Pamięć
- Kategoria:
- powieść historyczna
- Seria:
- Proza
- Tytuł oryginału:
- Emlékiratok könyve
- Wydawnictwo:
- Biuro Literackie
- Data wydania:
- 2017-04-03
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-04-03
- Liczba stron:
- 804
- Czas czytania
- 13 godz. 24 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365125675
- Tłumacz:
- Elżbieta Sobolewska
- Tagi:
- literatura węgierska odmiana losu relacje międzyludzkie strach trauma uczucie walka o wolność wspomnienia NRD homoseksualizm
- Inne
Powieść w zaskakujący sposób łączy nowatorską nielinearną konstrukcję z tradycją prozy pierwszych dekad XX wieku. Nádas, przedstawiając losy pokolenia dorastającego w latach pięćdziesiątych, wraca do największych traum węgierskiej historii, mroków stalinizmu i dramatu powstania 1956 roku. Wyczuwalne w tekście, świadome odwołania do pisarstwa Thomasa Manna tworzą płaszczyznę czasową, w której ludzka pamięć koduje historię przez pryzmat osobistych doświadczeń, a indywidualne doświadczenia czynią historię żywą materią ludzkiej egzystencji.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Tego nie da się zapomnieć
Mam, drodzy Państwo, głębokie podejrzenie co do tego, że ludzie głęboko zainteresowani literaturą, nawet jeśli nie zajmują się nią zawodowo, prowadzą książkową segregację mającą z naukowym kanonem niewiele wspólnego. Moja próba badawcza nie jest szczególnie szeroka (jednoosobowa),ale problemowi warto się przyjrzeć, bo wytworzone w tym procesie kategorie mogą być pomocne w docieraniu do niuansów, które inaczej mogłyby pozostać w cieniu.
Dlaczego piszę o tym przy okazji recenzowania „Pamięci”? Dlatego, że powieść Pétera Nádasa reprezentuje grupę nieco efemeryczną, ale fascynującą z nieskończoną siłą: tekstów, które czytelnikiem nie przejmują się nawet w najmniejszym stopniu. Jej istnienie potwierdzają nie tylko rozliczne przykłady z twórczością Jamesa Joyce’a na czele, ale też wypowiedzi samych pisarzy: Jacek Dukaj przyznał się w jednym z wywiadów, że nie pisze dla odbiorców. Cóż, można to poznać choćby po gargantuicznych rozmiarach niektórych jego powieści.
Ale przecież „Pamięć” także do ułomków nie należy – i to pod wieloma względami. Ta opowieść jest wyjątkowo długa, bo składają się na nią trzy obszerne wątki: pierwszy skupia się na „współczesności” narratora, drugi opowiada o jego dzieciństwie, trzeci stanowi zaś wewnętrzna fikcja oparta na motywach rodem z literatury pierwszej połowy XX wieku; układ, powiedzmy, niestandardowy, choć też, biorąc pod uwagę datę publikacji dzieła Nádasa, nie eksperymentalny. Na samym początku lektury można czuć się nieco zdezorientowanym, ale wystarczy kilkadziesiąt minut, aby przyzwyczaić się do zmian kontekstu. Pod koniec jeszcze Węgier bierze całość w nawias, lecz to raczej sposób kunsztownego wykończenia niż poważna modyfikacja struktury. „Pamięć” więc, choć długa, pod względem kompozycyjnym nie wydaje się powieścią wybitnie „trudną”. A to dlatego, że wszystko kryje się głębiej.
Zadajmy kanoniczne pytanie: o czym jest ta powieść? Tak, tutaj powiedzenie o zaczynających się schodach pasuje wybitnie – o ile założyć, że schody te są kręte, mroczne, rozchwiane, a w dodatku prawdopodobnie od czasu do czasu ich fragmenty przemieszczają się w tajemniczy sposób. Kilka tropów szybko staje się oczywistych: chociażby dorastanie, dojrzewanie, rozwój seksualności; książkę, której blisko połowę stanowi opis trudnego dzieciństwa narratora, śmiało można podejrzewać o powinowactwo z bildungsromanem. Inna rzecz, tym razem związana z czasoprzestrzennym umieszczeniem akcji – mamy środkową i południową Europę w czasie intensywnej działalności Związku Radzieckiego, więc motywu walki z systemem uniknąć nie sposób. A przecież jeszcze romans, i hetero-, i homoseksualny, jeszcze morderstwo, jeszcze treści metaliterackie...w „Pamięci” można znaleźć chyba wszystko.
