Psy Tartaru

Okładka książki Psy Tartaru Tomasz Łysiak
Okładka książki Psy Tartaru
Tomasz Łysiak Wydawnictwo: Picaresque Cykl: Kroniki szalbierskie (tom 3) powieść historyczna
520 str. 8 godz. 40 min.
Kategoria:
powieść historyczna
Cykl:
Kroniki szalbierskie (tom 3)
Wydawnictwo:
Picaresque
Data wydania:
2010-06-16
Data 1. wyd. pol.:
2010-06-16
Liczba stron:
520
Czas czytania
8 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788392641315
Tagi:
powieść polska - 21 w. Tatarzy średniowiecze
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
116 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
930
542

Na półkach:

"Psy Tartaru" to pełna emocji i wątków powieść historyczna napisana z ogromnym rozmachem. Mnóstwo w niej scen batalistycznych i pościgów, a wszystko to jest okraszone bogatym tłem historycznym i ciekawymi postaciami. Polecam.

"Psy Tartaru" to pełna emocji i wątków powieść historyczna napisana z ogromnym rozmachem. Mnóstwo w niej scen batalistycznych i pościgów, a wszystko to jest okraszone bogatym tłem historycznym i ciekawymi postaciami. Polecam.

Pokaż mimo to

avatar
16
11

Na półkach:

Przy końcówce popłakałam się kilkukrotnie. Bardzo ciekawe i w pewien sposób intrygujące zakończenie trylogii. Polecam :)

Przy końcówce popłakałam się kilkukrotnie. Bardzo ciekawe i w pewien sposób intrygujące zakończenie trylogii. Polecam :)

Pokaż mimo to

avatar
873
873

Na półkach:

Po przeczytaniu jak spojrzeć wstecz, to wszystko ma ręce i nogi; czyli historyjka z sensem, na tle bardzo wiernie oddanej epoki, ale ...
Ale jak się czyta, to czasami nie ma się wrażenia spójności, bo nagle jak "filip z konopi" wyskakują jakieś nowe postacie i dopiero po jakimś czasie, pasują nam one do reszty.
Autor bardzo wczuł się w tok myślenia i mówienia osób żyjących w średniowieczu, co z jednej strony dawało efekt pięknych staropolskich zwrotów i powiedzonek, z drugiej zaś, męczyło (mnie) infantylnością, bogobojnością i strachem ludzi przed "poruszająca się gałązką".
Jedną z głównych postaci (a było ich kilka),nazywano "pogromcą smoków". No cóż, takie były podniety w tamtych czasach.

Po przeczytaniu jak spojrzeć wstecz, to wszystko ma ręce i nogi; czyli historyjka z sensem, na tle bardzo wiernie oddanej epoki, ale ...
Ale jak się czyta, to czasami nie ma się wrażenia spójności, bo nagle jak "filip z konopi" wyskakują jakieś nowe postacie i dopiero po jakimś czasie, pasują nam one do reszty.
Autor bardzo wczuł się w tok myślenia i mówienia osób żyjących...

więcej Pokaż mimo to

avatar
468
30

Na półkach:

Fantastyczny cały cykl "Kronik szalbierskich". Polecam mocno fanom powieści historycznych. Można zauważyć w tych książkach lekkość stylu, dobrze rozpisaną pełną zwrotów akcję, wyrazistych bohaterów oraz niezłą lekcję historii z zakresu XIII-wiecznej Polski. Każdy, kto się odważy sięgnąć po ten cykl, nie będzie zawiedziony.

Fantastyczny cały cykl "Kronik szalbierskich". Polecam mocno fanom powieści historycznych. Można zauważyć w tych książkach lekkość stylu, dobrze rozpisaną pełną zwrotów akcję, wyrazistych bohaterów oraz niezłą lekcję historii z zakresu XIII-wiecznej Polski. Każdy, kto się odważy sięgnąć po ten cykl, nie będzie zawiedziony.

Pokaż mimo to

avatar
3058
484

Na półkach: , ,

Bardzo dobra książka, jak zresztą i pozostałe z cyklu. Doskonale oddany klimat średniowiecza, czasu rozbicia dzielnicowego i czasu Tatarów przetaczających się walcem przez wschodnią Europę.
Autor dysponuje ogromną wiedzą o średniowieczu i to daje się odczuć na każdym kroku.
Przypominają się młode czasy, gdy czytało się dziecięciem będąc książki Walerego Przyborowskiego. (Wiem, wiem. Przecież to książki sprzed ponad stu lat. Nic nie poradzę, takie mam skojarzenia).

