-
ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyStworzyć rzeczywistość. „Półbrat” Larsa Saaybe ChristensenaBartek Czartoryski2
-
ArtykułyNagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego: poznaliśmy 10 nominowanych tytułówAnna Sierant13
-
ArtykułyWielkanocny Kiermasz Książkowy Ebookpoint – moc świątecznych promocji i zajączkowy konkursLubimyCzytać13
Biblioteczka
2012-10-08
2012-06-25
Duński kryminał to dobry kryminał - cóż więcej powiedzieć. Pierwsza część serii zapowiada się bardzo interesująco: mamy młodą detektyw, mamy mroczną Kopenhagę, mamy rzetelny opis pracy policji.
Serdecznie polecam jako rozrywkę na plażę, w pociągu, autobusie - to jest książka, która sama się czyta.
Duński kryminał to dobry kryminał - cóż więcej powiedzieć. Pierwsza część serii zapowiada się bardzo interesująco: mamy młodą detektyw, mamy mroczną Kopenhagę, mamy rzetelny opis pracy policji.
Serdecznie polecam jako rozrywkę na plażę, w pociągu, autobusie - to jest książka, która sama się czyta.
2012-04-11
2012-03-07
2012-01-23
2012-06-19
2012-05-09
2012-04-23
2012-06-23
2012-06-13
Cudowny, autoironiczny i zabawny zbiór wpisów na blogu, felietonów i piosenek polecam każdemu, kto lubi inteligentny humor i trochę liryki. Ale to Wam napisze każdy recenzent, poza tym postać pana A.A. (Anonimowego Autora) jest znana każdemu, kto gustuje w dowcipie z wyższej półki.
Cudowny, autoironiczny i zabawny zbiór wpisów na blogu, felietonów i piosenek polecam każdemu, kto lubi inteligentny humor i trochę liryki. Ale to Wam napisze każdy recenzent, poza tym postać pana A.A. (Anonimowego Autora) jest znana każdemu, kto gustuje w dowcipie z wyższej półki.
Pokaż mimo to2012-06-04
Dobrze napisana, sympatyczna książka. Oto mamy nieporadnego misia-detektywa, którego babcia nie lubi siedzieć w miejscu, więc postanawia pomóc wnusiowi. Starsze panie pojawiają się to tu, to tam, każda jest niewyczerpanym źródłem informacji, ploteczek i zauważa więcej, niż młody człowiek zajęty swoimi sprawami.
Bohaterów męskich mamy trzech – wspomnianego wnusia-niedojdę, który bawi się w detektywa, truposza i mordercę kotów. Żaden z nich nie zasługuje na sympatię, a każdego ma się ochotę od czasu do czasu kopnąć, żeby oprzytomniał.
Momentami drastyczna, gdzie indziej przezabawna powieść jest naprawdę godna polecenia dla czytelniczki nie bojącej się spojrzeć nieco inaczej na sprawy kobiecości, starości i miłości.
Dobrze napisana, sympatyczna książka. Oto mamy nieporadnego misia-detektywa, którego babcia nie lubi siedzieć w miejscu, więc postanawia pomóc wnusiowi. Starsze panie pojawiają się to tu, to tam, każda jest niewyczerpanym źródłem informacji, ploteczek i zauważa więcej, niż młody człowiek zajęty swoimi sprawami.
Bohaterów męskich mamy trzech – wspomnianego wnusia-niedojdę,...
2012-01-05
2012-04-07
2012-01-28
2012-02-09
2012-02-10
2012-02-19
Przedwojenny Lwów, śpiewny, gwarny i tak zupełnie egzotyczny dla nas, pokolenia, które rzadko kiedy słucha opowieści dziadków. Ja pochodzę z rejonu, w którym praktycznie nie ma Lwowiaków, więc kontakt z tamtymi terenami to zaledwie parę pocztówek, jakiś stary film, album. Nie rozumiałam nigdy polskiego sentymentu do Perły Galicji. Jednak dzięki autorowi byłam w stanie choć trochę się do tego zbliżyć.
Jakub prowadzi kronikę kryminalną, barwnie ubarwiając fakty i zazwyczaj prowadząc śledztwo na własną rękę. Tym razem ofiara jest mu znana – pozbawiony głowy bankier prowadził rachunki jego i jego żony. Trop prowadzi nas na sceny teatru, gdzie królują fascynujące, ale i przerażające zarazem marionetki. Lwów szykuje się na festiwal przedstawień kukiełkowych, a plecak znalezionej figurki skrywa w sobie tajemnicę z przeszłości.