Taki wydaje się być zresztą cel Nádasa. Z ust narratora padają następujące słowa: mechanizm uczuć, który w tej powieści stanowi przedmiot naszego zainteresowania oraz jestem pisarzem własnego przemijania. To drugie sformułowanie kusi do łatwego spłycenia tej historii, ale prowadzi ku centralnemu mechanizmowi, którego działanie próbuje opisać węgierski autor: pamięci. Cóż, nie brzmi to w kontekście tytułu zbyt odkrywczo, ale to właśnie ona stanowi sedno tej powieści. W tej nielinearnej, achronologicznej narracji kolejne wydarzenia wyłaniają się z mgły w pozornie przypadkowym porządku (czy to nie oksymoron?),który wytłumaczyć można dopiero wtedy, gdy całkowicie utożsami się z opowiadającym i zrozumie, że szczególny zapach, plama o dokładnie tej barwie czy usłyszany gdzieś motyw muzyczny mogą spowodować mentalną eksplozję: zarówno przywołać miłe wspomnienia, jak i wywlec stare demony.
Tych pierwszych jest w „Pamięci” niewiele, bo narrator to jednostka wybitnie neurotyczna, dlatego też każde, najbardziej nawet błahe z pozoru wydarzenie wywołuje w nim niespotykane psychologiczne – erotyczne! - napięcie. A to owocuje potężnym rozedrganiem, w którym fragmenty poświęcone wyjątkowo szczegółowej analizie drobnych detali otoczenia przeplatają się z głębokimi, wielopiętrowymi introspekcjami – te, oczywiście, przywołują kolejne przeszłe zdarzenia i cała gra zaczyna się od początku. Powiedzieć, że Nádas gustuje w dygresjach to tyle, co milczeć jak grób – Nádas dygresjami pisze, ciągną się one dziesiątkami stron, a powrót do początku spirali często poznać można tylko po tym, że autor miłosiernie przebija czwartą ścianę i po prostu o tym informuje. Często przypomina to zaczerpnięcie oddechu po przerażająco długiej przerwie – czytelniczy horror, który jednakże stanowi doświadczenie niemal mistyczne: odświeżające, oczyszczające i głęboko poruszające.
Powyższa myśl o tonięciu nie przyszłaby do mnie, gdyby nie język, jakim Węgier napisał „Pamięć” (odtworzony po mistrzowsku przez Elżbietę Sobolewską, której tytaniczna praca zasługuje na najgłębszy z możliwych pokłonów). Długie, ciągnące się całymi stronami zdania zwykło kojarzyć się z Marcelem Proustem (którego, tutaj dygresja, o brak zainteresowania czytelnikiem posądzić nie można, mimo niełatwego pisarstwa),ale bliższym powinowatym Nádasa zdaje się być Leonid Cypkin ze swoim wybitnym „Latem w Baden”. Rosjanin, podobnie jak Węgier, ukochał sobie wymianę kropek na przecinki, wydłużanie kolejnych wypowiedzi, powolne ich rozwijanie, płynięcie z frazą, powolne wymazywanie związku łączącego początek z końcem; w jego powieści, tak jak i w „Pamięci”, najpoważniejszą nawet zmianę tematu załatwia się średnikiem, a wielka litera staje się widocznym znakiem porażki w walce z napierającą coraz mocniej bezwładną treścią.
Podczas czytania tej powieści trzeba pozostawać czujnym – i to nie tylko po to, aby nadążyć za dygresjami autora. Uwaga potrzebna jest także do tego, żeby wyłapać potknięcia Nádas. Jego taktyka jest oczywista: sposobem żywcem skopiowanym z Thomasa Manna stara się przytłoczyć czytelnika, zaatakować go z całym impetem, wepchnąć w czołobitność, z której ten nie będzie mógł się wyrwać aż do zakończenia lektury. Węgier jednak popełnia błędy, choć biorąc pod uwagę rozmiar tekstu jest ich przerażająco mało – czasami wpada w nieco zbyt podniosły ton (metafora z dwoma Bogami spoglądającymi sobie w oczy jest najbardziej rażącym przykładem),czasami powędruje o jeden czy dwa przecinki za daleko, przez co fraza traci płynność, a on musi się z niej pospiesznie wycofywać, czasami poszukuje dzikiej, mrocznej pisarskiej energii w mało ciekawych miejscach (sceny erotyczne w tej powieści są GENIALNE, szczególnie w rozdziale „Spoczęliśmy na dłoni Boga”, ale już długi wywód na temat rutyny wypróżnień narratora nie należy do szczególnie ciekawych).
