Lata szkolne Jezusa
- Kategoria:
- literatura piękna
- Cykl:
- Dzieciństwo Jezusa (tom 2)
- Tytuł oryginału:
- The Schooldays of Jesus
- Wydawnictwo:
- Znak
- Data wydania:
- 2018-01-29
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-01-29
- Liczba stron:
- 302
- Czas czytania
- 5 godz. 2 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324053322
- Tłumacz:
- Mieczysław Godyń
Chłopiec stoi nad pustym grobem ptaka, którego pochował dzień wcześniej. Czy wtedy utracił niewinność? Może stało się to, kiedy bez wahania opuścił zrozpaczonych rodziców? A może gdy znalazł ciało bestialsko zamordowanej nauczycielki tańca, a nikt nie potrafił jej wskrzesić?
Najnowsza powieść J.M. Coetzee’go jest jak baśń napisana skalpelem. Losy niezwykłego siedmiolatka Davida i jego opiekunów kryją wieloznaczną refleksję o naturze dobra i zła, piękna i brzydoty, miłości i nienawiści.
„Powinniśmy przeczesywać świat nie w poszukiwaniu prawdziwej odpowiedzi, lecz prawdziwego pytania” – mówi jeden z bohaterów. Lata szkolne Jezusa są właśnie takim fundamentalnym pytaniem.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Rodzina, która ucieka
Nie mam zwyczaju stosowania prawideł analizy statystycznej do moich tekstów, drodzy Państwo, ale jestem pewien, że gdyby wybrać najczęściej używana przeze mnie słowa, to „Nobel” we wszystkich przypadkach byłby bardzo wysoko. Aby owych statystyk nie niszczyć, tym razem także się do tej nagrody odniosę. W trakcie październikowej dyskusji o wyróżnieniu dla Ishiguro pojawiły się głosy twierdzące, że pominięcie kilku wybitnych literatów to szczęśliwy traf dla czytelników, bo laureaci rzadko potrafią stworzyć coś doniosłego po otrzymaniu Nobla. O ile można tę tezę potwierdzać za pomocą licznych przykładów, to John Maxwell Coetzee przeczy jej w całej rozciągłości: jego pisarska kariera trwa bez przeszkód, a dylogia – póki co – z Jezusem w tytule z pewnością nie stanowi dzieła autora w znudzeniu polegującego na laurach.
Komentarze dotyczące „Lat szkolnych Jezusa” często skupiają się na stosowności i sensowności tak bezpośredniego nawiązywania do ewangelicznych toposów, ja jednak, urodzony heretyk, dałem się kupić już na samiutkim początku. Jedna z pierwszych scen powieści opisana została na okładce: chłopiec stoi nad ptasim grobem z buntem w sercu. Dawno nie spotkałem się w literaturze z ironią tak ciepłą, tak całkowicie pozbawioną złośliwości; Coetzee wyraźnie sugeruje czytelnikowi, że chciałby zająć się swoimi bohaterami, ochronić ich przed światem, ale nie pozwala mu na to narracyjna uczciwość, nie pozwalają mu bezlitosne – ale i bezosobowe – mechanizmy rzeczywistości. David – czyli, według najprostszej i narzucającej się z niezwykłą siłą interpretacji, jego Jezus – chce zmartwychwstania dla wszystkich i wszystkiego, co kocha, ale okazuje się, niestety, bezsilny.
Aby ocenić postępowanie chłopca nie wystarczy jednak spoglądać na niego w takich pięknych, wzruszających chwilach. Wydaje się, że w „Latach szkolnych Jezusa” ważniejsza od wszelkich pragnień okazuje się surowa ocena ludzkiego postępowania, za którą, radosnym krokiem, podąża kara. David nie przypomina spokojnego proroka i uduchowionego zbawiciela, którym przez niemal cały czas był jego rzekomy biblijny pierwowzór; więcej łączy go chyba z tym, który w furii wyrzucał przekupniów ze świątyni. Chłopiec bywa niesprawiedliwy, zawsze stawia na swoim, a kaprys to jego drugie imię. Ale to oczywiście nie wszystko: cechują go także ciekawość i ogromna żywotność. W skrócie można by powiedzieć, że jest...zupełnie zwykłym dzieckiem. Unosi się wokół niego aura niezwykłości i przepowiednia wielkiej przyszłości, ale jeśli uznawać go za mesjasza, to z pewnością mesjasza rodzącego się – a nie skończonego.
