Tym razem autor zabrał nas do mało uczęszczanego przez bohaterów II wojny światowej miejsca - Danii. I bardzo dobrze, bo z popularnej literatury można odnieść wrażenie, że wojna toczyła się tylko w Anglii, Francji, ZSRR - no i w Polsce. Wojna, to nie znaczy walka, bowiem Dania nie była w stanie oprzeć się Wehrmachtowi, ale, na szczęście dla siebie samej, doskonale o tym wiedziała.
Duńczycy walczyli więc w inny sposób - w podziemiu, cichaczem, a zamiast nabojów używali ołówków i skrawków papieru.
Sama powieść mówi o młodym chłopcu, zapatrzonym w starszego brata. Oczywiście, nie podoba mu się niemiecka okupacja, więc gdy tylko pojawia się okazja przysłużenia się aliantom, nie waha się. A stawka jest wysoka, bowiem Niemcy dysponują tajemniczą bronią, o kryptonimie "Freya". Czym ona jest? Trzeba dowiedzieć się o niej jak najwięcej, to jednak tylko połowa zadania. Wiadomość trzeba dostarczyć do Anglii!
Treść jest więc ciekawa, a i forma na szczęście i niestety nie odbiega od standardu. Na szczęście - bo jest znakomicie wykreowana, a nastrój udziela się czytelnikowi. Niestety - bo widać w niej utarty schemat akcji, często przez autora stosowany. I wiemy już, że z arcydziełem nie będzie to miało nic wspólnego, raczej z rzemiosłem. Ale rzemiosłem solidnym!
Świetnie namalowana rzeczywistość duńskiej okupacji. Widać, że autor nie przespał lekcji historii i dość dokładnie przekopał dział historyczny w bibliotece. Z działem technicznym poszło gorzej. Panie Follett! Ruch drążka sterowego nie spowoduje wprowadzenia samolotu w zakręt! A to już nie pierwszy raz, gdy zapomina Pan o czymś takim jak orczyk!

Tym razem autor zabrał nas do mało uczęszczanego przez bohaterów II wojny światowej miejsca - Danii. I bardzo dobrze, bo z popularnej literatury można odnieść wrażenie, że wojna toczyła się tylko w Anglii, Francji, ZSRR - no i w Polsce. Wojna, to nie znaczy walka, bowiem Dania nie była w stanie oprzeć się Wehrmachtowi, ale, na szczęście dla siebie samej, doskonale o tym...