To jednak drobnostki. „Pamięć” wielokrotnie nazywana była najlepszą książką, jaka ukazała się w zeszłym roku w Polsce, a ja, po uzupełnieniu poważnych czytelniczych niedopatrzeń (wśród których znajdowały się doskonałe „Ruiny i zgliszcza” czy świetny „Świat w płomieniach”) poważnie skłaniam się ku tej opinii. Powieść Pétera Nádasa to arcydzieło, które zdarza się niezwykle rzadko, arcydzieło najwyższego kalibru. Po raz ostatni przyznałem jakiejkolwiek książce dziesięć gwiazdek prawie pięć lat temu – był to „Dziennik” Gombrowicza, który odmienił sposób, w jaki patrzyłem na literaturę. Cóż, wygląda na to, że muszę zrobić to ponownie.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 703
- 105
- 71
- 11
- 9
- 5
- 4
- 4
- 3
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
Zaczęło się to wtedy gdy pewnej dojrzałej już wiosny bujaliśmy się z mamą w groszkowym fiaciku przez wsie jakieś nieodkryte, falujące, by dotrzeć w końcu do starego przykościelnego domu jakiegoś ziomka naszych sąsiadów. Tam w dużym ciemnym pokoju pod oknem ujrzałem w smugach słońca zaglądających rajsko z ogrodu, ten hebanowy dostojny cud, w którym boskie i ziemskie zlewało się w jedno. Jak to już było, że wyżebrałem możliwość z tym obcowania, to pamięć ogłuszona wiekopomnym odkryciem tu mnie zawodzi. Podejrzewam, że wierciłem się i skamlałem jak mały piesek podchodząc coraz to bliżej jak kotek, krok po kroczku, aż doleciało mnie sakramentalne tak. Brzdąknąłem paluszkiem w bielutki paluszek i oto jakbym przemówił pradawnym językiem czystej, krystalicznie dźwięcznej miłości; wszechświat leciutko zadrgał, pogłębił, przekazał dalej ten kod mojej duszy, otwierając wieczne zapomniane wrota, skąd tchnęło mnie w teraźniejszości Najwyższe pozdrowienie. Piękny to był dzień, który zaraz gdzieś zapelętał się pośród dwunastoletnich miłostek, zabaw, obaw, łyżew z siostrą na stawie i innych wzruszeń. Traf chciał bym za 7 może księżycowych pełni trafił po raz pierwszy do sąsiadów obok, znów z mamą:). Ja wiem? Może po lutownicę? A tam zastałem nieskromny ten przedmiot, rozsadzający niczym w japońskiej bajce maleńki pokoik. Teraz już poszło z górki. Syn właściciela lutownicy odegrał mi walc dla Elizy, zaczarował mnie, osłupił i było po mnie. Potem pamiętam już tylko jak sześciu sąsiadów z panem Rybką świętej pamięci na czele, targali To do mojego pokoju a gorsza robota wydawała mi się tylko ta Syzyfowa. Tak, moja wspaniała przecudowna mama po incydencie z Elizą musiała widzieć w moich wiecznie nieśmiałych, teraz w dodatku szalonych oczach, potężne nieme pragnienie (później pragnąłem równie intensywnie jedynie skutera, by w letnie, upalne, bezsenne noce objeżdżać dzikie zakola miasta, podróży do południowych Indii i pewnej dziewczyny). No i stało się. Zaczęły fruwać marsze tureckie, bolera, Eliza, Carmen, Brahmsy, Offenbachy. Serce oszalało. Najpiękniej wspominam jednak Boże Narodzenie, gdy w akcie wdzięczności, miłości i podziwu plumkałem kolędy dla mojej mamy, te piękne proste a tak wzruszające adagietta, rozbłyskujące światłem, radością i czarem pośród mroźnej, bezlitosnej nocy. Najchętniej pominąłbym okres muzycznej edukacji by zachować z trudnością początkującego linoskoczka ciepły, harmonijny