Dwadzieścia lewów albo śmierć. Cztery podróże

Okładka książki Dwadzieścia lewów albo śmierć. Cztery podróże
Karl-Markus Gauß Wydawnictwo: Czarne Seria: Sulina reportaż
232 str. 3 godz. 52 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Sulina
Tytuł oryginału:
Zwanzig Lewa oder tot: Vier Reisen
Wydawnictwo:
Czarne
Data wydania:
2018-08-16
Data 1. wyd. pol.:
2018-08-16
Liczba stron:
232
Czas czytania
3 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788380497184
Tłumacz:
Sława Lisiecka
Tagi:
Sława Lisiecka Bałkany Mołdawia Bułgaria Chorwacja Serbia Wojwodina podróż
Średnia ocen

                6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
79 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1026
498

Na półkach: , , ,

"Od powrotu do domu nie chcieli mi wyjść z głowy bohaterowie i upiory Kiszyniowa"

Cztery kierunki kilkukrotnych podróży w kierunku Bałkanów. W bardzo podobnym tonie i klimacie, jak podróże Stasiuka, choć trzeba przyznać, że Gauß stara się, by te jego były odpowiednikiem dawnej niemieckiej Bildungsreise: jeździ głównie jako lektor niemieckiego, prowadząc wykłady i seminaria dla nauczycieli tego języka po uniwersytetach, do wyjazdów przygotowuje się (gł. z przewodników), zawsze też w kręgu jego zainteresowań pozostaje wątek wielonarodowej przeszłości odwiedzanych rejonów oraz wątki literackie. Ze Stasiukiem łączą go jednak pewne obrazy: na cmentarzu żydowskim w Kiszyniowie autor obserwuje, jak wrony zawracają (s.26)... Jakby tam był już koniec świata.

Moja mołdawska tęsknota: Kiszyniów-Komrat-Taraclia-Kaguł-Roșu-Leova-Soroki-Țînțăreni-Vulcănești
Dawna Besarabia to (mniej więcej) dzisiejsza Mołdawia. Gauß z tą nazwą zetknął się już w dzieciństwie, ponieważ dorastał na salzburskim Lieferingu, nazywanym Besarabią - to tam przy Bessarabierstr. wybudowano bloki dla uchodźców. Bowiem po ugodzie Stalina i Hitlera z 1940, 100 tys. Niemców z Besarabii zostało wywiezionych "heim ins Reich". A ponieważ byli już mocno wymieszani z tamtejszą ludnością, nigdzie w hitlerowskim Großes Deutschland nie uznawano ich za prawdziwych Niemców. Od razu też przyznaje, że Mołdawia to nie jest kraj dla turystów: koszmarne drogi, zniszczone zabytki, kiepska baza turystyczna. On jednak szuka śladów po tych, których tu już nie ma - pozostałości po Żydach (ciekawe, że sami Żydzi uważają dziś, iż pogromy w Kiszyniowie były spowodowane nie tym, że byli Żydami, lecz że uważano ich za Rosjan, bo zwykle trzymali z władzą), po Niemcach, interesuje się też losem mniejszości: Gagauzów - prawosławnych Turków ("Komrat wart jest podróży dla tych osób, które czują piękno brzydkich miast" s.50), Romów (Ciocănari-miejscy, utrzymują się z handlu, zaś Ursari - wiejscy, za ZSRR byli kołchoźnikami; śledzi ich losy za okupacji i ogląda ich dzisiejsze dziwaczne, niedokończone pałace w mieście Soroca).
Wrażenia tu opisane pochodzą z przynajmniej dwu podróży - odbytej na zaproszenie austriackiego lektora z Kiszyniowa i późniejszej, w towarzystwie fotografa Kurta Kaindla, z którym razem prowadzą projekt uwieczniania mniejszości narodowych (Die sterbenden Europäer) oraz "ziemi niczyich", takich jak Mołdawia.

