Główną myślą, która najbardziej utkwiła mi w pamięci w trakcie czytania "Ekonomii w jednej lekcji" jest spoglądanie w stronę tego, czego nie widać. Określona polityka A w stosunku do B jest tylko z pozoru zero-jedynkowa. Zysk szklarza, który zyskał na wybitej szybie sklepikarza, jest jednocześnie stratą krawca, do którego ów sklepikarz wybierał się, jednak koszty nadzwyczajne odwiodły go od tego. Od tego prostego zjawiska autor rozwija całą swoją koncepcję na temat gospodarki. Bezpośredni beneficjenci określonego programu socjalnego są tymi, co naocznie widać. Nie widać jednocześnie tych wszystkich oskubanych, którzy musieli się złożyć po określonej cząstce, aby ten program socjalny pokryć. Wszyscy jesteśmy jednym organizmem gospodarczym, złożonym z niezliczonej ilości pomniejszych podmiotów. Państwo z racji swojej natury niestety zagląda nam praktycznie do każdej transakcji wymiany, której dokonujemy, domagając się swego udziału. Książka została napisana już dawno, jednak jak najbardziej jest aktualna, co zresztą jest zapowiedziane w przedmowie. Jest zbiorem zdrowego podejścia do najprostszych zagadnień ekonomii.

Główną myślą, która najbardziej utkwiła mi w pamięci w trakcie czytania "Ekonomii w jednej lekcji" jest spoglądanie w stronę tego, czego nie widać. Określona polityka A w stosunku do B jest tylko z pozoru zero-jedynkowa. Zysk szklarza, który zyskał na wybitej szybie sklepikarza, jest jednocześnie stratą krawca, do którego ów sklepikarz wybierał się, jednak koszty...