ton tej historii. Lecz dobrze, nie powiodło się. Jak cała edukacja, przymus ćwiczenia tych paskudnych palcówek, prymitywnych, barbarzyńskich melodyjek, próby zatrzymania mnie w ryzach tempa, wprowadzenia jakiejkolwiek techniki spełzły na niczym, w dodatku wujek Jerzyk objawił mi grunge. Wersję Dumb z BBC session uważałem, nurkując na czarnych klawiszach w poszukiwaniu basu, białymi wywabiając drżące, lekko przybrudzone plamy melodii niby tę londyńską mgłę na francuskim moście za remiks doskonały, podśpiewując smutny i rozanielony wraz. Muszę tu wspomnieć tę chwilę, kiedy w Mikołajki moje dwie koleżanki w pierwszej klasie liceum, gdy grypa mnie zmogła, przyniosły słodycze, prezenty. Wykonałem wtedy november rain (i tak już przesadzony kawałek),wywołując chóry anielskie i trąby jerychońskie. W piżamie, w kącie oka, w oknie, w promieniu, w słońcu ich uśmiechów mieliśmy chwilkę. Z okresów enigmatycznych należy wspomnieć ten czas, gdy przyleciał do nas kanarek w sobotni poranek. Wtedy pamiętam, że przez jego śpiew zupełnie odechciało mi się grać na pianinie. Tak pięknie śpiewał. Czynił to głównie podczas pracy odkurzacza (antycypacja Autechre?). Jeszcze później pianino wyemigrowało z mojego pokoju. Wtedy w hiatusie, po śmierci mamy. zaczął się ten okres elekrto-techno-krautrock-jazzu i awangardy, dźwięków w tej próżni, trochę światła i słowa, dużo później Miłości. Jednak moment kulminacyjny przypadł na któreś zimowe ferie. Nie było nic do roboty, Absolwent w tv, potem sanki na pustej górce w sztucznym świetle, albo też alternatywnie nagrywanie z grupą Hoody's band. Mój młodszy brat , choć dopiero zamieniał powoli cyferki po jedynce w metryce, jeszcze przed mutacją, śpiewał o sprawach wyjątkowo doniosłych; wiecie, samotność, zagubienie, rozpacz i nadzieja. Podkładałem mu na pianinku, już brudno, odtwórczo, symbolicznie, punkowo melodyjki. Nagraliśmy kasetę.T. Love to doceniło. Zaprosili nas na scenę w Krakowie. Potem ja z Marzenką świętowałem, a braciszek jeździł w tym akademiku windą tam i z powrotem. w górę i dół...Podobno ją zepsuł haha. Uwielbiałem też czas jakiś rozstrajać pianino w cafe Trelkovsky, dopóki właściciel wyraźnie mi tego zabronił, stawiając darmowe piwo. Ponieważ nie o chronologię jednak tutaj idzie, a Bóg stworzył to wszystko jednocześnie, wspomnę okres przedostatni',) kiedy to już na stepie, dziki, opuszczony w naturze, bliski obłędu odgrywałem głęboko w nocy tylko na czarnych klawiszach na pedale przedłużenia dźwięku - kwiat opadający wiśni. Rzekł tak raz Monk: "The piano ain't got no wrong notes".
Zaczęło się to wtedy gdy pewnej dojrzałej już wiosny bujaliśmy się z mamą w groszkowym fiaciku przez wsie jakieś nieodkryte, falujące, by dotrzeć w końcu do starego przykościelnego domu jakiegoś ziomka naszych sąsiadów. Tam w dużym ciemnym pokoju pod oknem ujrzałem w smugach słońca zaglądających rajsko z ogrodu, ten hebanowy dostojny cud, w którym boskie i ziemskie zlewało...
więcej Pokaż mimo toImpresje, które nie tworzą obrazu. Piękne fragmenty, które fragmentami mają pozostać. Łączy je postać narratora. Męcząca.
Impresje, które nie tworzą obrazu. Piękne fragmenty, które fragmentami mają pozostać. Łączy je postać narratora. Męcząca.