Przyznam jednak, że jako czytelnik z masochistycznym uwielbieniem śledzący losy bohaterów umęczonych i odrzuconych, w „Latach szkolnych Jezusa” musiałem pokochać Simóna, którego – tym razem z całą pewnością – można nazwać powieściowym Józefem. Coetzee po mistrzowsku pisze o trudach ojcostwa. Mężczyzna żyje tylko i wyłącznie miłością do Davida, a jego poświęcenie rozdziera serce – szczególnie, kiedy odpowiedzią na nie okazuje się najczystsza niewdzięczność. Całe mnóstwo pisarzy mierzyło się z opisem rodzicielstwa (żeby wspomnieć tylko „Ojca”, zbiór tekstów polskich autorów, czy „Córkę” niezwykle popularnej Eleny Ferrante), niewielu jednak potrafiło oddać dramat Józefa – człowieka skazanego na życie obok, człowieka zapomnianego, człowieka wyrzuconego poza kadr, a jednak gotowego oddać wszystko dla rodziny, której przecież patronuje. Nie da się nie współczuć Simónowi, tak jak nie można nie uśmiechać się, kiedy usłyszy jedną z rzadkich pochwał.
Nie sposób jednak wypowiedzieć się na temat „Lat szkolnych Jezusa” nie odwołując się do jego mitologicznego, wyrzuconego poza wszelki kontekst świata. Bohaterowie żyją gdzieś, podróżują którędyś, ktoś zdaje się za nimi gonić; miejsce i czas zastępuje całkowita nieokreśloność. Na tym rusztowaniu Coetzee długo wnosi gmach nie zawsze idealnej, ale niewinnej sielanki. W pewnym momencie jednak wkrada się w tę opowieść szaleństwo, a wszystkie dotychczasowe ustalenia zdają się tracić jakikolwiek sens. Czy tragedia ma być wstępem do zbawienia? Czy grzech stanowi warunek konieczny do odkupienia? Czy czystość można dostrzec tylko w opozycji do brudu? Na te odpowiedzi, być może, odpowie dopiero kolejna powieść z cyklu.
„Lata szkolne Jezusa” to udana powieść, która z pewnością zadowoli wszystkich miłośników twórczości południowoafrykańskiego noblisty. John Coetzee, prawie piętnaście (!) lat od otrzymania najważniejszego literackiego wyróżnienia, pozostaje pisarzem niezwykłym i intrygującym. Mam nadzieję, że to nie było jego ostatnie słowo.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 282
- 142
- 40
- 10
- 7
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
Cytaty
Przybycie Metrosa stanowi punkt zwrotny w ludzkiej historii: moment,kiedy wspólnie porzuciliśmy dawny - bezmyślny i zwierzęcy - sposób pojmowania świata, kiedy zaniechaliśmy daremnych prób zrozumienia rzeczy samych w sobie, zaczęliśmy natomiast postrzegać świat poprzez jego własności metryczne. Koncentrując spojrzenie na fluktuacjach tych wartości, zdołaliśmy odkryć nowe prawa,...