Intryga kryminalna, zawiązana zgrabnie i prowadzona z wyczuciem prowadzi nas w ciasne uliczki, przez zagracone podwórka, na cmentarze, na piętra kamienic. Autor z rozmachem maluje miasto, którego już nie ma, z jego specyficzną strukturą społeczną, delikatnym balansem między zgodą a uprzedzeniami społecznymi, ów specyficzny konglomerat nastrojów, obaw i niepokoju wiszący w powietrzu lata 1938 roku. My, czytelnicy patrzący z perspektywy historii zauważamy pierwsze oznaki nadchodzącego nieszczęścia – jak choćby wizyty niemieckich oficerów SS. Wiemy, że lada moment tego świata już nie będzie i nigdy nie wróci. Tu wielkie ukłony w stronę pana Jaszczuka, że nie popadł w tani sentymentalizm i ani przez chwilę nie uderzył w rzewny ton. Nie, on pozwala nam zauważyć, ale nie mamy czasu się nad tym zastanowić – tak, jak nie zastanawia się bohater.
Właśnie – bohater. Jakub Stern, osobnik dociekliwy i wytrwały, budzi od razu sympatię, choć mógłby się trochę bardziej postarać, jeśli chodzi o życie rodzinne. Cóż jednak zrobić, kiedy mrok i zepsucie są takie pociągające? Jakub przemierza ulice ukochanego miasta rodzinnego i zadaje pytania, puka w drzwi, obserwuje… a my widzimy miasto jego oczami. Pełnymi miłości, akceptującymi wszystkie jego dobre i złe aspekty. Niesamowity świat aktorów i zakurzonych teatralnych desek, świat dozorców, służących i praczek. Świat, gdzie załamanie nerwowe jest czymś wstydliwym i trudnym, ale autor zabiera nas nawet do szpitala psychiatrycznego, pokazując “jak to kiedyś było”. W tej książce dzieje się tak dużo, że nie sposób się oderwać.
Przedwojenny Lwów, śpiewny, gwarny i tak zupełnie egzotyczny dla nas, pokolenia, które rzadko kiedy słucha opowieści dziadków. Ja pochodzę z rejonu, w którym praktycznie nie ma Lwowiaków, więc kontakt z tamtymi terenami to zaledwie parę pocztówek, jakiś stary film, album. Nie rozumiałam nigdy polskiego sentymentu do Perły Galicji. Jednak dzięki autorowi byłam w stanie choć...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-12-14
Fani Kinga, uwaga. Wracamy do Derry. Tak, do miasta, które za szczenięcych czasów kochałam równie mocno, jak się go bałam. Spotkanie Richiego i Beverly powitałam entuzjazmem, jak dawno niewidzianych przyjaciół. I choć pojawili się jedynie na chwilę, rozjaśnili pochmurne opolskie popołudnie aż do wieczora. I tak jest z każdą postacią, która wpada na moment, by uśmiechnąć się do nas z kart książki. Doskonała konstrukcja bohaterów to jeden z największych talentów Kinga. Drugim oczywiście jest fabuła.
A fabuła, moi drodzy, to nie strasznie duchami i krwiożerczymi listwami podłogowymi, z którymi nadal (niesłusznie, moim zdaniem) kojarzony jest King. Jest to bardziej powieść obyczajowa z elementami nadprzyrodzonymi, które mogą, ale nie muszą być przecież zwykłymi zbiegami okoliczności. No, poza tunelem czasoprzestrzennym na tyłach baru Ala. King potrafi opisać wydarzenia niezwykłe jak coś codziennego i naturalnego, a równocześnie umie wprowadzić element grozy w ciąg zdarzeń zupełnie zwyczajnych. Jakże mu zazdroszczę tej umiejętności…
No, ale fabuła, fabuła, kobieto, zacznij że wreszcie pisać, o co chodzi. Wspomniany tunel czasoprzestrzenny prowadzi wprost we wrześniowy dzień roku 1958. Al, który go odkrył, początkowo traktował go jako ciekawostkę, ale z biegiem czasu postanowił zrobić coś więcej – powstrzymać żałosnego, spragnionego sławy człowieczka przed zabiciem prezydenta, który mógł zmienić Stany Zjednoczone w kraj piękny i pozbawiony cierpienia, który nie pozwoliłby wysłać setek młodych ludzi w piekła Wietnamu, wprowadziłby reformy dotyczące praw „kolorowych” obywateli i być może tym samym zapobiegł by zabójstwu Martina Luthera Kinga. Al wierzy, że jest w stanie powstrzymać zabójcę.