Pokaż mimo toOsiemset jeden stron niesamowitej, enigmatycznej, wręcz sensualnej podróży, bynajmniej nie w znaczeniu geograficznym, bo tu historia ma więcej do powiedzenia, przez Niemcy i Węgry, przy czym częściej jednak po kraju, jak stanowi jedno z proverbiów polskich, naszych bratanków. Skądinąd nie sposób właściwie czytać, czy nawet odczytywać "Pamięci" bez znajomości, i to niemałej, już wspomnianej, najnowszej - jeśli tak można to określić - historii kraju naddunajskiego. Wszystko bowiem, co dzieje się w zaproponowanym tu przez Nádasa świecie przedstawionym ubrane jest w kontekst dziejowy. Ci zatem, którzy są na bakier z historią Węgier, albo muszą sobie odpuścić tę, mimo wszystko, nader ciekawą lekturę, albo usiąść z książką przed komputerem lub z telefonem w ręce i wygooglować, co trzeba, żeby móc czytać ze zrozumieniem, albo... pójść moim tropem, tzn. kiedy już osiągnąłem stan najwyższej irytacji - googlując, co trzeba - postanowiłem pozostać na płaszczyźnie, że tak to ujmę, rozumienia pierwszego. Muszę wobec tego przyznać, że pewnie nie tak odebrałem treść "Pamięci" jakby życzył sobie tego autor, ale z drugiej strony wcale nie mam poczucia, że czytałem tę powieść totalnie bez zrozumienia, i że w efekcie niewiele mi ona dała. Wręcz przeciwnie. Chyba czasem warto zaryzykować i odpuścić sobie kalkę, jaką nakładają na swoje utwory rozmaici pisarze, aby rzeczywiście móc przeżyć coś ekstatycznego w kontakcie z literaturą, aby faktycznie móc czytać ją z autentyczną przyjemnością, a nie tylko analizować, doszukiwać się i być niewolnikiem zabiegów, tendencji i tropów, czy chociażby rzeczonej historii. Oczywiście wiadomo, że dzieła pisane powstają dla konkretnych celów, powstają po coś i nie można każdorazowo lekceważyć odgórnych założeń autorskich, ale trudno też wymagać od czytelnika wszechwiedzy. Powstaje zatem pytanie, czy w przypadku, kiedy odbiorca nie orientuje się w jakiejś dziedzinie, więcej, nie dysponuje rzetelnymi informacjami odnośnie do niej, nie powinien wówczas czytać literatury, która jest z nią ściśle skorelowana, czy może lepiej czytać, zrozumieć ile się da, a resztę pozostawić procesowi konkretyzacji dzieła literackiego. Moim zdaniem opcja druga powinna w tym przypadku przeważyć. Bo nawet jeśli trudno jest nam zrozumieć, o co dokładnie chodzi autorowi danego tekstu, to nigdy nie można ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że czytelnik nie odnajdzie własnej drogi pośród czytanych treści. A własne drogi czasami są lepsze niż podejmowanie prób interpretacji założeń odautorskich. Kiedy bowiem idziemy własnym szlakiem, zwiększa się prawdopodobieństwo przeżycia katharsis, zwiększa się prawdopodobieństwo odnalezienia samego siebie, stania się lepszym, wyrozumialszym, bardziej empatycznym. Czyż nie taka w końcu jest rola literatury, czyż nie ma nas uszlachetniać?
Warto więc przeczytać "Pamięć", tę powieść - dla mnie - o sile i głębi miłości, jaką człowiek jest w stanie obdarzyć drugiego człowieka, mimo nie najłatwiejszego kontekstu historycznego, o poświęceniu, do jakiego nas ona skłania, o wyrzeczeniach, o tym, że nierzadko trudno zrozumieć, dlaczego świat jest taki, a nie inny, ale przede wszystkim o tej sentymentalnej zdolności człowieka do opuszczenia, pozostawienia, nie odwracania się za siebie - bez pytań, bez odpowiedzi, bez niczego - bez ani jednej nawet łzy...
Osiemset jeden stron niesamowitej, enigmatycznej, wręcz sensualnej podróży, bynajmniej nie w znaczeniu geograficznym, bo tu historia ma więcej do powiedzenia, przez Niemcy i Węgry, przy czym częściej jednak po kraju, jak stanowi jedno z proverbiów polskich, naszych bratanków. Skądinąd nie sposób właściwie czytać, czy nawet odczytywać "Pamięci" bez znajomości, i to niemałej,...
