Ze świętej góry
- Kategoria:
- reportaż
- Tytuł oryginału:
- From the Holy Mountain
- Wydawnictwo:
- Noir sur Blanc
- Data wydania:
- 2017-01-18
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-01-18
- Liczba stron:
- 608
- Czas czytania
- 10 godz. 8 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365613059
- Tłumacz:
- Krzysztof Obłucki
- Tagi:
- Bizancjum chrześcijaństwo historia kultura literatura faktu obyczajowość relacja z podróży religia sztuka wspomnienia z podróży
Bogata mieszanka historii i duchowości, przygód i polityki, powiązana nicią czarnego humoru, znanego czytelnikom Williama Dalrymple’a z jego poprzednich utworów.
W 587 roku naszej ery, dwóch mnichów, Jan Moschos i Sofista Sofroniusz, rozpoczynają niesamowitą podróż przez świat bizantyjski, od brzegów Bosforu po piaskowe wydmy Egiptu. Ich celem jest zebrać mądrość mędrców i mistyków z Bizantyjskiego Wschodu przed upadkiem ich delikatnego świata pod siłą Islamu. Prawie 1500 lat później, wykorzystując pisma Jana Moschosa jako swój przewodnik,
William Dalrymple wyrusza, by odtworzyć ich drogę. Gdy zdamy sobie sprawę, że w tej podróży towarzyszyły mu: wojna domowa w Turcji, ruiny Bejrutu, napięcia w Banku Zachodnim i bunt fundamentalistów w Egipcie, sprawozdanie Williama Dalrymple’a staje się porywającą elegią dla ginącej cywilizacji wschodniego chrześcijaństwa.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Demony, których nie ma
Nie skłamię chyba, a już na pewno nie minę się z prawdą, moi drodzy Państwo, kiedy stwierdzę, że współczesne wyobrażenie na temat klasztornego życia przed setkami lat zostało ukształtowane przez Umberto Eco i jego „Imię róży” wraz z ekranizacją z 1982 roku z Seanem Connerym w roli głównej. Świat stworzony przez włoskiego pisarza jest pełen mroku, mistyki, niepokoju, a wstrząsowi towarzyszącemu fermentowi intelektualnemu – związanemu z herezjami – dorównuje tylko ten powodowany przez siły nieczyste. Wydaje się jednak, że tę nieco szaloną rzeczywistość dawno temu przykryły już piaski racjonalnej nowoczesności. William Dalrymple postanowił udowodnić jednak, iż mnisi wciąż pamiętają o niebezpieczeństwach czyhających na ich szacownych poprzedników – wliczając w to, oczywiście, demony.
Geneza „Ze świętej góry” jest dosyć prosta – autor, podróżnik i znawca sztuki, zainspirowany podróżą odbytą przed tysiąc czterystu laty (!) przez dwóch chrześcijańskich mnichów, Jana Moschosa i Sofroniusza, postanawia wyruszyć na poszukiwania śladów bizantyjskiego świata. Brzmi to trochę jak zajawka nudnawego programu telewizyjnego o kolejnych wykopaliskach archeologicznych, prawda? Nic bardziej mylnego; Dalrymple przejeżdża przez targaną wojną domową Turcję, rozmawia z watażkami libańskich konfliktów, odwiedza pogrążoną w niepokoju Palestynę. Aby oddać skalę jego doświadczeń, dodam, że pobyt w Syrii uznał za spokojną odskocznię i okazję do złapania oddechu; jego podróż miała miejsce na długo przed kryzysem imigracyjnym, a mimo wszystko – w jej trakcie stawiał czoło dziesiątkom niebezpiecznych sytuacji, co oczywiście szczegółowo opisuje.
Ogromną zaletą tej długiej książki jest jednak to, że Dalrymple potrafi schować się gdzieś w tle, odsunąć własne przeżycia na drugi plan i całkowicie oddać głównemu tematowi. Tym jest opis bizantyjskiego świata, w którym można wyróżnić dwie zasadnicze drogi. Na pierwszą składają się fragmenty poświęcone wszelkim śladom pozostałym po starożytnym i średniowiecznym chrześcijaństwie. Pisarz odwiedza zarówno klasztory, jak i wykopaliska, a także pozostawione bez opieki ruiny – wszystko to pozwala mu na snucie pięknej, choć tragicznej i przejmującej narracji o świecie, który umarł, a teraz ulega przyspieszającemu z dnia na dzień rozkładowi. Korzenie współczesnej cywilizacji ulokowane były dokładnie tam, gdzie dziś dochodzi do krwawych konfliktów, a gdy płoną ulice, nikt nie przejmuje się stworzonymi tysiąc lat wcześniej mozaikami. Dalrymple ubolewa zarówno nad losem współczesnych ofiar, jak i niepowetowanymi stratami materii historycznej, co czyni z „Ze świętej góry” przepiękną elegię dla dominującej niegdyś kultury.
