-
ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać328
-
ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
-
Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Biblioteczka
No, i mam swoje pierwsze czytelnicze rozczarowanie 2023. Zanim jednak posypią się na mnie gromy za nazwanie tej ponoć „powieści-katedry, o idealnych proporcjach” rozczarowaniem, zaznaczę, iż finalnie oceniam ją na siedem gwiazdek, czyli jako lekturę dobrą. Nie sposób jednak wspomnianego rozczarowania ukryć, gdy przed sięgnięciem po nią ze wszystkich stron docierają głosy, jakie to wybitne i zmieniające literaturę oraz czytelnicze życia dzieło. Niestety, w moim odczuciu, tym co książce tej wychodzi najlepiej jest mydlenie oczu odbiorcom…
Ok, nie można Cabré odmówić stworzenia utworu niezwykle rozbudowanego. Tyle tylko, że wszystkiego jest tutaj za dużo, jakby na pokaz i … bez duszy. Ciężko byłoby nawet streścić wszystkie wątki, jednak w głównym zarysie mamy tu do czynienia z młodym geniuszem – Adrianem Ardèvolem – który w podeszłym już wieku opowiada nam o swoim życiu od czasów dzieciństwa spędzonego w bogatym domu pod nadzorem oschłych rodziców. Ojciec wymarzył sobie przyszłość Adriana w kręgach naukowych, matka zaś widzi swego jedynaka w roli najwybitniejszego skrzypka świata. I tu muszę nadmienić, że akurat część dotycząca skrzypiec była moją zdecydowanie ulubioną.
Aaa, bo zapomniałbym dodać – sama historia skrzypiec zaczyna się setki lat wcześniej, a w trakcie całej lektury, poza „trudnym” dzieciństwem oraz skrzypcami, autor serwuje nam jeszcze młodzieńczą miłość, coś na wzór męskiej przyjaźni, hiszpańską inkwizycję, Holokaust, nazistów, klasztorne życie benedyktynów, i kilka innych pomniejszych udziwnień.
À propos udziwnień, to tym na co uwagę zwracają miłośnicy powieści jest styl w jakim została napisana. I rzeczywiście styl ten może robić wrażenie. Do czasu.
Cały bajer polega na przeskakiwaniu przez autora po czasach (opowieści) oraz narracji. W dużym skrócie: na przestrzeni trzech zdań narracja może zmienić się z pierwszo, na trzecioosobową ze dwa razy, a sama akcja może nas przenieść z XVIII wiecznego lasu, przez obóz koncentracyjny, po lekcję gry na skrzypcach.
No i fajnie, tylko… po co?
Czy takie, dla niektórych pewnie problematyczne, albo jak kto woli „innowatorskie” prowadzenie narracji, z góry sprawia, że książkę uznaje się za wybitną?
W moim odczuciu wszystkiego jest tu za dużo, bohaterowie nie zapadają w pamięć, a sama historia od pewnego momentu zaczyna zwyczajnie nudzić. I żeby było jasne, nie jest też tak, że „Wyznaję” to słaba lektura, jednak mnie osobiście pierwszym określeniem do niej pasującym byłoby… pompatyczna.
Widać, że dla Jaume Cabré to dzieło życia i nic mi do tego, jednak po wszystkich tych pochwałach, ba, po pierwszych dwustu stronach myślałem, że i dla mnie będzie to jedna z TYCH książek. Tak się jednak nie stało i właśnie dlatego powieść określam jako osobiste rozczarowanie roku.
Instagram: pisanepopijaku
Spotify: Podcast Po Pijaku
No, i mam swoje pierwsze czytelnicze rozczarowanie 2023. Zanim jednak posypią się na mnie gromy za nazwanie tej ponoć „powieści-katedry, o idealnych proporcjach” rozczarowaniem, zaznaczę, iż finalnie oceniam ją na siedem gwiazdek, czyli jako lekturę dobrą. Nie sposób jednak wspomnianego rozczarowania ukryć, gdy przed sięgnięciem po nią ze wszystkich stron docierają głosy,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Problem trzech ciał" (czy też Problem n ciał), to jedno z niewyjaśnionych dotychczas zagadnień mechaniki kwantowej, a zarazem tytuł bestsellerowej powieści chińskiego pisarza Liu Cixin. Dodajmy, że powieści wchodzącej w skład cyklu zatytułowanego niezbyt radośnie patrząc z perspektywy naszego gatunku, a mianowicie "Wspomnienie o przeszłości Ziemi".
