Filozofia przypadku. Literatura w świetle empirii

Okładka książki Filozofia przypadku. Literatura w świetle empirii Stanisław Lem
Okładka książki Filozofia przypadku. Literatura w świetle empirii
Stanisław Lem Wydawnictwo: Cyfrant fantasy, science fiction
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Cyfrant
Data wydania:
2014-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2014-01-01
Język:
polski
ISBN:
9788363471439
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
10 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
321
192

Na półkach:

Moja pierwsza książka Lema, którą przeczytałam wiele lat temu będąc w liceum i która na długie lata zraziła mnie do tego autora. Książka - męka. Czytałam ją mając przy sobie słownik wyrazów obcych, a przeczytanie jednej strony ze zrozumieniem wymagało ode mnie dużego wysiłku. I nie, nie uważam się za osobę mało inteligentną, po prostu okazało się, że Lem jest lata świetlne intelektualne przede mną. Podziwiam, bo napisać taką książkę, która w dodatku jest o czymś jest dla mnie niewyobrażalne, ale z drugiej strony dostrzegłam, jak mało wiem i umiem.
Polecam fanom, bo czytanie jej jest zadaniem trudnym i trzeba się z lekka przymuszać ;-) choć nie da się ukryć, że mnogość pojęć poszerza horyzonty myślowe.

Moja pierwsza książka Lema, którą przeczytałam wiele lat temu będąc w liceum i która na długie lata zraziła mnie do tego autora. Książka - męka. Czytałam ją mając przy sobie słownik wyrazów obcych, a przeczytanie jednej strony ze zrozumieniem wymagało ode mnie dużego wysiłku. I nie, nie uważam się za osobę mało inteligentną, po prostu okazało się, że Lem jest lata świetlne...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1561
913

Na półkach:

Zeszło mi z tym tomem z półtora miesiąca. Ciężkie to było, momentami nużące, czasem sprawiało wrażenie "sztuki dla sztuki". Nagromadzenie zdań pełnych słów rodem ze Słownika wyrazów obcych wymaga od czytelnika stale napiętej uwagi, co mi się, przyznaję bez bicia, nie do końca udawało i zadowalałem się śledzeniem głównej nitki wywodu, odpuszczając tu i tam pełne zrozumienie każdego zdania. Powodowało to, że nie raz i nie dwa, musiałem czytać pewne fragmenty od nowa. Odrobinę przerosła mnie ta książka, ale też nie wszystko mnie interesowało. Moim zdaniem Lem chwilami wędrował w rejony tak abstrakcyjne, że tracące sens. Spore partie tekstu to taka zabawa intelektualną rozgrywką, bez specjalnego dbania o cel do którego zmierzamy. Niby to "esej o literaturze" a tak naprawdę to groch z kapustą. Cywilizacja, kultura, biologia, fizyka, chemia, matematyka, logika, sztuka, etyka, moralność, antropologia, psychologia, socjologia, i jakiś pierdyliard jeszcze innych spraw, i gdzieś tam w tym wszystkim odniesienia do teorii literatury. Jakby autor w jednej książce chciał powiedzieć wszystko co wie. Albo próbował stworzyć jednolitą teorię wszystkiego co dotyczy człowieka. Zagmatwane to jednak, dzielące włos nie na czworo, a na tysiąc dwadzieścia cztery części. I choć nie można zarzucić dziełu braku logiki (choć z pewnymi drobiazgami bym się próbował spierać),wiadomo Lem to geniusz, to omawiana praca cierpi na spory przerost formy nad treścią. Zadziwia i zachwyca umysł, który był w stanie ogarnąć rzecz tak skomplikowaną i jednocześnie zanotować w zwarty i dość zrozumiały sposób. Jednocześnie czasem wydaje się, jakby Lem był pod wpływem takiego zachwytu nad samym sobą i napawał się płynącym mu spod pióra słowotokiem. Oczywiście pełno tu myśli proroczych, wyjątkowo celnych spostrzeżeń i błyskotliwych ujęć rozmaitych tematów, dla których warto tę pozycję przeczytać.