więcej Pokaż mimo toSwego czasu napisałem recenzję Pamięci (,,Śmierć zegarkom'', Nowe Książki). Przedruk: https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/smierc-zegarkom/
Swego czasu napisałem recenzję Pamięci (,,Śmierć zegarkom'', Nowe Książki). Przedruk: https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/recenzje/smierc-zegarkom/
Pokaż mimo toBardziej właściwym tytułem byłoby słowo Niepamięć. W powieści tej mamy bowiem do czynienia z fragmentami pamięci, której z jakiś względów nie pamiętamy, które utraciliśmy, zapomnieliśmy, pamiętamy tylko fragmentarycznie. Owe puste miejsca w naszej pamięci, owe luki łamiące ciągłość, spójność naszych przeżyć skłaniają nas (oczywiście tych, którzy taką właściwość naszej pamięci o sobie samym chcieliby posiadać) do złożonych działań zmierzających do odtwarzania straconych przeżyć. W procesie odzyskania pamięci, wypełnianiu luk sięgamy po różne narzędzia, w tym także po mechanizm konfabulacji. To w końcu nasza pamięć, o nas samych i chcemy dobrze wypaść. Proces ten jest skomplikowany i żmudny. Jego przebieg jest chaotyczny i dopiero finał daje szansę na spójną i uporządkowaną, logicznie zwartą historię naszego życia. Niniejsza powieść jest niejako sprawozdaniem z tego procesu. Próbą odzyskania pamięci. Być może próbą stworzenia jej. Chaos towarzyszący temu procesowi odciska się na formie językowej, który dla mnie jest po prostu bełkotem wieloznaczności, sprzeczności i niejasności. Powieść czyta się okropnie. Nie wiem na ile jest to wątpliwa zasługa tłumacza, ale co drugie zdanie wymaga znacznych hermeneutycznych umiejętności, których niestety jak się okazuje, nie posiadam. Wymaga też nieskończonych pokładów cierpliwości, których już z cała pewnością nie posiadam. Wydawało mi się, że po przeczytaniu Sein Und Zait Heideggera nic mnie już nie zaskoczy, a jednak.
Bardziej właściwym tytułem byłoby słowo Niepamięć. W powieści tej mamy bowiem do czynienia z fragmentami pamięci, której z jakiś względów nie pamiętamy, które utraciliśmy, zapomnieliśmy, pamiętamy tylko fragmentarycznie. Owe puste miejsca w naszej pamięci, owe luki łamiące ciągłość, spójność naszych przeżyć skłaniają nas (oczywiście tych, którzy taką właściwość naszej...
więcej Pokaż mimo toNie pamiętam, bym z takim mozołem przedzierał się przez lekturę powieści. Po kolejnych powrotach do książki z trudem odnajdywałem pozostawiony wątek. Jedyne, co mnie przyciągało, to język. Plastyka opisów, wyszukana zmysłowość, przedstawienia wybranych scen niejednokrotnie mnie porywały, jednocześnie przykrywając opisywaną historię bohaterów. Często gubiłem się w trakcie lektury nie potrafiąc do końca wejrzeć w świat bohaterów, którzy przeżywali swoje życie w nieznanej mi skali niuansu. Przeczytałem tę książkę. Wszedłem na szczyt, ale zamiast zapierających dech widoków, cały czas byłem w lesie. Niemniej, nie żałuję wędrówki. Były w trakcie lektury chwile wzlotu. Czytając wielokrotnie złożone zdania czułem się jak liść, który wiruje z każdym podmuchem wiatru nie wiedząc, gdzie wyląduje. Chwilami dałem się ponieść i to było piękne.
PS. tym razem świadomie nie daję jednej oceny. Równie dobrze może to być i 3, i 9.
Nie pamiętam, bym z takim mozołem przedzierał się przez lekturę powieści. Po kolejnych powrotach do książki z trudem odnajdywałem pozostawiony wątek. Jedyne, co mnie przyciągało, to język. Plastyka opisów, wyszukana zmysłowość, przedstawienia wybranych scen niejednokrotnie mnie porywały, jednocześnie przykrywając opisywaną historię bohaterów. Często gubiłem się w trakcie...
więcej Pokaż mimo toWęgierska cegła.
Zdania na półtorej strony. Badanie pamięci ludzkiej poprzez analizowanie dojrzewania i kłębiących się w człowieku odczuć. Łączenie spraw wewnętrznych ze społecznymi. To wszystko i jeszcze więcej zawarte zostało w prozie Petera Nadasa. Ponad 800-stronicowa powieść „Pamięć” to dzieło monumentalne. Z dzisiejszej perspektywy wciąż zaskakuje swoim modernizmem, ale i wątkami społecznymi. W tym opisami aktu homoseksualnego. Z resztą bardzo XX-wieczne jest to rozedrganie głównego bohatera.
