego punktu widzenia Blacka, czego mi trochę brakowało, ale i tak wiemy dosyć dużo o jego spojrzeniu na wszystko, a to dzięki majordomusowi Witte’owi, który z boku całą sytuację. Został niemal prawą ręką swego pracodawcy po jego życiowym dramacie i od sześciu lat stoi wiernie u jego boku.
Od początku autorka wszystko dobrze sobie zaplanowała, także kolejność narracyjną. Zaczyna się ona od Witte’a, który nakreśla nam scenografię i biorących w tej grze aktorów. Przedstawia kto jest kim, jakie łączą ich relacje, sympatie, przyjaźnie, kto się z kim lubi, a kto kogo nienawidzi. W jego bezpośredniej narracji widać, że jemu najbardziej zależy na tym, by Kane był szczęśliwy, więc obserwuje wszystko z dystansem i rozwagą. Z jego relacji wiemy, co dzieje się u Blacka, jakie ma on zamiary, co myśli, gdyż nie poznajemy tego bezpośrednio z perspektywy Kane’a. Wszystko jest przedstawione tak, że wiemy, jakie odczucia ma Black, że jest pod wrażeniem Lily, ale nie do końca jej ufa. Nie potrafi się jej oprzeć, więc prowadzi własne śledztwo, chcąc poznać prawdę.
Matka Kane’a, Aliyah nie może znieść, że jej najstarszy syn poświęca więcej uwagi Lily niż jej. Ona lubi być w centrum uwagi i mieć nad wszystkim kontrolę. Jednak czuje, że coś wymyka się spod jej ręki i jest gotowa zrobić wszystko, by nie dopuścić do przejęcia władzy zarówno w firmie, jak i w życiu. Dla niej bowiem najważniejsze jest poczucie władzy i utrzymanie swoich wpływów w firmie Baharan.
Amy jest żoną jednego z braci Kane’a, Dariusa, przeciwko któremu teściowa nastawia ją negatywnie, czego ona nie zauważa. Amy jest tutaj chyba największą ofiarą, ale na własne życzenie, gdyż zżera ją zazdrość o to, że Kane woli swoją odzyskaną żonę niż ją. To z kolei sprawia, że gubi się w swojej nienawiści do Lily i chęci zdobycia Kane’a. Robi wszystko, by jak najbardziej upodobnić się do Lily. Wie, że urodą ją przypomina i dlatego kiedyś znalazła się w łóżku Kane’a, ale teraz on poświęca uwagę tylko ukochanej żonie, a to dla Amy jest nie do zniesienia.
Lily jest tajemnicza, pewna siebie, elegancka i zmysłowa. Swoją postawą i wizerunkiem wywołuje zazdrość u kobiet i zachwyt u mężczyzn, ale jej serce bije tylko dla jednego mężczyzny, dla Kane’ Blacka. Wyraźnie coś skrywa, prowadzi swoją grę, ale zawsze podkreśla, że najważniejsze dla niej jest szczęście i bezpieczeństwo ukochanego męża.
Fabuła powieści wije się pomiędzy tymi czterema wątkami, w której prym wiodą trzy kobiety mające za sobą traumatyczne zdarzenia. O ile znamy działania Amy i Aliyah, o tyle Lily jest postacią wywołującą wiele pytań. Każda z nich ma swoje miejsce w tej historii i opowiada nam o sobie w narracji pierwszoosobowej, ale narracja Lily różni się od pozostałych. Ona przedstawia nam swoją wersję wydarzeń zdradzając swoje uczucia i myśli, ale jednocześnie wprowadza pewien niepokój, gdyż jej wypowiedzi okryte są mgłą tajemnicy i nie wszystko jest jasne. Poza tym zwraca się nie do nas, tylko słowa kieruje tak, jakby mówiła do Kane’a, co jeszcze bardziej wzbudza ciekawość. Nie są to jedyne osoby występujące w tej powieści, bo w jej trakcie dołączają inne postacie, dzięki którym wszystko staje się jeszcze bardziej intrygujące.