6/10 za dzieło, choć za myśli tam wyłożone należałoby dać pewnie 10/10. Z pewnością nie jest to lektura dla każdego.

Zeszło mi z tym tomem z półtora miesiąca. Ciężkie to było, momentami nużące, czasem sprawiało wrażenie "sztuki dla sztuki". Nagromadzenie zdań pełnych słów rodem ze Słownika wyrazów obcych wymaga od czytelnika stale napiętej uwagi, co mi się, przyznaję bez bicia, nie do końca udawało i zadowalałem się śledzeniem głównej nitki wywodu, odpuszczając tu i tam pełne zrozumienie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
662
153

Na półkach:

Lem za bardzo schodzi na tematy, które powinny być tylko dodatkiem - jego "sceny epizodyczne" zastępują "główne".

Lem za bardzo schodzi na tematy, które powinny być tylko dodatkiem - jego "sceny epizodyczne" zastępują "główne".

Pokaż mimo to

avatar
631
65

Na półkach: , ,

Udało mi się w końcu (w trzeciej, jak sądzę, próbie) przebić przez ostatnią nieznaną mi książkę Lema. Uczucia mam mieszane, bo jest to bardzo trudny w odbiorze i miejscami nieznośnie "dłużyznowaty" esej na temat teorii literatury (a w praktyce, jak to u Lema - teorii wszystkiego). Sporo partii tekstu mnie kompletnie nie obchodzi, bo zwyczajnie się zdezaktualizowało - np. Lem, jak sam potem zauważył, zdecydowanie zbyt dużo miejsca poświęca krytyce strukturalizmu i fenomenologii jako narzędzi analizy literatury. W trzecim wydaniu Lem zrezygnowal zretszą z rozdziału o strukturalizmie, ja jednak czytałem niestety wydanie pierwsze.
Trafia się tu jednak wystarczająco dużo perełek intelektualnych, by uznać czas poświęcony tej książce (a to poważna inwestycja, bo minęły już lata od czasu, gdy mogłem sobie beztrosko czytać co chciałem dla rozrywki :)) za dobrze zainwestowany.

Praca jest w moim odbiorze raczej zbiorem powiązanych tekstów, poruszającym bardzo różne kwestie, niż wielkim, spójnym wykładem akademickim.
Ogólnie chodzi o to, że jak wskazuje tytuł, Lem buduje teorię literatury, w której naczelną rolę pełni przypadek. Literatura jest tu zresztą tylko pewnym "podsystemem", bo przypadek zdaniem autora rządzi także rozwojem kultury i ewolucją biologiczną. Dla Lema zresztą nie ma żadnych izolatów - jest on zwolennikiem myślenia holistycznego i bardzo ładnie to uzasadnia. Literatura jest zakorzeniona w języku, język w kulturze, kultura w biologii, a ta we wszechświecie o takich a nie innych cechach i parametrach. Stąd skoki od kosmologii i biologii, przez fizykę i matematykę, do filozofii, antropologii i literaturoznawstwa właśnie. Przy tym Lem jak zawsze powala na kolana swoją erudycją - nic dziwnego, że Dick uznał, że to tylko kryptonim kolektywu, bo tak genialny człowiek nie może istnieć :)

Fascynację Lema rolą przypadku można dostrzec w wielu innych jego książkach (np. "Summa technologiae") ale tu pojawia się rzeczywiście pewna spójna "filozofia przypadku".

