Labirynt śmierci
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Seria:
- Dzieła wybrane Philipa K. Dicka
- Tytuł oryginału:
- Maze of Death
- Wydawnictwo:
- Rebis
- Data wydania:
- 2017-10-03
- Data 1. wyd. pol.:
- 1992-01-01
- Data 1. wydania:
- 2013-01-01
- Liczba stron:
- 272
- Czas czytania
- 4 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380622555
- Tłumacz:
- Arkadiusz Nakoniecznik
Doskonała powieść, w której mroczna atmosfera skrywa morderstwa, pytania o istnienie Boga i naturę rzeczywistości.
Na planetę Delmak-O przybywa czternaścioro obcych sobie ludzi. Żaden z niech nie może ufać drugiemu, a śmierć może uderzyć w każdej chwili. Nie znają czekających ich zadań, a awaria przekaźnika wyklucza możliwość sprowadzenia pomocy. Wkrótce staje się dla nich jasne, że są obiektem jakiegoś doświadczenia. Na rozległej planecie uwagę przyciąga budynek kryjący tajemnice pchające kolonistów ku paranoi. Ginie pierwsze z nich. Bóg albo nie istnieje, albo postanawia unicestwić swoje stworzenia.
„Dick prowadzi nas przez rzeczywistość i szaleństwo, życie i śmierć, grzech i zbawienie… jest naszym własnym Borgesem”.
– Ursula K. Le Guin
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Rzeczywistości nie ma
Jak to się stało, moi drodzy Państwo, że jeszcze nie miałem okazji pisać o Dicku, powiedzieć nie potrafię – choćbym chciał. Dziwię się z dwóch powodów – pierwszy z nich to duża dostępność jego dzieł, która jest wynikiem wydawania przez Rebis od prawie siedmiu lat (!) kolejnych wznowień w fenomenalnych edycjach z charakterystycznymi grafikami Wojciecha Siudmaka i doskonałymi przedmowami. Drugi natomiast stanowi kwestia bardziej intymna: Philip K. Dick przed laty zaczął rzeźbić moją wyobraźnię, gust literacki, światopogląd – i do dziś pozostaje jednym z najważniejszych dla mnie pisarzy. Jego wpływ nie ogranicza się zresztą do pojedynczych czytelników, bo widać go doskonale w dziełach współczesnej popkultury – jak choćby popularnym brytyjskim serialu „Black Mirror”. Wybaczcie mi, drodzy Państwo, jeśli gdzieniegdzie nie wykażę się wystarczającą dozą krytycyzmu; mam tylko jedno wytłumaczenie: jestem dzieckiem prozy Dicka.
W związku z tym mogę na samym początku zwolnić braci i siostry w wierze w talent Kalifornijczyka z obowiązku dalszego czytania bardzo prostym twierdzeniem: „Labirynt śmierci” to Dick w postaci najczystszej. Rozpoczynającym dopiero przygodę z amerykańskim pisarzem spieszę tłumaczyć, co to właściwie znaczy. Na początek warto wiedzieć, że w całej tej dickowej hecy chodzi tylko i wyłącznie o epistemologię, a więc poznanie – tudzież jego krytykę. Autor, posądzany często o przyjmowanie środków odurzających i halucynogennych w ilościach hurtowych (co neguje w dużym stopniu „Człowiek, który pamiętał przyszłość”, jego biografia autorstwa Anthony'ego Peake'a), przez chwilę nawet nie wierzył ani zmysłom, ani rozumowi. Twierdził, że rzeczywistość wymyka się obserwatorowi bez trudu, a dotrzeć do jej fundamentów można tylko poprzez dekonstrukcję – często nie tylko intelektualną, ale dosłowną – fizycznego świata. W „Labiryncie śmierci” motyw uniwersalnego kłamstwa rozegrany zostaje równie spektakularnie co w jednej z najpopularniejszych powieści Dicka, „Czasie poza czasem”, ale w sposób raczej dla autora nietypowy. Większość jego tekstów można odczytywać jako kryminały metafizyczne, w których prawda odkrywana jest powoli, ale konsekwentnie; tutaj napięcie utrzymywane jest technikami rodem z klasycznego thrillera, a rozwiązanie wyłania się jako zgrabna całość w ścisłym finale.
