rozwińzwiń

Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu

Okładka książki Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu Donatien Alphonse François de Sade
Okładka książki Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu
Donatien Alphonse François de Sade Wydawnictwo: Mireki klasyka
470 str. 7 godz. 50 min.
Kategoria:
klasyka
Tytuł oryginału:
Cent vingt journées de Sodome ou l'École du libertinage
Wydawnictwo:
Mireki
Data wydania:
2010-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2010-01-01
Liczba stron:
470
Czas czytania
7 godz. 50 min.
Język:
polski
ISBN:
9788389533784
Tłumacz:
Bogdan Banasiak, Krzysztof Matuszewski
Tagi:
120 dni sodomy powieść francuska powieść erotyczna
Średnia ocen

5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
579 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
351
346

Na półkach:

Chwilami bałam się,że nie dotrwam do końca. Choć początkowo zapowiadało się ciekawie, to po kilku rozdziałach czułam niesmak.
Szczegółowe opisy fekaliow, wszelkiej możliwej dewiacji seksualnej. Za dużo tego wszystkiego-czułam niezdrowy przesyt...

Chwilami bałam się,że nie dotrwam do końca. Choć początkowo zapowiadało się ciekawie, to po kilku rozdziałach czułam niesmak.
Szczegółowe opisy fekaliow, wszelkiej możliwej dewiacji seksualnej. Za dużo tego wszystkiego-czułam niezdrowy przesyt...

Pokaż mimo to

avatar
38
42

Na półkach:

Jest to bardziej zarys powieści niż ukończone dzieło, dlatego brakuje tu głębi. W sumie to na końcu jest tylko wymienione w punktach, co autor chciał napisać, ale już nie zdążył.

Ciekawe, co by było, gdyby jednak zdołał rozwinąć to wszystko (mam na myśli nie tylko te wymienione punkty, ale też ogólnie całą historię)... Wtedy to dopiero byłaby moc :)

Jest to bardziej zarys powieści niż ukończone dzieło, dlatego brakuje tu głębi. W sumie to na końcu jest tylko wymienione w punktach, co autor chciał napisać, ale już nie zdążył.

Ciekawe, co by było, gdyby jednak zdołał rozwinąć to wszystko (mam na myśli nie tylko te wymienione punkty, ale też ogólnie całą historię)... Wtedy to dopiero byłaby moc :)

Pokaż mimo to

avatar
39
39

Na półkach:

Markiz de Sade, zdemoralizowany szlachcic, niesławny ojciec sadyzmu oraz wieloletni więzień zamku Bastylii za czasów panowania Ludwika XVI, spisał oraz ukrył w swej skromnej celi zwój zawierający historię 120 dni Sodomy, odkrytą dopiero po blisko 120 latach od momentu zwinięcia manuskryptu — wciąż szokująco aktualną.

120 dni Sodomy to tytuł odrażający, który przynależy do gatunku literatury brzydkiej, gdzie odkrywamy historię czterech zamożnych libertynów pragnących spędzić sto dwadzieścia dni w zamku w Schwarzwaldzie, by oddawać się przerażającym aktom [TW] gwałtu, uprowadzenia, kazirodztwa, pedofilii, zoofilii, koprofilii, urolagnii, heterofobii, świętokradztwa i herezji, poniżającej uległości, mizoginii, poligamii, uprzedmiotowienia, przymusowych orgii, psychicznych i cielesnych tortur [m.in. biczowanie, głodzenie, rozczłonkowywanie], kanibalizmu oraz morderstwa.