Martwe dziewczęta z Futogu: Belgrad-Nowy Sad-Futog
Długo odkładana podróż do Futogu to rodzaj hołdu dla matki autora: tam, w środowisku Szwabów zamieszkujących nizinę Srem (Syrmia), się urodziła i dorastała. "Wypędzona" w 1944 roku. Jej przodkowie pochodzili z Baczki. Gauß od dzieciństwa słuchał opowieści o Nowym Sadzie, ale pojechał tam dopiero po śmierci matki. Wojewodina - kiedyś wielonarodowy region autonomiczny, po wojnach XX wieku nie zachowa już tej tradycji. Autor spotyka się jeszcze z László Végelem, redagującym miejscową węgierską gazetę, który biesiadował kiedyś z Danilo Kišem i Aleksandarem Tišmą, ale dziś Żydów już nie ma. I Niemców też. Na placach pozostały tylko serbskie postaci tego regionu: Vuk Karadžić i Svetozar Miletić. W muzeach zaś próżno szukać bałkańskich artystów - wszędzie gromadzi się tylko to, co w zachodniej Europie uznano za wartościowe. Bałkańscy, miejscowi malarze musieli zyskiwać uznanie daleko od domu - we Francji i USA.

Oczy z Zagrzebia: Zagrzeb
Cztery podróże w to samo miejsce odbyte w odstępie 12, 14 i 2 lat - raz na zaproszenie jeszcze socjalistycznego Związku Pisarzy (1986), drugi raz za prezydentury nacjonalisty chorwackiego Tudjmana w 1998, trzeci w 2012 - kongres kultury wywrotowej (Subversive Festival) i w 2014 jako gość uniwersytetu seminarium dla tłumaczy.
Gauß za młodu interesował się i tłumaczył na niemiecki Miroslava Krležę (pierwsza próbowała tego Ina Jun-Broda), chorwackiego Goethego, jak o nim mówiono, co jeszcze w Jugosławii zwróciło na niego uwagę Serbów. Spodziewano się, że może Gauß będzie umiał wypromować tego wybitnego autora w obszarze niemieckojęzycznym. Oczywiście nie udało się to, ponieważ - pisze Gauß - "są dwie Europy, a nie jedna. I (...) ta jedna na Zachodzie, obdarzona oświeceniem, przemysłem, nowoczesnością, dobrobytem i arogancją, wystarcza sama sobie i zwyczajnie nie chce nic wiedzieć o tej drugiej na Wschodzie, która przez wieki musiała harować, walczyć, wykrwawiać się dla obcych władców. Nie chce nic wiedzieć, bo uważa tę drugą, od dawna podbitą, odtrącaną Europę za nudną albo niebezpieczną, w każdym razie za zacofaną i nieciekawą."(s.120-121) Z kolei na wschodzie Europy od dawna wszyscy wiedzą, jaki jest stosunek Zachodu do nich, gdyż "świat był zawsze głuchy i głupi i wcale nie chciał, by zakłócano jego nieświadomość". (j.w.) Taka perspektywa jest możliwa u Gaußa pewnie tylko dlatego, że jego rodzina również stąd pochodzi. Zabawne i ładne mi się wydało, jak opisał radość gospodarza pokoju, w którym go w Zagrzebiu w 1986 umieszczono. Kiedy ów rano zobaczył, iż goście opróżnili butelkę wina i nie pogardzili wódką, uznał zapewne, że to dobra wróżba: choć gośćmi byli Niemcy, potrafili zacząć dzień jak swoi, jak Słowianie. Cóż, byli prawie stąd, zresztą artyści bywają bardziej otwarci, więc i o porozumienie łatwiej...
