Po tej niesamowitej wędrówce przez góry, morza i oceany, niepojętą wrażliwość i paraliżującą samotność, do glowy nasuwa mi się jedna myśl: czymże powinna być poezja, jeśli nie Byronem?

Po tej niesamowitej wędrówce przez góry, morza i oceany, niepojętą wrażliwość i paraliżującą samotność, do glowy nasuwa mi się jedna myśl: czymże powinna być poezja, jeśli nie Byronem?

Wydawać by się mogło, że natura sama stworzyła te strofy tak gładkie, jak kamienie oszlifowane przez wzburzone fale oceanu, że samodzielnie powołała do życia te kontrasty, tak dobrze przystające do świata najeżonego podmorskimi skałami. To co zobaczyłem, sprawia wrażenie gorącej jak wulkaniczna lawa miłości. To co ujrzałem, wygląda jak trzęsienie ziemi, powstałe z nagromadzenia emocji. Jednak to nie przyrodzie zawdzięczam wspaniałe metafory, którymi mogłem się otaczać w ostatnich dniach. To nie jej dziełem są dialogi pełne ironii. Budowniczym tego wszystkiego jest człowiek, który do dobrze mu znanego morza wyobraźni, wprowadził czułość okraszoną trwogą i zmartwieniem. George Byron zbudował królestwo, które nie pochodzi z dobrze nam znanego, realistycznego świata.

Śnić i marzyć. To jego cel. Słuchać muzyki płynącej z serca i wskrzeszać nadzieję o której już wszyscy dawno zapomnieli. To jego powinność wobec potomności. Chociaż Byron chciał, żeby pamięć po jego śmierci zatarła się nawet na literach wyrzeźbionych w nagrobnym kamieniu, to jednak nie udało mu się zbliżyć do realizacji swoich diabolicznych zamiarów. Ludzkość postanowiła inaczej. Postawiła go na piedestale wśród największych poetów świata a jego nazwisko uczyniła synonimem romantyzmu. Tak wielka była siła lirycznego twórcy, który dał nam namiastkę wszystkiego co delikatne i lekko melancholijne. W jego poezji nie widać wołania do rządnych władzy bóstw pomimo tego, że nie unika boskiej mirry oraz diabelskiej siarki jako elementów nadprzyrodzonych.

George Byron był gorącym orędownikiem wolności. Szyderczym żądłem poezji raził tyranów i popierał ciemiężonych. Dlatego tak bardzo cenili go Grecy, którzy za jego życia walczyli o własną niepodległość. W swych politycznych satyrach nigdy nie oszczędzał nawet największych europejskich tronów. Wyczuwał sprzyjające wiatry historii, które w czasach jemu współczesnych przywiały Napoleona Bonapartego i Simóna Bolívara. Rozpaczał nad grabionymi zabytkami starożytności, widząc w tym przejawy ogromnego nowożytnego barbarzyństwa, nieporównywalnego z najazdami Scytów i Gotów. Angielski poeta okazał się buntownikiem z wyboru, lubiącym senne i słodkie majaki niż życie na jawie.

Oczarowały mnie charakterystyczne dla George'a Byrona, lekkość jego rymów i wyczuwalne niczym puls, szybkie zmiany emocji. Naprzemiennie padające światło i cień, pobudzały mnie do dynamicznego śledzenia akcji jego poematów. Ukochana przez niego samotność, przypominała mi nieco moje własne życie a tajemnicze błyski zbudowane z nieziemskich wrażeń, wprowadzały nieco zazdrości w nudną i szarą rzeczywistość. Gdybym spojrzał na to wszystko co stworzył George Byron z lotu ptaka, to zapewne moim oczom ukazałby się widok ogromnego i barwnego imperium romantycznej poezji, tak bliskiej mi w ostatnich miesiącach. W moich odczuciach, ten poeta potrafiący w nieskończoność stopniować dramatyzm, zasłużył na nieśmiertelność we wszystkich sercach kochających porywy romantycznej wrażliwości.

Wydawać by się mogło, że natura sama stworzyła te strofy tak gładkie, jak kamienie oszlifowane przez wzburzone fale oceanu, że samodzielnie powołała do życia te kontrasty, tak dobrze przystające do świata najeżonego podmorskimi skałami. To co zobaczyłem, sprawia wrażenie gorącej jak wulkaniczna lawa miłości. To co ujrzałem, wygląda jak trzęsienie ziemi, powstałe z...

Literatura bardzo piękna. Niepowszechna uczta językowa, jak i niepoślednia postać Byrona, jego pozycja w literaturze i znaczenie dlań niepoślednie.
Klasyka, kanon i rys arcydzieła.

Literatura bardzo piękna. Niepowszechna uczta językowa, jak i niepoślednia postać Byrona, jego pozycja w literaturze i znaczenie dlań niepoślednie.
Klasyka, kanon i rys arcydzieła.