W zasadzie sedno książki opisane jest krótko w zakończeniu, niespodziewanie poetyckim:

"Bilans całościowy, jako dowód broczenia informacją, bezlitosnego szafowania nią, porzucaną, gubioną, trwoniona, jest taki sam - w życiu organicznym i w życiu myśli. Tylko to, co niezbędne, uległo przechowaniu - i przekazaniu. Jak nie jest prawie do odróżnienia od wody morskiej - krew, która w nas krąży, tak krążą w nas myśli umarłych - nie przekazane, lecz powstałe raz jeszcze w tej samej postaci, tylko dlatego, że tacy jesteśmy do nich podobni. Więcej uwagi zatem, więcej zatem - szacunku, jakkolwiek niechętnego, wrogiego nawet - dla bezwzględnej pani w wiekach, statystyki, bo to ona rządzi obojgiem państw, życia i myśli".

Po drodze trafiają się genialne refleksje, jak to u Lema. Moje ulubione dotyczą roli krytyki w "filtrowaniu" wartości w kulturze. Lem nawet ze zwykłych u pisarzy złośliwości wobec krytyków robi błyskotliwy wykład o ewolucji kulturowej:

"Choć istotnie nie było fizyki eksperymentalnej, gdy nie było jeszcze fizyków-eksperymentatorów, i nie było lotnictwa bez inżynierów-konstruktorów tej specjalności. Natomiast literatura powstała grubo wcześniej, nim pojawili się znawcy zawodowi jako krytycy. Selekcja dzieł zachodziła pod nieobecność takich specjalistów: zarówno "Mahabharata", jak "Enuma Elisz", jak "Odyseja" z "Iliadą" nie przez specjalistów zostały wyselekcjonowane.

Dwie tylko widzę możliwości: albo zwyczajni ludzie dawali sobie - jako wielkie zbiory w przestrzeni i czasie - radę ze skutecznym "filtrowaniem" i selekcjonowaniem dzieł w trakcie ich miedzypokoleniowych przekazów, albo też współcześni są z kretesem zblagowani i uważają za arcydzieło każdy rodzaj piśmiennej staroci.

Przecież i dziś są "klasy oświecone". Wiemy jednak, jak łatwo idą na lep wszelakiej tandety - i tylko znawcy strzegą czystości płomienia sztuki. Ale kto pilnował go dawniej? Dlaczego "Pieśń o Rolandzie", albo historia Tristana i Izoldy nie są melodramatyczną szmirą. Gdzie są starożytne komiksy, romanse kuchenne, grafomańskie elukubracje? Kto wtedy skazywał na zagładę treści bezwartościowe? Dzisiejsi urzędnicy, inżynierowie, lekarze, dyrektorzy, czyli przedstawiciele "klas oświeconych" jakoś nie wydają się nam stworzeni do "doskonałego filtrowania" dzieł, więc niby dlaczego "starożytna inteligencja" miała posiadać kompetencje o tyle wyższe? Dlaczego dzisiaj nie udaje się to, co się tak dobrze udawało wtedy? Rozumiemy, że wśród klas oświeconych Grecji, czy Rzymu mogło być więcej wrażliwych i rozumnych ludzi niż pośród plebsu, niedokształconego i utrzymanego w nędzy i w ciemnocie. Ale dlaczego przekazywano tylko to, co takie dobre? Nie dotyczy to jedynie literatury. Gdzie są obrzydliwie zbudowane i ozdobione katedry, tandetne cyrki rzymskie, wypacykowane koszmarnie freski starożytnych? Gdzie egipskie bohomazy, obrzydlistwa babilońskie, jako ówczesne "jelenie na rykowisku"? Dlaczego jakiś papież renesansowy umiał być mecenasem, a dzisiaj nie umie nim być do tego stopnia minister kultury i sztuki? Dlaczego nie znajdujemy w wykopaliskach tandety zdobniczej, imitacji przyprawiających o mdłości, monumentalnych kiczów, jak to się stało, że nawet pomniki, stawiane różnym wodzom i władcom były podówczas tak wyborne?".