W tekście kilka literackich wątków: o konfabulacjach Malapartego w jego wojennych "reportażach" pt. Kaputt: okrucieństwa wokół było tyle, że postanowił je jeszcze ubarwić dla celów literackich... To już nie reportaż a fałszowanie rzeczywistości. "Mechanizm podbijania bębenka, służący traktowaniu nas w medialnym społeczeństwie zbrodniami, katastrofami i nieszczęściami w czasie realnym, a także za pomocą obrazów nagrywanych z bliska, przy użyciu którego to mechanizmu pragniemy zresztą być traktowani, musi produkować coraz to bardziej drastyczne obrazy i nieustannie znajdować czy wynajdować nową grozę". To niestety także mechanizm działania i dzisiejszych mediów - w potęgowaniu grozy są tylko naśladowcami metody owego nawróconego faszysty: podbarwiają katastrofę, by się lepiej sprzedać. Ohyda. Absurdalnie też wygląda żonglerka narodowymi bohaterami: w walce 19-wiecznych nacjonalizmów austriacki oficer Jelačić, który przeciwstawił się węgierskiej rewolucji mieszczańskiej, przynoszącej reformy społeczne, w latach 90tych XX w. wieku został bohaterem chorwackim, ponieważ ochronił nacjonalizm chorwacki - w przypadku zwycięstwa rewolucji Chorwacja zostałaby bowiem zmadziaryzowana... "Na przykładzie postaci Josipa Jelačicia można zbadać, dlaczego Europa w ogóle nie dysponuje wspólną pamięcią, a różne narody opowiadają o przeszłości i o swoich bohaterach całkiem zaprzeczające sobie historie." (s.130) - pisze autor. I dalej: "nacjonaliści umieją się zawsze powoływać na przeszłość swojego narodu dopiero wtedy, gdy wcześniej ją gruntownie zafałszują" (s.132). Czyżby nie zauważył, iż komuniści robili dokładnie to samo, powołując się na klasę, partię i "naukowy komunizm"? Zwłaszcza na terenach Jugosławii wykrzyknik Gaußa: "jak mało nacjonaliści wiedzą o dziejach swych narodów!" (s.145) wybrzmiewa jednak dramatycznie. W Niemczech będzie tak samo. I nie tylko tam - wszędzie, gdzie nacjonalizm prowadził do mordów. A prowadził prawie zawsze, bo jest ideologią zaślepienia.
Interesujące uwagi o nowej lewicy bałkańskiej: jej przedstawiciel Srećko Horvat "ostrzegał swoich rodaków przed oddaniem się Unii Europejskiej jako naród gorliwych służących, przed oczekiwaniem wszelkich sukcesów wynikających wyłącznie z potęgi ekonomii europejskiej i przed ochoczym godzeniem się na spustoszenia pod wzgl. społeczno-politycznym, które Unia zaordynowała Chorwacji jako krajowi kandydującemu." A ja myślę: taki mały kraj...a gdzie jest w Polsce taka lewica, która "nie chciałaby płacić haraczu upadłemu komunizmowi ani nostalgicznie go gloryfikować, ale też opierałaby się próbom urządzenia swego kraju na modłę neoliberalną"(s.149)?
Zajmujące spotkania z chorwackimi tłumaczami Seadem Muhamedagiciem, Borisem Periciem i Andym Jelciciem. Gauß po rozmowie z nimi i ich studentkami - młodymi germanistkami, pozwala sobie na gorzkie uwagi wobec Unii Europejskiej, która, podobnie jak od wszystkich nowych członków, także od Chorwacji wymagała "odchudzenia państwa", bo bogate kraje Zachodu/Północy miały tylko na takie ochotę, by je tanio wykupić, zaś ludzie, którzy tam zyskali wolność, mają ją tylko po to, by stać się tanimi pracownikami w starych państwach UE. Do Europy Wschodniej przyszedł z UE kapitalizm, jak z powieści "Powrót Filipa Latinovicza" Krležy: nic nie zbudował, osłabił mieszczaństwo, przyniósł kryzysy i śmietnik niepotrzebnych w Europie idei i urządzeń (s.163). Wspomina też interesujące postaci z chorwackiej historii, takie jak: Ljudevit Gaj (twórca idei illiryzmu - kulturowej i językowej wspólnoty wszystkich słowiańskich narodów Jugosławii), Vuk Karadžić (reformator serbskiego pisma), Stanko Vraz (poeta słoweński).
Sympatyzuję w pełni z autorem w jego zwyczaju odwiedzania starych cmentarzy.