W trakcie krwawej, chińskiej Rewolucji kulturalnej, na celowniku władz znaleźli się m.in. naukowcy dziedzin wszelakich, a tak się składa, że do grona tego zaliczyć można było rodziców młodziutkiej Ye Wenije.
Dziewczyna ze łzami w oczach i krzykiem na ustach widziała jak komunistyczny motłoch zabija jej ojca, który do ostatnich chwil bronił swych poglądów i wiary w rozum. Na niewiele się to jednak zdało zarówno jemu samemu jak i dorastającej córce, która w krótkim czasie uznana została za zdrajczynię i zesłana do tajnej wojskowej bazy, gdzieś w dalekiej chińskiej głuszy.
Kilkadziesiąt lat później, bo w czasach współczesnych, fizyk znany jako Wang Miao powołany zostaje w skład komisji badającej serię zagadkowych samobójstw czołowych naukowców Państwa Środka. O dziwo trop prowadzi do coraz bardziej popularnej gry sieciowej zwanej Trzy ciała, w której z uwagi na obecność trzech Słońc, niestabilny świat raz po raz zmusza zamieszkującą go cywilizację do odradzania się z popiołów. Okazuje się jednak, że wspomniana gra nie jest wyłącznie fantazyjnym wymysłem programistów...
No dobra, powiem tak: Literacko przysłowiowej dupy nie urywa, i nie wiem czy jest to wina samego pisarza, czy może naszego rodzimego przekładu. Faktem jest jednak, że niektóre zdania złożone są tak kalecznie, że aż trudno w to uwierzyć.
Nie zmienia to z kolei faktu, że książkę czyta się sprawnie i z przyjemnością, choćby z uwagi na przedstawione w niej zagadnienia z kilku (nie tylko fizyki) dziedzin.
Ode mnie 7 gwiazdek i może nawet odpuściłbym resztę serii, jednak kuszą mnie o wiele wyższe oceny i opinie dotyczące pozostałych dwóch tomów. No, i jestem też ciekaw, co tu się jeszcze wydarzy ;)
Instagram: pisanepopijaku
Spotify: Podcast Po Pijaku.
"Problem trzech ciał" (czy też Problem n ciał), to jedno z niewyjaśnionych dotychczas zagadnień mechaniki kwantowej, a zarazem tytuł bestsellerowej powieści chińskiego pisarza Liu Cixin. Dodajmy, że powieści wchodzącej w skład cyklu zatytułowanego niezbyt radośnie patrząc z perspektywy naszego gatunku, a mianowicie "Wspomnienie o przeszłości Ziemi".
W trakcie krwawej,...
Łódź albo się kocha, albo się jej nienawidzi. Obecnie jedno z największych i najbardziej memicznych miast Polski, z architektonicznym miszmaszem, który ciężko porównać do jakiegokolwiek innego miejsca w kraju, mniej więcej dwieście lat temu było zaledwie stosunkowo niewielką rolniczą osadą z populacją liczącą 800 mieszkańców (rok 1815).
Piorunujący rozkwit na przestrzeni kilku dekad (232 TYSIĄCE w roku 1886) sprawił, że do Łodzi zjeżdżano ze wszystkich stron celem zdobycia pracy, zrobienia kariery, czy wreszcie zbicia fortuny. Swego czasu była to dla wielu nasza rodzima... Ziemia obiecana. Dosłownie. Tyle tylko, że tytuł jednej z najważniejszych powieści Władysława Reymonta jest niczym innym jak ironią w odniesieniu do biblijnego miejsca, które to zostało rzekomo obiecane Żydom przez Boga.
Nie rozwodząc się zbyt obszernie pozwolę sobie jedynie napisać, że precyzja z jaką oddał Reymont ducha minionych czasów w fabrycznym mieście-molochu, jak zobrazował wielokulturowość ówczesnej Łodzi, zasługują na najwyższe uznanie. Sama "Ziemia obiecana" to klasyka XIX wiecznej powieści ze wszystkimi jej elementami, od zachwytów i bujnych opisów natury, na obowiązkowym wątku miłosnym kończąc.