Główna akcja dzieje się w Berlinie lat 70. Odwiedzamy też Budapeszt, gdzie poznajemy dziecinne losy bohatera. To właśnie ten etap i związane z nim konsekwencje wydają się być najciekawsze. Nadas unika opierania konstrukcji swojego bohatera (imię jego poznają tylko najwytrwalsi tj. ok. 650 strony) o wyjątkowe traumy. Tym samym udowadnia, że tworzenie fikcji nie musi być efektowym epatowaniem złych przeżyć. Co więcej, psychologiczna prawda, jaka z „Pamięci” się wyłania jest taka, że niekoniecznie drastyczne zdarzenia nas kształtują, a suma drobiazgów, nieistotnych zdarzeń czy przypadkowych spotkań.
Jest też historia przez duże „H”. Przedstawiona z punktu widzenia kasty uprzywilejowanej. Rewolucja roku 1956 jest tu przywołana, opisana i jest jednym z najlepszych wątków historii. Historii, która kończy się nieco odmiennie niż można było sądzić. Fascynujące doświadczenie literackie. Dygresja na dygresji, a do tego szukanie znaczeń poukrywanych między słowami. Dość powiedzieć, że nie jest to lektura na dzisiejsze czasy, ale dobrze, że trafiła do nas z trzydziestoletnim opóźnieniem.
Inne: http://www.nowamuzyka.pl/author/jaroslawszczesny/
Węgierska cegła.
więcej Pokaż mimo toZdania na półtorej strony. Badanie pamięci ludzkiej poprzez analizowanie dojrzewania i kłębiących się w człowieku odczuć. Łączenie spraw wewnętrznych ze społecznymi. To wszystko i jeszcze więcej zawarte zostało w prozie Petera Nadasa. Ponad 800-stronicowa powieść „Pamięć” to dzieło monumentalne. Z dzisiejszej perspektywy wciąż zaskakuje swoim modernizmem,...
"Pamięć" to bezapelacyjnie proza najwyższej próby, której w żaden sposób nie zaszkodził upływ czasu (od chwili publikacji mija 31 lat),a z pewnością pomógł pierwszorzędny przekład Elżbiety Sobolewskiej. Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, ponieważ książka chwilami przytłacza i nuży, ale pozostaję pod ogromnym wrażeniem. I jakkolwiek rzadko można mówić o kunszcie pisarskim, Peter Nádas z pewnością go posiadł.
Pełny tekst tu:
http://czytankianki.blogspot.com/2017/11/pamiec.html
"Pamięć" to bezapelacyjnie proza najwyższej próby, której w żaden sposób nie zaszkodził upływ czasu (od chwili publikacji mija 31 lat),a z pewnością pomógł pierwszorzędny przekład Elżbiety Sobolewskiej. Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, ponieważ książka chwilami przytłacza i nuży, ale pozostaję pod ogromnym wrażeniem. I jakkolwiek rzadko można mówić o kunszcie...
więcej Pokaż mimo toDobrze napisana, ciekawa, dobrze się czyta ale za rzadko po zdaniach są kropki, częściej przecinki, co powoduje że zdania są czasem na pół strony i więcej, więc trudno się czasem połapać o co chodzi w danej historii, ponieważ autor z jednego wątku skacze na drugi.
Dobrze napisana, ciekawa, dobrze się czyta ale za rzadko po zdaniach są kropki, częściej przecinki, co powoduje że zdania są czasem na pół strony i więcej, więc trudno się czasem połapać o co chodzi w danej historii, ponieważ autor z jednego wątku skacze na drugi.
Pokaż mimo toLiteratura dla wymagającego czytelnika. Kunszt pisarski widoczny nie tylko na poziomie kompozycji, wielopłaszczyznowej i skomplikowanej narracji, przeskokach w czasie, wielowątkowości ale również na poziomie konstrukcji psychologicznej postaci. Niespieszna, esencjonalna proza.
Literatura dla wymagającego czytelnika. Kunszt pisarski widoczny nie tylko na poziomie kompozycji, wielopłaszczyznowej i skomplikowanej narracji, przeskokach w czasie, wielowątkowości ale również na poziomie konstrukcji psychologicznej postaci. Niespieszna, esencjonalna proza.
Pokaż mimo to