Kto jest kim dowiadujemy się dopiero na końcu, ale to nie oznacza końca tej historii, bo „So Close” jest pierwszym tomem dylogii „Czarna lilia”, a ja już nie mogę doczekać się kontynuacji, po tym, jak to wszystko się zakończyło.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Miłość uzdrawia niektórych, dla innych to udręka.”
Znanych celebrytów, bogatych biznesmenów, posiadaczy milionów na kontach, pławiących się w luksusach i mieszkających w pełnych przepychu apartamentach możemy nie raz oglądać na różnego rodzaju galach i czerwonych dywanach. Ubrani w stroje znanych marek, upiększeni kosmetykami drogich producentów prężą się dumnie przed...
2024-03-07
„jeśli coś dzieje się w naszym życiu to wyłącznie dlatego, że sami do tego doprowadziliśmy.”
Przecudna i jednocześnie tajemnicza jest okładka powieści „Paper dolls”, pierwszej części serii „Mulberry tales”, gdyż patrząc na nią, trudno domyślić się, o czym będzie opowieść. Uwagę zwracają czerwone róże, które są pięknymi kwiatami, bogatymi w gatunki, omamiające zapachem, ale jednocześnie potrafią zranić nieostrożnych. Biorąc do ręki tę powieść i poznając opis na tylnej stronie okładki, zastanawiałam się, dlaczego właśnie te kwiaty zdobią front książki. Ich symbolika nabiera sensu, gdy poznałam całą historię napisaną przez debiutującą młodą pisarkę Natalię Grzegrzółkę.
Charmain Wallace jest życiową porażką swoich rodziców. Ojciec zawsze chciał mieć syna, więc jej straszy o pięć lat brat Timothy był jego ulubieńcem. Natomiast mama myślała, że dzięki niej zatrzyma męża przy sobie, ale to się nie udało, gdyż rodzice i tak się rozwiedli. Nigdy nie była obiektem uwielbienia przez nich, szczególnie matka nie potrafiła obdarzyć ją cieplejszym uczuciem , więc pewnego dnia, by pozbyć się kłopotu znalazła dla swojej córki szkołę która uwolni ją od ciężaru opieki nad dzieckiem. „Mulberry Heights” to szkoła szczególna, położona na odludziu, w środku lasu, otoczona murem i bramą pod napięciem. Kadra nauczycielska surowo traktuje uczniów, a do tego obowiązuje surowy regulamin spisany na kilku kartkach, które Charm otrzymuje przy pierwszym spotkaniu z dyrektorką.
Wkrótce Charm poznaje grono rówieśników, z którymi zaczyna utrzymywać przyjacielskie relacje. Jej uwagę zwraca też starszy od niej chłopak, który ma swoją paczkę przyjaciół i tylko z nimi najczęściej jest wszędzie widywany. Mimo że wszyscy ją przed nim ostrzegają, nawet on sam, to jednak ciekawość jest silniejsza. On również wydaje się nią zainteresowany, ale jego trudny charakter nie pomaga dziewczynie rozeznać się, o co mu tak naprawdę chodzi i co go gryzie. Larue potrafi być agresywny, ale i troskliwy, pełen sprzecznych emocji, pewny siebie i arogancki, ale wkrótce Charm poznaje jego inne oblicze, skrywane pod maską beztroski i buty. Gdy w po pewnym czasie ich relacje wydają się zmierzać w dobrym kierunku, nagle znika jeden z uczniów, a pierwszym podejrzanym staje się Larue. Dziwne jest to, że on nie zamierza się bronić i oczyścić z zarzutów, natomiast Charm nie chce tej sprawy pozostawić bez wyjaśnienia.