I choć nie jest to geniusz na poziomie "Chłopów" (omawiana książką to na dobrą sprawę całkowite przeciwieństwo "Chłopów" zarówno w treści jak i formie), to jednak z całą pewnością miłośnicy dobrej literatury znajdą tu wszystko, czego ich czytelnicza dusza zapragnie.
Instagram: pisanepopijaku
Spotify: Podcast Po Pijaku
Łódź albo się kocha, albo się jej nienawidzi. Obecnie jedno z największych i najbardziej memicznych miast Polski, z architektonicznym miszmaszem, który ciężko porównać do jakiegokolwiek innego miejsca w kraju, mniej więcej dwieście lat temu było zaledwie stosunkowo niewielką rolniczą osadą z populacją liczącą 800 mieszkańców (rok 1815).
Piorunujący rozkwit na przestrzeni...
"Człowiek jest z natury istotą złą, której potępieńczą radość sprawia uleganie pokusom, a zwłaszcza pokusie nieposłuszeństwa, posiadania i rozpusty".
Spisany w chwilę po obaleniu głowy etiopskiego tronu, a opublikowany w cztery lata później (1978) "Cesarz" uznawany jest powszechnie za najwybitniejsze dzieło naszego rodzimego "Cesarza reportażu" (przydomek nieprzypadkowy) - Ryszarda Kapuścińskiego. Krótka książeczka, dzięki której pisarz znad Wisły zyskał międzynarodowy rozgłos, a także spolaryzował odbiorców. Z jednej strony zachwyty nad uniwersalnością przekazu, językiem i odwagą autora; z drugiej zaś oskarżenia o zwyczajne kłamstwa i to w takim stopniu, że po dziś dzień nazwisko śp. Pana Ryszarda nie jest mile słyszanym zarówno na Jamajce, w Etiopii, czy całym kontynencie afrykańskim.
Dlaczego?
Otóż książka, którą na dobrą sprawę ciężko nazwać reportażem jako takim, to zapis rozmów z najbliższym otoczeniem dopiero co zdetronizowanego ostatniego Cesarza Etiopii - Hajle Syllasje I. Podzielony na trzy części utwór przedstawia mechanizmy działania rządów autorytarnych, od zwykłego dnia z życia "Wybrańca", po upadek całego systemu. I pewnie nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że sama postać Syllasje kontrowersje wzbudza nawet pół wieku po omawianej historii.
Przez najbliższe otoczenie wspominany ciepło i z szacunkiem, pomimo panujących w kraju głodu i nędzy; na arenie międzynarodowej uważany za charyzmatycznego reformatora; wreszcie na Jamajce uznawany za Mesjasza ruchu Rastafari. Jaki zaś wizerunek wyłania się z obrazu Kapuścińskiego?
Pan Ryszard przedstawia nam cwanego despotę, żerującego na braku wykształcenia podwładnych i zapatrzonego w siebie manipulatora. Widać więc już chyba skąd biorą się towarzyszące książce kontrowersje, prawda? Pikanterii dodaje tu fakt, że jak już wspomniałem, nie jest to reportaż sensu stricte, a upiększony językowo przez autora zapis rozmów, których autentyczności nie sposób potwierdzić.
Koniec końców ja osobiście to kupuję, zwłaszcza, że "Cesarz" to historia uniwersalna, która z upływem lat zyskuje jedynie na aktualności. Pewne mechanizmy nie zmieniają się od dziesiątek, setek, czy nawet tysięcy lat i zapewne nie zmienią się nigdy, bo taka, a nie inna jest niestety ludzka natura.
Nie będę ferował wyroków co do autentyczności przeprowadzonych rozmów, jednak sam tytuł polecam gorąco, choćby po to tylko, by wyciągnąć własne wnioski. Warto.
Instagram: pisanepopijaku
Spotify: Podcast Po Pijaku
"Człowiek jest z natury istotą złą, której potępieńczą radość sprawia uleganie pokusom, a zwłaszcza pokusie nieposłuszeństwa, posiadania i rozpusty".
