Jasmine

Profil użytkownika: Jasmine

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 23 tygodnie temu
240
Przeczytanych
książek
960
Książek
w biblioteczce
8
Opinii
81
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Lubię odrywać się od ziemi. Moją tajemnicą są marzenia, a ochroną wyobraźnia.

Opinie


Na półkach: , ,

Czasem los stawia nas w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Czasem sami stawiamy się w takiej sytuacji. Zdarza się też tak, że jesteśmy zmuszeni, by poświęcić siebie samych dla wyższego dobra. Oszukać jednego człowieka nie jest trudno, ale jak oszukać całe królestwo?

Carthyia to kraj obezwładniony przez lata fałszywego pokoju i obietnic dobrobytu. Król rządził nim z zamkniętymi oczami. Udawał, że nie widzi wrogów innych państw, którzy tylko czekali na chwilę słabości Carthyi, by siłą wziąć ją w posiadanie. Względny spokój burzy pojawienie się niepokojących plotek dotyczących śmierci panującej rodziny królewskiej. Spiskowcy zacierają ręce, nieprzyjaciele dzierżą już w rękach miecze, a arystokraci zajęci są snuciem planów przejęcia tronu.

W środku wydarzeń pojawia się niepozorny czternastoletni chłopiec. Sage i pozostała trójka sierot muszą ze sobą konkurować o rolę… księcia. Czy można dokonać niemożliwego? W powieści Jennifer Nielsen – jak najbardziej. Autorka znana z serii fantasy The Underworld Chronicles tym razem przenosi nas do świata intryg, oszustw, tajemnic i zdrad.

Świat skonstruowany przez autorkę znajduje się w niebezpieczeństwie. Zbudowane pomiędzy krajami sojusze sypią się, wróg puka do drzwi i zagląda do nieszczelnych okien, a w środku już nie jest bezpiecznie. Nie ma nikogo, kto nie marzyłby o koronie, ale sięgnięcie po nią oznacza też dotknięcie zębów hien, które już wyciągają pazury, by rozszarpać łupy i podzielić je pomiędzy siebie. Nowy władca będzie musiał zmierzyć się z wrogami we własnym zamku i tymi poza graniami jego kraju.

Sage pozostaje sierotą ze skłonnością do przestępczości tylko do czasu. Ponieważ został siłą wciągnięty na scenę, w której liczy się tylko jedna rola – główna. Staje się więc aktorem, na którego będzie patrzeć całe królestwo i który musi odegrać swoją rolę na tyle przekonująco, by otrzymać od widowni nie oklaski, ale jej wiarę, nie uśmiech, lecz zaufanie. Musi odegrać spektakl, który gdy tylko dobiegnie końca, zadecyduje o jego życiu lub śmierci, o pokoju w kraju lub… wojnie.

Siłą powieści jest nie tylko oryginalny pomysł, ale także wspaniale wykreowani bohaterowie, którzy są charyzmatyczni i nieprzewidywalni. Bohaterowie są różni, nie można ich z góry zaklasyfikować, ponieważ zmieniają się w trakcie powieści w zależności od biegu wydarzeń. Niektórzy odkrywają w sobie okrucieństwo, chciwość, inni próbują je ukryć, przekonując samych siebie, że tak właśnie należy zrobić. Nikt nie uważa się za złego człowieka… dopóki nie zobaczy krzywd, jakich dokonał. Czy każdy zasługuje na wybaczenie, jeśli jedynym, czego chce, to przeżyć…?

Sage, który prowadzi nas przez pełną niespodzianek, wartką akcję powieści, okrywa twarz wieloma maskami. Roboczo można by nadać Sage’owi tytuł „narzędzia chaosu i zagłady”. Ma do tego zadziwiająco duże predyspozycje. Wydaje się, że działa pod wpływem impulsu, a jego niepoprawne zachowanie to wynik lekkomyślności i dziecięcej naiwności. Jest pyskaty i arogancki, ale w tym tkwi jego urok. Jest uparty, gra niedostępnego i chłodnego, ale my wiemy, że jest inaczej. Jest też lekkomyślny, zamiast przyjaciół w pierwszej kolejności szuka wrogów, jest świetnym kieszonkowcem i mógłby rywalizować z samym diabłem pod względem sprytu, ale… my to w nim najbardziej lubimy.

