Nie rozumiem, czemu ta książka ma tak niską średnią ocen... Mi się tak podobała, że pochłonęłam ją w jeden dzień!
Bardzo przypomina mi 'Guwernantkę' - ilością stron (255),podziałem na długie rozdziały (w tym przypadku 8),stylem, ale i historia dosyć podobna. Widać, że obie powieści wyszły spod pióra jednej pani.
Jest to romans o tyle ciekawy, że mamy tutaj kilka wątków miłosnych. Tak naprawdę nie wiadomo od początku, kto będzie z kim. Bohaterowie są starannie zarysowani, przedstawieni w realistyczny sposób. Moje serce podbił Thorold, mimo że to nie on był głównym męskim charakterem - a może właśnie z tego powodu? W powieści nie brak również intryg, emocji i tajemnic - a do tego ta urocza okładka... :)
Przyczepić się muszę zwłaszcza do jednej rzeczy - pomijając już fakt, że imiona są baaardzo dziwne, a więc trudne do zapamiętania, najgorsze jednak jest podobieństwo nazwisk: Gainford i Gifford, przez co obie panie mi się strasznie myliły! Historia jest jednak tak wciągająca, że oceniam ją na osiem gwiazdek :)

Nie rozumiem, czemu ta książka ma tak niską średnią ocen... Mi się tak podobała, że pochłonęłam ją w jeden dzień!
Bardzo przypomina mi 'Guwernantkę' - ilością stron (255),podziałem na długie rozdziały (w tym przypadku 8),stylem, ale i historia dosyć podobna. Widać, że obie powieści wyszły spod pióra jednej pani.
Jest to romans o tyle ciekawy, że mamy tutaj kilka wątków...

Eh słabiutka bardzo.

Eh słabiutka bardzo.