Motyw ściśle wyizolowanej grupy ludzi, która nie może wydostać się z matni, Dick wykorzystuje także do poczynienia pewnych obserwacji psychologicznych i społecznych, co już tak częste dla niego nie jest. Swoim zwyczajem kreśli bohaterów grubymi kreskami, ale wyjątkowo dba o pokazanie wzajemnych relacji. Zamiast typowego dla siebie obrazu samotnika naprzeciw oszukującego świata proponuje całą grupę zdezorientowanych ludzi, którym wnikliwie się przygląda – przede wszystkim pod kątem wzbudzania i okazywania agresji. Zniuansowanie owych refleksji – częstych, aczkolwiek nieszczególnie głębokich – umożliwia mu narracja bardzo podobna do tej z „Oka na niebie”: co rozdział zmienia się bohater, z którego perspektywy opowiadana jest historia.
W każdej dyskusji o „Labiryncie śmierci” nawiązuje się do dwóch motywów – wspomnianej już przeze mnie symulacji rzeczywistości oraz kwestii teologicznych. Dick o Bogu pisał często, mocno inspirował się myślą manichejską, wielokrotnie opisywał boską dialektykę, zgodnie z którą dobro zostało wypchnięte poza granice świata, gdzie swobodnie działa szaleństwo, zło, cień. Tymczasem w recenzowanej powieści pisarz podchodzi do tematu od zupełnie innej strony: dokonuje bardzo nietypowego zanegowania klasycznej religii poprzez fizyczne urzeczywistnienie Absolutu. W „Labiryncie śmierci” Bóg jest, ingeruje w ludzkie życie, regularnie się manifestuje. Warto jednak dodać natychmiast, że to pomysł bez wątpienia atrakcyjny (i doskonale brzmiący w krótkich podsumowaniach czy streszczeniach), ale tylko zarysowany; jego konsekwencje dla powieściowego świata początkowo wydają się fundamentalne, lecz sprowadzają się do pretekstów. (Należy dodać, że to także bardzo charakterystyczna cecha tego pisarstwa – podczas swojej kompulsywnej pracy, ciągnącej się dziesiątkami godzin bez przerwy Dick często rzucał jakąś ideę tylko po to, by zaraz o niej zapomnieć czy pozostawić w fazie embrionalnej. Jeden z najlepszych odcinków „Black Mirror”, nagradzane wielokrotnie „San Junipero” wydaje się zrodzone z przechowalni umysłów z „Ubika” - kilka zdań z tej szalonej powieści przekute na ponad godzinny materiał filmowy!). Mnie samego, wiernego fana, pod względem teologicznym bardziej zainteresował motyw uwięzienia bohaterów na Delmak-O – aż do ścisłego finału wydaje się, że ich izolacja to wynik działania jakiegoś złośliwego ducha, który mógłby być spokrewniony z manichejskim cieniem.
„Labirynt śmierci” nie jest najpopularniejszą książką Philipa K. Dicka, ale większość jego miłośników z pewnością zgodzi się z twierdzeniem, iż jego twórczość tworzy obraz tak spójny i tak powtarzalny, że każdy niemal pojedynczy fragment może godnie reprezentować całość. Kalifornijczykowi zdarzały się potknięcia – i to całkiem liczne – ale ta powieść do nich nie należy. Czytać, moi Państwo, czytać bez strachu!
PS. No, strach tylko przy okazji przedmowy Radosława Kota, którą lepiej zostawić sobie na koniec. Jego interpretacja wydaje się całkiem trafna i nie różni się raczej od tego, co można przeczytać gdzie indziej na temat „Labiryntu śmierci”, ale zdradza trochę zbyt dużo. Uczuleni na spoilery mogliby przy lekturze doznać trwałego uszczerbku na zdrowiu.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 954
- 675
- 274
- 29
- 27
- 25
- 14
- 9
- 9
- 8
Cytaty
Pan nigdy się nie modli? — zapytał ze zdziwieniem Ben. - Tylko w ostateczności. Cenię ludzi radzących sobie ze swoimi problemami bez niczyje...
RozwińPróbuję coś z siebie dać, nie chcę być tylko konsumentem, jak wy wszyscy. - Jego głos był ostry i bardzo poważny. - Żyjemy w świecie stanowi...
Rozwiń
Opinia
Przez moment myślałam, że tym razem się zawiodę, wynudzę i niczego nie zyskam. Błąd. „Labirynt śmierci” Philipa K. Dicka poprowadził mnie przez kolejne subiektywne warstwy rzeczywistości.