Bułgaria w muzeum przyszłości odstawionej na boczny tor: Widyń-Baba Wida-Ruse-Wielkie Tyrnowo-Gabrowo-Kałofer-Płowdiw-Stolipinowo-Sofia
Tytuł tego eseju odwołuje się do Muzeum Sztuki Totalitarnej w Sofii, gdzie stoi 200 pomników Lenina, Żiwkowa i innych. "Cóż za przytłaczające uczucie: odstawiona na boczny tor przyszłość, otoczona triumfującą teraźniejszością!" (s.221)
Po Bułgarii autor podróżuje po ścieżkach związanych z historią oswobodzenia tego kraju spod tureckiego panowania i związanych z nimi literatury narodowej (Wasił Lewski, Petko i Penczo Sławejkow, Rayko Aleksiev, Christo Kałczew, Dimitré Dinev). Wdzięczność Bułgarów idzie tak daleko, że nawet klub sportowy (Botew Płowdiw) nazwali po wieszczu narodowym (Christo Botew-poeta i działacz odrodzenia narodowego i rewolucjonista 1848), a nie po kolejnym koncernie przemysłowym czy marce butów i bawi się przymierzaniem nazwisk Trakla czy Grillparzera do klubów austriackich. Dalej omawia historię odnowienia państwa, ponowną koronację cara, sojusz z Hitlerem (przy czym to jedyny kraj, w którym sama ludność uniemożliwiła deportację Żydów!) i zajęcie państwa przez Armię Czerwoną, choć Bułgaria pod koniec wojny przeszła na stronę aliantów. A tymczasem w Bułgarii, jak i wszędzie indziej w krajach byłego RWPG, pisze autor, dzieci nomenklatury komunistycznej przywłaszczyły sobie wspólny majątek i państwo, a akta zbrodni komunistycznych są utajnione...

Wpadka redaktorska: "Okolica między cmentarzem centralnym a bulwarem Stefana Wielkiego była wraz z ulicami wysadzanymi po obu stronach kasztanowcami i akacjami najmilsza mi w Kiszyniowie." (s.77) Hę?
Wpadki tłumaczeniowe: Gangster-Raper z Suzegradu to raczej nie nazwa własna... po prostu po niemiecku rzeczowniki pisane są z dużej litery. A Peric swój rap śpiewa sam. Po niemiecku. https://www.youtube.com/watch?v=NK7LybfdXq0
Z kolei Spritzer to nie tyle kropla wina, co austriackie określenie Weinschorle, czyli wody z winem. Powiedziałbym raczej kilka "spricerów", niż kilka "spricer".

"Od powrotu do domu nie chcieli mi wyjść z głowy bohaterowie i upiory Kiszyniowa"

Cztery kierunki kilkukrotnych podróży w kierunku Bałkanów. W bardzo podobnym tonie i klimacie, jak podróże Stasiuka, choć trzeba przyznać, że Gauß stara się, by te jego były odpowiednikiem dawnej niemieckiej Bildungsreise: jeździ głównie jako lektor niemieckiego, prowadząc wykłady i seminaria...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    174
  • Przeczytane
    106
  • Posiadam
    26
  • 2019
    7
  • Bałkany
    6
  • Sulina
    4
  • Teraz czytam
    4
  • Reportaż
    3
  • Chcę w prezencie
    3
  • 2021
    3

Cytaty

Więcej
Karl-Markus Gauß Dwadzieścia lewów albo śmierć. Cztery podróże Zobacz więcej
Karl-Markus Gauß Dwadzieścia lewów albo śmierć. Cztery podróże Zobacz więcej
Karl-Markus Gauß Dwadzieścia lewów albo śmierć. Cztery podróże Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także