Na drugą niezwykle ważną część wywodu Dalrymple składa się próba odtworzenia życia braciszków sprzed setek lat. Ich świat okazuje się wyjątkowo ciekawy, choć wcale nie powinien taki być: który z poszukujących przygód odbiorców zdecydowałby się czytać o dniach wypełnionych ascezą? Angielski pisarz udowadnia jednak, że stara dobra maksyma Goi o demonach harcujących w trakcie snu umysłu sprawdza się także w realiach klasztornych. Dla mnichów demony były nie tylko symbolem grzechu, barwną metaforą niosącą znaczenia, ale pozbawioną niebezpieczeństw natury fizycznej; oni, zamknięci w mrocznych celach i podążający ścieżką najgłębszej introspekcji, rzeczywiście się ich bali i z nimi walczyli. Jedynym pocieszeniem była dla nich obecność – nie duchowa, lecz cielesna, tak jak w przypadku sił nieczystych – świętych patronów. A co najciekawsze, w niektórych monasterach wiara w te fizyczne manifestacje pozostaje żywa, choć, jak się wydaje, zamiast słowa „demon” braciszkowie wolą „mason”. Cóż, sam Dalrymple został ostrzeżony, że może stać się jednym z nich, jeśli nie przejdzie na prawosławie. Nie zmienia to jednak faktu, iż udało mu się po mistrzowsku opisać mroczniejsze, zahaczające o szaleństwo i niepokojące aspekty ascezy, która, zgodnie z powszechnym mniemaniem, powinna prowadzić do świętości.
„Ze świętej góry” to zdecydowanie więcej niż książka podróżnicza. To zapis długiej i wyczerpującej podróży, nie tylko fizycznej, ale i duchowej. Można traktować go jako raport z martwego niemal – i znikającego w przerażającym tempie – świata. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych historią religii.
Bartosz Szczyżański
Książka na półkach
- 199
- 60
- 27
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
- 1
Opinia
William Dalrymple - nasz dzielny Szkot, którego znacie z recenzji „Powrotu króla” i „Miasta dżinów. Rok w Delhi” wyruszył na bardzo nietypową wyprawę. Zafascynowany wspomnieniami innych podróżników – Jana Moshosa i Sofroniusza Sofisa postanawia podążyć ich śladami.
I pewnie nie byłoby to aż tak nietypowe, gdyby tych wypraw nie dzieliło w czasie ponad.... 1300 lat.
Dwaj bizantyjscy mnisi chcieli odwiedzić najważniejsze miejsca, na które wpływ miała kultura ich kraju. A czasy były złe i niepewne, bo na podbój świata ruszyli już wyznawcy Proroka Mahometa. Niedługo po zakończeniu wyprawy Jana Moshosa i Sofroniusza Sofisa, świat, który opisywali w swoich pamiętnika z podróży już nie istniał.
William Dalrymple chciał obejrzeć to, co do dziś zachowało się z czasów bizantyjskich. Wyruszając ze stolicy ówczesnego Wschodu czyli Bizancjum starał się odnajdywać miejsca, które w owych czasach słynęły ze wspaniałej architektury lub świątobliwych mężów kościoła prawosławnego.
Wnioski, do jakich dochodzi są zaskakujące. Istambuł, po przeniesieniu stolicy Turcji do Ankary stracił większość ze swojej magii. Polityka władz tureckich, przypomina jedną władzę również uważającą, że to co było przed nimi jest bezwartościowe. Doprowadza to do niszczenia materialnych dowodów na to, że kulturę i sztukę krzewili tam głównie Grecy lub – w innych częściach kraju – chrześcijańscy Ormianie. Dochodzi do takiej paranoi, że młode pokolenie wychowane nawet nie na kreskówkach, tylko na czasami lekko podejrzanych źródłach internetowych potrafi twierdzić, że na przykład taki Homer nie był Grekiem lecz Turkiem i nie miał na imię Homer, tylko Omar, a wszystkie zabytki Stambułu to efekt wspaniałego rozkwitu Imperium Osmańskiego. A że fakty temu przeczą, tym gorzej dla faktów. Celowo i świadomie są niszczone (lub całkowicie niechronione, co powoduje te same skutki, nieco tylko wydłużone w czasie) zabytki kultury przedmuzułmańskiej. Popadają w ruinę świątynie, a cmentarze i forty, są „dyskretnie" wysadzane przez wojsko. Jest to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy w Turcji coś zostaje zrobione profesjonalnie i skutecznie, bo po płytach nagrobnych nie pozostaje nawet ślad.
Obecnie kozłem ofiarnym są Kurdowie, którzy jednak stosunkowo niedawno, bo na początku XX w. wspierali ochoczo Turków w akcjach zwalczania Ormian. Teraz przyszła kolej na nich samych, bo z mieszkających tam od wieków Ormian została już nieliczna garstka.
Co i tak nie przeszkadza w ich prześladowaniu i dyskretnym mordowaniu.
Zupełnie inna sytuacja ma miejsce raptem 20 lat temu w Syrii. Aleppo było najbardziej tolerancyjnym dla innowierców miastem, a Syria – najbardziej przyjaznym i tolerancyjnym krajem Bliskiego Wschodu. Chrześcijanie przeróżnych nurtów, jazydzi, potomkowie Chaldejczyków czy perskich Czcicieli Ognia żyli sobie spokojnie w „straszliwej dyktaturze” rodu Assadów. A chwalił te rządy jako światłe i sprawiedliwe sam Prawosławny Patriarcha Antiocheński.
Tak, w tym samym Aleppo, w którym nieprzerwanie od 2011 trwają walki z oficjalnymi władzami syryjskimi prowadzone przez „demokratyczną opozycję”. Składającą się, jak to w demokratycznych opozycjach bywa z „prześladowanej” większości sunnickiej. Fakt, że kiedy obejmie ona władzę to alawici, druzowie, imamici i ismailici, prawosławni, Chaldejczycy czy katolicy lub protestanci stracą swoją uprzywilejowaną pozycję jest chyba oczywisty. I z dużym prawdopodobieństwem – razem z głowami i majątkiem.
Dziwne to wszystko, że aspirująca do Unii Europejskiej Turcja okazała się krajem barbarzyńskim, a „nieokrzesana, krwawa dyktatura syryjska” najbezpieczniejszym dla innowierców krajem Bliskiego Wschodu, bardziej nawet chwalonym niż Liban, gdzie z mocy prawa prezydent jest maronitą, premier sunnitą, przewodniczący pierwszej izby parlamentu szyitą, przewodniczący drugiej greckim ortodoksem.
Wizyty w Libanie, Egipcie, Izraelu czy Zachodnim Brzegu Jordanu też pokażą Wam nieco inny obraz świata, niż ten aktualnie obowiązkowy, a głoszony w ramach Pax Americana.
Z weselszych tematów – kościół wschodni na tamtych obszarach ma takich nawiedzonych wyznawców, że nawet co bardziej "odjechani" przedstawiciele "personelu naziemnego" wydadzą się Wam sympatycznymi liberałami.
Do tej pory kult słupników ma się dobrze, a najbardziej znanym był niejaki św. Szymon Słupnik Starszy. Uprawnienia świętego w kościele katolickim utracił podobno w latach 60-tych XX w, gdyż uznano, ze gość raczej, jak to mówiła moja Babcia „nie miał wszystkich w domu”. Jednak napotkani przez Williama Dalrymple ortodoksyjni prawosławni uważający papieży za Antychrystów, a ich matki za Nierządnice Babilońskie odebrania Szymonowi Słupnikowi tytułu świętego do wiadomości nie przyjmują.
W jednym z odwiedzonych przez Williama miast jest nawet projekt wybudowania świątyni z miejscem dla słupników. Ba, jest nawet kandydat na to zaszczytne stanowisko, tylko chwilowo nie pełni funkcji, bo... robi doktorat za granicą.
Tak sobie pomyślałem – a może by tak i u nas ?
Bardzo piękna wizja :-D
William Dalrymple - nasz dzielny Szkot, którego znacie z recenzji „Powrotu króla” i „Miasta dżinów. Rok w Delhi” wyruszył na bardzo nietypową wyprawę. Zafascynowany wspomnieniami innych podróżników – Jana Moshosa i Sofroniusza Sofisa postanawia podążyć ich śladami.
więcej Pokaż mimo toI pewnie nie byłoby to aż tak nietypowe, gdyby tych wypraw nie dzieliło w czasie ponad.... 1300 lat.
Dwaj...