Karawele wracają
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Don Kichot i Sancho Pansa
- Tytuł oryginału:
- As naus
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2002-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2002-01-01
- Liczba stron:
- 288
- Czas czytania
- 4 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 8389291002
- Tłumacz:
- Anna Kalewska
- Tagi:
- Portugalia literatura portugalska kolonializm
Poeta o imieniu Luís, który przed wiekami wyruszył na podbój Indii, wraca właśnie do Lizbony, wlokąc ze sobą trumnę z prochami ojca. Wraz z nim do stolicy dawnego imperium karawelami i samolotami przybywają legendarni odkrywcy i wygnańcy z portugalskich kolonii, które ogłosiły właśnie niepodległość. Czterysta ostatnich lat historii Portugalii skupia się w tej jednej chwili. Karawele stoją w porcie obok irackich tankowców, targi niewolników sąsiadują ze sklepami wolnocłowymi, a dym z płonących stosów miesza się z oparami okolicznych dyskotek.
"»Karawele« są powieścią wspaniałą. Jej szyderstwo z narodowych mitów przypomina »Transatlantyk«, z tą różnicą, że Gombrowicz, szydząc, uciekał od nich na obcy kontynent jako »Kosmopolak«, podczas gdy Antunes wraca do matecznika, strząsając z siebie dławiący nalot narodowej mitologii i barbarzyńskiej rzeczywistości wojny kolonialnej".
Adam Krzemiński, "Polityka"
"Antunes z całą pewnością jest pisarzem, którego warto czytać, zarówno ze względu na jego talent literacki, jak i spostrzeżenia dotyczące historii Portugalii i charakteru narodowego Portugalczyków".
"Publishers Weekly"
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 137
- 41
- 15
- 2
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Bez reszty uwiódł tu mnie barokowy nadmiar wszystkiego, głównie przymiotników, porównań oraz zaburzeń czasowych często zmieniającej się narracji tej rozbuchanej opowieści o żałosnym końcu - po „rewolucji goździków” z 1974 r. - portugalskiego kolonializmu, jednego z najbardziej złowrogich, o ile w ogóle można tę nieludzkość stopniować.
„Pucybut z kawiarni, nie podnosząc głowy znad butów, zamaszyście pociągając szmatą do polerowania, poinformował, że coś dziwnego stało się w Lizbonie; zmienił się rząd, mówi się o wypuszczeniu na wolność Murzynów. Coś takiego, oburzali się klienci jedzący francuskie kremówki i grzanki”.
To moja druga książka Autora po genialnych ”Zadupiach” i tylko nieco od nich słabsza.
Także i tu długie na pół stronicy, kunsztowne, wielokrotnie złożone zdania o wyrafinowanej treści, przyznajmy to szczerze – dość niełatwe w lekturze. Cóż, mogę się zatem, acz tylko częściowo, zgodzić się z jednym jedynym fragmentem jedynej opinii na LC: że fakty z historii Portugalii Autor ”obsypuje hektolitrami zdań zbudowanych tak, żeby wyglądały na ekstremalnie awangardowe”.
Równie wspaniale rozbuchany jest tu sam język, który stanowi istotę każdej książki, a dla mnie w zasadzie wręcz warunek jej przeczytania (rzeczy nie spełniające go, w zasadzie odrzucam).
Z wielu zatem względów nie jest to pozycja do szybkiej lektury. Ja się nią rozkoszowałem niemal przez dwa tygodnie…
Akcja płynnie zmienia swój czas i miejsce, tak że czasami możemy być lekko zdezorientowani, czy jesteśmy w Lizbonie, czy w Luandzie - czy w wieku 20., czy w 18. Różni też są co rusz za każdym razem pierwszoosobowi narratorzy. Ale mistrzostwo formalne i leksykalne Antunesa pozwala nam szybko przywyknąć do tej narracji, do której mozg – ten najgenialniejszy komputer wszech czasów - dość szybko się adaptuje
Choć największą frajdę z lektury mają jednak sami Portugalczycy, bo całość – choć wiele tu realizmu magicznego – jest mocno osadzona w historii i kulturze kraju. A w narracji przewija się w wielorakich, najczęściej prześmiewczo-archaicznych kontekstach dawno minionej chwały imperium, cały korowód historycznych postaci Portugalii – generalnie w całości nam nieznanych, oprócz Magellana, Cervantesa (wtedy Hiszpania i Portugalia były jednym państwem),da Gamy i może Fernanda Pessoi.