Sympatia czytelnika rośnie…

Sage ma jednak silnego przeciwnika – w odróżnieniu od niego, Conner, jest bezwzględny, cierpi na poważny niedobór skrupułów, jest wyraźnie nastawiony na cel – koronę. Ale w końcu i on, reżyser i scenarzysta tego spektaklu, nie wie, kim jest jego aktor.

„Fałszywy Książę” to powieść – jajko niespodzianka oblane wieloma warstwami czekolady, pod którymi czeka zaskakujące rozwiązanie zagadki. Nawet jeśli się jej domyślamy, to prawda wydaje się na tyle doniosła, że i tak pozostawia czytelnika w przytulnym osłupieniu…

I wciąż rośnie…

A więc mamy: błyskotliwe dialogi, przyjemny, przystępny język, celne uwagi (niedalekie od uroczych złośliwości) komentującego rzeczywistość narratora, barwne, wyróżniające się postaci, z których prawie każda ma dość charakteru, by nie wtapiać się w tło, lecz je zdobić. Ale uważajcie: ta czekolada topnieje w szybkim tempie, które nie zwalnia, prowadząc nas poprzez wir wydarzeń ku słodkiej niespodziance.

Autorka wodzi za nos, a nasz ulubieniec, Sage, jej w tym pomaga. Skrywa on po kieszeniach nie tylko skradzione rzeczy, ale też tajemnice. Gdyby za każde kłamstwo lub niedopowiedzenie zasłyszane z ust Sage’a mu płacono, to byłby bogaczem…

W końcu staje się jasne, że sympatia czytelnika rośnie wprost proporcjonalnie do poziomu bezczelności Sage’a i ilości odkrywanych przez niego tajemnic i oszustw.

To, co zwraca również uwagę, to okładka powieści doskonale oddająca jej treść. Jej krawędzie przechodzą powoli od szarości po głęboką czerń. Dobrze wiemy, że cienie potrafią skrywać rzeczywistość, osnuwać ją i tłamsić, zaganiając w kąt… a to właśnie dzieje się w opowiadanej historii. Metalowa korona – nie złota ani nie zdobiona klejnotami, niegodna prawdziwego księcia – najbardziej przypomina kajdany wykute w żelazie, jest wygięta, przechylona – ponieważ tylko udaje, że jest koroną na głowie udającego księcia sieroty. Podobno z oczu można wyczytać prawdę… dobrze, że Sage na okładce własnej zwodniczej opowieści ma je zamknięte… :D

„Fałszywy Książę” to powieść, która zachwyca pod wszystkimi względami: od wspaniałego pomysłu, poprzez intrygujących bohaterów i wciągający styl, po świeżą, spójną i przemyślaną fabułę. Największą zaletą jednak jest główny bohater, który wykazuje się niebywałym sprytem i odwagą, urozmaica wydarzenia swoją beztroską, a przy tym pozostaje tajemniczy i przebiegły do samego końca. By przetrwać, potrzeba nie lada sprytu, siły i determinacji, ale czy złodziejowi z ulicy, wychowanku sierocińca, można tego odmówić? Uważaj, bo gdy otworzysz „Fałszywego Księcia” może się okazać, że złodziej imieniem Sage ukradnie Ci serce i uśmiech… może nawet więcej niż jeden.

Czasem los stawia nas w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Czasem sami stawiamy się w takiej sytuacji. Zdarza się też tak, że jesteśmy zmuszeni, by poświęcić siebie samych dla wyższego dobra. Oszukać jednego człowieka nie jest trudno, ale jak oszukać całe królestwo?

Carthyia to kraj obezwładniony przez lata fałszywego pokoju i obietnic dobrobytu. Król rządził nim z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka to historia wędrówki. To droga, którą przemierza czytelnik, aby dotrzeć do majaczącego gdzieś w oddali horyzontu. Na końcu tej przygody powinniśmy czuć satysfakcję, może rozrzewnienie z powodu pożegnania z postaciami, które napotkaliśmy w międzyczasie, może radość i przyjemność. Ale żeby czuć w sobie coś, co kazało wspiąć się na szafę po ulubionego miśka – worek treningowy i go znokautować?