Spisany w chwilę po obaleniu głowy etiopskiego tronu, a opublikowany w cztery lata później (1978) "Cesarz" uznawany jest powszechnie za najwybitniejsze dzieło naszego rodzimego "Cesarza reportażu" (przydomek nieprzypadkowy) -...
Ferdynand Bardamu to mniej więcej dwudziestoletni młodzieniec, który pewnego dnia, siedząc wraz z przyjacielem w jednej z paryskich kawiarni, postanawia dołączyć do przechodzącego ulicami miasta pułku wojska i tym samym zasilić szeregi francuskiej armii w trakcie I Wojny światowej. Robi to z przekory, aby "sprawdzić jak to jest", gdyż w istocie bohater nasz sprzeciwia się wojnie, a dokładniej mówiąc gardzi nią, nie widząc w takowej sensu.
Tak oto rozpoczyna się fabuła jednej z najważniejszych powieści XX wieku.
Debiutancka, wydana w roku 1932 i w znacznej mierze autobiograficzna "Podróż do kresu nocy" opisuje kilkanaście lat z życia studenta medycyny - od wstąpienia do armii, po praktyki lekarskie w podparyskiej dzielnicy biedy. I choć po tym krótkim opisie mogłoby się wydawać, że taka to, ot książka jakich wiele, nic bardziej mylnego.
Celine, zwany też "enfant terrible świata literackiego" był pionierem egzystencjalizmu w literaturze, a zarazem jednym z ważniejszych autorów swoich czasów. Jego powieści, na czele z omawianą, szokowały odbiorców na wielu poziomach - od języka, po dość brutalne wnioski dotyczące ludzkiej natury. Niespotykanym było wówczas stosowanie tak ogromnej liczby kolokwializmów oraz wulgaryzmów, gdzie przykładowe zdanie w stylu: "Dymałem ją w każdej wolnej chwili", było u Francuza czymś normalnym, i wierzcie mi, że to jeden z lżejszych cytatów.
Nie inaczej sprawa miała się ze wspomnianym egzystencjalizmem i podejściem na zasadzie: ludzie są źli i głupi, życie nie ma najmniejszego sensu ani celu, a każdy z nas (wraz ze swymi czynami) prędzej czy później zostanie całkowicie zapomniany.
Tak więc w dużym skrócie: Nie jest to pozycja dla wielbicieli pięknego języka i fikuśnych zdań (choć nie są to i prostackie popłuczyny!), za to bez problemu odnajdą się w lekturze urodzeni pesymiści, tacy jak choćby ja sam ;) Co prawda momentami książka potrafi nieco wymęczyć, jednak koniec końców bez dwóch zdań warto po nią sięgnąć.
Instagram: pisanepopijaku
Spotify: Podcast Po Pijaku
Ferdynand Bardamu to mniej więcej dwudziestoletni młodzieniec, który pewnego dnia, siedząc wraz z przyjacielem w jednej z paryskich kawiarni, postanawia dołączyć do przechodzącego ulicami miasta pułku wojska i tym samym zasilić szeregi francuskiej armii w trakcie I Wojny światowej. Robi to z przekory, aby "sprawdzić jak to jest", gdyż w istocie bohater nasz sprzeciwia się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cudownie przerażające opowieści, które znać po prostu wypada. Więcej w recenzji, do wysłuchania której zachęcam, a która to dostępna jest pod poniższym adresem :)
https://open.spotify.com/episode/2BX0UNkFaEbwbPl6gY6825
Cudownie przerażające opowieści, które znać po prostu wypada. Więcej w recenzji, do wysłuchania której zachęcam, a która to dostępna jest pod poniższym adresem :)
https://open.spotify.com/episode/2BX0UNkFaEbwbPl6gY6825
Cieszy mnie, że po to wybitne dzieło, dla oceny którego nie starczy liczb na LC, sięgnąłem dopiero w wieku lat 38.