W pierwszej części manuskryptu zostałam zaintrygowana historią, która pomimo odrażających i bulwersujących czynów skrywa w sobie lustrzane odbicie XVIII-wiecznej Francji oraz jej rewolucyjnych i zmuszających do refleksji przesłanek o korupcji i obezwładniającej potędze kościoła, kapitalizmu, prawa oraz szlachty, w których odnalazłam między innymi domieszki turpizmu, kobiecej wolności seksualnej i poparcia stosunków nieheteronormatywnych. Kolejne części nieukończonej historii de Sade’a okazały się być jednak nużące, repetytywne i nieróżnorodne, przez co pierwsze pozytywne wrażenia z lektury straciły na intensywności, a świadomość, że przedstawiona fikcja jest wciąż rzeczywistym i aktualnym problemem, dodatkowo przytłoczyła mnie psychicznie.

120 dni Sodomy to historia, z którą nie można zwyciężyć, niezależnie od osiągniętego rezultatu; niezależnie czy czytelnik zdołał skończyć manuskrypt, czy poddał się w trakcie lektury — pożrą nas myśli.

Nie polecam ani nie odradzam tej książki nikomu i z tego względu nie potrafię jej ocenić.

Instagram: @illectum

Markiz de Sade, zdemoralizowany szlachcic, niesławny ojciec sadyzmu oraz wieloletni więzień zamku Bastylii za czasów panowania Ludwika XVI, spisał oraz ukrył w swej skromnej celi zwój zawierający historię 120 dni Sodomy, odkrytą dopiero po blisko 120 latach od momentu zwinięcia manuskryptu — wciąż szokująco aktualną.

120 dni Sodomy to tytuł odrażający, który przynależy do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
601
505

Na półkach: , ,

Tę książkę nabyłem, żeby przekonać się, czy narosła wokół niej legenda ma uzasadnienie. Odpowiedź brzmi: tak. "Sto dwadzieścia dni Sodomy" zajmuje się tematami takimi jak koprofilia, koprofagia, kazirodztwo, pedofilia, zoofilia, nekrofilia, kanibalizm, tortury, a także mordy ze szczególnym okrucieństwem. Przy czym większość treści zajmują suche opisy wymienionych praktyk, ponieważ autor zdołał napisać zaledwie 1/4 zamierzonej powieści, reszta to tylko plan. Dodam jeszcze, że wartość filozoficzna tego dzieła jest bliska zerowej i można sprowadzić ją do sloganu, którym niegdyś reklamowano popularną grę komputerową Dungeon Keeper: "Jak dobrze być złym". Zostawiam bez oceny.

Tę książkę nabyłem, żeby przekonać się, czy narosła wokół niej legenda ma uzasadnienie. Odpowiedź brzmi: tak. "Sto dwadzieścia dni Sodomy" zajmuje się tematami takimi jak koprofilia, koprofagia, kazirodztwo, pedofilia, zoofilia, nekrofilia, kanibalizm, tortury, a także mordy ze szczególnym okrucieństwem. Przy czym większość treści zajmują suche opisy wymienionych praktyk,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
193
91

Na półkach: ,

Według wielu jedna z najbardziej kontrowersyjnych książek. Czy się z tym zgadzam? Raczej tak, ale... Zabrakło wielu istotnych elementów. Między innymi brak opisu emocji. To co czytelnika szokuje najbardziej w takich książkach to nie sam opis "namiętności", tortur, zboczeń, a emocje temu towarzyszące.

Trzeba także pamiętać, że jest to książka nieskończona. Pierwszy rozdział czyli pierwszy miesiąc jest opisany w całości i bardzo dokładnie. Natomiast w następnych rozdziałach mamy tylko wypunktowane namiętności, czyli to taka ściąga autora, która miała ułatwić mu pisanie książki.

Wstęp do książki na plus, dowiedzieliśmy się dużo o życiu prywatnym de Sade, natomiast wyjaśnianie pojęcia libertynizmu dłużyło się w nieskończoność. Ciężkie, nudne, niepotrzebne. Przypisów zdecydowanie za dużo. I umieszczenie ich na ostatnich stronach książki, a nie pod tekstem sprawiało kłopoty podaczas czytania. Ciągłe wertowanie kartek.

Na podstawie tej książki powstał film "Salo, 120 dni sodomy", który zszokował każdego widza. Co innego czytać o tym, a co innego zobaczyć to na ekranie. Odruch wymiotny gwarantowany :)

Co do samego autora. Sądzę, że miał problemy psychiczne. To co dla każdego było niewyobrażalnym cierpieniem, czymś obrzydliwym lub zboczeniem, dla niego było rzeczą jak najbardziej normalną, można nawet powiedzieć przyjemną. Zresztą to od jego nazwiska wziął się termin Sadyzm.

Sto dwadzieścia dni Sodomy to klasyka, pozycja obowiązkowa wśród najbardziej porytych książek :)

Według wielu jedna z najbardziej kontrowersyjnych książek. Czy się z tym zgadzam? Raczej tak, ale... Zabrakło wielu istotnych elementów. Między innymi brak opisu emocji. To co czytelnika szokuje najbardziej w takich książkach to nie sam opis "namiętności", tortur, zboczeń, a emocje temu towarzyszące.

Trzeba także pamiętać, że jest to książka nieskończona. Pierwszy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
761
3

Na półkach:

Nudne jak flaki z olejem.

Nudne jak flaki z olejem.

Pokaż mimo to

avatar
56
2

Na półkach:

za ciężka.

za ciężka.

Pokaż mimo to

avatar
90
25

Na półkach:

Fajna.

Fajna.

Pokaż mimo to

avatar
567
104

Na półkach:

Nie mam pojęcia jak ocenić tę książkę.

Nie mam pojęcia jak ocenić tę książkę.

Pokaż mimo to

avatar
126
123

Na półkach: ,

W duchu badań nurtu surrealistycznego postanowiłem pochylić się ku prekursorom gatunku. Jednym z nich jest właśnie Markiz de Sade, który popełnił chyba najobrzydliwsze dzieło jakie czytałem. O tym dziele słyszałem dużo na temat zgorszenia jakie wywołuję wśród ludzi. Mógłbym pokusić się o zgodę, bo zostawia rysy na rozumie, ale myślę, że trzeba mieć stalowe nerwy by czytać ten klasyk. Ponadto czytać go z cierpliwością. Nie jest to wybitne dzieło literackie, bo pozostawia wiele do życzenia jeśli chodzi o język stosowany. Na szczęście przekład, choć nie najlepszy zapewne, umocnił język zdatny na tamte czasy - czasy Ludwika XVI, czyli XVIII wiek. Przyznaję, że długo się zabierałem za pierwszy raz z tą lekturą i pewnie gdybym się zaznajomił wcześniej mógłbym spoglądać na tą rzecz w inny sposób. Niemniej, do dna!
Zostałem ostrzegany, że czyta się ten tytuł jak książkę telefoniczną... hmm... nigdy nie czytałem książki telefonicznej, mam nadzieję, że treść nie jest podobna. Chyba jednak wiem co miał na myśli autor tej przestrogi. De Sade na pewno był filozofem, nie był pisarzem owładniętym manią pisania i opowiadania, nie przykładał wagi do języka i stylistycznych manier (hahaha, De Sade i maniery) dlatego język może okazać się bardzo prostacki, a na pewno wulgarny. Osoby wrażliwe na słowa na K i P mogą się zniechęcić po paru trudnych stronach. No bo czego się spodziewać po człowieku, który spędził większość życia w więzieniach i nawet dobrze mu się tam żyło. Markiz ponoć żył tak jak pisał w tym dziele. Zdegenerowany, zdemoralizowany, w hedonistycznym stylu z ogromnie rozbudowanymi preferencjami seksualnymi. 120 dni Sodomy pisane we więzieniu dodały klimatowi tego dzieła i nie da się zaprzeczyć, że więzienny sznyt w najobrzydliwszym stylu jest odbity w paginałach, na których De Sade popełnił dzieło przed rozbiorem Bastylii. Owy tytuł w dużej mierze zawdzięczamy równie zdegenerowanej siostrze Markiza, która odzyskała rękopisy. Wszystkie te niuanse i więcej możemy poznać w najciekawszych w tym wydaniu słowach wstępu Bogdana Banasiaka i Krzysztofa Matuszewskiego. Historia powstawania tego dzieła jest grzecznym historycznym wprowadzeniem i choć panowie tłumaczą rys jaki De Sade porusza, czytelnik nie ma pojęcia co go czeka przez następne 300 stron z czego około 150 to krótkie opisy, dosłownie jednozdaniowe, czynności sadycznych wykonywanych przez bohaterów.
Teraz po lekturze dostrzegam korzenie wielu preferencji seksualnych z kategorii BDSM, do tego wiele fiksacji i sadyzmów, bo to właśnie od nazwiska markiza powstało słowo "sadyzm". Oznacza ono nie tylko czynność, ale jak się okazuje filozofię skrzętnie utrzymywaną pod nazwą libertynizm. No i właśnie sam libertynizm, wtedy był pozbawiony wszelkich skrupułów, sentymentów i wartości moralnych zrównując całą instytucjonalność i ideę rodziny oraz religii. Najważniejsza jest przyjemność - posiadania, cielesna, im bardziej wyszukana i wyuzdana tym bardziej podniecająca. Libertyn natomiast kojarzy się z arystokracją i szlachtą albo z duchowieństwem. Pojawia się nawiązanie do tajnych stowarzyszeń. Powyższy tytuł w fabule posiada właśnie odpowiadający takiemu stowarzyszeniu charakter. Pewnie się nie znam, ale w wielu myślach Sade'a widzę to co libertynizm także oferuje obecnie. Może bez tak obrzydliwej obsceniczności, ale sam Korwin - Mikke dopuścił się przemówień jakby pisanych przez Markiza De Sade'a. Muszę również zaobserwować, że wielu z nas w swych zachowaniach, posiada libertyńskie pobudki i nie mam tu na myśli preferencji seksualnych, chociaż obecna fala LGBT itp itd etc jest właśnie wyrośnięta na takich libertyńskich utyskiwaniach z XVIII wieku. Dziś jest to normą, chociaż kiedyś mogliśmy śmiało nazywać to dewiacją i sami libertyni nazywali to w ten sposób nie czując krępacji, tak samo zresztą jak wspomniana fala dumna jest ze swych "inności". Dostrzegam również w mych prywatnych obserwacjach ruchu surrealizmu widoczny wpływ Markiza. Nawet więcej - zaczynam to rozumieć. Wszelka emanacja w sztuce erotyką lub groteskowa brzydota, która swoją drogą w opowieści De Sade'a jest czynnikiem podniecenia.