No, cóż droga, którą była debiutancka książka Aleksandry Kromp „Na skrzydłach czasu” okazała się być wyboista i męcząca. O ile obiecujący wiele opis zapowiadający treść i całkiem ładna okładka kusiły mile spędzonym czasem, o tyle zostały one jedynymi jasnymi punktami pośród wędrówki w ciemnościach, jakimi była książka.

Pomysł opierał się na przeniesieniu w czasie przez anioła stróża głównej bohaterki. Powieść rozpoczyna się od sceny w domu Maidy i jej męża. Aleks zostaje śmiertelnie postrzelony przez swojego przyjaciela, a Maida cudem uchodzi z życiem, chowając się z dzieckiem w pokoju. Gdy zjawia się jej anioł, zostaje ona przeniesiona w przeszłość, czasy szkoły średniej, gdzie dopiero ma poznać swojego przyszłego męża, a podejmowane przez nią decyzje mają zapobiec jego śmierci 4 lata później. Choć pomysł jest prosty, mógłby przerodzić się w naprawdę trzymającą w napięciu powieść. Ale nie dzieje się tak w tym przypadku.

Maida powraca w przeszłość jako 17-latka, by naprawić swoje błędy. Jednak nie dość, że prawie natychmiast przechodzi do porządku dziennego, nie martwi się o nic i nikogo, ani nawet nie przeżywa właściwie żadnych emocji z powodu zobaczenia tak niedawno ciała własnego męża w kałuży krwi, to w dodatku zupełnie nie zastanawia się nad tym, co powinna zrobić, by nie dopuścić do tego wszystkiego w przyszłości. Tymczasem jest ona tak zaabsorbowana przeżywaniem swego życia jeszcze raz, że nie dostrzega niczego i nie próbuje zapobiec znajomości Aleksa z jego własnym mordercą. Jest ślepa na wszystko, głucha na szepty i kłamstwa i do tego jeszcze egoistyczna w swym postępowaniu. Chyba najlepszym określeniem zachowania głównej bohaterki jest stwierdzenie, że miota się ona pomiędzy dwoma chłopakami, których oczywiście kocha ponad wszystko. Dlatego robi sobie taki kwiecień-plecień ze spotkań z nimi w różnych pozycjach. Coś w stylu „Och, dziś stęskniłam się za tobą, a jutro o 19.00 będę potrzebowała tego drugiego klejnotu.” Momentami naprawdę głęboko zastanawiałam się nad tym, czy anioł Mandir miał w ogóle pojęcie, o czym mówi, gdy wnioskował, że każdy powinien decydować i mieć wolną wolę. Bo w przypadku bohaterów, a zwłaszcza Maidy, sprawdzało się to jak wróżby zamieszczone w gazecie na temat liczb, które mają być wylosowane jutro w totolotku. Jeśli ktoś się zastanawia, czy może więc ten trójkąt jest romantyczny… powiem tak: romantyczności w tym tyle, ile w mojej skromnej kanapce na drugie śniadanie. A muszę zaznaczyć, że jest wyposażona w seksownego pomidora…

Co do pozostałych bohaterów, są oni tak słabo zarysowani, że prócz głównych kilku, nie pamiętam nawet ich imion. Zresztą najczęściej funkcjonują oni w książce pod pseudonimami składającymi się z jednej litery alfabetu. Autorka nie poświęciła uwagi żadnemu z bohaterów. Nie istnieje żadna więź emocjonalna pomiędzy czytelnikiem a postaciami. Nie można o nich powiedzieć prawie nic. Czytelnik po prostu ich nie zna.

„Na skrzydłach czasu” składa się prawie z samych dialogów dotyczących niczego, opisy są taką rzadkością jak mięso w zupie podanej na stołówce, a prosty, infantylny język pozostawia wiele do życzenia. Autorka nie stara się zbudować żadnej atmosfery, klimatu odpowiedniego do nadanej książce kategorii thillera. Nie pozostawia śladów i wskazówek, które czekałyby tylko na czytelnika, by mógł nimi pożonglować i samemu rozwiązać końcową zagadkę. Wszystko praktycznie jest podane na srebrnej tacy i jeszcze podpisane, aby przypadkiem nie pomyśleć, że chodzi o coś innego. Fabuła nie dość że naiwna, to jeszcze całkowicie przewidywalna. Od samego początku do udręczonego końca.

Jednego tej książce nie można odmówić – jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką pomysłowością w próbach wywołania u czytelnika stanu wzburzenia. To doprawdy wspaniałe, ileż silnych emocji jest w stanie wzbudzić niecałe 300 stron słów: od niepojętej irytacji, niedowierzania, zrezygnowania, poprzez zniechęcenie, chęć rozbicia książką jakiejś przeszkody na drodze, aż po ból brzucha wywołany litościwym śmiechem.

Brnąc przez treść książki, czułam się jak w dziczy – osamotniona, zdana na siebie, brudna i zła na wszystkie zarośla i krzaki zastępujące mi drogę nader często. Cóż, nie była to miła podróż, ani nawet znośna. Jej treść bowiem tworzyła nijaką, nużącą i męczącą masę. Jakby jakiś niezrównoważony klaun wyciągnął ją z rękawa zamiast pięknych kwiatów. I nawet nie przeprosił za bałagan!

Jeśli zastanawiasz się, jakie pytania i wątpliwości zrodziły się w mojej głowie po lekturze tej książki, czy były to pytania o egzystencję, wiarę w to, że czuwa nad nami jakaś dobra siła w postaci aniołów opiekuńczych, która nie pozwoli nam zbłądzić, czy też pytania o tajemnicę naszych wyborów, decyzji, przeoczeń i konsekwencji, jakie ze sobą niosą… to chyba Cię rozczaruję stwierdzając, że jedyne, jakie się pojawiły, brzmiały: „Co to było?!” i „Czy ja śnię? Może to koszmar?”. Niestety koszmar okazał się jawą, a moje krwawiące serce musiało się ratować szalupą znaną też pod nazwą uspokajającej nazwy ilości wchłoniętej czekolady.

Książkę polecam, bo jakżeby inaczej. Co jak co, ale świetnie nada się w roli wyzwalacza skrajnych emocji. Jeśli chcesz się na czymś wyżyć – będzie idealna. Jeśli jeszcze nie widziałeś swojego kota w gorączce furii – daj mu przeczytać chociaż fragment. Tylko w tym przypadku bądź ostrożny – z kocią złością nie należy przesadzać.

Być może moja opinia wyrażona o książce jest trochę obcesowa, ale niestety napisana w takim odczuciu, jakie dała po sobie owa lektura. Przeczytałam kiedyś słowa pewnego poczytnego polskiego pisarza, który stwierdził, że jeśli ktoś nie ma talentu do pisania, to po prostu nie powinien na siłę tego robić. Niestety ta książka jest na to przykładem. Ledwo zrozumiałe urywki jakiejś paplaniny, która w ogóle nie ma sensu, postaci, które oprócz imion nie miały nic do zaoferowania, a także fabuła, która ledwo zasługuje na to miano – to wyznaczniki „Na skrzydłach czasu”. Niestety, po raz pierwszy żałuję, że wzięłam książkę do ręki. Moja ocena 1/10 odzwierciedla poziom powieści, jak i ilość negatywnych uczuć kłębiących się w moim ciele po przeczytaniu tej pozycji.

Książka to historia wędrówki. To droga, którą przemierza czytelnik, aby dotrzeć do majaczącego gdzieś w oddali horyzontu. Na końcu tej przygody powinniśmy czuć satysfakcję, może rozrzewnienie z powodu pożegnania z postaciami, które napotkaliśmy w międzyczasie, może radość i przyjemność. Ale żeby czuć w sobie coś, co kazało wspiąć się na szafę po ulubionego miśka – worek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy w tym chaosie jest metoda? To zależy od chaosu, chciałoby się rzec.

Kelly Keaton, debiutująca pisarka mieszkająca w Karolinie Północnej, miała zadziwiający pomysł polegający na wymieszaniu znanych stworzeń magicznych przeróżnego kalibru i formatu, zrobieniu z nich krzyżówek i przytłaczającej ilości skomplikowanych łamigłówek, których celem okaże się zdetronizowanie (raczej nie) miłościwie panującej bogini. Powstały z tej kulturowej mieszanki magicznych istot panteon postaci idealnie nadawałby się do cyrku. Ale nie takiego zwyczajnego. O, nie. Do cyrku noszącego dumną nazwę „Królestwo rozhasanej wyobraźni”.

Nasza podróż wśród wampirów, wiedźm, kapłanów voodoo, mitologicznych potworów i półbogów rozpoczyna się nie gdzie indziej jak w szpitalu psychiatrycznym. Cóż za pyszny zbieg mściwych okoliczności, które najpierw sprowadzają nas do miejsca najdziwniejszego w świecie „zwykłych” ludzi, by potem zaprowadzić do najprawdziwszego miasta dziwactw i potworności. Razem z nastoletnią bohaterką podążamy więc tropem znikomych wskazówek, by dotrzeć do Nowego 2, miejsca, które przed kilkunastoma laty pochłonął ocean. Miasto rozwija się prężnie, zniszczenia spowodowane falą tsunami nadal są wyraźnie dostrzegalne, lecz powoli miejsce to staje się domem i schronieniem dla istot nie z tej ziemi, istot stworzonych z klątw i niebezpiecznej, okrutnej magii.

Lecz gdzieś po drodze, i to niezbyt jeszcze daleko, kołata się w głowie jedno pytanie: ile magii może pomieścić trochę ponad 250 stron? Odpowiedź niestety to: za dużo. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się, że poczułam ulgę, odkładając przeczytaną książkę i wydostając się ze świata Arii. To nie tak, że nie jest on barwy. I nie tak, że nie bogaty, zaskakujący, a momentami przerażający. Nie brak mu piękna ani tajemniczości. To, czym jednak wyróżnia się, a w zasadzie razi po oczach, to zbytnia ozdobnikowość. Z każdą kolejną stroną słów można się poczuć jeszcze dziwniej niż Alicja w Krainie Czarów. Na tak niewielkiej ilości stron autorce udało się pomieścić nie tylko stworzenia, które zwyczajowo nie występują razem w naturze, ale też potrafiła stworzyć świat udziwniony i dezorientujący, w którym nie obowiązują prawie żadne zasady, prawa czy porządek. Wszyscy biegają dokoła, dzieci pałętają się po opuszczonych ulicach, walczą, ewentualnie gryzą (patrz: Violet), większość istot potrafi wzbudzić strach samym swym wyglądem, nastolatkowie wdychają sproszkowane kości zmarłych, a większość musi martwić się o schronienie i jedzenie. Mimo to prawie co noc spacerują w maskowej paradzie albo pozwalają napalonym wampirom upić się własną krwią. Ale chyba już szczyt tego alternatywnego świata (albo raczej depresję) stanowią zamknięte drzwi do jedynej biblioteki w mieście…

Do natłoku postaci dołącza natłok wydarzeń. Nie można odmówić „Z ciemnością jej do twarzy” mknącej akcji, dynamizmu i zmieniających się jak w kalejdoskopie scen. To, czego nie potrafią dokonać bohaterowie autorki, robią za nich zaskakujące zwroty akcji i ciągły ruch, szybka akcja.

A czego to nie potrafią bohaterowie? Otóż, wywoływać emocji. W Arii może się podobać wiele cech: zdecydowanie, wojowniczość, umiejętność skopania tyłka umięśnionym dryblasom z aroganckim półuśmiechem, którzy lubią się zwać łowcami… Jednak Ari częściej irytuje swoim dziecinnym zachowaniem niż wzbudza sympatię czy współczucie. Tak, jak z resztą bohaterów, nie udało jej się nawiązać emocjonalnej więzi z czytelnikiem. Postaci stworzone przez autorkę mają ogromny potencjał, są wielorakie, wszystkie różnią się od siebie jak to tylko możliwe. Jednak nadal brakuje im jakby rozwinięcia. Są jednowymiarowymi duchami – pojawiającymi się i znikającymi zupełnie nie poruszając serca czytelnika. Myślę, że problem tkwi w dużej ilości pobocznych bohaterów, którzy „zabierali czas” ważnym postaciom. Efektem tego okazało się wrażenie nieukończenia, nakreślenia bohaterów powieści ołówkiem, a nie piórem.

W książce pojawił się oczywiście wątek miłosny. Jednak, jak się można domyślić, zginął w tłumie przeróżnych wydarzeń, bohaterów i pędzącej akcji. Autorka stworzyła niestety słaby, mdły romans, który nie wniósł do powieści absolutnie nic.

To, czego się nauczyłam już dawno temu, to fakt, że nigdy nie należy skreślać książki zbyt wcześnie. Mimo ogromu niedociągnięć i potknięć ujawniających się przede wszystkim w bardzo niedopracowanej konstrukcji bohaterów, akcji prowadzonej zupełnie bez jakichkolwiek przystanków i wywołującej dezorientację budowie świata powieści, książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Prosty, niewymagający język sprawia przyjemność, a atmosferę, którą wywołują pałętające się w powieści stwory, zapamiętuje się na długo. Jak się okazuje, w chaosie można dostrzec piękno i poczuć satysfakcjonujące zadowolenie z lektury.

Jeśli nie straszne Ci zawiłe ścieżki wyobraźni autorki, wstąp do Nowego 2, a ugości Cię przepych dziwolągów. Uważaj jednak, bo dla turystów Nowy 2 przygotowało specjalne pamiątki złupione z grobowców bagnistego cmentarza. Nie zdziw się, jeśli idąc kolorową ulicą, zaczepi Cię wiedźma, by powróżyć Ci z krwi, albo gdy odkryjesz, że dziewczynka obok, nosząca czarną maskę, szczerzy zęby, z których wyraźnie wysuwają się dwa błyszczące kły. Jeśli tylko uwielbiasz, gdy cały świat przewraca się do góry nogami (bo wtedy tak fajnie szumi w głowie), to wskakuj czym prędzej w ten autobus wycieczkowy, którego przeznaczeniem jest podróż do świata czarów niestosowanych. Jeśli przeprowadziłeś już dogłębną analizę zysków i strat, i ostatecznie zdecydowałeś się poświęcić stan swojej psychiki na rzecz zrozumienia tej fali potworów, to cóż, chyba jedynie utwierdzę Cię w tym przekonaniu, stawiając książce ocenę 6/10 i życząc zapierającej dech przygody, która z całą pewnością jest Ci pisana.

Czy w tym chaosie jest metoda? To zależy od chaosu, chciałoby się rzec.

Kelly Keaton, debiutująca pisarka mieszkająca w Karolinie Północnej, miała zadziwiający pomysł polegający na wymieszaniu znanych stworzeń magicznych przeróżnego kalibru i formatu, zrobieniu z nich krzyżówek i przytłaczającej ilości skomplikowanych łamigłówek, których celem okaże się zdetronizowanie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Jasmine

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [14]

Kelly Creagh
Ocena książek:
7,3 / 10
6 książek
1 cykl
162 fanów
John Green
Ocena książek:
7,3 / 10
14 książek
0 cykli
3679 fanów
Julie Kagawa
Ocena książek:
7,5 / 10
23 książki
4 cykle
189 fanów

Ulubione

Andrzej Sapkowski Krew elfów Zobacz więcej
Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Cassandra Clare Miasto Kości Zobacz więcej
Stephen King Serca Atlantydów Zobacz więcej
J.K. Rowling Harry Potter i Insygnia Śmierci Zobacz więcej
Cassandra Clare Mechaniczny anioł Zobacz więcej
Mark Twain - Zobacz więcej
Cassandra Clare Miasto szkła Zobacz więcej
Gabriel García Márquez - Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Simone Elkeles Idealna chemia Zobacz więcej
Emily Jane Brontë Wichrowe wzgórza Zobacz więcej
Pierdomenico Baccalario Historia prawdziwa kapitana Haka Zobacz więcej
Tricia Rayburn Syrena Zobacz więcej
Maria Rodziewiczówna Między ustami a brzegiem pucharu Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
240
książek
Średnio w roku
przeczytane
18
książek
Opinie były
pomocne
81
razy
W sumie
wystawione
223
oceny ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
1 525
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
5
cytatów
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]