Dobre pytania :)


Mnóstwo rozważań o nauce, epistemologii, mitach, kulturogenezie i "składni kultur" (kulturemy - przed memami Dawkinsa!) oraz - oczywiście - literaturze (w tym science fiction - jak zwykle u Lema nie najpochlebniej) i jej funkcjach:

"Nie ukrywam więc tego, że pragnąłbym, aby literatura nadal pełniła funkcje poznawcze, aby nie była ucieczką ani schronieniem przed światem, ani jego uporządkowaniem pięknym, ani kalumnią turpistyczną, lecz jego sędzią, a przynajmniej obserwatorem, tzn. świadkiem rozumiejącym".

Pełno tu wizjonerstwa i trafnych diagnoz oraz prognoz, jak to u Lema:

"Produkcja sprzęgła się z konsumpcją, za czym obie z poziomu zaspokajania elementarnych potrzeb jęły przemieszczać się w sferę znaczących wartości i normą aksjologiczną staje się już to maksymalizacja wytwarzania, już to - konsumowania. Albowiem czas wolny od pracy ma służyć konsumowaniu dóbr właśnie, i to w rosnącej ilości, jeżeli jest ich coraz więcej. Dość szczególny proces przez to, że zdaje się nie posiadać w ogóle takiego maksimum,które byłoby też jakimś optimum kulturowym, ponieważ przedstawia się dzisiaj tak, jakby można było produkować i konsumować zbyt mało, albo też - od razu - za wiele, lecz nigdy "w sam raz". Taki środek złoty, zdaje się, nie istnieje w ogóle, w tak przynajmniej ukształtowanej dynamice.
Jest więc cywilizacja nasza smokiem, który objadł się duchami wszystkich swoich przodków-kultur, skoro pamięć o wszystkich w sobie mieści, lecz właściwie kultury własnej nie wytwarza na prawach analogicznych do praw dawniejszych wieków i polisemantyczność, jako niezgodliwość, może by rozprzęgła cały układ, gdyby nie namiastka zgody: jest nią intronizowana w obszar sensów, dawniej autonomicznych wartościotwórczo, technoewolucja. Im bardziej bowiem nam służy, tym bardziej musimy jej służyć z kolei; im więcej nam daje, tym więcej musimy jej dawać; im wydajniej produkuje, tym zachłanniej musimy produkowane pochłaniać".

Dekady później to samo napisali np. Negri i Hardt w "Imperium".

A to z kolei dekady po Lemie opisał w "Końcu człowieka" Fukuyama. Lem jak zwykle pierwszy :P :

"Na razie fundamentalna więź ludzka tkwiąca w biologicznym trzonie indywidualnej egzystencji, nie została prawie naruszona (...) obie płcie uczestniczą tak samo jak my w fundamentalnych procesach dojrzewania, starzenia się, cierpienia i umierania, różnice zaś między nami i nimi (...) pozakulturowo sprowadzają się do tego czysto technicznego otoku (...) którymi dana cywilizacja otacza (...) każdy byt indywidualny.
Stan taki - należy sądzić - jest przejściowy tylko i owa wspólnota organiczna kondycji, która równała w zamierzchłych czasach królów z ostatnimi nędzarzami i ich państw, a i dziś upodabnia multimiliardera do ubogiego Afrykanina, bedzie ulegała rozluźnieniu w miarę postępów biotechnologii. (...) kiedy dzięki biotechnologicznym zabiegom można będzie dogłębnie przeobrażać organizmy, obdarzając je cechami, których odmówiła im dziedziczność, więc nie tylko lecząc lub zapobiegawczo przeciwdziałając chorobom, ale dodając, urody, siły żywotności, a nawet rozumu - pozbawiony, takich darów - przemiany te ogromnym skokiem powiększą światową skalę zróżnicować międzyludzkich. Jeśli zaś w dalszym ciągu postęp przedstawiać będzie siłę, która coraz bardziej rozciąga ludzkość na podobieństwo harmonii, tak że czołówka jej oddala się od tyłów, zamiast je ku sobie podciągać, powstanie groźba rozpadu jedynej (nie istniejącej właściwie do końca, lecz stanowiącej raczej ideał godny pożądania) ziemskiej kultury".