Nie spodziewałam się, że ta książka wywoła u mnie tyle emocji i wciągnie w swoją opowieść. Fabuła z początku jest powolna, gdyż wprowadza nas w tę nietypową rzeczywistość, ale im dalej, tym coraz bardziej robi się intrygująca. Wniknęłam w jej nurt płynnie, stopniowo zanurzając się w kolejnych falach tej historii, której wątki biegną w nieprzewidywalnym kierunku i nigdy nie wiadomo, co za chwile się stanie. Do tego dochodzi sprawa kryminalna, a Charm nie jest pewna komu, może ufać.
„The paper Rolls” to bardzo udany debiut młodej pisarski, która zbudowała ciekawe środowisko nastolatków zamkniętych w specyficznej szkole. Przebywanie w tej szkole przypomina raczej odbywanie jakiejś kary, niż edukacji i faktycznie uczniowie są tutaj najczęściej w powodów rodzinnych. Nie wiem, czy jakakolwiek młoda osoba dałaby się umieścić w tego rodzaju placówce, jednak pomysł jest ciekawy i nietypowy, by pokazać problemy z jakimi boryka się młode pokolenie. A tych problemów jest dosyć sporo.
Każdy z nich ma za sobą niezbyt wesołą historię, ale najbardziej dramatyczną dźwiga Larue, który notorycznie jest brutalnie traktowany przez ojczyma. Dopóki nie poznajemy jego wersji zdarzeń i tego co przeżywa, jawi się ona nam jako arogancki, rozchwiany emocjonalnie, o zapędach despotycznych nastolatkiem. Narracja jest głównie ze strony Charm, ale co pewien czas autorka ukazuje nam jego perspektywę, a wówczas zaczynamy rozumieć jego ból i jednocześnie uwidacznia się przyczyna jego destrukcyjnego zachowania.
„The paper Rolls” jest przykładem powieści z gatunku New Adult, ale nie jest ona podobna do żadnej innej, którą miałam okazję do tej pory poznać. W poszczególnych wątkach z jakich składa się na jej fabułę poruszane są trudne problemy nastolatków takie jak agresja, zachowania autodestrukcyjne, uzależnienia, przemoc, rozchwianie emocjonalne próby samobójcze, które oddane zostały w przejmujący i dramatyczny sposób. Poza tym ta historia pokazuje, by nie ufać temu, co mówią o kim ludzie, gdyż ich opinie nie zawsze pokrywają się z prawdą. Autorka umieściła to wszystko w środowisku uczniowskim budując przy tym charakterystyczne postacie, które wzbudzają różnorodne odczucia: od sympatii po złość i konsternację.
Pierwsza część serii „Mulberry Tales” rozbudziła mój apetyt na więcej i pozostawiła mnie z niedosytem, gdyż finał daje do zrozumienia, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda, więc z pewnością będę chciała poznać dalsze losy bohaterów.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar
„jeśli coś dzieje się w naszym życiu to wyłącznie dlatego, że sami do tego doprowadziliśmy.”
Przecudna i jednocześnie tajemnicza jest okładka powieści „Paper dolls”, pierwszej części serii „Mulberry tales”, gdyż patrząc na nią, trudno domyślić się, o czym będzie opowieść. Uwagę zwracają czerwone róże, które są pięknymi kwiatami, bogatymi w gatunki, omamiające zapachem, ale...
„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica
W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo symboliczny i doskonale współgra z tym, co działo się w czasie ich panowania. Podsumowaniem tego jest wniosek, że „Jagiellonowie nie potrafili wytworzyć wysokiej kultury politycznej ani zmusić się do solidności w rządzeniu krajem na miarę Piastów.”
Wraz ze śmiercią Kazimierza III Wielkiego w dniu 5 listopada 1370 w Krakowie skończyła się też dynastia piastowska. Był to bowiem ostatni monarcha z dynastii Piastów zasiadający na tronie Polski. Po nim nastał burzliwy czas, po którym władzę królewską objął Władysław II Jagiełło. Dziś jest to dla nas zdarzenia ważne i przełomowe w naszych dziejach, ale w tamtych czasach nie wszystko przebiegało tak prosto i bezkonfliktowo. Autor nakreśla nam ówczesną atmosferę i wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu. Przedstawił w swojej książce charakterystykę prawie 200 lat rządów prowadzonych przez rodzinę Jagiellonów, ukazując ich cienie i blaski, które miały wpływ na wiele kluczowych wydarzeń.