Niestety, przeszłość nie lubi być zmieniana. Al przekonuje się o tym, kiedy dopada go rak płuc, uniemożliwiający mu działanie. Pałeczkę przekazuje swojemu przyjacielowi, Jake’owi Eppingowi, który właśnie uwolnił się od toksycznej żony-alkoholiczki… i przeczytał opowiadanie swojego dorosłego ucznia, które sprawiło, że zapłakał, zdaje się, że po raz drugi w życiu. I właśnie to opowiadanie, a właściwie osobisty dramat Harrego i jego rodziny sprawiły, że Jake postanawia zanurzyć się w przeszłość. Po to, by powstrzymać zło.
Fani Kinga, uwaga. Wracamy do Derry. Tak, do miasta, które za szczenięcych czasów kochałam równie mocno, jak się go bałam. Spotkanie Richiego i Beverly powitałam entuzjazmem, jak dawno niewidzianych przyjaciół. I choć pojawili się jedynie na chwilę, rozjaśnili pochmurne opolskie popołudnie aż do wieczora. I tak jest z każdą postacią, która wpada na moment, by uśmiechnąć...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-11-20
Nie będzie to jeszcze jedna pusta recenzja w stylu „świetnie napisany, trzymający w napięciu thriller z zaskakującymi zwrotami akcji”. Głównie dlatego, że uważam, że ktoś, kto tak pisze, naprawdę nie ma nic więcej do powiedzenia o książce, a „trzymający i zaskakujący” z definicji jest każdy thriller. Jeśli nie jest, to może się wypchać. Ja mam zamiar zabrać Was…hmmm… na przykład do ogródka ze słonecznym zegarem.
Jeżeli wiemy, że fabuła ma obowiązek nas zaskoczyć, to tak naprawdę nie czujemy się zaskoczeni. Ja też nie byłam, przynajmniej wątkiem kryminalnym, który był dobry, a nawet bardzo dobry, ze szczególnym naciskiem na „rzetelnie skonstruowany”. Mimo to, a może właśnie dlatego, tak bardzo mi się podobał. Autorka nie starała się na siłę zaskoczyć czytelnika czy też zaszokować drastycznymi obrazami. Spokojna, szczegółowa narracja wyraźnie wskazuje, że pani Casey miała wszystko przemyślane od początku do końca i nie zniżyła się do żenująco oczywistego podsuwania fałszywych tropów. Bohaterka, detektyw Kerrigan, jest przede wszystkim drobiazgowym śledczym, a nie błyskotliwym geniuszem.
Właśnie ta drobiazgowość świetnie buduje nastrój. Wszystko, włącznie z pierwszą sceną „ataku” seryjnego mordercy na przypadkową dziewczynę, jest na swoim miejscu. Nie ma momentów, które nudzą, w każdej scenie znajduje się jakiś drobiazg, szczególik, który nie tyle popycha śledztwo do przodu, co przybliża nam postaci, ich sposób myślenia, system wartości. Szczególnie intrygującym zabiegiem jest prowadzenie narracji z perspektywy rożnych osób, które inaczej widzą sprawę.
Nie, nie będę piać z zachwytu nad „wypiekami na twarzy”, „zaskakującymi zwrotami akcji”, „porywającą intrygą”. Nie będę, bo najzwyczajniej w świecie nic tu takiego nie ma. Nie oznacza to, że książka jest zła – wręcz przeciwnie. Uważam, że jest bardzo dobra. Trup jest, seryjny morderca jest, śledztwo prowadzone rzetelnie i profesjonalnie, wiarygodne postaci i świetnie nakreślone tło obyczajowe Londynu. Aż do połowy książki nie miałam ochoty sprawdzić, jak się powieść kończy (czasem grzeszę przeciw literaturze i czytam ostatnią stronę), w sensie potwierdzenia czy dobrze zgadłam mordercę te 200 stron wcześniej. Tak, mnie już nie wystarczy seryjny morderca ze specyficznym modus operendi czy opis bestialstwa popełnienia zbrodni, a nawet robactwo kłębiące się wokoło czy inne świństwa. Książka musi mieć coś więcej, niż trupa i mordercę, choćby i nawet terroryzującego cały Londyn.