Większość wrażeń (choć nie da się ot tak opisać wszystkiego co związane z geniuszem Reymonta) udało mi się przenieść na recenzję, do wysłuchania której serdecznie zapraszam...
https://open.spotify.com/episode/2yz2BqlK0Dr6vE81WpamWx
Cieszy mnie, że po to wybitne dzieło, dla oceny którego nie starczy liczb na LC, sięgnąłem dopiero w wieku lat 38.
Większość wrażeń (choć nie da się ot tak opisać wszystkiego co związane z geniuszem Reymonta) udało mi się przenieść na recenzję, do wysłuchania której serdecznie zapraszam...
https://open.spotify.com/episode/2yz2BqlK0Dr6vE81WpamWx
Rafael Leónidas Trujillo. Mówi Wam coś to nazwisko? Większości prawdopodobnie nie. Tak się jednak składa, że to zakrwawiony dziadek z okładki. Niech nie zmylą Was jednak pozory, gdyż dziadunio ten nie był miłym starszym Panem, co to dokarmiał gołębie w parku. Rafael Leónidas Trujillo to jeden z największych i najbardziej okrutnych dyktatorów XX wieku, którego niecne czyny przez ponad trzy dekady decydowały o losach milionów osób.
(więcej na temat tej wstrząsającej powieści w recenzji dostępnej poniżej, do wysłuchania której zaś serdecznie zapraszam :) )
https://open.spotify.com/episode/0KRng1p9UXgIhxk3RPruKO
Rafael Leónidas Trujillo. Mówi Wam coś to nazwisko? Większości prawdopodobnie nie. Tak się jednak składa, że to zakrwawiony dziadek z okładki. Niech nie zmylą Was jednak pozory, gdyż dziadunio ten nie był miłym starszym Panem, co to dokarmiał gołębie w parku. Rafael Leónidas Trujillo to jeden z największych i najbardziej okrutnych dyktatorów XX wieku, którego niecne czyny...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Bo mama mówi, że przecież mnie kochają, a kiedy dostaję lanie, to tata nie ma na myśli nic złego".
Pomimo niewielkiej objętości, dziele Petry Dvořákovej daleko do lektury lekkiej, czy przyjemnej. I nie chodzi tu wcale o język, czy najogólniej mówiąc styl, gdyż ten stanowi akurat najbardziej przystępny element "Wron".
Jak wskazuje chociażby powyższy cytat, największą siłę rażenia, mają tu emocje, których pozytywnymi nazwać nie sposób.
Czeska pisarka kreśli przed czytelnikiem obraz zdawałoby się przeciętnej, czteroosobowej rodziny, składającej się z matki, ojca i dwóch dorastających córek - starszej, Kaśki, oraz młodszej Basi. I to właśnie ta ostatnia, z pomocą empatycznego nauczyciela plastyki odkrywa w sobie talent artystyczny, ponadprzeciętnie odmalowując otaczającą ją rzeczywistość. Tylko co z tego, skoro zamiast wsparcia, dziewczynka otrzymuje od najbliższych jedynie kolejne pokłady drwin, poniżenia i bólu?
Dvořáková Ameryki co prawda nie odkrywa, ponieważ dysfunkcyjne rodziny pokroju tej powieściowej niestety zawsze już będą nas otaczać. Nie jest to jednak rzecz jasna usprawiedliwieniem, a pewne (trudne) kwestie, zamiast zamiatać pod dywan, zawsze warto poruszyć. Zwłaszcza oddając głos tym, którym zazwyczaj jest on odbierany.
Ode mnie 7,5/10 a książkę szczerze polecam jako krótki, acz mocny przerywnik
"Bo mama mówi, że przecież mnie kochają, a kiedy dostaję lanie, to tata nie ma na myśli nic złego".
Pomimo niewielkiej objętości, dziele Petry Dvořákovej daleko do lektury lekkiej, czy przyjemnej. I nie chodzi tu wcale o język, czy najogólniej mówiąc styl, gdyż ten stanowi akurat najbardziej przystępny element "Wron".
Jak wskazuje chociażby powyższy cytat, największą siłę...