I powiedziałbym, że w jednym Lem się pomylił, ale zapobiegawcze sformułowanie "na razie" to uniemożliwia :) :
"Gdyż polakierowanego trupa, ani kupy ekskrementów na razie na wystawach spotkać nie można".
Dzisiaj już można spotkać jedno i drugie.

A co powoduje człowiekiem?
"Raz powoduje nami historia, raz żona, a raz pryszcz na karku" :)

Podsumowując, Lem nie rdzewieje, jak stara miłość :) Przeciwnie, z perspektywy mijających dekad można bardziej docenić jego przenikliwość.

Udało mi się w końcu (w trzeciej, jak sądzę, próbie) przebić przez ostatnią nieznaną mi książkę Lema. Uczucia mam mieszane, bo jest to bardzo trudny w odbiorze i miejscami nieznośnie "dłużyznowaty" esej na temat teorii literatury (a w praktyce, jak to u Lema - teorii wszystkiego). Sporo partii tekstu mnie kompletnie nie obchodzi, bo zwyczajnie się zdezaktualizowało - np....

więcej Pokaż mimo to

avatar
467
313

Na półkach:

To duża kroma niezwykle wnikliwego tekstu o dziele literackim i sztuce pisarskiej. Autor wnika w literaturę jak w kosmos i szuka praw nią rządzących. Pytania jakie sobie zadaje Lem, to np.:
Czym jest język i jaka jest relacja pomiędzy nim a myślą?
Jak się ma odbiór tekstu przez czytelnika, do intencji autora?
Czym różni się język literacki od powszechnego?
Jakie okoliczności wewnętrzne sprawiają, że powstaje tekst literacki?
Jakie okoliczności zewnętrzne sprawiają, że tekst literacki zostaje uznany za dzieło literackie?

Mnóstwo problemów porusza:
konsekwencje przyjętego stylu, funkcja estetyki i jej wartość w końcowym dziele, funkcja kontekstu, spójność i autonomiczność dzieła, wykraczanie poza język, wykraczanie poza znaczenie, mechanizm rządzący aktem pisania i wiele innych...

Lem podchodzi do tych zagadnień z chirurgiczną precyzją, a narzędziami jakimi w nich grzebie, są narzędzia nauk ścisłych z cybernetyką na czele. Oczywiście ci, co znają autora książki wiedzą, że nie ma co się bać lemowskich metod. LEM ZAWSZE UŻYWA NAUKI, BY POKAZAĆ JEJ NIEDOSTATECZNOŚĆ. Książka więc oprowadza po wnętrznościach dzieła literackiego, aby w końcu pozostawić czytelnika z wnioskiem "nigdy nic nie wiadomo".

W książce znajdą się również krytyki kilku dzieł literackich wraz z obnażeniem drogi krytycznej. W ten sposób autor daje nam przykład ewolucji rozumienia książki w kolejnych odczytaniach i ogromny wpływ okoliczności na nie. I tak dalej i tak dalej... Wyjawiłem być może tylko 1/10 zawartości.

To duża kroma niezwykle wnikliwego tekstu o dziele literackim i sztuce pisarskiej. Autor wnika w literaturę jak w kosmos i szuka praw nią rządzących. Pytania jakie sobie zadaje Lem, to np.:
Czym jest język i jaka jest relacja pomiędzy nim a myślą?
Jak się ma odbiór tekstu przez czytelnika, do intencji autora?
Czym różni się język literacki od powszechnego?
Jakie...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    351
  • Przeczytane
    148
  • Posiadam
    102
  • Chcę w prezencie
    9
  • Teraz czytam
    8
  • Stanisław Lem
    5
  • Literatura polska
    4
  • Fantastyka
    4
  • Filozofia
    4
  • Lem Posiadam
    3

Cytaty

Więcej
Stanisław Lem Filozofia przypadku Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także