Aha. Przysłowie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni w przypadku autora sprawdza się w 100% ;)

Bardzo dobra książka, jak zresztą i pozostałe z cyklu. Doskonale oddany klimat średniowiecza, czasu rozbicia dzielnicowego i czasu Tatarów przetaczających się walcem przez wschodnią Europę.
Autor dysponuje ogromną wiedzą o średniowieczu i to daje się odczuć na każdym kroku.
Przypominają się młode czasy, gdy czytało się dziecięciem będąc książki Walerego Przyborowskiego....

więcej Pokaż mimo to

avatar
50
20

Na półkach: ,

Książka opisuje czasy które mnie fascynują ze względu na głównego bohatera Henryka Pobożnego syna księcia Henryka Brodatego który nadał prawa miejskie Lwówkowi Śląskiemu w którym się urodziłem. Mimo że Tomasz Łysiak czas ten opisuje bardziej fabularnie niż historycznie to jednak mogę tą książkę polecić również osobom zainteresowanym głównie od strony historycznej.
Ciekawa jest sama historia Bitwy pod Legnicą, bitwy o której głośno a na którą nie ma żadnych namacalnych dowodów. Nie znane jest dokładne miejsce gdzie miała się rozegrać (Legnickie Pole historycy wykluczyli a legendę że tamtejszy Klasztor powstał w miejscu śmierci Księcia uznano za nieprawdziwą). Nigdy nie słyszałem o jakimkolwiek znalezisku archeologicznym dotyczącym tej bitwy. Naprawdę ciekawa sprawa bo mimo wielu wzmianek w literaturze do dzisiaj nie ma żadnego namacalnego dowodu w postaci jakiegokolwiek znaleziska. Jest też to zdarzenie dowodem na to że były czasy gdy Niemiec bliższy był Polakowi niż Czech, który zrobił wszystko żeby na rzekomą bitwę się spóźnić. Naprawdę polecam tą książkę nie tylko jako atrakcję literacką bo taką na pewno jest ale również jako wstęp i zachętę do badania epoki w której książka jest zawieszona.

Książka opisuje czasy które mnie fascynują ze względu na głównego bohatera Henryka Pobożnego syna księcia Henryka Brodatego który nadał prawa miejskie Lwówkowi Śląskiemu w którym się urodziłem. Mimo że Tomasz Łysiak czas ten opisuje bardziej fabularnie niż historycznie to jednak mogę tą książkę polecić również osobom zainteresowanym głównie od strony historycznej.
Ciekawa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
955
868

Na półkach:

„Szalbierza”, pierwszą część „Kronik Szalbierskich”, nazwałem debiutem XXI wieku. Większość krewnych, znajomych i powinowatych, którzy książkę czytali, zgodziła się ze mną w całej rozciągłości. Tych paru dziwaków, którzy się nie zgodzili pytałem, jaką pozycję debiutancką polskiego pisarza proponowaliby w takim razie w zamian, ale, co ciekawe, nikt z nich nie miał lepszego pomysłu wtedy i nie ma do dziś.

Pod koniec 2008 roku pojawił się „Bliznobrody” – tom drugi i kontynuacja przygód Jeruzalema, Karlita, zwariowanego rycerza Dragiełły i reszty doborowej drużyny. Jeśli nawet rzeczywiście „Szalbierz” miał kilka mało ważnych usterek warsztatowych, to „Bliznobrody” był już od nich całkowicie wolny, a „Psy Tartaru” określiłbym jako absolutnie bezbłędne. To właśnie jest dokładnie taka powieść historyczna, awanturnicza, przygodowa i fantastyczna, na jaką czekałem. Może jeszcze powinienem zaznaczyć: czekałem jako człowiek dorosły.

Opowieści o magii, mieczach, smokach, krasnoludach i tak modnych obecnie wampirach niewątpliwie mogą (mogą, nie muszą!) zachwycić prawie wszystkich czytelników. Problem tylko w tym, na jak długo? Po kilku latach, albo miesiącach, okazuje się, że jest to nadal znakomita literatura, ale… dla nastolatków i stosunkowo niewielkiej grupy zapalonych pasjonatów i miłośników gatunku.

Pobawiłem się, rozerwałem, ale teraz to ja chciałbym wrócić do powieści historyczno-przygodowych na naprawdę wysokim poziomie, do literatury przez duże „L”. A tu klops! Okazało się, że niestety, nie ma do czego wracać. Bunsch? Historyczny tak, ale czy przygodowy? Przy trylogii Tomasza Łysiaka jest to, moim skromnym zdaniem, pisarstwo mocno niedzisiejsze, bo po prostu zbyt już siermiężne. Sienkiewicz? Znakomity ku pokrzepieniu serc… sto lat temu. Przygodowy? Oczywiście, jak najbardziej. Gorzej za to u niego ze znajomością realiów historycznych i politycznych. To może „Dagome Iudex” Nienackiego? No, owszem. Ale Nienacki nie żyje. Od dawna.

Oczywistej prawdy, że bajki znudzą się prędzej czy później wyrobionemu czytelnikowi, nie przeoczył Andrzej Sapkowski („Trylogia husycka”) i Tomasz Łysiak („Kroniki Szalbierskie”). Mam tu na myśli pisarzy wyjątkowych. Jeśli jednak dołożę określenie takie, jak „wybitny” czy „genialny”, pozostaje już tylko Tomasz Łysiak. Dlaczego? Ano, z prostego powodu: Łysiak jest z tomu na tom coraz lepszy, natomiast z przygodami Reynevana jest wręcz odwrotnie.

Mogłoby się wydawać, że na półkach księgarskich i bibliotecznych znaleźć można mnóstwo powieści historyczno-przygodowych, lecz to pozory. Niezłe czytadła, ale jednak - fantastyka. Warto zwrócić uwagę, na jakich półkach są prezentowane. Gdy uważny czytelnik natyka się w nich na jakieś banialuki zupełnie niezgodne z czasem i miejscem akcji, autor i wydawca zawsze się obronią twierdząc, słusznie zresztą, że to przecież historia alternatywna. Swoją drogą niezwykle modne określenie w literaturze ostatnich lat. „Człowieku, nie masz pojęcia o czym piszesz! Ja?! Ależ skąd! To przecież alternatywna rzeczywistość!” - i już, problem z głowy. Nie trzeba się wysilać, uczyć, szukać w materiałach źródłowych.

Ale ja jestem taki dziwak, co to nie lubi durnia z siebie robić i jeśli w książce historycznej, cóż z tego, że także przygodowej, czytam o wydarzeniach i postaciach historycznych, to chciałbym uzyskane informacje móc powtórzyć na dowolnym forum, nie narażając się na wybuchy chóralnego śmiechu i drwiny.

Do badań źródłowych Sapkowskiego dotyczących wojen husyckich mam spore zaufanie. Do Łysiaka i jego obrazu trzynastowiecznej Europy i Polski – pełne. Choć może nie jest to najłatwiejsze (ale za łatwizną też jakoś nie przepadam),postaci i wydarzenia opisywane przez Tomasza Łysiaka są w znakomitej większości weryfikowalne. Wystarczy poszukać Dymitra, wojewody kijowskiego, błogosławionego Czesława Odrowąża, obrońcy Wrocławia, Grzegorza IX, Fryderyka II, mistrza Poppo von Osterna, papieskiego legata Giovanniego da Pian del Carpine i wielu innych. Przy pewnej dozie samozaparcia da się też dotrzeć do „Historii Tatarów” („Historia Tartarorum”) spisanej przez towarzysza Benedykta Polaka, franciszkanina znanego jako C. de Bridia; spisanej zresztą na polecenie o. Bogusława, zwierzchnika zakonu franciszkanów w Polsce i Czechach. O Kronikach Długosza, jako źródle wątpliwym i problematycznym, wspominać chyba nie trzeba, bo w przypadku opisu bitwy pod Legnicą jest to oczywiste.

Ale Łysiak też pisze o magii – ktoś zarzuci. Ależ tak! I robi to znakomicie! To stara, dobra, swojska magia tych ziem, tych ludów, tych plemion. Gusła i czary, które… nawet jeśli faktycznie nie były praktykowane, to odprawiane być mogły – właśnie tam i właśnie wtedy. Magia Łysiaka, o dziwo, dodaje opowieści realizmu i autentyczności, i wzbogaca ją w istotny sposób. Dobra magia to nie infantylne rojenia i fantazje.

Przyznam szczerze, że jestem wręcz urzeczony narracyjnym kunsztem Tomasza Łysiaka, oznaczającym w tym przypadku niezwykłą biegłość, wprawę, po prostu mistrzostwo pisarskiego warsztatu autora. Dzięki niemu powieść historyczna, przewidywalna z natury rzeczy, wszak historię znamy (no, przynajmniej jako tako, niektórzy z nas),staje się fascynującą przygodą, wciągającą i pociągającą awanturą. Z podobnym emocjonalnym zaangażowaniem czytałem kiedyś o przygodach muszkieterów, o losach Jana Valjeana, a w pewnym sensie także Ani Shirley czy Rhetta Butlera. Ale czy jest w tym coś dziwnego? Wybitne dzieła zawsze mają ze sobą coś wspólnego, jakiś specyficzny… stygmat, rys, wyróżniający je z dziesiątków tysięcy innych.

Zmęczyło mnie już czytanie powieści historycznych, które autor zapełnia postaciami o mentalności i sposobie zachowania osób współczesnych. Żeby nie dochodziło do pomyłek, ubiera je tylko w kostiumy z epoki i wkłada im w usta – od czasu do czasu, jak mu się przypomni – jakieś staropolskie słowo. Albo ledwie stylizowane na staropolskie.

To oczywiście jest problem i to bardzo duży. Gdyby „Psy Tartaru” napisane zostały językiem jego bohaterów, współczesny czytelnik nie rozumiałby ich albo rozumiał z wielkim trudem. Jak z tym problemem radzi sobie autor wybitny, widać choćby w tym fragmencie:

„Poseł zaśmiał się chrapliwie. Zmierzył wojewodę twardym spojrzeniem i zaczął gadać, a ci, co nawet języka Tatarów nie znali, to zanim tłumacza usłyszeli, już wiedzieli, że mowa ta jest pełna pogardy.
– Szybciej wasze mury padną niźli myślicie, psy. Wasz słaby bóg nie jest od miecza, znamy go już. Żadnego z waszych miast nie uchronił. Wejdziemy tu i kobiety wasze na naszą chuć weźmiemy, dzieciom waszym odgryziemy głowy, a wam każemy na to patrzeć, jak bydłu na kolanach. Tak będzie Dymitrze, chyba że przed wolą Tengri się ugniesz, do obozu chana Batu pojedziesz sam, żeby hołd mu oddać i przyrzec, że wiernie służyć będziesz. Masz ze sobą żonę wziąć i chanowi w podarku zawieźć. Wtedy on, jak już ciebie na kolanach zobaczy i brodą twoją stopy sobie obetrze, a żonę twoją posiądzie, wtedy może pomyśli, czy żywota wam nie darować. To jest słowo nasze”*.

Nieomal widzieć tu można oczami wyobraźni dzikiego, dumnego Tatara. Odczuć jego niebotyczną pogardę, gdy rzuca w twarz ruskim bojarom warunki, które nie mogą być spełnione. Piękna scena!

Fabuła. Podążając śladami zdradzieckiego Wulfstana, zwanego też Gierzwałdem, rycerz Dragiełło, jego giermek, karzeł Karlito, wieszczka Hanna i jednoręcy bracia przybywają do Kijowa. Po chwili miasto otaczają Mongołowie, zwani Tatarami (od Thartari – „z piekła rodem”); wojownicy dzicy i nieustraszeni, o okrucieństwie wręcz legendarnym. Czterdzieści tysięcy jeźdźców, trzy razy tyle koni. Szykuje się rzeź, a praktyki zwycięskich minganów Batu-chana są znane jako bardziej niż przerażające. To paraliżuje.

Akcja powieści toczy się głównie w latach 1240-41. Na tle wydarzeń historycznych, opisanych tak, że trudno oderwać się od lektury, wyjaśniają się tajemnice, z którymi stykali się czytelnicy poprzednich tomów, to jest niemego chłopca z jedynką na piersiach, tajemniczych rycerzy Czarnego Zakonu i wreszcie samego Jeruzalema, zwanego Szalbierzem.

Po zdobyciu Kijowa Tatarzy w nieprawdopodobnym tempie posuwają się w głąb Polski. Rajd od Krakowa do Wrocławia i Legnicy zajmuje im kilka dni. Kilka dni! Czterdziestotysięczna armia! Dzicy synowie Tartaru w biegu zmieniają konie, żywią się ciekłą krwią swoich wierzchowców, nie myją się, inne potrzeby też załatwiają (właściwe słowo na właściwym miejscu!) nie zsiadając z końskiego grzbietu – są okropni, przerażający. Muszą zdążyć, zanim… Jednak zbyt wiele zdradzać nie mogę i nie chcę. To po prostu trzeba przeczytać samemu.

Finał ma miejsce pod Legnicą. Chodzi oczywiście o bitwę, która rozegrała się 9 kwietnia 1241 roku na Dobrym Polu (hist. Wolstat/Walstadt/Walstat) pod Legnicą. Lata temu, w szkolnych podręcznikach historii, nazywana była ona bitwą Polaków z Tatarami, ale w tym przypadku chodziło raczej o starcie chrześcijaństwa z dziczą, z wściekłą mongolską hordą. Starcie o charakterze kulturowym bardziej niż państwowym. Wojskami chrześcijan dowodził książę śląski Henryk Pobożny. Był to zresztą swoisty ewenement – podporządkowali mu się rycerze niemieccy, woje z ziemi krakowskiej i wielkopolskiej, a nawet templariusze. W pewnym sensie bitwa ta pozostaje fascynującą zagadką do dziś, ale o tym też pisze Tomasz Łysiak. I to jak pisze! Ja tylko zacytuję niewielki fragment:

„Dwa mingany tworzące lewe skrzydło mongolskie zawróciły i, nie zaprzestając ostrzału, zaczęły cofać. Bolko Dypoldowic obniżył kopię. Takoż i za nim rycerstwo rozpędzone.
Las długich drzewców opuścił się na wysokość łbów końskich. Huk kopyt potężniał. Leciały w górę grudy ziemi.
– Zaprzyj! – wrzasnął Szepiołka.
– Zaprzyj! – powtórzyła reszta. Teraz się rycerze pochylili w przód, żeby strzemionami w tyle znaleźć punkt oparcia i w chwili uderzenia nie wypaść z siodła. Wróg był coraz bliżej. Już widać było tatarskie gęby. Już błyskały ich dzikie oczy. Łuki mongolskie powędrowały do sajdaków. Zamiast nich wojownicy stepowi chwycili za troczone na tylnich łękach oszczepy. Zagrały piszczałki dowódców. Na chrześcijańskie kolczugi poleciała chmura niewielkich włóczni. Kolejne ciała zabitych gruchnęły o ziemię, kolejne bojowe konie upadły w rozbryzgach błota. Lecz i to nie mogło zatrzymać pędu jazdy krzyżowej.
W końcu dopadli przeciwnika.
Trzask kruszonych kopii. Kwik padających koni. Wycie ludzi. Ciała wyrzucane w powietrze. Krew bryzgająca strumieniami.
Tatarzy wyciągnęli z pochew szable i rozpoczęła się walka z rycerstwem. Od strony wzgórza tymczasem biegła polska piechota. I oni byli coraz bliżej. Unieśli broń nad głowami.
Nim jednak zdołali uderzyć, okazało się, że sami znaleźli się w potrzasku. Odwrót lewego skrzydła tatarskiego wciągnął hufiec Szepiołki w głąb, oderwał całkiem od pozostałych sił. Teraz jego rycerze zostali zamknięci w morderczym kotle. Z boków uderzyły na nich setki lekkiej jazdy, zasypując takim gradem mierzonych z bliska strzał, że ludzie padali, jak zboże pod ręką żeńcy.
Dzielny syn margrabiego Moraw Dypolda, Bolesław, zwany Szepiołką, został przeszyty włócznią. Po kolei upadali krzyżowcy, śmierć za wiarę znajdując nie pod murami Akki, nie pod świętym Jeruzalem, ale na trawiastym polu pod Legnicą”**.

„Psy Tartaru” to tom trzeci trylogii. Czy da się go czytać osobno, bez znajomości poprzednich? Tak, da się. Aczkolwiek nie wierzę, by ktoś, kto przeczyta „Psy” nie zechciał poznać także „Bliznobrodego” i „Szalbierza”. To po prostu bardzo dobra literatura i zdecydowanie warto.

Pisarstwo Tomasza Łysiaka przekonuje i udowadnia, że literatura przygodowa nie musi być infantylna, co, niestety, bardzo częste jest obecnie, to jest w czasach kultury (ale czy sztuki?) masowej, komercyjnej. Dziś krasnoludy i niziołki, jutro dinozaury, pojutrze wampiry… byle się interes kręcił, a odbiorca był w stosownym tempie oszałamiany nowinkami jak dzicy błyszczącymi paciorkami. Na tym tle warsztat autora „Psów Tartaru” charakteryzuje pewien urzekający ekskluzywizm. I za to TEŻ bardzo sobie Łysiaka cenię.

A jeśli już mowa o interesach… No, cóż… Na ostatnich Targach Książki do stoiska Picaresque, na którym sprzedawano „Psy Tartaru”, ustawiła się gigantyczna kolejka. Myślę, że to również o czymś świadczy, zwłaszcza wobec faktu, że w tym samym czasie kilku całkiem niezłych pisarzy siedziało... hm… dość samotnie w swoich boksach, jakby odrobinę się w nich nudząc.
 
 
Na koniec jeszcze tylko fragment, który ilustruje niesamowite poczucie humoru autora powieści:
 
„– Co gadasz, psie? – zerwał się nagle Dragielło, siadając tak nagle, jakby mu kto sprężystą wić w gardziel nasadził – jaskółczym gównem żeście ciało rycerskiego rodu nacierali?
– Cichaj to, panie, cichaj – Karlito delikatnie go pchnął znów na łoże – trochę sobie karlim obyczajem dworuję, żeby sprawdzić, czy duch jeszcze w tobie drzemie. Ale widzę, że ci, mój kochany panie, poziom jadu we krwi tak skoczył, jakbyś nalewkę na szaleju popijał. Znaczy to, żeś w kondycji wewnętrznej dobrej. Bardzo udatnej.
Rycerz się nieco uspokoił, więc i karzeł objaśniał z większą swobodą:
– Gdzież by cielesne powłoki potomka świętego Jerzego jaskółczym gównem nacierać. Toć obraza by była boska i jeszcze jakieś z tego nieszczęście. Każdy to wie, najgłupszy parobek, co przy dworze jakim, albo w kościelnym obejściu robił, że się jaskółczym gównem nie smaruje oparzelin, a opuchlizny idące od zbytniego dźwigania ciężarów. Bab nie trzeba uczyć, co na oparzenia najlepsze, od dawna one to wiedzą. Więc i ciebie, mój panie, nie jaskółczym, lubo kurzym gównem natarły. Żebyś ty wiedział, ile twój sługa jedyny za tym się medykamentem nabiegał. Kur niby wiele, ale znajdź teraz w czasie wojennym odpowiednią ilość kurzej, jak by tu rzecz, maści?”***.
 

--
* Tomasz Łysiak „Psy Tartaru”, Wydawnictwo Picaresque 2010, strona 56-57
** Tomasz Łysiak „Psy Tartaru”, Wydawnictwo Picaresque 2010, strona 484-485
*** Tomasz Łysiak „Psy Tartaru”, Wydawnictwo Picaresque 2010, strona 85

„Szalbierza”, pierwszą część „Kronik Szalbierskich”, nazwałem debiutem XXI wieku. Większość krewnych, znajomych i powinowatych, którzy książkę czytali, zgodziła się ze mną w całej rozciągłości. Tych paru dziwaków, którzy się nie zgodzili pytałem, jaką pozycję debiutancką polskiego pisarza proponowaliby w takim razie w zamian, ale, co ciekawe, nikt z nich nie miał lepszego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
105
1

Na półkach: ,

Bardzo przyjemnie się czytało

Bardzo przyjemnie się czytało

Pokaż mimo to

avatar
606
477

Na półkach:

Dobra książka, z którą okrutnie się męczyłem. Dziwna sprawa.

Dobra książka, z którą okrutnie się męczyłem. Dziwna sprawa.

Pokaż mimo to

avatar
429
52

Na półkach: ,

Uwaga dla czytających.
W tym wydaniu (w moim tak jest) rozdziały ostatnie zostały źle wydrukowane
- Rozdział 22 - strona 465.
Rozdział 21 - strona 491.

Pozdrawiam i Polecam

Uwaga dla czytających.
W tym wydaniu (w moim tak jest) rozdziały ostatnie zostały źle wydrukowane
- Rozdział 22 - strona 465.
Rozdział 21 - strona 491.

Pozdrawiam i Polecam

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    145
  • Chcę przeczytać
    115
  • Posiadam
    44
  • Historia
    3
  • Ulubione
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Powieść historyczna
    3
  • Fantastyka
    2
  • 2019
    2
  • Mam
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Psy Tartaru


Podobne książki

Przeczytaj także