Najwięcej takiej inspiracji widzę u Salvadora Dali, szczególnie w jego manii koprofagicznej, również uwielbienia pierdów. Dlaczego taka koincydencja? U Sade'a mamy wszystkie nikczemności seksualne i autoerotyczne - onanizm, wspomniana koprofagia, nekrofilia, kazirodztwo, pedofilia, tortury, prostytucja i dominacja, być może są też takie, których nie jestem w stanie nazwać. Ale nim wytłumaczę związki z Dalim, przybliżę fabułę.
Postaci w tym dziele jest za dużo i można się pogubić dlatego nie jestem w stanie wszystkich wymienić. Sęk w tym, że mamy czterech przyjaciół Księcia De Blagnis, Biskupa, Prezydenta De Curvala i Durceta. Każdy z nich jest przychylny paktowi, na mocy którego poślubiają wzajemnie swe córki i dzielą się swymi dotychczasowymi żonami. Postanawiają oni spotkać się w odosobnieniu z kilkoma kurtyzanami i odbyć orgię pełną opowieści i namiętności, na którą planują również porwać dzieci, by się nimi wysłużyć do swych własnych erotycznych pociech. Orgia ma trwać 120 dni i odpowiada jej pewien porządek. Autor oczywiście przedstawia wszystkich bohaterów w szczegółowości ich nikczemnych uczynków oraz podniet fizycznych. Opowieść jest podzielona na cztery części z czego w pierwszej mamy opowieść główną. Tam jedna z kurtyzan otrzymawszy jak jej przyjaciółki rolę narratorki opowiada o swoich ekscesach seksualnych z całego życia. Po opowieści lub w trakcie dochodzi do czynów naśladujących lub inspirowanych usłyszaną historią. Nieposłuszeństwo wśród wykorzystywanych dzieci mogło być surowo karane. Mniej więcej na tym polega fabuła, ale najciekawsze i to oj bardzo są opisy tego co działo się podczas pobytu w Czarnym Lesie. Orgia jak orgia, ale kiedy opisuje się szczegóły wyobraźnia może to zobrazować. Pijaństwo to pikuś, kiedy czytamy o oddawaniu moczu na drugą osobę, albo picie tej uryny, czy choćby techniki stosowania kar zaczyna nam się robić niedobrze. A kompletnie się krzywimy gdy czytamy nagminnie o oddawanym kale, jedzeniu go, lub przyjmowaniu w określonej konsystencji na własne ciało. Tu jest ta Dalijska namiastka. Tylko że naprawdę, ja aż czułem wszędzie kał. Mimo wątpliwego kunsztu pisarskiego i tak czułem co czytam. Okropne doświadczenie i nie raz chciałem porzucić dalsze czytanie. Przychodzą na myśl dość hardkorowe filmy wiadomej kategorii i faktycznie powieść uznawana jest za powieść erotyczną, niemniej ja bym położył ją również na półce "horror". Kolejne trzy części powieści to tylko wypunktowane namiętności hardkorowszego poziomu i tu już podarowałem sobie dalszą lekturę gdyż nie chciało mi się jeszcze prostszego tekstu czytać polegającego na czymś w stylu "on jemu to".
Autor twierdzi, że po tej lekturze czytelnik skończy chory umysłowo. Czy oszalałem? W pewnej mierze na pewno zmieniłem swoją perspektywę patrzenia na libertyńskie zabawy i zacząłem dostrzegać je wszędzie. Natomiast zbrzydł mi dość temat seksualności i podchodzę do tego z lekkim grymasem i sporym dystansem. De Sade jest świetnym materiałem dla Freuda i zapewne doktorek go przerabiał, by dojść do swych konkluzji. Markiz przyczynił się zatem do stworzenia wielu fascynujących idei. W moim mniemaniu powieść jest mocna i trzymam ją w domu dla potomnych, by w razie czego przestrzec ich przed pewnymi zajściami. Filozofia libertyńska zawsze będzie mnie przerażać swą praktyką niemniej mroczne i nihilistyczne założenia będą mi bliskie i trudno się będzie od nich odpędzić widząc zniszczenie obyczajności.

W duchu badań nurtu surrealistycznego postanowiłem pochylić się ku prekursorom gatunku. Jednym z nich jest właśnie Markiz de Sade, który popełnił chyba najobrzydliwsze dzieło jakie czytałem. O tym dziele słyszałem dużo na temat zgorszenia jakie wywołuję wśród ludzi. Mógłbym pokusić się o zgodę, bo zostawia rysy na rozumie, ale myślę, że trzeba mieć stalowe nerwy by czytać...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 495
  • Przeczytane
    1 099
  • Posiadam
    240
  • Teraz czytam
    58
  • Chcę w prezencie
    23
  • Ulubione
    21
  • Klasyka
    11
  • Literatura francuska
    9
  • 2014
    8
  • Ebook
    5

Cytaty

Więcej
Donatien Alphonse François de Sade Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu Zobacz więcej
Donatien Alphonse François de Sade Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu Zobacz więcej
Donatien Alphonse François de Sade Sto dwadzieścia dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także