„Cena pocałunku” to pierwsza wydana na polskim rynku książka Lindy Kage i – szczerze mówiąc – po jej lekturze nie mogę się wręcz doczekać kolejnych! Autorka zdecydowała się postawić na typ uroczej bohaterki – optymistki, nieco oderwanej od rzeczywistości, widzącej dobro oraz piękno we wszystkim i wszystkich. Taka właśnie jest Reese, która została zmuszona do porzucenia swoich planów na przyszłość, zmiany nazwiska i ucieczki na drugi koniec kraju w obawie przed swoim byłym – stalkerem, który już raz usiłował ją zabić.

Nazywana przez swoją kuzynkę „królową niemożliwych związków”, zdaje się przyciągać kłopoty. Już pierwszego dnia na kampusie spostrzega Masona i dowiaduje się, że… nie stać jej na niego!

Chłopak, który wpadł jej w oko, jest bowiem żigolakiem. W dodatku całkiem chamskim i opryskliwym, o czym nasza bohaterka przekonuje się dość szybko. Jak to w książkach bywa, na skutek niesłychanego zbiegu okoliczności Reese zostaje opiekunką chorej na porażenie mózgowe dziewczynki, która, tak się składa, jest akurat siostrą naszego żigolaka.

Reese i Mason początkowo ledwo znoszą swoje towarzystwo, każde z innych powodów. Mimo że start ich znajomości był dość kiepski, stopniowo udaje im się zaprzyjaźnić. Ich relacja oczywiście nie podoba się wielu postronnym osobom, co skutkuje przykrymi plotkami. Jednak prawdziwe komplikacje pojawiają się w momencie, gdy nasza para dostrzega, że oboje pragną od siebie czegoś więcej. Niestety nie jest to takie proste…

Linda Kage odwaliła kawał dobrej roboty, opierając relacje bohaterów nie na samej fascynacji wyglądem, ale na poważnych podstawach. Bohaterowie stopniowo dowiadują się o sobie o wiele więcej, niż można by się spodziewać po przeciętnym romansie. I to właśnie sprawia, że „Cenę pocałunku” czyta się z takim zawzięciem.

Autorka doskonale potrafi wzbudzić w czytelnikach zainteresowanie wykreowanymi przez siebie postaciami. Mimo iż bohaterowie na pierwszy rzut oka wydają się dość sztampowi, to cała fabuła budowana jest w taki sposób, że czytelnik nie ma najmniejszych szans, by oprzeć się własnej ciekawości. Reese i Masona po prostu od razu chce się poznać bliżej, dowiedzieć się wszystkiego o ich przeszłości i zrozumieć powody ich postępowania. A do tego jeszcze to powolne budowanie napięcia między nimi i ich wzajemna rosnąca fascynacja sprawiają, że dosłownie nie daje się odłożyć tej książki.

„Cena pocałunku” to nie błaha historia miłosna, obok której można przejść obojętnie. To również poważne dylematy, z którymi zmagają się jej bohaterowie już od pierwszych stron. Zastanawialiście się kiedyś, ile bylibyście w stanie poświęcić dla najbliższych? Co ośmielilibyście się zrobić? Mason na podjęcie jednej z najważniejszych decyzji w swoim życiu miał raptem kilka minut. Nie była to łatwa decyzja, jednak dla dobra swojej rodziny postanowił zacisnąć zęby i działać, nawet wbrew samemu sobie.

Czytając tę książkę, po prostu nie można nie zakochać się w głównym bohaterze. Choć na początku Mason jest zwyczajnym dupkiem, z rozdziału na rozdział udaje nam się przebić przez jego skorupę i dostrzec wrażliwego chłopaka, który dokonał w życiu kilku złych wyborów. Jednak to, jakim jest bratem i synem, świadczy o nim zdecydowanie bardziej niż jego profesja.

Mason to w rzeczywistości typ rycerza na białym koniu, który niekoniecznie z własnej winy znalazł się w potrzasku i tkwi w nim już od ponad dwóch lat. Ta sytuacja ma na niego oczywiście nie najlepszy wpływ, o czym czytelnik dość szybko się dowiaduje. Choć cała opowieść pisana jest z perspektywy głównej bohaterki, to wystarczy kilka krótkich, za to bardzo wyrazistych scen, byśmy dokładnie zdali sobie sprawę ze wstrętu, jaki nasz bohater do siebie czuje.

Spotkanie z tą książką było szybkie, ale intensywne. Ta historia jest tak delikatna i poruszająca zarazem, że naprawdę trudno się od niej oderwać. „Cena pocałunku” świetnie pokazuje, jak kilka złych decyzji potrafi odbić się na życiu człowieka i jak zepsuta reputacja może ciągnąć się za człowiekiem latami, krzywdząc przy tym również postronne osoby.

Tytuł powieści jest dość przewrotny – można go interpretować dosłownie, w końcu Mason pobiera niemałą opłatę za swoje pocałunki i całą resztę. Ale można też podejść do niego w nieco bardziej metaforyczny sposób – cena nie wiąże się wcale z pieniędzmi, a z poświęceniem. Mason wciąż płaci za jedną pochopnie podjętą decyzję. Niestety cenę za nią ponoszą także inni, a w tym wypadku również nasza bohaterka.

Niewątpliwie na plus należy odnotować również nietypowy sposób opowiadania tej historii – głównej bohaterce zdarza się przełamywać czwartą ścianę i niemalże rozmawiać z czytelnikiem, co nierzadko może skutkować salwami śmiechu. Tego typu książki pochłania się jednym tchem i jest się im w stanie wiele wybaczyć, dlatego schematyczność czy masa literówek nie mają tu dużego znaczenia. Przy świetnej narracji i błyskotliwych dialogach nawet na pozór prosta historia zyskuje niepowtarzalny klimat. Tak dzieje się też w tym wypadku. Przygotujcie sobie naprawdę dużo wolnego czasu, bo gdy już zaczniecie czytać „Cenę pocałunku”, gwarantuję, że nieziemsko trudno będzie wam ją odłożyć.

Katarzyna Kłosowska