Na uwagę zasługuje pani detektyw, jej zmysł obserwacji, bardzo ludzki charakter – jest tak normalna, taka zwyczajna i przez to prawdziwa, że aż mam ochotę ją poznać. Jest twarda, fakt, ale to, co mnie najbardziej ujęło, to drobiazgi – choćby to, że przy wysokim wzroście nosi buty na obcasach. Że nie zniża się do pyskówek i wścieka się na siebie, jak komuś uda się ją w nie wciągnąć. Jej genialne dialogi z innym detektywem, Robem. To, że popełnia zwykłe, ludzkie błędy i potrafi się do nich przyznać. Działa równie szybko, co mówi i jest wierna swoim zasadom. Jest dojrzała, co jest cudownie odświeżającą odmianą po całym zestawie „potrzaskanych przez los twardych detektywów”. Owszem, jest dyskryminowana jako kobieta w policji (i Irlandka z pochodzenia, nie zapominajmy!), ale jest to rzecz drugorzędna i autorka nie buduje na tym całej postaci.
Jedyne, o co mogę powieści zarzucić, to to, że była tak o 100 stron za długa. Niepotrzebnie długa, choć czytało się ją naprawdę przyjemnie. Niestety w ten sposób intryga straciła nieco na wyrazistości. Mam nadzieję, że w przyszłych częściach serii Casey przestanie tak dogłębnie rozbudowywać postacie poboczne, niemniej – było to na swój sposób urocze. Kolejny dowód na to, że pisarka ma wszystko przemyślane od początku do końca. Jeśli chodzi o mnie – mam ochotę na więcej. Szczególnie, że autorka ma niezwykły talent nienarzucającego się konstruowania postaci przez drobiazgi, które ją otaczają. Choćby ów zegar słoneczny w ogródku rodziców zamordowanej Rebeccy. Talent to rzadki i na swój specyficzny sposób – bardzo brytyjski.
Recenzja napisana dla blogu Kawa z Cynamonem (kawazcynamonem.wordpress.com)
Nie będzie to jeszcze jedna pusta recenzja w stylu „świetnie napisany, trzymający w napięciu thriller z zaskakującymi zwrotami akcji”. Głównie dlatego, że uważam, że ktoś, kto tak pisze, naprawdę nie ma nic więcej do powiedzenia o książce, a „trzymający i zaskakujący” z definicji jest każdy thriller. Jeśli nie jest, to może się wypchać. Ja mam zamiar zabrać Was…hmmm… na...
więcej mniej Pokaż mimo to
To jest bardzo dobra książka, idealna dla miłośników "dobrej obrzydliwości", napisana świetnym, plastycznym językiem. Dla mnie trochę za mocna, ale autro nigdzie nie ukrywa, że temat poruszany w niej będzie miły. Dostaniemy dokładnie to, czego się spodziewamy, a nawet więcej, bo autor potrafi budować postacie. Bardzo mi się podobało to, jak moja opinia o głównym bohaterze balansuje raz w stronę jasnej, raz ciemnej strony mocy, w zależności od tego, co akurat dzieje się w tle. Z jednej strony jest on bohaterskim ojcem, z drugiej stanowczo za bardzo przypomina tych, których chce ukarać, z trzeciej jest bezwzględnym mordercą, a z czwartej - ostatnim prawdziwym bohaterem, który nie boi się przekroczyć prawa, by naprawić wyrządzone zło. Autor nie moralizuje, nie podaje na tacy właściwych odpowiedzi, dzięki temu lektura jest świeża, nawet mimo wszystkich okropności w niej opisanych.
Dodatkowym plusem jest naprawdę świetny styl narracyjny autora, wpadajacy w mroczne opisy Breslau widzianego oczyma Krajewskiego. On nie tylko epatuje gore, ale każda scena buduje obraz całości tak, by czytelnik mógł na końcu sam ocenić, co właściwie myśli o bohaterze.
To jest bardzo dobra książka, idealna dla miłośników "dobrej obrzydliwości", napisana świetnym, plastycznym językiem. Dla mnie trochę za mocna, ale autro nigdzie nie ukrywa, że temat poruszany w niej będzie miły. Dostaniemy dokładnie to, czego się spodziewamy, a nawet więcej, bo autor potrafi budować postacie. Bardzo mi się podobało to, jak moja opinia o głównym bohaterze...
więcej Pokaż mimo to