Znudzony swoją pracą Ben Tallchief wysyła na jedną z boskich planet modlitwę o przeniesienie. Chce znaleźć bardziej interesującą i twórczą pracę. Modlitwę kieruje do Orędownika. A jeśli ona zawiedzie, to powtórzy prośbę wysyłając modlitwę raz jeszcze, tym razem do Konstruktora. Modlitwa wypuszczona przewodami przynosi skutek. Ben dostaje to, o co poprosił. Tak przynajmniej sądzi. Na nowej planecie poznaje ludzi nad wyraz skrajnych w postawach i zachowaniach. Wszyscy czekają na dalsze instrukcje dotyczące misji na Delmak-O. Wzajemne animozje stoją na dalszym planie. Bohaterowie skrywają swoje bolączki wciąż wierząc, że mają szansę odmienić życie. Najwyraźniej coś w nich pęka, gdy nie otrzymają żadnych instrukcji odnośnie zadań na nowej planecie. Zawiedzeni i rozgoryczeni dają upust własnym frustracjom.
Czy na pewno żyjemy w realnym świecie? Czym jest rzeczywistość? Czy Bóg nad nami czuwa, czy nas porzucił dawno temu?
Dick we właściwym dla siebie stylu szuka odpowiedzi na te pytania. Czternaście jednostek trafia na obcą planetę. Od początku są wobec siebie nieufni i wrogo nastawieni. Szybko orientują się, że są poddani jakiemuś eksperymentowi. Przybyli w nowe miejsce licząc na realizację własnych ambicji, marzeń. Każdy bohater nosi w sobie odrębny świat. To utrudnia dojście do porozumienia. Do głosu dochodzi zakorzeniony indywidualizm silniejszy niż działania w grupie i współpraca. Uczestnicy zaczynają ginąć jeden po drugim w tajemniczych okolicznościach. Kto jest mordercą? Czy to naprawdę Niszczyciel Formy?
Istotą „Labiryntu śmierci” w mojej opinii jest poznanie samo w sobie. Poznajemy świat takim jakim widzą go nasze oczy, słyszą uszy, czują palce, smakuje podniebienie i przyjmujemy jako prawdę i rzeczywistość. Dick podważa wszystko co oczywiste i dodaje pytania o Stwórcę. W stworzonej przez niego, na potrzeby książki, religii, modlitwę wysyła się kablem w przestrzeń galaktyki w nadziei, że dotrze na boskie planety. Stwórca nie jest bytem pewnym. Bohaterowie wypytują siebie nawzajem o kontakt z Nim szukając potwierdzenia jego istnienia.
Rzeczywistość planety Delmak-O budzi wątpliwości. Każdy z bohaterów widzi ją odmiennie. Kluczem ma być ruchomy budynek. To w nim kryją się odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Czy aby na pewno?
Tak właśnie jest u Dicka. Wciąż napotkać można znak zapytania. Dick stawia pytanie i zaraz rozpoczyna poszukiwanie odpowiedzi. Kieruje swoich bohaterów w przedziwne, nierealne miejsca, by zaraz zracjonalizować owo miejsce, to co tam się znajduje i zachowania bohaterów, których w to wszystko wplątał. A potem znów pojawia się w fabule element, który ją odrealnia. Czytelnik pyta sam siebie: na czym stoję? Wiem, czy nie wiem?
Odrobina wariactwa jest normą u tego autora. Osobiście widzę w „Labiryncie śmierci” sporą porcję sensu, który mi zasmakował. Popłynęłam z nurtem. Przez chwilę uległam złudzeniu, że wiem dokąd zmierzam. Byłam pewna, że autor zaserwował mi coś, co doskonale znam. Byłam w błędzie (jak piszę na początku). Świat zaczął się rozpadać. A mi było z tym dobrze. Każdy kto nie boi się odpowiedzi na pytanie: czy jest w tym wszystkim sens, czy go nie ma? Śmiało niech przeczyta „Labirynt śmierci”.
Przez moment myślałam, że tym razem się zawiodę, wynudzę i niczego nie zyskam. Błąd. „Labirynt śmierci” Philipa K. Dicka poprowadził mnie przez kolejne subiektywne warstwy rzeczywistości.
więcej Pokaż mimo toZnudzony swoją pracą Ben Tallchief wysyła na jedną z boskich planet modlitwę o przeniesienie. Chce znaleźć bardziej interesującą i twórczą pracę. Modlitwę kieruje do Orędownika. A jeśli...