Gdybym sięgnął po tę książkę we wrześniu, to prawdopodobnie rzuciłbym nią w kąt gdzieś w okolicach 50. strony. To powieść infantylna, naiwna i po prostu słabo napisana, czyli jak to mówią: angielska klasyka w pełnej krasie. Ktoś mógłby powiedzieć: No ok, ale czego się spodziewałeś po prekursorze literatury sci-fi (Wells to twórca m.in. "Wojny światów" czy "Wehikułu czasu"), który nagle bierze się za napisanie naiwnej do bólu komedii romantycznej? I kiedy aż prosiloby się odpowiedzieć: Sam nie wiem😔 z odsieczą przychodzi.. upalne lato.
Pan Hoopdriver pracuje jako sprzedawca w sklepie bławatnym, co najoględniej rzecz ujmując szczytem marzeń nie jest. Na szczęście lada chwila nasz bohater rozpoczyna dlugo wyczekiwany urlop i ma co do niego jasne plany, a mianowicie wybierze się w podróż... rowerem. Rzecz to o tyle niezwykła, że w czasach akcji powieści rower najczęściej nazywano "maszyną" a do samego jednośladu jako stosunkowo nowego wynalazku, podchodzono raczej z rezerwą. Tymczasem młody sprzedawca, choć nie do końca radzi sobie jeszcze z samym wsiadaniem na maszynę, rusza na podbój Wysp...
Wrócę jednak do pór roku, ponieważ o ile w chłodniejszym klimacie rzeczywiście nie zdzierżyłbym "Kół szsnsy", o tyle czytane obecnie - w trakcie słonecznego przełomu lipca i sierpnia - wydają się być lekturą IDEALNĄ! Mówię poważnie 😊 Jest lekko, przyjemnie, a momentami nawet zabawnie. Autentycznie cieszyłem się na każdy powrót do przerwanych przygód Pana Hoopdrivera. Jeśli więc szukacie niezobowiązującego tytułu na lato, to dzieło Wellsa będzie jak znalazł! Kto wie, może i ja sam za rok wrócę na szlak...🚲
Gdybym sięgnął po tę książkę we wrześniu, to prawdopodobnie rzuciłbym nią w kąt gdzieś w okolicach 50. strony. To powieść infantylna, naiwna i po prostu słabo napisana, czyli jak to mówią: angielska klasyka w pełnej krasie. Ktoś mógłby powiedzieć: No ok, ale czego się spodziewałeś po prekursorze literatury sci-fi (Wells to twórca m.in. "Wojny światów" czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
To nie jest zła książka, choć i nie wydaje mi się, by zasługiwała na aż tak wielkie uznanie i całą tę otoczkę w jaką przez lata obrosła. Inna sprawa, że na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy przez moje ręce przewinęło się kilka amerykańskich klasyków jak choćby „Zabić drozda”, „Buszujący w zbożu” czy „Lot nad kukułczym gniazdem” i fakt faktem, że spośród wymienionych najlepsze wrażenie zrobił właśnie Gatsby.
Powieść o (utraconych) marzeniach za którymi gonimy, o nieuniknionym upływie czasu, o szczerości i prawdzie w starciu z kłamstwem i pozerstwem. Moim zdaniem momentami ciut za bardzo przerysowana, ale trzeba Fitzgeraldowi przyznać, że zarówno klimat lat 20. ubiegłego wieku oddany został znakomicie, a i same postaci wykreowane na kartach tej skromnej objętościowo książeczki zdają się być autentycznie ludzkie, czy jak kto woli – pełnokrwiste.
We mnie osobiście lektura „Wielkiego Gatsby'ego” nie wzbudziła przesadnie wielkich emocji, choć jestem w stanie zrozumieć, że w kimś innym owszem. Trochę za dużo tu oczywistości, a akcja sama w sobie idzie jak po sznureczku do punktu, który można było założyć na samym początku. Wszystko to sprawia, że jak na mój gust dzieło Fitzgeralda zasługuje na co najwyżej siedem gwiazdek, aczkolwiek – jak już wspomniałem – z pewnością tytuł ten znajdzie rzeszę fanów zachwyconych m.in. blaskiem minionych czasów.