I już np. nie dziwi nas np. taki wątek Vasco da Gamy „Wtedy właśnie król Manuel, ponaglany przez zaniepokojone kortezy, zawezwał go do Lizbony i oznajmił żeglarzowi, że uczynił go przywódcą ekspedycji sudańskich biologów, wysyłanych łodzią podwodną do bieguna północnego w celu przeprowadzenia badań nad genetycznymi prawami rozmnażania pingwinów”.
Albo gdy słynny podróżnik wspomina, jak to „wezwali go do Pałacu, powierzyli mu flotę i wysłali do Indii, dając jako wskazówkę plik map z wymyślonymi kontynentami, stosy kłamliwych sprawozdań pierwszych podróżników oraz włosiennicowy woreczek z różańcem w środku, wyposażony w specyficzną moc błogosławienia umierających”.
Da Gama rusza z królem Manuelem w Lizbonę: „Postarzeli się tak bardzo, że ludzie z miasta ich nie rozpoznawali i szli zdumieni za tą parą staruszków przebranych w dziwaczne stroje niczym zbiegowie z ubiegłorocznego karnawału”. A oni sami „poczuli się wreszcie równi sobie, jednakowo starzy i zmęczeni po tylu podróżach, zdradach i nikczemności i knowaniach giermków”.
I wpadają w ręce stróżów prawa, nie mających przesadnego respektu dla Jego Wysokości (monarchię obalono tu w początkach 20. wieku). Nota bene: „Z lewej strony umieszczono w ramkach fotografię prezydenta republiki, który spoglądał w wieczność z wyrazem wieszczej głupoty na twarzy”.
Obu nie minie przymusowa obserwacja w szpitalu psychiatrycznym. „Kiblowaliśmy od ósmej rano do trzeciej po południu a wraz z nami ponad pięćdziesięciu Koperników”.
Tragedii towarzyszy tu zatem groteska, wzniosłość miesza się z podłością, wszystko jak to w chwilach każdego wielkiego przełomu. To także obraz straszliwego regresu cywilizacyjno-kulturowego Portugalii pod władzą faszystowskiej dyktatury, czego przejawy degeneracji Antunes wspaniale opisuje.
Nie znajdziemy tu - bogini broń! - Lizbony z kolorowych przewodników dla zaliczaczy destynacji turystycznych. To raczej gatunek noir, przedstawiający niezbyt czystą podszewkę miasta i kraju tak obciążonego historycznie z wyeksponowaniem kolonialnej, czyli zawsze zbrodniczej przeszłości.
Wyrzuconych z siodła” repatriantów” z Angoli, Mozambiku i innych zamorskich krain nieodmiennie trawi tęsknota za tamtymi miejscami, zwłaszcza że ich status w „starym kraju” mocno się obniżył. Dawni odkrywcy i zdobywcy nowych krain i beneficjenci ucisku rdzennych ludów to dziś już tylko budzące litość ”zombie”.
„Nawet sami z sobą nie mamy tu już nic wspólnego, ten kraj bezlitośnie wyssał z nas tłuszcz i pożarł nieużyteczne już ciało, byli bowiem tak samo biedni jak wtedy, gdy przyjechali”.
„W nocy czasami słuchali radia, przez szum zagłuszania bębniący niczym deszcz, rewolucja w Lizbonie, wiadomości, komunikaty, parady wojskowe, rząd w więzieniu, porywające pieśni, a następnego dnia wojskowi chodzili nieco mniej napuszeni, mniej było nalotów”.
„Wkrótce zobaczyć mieli nieokiełznaną wrzawę Lizbony podobnej do wschodniego bazaru, rozedrganej na horyzoncie, ruiny zamku, płonące stosy z żydami, procesje biczowników, niekończący się korowód wozów z niewolnikami, krążowniki i rowery”.
Tutaj nawet erotyka („osoby wrażliwe proszone są o zamknięcie oczu”) wiąże się z wyprawami morskimi, podstawą dawnych bogactw kraju: „Kobieta nadziała się znienacka – a nie spodziewała się już wszak niczego, mimo zręczności swych palców godnych najprzedniejszej prządki - na ogromny i niesłychanie dumny maszt żeglarza, wznoszący się pionowo na brzuchu, z rozwiniętymi wszystkimi żaglami i z tykwą jak grzmiąca muszla”.
„Ciągle szalała burza, grając po dachówkach i żaluzjach niczym na harfie i klawesynie. Wiatr szarpał korzeniami mangowców, zwodził z kursu lot ptaków, a ostatni żołnierze wyjeżdżali smagani ukośnymi uderzeniami wody”.
„Śmierdziało upałem i śmieciami, a od czasu do czasu strzępy gazet przywiewały na ulicę wietrzyk wiadomości”.