Rozwiń
Opinia
Brawo! jestem pełen uznania dla kunsztu pisarskiego pana Coetzee. Nie wiem, czy wśród współczesnych pisarzy jest ktoś, kto aż z taką powagą traktuje pisarstwo i literaturę w ogóle? Owocem takiego podejścia jest - dziś już można to tak nazwać - cykl o Jezusie. Niech osób przesiąkniętych nauką Kościoła nie myli pojawienie się w cyklu tym imienia Jezus, (proszę zwrócić uwagę, że imię to pojawia się tylko w tytule powieści), co mogłoby sugerować, że mamy do czynienia z mniej lub bardziej udaną (kolejną) próbą opowiedzenia życia Zbawiciela, który umarł za nas na krzyżu. Myślę, że ważne w odniesieniu się do tego cyklu ("Dzieciństwo Jezusa" i "Lata szkolne Jezusa"), a przez to i dotarcie do opisywanych przez Coetzee prawd o Człowieku w ogóle - jest odpowiednie umiejscowienie tego, co dotyczy ducha i duchowości oraz ciała i cielesności w naszym, ludzkim życiu. Jeśli nie uda nam się w trakcie lektury "otworzyć" na tę prawdę o nas (bo nie pozwala nam na to narastające w nas w czasie czytania wzburzenie, znużenie czy też zniecierpliwienie) - to raczej zadajmy sobie pytanie, czego tak naprawdę oczekujemy po książkę, którą mamy w ręku? Może od prawdy o nas bardziej pożądanym przeżyciem wynoszonym z lektury jest "miłe zabicie czasu" (z którym nie bardzo wiemy, co robić, sięgając po fajną, odstresowującą historyjkę). Właśnie, jakie jest nasze oczekiwanie i jakie jest nastawienie?
Jak wspomniałem, imię Jezus, pojawia się tylko w tytule. Już samo to każe doszukiwać się bardziej uważnym czytelnikom w teksie "zbudowanym ze słów" jakiejś analogii do TEGO Jezusa, do Jego życia. Myślę, że to mylny trop. Mylne też jest podawanie z tyłu na okładce książki "informacji" o tym, że mamy do czynienia ze światem bez Boga ("Dzieciństwo Jezusa") czy też z "pierwszym grzechem Jezusa" w "Latach szkolnych Jezusa". Nie wiem, czy to celowy zabieg wydawcy?
Jeśli musiałbym jakoś odnieść się do użytego tu przez Coetzee imienia Jezus (a wierzę, że to celowy i bardzo przemyślany zabieg autora) - to doszukiwałbym się w tym nawiązaniu przede wszystkim ODNIESIENIA do CZŁOWIEKA w ogóle. Nie ulega wątpliwości, że Jezus był człowiekiem, z tym chyba nikt nie ma dziś problemu, bez względu na to, czy jest osobą wierzącą czy też nie. A jeśli to Człowiek, i jeśli "nic co ludzkie nie jest mi obce" - to możemy już w miarę spokojnie, bez wzburzenia czytać o namiętności, o pożądaniu, o grzechu - bo to dotyczy właśnie nas, takimi jacy jesteśmy "bez owijania".
Co ważne, Coetzee - tak jak i we wcześniejszych swoich powieściach - nie ocenia i nie przesądza, co jest dobre, a co złe, a jego oszczędny styl i tym samym waga używanych przez niego słów tym dobitniej i precyzyjniej pokazuje, kim i czym jest człowiek.
Świat Davida, "wyjątkowego" siedmiolatka - dzięki jego opiekunom (gotowych na naprawdę dużo, by uchronić i ochronić go przed "bezdusznością" prawa) - to świat ukryty i niemierzalny, objawiający się bardziej w "muzykotańcu" niż w namacalnej rzeczywistości. A nam, tak jak Simonowi, narratorowi tej otwierającej oczy powieści (cyklu) pozostaje do wyboru... założyć te przyciasne baletki, by choć przez chwilę, choć raz zatańczyć i TO poczuć, czy też - lepiej - dać sobie spokój z tym "głupstwem", do tego śmiesznym i ośmieszającym.
Wybór należy do Ciebie...
Brawo! jestem pełen uznania dla kunsztu pisarskiego pana Coetzee. Nie wiem, czy wśród współczesnych pisarzy jest ktoś, kto aż z taką powagą traktuje pisarstwo i literaturę w ogóle? Owocem takiego podejścia jest - dziś już można to tak nazwać - cykl o Jezusie. Niech osób przesiąkniętych nauką Kościoła nie myli pojawienie się w cyklu tym imienia Jezus, (proszę zwrócić uwagę,...
więcej Pokaż mimo to