To nie jest zła książka, choć i nie wydaje mi się, by zasługiwała na aż tak wielkie uznanie i całą tę otoczkę w jaką przez lata obrosła. Inna sprawa, że na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy przez moje ręce przewinęło się kilka amerykańskich klasyków jak choćby „Zabić drozda”, „Buszujący w zbożu” czy „Lot nad kukułczym gniazdem” i fakt faktem, że spośród wymienionych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zachęcam do wysłuchania pełnej recenzji, dostępnej tutaj :) :
https://open.spotify.com/episode/6xntXuVMrRBYG5eMnXXYDZ
Zachęcam do wysłuchania pełnej recenzji, dostępnej tutaj :) :
https://open.spotify.com/episode/6xntXuVMrRBYG5eMnXXYDZ
Czy osławiony "Dom z liści" rzeczywiście wart jest wszystkich zachwytów jakimi przez lata został obdarowany?
Zapraszam do najnowszego odcinka podcastu:
https://open.spotify.com/episode/2hUmjNVMkieGBxEcwmDaoq
Czy osławiony "Dom z liści" rzeczywiście wart jest wszystkich zachwytów jakimi przez lata został obdarowany?
Zapraszam do najnowszego odcinka podcastu:
https://open.spotify.com/episode/2hUmjNVMkieGBxEcwmDaoq
"Czarodziejska góra" Tomasza Manna, to na chwilę obecną powieść, którą uznaję za najwybitniejszą jaką kiedykolwiek czytałem. Jak więc na jej tle wypada dzieło, za które pisarz uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla?
Czy Buddenbrookowie to poziom jeszcze wyższy, czy może wiele hałasu o nic?
Po odpowiedzi zapraszam do najnowszego odcinka podcastu, którego chyba naprawdę warto wysłuchać ;)
https://open.spotify.com/episode/4ygOaPs7Hp7O4SRRqtuJJI
"Czarodziejska góra" Tomasza Manna, to na chwilę obecną powieść, którą uznaję za najwybitniejszą jaką kiedykolwiek czytałem. Jak więc na jej tle wypada dzieło, za które pisarz uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla?
Czy Buddenbrookowie to poziom jeszcze wyższy, czy może wiele hałasu o nic?
Po odpowiedzi zapraszam do najnowszego odcinka podcastu, którego chyba naprawdę...
Posiadająca dziś status klasyka, jedyna opublikowana powieść autorstwa Oscara Wilde'a została za życia pisarza zmiażdżona zarówno przez krytykę, jak i 'zwykłych' czytelników. Te przeszło 130 lat temu nie do pomyślenia były bowiem tak jawne przyznawanie się do homoseksualizmu, czy też skandalizujące wówczas opisy wynaturzeń głównego bohatera.
W wieku numer XXI książce daleko już do szokującej, można więc skupić się na samym koncepcie, a ten okazuje się być ponadczasowy i - co by nie mówić - genialny w swej prostocie.
Tytułowy portret jako zwierciadło duszy próżnego Graya, w przeciwieństwie do postaci na nim nakreślonej, nie zestarzał się ani o jotę, co sprawia z kolei, że nawet wspolczesny odbiorca, może wyciągnąć z lektury ciekawe i wciąż aktualne wnioski.
Mnie osobiście męczyła nieco cala ta 'brytyjskość' jednak fakt faktem, że czyta się nieźle.
Mocne 7/10.
Posiadająca dziś status klasyka, jedyna opublikowana powieść autorstwa Oscara Wilde'a została za życia pisarza zmiażdżona zarówno przez krytykę, jak i 'zwykłych' czytelników. Te przeszło 130 lat temu nie do pomyślenia były bowiem tak jawne przyznawanie się do homoseksualizmu, czy też skandalizujące wówczas opisy wynaturzeń głównego bohatera.
W wieku numer XXI książce...
Tytuł recenzji brzmi "Zapomniane arcydzieło, czyli 'Obłomow'...". Do jej wysłuchania serdecznie zapraszam, a dostępna jest pod tym adresem:
https://open.spotify.com/episode/1hsmCs9NTC0MP56LfiDyUq
Tytuł recenzji brzmi "Zapomniane arcydzieło, czyli 'Obłomow'...". Do jej wysłuchania serdecznie zapraszam, a dostępna jest pod tym adresem:
Pokaż mimo tohttps://open.spotify.com/episode/1hsmCs9NTC0MP56LfiDyUq