„Ciała bowiem rozkładały się na placach ulicach i nikt się nimi nie przejmował, z wyjątkiem wałęsających się psów i złodziei i łachmanach”.
„Z lewej strony umieszczono w ramkach fotografię prezydenta republiki, który spoglądał w wieczność z wyrazem wieszczej głupoty na twarzy”.
„Lud opuścił zamki i przeniósł się do Luksemburga albo do Niemiec w poszukiwaniu pracy w fabrykach samochodów i plastikowych listewek. Książęta krwi prowadzili oddziały bankowe w Wenezueli”.
Bez reszty uwiódł tu mnie barokowy nadmiar wszystkiego, głównie przymiotników, porównań oraz zaburzeń czasowych często zmieniającej się narracji tej rozbuchanej opowieści o żałosnym końcu - po „rewolucji goździków” z 1974 r. - portugalskiego kolonializmu, jednego z najbardziej złowrogich, o ile w ogóle można tę nieludzkość stopniować.
więcej Pokaż mimo to„Pucybut z kawiarni, nie podnosząc...
To jest, drodzy Państwo, humbug, a autor to hochsztapler, który przekonał swój kraj i kawałek świata, że jest ważnym pisarzem. Bardzo rzadko bywam aż tak krytyczny wobec tego, co czytam, a czytam najróżniejsze dzieła, z wielu półek, z wielu stron świata i wielu epok - tym razem jednak zakrzyknę wielkim głosem: ta powieść to bzdura i (nie)jawna kpina z czytelników. Autor, obdarzony prawdziwym talentem literackim, zdolny do wicia ze słów bardzo misternych wianków (brawa dla tłumaczki, bo poradziła sobie wspaniale z arcytrudnym zadaniem),bierze na warsztat trochę faktów z historii Portugalii i obsypuje je, oblepia hektolitrami zdań zbudowanych tak, żeby wyglądały na ekstremalnie awangardowe, a jego, autora, wyniosły na piedestał Wielkiego Narodowego Abstrakcyjnego Wyrafinowanego Tylko-dla-wybranych Arystokratycznego Artysty-nad-artystami.
A co to jest naprawdę? Rozliczenie Portugalii z jej historią? A jej kolonializmem? Gdzie?
Oto fragment, wybrany dowolnie, wszystko tu jest takie właśnie:
"Człowiek imieniem Luis, (...) został obdarowany rozwalonym łóżkiem w pawilonie otoczonym jabłoniami i chwastami, nieopodal ogrodzenia szkoły dla dzieci cierpiących na mongolizm; byli tam także dalajlamowie, co zeszli z Tybetu, żeby nauczyć się w Lizbonie lepić baranki z modeliny, wykazując się cierpliwością godną nowicjuszy."
Dlaczego dalajlamowie, a nie np. marsjańscy poganiacze tapirów? Dlaczego baranki z modeliny?
A przy tym w każdym akapicie autor szczodrze szafuje obrzydliwościami względem wszystkich zmysłów bez wyjątku. Po co?
Ano, sądzę, że ta powieść jest wyrazem jakiejś niewypowiedzianej, ale potężnej frustracji autora, jego wściekłości i rozżalenia na kraj, na świat, a może i na wszystko, jego samego nie wyłączając. Wg niego w koloniach był brud, smród i zgnilizna, w Portugalii jest brud, smród i zgnilizna, w przeszłości był brud, smród i zgnilizna i zapewne będzie tak w przyszłości.
Rywal Antunesa do Nobla przed dwudziestu paru laty, Saramago, też nie jest najłatwiejszy w lekturze (choć o niebo łatwiejszy od tego tu),i też rozważa niedoskonałości kraju i świata, człowieka i ludzkości, ale u Saramago zawsze znajdziemy choćby cień szlachetności, choćby odrobinę światła nawet w tym, co ciemne. Saramago patrzy na świat jak pogodny mimo wszystko mędrzec, a Antunes - jak zgorzkniały i sparszywiały nieudacznik oskarżający świat i wszystkich wokół.
Apage!
To jest, drodzy Państwo, humbug, a autor to hochsztapler, który przekonał swój kraj i kawałek świata, że jest ważnym pisarzem. Bardzo rzadko bywam aż tak krytyczny wobec tego, co czytam, a czytam najróżniejsze dzieła, z wielu półek, z wielu stron świata i wielu epok - tym razem jednak zakrzyknę wielkim głosem: ta powieść to bzdura i (nie)jawna kpina z czytelników. Autor,...
więcej Pokaż mimo to