Po kolei poznajemy losy Władysława II Jagiełło, Władysława III Warneńczyka, Kazimierza IV Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta I Starego, Zygmunta II Augusta i Anny Jagiellonki. Każda z nich została przedstawiona w osobnych rozdziałach, obszernie opisujących dany okres historyczny, ukazując nam charakterystyczne cechy władców, ich wady i zalety, ale też innych osób, które były związane z ich panowaniem i życiem. Obrazowo rysuje tło historyczne, obyczaje, polityczne strategie, intrygi, rodzinne koligacje, które pozwalają poczuć atmosferę wówczas panującą. Całość uzupełniają liczne ilustracje i ryciny, co pozwala na wyobrażenie sobie opisywanych czasów.
Pan Sławomir Leśniewski jest wprawdzie z zawodu adwokatem, ale widać, że historia to jego pasja, która od wielu lat mu towarzyszy. To zaowocowało bagażem doświadczeń w popularyzowaniu dziejów naszej ojczyzny m.in. poprzez książki, których ma na swoim pisarskim koncie kilkanaście. Jego opracowanie tematu jest godne podziwu. Autor wykonał niesamowicie pracochłonny przegląd okresu panowania Jagiellonów, podpierając się nie raz znanymi autorytetami w dziedzinie historii. Pisze w sposób intrygujący, wciągający, ukazując nam różne epizody, ciekawostki, historyjki, anegdoty i fakty bardziej znane oraz te mniej popularne. Ukazuje Jagiellonów jako ród, który nie zawsze miał na uwadze dobro ogółu, a raczej przekładający „uciechy stołu i łoża nad sprawami państwa”. Są wśród nich zasłużeni chwałą władcy, ale też tacy, których rządy budzą nie stanowią chluby dla ich działań. Jawi się więc dynastia, która pozostawiła po sobie mnóstwo niezałatwionych spraw, ale też ogrom narastających problemów, które wpłynęły na kolejne pokolenia
Pan Leśniewski w ciekawy sposób opowiada o ich losach, zdradzając sprawy, o których nie usłyszymy na lekcjach historii. Przede wszystkim opisuje ludzi takimi, jacy byli, nie tylko z punktu majestatu królewskiego, jak to przedstawiają nam w suchy sposób szkolne podręczniki, ale jako ludzi z krwi i kości, z ich ułomnościami, popełniającymi błędy, nie zawsze postępującymi w sposób uczciwy i szlachetny.
„Jagiellonowie zeszli ze sceny cicho. Bez fanfar i nie podejmując walki o polityczne przetrwanie, jak uczynili to Piastowie. Opuścili ją jakby zawstydzeni tym, co po nich zostaje.”
Na lekcjach historii nigdy nie jesteśmy w stanie dokładnie wgłębić się w jakikolwiek okres naszej przeszłości, gdyż po prostu nie ma na to czasu. Poza tym podręczniki traktują zagadnienia powierzchownie, wyróżniając jedynie najważniejsze fakty i daty z danego okresu. Nie zawsze przedmiot historii jest ulubionym działem wśród uczniów, ale to dlatego, że fascynujące losy Polski nie są przedstawiane w jakiś ciekawy sposób, który wciągnąłby w swoje odmęty wypełnione pasjonującymi wydarzeniami. Z tego względu takie publikacje jak te pisane przez pana Sławomira Leśniewskiego zasługują na uwagę, gdyż w przystępnej formie pozwalają lepiej poznać naszych przodków, których decyzje i życie wpłynęły na to, jak obecnie wygląda nasz świat.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
więcej Pokaż mimo tolecz władza.” - Paweł Jasienica
W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo...