rozwiń zwiń
Blanca

Profil użytkownika: Blanca

Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 5 lata temu
370
Przeczytanych
książek
425
Książek
w biblioteczce
10
Opinii
42
Polubień
opinii
Poznań Kobieta
Dodane| Nie dodano
Wannabe writer and translator. Tak trochę za bardzo lubię języki i książki. Follow me on instagram!

Opinie


Na półkach: ,

Nigdy nie zastanawiało mnie, jak to jest funkcjonować bez rodzeństwa. Mam młodszą siostrę i po prostu rzeczą niewyobrażalną byłoby życie bez jej obecności, w większym czy mniejszym stopniu. A co dopiero powiedzieć o bliźniętach? Mówi się, że mają oni zupełnie inny rodzaj więzi, taki który skłania ku sobie mocniej i trwalej. Nie wydaje mi się, bym mogła to kiedyś zrozumieć.
Książka Jandy Nelson wpadła na polski rynek z niemałym rozmachem – mocno reklamowana, wychwalana przez wszystkich. Dopiero po większym rozeznaniu się pojawiły się też negatywne oceny. Pamiętam, że z powodu amerykańskiego booktube'a bardzo chciałam sięgnąć po tę pozycję – jej wydanie w Ameryce jest niesamowite. Cieszę się, że dotarła do nas, bo mogłam zaspokoić swoją ciekawość. A jak wyszło? Zapraszam dalej.

Co tutaj znajdę?

Bliźniacze rodzeństwo – Jude i Noah. Z jednej strony ciężko znaleźć między nimi jakąś różnicę, z drugiej ciężko o bardziej przeciwstawne charaktery. Ich historię poznajemy z dwóch aspektów czasowych; przed i po wypadku rodzinnym, który okazuje się ostatnim czynnikiem, niszczącym niesamowitą więź łączącą tych dwoje. Razem z bohaterami poznajemy ich rozterki, nie tylko te miłosne, ale również problem z akceptacją samego siebie, próby zwrócenia na siebie uwagi czy dopasowanie się do społeczeństwa. A wbrew pozorom, w tak młodym wieku, te problemy znaczą bardzo dużo dla dorastającej osoby.

Dlaczego mówię książce tak?

Po pierwsze: Trzynastoletni Noah. Jeśli miałabym wybierać moją ulubioną postać na przestrzeni całej powieści, to jest to zdecydowanie młodsza wersja głównego bohatera. Sposób w jaki Noah reaguje na świat i go opisuje, jak znajduje porównania do sztuki w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób chwytają mnie za serce. Bardzo ciężko go znielubić. Moim ulubionym elementem z jego narracji są wstawki, w których tytułuje rozgrywającą się sytuację jak malowany przez siebie obraz. Czytelnikowi odruchowo pojawia się wizja tego obrazu przed oczami, co jeszcze bardziej ubarwia świat przedstawiony w książce. Nie potrafię też zapomnieć o jego próbach dopasowania się do środowiska młodzieży; ciężko być akceptowanym, kiedy myśli i widzi się inaczej niż wszyscy. A gdy w grę wchodzą uczucia, to już naprawdę blisko katastrofy. Noah jest typem młodszego brata, którego chciałabym przytulić, pogłaskać po głowie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Po drugie: Szesnastoletnia Jude. Kiedy skaczemy w czasie, poznajemy też bliźniaczkę Noaha, która, krótko mówiąc, na początku mocno działała mi na nerwy. Nie przekonywała mnie w żaden sposób, więc naturalną koleją rzeczy nie zapałałam do niej sympatią. Dopiero kiedy to jej rozdziały są przedstawione z jej punktu widzenia, zaczynam stopniowo ją rozumieć. Do sztuki podchodzi zupełnie inaczej niż Noah. Ponadto wierzy w przesądy i rozmawia ze swoją 'wyimaginowaną' babcią – bo kto normalny rozmawiałby z duchami? Kiedy okazuje się, że musi stworzyć rzeźbę idealną, zaczyna się u niej również bardzo szybki i intensywny okres dojrzewania emocjonalnego; to jak dorasta napawa mnie w jakiś dziwny sposób dumą ale też zaskakuje, bo spodziewałam się, że to Noah pozostanie tym bardziej odpowiedzialnym z dwójki rodzeństwa.
Po trzecie: Relacja Jude i Guillermo oraz Noah i Brian. W przypadkach obu par tym, co najprędzej rzuca się w oczy, kiedy chce się je podsumować to nić porozumienia, jaka nawiązuje się między postaciami. Zarówno Jude jak i Noah poszukują kogoś, kto zrozumie i zaakceptuje ich bez zbędnego zadawania pytań. Kogoś, komu nie będzie przeszkadzało trzymanie cebuli w kieszeni, bo to odstrasza złe moce, czy opisywanie świata za pomocą barw i obrazów. Oboje dostają szansę, by nawiązać ciepłą relację z kimś kto ich rozumie. Jude trafia pod opiekę wybitnego rzeźbiarza, który od pewnego czasu nie potrafi pokonać swoich słabości. Noah poznaje chłopaka, na którego określenie 'świr' najprawdopodobniej byłoby za mało. Jest coś pięknego w tych zalążkach przyjaźni, która stopniowo rozkwita w coś pięknego, bo jest pielęgnowana, choć nie rzadko metodą prób i błędów.
Po czwarte: Język książki. Nie tylko w rozdziałach poświęconych Noahowi, również Jude przywiązuje dużą wagę do tego, jak wygląda świat. Autorka w bardzo subtelny, ale równocześnie widoczny sposób próbuje pokazać, że oglądać można też duszą, że kolory i kształty noszą w sobie coś więcej. A ja lubię sztukę. I lubię poznawać ją z każdej możliwej strony.

Dlaczego mówię książce nie?

Po pierwsze: Osoba Oscara i jego relacja z Jude. Nie, teoretycznie nie mam nic do Oscara – wprowadził trochę zamieszania i humoru do książki, która momentami była tak smutna, że miałam ochotę rzucić ją w kąt. Jak promyczek słońca, ten brytyjski chłopaczek wpadł między kartki książki i ożywił nieco szarą, burą rzeczywistość Jude i Noaha. Ale nie do końca byłam zadowolona z tego, jak pod koniec on i Jude funkcjonują. Trochę za szybko? Trochę zbyt... idealnie? Nie ukrywajmy, oboje nie są święci, a patrząc na zakończenie, można odnieść wrażenie, że mocno ich wyczyszczono.
Po drugie: Dianna Sweetwine, czyli matka Noah i Jude. Nie do końca popieram takie gloryfikowanie postaci, która zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Bez rzucania spoilerami, chcę tylko powiedzieć, że generalnie końcówka lekko mnie zawiodła – bo okazuje się, że utrzymywanie sekretów i niszczenie podwalin rodziny nie jest niczym złym, że można to akceptować, a nawet lubić.

Ostateczny wyrok?

Ode mnie, 'Oddam ci słońce' dostałoby siedem i pół, może osiem. To naprawdę dużo, zwłaszcza na młodzieżówkę. Ale książka niesie wiele ładnych przesłań, to mądry przekaz, chociaż jak już wspominałam, w niektórych momentach wyszło zbyt cukierkowo. Książkę na tle innych powieści młodzieżowych wyróżnia właśnie chyba ta obecność sztuki w życiu codziennym. Bo tak poza tym, to reszta jest dość typowa i charakterystyczna. Wielkich odkryć przy niej nie znajdziemy, ale jest tak przyjemna i pełna ciepła rodzinnego, że warto dla niej zawinąć się w koc i popijając herbatę przeczytać. Bo długo to nie zajmie, a zostanie miłe wspomnienie.

Nigdy nie zastanawiało mnie, jak to jest funkcjonować bez rodzeństwa. Mam młodszą siostrę i po prostu rzeczą niewyobrażalną byłoby życie bez jej obecności, w większym czy mniejszym stopniu. A co dopiero powiedzieć o bliźniętach? Mówi się, że mają oni zupełnie inny rodzaj więzi, taki który skłania ku sobie mocniej i trwalej. Nie wydaje mi się, bym mogła to kiedyś zrozumieć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym kiedykolwiek miała okazję wybrać się do jakiejś innej epoki w przeszłości, by choć na chwilę zobaczyć jak wyglądało wtedy życie, miałabym ciężki orzech do zgryzienia. Chciałabym poznać świat Imperium Rzymskiego za rządów Oktawiana Augusta, Anglię rewolucji przemysłowej, czy Amerykę lat 50 ubiegłego wieku. Marzy mi się również jednak Rosja czasów carów. Tamten okres rozkwitu kultury rosyjskiej odkrywać zaczęłam w powieściach takich znakomitych pisarzy jak Tołstoj czy Dostojewski. A jednak, niespodziewanie, pewną 'rosyjskość' odnalazłam również w powieści Leigh Bardugo.

O książce słyszałam już od dawna, jej okładka i opis przewijały mi się dość często, gdy oglądałam różne zdobycze książkowe lub zwyczajne propozycje w księgarniach. Nie ukrywam, że już sam opis zaintrygował mnie, by po nią sięgnąć. Zdobywała też zaskakująco dobre recenzje. Ostatnio odłożyłam literaturę młodzieżową i fantastyczną na bok, mając inne ciekawe pozycje, czułam się więc trochę jakbym cofnęła czas.

Co tutaj znajdę?

Alina Starkov to młoda dziewczyna, która wraz ze swoim pułkiem musi przeprawić się przez Fałdę – mroczne zjawisko, które podzieliło niegdyś potężną i wspaniałą Ravkę. Ze swoim przyjacielem, Malem, oboje stają w obliczu niebezpieczeństwa, ponieważ Fałdę przekraczali dotychczas nieliczni. Kiedy podczas akcji Mal zostaje ranny, Alina stawia na szali wszystko, by go ocalić. A to przyniesie niespodziewane konsekwencje. Ale czy będą one dobre? Czy biedna sierota odnajdzie się w nowej sytuacji?

Dlaczego mówię książce tak?

Po pierwsze: Ravka. Jest coś urzekającego w świecie, który stworzyła Leigh Bardugo, nawet jeżeli odniesienia do Rosji brzmią momentami komicznie lub wręcz nachalnie. Próba stworzenia nowych języków, kreacja dworu królewskiego, czy chociażby osoba Apparatusa pojawiająca się w kluczowych momentach... To wszystko sprawiało wrażenie, jakby już czytało się tę historię. Tyle że na kartach podręcznika do historii. Jeśli chodzi o mnie, nie mam problemu z polubieniem Ravki, z jej mieszkańcami i Griszami, którzy również zostali dość ciekawie przedstawieni. Głównie podział na Zakony brzmiał zachęcająco.
Po drugie: Darkling i Baghra. Myślę, że z bohaterów występujących w tej książce, tych dwoje było najbardziej wyrazistych i przykuwających uwagę. Oboje, jako Griszowie, pełnią rolę Wzmacniaczy i pokuszę się o stwierdzenie, że wzmacniają też swoimi charakterami samą książkę. Ciężko nie lubić Darklinga, bo jest wprowadzany jako postać bardzo stopniowo, ale stanowczo. Autorka dobrze wiedziała, jak chce go stworzyć i myślę, że zamiar swój zrealizowała. Baghra zaś zyskuje swoją zgryzotą i sceptycyzmem; nie dziwię jej się po tylu latach udręki z takimi ludźmi.
Po trzecie: Ach, zapomniałam. Punktu trzeciego nie ma. Przejdźmy do minusów.

Dlaczego mówię książce
nie?

Po pierwsze: Syndrom głównej bohaterki powieści młodzieżowej. Tak, chyba zaczyna mnie to po tylu latach irytować. Wszystkie heroiny niemal zawsze mają te same cechy charakterystyczne, po których można je poznać: z pozoru szare myszki, które ktoś musi poprowadzić za rączkę, by odkryły, że mogą spokojnie konkurować o koronę Miss. U ich boku kręcą się przystojni, bogaci mężczyźni, mający w rękach władzę. Nie wspominając o ich licznych talentach. Ale stop, talenty nie mogą być liczniejsze niż te głównej bohaterki, bo przecież zostałaby usunięta z pierwszego planu! Alina to właśnie taki przykład – od zera do bohatera. W bardzo krótkim czasie okazuje się być osobą najbardziej wyczekiwaną przez ludność Ravki. Nawet drobne zabiegi autorki, mające na celu uratowanie wizerunku Aliny niewiele pomogły. Jej poczucie humoru i pyskatość są na miejscu, ale sprawiają wrażenie sztucznych w porównaniu z jej charakterem na początku książki. Słaby progres w nauce sztuk walki? Nieważne, bo Alina i tak rozniesie później wszystkich w proch. Nie, to nie był spoiler, tylko moja drobna wizja przyszłości. Ciężko do Aliny się przywiązać, utożsamić z nią.
Po drugie: Trójkąt miłosny. Trochę podciąga się to pod schematyczność głównych bohaterów, ale zawsze kiedy otwieram młodzieżówkę, po pierwszym rozdziale zadaję sobie pytanie – dobra, to który z tych panów jest pierwszym obiektem westchnień, a który robi za uroczą wstawkę, ewentualnie przeszkodę? Czy kiedykolwiek dostanę książkę bez tego zbędnego plątania postaci w niepotrzebne związki? A jeżeli już tak upieramy się przy trójkątach – czy mogę poprosić o taki, gdzie bazuje on na solidnych podstawach? Dziękuję!
Po trzecie: Brak oryginalności w oryginalności. Leigh Bardugo faktycznie sięgnęła po uniwersum z trochę innej strony, jednak mam wrażenie, że nie do końca rozwinęła je, patrząc na możliwości. Nie wiem jeszcze, czy zostawia sobie otwarte pole do popisu przy następnych dwóch częściach, czy po prostu brak pomysłu na dalszą fabułę. Czuję niedosyt, bo książka miała dotyczyć walki o Ravkę, a samej Ravki było tam tyle co kot napłakał.

Ostateczny wyrok?

Patrząc teraz na te podpunkty stwierdzam, że zabrzmiałam jak zgorzkniała stara babcia z klubu dyskusyjnego. A szkoda, bo mimo wszystko całkiem nieźle bawiłam się, czytając tę książkę. Myślę, że po prostu coraz ciężej czyta się książki, gdzie główny bohater jest od ciebie młodszy, a zachowuje się dojrzalej niż dorośli. Choć to też nie do końca prawda. Wbrew pozorom, te dwa, może trzy wieczory, które spędziłam w Ravce były tego warte. Skończę serię. Tego jestem pewna.
Polecam ją osobom, które lubią coś lżejszego, nie wymagającego wciągania się w akcję za mocno, bo ta rwie do przodu i nie przynudza. Ukłony z mojej strony w kierunku tłumaczki, która z tego co przeczytałam długo konsultowała się w sprawie tłumaczeń nazw oryginalnych. Bardzo cenię sobie osoby tak dokładne, stąd też moje podziękowania. Książka jest dzięki temu przyjemniejsza w odbiorze.
W skali od jednego do dziesięciu 'Cień i kość' dostałyby u mnie coś między szóstką, a siódemką. Bo pomysł był dobry, ale ciut spalony. Kto wie, może dalej jest lepiej?


Adrianna. (http://literatura-na-jezyku.blogspot.com)

Gdybym kiedykolwiek miała okazję wybrać się do jakiejś innej epoki w przeszłości, by choć na chwilę zobaczyć jak wyglądało wtedy życie, miałabym ciężki orzech do zgryzienia. Chciałabym poznać świat Imperium Rzymskiego za rządów Oktawiana Augusta, Anglię rewolucji przemysłowej, czy Amerykę lat 50 ubiegłego wieku. Marzy mi się również jednak Rosja czasów carów. Tamten okres...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wrzesień się kończy, a co za tym idzie, mam coraz więcej roboty na głowie. Projekty, olimpiady, zwykła nauka, codzienne przypominanie o maturze… To wszystko powoduje u mnie dwa odbicia. Pierwsze chce usiąść nad tym wszystkim i ogarnąć w taki sposób, by zaspokoić głód ambicji, z drugiej strony natomiast marzy mi się zaciszny kątek z górą książek. Niestety, coraz częściej zauważam, że kieruję się tym pierwszym sposobem. Boli mnie to, bo książek mam teraz dużo, a czasu mało. Zmieni się to pod koniec października, mam nadzieję.
Książkę, jaką dzisiaj chciałam Wam przedstawić sporo ludzi zainteresowanych ostatnio popularnymi tytułami pewnie zna. Mam na myśli Cień Węża Ricka Riordana. Autora znam od długiego czasu, już chyba w drugiej albo trzeciej gimnazjum dorwałam Złodzieja Pioruna. Tak też zaczęło się moje zainteresowanie kompletowaniem serii.
Rick Riordan urodził się i wychował w Teksasie. Ma żonę i dwóch synów, którzy zainspirowali go do napisania książek. Zdobył sporo nagród i jest jednym z popularniejszych pisarzy książek o tematyce młodzieżowej. Głównie znany z serii o półbogu, greckim herosie Percym Jacksonie, oraz serii o rodzeństwie uwikłanym w zagadki świata mitologii egipskiej (Kroniki Rodu Kane).

Długo zbierałam się w sobie, zanim w końcu zakupiłam trzecią część trylogii Kronik Rodu Kane. A to nie miałam pieniędzy, a to byłam tak zajęta podciąganiem ocen, że jedyne o czym marzyłam to sen. W końcu jednak zebrałam się w sobie i gdy tylko mama weszła ze mną do empiku, powiedziałam sobie: kupujesz ją!
Przeczytałam w dosłownie dwa wieczory; gdyby nie nauka, ogarnęłabym ją w jeden dzień. Tęskniłam za piórek pana Riordana, za postaciami które wykreował. Dlatego z wielką niecierpliwością czekałam na przerwy w szkole, by móc przeczytać chociaż stronę czy dwie.

Odkąd młodzi magowie Carter i Sadie Kane nauczyli się, jak postępować ścieżką starożytnych egipskich bogów, wiedzieli, że odegrają ważną rolę w przywracaniu Maat – porządku – w świecie. Nie spodziewali się jednak, że świat stanie się aż tak bardzo chaotyczny. Wąż Chaosu, Apopis, uwolnił się i grozi zniszczeniem świata za trzy dni. Magowie są podzieleni. Bogowie znikają, a ci, którzy pozostali, są słabi. Walt, jeden z najzdolniejszych uczniów Cartera i Sadie, ma przed sobą krótkie życie i już czuje, że jego siły słabną. Ziya jest zbyt zajęta opieką nad zgrzybiałym bogiem słońca Ra, żeby naprawdę pomóc. Czego może dokonać dwójka nastolatków i grupka ich jeszcze młodszych uczniów?
Być może istnieje sposób na powstrzymanie Apopisa, jest on jednak tak trudny, że może kosztować Cartera i Sadie życie – nawet jeśli im sie powiedzie. Aby mieć szanse powodzenia, muszą zaufać psychotycznemu magowi, że ich nie zdradzi albo, co gorsza, nie pozabija. To zadanie jest szaleństwem. Cóż, oni są szaleni.Zabawne sytuacje, niezapomniane potwory, nieustannie zmieniająca się drużyna przyjaciół i wrogów – w Cieniu węża tempo akcji nigdy nie zwalnia; trzeci tom jest wciągającym i w pełni zadowalającym dopełnieniem trylogii Kronik Rodu Kane.*


Jestem w pełni zadowolona z tego, co Rick stworzył tym razem. Sytuacja Sadie i Cartera wydawać by się mogła beznadziejna, jednak dali radę. Po raz kolejny wielkie wrażenie wywarła na mnie dbałość o szczegóły, zwłaszcza te związane z mitologią. Sama bardzo interesuję się starożytnymi kulturami i wiem co nieco, ale chylę czoło przed pieczołowitością autora i jego ambicją, by czytelnik oprócz wspaniale spędzonego czasu wyniósł z tej książki również wiedzę. Bo w taki sposób naprawdę o wiele lepiej przyswoić wiedzę.
Okładka jest zdecydowanie najlepsza ze wszystkich dotychczasowych, szkoda tylko że część taka krótka. Podział narracji na dwóch bohaterów występował od początku i lubię ten zabieg. Zmienia bieg akcji, chociaż osobiście wolałam rozterki Cartera. Ogólnie był dla mnie lepszą postacią, wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia tej głupiej Sadie z pierwszej części - pustej rozpieszczonej laluni. I sam pomysł na zakończenie, cały ten wątek z Anubisem i Waltem… Nie, po prostu nie! Rick chciał uszczęśliwić wszystkich, a tak naprawdę zostawił mnie w konsternacji, bo już sama nie rozumiem, kto to w końcu był. Po raz kolejny zakochałam się w Amosie, jego postawie i ambicji. Podobnie ucieszyłam się na widok Bastet i Besa. Dwójka moich ulubionych bogów.
Cała książka wywołała we mnie pozytywne odczucia, aczkolwiek czuję lekki niedosyt. Tak jak pisałam wcześniej, zakończenie związane z Sadie i jej ‘trójkącikiem’ jest dla mnie zbyt przesłodzone, wolę chyba książki z drastycznymi wątkami. Cieszę się również, że książka się skończyła - takich historii nie można ciągnąć w nieskończoność, bo potem nie chce się człowiekowi ich czytać. Cała trylogia pięknie prezentuje się na półce i wierzę, że za jakiś czas z przyjemnością do niej wrócę, bądź też zarażę ‘bakcylem’ młodszą siostrę, która już poznała serię o bogach greckich.

Wrzesień się kończy, a co za tym idzie, mam coraz więcej roboty na głowie. Projekty, olimpiady, zwykła nauka, codzienne przypominanie o maturze… To wszystko powoduje u mnie dwa odbicia. Pierwsze chce usiąść nad tym wszystkim i ogarnąć w taki sposób, by zaspokoić głód ambicji, z drugiej strony natomiast marzy mi się zaciszny kątek z górą książek. Niestety, coraz częściej...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Blanca

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [15]

Suzanne Collins
Ocena książek:
7,9 / 10
10 książek
3 cykle
3758 fanów
Stephen King
Ocena książek:
7,0 / 10
169 książek
14 cykli
15891 fanów
Gustaw Herling-Grudziński
Ocena książek:
7,5 / 10
63 książki
1 cykl
178 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
370
książek
Średnio w roku
przeczytane
28
książek
Opinie były
pomocne
42
razy
W sumie
wystawione
113
ocen ze średnią 8,7

Spędzone
na czytaniu
2 598
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
36
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]